-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Nie trzymasz się źle jak na to, ile masz lat... - odpowiedział. Uruchomił urządzenia statku i odpalił silniki. - Jakieś konkretne miejsce docelowe?
-
- W zasadzie, nic takiego. Nie musiałem nic robić, wystarczyło parę słów i dzieło zniszczenia zrobiło się samo - odpowiedział zadowolony. Ruszył prosto na lądowisko i już po kilkunastu minutach byli na miejscu. Nautolanin usiadł na miejscu pilota.
-
Wszedł do budynku. Po kilku minutach Victor usłyszał krzyki kogoś wyjątkowo wzburzonego, następnie uderzenia czegoś metalowego - prawdopodobnie o ścianę, a już kilka sekund później coś wyleciało przez okno. Otworzyły się drzwi, przez które z szerokim uśmiechem wyszedł nautolanin.
-
- Nie, nie jest - odpowiedział i ruszył w jedną z ulic, tych mniej bogatych. Szedł jeszcze kilka minut, aż zatrzymał się przed kamienicą zbudowaną z jasnego kamienia, z balkonem. Uśmiechnął się złośliwie. - zaraz wracam.
-
Tandekhu Flosa upadła twarzą do piasku, bezwładnie. Nie poruszyła się nawet szarpana przez jedną z bestii. Mandus - Ejże, wstawaj...- podszedł bliżej i lekko szturchnął go nogą, przy okazji przyciągając do siebie swój miecz świetlny.
-
- Musiałbym tu zostać, a nie za bardzo mam ochotę. To mogę jeszcze skoczyć do pewnego domu? Sprawa zajmie piętnaście minut - powiedział.
-
Gamorreanie rzucili się na siebie z rykiem. Nietrudno było przejąć kontrolę nad ich prymitywnymi umysłami. Już po chwili jeden z nich leżał martwy na ziemi, zodrąbaną głową. Pozostała przy życiu trójka walczyła zaciekle, by sobie to życie odebrać. - To dopiero perswazja...
-
Mandus Kyle zbliżył się do niego, zachowując bezpieczny dystans. Coraz bardziej miał wrażenie, że Mandus nie udaje i faktycznie coś mu się stało. Z drugiej strony... co takiego mogłoby się stać? Ilość Mocy, której przeciwko niemu użył nie była wielka... Tandekhu Upadła na ziemię pod ciężarem bestii. Odwróciła się szybko na plecy i ugodziła stwora mieczem, którego wciąż nie wypuszczała z dłoni. Odsunęła się jak najszybciej mogła i znowu wstała, tym razem uważając również na bestię.
-
- To teraz chcesz lecieć na Coruscant, tak? I chcesz wybić Sithów, czy się z nimi zaprzyjaźnić? - zapytał, kiedy już byli przed pałacem. Czterech strażników wciąż stało tam, jak gdyby nigdy nic.
-
- To świetnie, bo będę miał dodatkowo przekichane, jak się dowiedzą, że puszka jest pusta. Nie chciałbym, żeby to poszło na marne! - odkrzyknął zastrzelił jednego ze strażników. - Idziemy stąd?
-
Mandus - hej, hej, hej, to nie było takie mocne - zauważył mistrz. - Żartujesz sobie ze mnie, nie? Miało ci się tylko trochę zakręcić w głowie! Ragnesh Szum wody był tak mocny, że prawdopodobnie zygerrianka nie usłyszała krzyku Ragnesha. Rakghule były natomiast już o krok od niego, więc szybko musiał się zdecydować na skok... albo pogryzienie. Tandekhu Nie zdążyła obronić się przed piorunami, ale kiedy do jej głowy dotarła myśl, aby się poddała, stawiła opór. Zasłona puściła, ale Flosa odturlała się jeszcze kawałek dalej i stanęła na nogi, gotowa do przyjmowania dalszych ataków.
-
Kilku strażników - ludzi, jakby się obudziło i zaczęło strzelać do Victora, cała reszta zaczęła uciekać, albo próbować się ukryć. Zapanował chaos, a ponieważ w sali było naprawdę wielu ludzi, wzmogło to też hałas, jaki wydawali. Nautolanin stał zagubiony obok Victora z wyciągniętym blasterem i strzelał do strażników. - Przy okazji - krzyknął. - Przydadzą ci się te plany z Tythonu?
-
Przez chwilę Hutt wyglądał na bardzo zdziwionego tym , co właśnie się stało. Potem jego ogromne cielsko przekrzywiło się i padł martwy na ziemię, prawie przygniatając jedną z niewolnic. Wszyscy zamarli. Zapanowała cisza.
-
- Świetnie, świetnie - mruknął Hutt z odrobiną irytacji. - Miło nam było gościć, żegnam! Wszyscy wokół zaczęli się już uspokajać, mając nadzieję, że nie dojdzie do żadnej rzezi w pałacu.
-
- Na Coruscancie pewnie... Siedzi ich tam większość. W końcu rządzą większością Galaktyki, nie? - Przyglądał się Victorowi z nieufnością i lękiem. - A, bo ty pewnie nie wiesz, że oni rządzą Galaktyką.. - szepnął nautolanin.
-
Ragnesh - Już ja zadbam o to, żeby coś głodnego na ciebie poczekało. - Wzięła rozbieg i skoczyła, po chwili również znikła w wodzie spadającej z przepaści. Nie było słychać uderzenia o taflę wody. Avain Korytarze wciąż były puste, więc Avain musiał sam pofatygować się do któregoś z radnych. Na przykład do Kyla Katarna, albo Mary Jade, którzy akurat byli w salach treningowych. Mandus Mistrz odskoczył, chroniąc się przed ciosem. Wysłał w twarz Mandusa potężną falę Mocy, żeby na chwilę zaćmić jego umysł. Tandekhu Flosa upadła na piasek, ale odturlała się, gdy cień zadał cios mieczem, wskutek czego go uniknęła. Sama zadała cięcie w rękę cienia, aby ten puścił jej nogę. Nie zdołałaby uciec przed cięciem mistrza, więc skierowała ręce w jego stronę i starała się zablokować miecz Mocą.
-
- W innej komnacie. Czego chcesz? - zapytał Hutt. Niewolnice odsunęły się od niego, nie chcąc narażać się na ewentualne uszkodzenia zadane przez jednego z rozmówców. Nautolanin stanął kilka kroków za Victorem.
-
- Nie, to była perswazja, równie niesamowita - odparł. Sala była wielka i ciemna, bo niewiele wpadało światła przez małe okienka tuż przy sklepieniu. Hutt siedział na wielkiej poduszce pod balustradą, otoczony - tradycyjnie - niewolnicami. Na podwyższeniu po lewej stali muzycy, ale szyscy ucichli, gdy Sith otworzył drzwi.
-
- No wiesz ty co... Ja tam wykorzystuję swój niesamowity urok i nie trzeba przeciwko nikomu używać przemocy, tak to się załatwia... - odpowiedział. - Chociaż fakt, ty możesz mieć z tym problem. Dotarli do sali, na końcu której było wejście do głównej komnaty. Już zza drzwi słychać było hałas towarzyszący Huttowi.
-
Gamorreanie popatrzyli po sobie i przepuścili obu "honorowych gości" do środka. Nautolanin, kiedy już znaleźli się wystarczająco daleko, zachichotał. - Zawsze chciałem to zrobić! Świetny gość z ciebie, wiesz? Nigdy nie posądzałbym kogoś takiego jak ty o poczucie humoru...
-
- Tutaj to ty masz coś do załatwienia - odpowiedział Nautolanin. - Chciałeś jakieś informacje, nie? Jak gdyby nigdy nic ruszył przed siebie, próbując zignorować strażników. Niestety, oni nie zignorowali jego i zagrodzili mu drogę. - Co za bezczelność! Co powie wasz pan, kiedy dowie się jak potraktowaliście tak zacnego gościa? Prowadzę samego Dartha... Dartha...
-
- Nie, chciałem powiedzieć, że to faktycznie jest gniazdo robali. A co z nim zrobisz po wizycie, to twoja sprawa - dodał z uśmiechem. Wejścia do pałacu strzegło czterech gamorreańskich strażników.
-
Fluttershy przebudziła się i spojrzała ze zdziwieniem na ptaka leżącego obok na poduszce. Rozbawiona, pokręciła głową, po czym ułożyła się wygodnie i zasnęła. Rano śnieg padał jeszcze intensywniej niż wieczorem. Fluttershy obudziła się, przetarła oczy i przewróciła na drugi bok, żeby jeszcze pieć minut pospać.
-
- Nawet wyglądasz na takiego. No, dobra. Widzisz to ohydne coś, przypominające gniazdo robali? - zapytał, wskazując na ogromny, kulisty budynek poprzecinany pasami okien.
-
- Nie wiem, gdzie masz zamiar potem lecieć, ale mógłbym załatwić jeszcze jedną... sprawę? - zapytał, wychodząc przed pałac. - Mam coś komuś do powiedzenia. To będzie krótka rozmowa.