-
Zawartość
388 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Posty napisane przez Salmonella
-
-
- My... pokłóciliśmy się z Mistem. I chyba już nie chce mi towarzyszyć - odpowiedziałam po dłuższej chwili. - Tak, groszek skończony. Która godzina? Tak naprawdę bardzo chciałam porozmawiać jeszcze z Applejack, ale bałam się, że ona nie ma ochoty na wysłuchiwanie żalów prawie obcego kucyka.
-
- B-b-byłeś? B-byłeś we mnie zakochany? - wyjąkałam. Bardzo chciałam wierzyć, że pegaz zwyczajnie się przejęzyczył, ale wiedziałam, że to nieprawda. Jeszcze przez chwilę popatrzyłam na znikającą w oddali sylwetkę, po czym wróciłam do pracy. Przez łzy ledwie widziałam zielone nasiona w moich kopytkach, ale po pół godzinie skończyłam robotę. Wytarłam oczy i poszłam poszukać Applejack.
-
- Chcę, żebyś ty był szczęśliwy - odpowiedziałam bez namysłu.
~ A teraz, tutaj... chyba jesteś? ~
Podniosłam głowę, zebrałam się w sobie i popatrzyłam w oczy pegaza, oczekując jakiejkolwiek reakcji.
-
Oparta o ścianę stodoły kontynuowałam łuskanie tych małych, wrednych ziarenek, które za nic nie chciały trafiać do balii, i z każdą minutą byłam coraz bardziej zła. Nie, nie na pracę ani na Mista. Na siebie. Że nie pojechałam wczoraj z Rarity. Gdybym to zrobiła, to teraz prawdopodobnie byłabym już w Canterlot, a może nawet bym stamtąd wracała.
-
Powiodłam zrezygnowanym wzrokiem po obecnych.
- To on tu rozdaje karty i chyba wszyscy się o tym mocno przekonaliśmy. Czegokolwiek on i ta jego Neferet od nas chcą, nie ma sensu przed nimi uciekać. Ten świat najwyraźniej należy do nich. W końcu w jakiś sposób nas dopadną.
Odetchnęłam i spojrzałam w stronę tajemniczego pegaza.
- Jestem za tym, żebym z nim pójść. Zachować najwyższą czujność, ale pójść - teraz, a nie później, kiedy będziemy już do tego zmuszeni - popatrzyłam na towarzyszy, po czym znów uciekłam gdzieś wzrokiem. Nie miałam odwagi, żeby spojrzeć Grey'owi w oczy po tym, jak spanikowałam podczas jego potyczki z drugim pegazem. - Teraz wy zdecydujcie. Jesteśmy... drużyną?
Właściwie, to nie do końca wierzyłam w to ostatnie. Kucyki przychodziły i odchodziły, nikt nie był w stanie tego powstrzymać. Czy w takim świecie dało się stworzyć jakiekolwiek trwałe relacje?
-
Przełknęłam ślinę. - Chcę przez to powiedzieć, że jeśli chciałbyś zostać z Rainbow, dopóki nie wyzdrowieje, to nie powinieneś się mną przejmować - odpowiedziałam. Wypowiedzenie tych słów przyszło mi z zadziwiającą łatwością. Kątem oka obserwowałam reakcję Mista.
-
Zastanowiłam się chwilę. - Ja jadę - powiedziałam w końcu i spojrzałam pytająco na pegaza. Kiedy jednak ten podniósł głowę, szybko odwróciłam wzrok. Zastanawiałam się, czy nie powinnam zostać choć jednego dnia dłużej i pomóc rodzinie Apple przy porządkowaniu bałaganu po burzy. Uznałam, że zapytam o to później Applejack... ale to już nie była sprawa Mista.
-
Pokiwałam głową, wyszłam z domu i skierowałam się za stodołę.
~ Ciekawe, dlaczego się nie obudziłam... Zazwyczaj mam czujny sen... Applejack chyba nie jest zła, ona by nie potrafiła udawać. Gorzej z Mistem... Ta jego "er-di" reprezentuje element lojalności, a Mist pewnie myśli, że jestem jej totalnym przeciwieństwem... Nie wiem, nie wiem nic, co on sobie myśli? No i dzisiaj znowu odwiedzanie Rainbow - niby nie mam mu tego za złe, ale co, jeśli będzie chciał zostać, aż ta jego pegazica wyzdrowieje? Ehh... ~
Gdy okrążyłam drewnianą budowlę, moim oczom ukazało się kilka sporych worków pełnych małych, zielonych kulek. Zauważyłam też coś w rodzaju drewnianej wanny, szerokiej, lecz dość płytkiej. Usiadłam i wzięłam w kopyta malutkie nasionko. Na początku było ciężko - nawet, jeśli udało mi się wyłuskać kuleczkę ze strączka, to ta pierwsza często wymykała mi się - ale po chwili nabrałam wprawy. Siedziałam w dosyć smętnym nastroju i zastanawiałam się nad tym, co zrobię, jeśli pegaz nie będzie chciał mi nadal towarzyszyć.
-
- Zjedz, ja już pójdę pracować... - odpowiedziałam, wstając. Fryzura Mista skutecznie zasłaniała jego twarz. - I zrób coś z sobą, bo się groszek przestraszy - zachichotałam i jeszcze bardziej rozczochrałam pegaza. - O której wczoraj wróciłeś?
-
Zawahałam się. - On... to chyba tylko moja paranoja - spróbowałam się uśmiechnąć. Applebloom przyszła mi z pomocą i zabiła niezręczną ciszę kilkoma głośnymi mlaskami i potężnym beknięciem. To nieco rozładowało atmosferę i zaczęliśmy rozmawiać o sprawach mniej przytłaczających. - No to co nam dzisiaj przygotowałaś, Applejack? - zapytałam, gdy na moim talerzu został już tylko ostatni kęs placka jabłkowego.
-
- Tak, raczej tak - ziewnęłam. - Naprawdę dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Jesteście wspaniali. Skończyłam przyrządzać kanapki i usiadłam przy stole. Po kilku kęsach moja ciekawość mnie pokonała. - Coś specjalnego działo się w nocy? Wyglądacie na zmęczonych...
-
// Yay, Twoja sygnatura psuje klimat. Mhroczny changeling lol nope.
Zastanowiłam się chwilę.
- Jeśli będzie chciał, to sam się przedstawi - odpowiedziałam. - Wolę nie ryzykować - dodałam z uśmiechem. Potem wstałam i, z o wiele mniej przyjazną miną, podeszłam do Grey'a, który wciąż trzymał ogiera. Stanęłam kilka kroków od nich i wbiłam w obcego pegaza badawczy wzrok.
~ Boi się? Wygląda raczej, jakby uważał, że panuje nad sytuacją. Dość ciekawe mniemanie jak na kogoś, kto jest trzymanym za gardło przez mocno zbudowanego i bardzo porywczego nieznajomego. ~
-
Nie miałam ochoty budzić ogiera. Wyglądał tak... niewinnie. Powoli zwlokłam się z łóżka i poczołgałam do łazienki. Tam wsadziłam głowę pod strumień zimnej wody i już po chwili byłam zdatna do działania. Zeszłam na dół. Rodzina Apple była już w kuchni, ale jeszcze nie przyrządzili śniadania. Podeszłam do Applejack. - Mogę jakoś pomóc?
-
Złapałam szklaneczkę ponczu i dokładnie zmyłam ostry posmak z języka. Potem przytuliłam... zostałam przytulona przez Pinkie na pożegnanie i wyszłam z jej domu. Dopiero teraz, w ciemności i chłodzie, poczułam, jaka jestem zmęczona. Pogalopowałam na farmę. Tam cichutko otworzyłam drzwi, przeszłam ostrożnie na górę i wślizgnęłam się pod kołdrę. Oczy same mi się zamykały, więc ledwie starczyło mi sił na sprawdzenie, czy Mist już jest.
-
Gwałtownie zamrugałam. Czułam, że zrobiłam z siebie idiotkę. Teraz usiadłam i wzięłam przysmak w usta.
Całkiem nieźle, lukier w miarę maskuje smak sosu... Trochę dziwna kompozycja, ale co tam...
Przeżuwam... Lukier gdzieś ginie...
PALI!
- Bawisz się w robienie śmiesznych min? - spytała uradowana Pinkie. - Też znam kilka, popatrz!
Teraz oprócz powstrzymywania się od wyplucia babeczki, musiałam jeszcze powstrzymywać jej samoistne wypadnięcie podczas mojego śmiechu. Pinkie naprawdę była niezwykła.
// Czyli ogólnie, to jeszcze nic nie zrobiłam. Weź zdecyduj, Mistrzu.
-
Może jakiś przepisik? O ile to nie tajemnica... Ale nie, prawda??? PRAWDA??? :< Jak odkryłaś, co lubią jabłka? Chodzi mi o te dziwniejsze rzeczy, różowe kropki itd.
-
// Zagramy w pewną grę muahahahaha! Niezdecydowana spojrzałam na babeczkę. Czy to był powód, dla którego ktoś szukał mnie po całym miasteczku w środku nocy? - A... co się stanie, jeśli przegram - spytałam, wciąż nieprzekonana.
-
// Rainbow Ci wyszła RE-WE-LA-CYJ-NA, normalnie słyszałam w głowie jej głos!
Zmarszczyłam czoło.
~ Tak, jakby chciała się mnie pozbyć... Nie, to znowu moja paranoja... ~
Teraz walczyłam z wszelkimi podejrzeniami pojawiającymi się w mojej głowie. Byłam pewna, chciałam być, że to tylko moje fantazje. Wszystko, co mówiło co innego, od razu eliminowałam. Tak było i tym razem. Postanowiłam nie dawać się tak łatwo idiotycznym zmartwieniom.
~ Na świecie nie ma kłamstwa. Nie ma. Jeśli ona mówi, że Pinkie mnie szuka, to znaczy, że mnie szuka. Po prostu pójdę, dowiem się, czy różowa klaczka czegoś chce, a potem pójdę spać do Applejack.
-
~ A więc one istnieją... ~
Zdecydowanie byłam pod wrażeniem - klacz całkiem bez ogródek przyznała się do bycia changelingiem. Nie czułam odrazy, raczej podziw - gdyby miała złe zamiary, pewnie ukrywałaby swoją naturę... Przynajmniej chciałam w to wierzyć. Zrobiłam kilka kroków w stronę klaczy i spojrzałam w stronę Grey'a.
- Nie musisz odchodzić - powiedziałam, patrząc nieznajomej w oczy.
-
// Albo niech Twilight wyczaruje mi skrzydła ^^ Z drugiej strony nie chciałam wyjść na zbyt... zdesperowaną? Chociaż i tak mnie pewnie nie zauważy, więc co mi szkodzi... Jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się mapie, potem powiodłam nieco zagubionym wzrokiem po okolicy i obrałam kierunek. Czekała mnie dość długa droga... zamknęłam przewodnik i ruszyłam.
-
- Wątpię... i nie mam teraz do tego głowy, przepraszam - odpowiedziałam. - Naprawdę nie wiem teraz, jak mogłabyś mi pomóc, wybacz. Ale dziękuję za... za wszystko - zdobyłam się na zmęczony uśmiech. Następnie wyszłam z biblioteki. Nie miałam zbyt dużej ochoty na towarzystwo innych kucyków... a już na pewno nie kucyków takich, jak Pinkie Pie. Mimo to nie chciałam wracać do domu i iść spać - może z jakiejś ukrytej przekory i chęci pokazania sobie, że nie potrzebuję Mista, aby dobrze się bawić? Jeszcze raz wyjęłam przewodnik.
-
Wstałam i bez słowa podeszłam do Grey'a. Jego mina powiedziała mi wszystko. Skinęłam głową i pomogłam mu położyć wiotkie ciało Flame na ziemi.
- To nie Twoja wina - powiedziałam tylko beznamiętnie. Naprawdę tak myślałam, ale wątpiłam, żeby udało mi się teraz przekonać go do tego w jakikolwiek sposób. Spojrzałam pytająco na alchemiczkę - wciąż liczyłam, że ostatnia nadzieja nie umarła.
W tym momencie zorientowałam się, że nie jesteśmy sami. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam wychudłą, szarą klaczkę. Spod rozczochranej niebieskiej grzywy obserwowały nas czujne, skupione oczy. Rzuciłam zdziwione spojrzenie Grey'owi, który skinął głową. A więc... przyprowadził ją. Jeśli on komuś zaufał, to my też powinnyśmy... Inna sprawa, że miałam w pamięci skutki ostatniego "naskoku" na obcego przybysza. Nie chciałam, żeby znowu się tak skończyło... no i najwyraźniej była w tej samej sytuacji, co ja pewien czas temu.
- Er - przedstawiłam się, choć nie byłam pewna, czy powinnam. Podjęłam jednak decyzję, że niezależnie od wszystkiego spróbuję chociaż zbliżyć się do klaczy. Właściwie... od początku wyprawy z nikim się bliżej nie zaprzyjaźniłam. Zastanawiałam się, czy gdybym to ja zaginęła, ktokolwiek wyruszyłby na poszukiwania... i nagle w to zwątpiłam. Przecież raniłam wszystkich... Grey'a... Zwłaszcza zniszczonej relacji z nim dziwnie żałowałam.
- Kim jesteś?
~ O ile w tym miejscu ktokolwiek potrafi odpowiedzieć sobie na to pytanie... ~
// Przypomnę, że kolejka ma być BEZ Siewcy, który wyjechał czy cUś... Zajrzyjcie do "Ogłoszeń".
-
- Ja... ja otworzyłam to przez przypadek - speszyłam się. Na pewno nie było to miejsce, w które ja sama wysłałabym kogoś, kto chciały zwiedzić moje miasteczko. Mimo to zapamiętałam numer strony. - Wiesz, cała ta podróż wyczerpuje mnie psychicznie... a teraz, kiedy znalazłam coś, co jest dla mnie oparciem, i to mi ucieka...
Spojrzałam zrezygnowana na Twilight.
- Muszę po prostu pogodzić się z tym, że nie mogę nic zrobić.
~ A to dość bolesne dla kogoś takiego, jak ja... ~
- ...i poczekać, aż pojutrze znowu wyruszymy. O ile Mist będzie chciał opuścić to miejsce.
-
// Jakże mogłam tak podle to zignorować
- Tak, może... - wymamrotałam. - Dzięki za wszystko. Pójdę już... - odwróciłam się w stronę schodów. - Gdybym tylko mogła być teraz z nim...
Zaczęłam powoli schodzić na dół. Nadal się martwiłam, ale teraz przybrałam postawę bierną - byłam prawie pewna, że nie mogę niczego zrobić.
~ I jak zwykle kucyk ziemny ma się gorzej... Gdybym tylko miała skrzydła, takie, które pozwoliłyby mi poruszać się po chmurach... Eh, głupota. Co za idiotyzmy mi przychodzą do głowy... ~
Wyciągnęłam przewodnik z torby i otworzyłam na losowej stronie.
[MLP] Dowieść swojej wartości u jednorożców - Lovely Flower (Salmonella)
w Archiwum RPG
Napisano
- Dwunasta... nie jestem jeszcze pewna, ale być może pojadę do Canterlot jeszcze dzisiaj... - powiedziałam bezbarwnym głosem, grzebiąc kopytkiem w ziemi. Moje oczy chwilę błądziły po horyzoncie, po czym zatrzymały się na odległej sylwetce wiszącego na stromym zboczu góry zamku Canterlot. - Jeszcze raz dzięki za pomoc, za ciepłe przyjęcie i całą resztę...