Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Kiedy już odpoczniesz i przebierzesz się, Rada znajdzie ci zadanie w terenie. Jeśli zdecydujesz się pozostać w Zakonie. Zazwyczaj wybierają zadania długodystansowe, żeby sprawdzić jak dany rekrut sobie radzi. Nie jesteś rekrutem, ale nie da się ukryć, że jesteś w pewien sposób nowy - mówił, wspinając się po wąskim grzbiecie skalistego wzgórza.
  2. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Świetnie. Usiądź, odpocznij. Ruszymy wraz ze zmierzchem, światło nie spali ci oczu - zadecydował. W ciągu kilku godzin dzielących dwóch Sithów od zmierzchu, Arf zapadał kilka razy w płytki półsen, raczej pogrążający go w zmęczeniu, niż regenerujący energię. W końcu jednak Horuset łaskawie schował swoją jasną tarczę za horyzont, pozwalając im ruszyć w drogę i pogrążając pustynię w całkowitych ciemnościach, co akurat w przypadku Arfa było korzystne. Stary Sith ruszył przodem, nakazując mężczyźnie rasy Kage iść za nim.
  3. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Galaktyka została podzielona. Zakon Jedi i nasz zakon istnieją teraz wokół siebie i chociaż Republika posiada część większą terytorialnie, to Imperium ma we władaniu najważniejsze szlaki handlowe i najbardziej znaczące planety. W większości. Prawdę mówiąc, era Jedi zbliża się ku końcowi. Rośniemy w siłę z każdą chwilą. Co do alchemii... Nie ma jednego członka zakonu zajmującego się alchemią. Jest ich kilku. W zasadzie, bardziej skupiono się na rozwoju technologii i chociaż alchemia wciąż istnieje, zaczyna odchodzić w niebyt. Pamiętasz cokolwiek ze swoich nauk? Wiatr wzmógł się. Mimo ochrony przed ziarnkami piasku unoszonymi w powietrzu, kolejne jego podmuchy przez przelatywanie skalnymi korytarzami wytwarzały nieprzyjemne świsty i gwizdy.
  4. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Spacerowałem i wyczułem, że tu jesteś. I jesteś bardzo osłabiony. Na tyle, że nie stanowisz zagrożenia. Poza tym, chociaż żałuję, nie jest to już Zakon składający się z dwóch jego członków. Nie mordujemy się nawzajem - wyjaśnił. - Czego jeszcze chcesz się dowiedzieć?
  5. - Popłyniemy za nimi i odbierzemy to, co nasze. Ale najpierw przypłyniemy na pewną wyspę, oddaloną stąd o kilka mil. Małą wyspę - odrzekł kapitan spokojnie tym, którzy pytali, a następnie wrócił do swojej kajuty i trzasnął drzwiami od niej tak, że niemal zatrzęsło statkiem. - Słyszeliście! Do roboty! - wrzasnął bosman. Wszyscy zajęli swoje stanowiska, a sternik, z mapą która znajdowała się na pokładzie i nie mogła zostać zabrana, zaczął kierować statek na wschód. Pozostało opuścić żagle i zacząć wiosłować.
  6. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Śmierć przez zbyt wysoką temperaturę to bolesna śmierć, ale on już tego nie poczuje - odparł wesoło mężczyzna. Podniósł kawałek mięsa i umieścił nad skałą, a ten stopniowo zaczął zmieniać kolor. Nie minęło pięć minut, a krew wyparowała, pozostawiając czyste, białe mięso. - Moc można przekształcać nie tylko w impulsy elektryczne.
  7. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Myśli nie są niebezpieczne, dopóki są myślami. Nie jestem pewien, czy potrzebujesz ogniska. Można zrobić to szybciej, ale też mnie się nie spieszy. Mam czas - odrzekł Sith. - Dużo czasu. Swoją drogą, wyruszenie kiedy już zapadnie zmierzch jest bezpieczniejsze.
  8. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Akademia stoi jak stała. W zasadzie dasz radę do niej dojść bez jedzenia tego truchła, ale jak wolisz. - Uśmiechnął się łobuzersko i wzruszył ramionami.
  9. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    - Bitwa o Yavin była porażką Imperium Galaktycznego. Tym samym było to wielkie zwycięstwo Jedi i upadek Zakonu Sithów. Teraz wszystko wygląda znowu inaczej, o tym powiem ci później -odpowiedział. - Powiedziałem kim jestem, teraz twoja kolej.
  10. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Starzec skinął głową, i z jednej z kieszeni szaty wyjął nóż. Zwykły, metalowy, o lekko przedłużonym ostrzu. Rzucił przedmiot Arfowi. - Nie zawiedź mojego zaufania - rzekł. - Ogień zaraz rozpalimy. - Pytasz, kim jestem. Jestem byłym zabójcą z Zakonu, teraz już tylko mistrzem. Zresztą, różnych dziedzin się chwytało, ale nie o tym. Jest rok 89 po Bitwie o Yavin. Jak się zapewne domyślasz, Zasada Dwóch nie obowiązuje i nie uważam, żeby to Sithom szkodziło. Hibernowałeś? - zapytał.
  11. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Postać przeszła kilka kroków, a kiedy już stanęła w miejscu, gdzie była osłonięta od wiatru, zdjęła brązowy kaptur zasłaniający wcześniej twarz. Ów postać była człowiekiem - starym mężczyzną z siwymi włosami i brodą. Miał haczykowaty, duży nos i pomarszczoną twarz, ale niebieskie oczy wesoło spoglądały spod krzaczastych brwi. Oparł się o kiju, którego wcześniej nie było widać przez rozwiane szaty i po zlustrowaniu najbliższego otoczenia (wzrok najdłużej skupił się na zwłokach zwierzęcia) spojrzał na Arfa. Uśmiechnął się. - No, no. Nieźle. Całkiem sprytna kryjówka. - Wskazał brodą martwego Tuk'ata. - Widzę, że pragnienie i głód już ci nie doskwierają. To dobrze, nie zasłabniesz w drodze. Rozumiesz mój język, prawda? Jesteś z Quarzitu? - zapytał. Miał niski, lekko skrzeczący głos. Usiadł na skale, wciąż trzymając ręce na kiju. Dopiero teraz Arf zauważył drżenie rąk mężczyzny.
  12. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Odległość od Akademii musiała być znaczna, ponieważ Arf nie wyczuł żadnego sygnału, nawet lekkiego pulsowania które mogło świadczyć o skupisku Mocy. Wydarzyło się za to co innego - obok kamienia przy którym leżały zwłoki Tuk'ata i na którym siedział kage znajdowała się wyrwa skalna, będąca swoistym oknem kanionu na pustynny horyzont i niewyraźne kształty kolejnych skalnych olbrzymów. Jeden z kształtów, na początku zinterpretowany przez wzrok Arfa jako wąska, kamienna iglica powiększał się szybko i zbliżał w kierunku kryjówki mężczyzny. Z pewnością istota humanoidalna, idąca pewnym, dziarskim krokiem. Dopiero z bliska Arf wyczuł przytłumioną Moc bijącą od postaci. Jak udało jej się to ukryć?
  13. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Nie znalazł w ubraniu niczego, co mogłoby spełnić jego wymagania. Sami ubranie nie było w dobrym stanie, podarte i dziurawe. Nie było więc ukrytych ostrzy, nie było pojemnika na wodę, a co gorsza, nie było jego miecza świetlnego. Jedynym na czym mógł polegać było posługiwanie się Mocą. Teraz jednak, po zaspokojeniu pragnienia, zaczęły wracać siły witalne Arfa.
  14. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Sygnał był już bardzo wyraźny, a więc i źródło musiało być niedaleko. I faktycznie, w odległości kilku metrów od Sitha, oparty o płaski głaz i w zacienionym przez skały miejscu leżał Tuk'ata i sądząc po wydawanych odgłosach i krwawej pianie toczącej się z pyska, zbyt długo już nie powinien pożyć. Nie stanowił raczej zagrożenia. Z zewnątrz na jego ciele nie było widocznych ran, a zatem musiał umierać z powodu starości. Był już zapewne w stanie agonalnym, bo nie zauważył obecności Arfa.
  15. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Nie miał pojęcia, jak daleko był od Akademii. Zwyczajnie nie pamiętał. Jedyne co, to mógł spróbować odnaleźć ją, ponieważ duże skupisko Ciemnej Mocy było wyczuwalne z bardzo daleka. Pod warunkiem, że Akademia funkcjonowała - to był stan, który zmieniał się aż nazbyt często. Arf nie mógł określić, ile lat spędził w grobowcu i to był kłopot. Wyczuwał natomiast lekkie sygnały wysyłane przez jakieś formy życia. Może przez Psy Sithów? Oby tylko nie terentateki, bo patrząc na jego siły, nie dałby rady nawet z jednym. Sygnał dobiegał z lewej strony, z wąskiego kanionu kilkaset metrów dalej.
  16. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Nie odsunął całego głazu, ale szpara rozszerzyła się na tyle, że mógł swobodnie przez nią przejść. Problem polegał tylko na tym, że już po zrobieniu pierwszego kroku zmęczenie uderzyło z siłą młota, zwalając z nóg. Cóż, przynajmniej był wolny. Teraz trudniejsze zadanie: wyjście na zewnątrz i znalezienie wody. Piasek włażący w każdy zakamarek odzieży i drażniący skórę bynajmniej nie dodawał nadziei. Cholerny Zakon. Czemu akurat Korriban? Istniały tu jednak formy życia przystosowane do niegościnnych warunków. Skoro były one, była też woda - nieważne, w jakiej formie. Sith musiał się pospieszyć. Nie miał zbyt wiele czasu.
  17. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Męczył się. Już w trakcie przesuwania skały oddychał ciężko i trudno było mu zaczerpnąć powietrza - zresztą powietrze z krypt było przepełnione pyłem i zastałe - nie ułatwiało pokonania przeszkody. Głaz odsunął się na tyle, że mroki grobowca rozproszyła biała smuga światła. To oznaczało, że był środek dnia, a zatem czas, kiedy światło jest najostrzejsze. Dla oczu rasy przyzwyczajonej do ciemności, i oczu, które przez wiele lat się nie otwierały, oznaczało to spory problem. Już teraz trudno mu było dojrzeć cokolwiek.
  18. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Duch spróbował zagrać ofensywnie i zaatakować Arfa, czego efektem był nieco jaśniejszy rozbłysk kuli energii, jaką teraz był i w zasadzie nic poza tym. Sith tymczasem podążał w stronę, z której najmocniej emanowało ciepło pustynii i energia gwiazdy oświetlającej Korriban. Moc była teraz jego przewodnikiem i jedyną szansą na przetrwanie - to z niej musiał korzystać, a po tylu latach wegetacji nie było to łatwe zadanie. W zasadzie żadna z części ciała nie pracowała jeszcze tak, jak powinna. Czuł, jak bardzo jest słaby i wycieńczony. Z dozą niepokoju mijał skalne korytarze i kroczył po chrzęszczącym piasku. Już niedaleko... kilka kroków, i... Skała. Okrągły głaz zamykający wejście do grobowca. Czas stawić czoła przeszkodzie...
  19. Arcybiskup z Canterbury

    [Gra] Star Wars: Powrót

    Duch był wybrakowany, dziurawy. Jego części odeszły tam, gdzie miały się znaleźć na końcu jego historii, ale ta cząstka wciąż uparcie trzymała się miejsca spoczynku ciała. Duch wyczuł zbliżającego się Sitha i próbował się skontaktować jak ktoś, kto chce się upewnić, czy aby na pewno posiada język. Ty... tutaj... idziemy, gdzie? Sygnały które wysyłał były szumem trudnym do odczytania i wyłapać dało się tylko kilka słów. Do Arfa zaczęła powracać pamięć. To ten drań go tutaj zamknął i skazał na pustkę. Złośliwy duch, pan grobowca, stary Sith. Widać, że jemu też nie powiodło się najlepiej.
  20. Nawet nicość nie trwa wiecznie. Nie wiedział, jak długo tu przebywał, jeśli to miejsce w ogóle było miejscem. Było pustką i on był jej częścią. Jak długo? Od zawsze? Od początku jej istnienia? Chyba tak. Jeśli można było rzecz jasna wspomnieć o jakimkolwiek istnieniu. Unosił się więc jako cząstka pustki bez żadnych pragnień, odczuć, zobowiązań. Unosił się tak, dopóki nie dotarło do niego Odczucie. Pojawiło się nagle, niespodziewanie, odbijając się gałtownie od pustki, oddzielając nicość od istnienia, powodując, że się Wyłonił. Impuls życia powrócił razem ze świadomością i... czymś jeszcze. Siłą, którą pamiętał, ale nie widział skąd pochodziła, ani czym była. Czuł jednak, że miał z nią do czynienia. W popękanych, zaschniętych żyłach pojawiła się krew i od nowa zaczęła swoją wędrówkę. Dziury w kościach zrosły się i wypełniły szpikiem. Suche, postrzępione włókna napęczniały, wypełniły się wodą i znów stały się mięśniami, a na samym końcu, w czaszce, w mózgu, pojawiła się myśl. Ciało było gotowe, połączone z właścicielem. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje i czym jest. Wiedział jednak, że coś trzyma go na uwięzi, krępuje ruchy, drażni skórę. Zaczął zbierać energię, która od dawna w nim narastała i łączyć w jedno źródło. Kiedy już to zrobił, pojawił się Dźwięk. Ów dźwięk zwieńczył dzieło, uruchamiając wszystkie nerwy odpowiedzialne za odbiór bodźców z otoczenia. Znał te ręce, znał tę skórę i chyba zaczynał przypominać sobie, kim jest. Siedział teraz na zimnym, gruboziarnistym piasku. Wokół leżały odłamki jakiegoś kamienia, dziwnie regularne. Nie widział ich, ponieważ wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Wyczuwał, że są w pobliżu i jeszcze niedawno były jego częścią. Wyczuwał coś jeszcze. Formę energii. Na samym końcu ogromnego pomieszczenia, w którym teraz był. Wyczuwał, że jest wyniszczona i niepełna, niestabilna, ale też niegroźna. Już nie. Gdy oczy zaczęły pracować, w oddali ujrzał migotanie światła. Lekkie i przygasające, niewyraźne...
  21. Nie nastąpiło. Zarąbali z wyspy.
  22. Statek zbliżał się do wysepki i do intruzów. Co ciekawe, bliżej okazało się, że cała załoga obcego statku nie miała zamiaru walczyć. Wprost przeciwnie: wyglądali bardzo beztrosko, jakby wcale nie mieli zamiaru walczyć. Ktoś wylegiwał się na nadburciu, majtek relaksował się w bocianim gnieździe, jeszcze kilku innych grało w kości. Kapitan tymczasem swobodnie opierał się o ster. Gdy oba statki znalazły się wystarczająco blisko siebie, podszedł powoli do nadburcia i mając świadomość, że drugi kapitan go usłyszy, zaczął mówić. - Bardzo dziękuję za drobną pomoc w postaci map, kapitanie Intyre. Jestem przekonany, że będą niezastąpione. - Na twarzy młodego mężczyzny pojawił się drwiący uśmiech. - Proszę łaskawie wyjaśnić mi, dlaczego miałbym nie ostrzelić twojego statku i nie wyrżnąć w pień załogi - odrzekł spokojnie kapitan Intyre. Kapitan drugiego statku schylił się, a kiedy znów się wyprostował, trzymał w rękach drewnianą szkatułkę. - Ponieważ mam w rękach broń, która pozwoli mi zatopić twoją łajbę w ciągu kilku sekund, jeśli tylko jeszcze trochę się zbliżysz. Ostrożnie podniósł wieko szkatułki. Po pierwsze, przez dobrą chwilę nie było nic widać, bo wszystkich oślepił blask. Po nim jak dla kontrastu zrobiło się ciemno - niebo błyskawicznie zaszło chmurami i wzmógł się porywisty wiatr. Kolejny błysk i huk tak potężny, że ogłuszał. Kapitan zamknął szkatułkę. - Dobre, prawda? Może działać na okrągło i dopóki to mam, mam też twoje mapy. Sztorm w szkatułce. Kto by pomyślał, nie? Załoga wrogiego statku nie odpoczywała już, ale zajęła miejsca na stanowiskach. Powoli zaczęli płynąć, aby wyminąć statek Intyre'a. Ten stał tylko przy nadburciu ze standardowym dla siebie wyrazem twarzy pozbawionym jakichkolwiek emocji. Gdyby mógł zabijać wzrokiem, złodzieje map byliby co do jednego martwi. Ale nie mógł. - Pomyślnych wiatrów, panowie - krzyknął jeszcze złośliwy mężczyzna, kiedy statek odpływał.
  23. Arcybiskup z Canterbury

    Zew Metra [Gra]

    - Macie tu warzywa? - spytała Zdrawka, udając nieco zszokowaną. Nie mając przy sobie ani jednego naboju, który był tu zapewne walutą, uświadomiła sobie, że za chwilę zapewne pracownik restauracji zaserwuje jej przysłowiowy kopniak w dupę i trzeba będzie szukać innej kwatery. A może i innej stacji? Nie mogła tu w końcu siedzieć w nieskończoność, ale celem na ten moment było jak najdłuższe pozostanie w ciepłej restauracji.
  24. Arcybiskup z Canterbury

    Zew Metra [Gra]

    Zauważywszy spojrzenia męskiej części restauracji, postanowiła odpowiedzieć tym samym, tyle że czyniąc spojrzenie złowrogim najbardziej jak tylko umiała. Z rażenia wzrokiem wyrwał ją mężczyzna, pracownik restauracji. - Mogę życzyć miłego dnia panu. Co jest do wyboru? - zapytała.
  25. Przed świtem zabrzmiał dźwięk dzwona, który wszystkich członków załogi postawił na nogi. Statek zaczął powoli sunąć przez fale, a po godzinie rejsu w oddali pojawiła się sylwetka małej wysepki. Zaczynało już świtać, a im bliżej wyspy, tym więcej szczegółów było. W tym jeden szczegół, wyjątkowo niepokojący. Inny statek. Kapitan stanął na dziobie i spojrzał przez lunetę. Odwrócił się w kierunku załogi. - Przygotować broń! Komuś zależy aby okraść wyspę i dobra, które prawnie... - tu zastanowił się. - Prawie prawnie należą do nas! Będziemy schodzić na ląd!
×
×
  • Utwórz nowe...