-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Ja ci dam ośmio... - zaczął nautolanin, kiedy nagle - ku jego zdziwieniu - strażnik zamiast znowu mu przyłożyć, zaatakował swojego kolegę. Chłopak poderwał się na nogi i podbiegł do Victora. - To co, idziemy? - zapytał.
-
- Nie wykonał odpowiednio zadania - odpowiedziała kobieta. - Nie wiem nawet, kto tutaj może mieć takie informacje... Huttowie? - zapytała męża. - prawdopodobnie. Najbliższy pałac jest... dość widoczny, chyba kilometr stąd. Wielki i brzydki. Nautolanin tymczasem rzucił się na najbliższego strażnika z pięściami i próbował dosięgnąć swojego blastera. Został powstrzymany przez drugiego strażnika i ponownie dostał w twarz.
-
- Skąd mamy wiedzieć? - zapytała kobieta. Skinęła niemal niezauważalnie na jednego ze strażników. Dwójka innych podeszła do nautolańskiego chłopaka i chwyciła go za ręce, krępując je na plecach. - Co jest? - zapytał wzburzony. Zaczął się szarpać i kopać najbliższego strażnika. Chciał nawet wyjąć broń, ale został w porę zatrzymany i dostał potężny cios pięścią w twarz, po którym upadł na ziemię.
-
Łopata znajdowała się w stodole naprzeciwko domu. Stała pod przeciwległą ścianą, przykryta trochę słomą porozrzucaną bez ładu po stodole. Kiedy Sophie wróciła, James już kopał grób.
-
- Darth Krayt, z tego co nam wiadomo - odparła kobieta. - Prosimy zatem o pozostawienie naszej skromnej kolekcji w spokoju... Jej, nas, naszej służby i pałacu - uzupełniła.
-
- Nie należą już do nikogo, a Zakon Sithów się o to nie upomina. Poza tym, nie kradniemy. Kolekcjonujemy - odpowiedziała. Twi'lek kiwnął głową. - Jakim prawem zabijasz naszych strażników?
-
- Czemu zawdzięczamy twoją wizytę tutaj? - zapytała starsza kobieta surowym tonem. Z bliska wyglądała na bardziej pomarszczoną i nie przybywało jej przez to urody. Twi'lek również patrzył na Victora niezbyt przychylnie.
-
- No, mój mały. Myślę, że czas iść spać - powiedziała Fluttershy. - Dobranoc. - Zgasiła światło, weszła na łóżko i przykryła się kołdrą po samą szyję, odwrócona plecami do Drago. Za oknem widać było wirujące płatki śniegu.
-
- W książkach tego nie znajdziesz. Tu potrzebna jest praktyka. Weź na przykład kołek, czosnek, maczetę, trumnę, cokolwiek i próbuj po kolei wszystkiego. Utnij głowę, o! - Zaproponował kot.
-
Tandekhu Flosa obroniła się przed piorunami mieczem, falę zimna postanowiła odpechnąć Mocą - podobnie również Mocą podniosła piach z ziemi i cisnęła w oczy cienia i Tandekhu, próbując wyminąć tego pierwszego i zaatakować od tyłu. Mandus Mistrz odepchnął się od ziemi i wstał, przygotowany na ataki Mandusa. - No nie mów, że byś mnie tym zabił... Avain Zarówno Avain jak i Mihre zostali odwiezieni z powrotem do Akademii. Mihre ze względu na rany został wsadzony do bacty, a Avain pozostał w sektorze medycznym bez konieczności leczenia bactą. Po kilku godzinach zaczęły docierać do niego bodźce. Ragnesh - A gdzie tam. Tylko do wody wpadłam, tyle. Szczęście, że przynajmniej czysta woda, nie jakiś ściek - odpowiedziała. Kopnęła dwa pręty, a te runęły dół, niknąc w ścianie wody. - To co? Skaczemy?
-
- Proszę cię. Widziałeś ty kiedyś wpienionego krasnoluda? - zapytał kot. - Kilkadziesiąt kilo wściekłego kwadratu, który pędzi na ciebie w pełnej zbroi, wymachując toporem i krzycząc różne, nieładne słowa - dodał. - Demon to przy tym nic.
-
- A czy ja ci w czymkolwiek przeszkadzam? Ja tu sobie tylko... leżę. Poza tym, czytasz podręcznik mówiący jak zabić krasnoluda. Krasnodemon? Gruba intryga ci się trafiła... - stwierdził kot.
-
Mandus - Nie - odpowiedział, ale się nie podniósł. Dalej leżał na podłodze, a miecz świetlny leżał o dwa kroki od Kyle'a. Ragnesh - Nie zdążyłam przejść całego - odpowiedziała. - Zaczęły atakować. Kiedy dobiegli do krat, okazało się, że woda z tunelu zmienia się w kilkudziesięciometrowy wodospad do rzeki płynącej między skałami. Natomiast skała z której wychodził tunel, była zupełnie gładka, porośnięta tylko śliskim mchem. Dihri zaczęła przecinać kraty mieczem świetlnym. Avain Droid również Avaina przeniósł na transportowiec. Po wyczyszczeniu i opatrzeniu ran spróbował przywrócić mu przytomność. Tandekhu Kiedy już wyszli na zewnątrz, Flosa ustawiła się w pozycji obronnej, ale nie zaatakowała. Nie chciała zrobić pierwszego ruchu.
-
Imię: Dharia Pochodzenie: Hammerfall Rasa: Redgard Archetyp: skrytobójca Wiek: 21 lat Wygląd: Krótka historia życia: W wieku siedemnastu lat została przemieniona w wampira. Po tym zdarzeniu opuściła rodzinne ziemie i została członkiem klanu Volkihar. Organizacja: Klan Volkihar
-
- Wiem, wiem... Różne rzeczy wiem. Mogę zmykać, mogę też nie zmykać... - Położył się na ziemi i zaczął przyglądać swojej lewej łapie.
-
Tandekhu Starania Flosy trwały pół godziny i nie udało jej się trafić Cienia mieczem, z drugiej strony też ani razu nie upadła i cały czas broniła się rzed atakami. - Mogę spróbować walczyć na zewnątrz? - zapytała. Mandus Mistrz upadł na ziemię i znowu znieruchomiał. Widać było, że oddycha, ale dlaczego się nie ruszał? Avain - Czy mogę jakoś pomóc? - zapytał droid. - Muszę pana opatrzyć, jest pan ranny - dodał, jakby poprzednie pytanie było tylko wstępem, bez większego znaczenia - nie ważne, czy Avain by się zgodził, i tak miał się poddać opatrywaniu ran. Ragnesh Zygerrianka ruszyła przed siebie. Kilkadziesiąt metrów przed sobą zobaczyli koniec tunelu - woda spływała w dół i słyszeli jej szum. Problemem mogły być tylko kraty zasłaniające przejście...
-
Z cienia wyszedł kot. Wielki, pasiasty kot o długim futrze, najokazalszy dachowiec jakiego kiedykolwiek Charles widział. Połowę jednego ucha miał odgryzioną, a przez jedno oko przechodziła blizna, ale ciągle wyglądał dostojnie. - Jestem kotem. Przyszedłem, bo chciałem przyjść - odpowiedział.
-
- Niby czego? - padła odpowiedź z cienia. Oczy dalej wpatrywały się w Charlesa nieustępliwie, a jednocześnie miało się wrażenie, że w ogóle im na tym nie zależy. Jakby gapiły się w skrytobójcę z powodu braku lepszego zajęcia.
-
Mandus Mistrz przybrał dokładnie taką samą pozycję jak Mandus i uśmiechnął się drwiąco. Zamarł. Nie zamierzał pierwszy atakować. Tandekhu - Dobrze. - Flosa odetchnęła głęboko i zaatakowała cień. Wciąż nie czuła gniewu, ale teraz starała się bardziej wspomóc Mocą i przewidywać ruchy Cienia. - Do jakiego momentu mam walczyć? Ragnesh - Zgoda. - Zygerrianka przeskoczyła na chodnik pod przeciwną ścianą tunelu i przygotowała się do ciśnięcia Mocą w rakghule. - Już? Avain Transportowiec pojawił się już chwilę później. Wyszedł z niego droid medyczny, prowadząc za sobą poduszkowiec, na którym miał położyć rannego. Po całej operacji poduszkowiec wrócił na pokład. - Nie został zraniony w serce - poinformował robot.
-
- No przecież nie będziemy tak stać w progu! - Mona otwarła drzwi i weszła śmiałym krokiem do środka. - Czołem, towarzysze! Odpowiedział jej niewyraźny pomruk powitań. Budynek miał dwa piętra. Podłoga skryzpiała niemiłosiernie przy każdym, najlżejszym naciśnięciu. Naprzeciwko drzwi znajdowało się nieszczelne okno, po prawej od drzwi był kominek, w środku którego płonął ogień. Wethat zdjął płaszcz i powiesił go na krzywym wieszaku obok drzwi. - Moi drodzy, oto nasz nowy towarzysz, Jaenr! - powiedział wesoło. - A teraz przedstawię ci wszystkich. To jest Manda, wróżka zębowa - wskazał na chudą dziewczynę o rudych, kręconych włosach i smętnym spojrzeniu zza grubych jak dna butelek okularów. Manda uśmiechnęła się, ukazując komplet ostrych, trójkątnych zębów. - To jest Harr Toporsson - wskazał na krasnoluda o czarnej brodzie i zielonych oczach łypiących groźnie spod gęstych brwi. Krasnolud uniósł dłoń w geście powitania. - A to jest Cień - wskazał na pustą przestrzeń pod kanapą, spod której łypała para zielonych oczu. - Nie wiemy, czym jest Cień. Cień też nie wie, czym jest. Na Charlesa z ciemności gapiła się para żółtych oczu o okrągłych źrenicach.
-
Nautolanin zbliżył się do parki i zaczął coś tłumaczyć, żywo gestykulując i czasami zerkając na Victora. W rękach cały czas trzymał ową puszkę. Po chwili kobieta pokiwała głową, a chłopak wrócił do Victora. - Możesz z nimi pogadać, ale jeśli zostawisz broń jakiemuś strażnikowi. Bez niej też sobie dobrze radzisz... - poinformował.
-
- To ten... Poczekaj, pójdę do nich i wytłumaczę może całą sytuację? - zapytał niepewnie. Pokój podzielony był na dwie części - większą, z różnymi gablotami, w których spoczywały stare, poniszczone kartki papieru, różne dziwne kawałki metali, a nawet holokron. W drugiej części, dalszej, znajdował się pokój dzienny. Był na podwyższeniu, ale nikogo tam nie było. Wszyscy byli w części z gablotami, między innymi podstarzała kobieta o farbowanych na czarno, krótkich włosach i stary twi'lek. Obok nich wszędzie byli strażnicy.
-
Avain Mihre upadł z hukiem, kiedy siatka przestała działać. Próbował doczołgać się do Avaina, ale znieruchomiał w połowie drogi - stracił przytomność. Ragnesh Za nimi rozbrzmiały kolejne pluśnięcia - rakghuli faktycznie musiało być więcej i to sporo więcej. Korytarz skręcił w lewo i zwężył się jezcze bardziej - nie dało się już nim biec, a jedynie przesuwać bokiem, ostrożnie. - Chyba mamy problem - stwierdziła Dihri. Tandekhu - Jak mam walczyć bez spokoju? Kiedy się denerwuję, mam problem ze skoncentrowaniem się. - Odbiła pierwszy cios cienia i utrzymała się na nogach, kiedy posłał przeciwko niej słabą falę Mocy. Eomeer - Teraz wywołam u ciebie ból, a ty postarasz się go zwalczać. Musisz być cały czas spokojny i skupiony... - Eomeer zaczął odczuwać obiecany ból. Najpierw lekki, w głowie, potem powoli przechodzący na całe ciało.
-
Śmierć spojrzał na Charlesa z politowaniem. - POTRENUJ NAJPIERW NA LUDZIACH - rzucił. - NIE ROZMAWIAŁEŚ Z NIKIM CIEKAWYM. Wstał i wyszedł z tawerny, a Charles zaczął zapominać, że z kimkolwiek rozmawiał.
-
- NIE - odparł Śmierć. - SPRAWY ZAWODOWE TO SPRAWY ZAWODOWE. POZA TYM, NIEWIELE JEST Z NIMI KONTAKTU. - Napił się trunku, który miał w szklance.