Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Ja też się cieszę, że mogę zostać. Ale trzeba będzie pracować nad silną wolą i chyba trochę się do siebie... Przyzwyczaić - odparła. - Jeśli chodzi o węch, najgorsze jest pierwsze wrażenie. Potem już staje się do wytrzymania - stwierdziła, krocząc obok niego. Naprawdę się cieszyła, że wszystkie te odruchy dało się jakoś opanować. I wtedy zaczęła się zastanawiać, dlaczego właściwie wilkołaki i wampiry są w stosunku do siebie niemal z natury antagonistycznie nastawione. Interesująca kwestia, tym bardziej, że przemianę obu tych ras można było uznać za przekleństwo. 

    Kiedy dotarli do zamku, Saskia z wdzięcznością przyjęła ubrania od Patricka, posyłając mu uśmiech. Dobrze będzie w końcu ubrać się w coś cywilizowanego. Uśmiech zrzedł jednak, kiedy usłyszała o oczach. Zdążyła już o nich prawie zapomnieć. 

    - Nie potrafię tego zmienić. Jeszcze nie - odparła. 

  2. - Piętro minus pięć, cela w samym centrum! - odparł, nim Kater go ogłuszył, zapewne zostawiając na śmierć. 

    Na szczęście wszędzie były mapki, toteż dotarcie do Zannah nie należało do szczególnie skomplikowanych. Tym bardziej, że do uszu Katera dotarł huk, który na krótką chwilę odebrał mu słuch i ogłuszył. 

    Na tym piętrze również byli jeszcze ludzie i było ich więcej niż na poziomach mieszkalnych, zapewne właśnie ze względu na pilnowanie Zannah. Chwilę później rozległy się jęki, wrzaski i strzały, a Zabrak odczuł dreszcze; potencjał Ciemnej Strony zbliżał się ku niemu, podświadomie powodując uczucie niepokoju, wręcz lęku. Wyglądało na to, że Zannah się uwolniła, a swoje przybycie uprzedzila, rzucając przypadkowym Rebeliantem o ścianę. Martwy mężczyzna wylądował obok Katera, a zza rogu wyszła dosyć drobna postać, z którą absolutnie nikt nie chciałby mieć do czynienia. Nawet w podartych szatach emanowała od niej groza. Uśmiechnęła się drapieżnie, widząc Zabraka i ruszyła w jego kierunku. 

  3. Wzdrygnęła się, kiedy dłoń wylądowała na policzku. To będzie kolejna rzecz, do której ciężko będzie się przyzwyczaić. 

    Saskia z wolna przesunęła się do Aleksandra i objęła go w pasie, lekko przytulając. Ot, na próbę czy nie będzie to szczególnie traumatyczne przeżycie, w co szczerze wątpiła. 

    Odsunęła się z westchnieniem, słysząc o tym, że nadchodzą ludzie. Rzeczywiście, wyczuła ich i doszła do wniosku, że rzeczywiście lepiej będzie uniknąć konfrontacji. Poza tym, dużo by dała żeby w końcu zdjąć koszulę nocną i ubrać normalne ubranie. Czułaby się mniej... Dziko.

  4. Okazało się, że przewody które zniszczył należały do systemu chłodzenia. Wydobywał się z nich lotny gaz, dosyć toksyczny, ale nie śmiertelnie niebezpieczny. W mgnieniu oka korytarz zaczął wypełniać się białym dymem. Pratima zniknęła z pola widzenia, ktoś krzyknął, a rebelianci odwrócili się do Katera, zdezorientowani. Miał parę sekund nim chwycą blastery, jeśli na to wpadną - większość nie widziała tego, że to Kater rozerwał rury. Pozostawała jeszcze Togrutanka, która najprawdopodobniej obroniła się przed metalem i szybko powinna odnaleźć się w sytuacji i wznowić pościg za Katerem. 

    Korytarz w prawo prowadził do wyjścia ewakuacyjnego, do którego wszyscy zmierzali. Korytarz w lewo prowadził do wind i cały problem polegał na tym, że Kater nie wiedział, gdzie przetrzymywana jest Zannah. 

  5. - Dobry pies - powiedziała, drapiąc wilka za uchem. - Od teraz będę mówić ci Vincent. Vincent? - sprawdziła, czy reaguje. Jeśli nie, to z czasem i tak będzie musiał. 

    - Dobrze. Pomijając fakt, że od paru godzin łażę po lesie w koszuli nocnej, widzę dźwięki i słyszę kolory i nie potrafię tego wszystkiego opanować do końca. Do końca życia nie będę mogła nosić srebrnej biżuterii, co dotychczas nie było wielką stratą bo i tak takiej nie miałam, mam na pieńku z łowcami i dwójką wilkołaków, która straciła brata i czuję niepohamowany apetyt na mięso. Poza tym jest całkiem w porządku - odparła na pytanie Aleksandra. 

  6. - Ale ona się spodziewa, że pójdziesz szukać tamtej! - zaprotestowała Sehtet, zatrzymując się gwałtownie i patrząc na Katera spode łba, nie kryjąc zdenerwowania. - Jaki to ma teraz sens? Przynajmniej idź w kierunku wyjścia i potem zbocz z drogi - syknęła. Pratima zakończyła rozmowę z przywódcą. Co zaś do rzeczy, których można było użyć jako broń... Cóż, były to prawda rury i przewody wzdłuż metalowych chodników. Dyskretne dźwięki przechodzące przez rury sugerowały, że wciąż były w użyciu i przewodziły różne substancje. Pytanie, jak szkodliwe mogły być te substancje i czy ich uwolnienie nie usunęłoby z użytku całego korytarza.

  7. - Jasne. Dzięki - odpowiedziała. - Tylko że... - Tu spojrzała na swój nieszczęśliwy, zmaltretowany ubiór w postaci koszuli nocnej. - Przydałoby się coś do ubrania, jeśli to nie kłopot. Zastanawiam się, na co komu moje rzeczy... - Popatrzyła kątem oka na wilka, zastanawiając się czy nie ma nic lepszego do roboty niż transformowanie się w Burka. Nieco dużego, trzeba przyznać, ale wciąż.

  8. - Nie, Kater - szepnęła Sehtet, ciągnąc go w przeciwnym kierunku. - Znaczy... Ufam ci, ale tym razem idziemy do wyjścia. Potem można wrócić, a jej się nic nie stanie - szepnęła, ściskając rękę Katera. Syreny alarmowe nie dawały wytchnienia, rozległ się kolejny huk. Żołnierze w korytarzu na którym byli biegli w stronę wyjścia, każdy jeden z blasterem. Pratima chwilowo zajęła się wymianą zdań z miraliańskim dowódcą w srebrnej szacie, ale Zabrak mógł być pewny, że zareagowałaby na próby zmiany kierunku biegu. 

  9. - Nie wiem. Mówiłam mu, że może sobie iść, ale poszedł za mną. Nie mam pojęcia, dlaczego - odparła, drapiąc wilka za uchem. - Spokojnie, do zamku go nie zabiorę.

    Nadal myślała nad tym, gdzie są jej rzeczy i czy uda się je odzyskać. Zastanawiała się też, jak odtąd będzie wyglądało jej życie. Życie ich wszystkich. Cóż, dało się przywyknąć do wampirów na chwilę. Pytanie, czy uda się przetrwać z całą rodziną w jednym zamku i czy uda się pozostać z jednym z nich w kontaktach... No cóż, w dobrych kontaktach. Saskia zerknęła na Aleksandra i zatrzymała się. 

    - Poczekajcie. Zastanawiam się, czy to ma sens. To znaczy... Zamek. Może lepiej, żebym została tutaj. Na przykład na dwa dni. Jeśli zostanę tutaj, będę miała pewność, że panuję nad sobą i nie wyrządzę nikomu krzywdy - odezwała się, nie kryjąc niepokoju. 

  10. Demon westchnął ciężko i odrzucił książkę, którą kartkował. Spadła z hukiem na ziemię. 

    - Nie jestem człowiekiem i zwykłem widzieć takie rzeczy - odparł, tym razem bez właściwego sobie cynizmu. - Może to być klątwa, ale jeśli tak, musimy poznać historię rodową. Kiedy to się zaczęło, u kogo, kto był ostatni. Nie miałaś dziwnych snów, albo... 

    Ogień rozbłysł i z niewiadomych przyczyn stał się zielony. Nagle, bez ostrzeżenia. Isleen umilkł, co mogło oznaczać, że on również go widzi. 

    - Ruby... - rozległo się ze środka. Jeden z płomieni wygiął się nienaturalnie i popełzł po ziemi. Podłoga i dywan nie zaczęły się jednak palić - zupełnie nic się z nimi nie działo. Płomień przyjął kształt dłoni, potem ręki i z czasem z paleniska wypełzła płonąca postać. Kuzynka dziewczyny, tyle, że w upiornej postaci. 

    - Ruby... Twoja ciotka, a moja babka. To przez nią, wszystko przez nią! Nie daj się dotknąć. Za chwilę tu przyjdzie, czuję to. Ktokolwiek z naszej rodziny tyka się magii, ginie na szaleństwo. Wykorzystałam resztki moich sił, żeby cię ostrzec. Uważaj! - zawył boleśnie głos, a upiorne, ogniste widmo pełznące po podłodze zniknęło. Ogień zyskał normalną barwę. Ale tego demon z pewnością nie usłyszał. 

  11. - Jakim prawem śmiesz wygłaszać jakiekolwiek żądania? - zapytała, tym razem nie kryjąc złości. - Nie jesteś gościem honorowym. W ogóle nie powinno cię tu być, wobec czego albo wracasz zaraz do celi, albo... 

    Tu Togrutance przerwał potworny huk, który wstrząsnął budynkiem u posad. Wycie syren najwidoczniej nie było spowodowane jedynie troską o szpiega. Sehtet spojrzała pytająco na Katera, a Pratima aktywowała fioletowy miecz. Wyciągnęła palec i wskazała nim Zabraka i kobietę. 

    - Prosto ku wyjściu. Jeśli zobaczę, że kierujesz się gdzie indziej niż wyjście ewakuacyjne, osobiście cię zabiję. Nie jestem Jedi, więc nie musisz trapić się o moje zasady. 

  12. - Jak widzę twoją skrzywioną minę, to trudno mi w to uwierzyć. Przeproś - odpowiedziała, odruchowo dotykając krzyżyka. Od razu oczywiście go puściła, żeby przypadkiem nie sparzyć się za bardzo. Z jednej strony Aleksander okazał skruchę, ale z drugiej Saskia wciąż była wściekła i postanowiła, że przynajmniej do jutra jej nie przejdzie, bo urażona została bardzo głęboko. 

  13. Stała na plaży, naprzeciwko Aleksandra, walcząc ze sobą. Z jednej strony była wściekła i miała ochotę rzucać w niego rzeczami (ze szczególnym uwzględnieniem krzyżyka), a z drugiej strony jej też trochę zależało. Nawet bardzo, pewnie dlatego pytanie czy jest psem tak bardzo bolało. 

    Westchnęła głęboko i przetarła twarz dłońmi. 

    - Niech będzie - odpowiedziała, nie siląc się na wylewne słowa. W końcu to ona była pokrzywdzona. 

  14. Sehtet wstała z miejsca. Ani ona, ani Kater nie mieli przy sobie zbyt wielu rzeczy osobistych. Właściwie nic od czasu feralnego pobytu na Kessel. Rzeczy które miał wcześniej Zabrak ukrył gdzieś Izefet, jako że nie posiadał też przy sobie maski.

    Rozległo się wycie syreny alarmowej, a więc coś wisiało w powietrzu, albo atak się rozpoczął, albo rozpoczęto poszukiwania szpiega, który przesłuchiwał Zabraka. Drzwi rozsunęły się, a na korytarzu stała Pratima z mieczem świetlnym w dłoni. Dezaktywowanym... póki co.

    - Co ty robisz, Kater? - zapytała spokojnie, ale nie była do końca spokojna. Dało się wyczuć niepokój, którego nie starała się ukrywać.

  15. - No to mnie zabij i nie będzie problemu, skoro moje nowe "ja" jest dla ciebie tak ogromnym problemem - odparła, wziąż nieźle wkurzona i nie odmawiając sobie machania rękami. Było jej wystarczająco ciężko w nowej sytuacji, w której została sama sobie, a ten tutaj jeszcze śmiał ją dodatkowo obrażać... Emocje rosły. 

    - Zdenerwowałeś mnie. I nie ukrywam, że naprawdę się zawiodłam - stwierdziła z poważnym wyrazem twarzy. 

  16. Trasa przebiegała dokładnie według planu Zabraka. To prawda, spotkał niewielki oddział rebeliantów, ale za odepchnięciem nie stanowili większej przeszkody. 

    Sehtet była oczywiście na miejscu, choć alarm wywołany przez Izefeta postawił na nogi najprawdopodobniej całą bazę. Przez głośniki cały czas napływały zakodowane komunikaty wypowiadane damskim głosem, a najróżniejsze droidy co chwilę pojawiały się na widoku Katera.

    - Coś się stało? - zapytała Sehtet, kiedy Zabrak wszedł do jej pokoju. 

  17. Kage westchnął, chowając twarz w dłoniach. Kater wyczuwał, że jest poważnie zirytowany. 

    - Jesteś tępym durniem - stwierdził, nie kryjąc nawet złości i bez uzasadnienia obelgi ruszył w przeciwnym kierunku. Kater widział jeszcze, jak wyjmuje komunikator. 

    - Zatrzymać wszystkie nieautoryzowane próby startu, zablokować lotnisko, aktywować bramę - zarządził. 

    Nie idź na dół. Ukryj się gdzieś, gdzie cię nie wyczują. Szybko. Wydaje mi się, że to będzie dzisiaj. Niebawem. Ostrzeż kogoś, kto powinien zostać ostrzeżony. Może ten mistrz Jedi. Ale zrób to przed samym atakiem, żeby nie mógł ochronić rebelii przed zniszczeniami. Kiedy się zacznie, chciałabym, żebyś tu przyszedł i mi pomógł - rozległ się głos w głowie Katera. 

  18. - I co z tego, że zostałam wilkołakiem? Ja się czuję wprost świetnie, jest niesamowicie po prostu cudownie - rzuciła z poirytowaniem w głosie. - Ty też chciałeś mnie zmienić w wampira, nie wiem co jest takiego strasznego w byciu inną formą życia. Nie można oceniać ludzi, ale ty jesteś wampirem, a nie człowiekiem i nie wiem z jakiej racji miałabym nie oceniać, skoro zdążyłeś w ciągu paru sekund obrazić mnie dwa razy i najwyraźniej stwierdzić, że jestem teraz gorsza. Dlatego nie mam ochoty z tobą rozmawiać. A może to jest jakiś rodzaj kompleksu niższości, co? Może to wy się czujecie gorsi? - zapytała, dźgając go wojowniczo palcem w klatkę piersiową. - Mogę zagwarantować, że jeśli chodzi o węch to cuchniecie tak samo paskudnie jak ja dla was. 

  19. - Dlatego to krzyknąłeś? - zapytała, siląc się na jadowity spokój. Wyrwała rękę z uścisku Aleksandra i odwróciła się do niego, splatając ręce na piersi. 

    - Jak na blisko czterysta lat życia, twoja ogląda towarzyska jest godna pożałowania. Proszę się zastanowić, czy lepiej być psem, czy pijawką. Psy to podobno bardzo inteligentne stworzenia, jak jest z pijawkami? Teraz widzę, że chyba jednak gorzej. Idź sobie - dodała, odwracając się od niego. - Dobrze się stało! Widać przynajmniej kto jest naprawdę miły, a kto tylko udaje. 

  20. Zanim Kater wyszedł, uścisk na ramieniu gwałtownie go zatrzymał. Izefet stał skierowany w przeciwnym kierunku, nawet na Zabraka nie patrząc. Dłoń zacisnęła się jeszcze bardziej, wywołując lekki ból. 

    - Masz już wystarczająco dużo wrogów. Nie robią na mnie wrażenia groźby, tym bardziej że nie są poparte... Niczym. Nie boję się ciebie Kater i nie chcesz mieć we mnie wroga. Zrobiłem to co zrobiłem, bo jej nie ufam. I ty też nie powinieneś. Od kogo wzięłaby życie, gdyby nie od tego rebelianta wtedy? Co jeśli byłbyś sam, albo tylko z Sehtet? - zapytał. 

  21. Parę minut później przyszła pomoc, ale nie w formie która by Katera zadowoliła. Nie była to bowiem ani  Sehtet, ani Zannah, ani nawet Pratima, a Izefet. 

    Wszedł do środka ze zwyczajowym spokojem na twarzy, podszedł do Katera i wyłączył pole magnetyczne. Odsunął się, dając Zabrakowi przestrzeń i w żadnym razie nie zamierzając atakować. 

    - Nikogo nie wyczułem, ale obstawiono lądowiska. Wstawaj, wydobrzałeś już wystarczająco - oznajmił. - Trzeba go złapać. 

  22. Z jednej strony odczuła dziką satysfakcję, kiedy towarzystwo zostało odpędzone, z drugiej złość narosła. 

    - Jesteście wszyscy popaprani! Ugryzł mnie i to nie była moja wina! Skąd miałam wiedzieć, że przyjdą jacyś myśliwi?! - wrzasnęła za nimi. A potem spojrzała na Aleksandra miną, która mogłaby zabijać. Zacisnęła zęby i manifestacyjnie się odwróciła, żeby odejść plażą... Gdzieś. Gdzieś daleko, tupiąc i poruszając się na podobieństwo chmury burzowej, albo i całego frontu. Takich zniewag znosić nie zamierzała i teraz przynajmniej miała pewność, że z tą całą miłością to kłamał. 

  23. Na samym początku ucieszyła się, widząc go. Zaraz potem jednak pojawiły się wątpliwości, które Aleksander raczył potwierdzić w wyjątkowo niedyskretny sposób. 

    Nie było jednak czasu na dąsy, które Saskia planowała. Spojrzała na wilka, ale że był znacznie mniejszy od agresorów, zrezygnowała z wysłania go, a zniżać się do mordobicia i rękoczynów też nie zamierzała. 

    W związku z tym podeszła na odpowiednią odległość, to znaczy na tyle żeby nie dostać od nikogo, nabrała powietrza w płuca i krzyknęła. 

    - WSZYSCY NATYCHMIAST PRZESTAĆ! 

    Oddychała ciężko, czując, jak podnosi się jej ciśnienie. Nie była to może od razu utrata kontroli, ale zwyczajne, zdrowie poirytowanie. 

    - Jeśli zamierzacie się tu naparzać, to wypad z mojej plaży! Idźcie się prać po mordach do lasu, mam dość wilkołaków, dość wampirów, ludzi, wilków, ptaków, mieszańców rasowych, konfliktów na tle rasowym, krzyków, zębów i wszystkiego innego co związane z robieniem zamieszania o nic. "O, wampir, a my jesteśmy wilkołakami, trzeba go dopaść". Czy wy jesteście poważni? Macie wy tam mózgi? - zapytała, pukając sie manifestacyjne w czoło. Miała nadzieję, że cała impreza jeśli się nie uspokoi to przynajmniej przeniesie gdzie indziej. 

  24. - Już niedługo, ale wiem co chciałem wiedzieć. Dziękuję - odparł. Schował datapada do kieszeni i odsunął się od łóżka, a potem bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Chwilę jeszcze Kater słyszał, jak oddalał się korytarzem w lewo.

    W okolicach szyi, w miejscu w które wbiła się igła pojawiło się uporczywe kłucie. Niemal na całej powierzchni ciała Zabrak odczuł dreszcze, a mięśnie z wolna zaczęły się rozluźniać. Wróciło czucie, wróciła Moc. Teraz jedyny problem polegał na tym, że rozciągało się nad nim pole magnetyczne, którego lekarz nie wyłączył. Kater mógł więc spróbować skontaktować się z kimś, kto miał możliwość przyjść z pomocą. 

  25. - Słyszałam, że zajmujecie się odganianiem mniej humanitarnych stworów. Albo ich neutralizacją - odparła po chwili myślenia, siląc się na lekki uśmiech. - Byłby to niewątpliwie zaszczyt, gdyby pan zechciał kontynuować nasza współpracę.

    I już chciała wyjść z ponurego stanu umysłu, gdy pojawił się nowy zapach. I wampir był znacznie mniej stresujący, bo Saskia zastanawiała się, czy przypadkiem pozostała dwójka, która mogła być tą dwójką, nie oskarży jej o śmierć towarzysza, co było bardzo prawdopodobne. Spojrzała nerwowo najpierw na pana Lorena, a potem na Patricka. 

    - Ktoś idzie - oznajmiła. 

×
×
  • Utwórz nowe...