-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Shurima - odchrząknęła Cassiopeia. - Jeśli pozwolisz, mam sprawy nie cierpiące zwłoki. Dług będzie czekał w Noxus - Nie czekając na wspomniane pozwolenie, kobieta-wąż zwinnie zsunęła się z wydmy, niezwykle szybko znikając im z oczu. Pozostał po niej tylko zygzakowaty ślad na piachu, który wkrótce rozwiał wiatr. - Czyli co? - zapytał Ezreal. - To koniec? Wycieki zniknęły?
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Adra zastanowiła się nad pytaniem. - Niektóre czasami są ładne - odpowiedziała. Wstała z legowiska, odchyliła poły namiotu i wyszła na zewnątrz, nie zamierzając specjalnie się ukrywać. Spojrzała w stronę ogniska, próbując odgadnąć kim jest ów nieznajomy, którego głos usłyszała. -
Ezreal odwzajemnił uścisk tak mocno, że Shiro miała wątpliwości co do tego, czy żebra wytrzymają. Obok wielkiego posągu natomiast siedziała zażenowana Cassiopeia, wpatrując się wężowym wzrokiem w Shiro i Ezreala z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Ufam, że pomogłam - odezwała się, niezbyt zadowolona.
-
Otworzył niebieskie oczy i spojrzał na nią mglistym wzrokiem. - Shiro? Ty... Żyjesz! Nóż cię nie zabił! - rzucił Ezreal i westchnął z ulgą. A potem odetchnął i otworzył szerzej oczy, odkrywszy, że siedzi na wydmie. - Co jest? Nie byliśmy przypadkiem w kryształowej jaskini? Osz ty! -w ostatnim momencie odskoczył, gdy Centaur padł na piasek, dziko wierzgając kopytami. Atakująca go kobieta-wąż syknęła z furią i wpełzła na niego, chwytając oburącz potworny łeb. Wyszczerzyła zęby, a z jej oczu wydobyło się szmaragdowe światło. Centaur zrzucił ją z siebie, ale zaraz potem znieruchomiał. Znikło światło, którym emanował. Pozostał tylko kamień.
-
Chłopak otoczył Shiro czarnym, gryzącym dymem drażniącym gardło. Czuła, jak powoli odchodzi dziwne poczucie czyjejś obecności w potylicy. Zanikała euforia i siła, które czuła w sobie po wejściu do jaskini. W pewnym momencie poczuła się wręcz niesamowicie słabo, a potem zniknął cały dym. Dziewczyna poczuła nocny chłód przenikający przez potargane ubranie. Ezreal leżał tuż obok, oddychając ciężko. Powoli wracał do siebie, zniknęły szramy i czerń.
-
Ezreal objął dłońmi szyję Shiro. Kiedy ciemna energia przepłynęła przez jego palce, boleśnie drażniąc nerwy Shiro, w kontakcie z nią ciała ich obojgu zaczęły powracać do naturalnego stanu. Widząc to, Ezreal zamachnął się dłonią i wystrzelił z palców czarne iskry. Upadając na piasek, wytwarzały miniaturowe wiry. Wiry złączyły się w jeden, wielki wir z którego z trudem wyskoczył widmowy kolos znany już Shiro z potyczki w jaskini. Tu jednak jego ciężkie kopyta przestały być sprzymierzeńcem - zapadały się w piasku i spowalniały kolosa, powodując jego złość. - To podpada pod dług, żmijko. Ogromny dług - poinformowała gorzko Cassiopeia. Machnęła ogonem, spięła jego mięśniami i skoczyła w stronę monstrualnego centaura. Zanim wbiła szpony między płaty zbroi, splunęła na niego jadem. Kolos wierzgnął i zaryczał z bólu, gdy żrąca substancja zaczęła przetapiać jego pancerz.
-
Piasek rozstąpił się pod kolumną białego, iskrzącego się światła. Powietrze nieopodal Shiro wybrzuszyło się i wypluło z siebie postać, by po chwili powrócić do normy. Rozległ się gniewny syk. - Mam nadzieję - zaczęła gniewnie Cassiopeia - że nie sprowadziłaś mnie tu bez powodu, żmijko. Czy muszę mówić, jak bardzo niezadowolona jestem? - zapytała, wysuwając rozdwojony język i smakując nim powietrze. Żółte oczy o pionowych źrenicach zwróciły się na twarz Shiro, a potem zlustrowały całe jej ciało. - Niech mnie, lśnisz. Tym bardziej nie rozumiem, po co tu jestem! - Podpełzła do niej, górując. Ezreal w tym czasie stał nieruchomo, szykując w dłoniach zaklęcie.
-
W miejscach w które przyłożył dłonie piasek czerniał i dymił na zielono. Ale szybki atak Shiro spowodował, że Ezreal stracił równowagę i sturlał się nieco niżej z wydmy. Kryształy trafiły celu, a w miejscach których dotknęły, czarna materia zmieniała się.. w zwykłą skórę. Czarny stwór będący niegdyś Ezrealem wrzasnął wściekle i posłał w stronę Shiro wirujący, magiczny pocisk. Dziewczyna poczuła, jak uderza w nią fala bólu, a miejsce na brzuchu w które trafił czar przestaje lśnić i świecić, odsłaniając zwykłą tkankę.
-
Pnącza oplotły Ezreala, ale gdy tylko je dotykał, kryształy rozsypywały się w lśniący, biały piach. Oboje działali przeciwstawnie do siebie. Uwolnienie się z kryształowych splotów zajęło mu jednak chwilę, a gdy tylko to zrobił, odskoczył do tyłu i dotknął palcami ziemi. Znów próbował wezwać coś z Shadow Isles, bo to właśnie tam przebywały wszystkie te stracone duchy, które Shiro widziała.
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Andra skrzywiła się. Nie była zbyt Chojnie obdarzona, ale sam gest ją nieco irytował. Spojrzała na przestrzeń przy stopach Lufiego i w niej właśnie chwili otworzyła mały portal, z którego wylazło coś o zbyt dużej ilości nóg, co obrzydliwie grzechotało wszystkimi warstwami chitynowego pancerzyka i zamierzało między nogi Lufiego. -
[Gra][Arcybiskup z Canterbury, Pawlex]Dwóch bogów, jeden świat
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
Adra obudziła się właśnie przez głosy na zewnątrz namiotu. Sprowadziła towarzystwo, bezczelna? Nie słyszała dokładnie przebiegu rozmowy i nie była pewna, czy Lufi nie śpi, więc szturchnęła go lekko w bok, aby się wybudził. -
Biegł w jej stronę. Z dala mógł wyglądać jak czarna, niezidentyfikowana masa, bo czarny dym który go oblepiał ciągnął się i ciągnął. Dopadł do Shiro i pociągnął ją za włosy, jednocześnie starając się trafić ją magicznym, czarno-zielonym pociskiem. I tak oto starły się dwie siły - jasność i ciemność, idealnie ze sobą kontrastując.
-
Otrzepał się i pobiegł w stronę dziewczyny, nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać. Ominął jednego z żołnierzy Azira. Kryształy wbiły się w poczerniałą skórę, a on zderzył się z Shiro, złapał ją w talii i... Oboje runęli do prowizorycznego portalu Heimerdingera. Przez chwilę Shiro czuła tylko, że coś się do niej lepi. Potem uderzyła w piach i sturlała się z wydmy. Zaraz za nią pędził Ezreal, który także próbował się zatrzymać. Byli sami, a nad nimi górowały gwiazdy.
-
Nitki rozbłysły i zagrzechotały. Duchy zostały zepchnięte wgłąb dziury, ale zdołał się z niej wyswobodzić jeszcze jeden upiór z latarnią w szponiastej łapie. On i centaur podjęli ponowną szarżę, ale wówczas zostali nabici na żołnierzy Azira i zepchnięci do dziury, która się zasklepiała i zasklepiała... aż pozostała tylko szpara, która wkrótce zanikła. Zapadła cisza. Z wszystkiego co przeniknęło z Shadow Isles, pozostał tylko Ezreal. A patrząc na niego, Shiro miała wrażenie że w niej samej budzi się dziwna, niepowstrzymana siła. Uczucia zeszły na bok, liczyło się przeznaczenie. Albo on, albo ona. Musiała chronić Miejsca Początku. Coś wewnątrz czaszki kazało jej walczyć, gdy czarny cień podniósł się, patrząc na nią wyzywająco. - No, moi drodzy! - krzyknął Heimerdinger. - Należałoby to rozwiązać!
-
- Dzięki - mruknął Jayce, próbując jedną ręką użyć broni - z marnym skutkiem. Ezreal zerwał się z ziemi, poczuwszy, że jest wolny. Zerwał się i pobiegł do Heimerdingera, ale nim zdołał go dotknąć, został powalony na ziemię przez rój rakiet samonaprowadzających. W powietrzu rozszedł się smród siarki. A ponieważ Shiro stała sama, bo ochronę zapewniła Jayce'owi, to właśnie ją wziął sobie wielki upiór jako cel. Wyszczerzył się i ponownie stanął dęba. Wrzasnął, podrzucając broń w powietrze i zaszarżował. Podkute, ciężkie kopyta głośno biły o kamienne podłoże. Coraz bliżej... I bliżej... I bliżej. Zobaczyła kopyto ubabrane krwią zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od swojej twarzy. Upiór był pewien swojego triumfu. - Grób wzywa! - rozległ się jego głos. Ale zamiast uderzenia i idącej za tym śmierci Shiro usłyszała przeraźliwie głośny brzdęk metalu o metal, tuż przed twarzą. Jeszcze przez dłuższą chwilę dźwięczało jej w uszach. Przed Shiro stał rząd piaskowych żołnierzy odzianych w złoto. Hecarim od siły uderzenia która przyszła z naprzeciwka stracił równowagę i upadł (oczywiście dopiero po tym, jak z hukiem wylądował na ziemi). - OTO JEST TRIUMF NAUKI! - wykrzyknął Heimerdinger, stojący obok pulsującej wewnątrz kamiennego pierścienia, świecącej materii. Tuż obok niego stał Wyniesiony Cesarz, z palcem wyciągniętym w stronę olbrzyma.
-
- Wznów to! Jeszcze przez chwilę! - krzyknął Heimerdinger. W tym czasie kolosalny, upiorny centaur uniósł swoją broń i zamachnął się na Jayce'a. Jayce odwrócił się co prawda i wymierzył w olbrzyma z broni, ale monstrum z Shadow Isles zamachnęło się bronią i zdołało zahaczyć jego prawy bark. Hextechowy młot upadł z hukiem na ziemię, a duchy z Shadow Islands nadciągały, wyjąc i zagłuszając chór głosów ze świątyni. Nieoczekiwanie z dziury w ścianie wychynęła półprzezroczysta, niebieska dłoń, która chwyciła Piewcę Śmierci za jego zmumifikowaną twarz. Rozległ się wrzask upiora, kiedy walczył o przejście do świata żywych z czymś, co próbowało wciągnąć go do środka. A upiór o końskich kopytach wstał i zaszarżował na Jayce'a, który chwilowo nie miał jak się bronić.
-
Jhin wstał i kopnął Rennarda w brzuch. W oku zabójcy czaiła się wściekłość. Powtórzył kopnięcie, odsunął się na dwa kroki i wycelował w Rennarda. Odbezpieczył pistolet. - Nie panujesz nad sobą - stwierdził. - Nie zużyję tej kuli teraz. Ani dobry to czas, ani miejsce, nie wspominając już o świetle. Ale obiecuję ci... - wyszeptał, zabezpieczając pistolet z powrotem i opuszczając rękę. - Obiecuję, że nie zapomnę o tobie. I wrócę. Na wielki finał. Rzucił DeWettowi pogardliwe spojrzenie, odwrócił się i najzwyczajniej w świecie ruszył w las.
-
- Wstawaj, Destino! - krzyknął Jayce. - Jeszcze tylko chwila! - krzyknął Heimerdinger. A ze szramy na ścianie wyłonił się wielki, paskudny, czarny łeb. Błona pękła, a kolos na końskich kopytach z trudem przecisnął się przez przejście. W jednej, ogromnej dłoni centaur trzymał glewię - zamachnął się nią i stanął dęba. Gdy opadł z powrotem na kopyta, ziemia zadrżała. Opancerzony w czarny metal pokryty runami, rozejrzał się, a na jego wielkiej twarzy zagościł upiorny uśmiech. z wnętrza zbroi abominacji wydobywało się zielone światło. - Przybywam na wezwanie! - zaryczał. A w dziurze pojawiła się kolejna głowa - wychudzony upiór o świecących oczach. Wyglądał jakby został kiepsko zmumifikowany, jego ciało okrywały długie szaty. Za życia mógł być magiem.
-
Kolano trafiło celu i wtrąciło Jhina z równowagi. Ale cios w maskę przypomniał Rennardowi o niedawnym urazie, bo maska okazała się być grubsza i twardsza niż się wydawało. Przez ramię przeszedł więc promieniujący, ostry ból, a na twarzy Rennarda wylądowała metalowa pięść i na chwilę go zamroczyła. Na wystarczająco, aby został powalony na ziemię.
-
- Tak, tak! Ja w tym czasie... W tym czasie zorganizuję trochę nauki! Doktor schował się gdzieś z wielką miarką niewiadomego pochodzenia. Co chwilę z jego strony dochodziły dźwięki mechanizmów, uderzenia i syki, zupełnie jakby ktoś gasił ogień wodą. Ezreal padł na ziemię, przygwożdżony do niej kolanem Jayce'a. Znieruchomiał, zamknął świecące zielonym światłem oczy, ale jego usta poruszały się, nawet gdy Jayce zdzielił go łokciem przez łeb. Dłoń Ezreala przesunęła się i położyła na skale. Na podłożu powstała linia, która przesuwała się nieregularnie, choć zadziwiająco szybko w stronę ściany. A gdy to się stało, w owej ścianie powstało pęknięcie, z którego wyciekła zielona ciecz. Owe pęknięcie wypełnione było miękką błoną, bardzo napiętą. Na błonę naciskała coraz bardziej wyraźna, wielka, czarna dłoń.
-
- Och? Zapraszam. Wróciłeś dość zgorzkniały, ciekaw jestem, dlaczego - odparł Jhin, kręcąc pistoletem w dłoni. - To godzina twojej chwały, DeWett! Więcej uśmiechu na twarz. Niebawem może ci tego zabraknąć - odpowiedział i oparł się o drzewo. - No, dalej. Idź po swój łup. Ja już zdążyłem ograbić świątynię, twoja kolej.
-
- Tak, tak! Godziny tańca na sznurkach, godziny ratowania świata. Niczym najprawdziwszy bohater, DeWett! Bohater o mężnym sercu, uzbrojony jedynie w sztylet i odwagę! Piękne... I patetyczne, przyznasz - Mówiąc to, poruszał się po obszarze wolnym od drzew, jakby tańczył i mówił do każdego z nich. - A to wszystko w marne kilka godzin! Bohater zabił smoka, uratował piękną damę... Co prawda sprawa z damą skończyła się kompromitacją i ujmą na honorze, ale i w tym tkwi krzta romantyzmu. A co w tym czasie robiłem ja? Pociągałem za sznurki, drogi DeWettcie. Ale nawet nie wiesz, jaką radość odczuwam w sercu, widząc jak wspaniale się bawiłeś.
-
Poczuła mrowienie w palcach, a potem ciarki na całym ciele. Przez szramy w korze drzewa przesunęło się białe światło - gałęzie zaczęły odżywać, a srebrzyste nici podnosiły się. Szepty stały się głośniejsze, woda wystąpiła z brzegów i jej strugi popełzły w stronę drzewa, przecząc wszelkim prawom grawitacji. Czuła smród spalenizny, który docierał od miejsca, w którym walczyli Jayce i Ezreal. Yordl znalazł się nagle tuż koło Shiro. - To jest moment, w którym nauka musi zatriumfować! - krzyknął do niej, próbując przebić się przez odgłosy walczących. - W teorii powinnaś zastosować swoje umiejętności związane z przepływem fali elektromagnetycznych, aby pobudzić roślinę do reakcji. To... silnik! Tak, silnik. Motor. A ty musisz być akumulatorem, naładować drzewo energią. Wówczas zamkną się dziury czasoprzestrzenne, które otwiera Ezreal, rozumiesz?!
-
- Jeden, dwa, trzy... Głos wkrótce ucichł. Mężczyzna widział górę, którą zapamiętał z mapy. Nie widział natomiast groty, bo góra porośnięta była drzewami. W powietrzu wciąż czuć było metaliczny posmak, który z wolna się ulatniał. Wędrówka zaczynała się dłużyć niemal w nieskończoność. Do momentu, w którym trzask gałęzi obwieścił przybycie nowej persony. A może wcale nie nowej? - Twoja sława cię wyprzedza, DeWett - zabrzmiał głos Khady Jhina. - Chcąc nie chcąc, muszę przyznać że jestem pod wrażeniem.
-
Ezreal podniósł rękę - powietrze przed jego przedramieniem zafalowało, wypełniając się czarnym dymem. Ów dym utworzył okrągłą płaszczyznę, która pochłonęła oślepiający kryształ. Zmarli wciąż rozpełzali się we wszystkie możliwe strony. - Shiro! - dopiero teraz dziewczyna przypomniała sobie o obecności Heimerdingera i Jayce'a. - Zajmij się drzewem! - krzyknął Doktor, celując z działka do Ezreala. W czarną postać uderzył świetlisty pocisk, wystrzelony przez Jayce'a. Światło uderzyło nim o ścianę.