Skocz do zawartości

Salmonella

Brony
  • Zawartość

    388
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Salmonella

  1. Za samotniczkę się nie uważam - przeciwnie, uwielbiam ludzi. Jeśli spędzam czas sama, to tylko przez zamiłowanie do rozwijania się, chęć przeczytania czegoś czy nauki. Z drugiej strony dobrze dobrane grono znajomych świetnie wspiera taki rozwój i pracę nad sobą - ilu fascynujących artykułów czy książek nie znalazłabym bez tych ludzi, ilu dyskusji bym nie odbyła, ilu pojęć bym nie poznała! Nie mówiąc już o inspiracji, jaką zapewniają mi takie osoby wokół mnie.

     

    Dlaczego więc przyszłam? Cóż, jestem ciekawa, jakie korzyści płyną z większej ilości czasu dla siebie. Te, które znam, już wymieniłam - możliwość rozwoju, nauki, zapoznawania się z interesującymi materiałami. W gruncie rzeczy to nawet te zajęcia są dla mnie ściśle powiązane z ekstrawertyzmem, bo po co czytać książkę, jeśli nie mogę potem przeprowadzić z kimś debaty na temat występujących w niej dylematów moralnych? Chętnie usłyszę o innych korzyściach i kto wie, może nieco zmienię plan dnia?

     

    Kiedy teraz o tym myślę, to odkrywam że ostatnimi czasy znacząco wzrósł odsetek moich relacji opartych takich czy innych formach komunikacji online. Mam nadzieję, że nie przekreśla to prawdziwości pierwszego akapitu - chętnie widywałabym te osoby codziennie, gdyby nie dzielące nas odległości. Mam szczęście (?) w poznawaniu fascynujących osób w odległościach zaczynających się od pięciuset kilometrów.

    • +1 2
  2. 1. Gdzie byłeś?
    W lipcu tego roku skorzystałam z faktu, że berlińskie mieszkanie mojej krewnej chwilowo stało puste i spędziłam tydzień właśnie w Berlinie. Dodam, że wspomniane mieszkanie znajdowało się w dzielnicy Friedrichshain, a na "mojej" ulicy było więcej knajp, kawiarni i restauracji niż w całym Bytomiu (nie żeby było to szczególne osiągnięcie).
     
    2. Twoje ogólne wrażenia.
    Jak najbardziej pozytywne - częściowo związane z walorami samego miasta, a częściowo z całkowicie nowym dla mnie doświadczeniem całkowitej wolności, braku rodziny i znajomych w pobliżu, możliwości wsiadania rano na rower i jechania dokładnie tam, gdzie się chce... No dobrze, tam gdzie się chce dotyczyło sytuacji, w której znałam trasę, co nie zawsze się zdarzało. Inna sprawa, że po dwóch dniach zupełnie przestałam przejmować się tym, gdzie jadę - po prostu skręcałam tam, gdzie zauważyłam coś interesującego, a kiedy po jakimś czasie decydowałam się jednak porzucić zupełnie nieznaną okolicę na rzecz nieco bardziej konkretnego celu, rozglądałam się w poszukiwaniu wieży telewizyjnej (Fernsehturm), która była widoczna z praktycznie każdego punktu we wschodniej części Berlina. Kierując się w jej stronę dojeżdżałam do centrum i... tak, to działało. To za każdym razem działało.
    Skoro już jestem przy rowerach to chętnie bym się przez chwilę pozachwycała tym, jak przyjaźni są berlińscy kierowcy i piesi wobec kolarzy, ale podejrzewam, że informacja ta nie zadziwi nikogo bardziej doświadczonego w zachodnioeuropejskich wojażach. Cóż - mnie zadziwiła. Tak czy siak podejrzewam, że na siodełku spędziłam przynajmniej ⅓ czasu na zewnątrz.
    Ach, akcent. Zazwyczaj obce akcenty angielskiego pozytywnie wpływają na moje zrozumienie treści, ale nie w przypadku niemieckiego. Był straszny.
     
    3. Najfajniejsze miejsca/ obiekty jakie widziałeś. Które polecasz a których nie?
    Po przyjeździe z radością odkryłam, że berlińskie muzea oferują darmowy wstęp osobom do osiemnastego roku życia i przyznam, że korzystałam z tego przywileju. Najpozytywniejsze wrażenia wyniosłam chyba z Deutsches Historisches Museum - nie jestem jakąś szczególną fanką historii Niemiec, ale odpowiadał mi sposób przedstawiania informacji w tym miejscu, a poruszanie się po nim było bardzo intuicyjne. Zdecydowanie mój numer jeden. Jeśli chodzi o muzea z Wyspy, to najlepsze wrażenie zrobiło na mnie Pergamonmuseum. Wybierałam się tam przez dwa dni, ale za każdym razem przerażała mnie kolejka i umieszczona gdzieś w ⅓ jej długości tabliczka informująca, że przewidywany czas oczekiwania dla osób stojących w tym miejscu wynosi dwie godziny. Ostatecznie któryś z dni zaczęłam od wybrania się do Pergamonu - pojawienie się pod budynkiem około dwudziestu minut przed otwarciem pomogło, zjadłam śniadanie w kiluosobowej kolejce i weszłam do środka bez problemu. Kiedy jakieś trzy kwadranse później wychodziłam tą samą drogą, za tabliczką o dwóch godzinach oczekiwania stało już kilkadziesiąt osób... Biorąc pod uwagę pogodę i zupełny brak cienia na większości placu mam wrażenie, że muzeum mogłoby sporo zarobić sprzedając oczekującym chłodne napoje i/lub parasolki.
    Z muzeów do gustu nie przypadła mi Alte Nationalgalerie, ale zapewne wiąże się to z umiarkowanym entuzjazmem, jaki budzi we mnie malarstwo wystawianych tam okresów.
    Jeśli chodzi o miejsca niezwiązane z muzeami, to byłam absolutnie zachwycona ilością ładnych, czystych parków rozrzuconych w różnych miejscach miasta. Do moich ulubionych należał ten za Bode-Museum, w którym to któregoś popołudnia przez jakąś godzinę obserwowałam ludzi grających w dziwaczną grę polegającą na rzucaniu jednymi patykami w inne tak, żeby ostatecznie przewrócić patyk z koroną na czubku.
    Przez jakiś czas kręciłam się też po Alexanderplatzu. Niestety ilość i jakość występów artystów ulicznych nie umywała się do mojego ulubionego pod tym względem londyńskiego Trafalgar Square, a policja wyganiała co lepszych muzyków, ale i tak było całkiem przyjemnie - zwłaszcza w jeden z ostatnich dni, kiedy przez dłuższy czas ukrywałam się przed ulewnym deszczem pod mostem (?), jedząc bułki, popijając sok, obserwując artystę rysującego kredą na bruku i rozmawiając z innymi amatorami suchości.
     
    4. Co dobrego/ nowego/ dziwnego jadłeś?
    Mimo doskonałych warunków dawanych mi przez moją ulicę nie miałam - głównie finansowej okazji - na regionalne ekstrawagancje kulinarne. Rozkoszowałam się za to tanim liczi. Uwielbiam liczi.
     
    5. Jacy byli ludzie? Był ktoś specjalny, wart wspomnienia?
    Ku mojej rozpaczy podczas podróży Polskim Busem żaden sąsiad nie był chętny do rozmowy. Na miejscu planowałam spotkanie z kilkoma osobami z forum AVEN, ale ostatecznie nie wypaliło, więc pozostały mi rozmowy z losowymi obcymi osobami. Tutaj zdecydowanie wybija się Hiszpanka, która obsługiwała mnie w jednym z butików. Te butiki! Nie cierpię zakupów, mój gust w stroju ogranicza się do wybierania rzeczy wygodnych, schludnych i w miarę możliwości pozbawionych napisów... Mimo wszystko kilka małych sklepów z ubraniami w okolicy mojego tymczasowego mieszkania absolutnie mnie urzekło. Minusem wspomnianej niewielkości była bardzo mała ilość prowizorycznych przebieralni - właściwie to minusem pozornym, bo dzięki oczekiwaniu na zwolnienie zasłonki przez inną klientkę porozmawiałam z ekspedientką o restauracjach, językach, pogodzie i warunkach mieszkaniowych. Nie była to może najbardziej ambitna dyskusja w moim życiu, ale mimo wszystko bardzo przyjemna - no i miałam okazję zamienić kilka zdań po hiszpańsku. Innym kontaktem z drugim człowiekiem, który z niewiadomych powodów rozradował mnie ponad miarę, było kilka minut rozmowy z Meksykaninem, którego spotkałam na wspomnianym wcześniej Alexanderplatzu. Piątek przed moim wyjazdem, leje, a na placu odbywa się festyn, podczas którego ekipa techniczna na drabinach przymocowuje parasole dla ochrony reflektorów, a przemoczona iluzjonistka z zadziwiającą determinacją usiłowała rozbawić publiczność składającą się z kilku osób skulonych pod parasolkami. Jakaś kobieta z dziećmi dysponowała olbrzymim, barowym parasolem, pod którym schroniłam się i ja. Po chwili dołączył do nas wspomniany Meksykanin, w stroju w dużej mierze przypominającym ten zaprezentowany przez Cheese Sandwicha w Pinkie Pride. Przytrzymuje parasol, rozmawia przy tym przez zestaw słuchawkowy (wciąż nie przyzwyczaiłam się do ludzi mówiących "do siebie"), po chwili przestaje. Po zakończonym widowisku zamieniliśmy kilka zdań, nie pamiętam już o czym. Mimo wszystko z jakiegoś powodu zapamiętałam tego człowieka i wiem, że odeszłam od niego z uśmiechem na twarzy.
    Być może kolejną relację zdam w kwietniu w przyszłego roku. Miesiąc później na praskiej Czequestrii spotkałam osobę z tego miasta, więc kolejna wyprawa nie będzie już do kogoś konkretnego.
     
    6. Poznałeś trochę nowej niskiej lub wysokiej kultury/ innych mentalności?
    Mentalności? Żałuję, ale nie - może poza tym, że miałam wrażenie, iż ludzie znacznie mniej niż u nas przejmują się wyglądem. A kultura? Wzmiankowane muzea. Nieco kiczowate, ale wciąż zachwycające rysunki kredą na ulicach. Nielubiani przez policję muzycy uliczni. Kuszący teatr na kółkach w okolicach Monbijoustraße, na którego przedstawieniu ostatecznie nigdy się nie pojawiłam. No i street art - przeglądam w Internecie galerie takich dzieł z różnych miast, ale to Berlin najbardziej mnie urzeka. Śledziłam kolejne malunki na jego ulicach jeszcze przed wyjazdem, więc widzenie ich na co dzień na swojej drodze było przyjemnością. El Bocho!
     
    7. Podziel się fotkami! 
    Naprawdę próbowałam pamiętać o zdjęciach, ale znowu nie wyszło. Mam jedno. Sklep z pluszowymi wędlinami po prostu musiał zostać sfotografowany. Jeśli dobrze pamiętam to znajdował się przy Boxhagener Straße, ale mogę się mylić. Co ciekawe, istnieje od około roku, co sugerowałoby, że jakimś cudem da się go utrzymać. Kto by nie chciał pluszowej szynki?

    2eevbwp.jpg

     
    Nominacje... Nie znam ludzi, a już na pewno nie znam ludzi, którzy będą zadowoleni z otagowania. Powiedzmy, że Discors, Cahan i... Cóż, dajmy na to że 19 osoba z listy użytkowników online. Oksymoron?
    • +1 1
  3. Staram się unikać przywiązywania do przedmiotów i jak na razie dobrze mi to wychodzi. Czuję się o wiele bardziej komfortowo bez takiego materialnego bagażu i czuję, że w tej chwili mogłabym bez problemu pozbyć się dowolnej z posiadanych przeze mnie rzeczy bez narażania się na nagły przypływu sentymentu. Przywiązanie do książek nie wchodzi w grę - przez całe życie przyzwyczaiłam się do wypożyczania ich z bibliotek i kolekcjonowanie tomów nigdy nie weszło mi w krew. Jedyna biblioteczka jaką posiadam to ta odziedziczona po tacie, a i z nią mogłabym się bez problemu rozstać. Jeśli widzę jakąś zaletę posiadania zbioru książek, to jest to po prostu możliwość sięgania do nich w razie potrzeby, na przykład przy poszukiwaniu konkretnego cytatu. Na moje nastawienie zapewne wpływa tu też niechęć do czytania tych samych tekstów po raz drugi.

    Do nieco innej kategorii zaliczają się płyty. Do tych często wracam, ale moja sympatia dla nich także ogranicza się głównie do przydatności, więc prawdopodobnie nie miałabym problemu z przerzuceniem się któregoś dnia na np. jakiś wirtualny odpowiednik. No dobrze, może trochę brakowałoby mi książeczek z tekstami...

     

    Wydaje mi się, że skarby stosunkowo często są związane nie z wartością użytkową, ale ze wspomnieniami które wywołują. Przyznam, kiedy pisząc tę wiadomość uniosę wzrok nad monitor, zobaczę tablicę korkową z identyfikatorami z kilku konwentów i meetów. Na chwilę obecną są tam oba śląskie zorganizowane, I świąteczny ponymeet, tegoroczne MLK oraz Czequestria. Czy jestem do tych rzeczy szczególnie przywiązana? Raczej nie. Mimo to czasem wywołują one uśmiech na mojej twarzy i jeśli nie uniemożliwiłyby mi tego względy transportowe, to prawdopodobnie wrzuciłabym je do walizki przy przeprowadzce. Może za kilka lat faktycznie będą one moimi skarbami? Podejrzewam, że wiek, a co za tym idzie ilość zebranych doświadczeń, jest tutaj jedną z kluczowych kwestii. Mimo to liczę, że jeszcze przez długi czas będę w stanie iść przez życie bez targania za sobą worka pełnego książek, płyt, identyfikatorów, zdjęć, kamieni, filiżanek czy zasuszonych kwiatów.

    • +1 1
  4. Na moment przestaję maniakalnie obserwować temat, a tu takie ciekawe dyskusje... Ogólnie rzecz biorąc zgadzam się z EverTree, mam tylko jedno ale.


    (...) nie należy wyszukiwać od razu chorób psychicznych, kryptodewiacji czy innych groźnych dla społeczeństwa zachowań.

    Może coś przegapiłam, ale wydaje mi się, że jak dotąd jako możliwy powód takiej sytuacji wymieniono aseksualizm. Aseksualizm, który w żadnym wypadku nie jest dewiacją ani chorobą psychiczną, jest po prostu orientacją (poglądem, upodobaniem, nazywajcie jak chcecie). Ludzie tak żyją, są w normalnych związkach zgodnych z ich orientacją romantyczną (lub nie, bo mogą być także aromantyczni - i to też nie jest dewiacją). Domyślam się, że w swojej wypowiedzi nie miałeś na myśli asów, ale chciałam się upewnić.

    • +1 1
  5. Spanikowałem. Totalnie zacząłem panikować. 

    Chodzi o mój licencjat. Kończę go w końcu. 50 stron już napisane. We wtorek mam oddać.

    Ale materiały to są niestety mierne, momentami niemożliwe wydaje się znalezienie tego, czego najbardziej potrzeba.

    Do tego forma, mój stan rozumowania, myślenia... Bo fakt faktem, ja za głupi na studia jestem, mogłem iść do zawodówki.

    Boję się, że oddam tą pracę, a mi promotorka cofnie. I, że zamiast bronić się w czerwcu, to będę musiał bronić się we wrześniu lub za rok. Albo, że nigdy nie uda mi się obronić licencjata i tym samym będę skazany na porażkę życiową - jestem po humanie w LO, więc w zasadzie nie mam nic.

    Zakładam, że jakiekolwiek zapewnienia, iż jesteś inteligentny, starasz się i na pewno wszystko się uda teraz do Ciebie nie trafią. Cóż.

    Rozumiem, że się boisz, ale spróbuj opanować tę panikę. Zamiast rozważać najgorsze scenariusze postaraj się do nich nie dopuścić - bo jeśli teraz skupisz się na analizowaniu poprzednich błędów, to rzeczywiście może się nie udać, a szkoda, bo jesteś o krok i wbrew temu, co Ci się wydaje nie jesteś na straconej pozycji. Wiem, że mówi to licealistka, której się w życiu wszystko udaje i nie ma pojęcia o Twojej sytuacji, ale najlepsze, co możesz teraz zrobić to opanować się, wykrzesać z siebie trochę optymizmu i walczyć dalej. Wierzę w Ciebie, założę się że kilka innych osób też - i Ty także powinieneś.

  6. Postanowiłam w końcu zrealizować moją, wartą 250 złotych, kolekcję bonów do empiku i jakiś tydzień temu zamówiłam sobie wszystko, co mi wpadło w ręce. Większości płyt, które planowałam kupić, niestety nie było, poza Scratch my back Petera Gabriela. To ostatnie nabyłam razem z drugą częścią projektu, And I'll scratch yours. Samo wydanie jest świetne - mimo, że pudełko dość niewymiarowe i zmusiło mnie do reorganizacji półki z płytami. Oprócz tego soundtrack z Nędzników, jedynego z moich ulubionych musicali jaki mieli na składzie. No i Christmas Cornucopia Annie Lennox. Oprócz płyt kupiłam książkę o gramatyce hiszpańskiego, po pierwszym przejrzeniu jestem zadowolona (jest nawet rozdział o różnicach w odmianie południowoamerykańskiej!) i fiszki z tegoż języka. Nigdy nie korzystałam z tej pomocy naukowej i jestem ciekawa jak mi pójdzie.

     

    2iiesmq.jpg

    htfb7a.jpg

    2qv3yhs.jpg

    vzy32o.jpg

  7. Myślałam, że takie żałosne teksty padają tylko ze strony dziewczyn.  :yHRvV:

    No to teraz ujawnię moje zdanie - obawiam się, że kontrowersyjne - na temat opiewanego w pieśniach friendzone'a.

     

    Ja rozumiem, że to boli. Rozumiem, że człowiek sobie nie potrafi logicznie wyjaśnić dlaczego ta wymarzona druga połówka go odrzuciła. Problem w tym, że faktycznie się nie da - bo choćby nie wiem jak bardzo się kogoś lubiło to nie można wymusić na sobie zakochania się w nim. A związek z przyjacielem/przyjaciółką stworzony tylko po to, żeby kogoś nie zranić przeważnie staje się toksyczny i nie za bardzo wiadomo co z nim zrobić.

     

    Nie mówię, że nie można skarżyć się na nieszczęśliwą miłość, wręcz przeciwnie, zwierzajcie się ile chcecie. Rozumiem, że z tego nie tak łatwo się "wyleczyć". Nie zmienia to faktu, że oskarżanie obiektu naszych uczuć po odesłaniu nas do friendzone'a o okrucieństwo jest niesprawiedliwe. Bo sami powiedzcie - czy umielibyście w tym momencie odwrócić się od tamtej osoby i zacząć się umawiać z kimś, do kogo nie czujecie niczego poza sympatią?

    Ciekawostka - stronie friendzonującej też bywa przykro - zwłaszcza, jeśli formułka "Zostańmy przyjaciółmi" nie jest tylko frazesem, ale faktyczną chęcią utrzymania dobrych stosunków.

    • +1 4
  8. O Alberichu zupełnie zapomniałam w kontekście ludzi ze Śląska - i zgadzam się, pominięcie go to znaczny błąd. No i dziękuję za komplement :) Co do meetów - Laser House? Czuję się wykluczona, nie miałam pojęcia o takim wydarzeniu. Maxy Meetów natomiast nie uwzględniłam tak samo, jak masy innych "autorskich" spotkań.

  9. Zwrócono mi uwagę na błąd merytoryczny w artykule o śląskim fandomie - II Śląski Zorganizowany Ponymeet odbył się 12 października, a nie, jak napisałam, listopada. Przepraszam za nieporozumienie.

     

    EDIT: Tak, i w 2013, a nie 2012 roku... Brawa dla mnie.

  10. Poza tym, nowa podstawa programowa ma o tyle lepiej, że w pierwszej klasie (o ile się nie mylę, jeśli tak to przepraszam) macie wszystkie przedmioty na równi. Dopiero od drugiej klasy są rozszerzenia. I to jest fajne. Ktoś w pierwszej klasie może być w mat-fizie. Wiadomo, po gimnazjum łatwo nie jest się zdecydować. Potem, w drugiej może się przenieść do np. klasy humanistycznej i WIELE nie traci. Nie musi nadrabiać roku. A rok to dużo... W starej podstawie programowej przeniesienie się z jednego profil na drugi oznacza dość duże straty... Poza tym, jestem w biol-chemie. Ostatni rocznik starej podstawy programowej. Całe trzy lata miałam 3h chemii w tygodniu. Drugoklasiści mają 6h w tygodniu i nauczycielka już zaczyna sama się gubić i nie wie, co dalej z nimi robić bo ma NADMIAR czasu. Serio, zazdroszczę...

    Owszem, w zakresie rozszerzonym przedmiotów uczymy się dopiero od drugiej klasy, ale - poza takimi szczęśliwymi szkołami jak moja, czyli pracującymi w systemie fakultatywnym - już idąc do liceum wybierało się profil.

     

     

     

    I o ile dobrze pamiętam z historią też są problemy. W 1 klasie kończy się to, co było w gimnazjum, czyli robi się chyba wojny i współczesność. A jak ktoś chce na rozszerzenie to w 2 klasie ma od nowa starożytność itd.  

    Jestem na rozszerzeniu z historii i powiem, że to nie jest złe! Zawsze irytował mnie fakt, że w kolejnych szkołach zaczynaliśmy od starożytności i praktycznie nigdy nie dochodziło się do II wojny, o PRL-u już nie wspominając. Teraz wreszcie zamknęliśmy te dwa ostatnie okresy. A starożytność na rozszerzeniu to całkiem inny materiał - bo oprócz dziesięciokrotnie robionych Egiptu, Grecji i Rzymu sięgnęliśmy do cywilizacji Kanaanu, Dalekiego Wschodu, dokładniej omówiliśmy Sumerów... Nie krytykowałabym tego, rozszerzenie naprawdę dużo zmienia w omawianiu tego okresu :)

     

     

     

    Tyle jest dobrego w tym, że skończy się kupowanie prac i tym podobne przekręty. Wydaje się to dość sprawiedliwe. Poza tym, język polski nie jest aż tak trudny. A że trafi na dział, który średnio umie? Trudno. Na maturze pisemnej też mogę trafić na dwa tematy z lektur, z których mi opornie szło. 

    Podpisuję się wszystkimi kopytkami. Może poza działami - moim zdaniem nie zaszkodziłoby dać dwóch do wyboru. Może poza tym, że musieliby wymyślić więcej tematów - ogólnie bank ma 300, co roku ma być wymieniane 100. Mimo to bardzo nad tym nie ubolewam - akurat z polskiego swojego poziomu jestem w miarę pewna.

     

     

     

    Pomarudzę na koniec o ustnej z polskiego. Po wylosowaniu mogę trafić na trzy pytania dotyczące tylko jednej lektury i wszystkie dotyczyć mogą jednego wydarzenia na przykład (pytania z "Zbrodni i kary") 1. O czym jest list matki do Raskolnikowa 2. Jaki stosunek ma Raskolnikow do Łużyna. 3. Ile zarabiała matka i ile wysyłała pieniędzy synowi. Te trzy pytania dotyczą jednego fragmentu, więc jak go nie pamiętasz to masz przerąbane. To mnie najbardziej martwi, bo z polskiego to zawsze byłem noga, a moja pamięć też kuleje. Na co mi wiedzieć jak interpretować dany wiersz, czy co to jest ubezdźwięcznienie. Jestem ścisłowcem i nie umiem przeprowadzać analizy głównego bohatera dajmy na to "Lalki" i udowodnić, że jest postacią romantyczną na podstawie "Krzyżaków", czy innej "Balladyny" jednocześnie uzasadniając, że wypełniał program pracy u podstaw (wiem, że przesadzam z tymi "Krzyżakami" i "Balladyną", ale u mnie na polskim co druga rozprawka tak mniej więcej wygląda).

    Nie, nie możesz trafić na trzy takie pytania. Na ustnej nie będzie pytań dotyczących treści lektur. Fakt, ich znajomość jest przydatna, aczkolwiek niekoniecznie musisz pamiętać konkretne wydarzenia. Ogólnie rzecz biorąc będzie to zagadnienie pokroju "Różne oblicza motywu tańca w literaturze", "Żywotność motywów biblijnych w literaturze późniejszych epok", "Modlitwa poetycka w utworach polskich twórców" czy "Stylizacja językowa - przedstaw różne jej rodzaje i cele ich użycia" (jedynka i czwórka to moje prywatne marzenia). Tematy są dobrane tak, że z obowiązkowych lektur da się dobrać do nich przykłady, ale spokojnie można sięgnąć do własnych źródeł (czyli ja zamiast "Chłopów" biorę "Mechaniczną pomarańczę", a zamiast "Wesela" - "Czyż nie dobija się koni", ewentualnie "Greka Zorbę" o ile trafią mi się teksty kultury, a nie tylko literackie).

    A co do wypracowań - będą dwa tematy. Pierwszy - nie pamiętam teraz dokładnie, potem poszukam informatora i najwyżej zedytuję. W każdym razie pierwszy odnosi się do lektury, jest fragment i konieczność odniesienia się do znajomości lektury (lub też innego dzieła, ale głowy nie dam). Drugi to interpretacja nieznanego wiersza, ale - co ciekawe - bez podanej tezy interpretacyjnej.

    Z tego co widzę to Tobie żaden typ nie będzie pasował. W takim razie życzę zdania i późniejszego skupienia się na zainteresowaniach.

     

     

    Dorzućmy do tego jeszcze kilka lektur i wierszy do wyboru, które każda szkoła w całym kraju ma ich kilka do wyboru. Załóżmy, że jak przerobię książkę X i wiersze A i C, a na maturze będzie książka Y oraz wiersze B i D i co?

     

    Nie, tak też nie będzie. Jest tylko kilka dzieł "ogwiazdkowanych", czyli obowiązkowych dla każdej szkoły. Z nich owszem, mogą paść pytania dotyczące treści i to one są tą podstawową bazą do każdego tematu z odpowiedzi ustnej. Poza ogwiazdkowanymi nie mogą założyć, że znasz cokolwiek.

     

    Ogólnie polecam poczytać więcej o maturze - bo widzę, że nauczyciel aż tyle z Wami o tym nie rozmawia co nasz. Wtedy naprawdę wiele rzeczy się wyjaśnia i jest mniej straszna :)

    • +1 1
  11. Wy tu o tematach z prezentacji rozmawiacie, a ja biedna siedzę z nową podstawą... I trochę mi żal, bo naprawdę lubię taki typ prezentacji, ale nowa formuła też bardzo ciekawa i w sumie nie narzekam. Fakt, trudniejsza, ale lepiej sprawdzająca, a niektóre tematy na jakie trafiłam naprawdę interesujące. Dla niezorientowanych - losujemy temat, mamy piętnaście minut na przygotowanie się, referujemy przez dziesięć minut, a potem ewentualnie pytania. Ogólnie rzecz biorąc podoba mi się, chociaż trochę szkoda, że losujemy tylko jeden temat i nie ma możliwości wymiany - każdy, nawet najlepszy uczeń może trafić na coś, co mu kompletnie nie podpasuje.

    Za to reszta nowej matury mnie irytuje. Bo o ile formuła - np. nowe typy wypracowań - znacznie lepsza od poprzedniej, to wprowadzane jest to strasznie chaotycznie. O tyle dobrze, że nasza polonistka jeździ na praktycznie każde dostępne szkolenie. Szkoda tylko, że dowiaduje się na nich na przykład, że nie, nie ma jeszcze opracowanych oficjalnych arkuszy próbnych poza tymi pojedynczymi zadaniami z informatora, proszę coś samemu przygotować. Gdyby jeszcze wiadomo było jak to coś ma wyglądać...

    No i nawet oficjalne informatory z poszczególnych przedmiotów są między sobą niezgodne. Sprawa wygląda tak, że muszę zdawać podstawy z polskiego, matematyki i angielskiego, a oprócz tego przynajmniej jeden przedmiot rozszerzony. Problem w tym, że w jednych informatorach jest napisane, że może być to któryś z tamtych obowiązkowych przedmiotów, a w innych - że musi być to coś innego. I nikt nie wie co o tym myśleć.

    W każdym razie proszę mi tu nie marudzić na maturę, zwłaszcza ustną - jest naprawdę do przyjęcia w porównaniu do naszej. Mimo to jakoś szczególnie nowej formuły nie krytykuję - jest trudniejsza, ale moim zdaniem daje chociaż trochę wymierniejszą informację o wiedzy i umiejętnościach.

    • +1 1
  12. Nie widziałam wcześniej tego tematu - a szkoda, bo Twoją twórczość znam i uwielbiam. Typografia do Crusaders jest genialna, w moim rankingu detronizuje nawet Good ol' Days NoPonyZone, które wcześniej uważałam za najlepszą kucykową animację tego typu. A samą subskrybcję dostałeś, o ile dobrze pamiętam, za Double Rainboom - też bardzo dobre, może chwilami monotonne, ale to wynika raczej z piosenki. A Remember o dziwo dopiero teraz widzę i jestem zachwycona początkiem, tym z przedstawianiem poszczególnych postaci, jest świetny.

     

    Życzę powodzenia z tworzeniem :)

  13. Elizabeth Eden > Eden > raj > tak się składa, że właśnie miałam na wykładach Paradise City, więc mimo, że oklepane to zarzucę.

    Ech... Burnout Paradise: "There are more car than birds in the sky. I'm going to buy a helmet. Hiding under his desk DJ Atomica out" :rainderp:

    Wybacz, musiałem.

    Triste.

  14. Zakładam, że chodzi o Paula van Dyka. Lecimy chronologicznie:

     

    Wipeout 3 (1999) - utwór Avenue. W grze trwał on cztery minuty, rok później na płycie Out There And Back znalazła się wersja siedmiominutowa.

    FIFA Football 2004 (2003) - utwór Nothing But You. Przeróbka piosenki Arctic Hemstock & Jennings. Śpiewają po norwesku O.o

    Need for Speed: Underground 2 (2004) - kolejne wyścigi i remix utworu powyżej.

    Mirror's Edge (2008) - to chyba będzie remix głównego motywu o którym wspominałeś. Oryginalna piosenka była wykonywana przez Lisę Mikowsky. Wydano jednak cały album zawierający remixy utworu. Twórczość van Dyka można znaleźć zarówno na wersji standardowej, promocyjnej, jak i amerykańskiej, przy czym w pierwszym przypadku jest to wersja krótsza, w drugim "radiowa", a w trzecim pełna, dziewięciominutowa.

    Grand Slam Tennis (2009) - tutaj ciężko coś znaleźć (właśnie przeczytałam wywiad z tym gościem - mówiłam już, że ten quiz spełnia w moim życiu sporą rolę edukacyjną?). Wygląda na to, że skomponował cały soundtrack do gry.

    DJ Hero (2009) - po raz trzeci pojawia nam się Nothing But You (w sumie to wygląda na to, że wersji tego utworu jest cały album)... Razem z piosenką I can't stop Sandy Rivery. 

    DJ Hero 2 (2010) - For an Angel, pierwszy utwór van Dyka, wydawany kilkakrotnie (1994, 1998 i 2009).

    Test Drive Unlimited 2 (2011) - znowu For an Angel? Tym razem "Angel in Heaven Radio Mix".

    Grand Slam Tennis 2 (2012) - tak jak poprzednio Paul van Dyk skomponował cały soundtrack.

     

    Z zadaniem sobie przeciętnie poradziłam, ale jakieś punkty powinny być. Dziękuję!  :twiblush2:

    A to o funkcji edukacyjnej jest w stu procentach poważne - nie słucham tego typu muzyki, ale wyszukiwanie odpowiedzi na pytania przyniosło mi sporo satysfakcji i ciekawej wiedzy, więc dziękuję za dobrą zabawę.

    • +1 1
  15. Herbata. Ogólnie zwykła, ewentualnie z cytryną, zimą z cytryną i imbirem. Tylko czasem trafi się coś oryginalnego (a jak już to głównie przysłane z Izraela). Swoją drogą nadal oczekuję dnia w którym pyszna ekologiczna herbata czekoladowa przywieziona przez krewnych z Niemiec w końcu mnie zabije. Nie ufam jej.

    Rano często piję kakao - głównie ze względów praktycznych, po prostu nie trzeba czekać, aż ostygnie. Nie cierpię za to kawy, jakiejkolwiek, nie zdzierżę nawet niewinnego cukierka o tym smaku czy ciasta z jej dodatkiem.

×
×
  • Utwórz nowe...