Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Co potrafi szary? Kim jest? Skąd pochodzi? - padło kolejne pytanie. "Lekarz" ani trochę nie przejął się groźbą Katera, która zresztą teraz, w jego niewesołej sytuacji nie wydawała się być szczególnie wiarygodna. - Ten z żółtymi oczami - uściślił, pozostając dalej bez wyrazu. Był niezwykle wprost chłodny - teraz zupełnie nie przypominał lekarza, którego maskę miał przed chwilą. 

  2. - Zakres obowiązków... Na jakie? - zapytała, szczerze zdziwiona tą ofertą, tym bardziej, że w obecnej sytuacji współpraca zdawała się być próbą tolerancji i cierpliwości dla obu stron. - Przecież... Dziękuję panu za ofertę, ale nie mogłabym pracować w zamku. Ja sobie zdaję sprawę, że są pewne... Nowe okoliczności, które trudno przeskoczyć. Przebywanie na stosunkowo ciasnej przestrzeni mogłoby źle się skończyć. To znaczy... Nie wiem jeszcze na ile mogę sobie ufać. Wie pan, jestem zdania, że jestem człowiekiem, a nie zwierzęciem, ale z jakiegoś względu to nazywa się "klątwą". Nie chcę odchodzić i jeśli pan byłby w stanie znieść moją obecność w okolicy zamku, byłabym wdzięczna. Ale też zdaje sobie sprawę, że będzie to kosztowało dużo nerwów zarówno pana i pańską rodzinę jak i mnie. 

  3. - Ha, ha, dobre sobie. Skąd mnie wiedzieć takie rzeczy? - zapytał, wciąż wbijając wzrok w ekran. - O, mam! - zawołał od razu z triumfem, nie czekając na odpowiedź Katera. Zaczął czytać pod nosem historię choroby, w skupieniu niczym naukowiec przeprowadzający badania na skalę światową. 

    - No, to teraz... 

    Wyjął z kieszeni strzykawkę, nałożył na nią igłę i bez ostrzeżenia, z prędkością atakującego węża wbił w szyję Katera. Ze względu na kwestie bezpieczeństwa łóżko Zabraka przypominało nieco kokon w kształcie jaja, z czego nad jego górnymi krawędziami mogło zostać aktywowane pole magnetyczne, które Twi'lek właśnie aktywował. W związku z tym Kater nie mógł go skrzywdzić, a substancja która znajdowała się w strzykawce sprawiła, że z jakiegoś powodu jego dłonie zdretwiały i przestał odczuwać w ogóle Moc. Wszystko słyszał, ale jego ruchy zostały zablokowane przez porażenie mięśni. 

    - Serum prawdy na spółkę z drobnym specyfikiem, gdybyś chciał skończyć nasze przesłuchanie niż ja to zrobię - ostrzegł. Uprzejmość wyparowała, zostawiając chłodne opanowanie i profesjonalizm. 

    - Kto leżał w metalowym sarkofagu pod domem właścicielki herbaciarni? - zapytał. - Twoje usta nie zostały zablokowane, więc śmiało, nie krępuj się. Imię i nazwisko, albo... Pseudonim, pod którym ten ktoś jest znany. Wiem, że wiesz. 

    Środek zaczynał działać. "Darth Zannah" cisnęło się na usta Zabraka, atakując niczym gwałtowne mdłości. Czuł, że jeśli ich nie wypowie, pęknie mu głowa. 

  4. Zaczęło się ledwie dwa dni później. 

    Zabrak czuł się już lepiej. Chociaż wciąż był mocno osłabiony, jego stan znacznie się poprawił i nie mdlał już co chwilę. Brzuch, choć wciąż dokuczał, nie był już utrapieniem, więc wszystko dążyło ku dobremu.

    Do sali Katera wszedł zielonoskóry Twi'lekański lekarz z datapadem. Miał całkiem sympatyczną twarz i Kater widział go już wcześniej. Zdawało się, że doktorek w zupełnym poważaniu ma fakt, że Zabrak jest potencjalnie niebezpieczną osobą i więźniem. Przy poprzedniej wizycie był miły i tym razem najpewniej też zamierzał taki być. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do repulsorowego łóżka, na którym Zabrak leżał. 

    - Zapalenie otrzewnej mieliśmy, tak? No, to jak się czujemy? - zapytał, patrząc w świecący na niebiesko ekranik. 

  5. Postanowiła przeciągnąć rozmowę, żeby jak najbardziej przyzwyczaić się do obecności wampira. 

    - Łowcy, którzy złapali pana Aleksandra przyszli po mnie nocą. Obudziłam się w lesie. Wypytywali mnie o pana Aleksandra, o to kim jestem, skąd pochodzę. Chcieli mnie zabić, ale uratowała mnie zabłąkana grupka wilkołaków, które najwyraźniej też miały z nimi na pieńku. Łowcy zostali zabici, a mnie puszczono wolno. Jeden z nich miał nie zaprowadzić do miasta, ale ktoś strzelił do niego z łuku. Myślał, że to przeze mnie i zdaje się, że się zdenerwował. Dalej już się pan chyba domyśla - odpowiedziała. - Patrick powiedział, że pan mnie szukał, więc chciałam tylko, żeby pan wiedział, że już nie musi. Miałam co prawda nadzieję na odzyskanie moich rzeczy, ale jeśli nie, to bez tego też sobie poradzę. Myślę, że wrócę do domu. Będę iść lasami, a srebro pomaga mi panować nad sobą, więc zminimalizuję zagrożenie dla... kogokolwiek. 

  6. - Chciałam wrócić do domu, ale wygląda na to, że nie mam do czego wracać. Poza tym...jest jeszcze jedna rzecz, która powstrzymuje mnie przed powrotem i takie tam... Nieważna, mało istotna - odparła. - Ale cieszy mnie, że ona przestała siedzieć mi w głowie i że już nie tracę kontroli nad sobą. To było bardzo niefortunne. 

    Kater. 

    -... Więc teraz nie pozostaje mi nic innego, niż czekać. I pewnie mieć na ciebie oko, żebyś się przypadkiem nie przemęczał. 

    Kater, wezwałam Najwyższy Porządek. Za parę dni będzie tu bardzo porządne zamieszanie, lepiej wyzdrowiej do tego czasu - rozległ się głos w głowie. Zannah nie odczytywała myśli Zabraka, więc zostały jej komunikaty. 

  7. W pierwszym odruchu miała ochotę znaleźć się jak najdalej od wampira. Nie spodziewała się czegoś aż tak mocnego, to na pewno. Ale Saskia została w miejscu, zachowując normalny wyraz twarzy i z lekkim strachem siedziała czekając na przybycie "gości". Czas zajęła sobie drapaniem wilczego towarzysza za uchem, ot dla dodania sobie otuchy. Domyślała się, że jej obecność musi być dla wampira równie nieprzyjemna co jego obecność dla niej, ale ostatecznie żadne uprzedzenia rasowe nie powinny zmienić przebiegu sprawy. Chciała po prostu pokazać, że jest, nie trzeba jej szukać i chętnie sobie pójdzie, zostawiając ich wszystkich w spokoju. 

  8. - Dobrze, że nie uciekłeś. To by było głupsze niż wszystko co stało się na Nal Hutta - odpowiedziała. - A przemów nie będę prawić, bo najwidoczniej i tak nic nie dadzą, bo "szukanie wiedzy" i inne bzdury. O, Izefet mówił, że Najwyższy Porządek jest dziwnie cicho, ale już się odezwali. Zaatakowali właśnie dwa dni temu na Nal Hutta i zdaje się że w sektor, który odwiedziliśmy. Zastanawiał się, jak wiele mogą wiedzieć o niej na podstawie tego, co tam znaleźli.

     

  9. - Jestem człowiekiem, a nie wilkiem. Idź sobie. Nie dalej jak dwa kilometry stąd jest grupa dwóch wilkołaków, może oni będą otwarci na propozycje. Nie zbieram stada, to moje ostatnie słowo. Powodzenia - rzuciła, nie mając ochoty na dalszy konktakt z młodym. W razie czego postanowiła użyć argumentu wrzasku, który z pewnością by go zniechęcić, a tymczasem ruszyła z powrotem do groty i postanowiła czekać na Patricka. 

  10. - Nie wiem - odparła, wzruszając ramionami. Wzrok rzeczywiście wkrótce wrócił i ukazał twarz - kogóż by innego - jak właśnie Sehtet. 

    - Możliwe, z kierują się tu innymi zasadami moralnymi, niż ty - odparła i zabrzmiało to mimo wszystko trochę karcąco. - Albo będą cię do czegoś potrzebować. Nie wiem, Kater. Ale cieszę się, że pozwolili mi tutaj wejść i zdaje się, że póki co panuje spokój, a ta twoja nic jeszcze nie zrobiła i mam szczerą nadzieję, że nie zrobi. Przez chwilę w mojej piwnicy myślałam, że zrobi ze mną to samo co z tym rebeliantem. 

  11. Ostatnie czego chciała to rozmawiać z jakimś knypkiem, ale wyszła z kryjówki, bo przecież prędzej czy później i tak by ją znalazł. 

    - Czego chcesz? - zapytała, stając przed chłopakiem w bardzo defensywnej postawie, z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Jeśli jesteś głodny, mogę oddać ci trochę jedzenia, a ty sobie stąd pójdziesz i zostawisz mnie w spokoju. Nie mam ochoty na nowe znajomości - powiedziała, z miną sugerującą że to co mówi jest absolutnie prawdą.

  12. Przerwała posiłek i szybko ruszyła  w stronę wody, żeby zmyć z siebie pozostałości krwi i mięsa. Czuła się już nieco lepiej i miała wrażenie, że teraz głód nie przejmie nad nią kontroli. Kiedyś zastanowiłaby się poważnie, czy wziąć do ust coś, co wcześniej było w czyichś zębach, tym bardziej, że ten ktoś jest psowatym. Ale teraz nie robiło to prawie żadnej różnicy. 

    Saskia ruszyła w stronę skał, żeby w razie czego móc się ukryć. Nie zamierzała się z nikim bić, gryźć, szarpać, ani nic podobnego. Właściwie nie miła teraz ochoty z nikim rozmawiać i to był chyba jeszcze silniejszy impuls niż niechęć podjęcia walki. Źle się czuła pod względem psychicznym. 

  13. - Żyjesz, ale droid mówił, że było istotne zagrożenie życia. Dobrze, że to się objawiło teraz. Prawdopodobnie przy operacji na Kessel, tej od Terentateka, wdarło się jakieś zakażenie czy kto wie i masz zapalenie otrzewnej, ale już cię unormowali - odpowiedziała cichym, kojąco spokojnym głosem. - A teraz leż spokojnie i nie próbuj się za bardzo ruszyć, bo droid przyjdzie i cię spacyfikuje lekami uspokajającymi, a to by nie było wskazane. 

    Ból w brzuchu nadal był, ale znacznie mniej odczuwalny. Kater czuł też lekkie mdłości, ale było to nic w porównaniu z bólem po rozmowie z Lady Sithów. 

  14. Wkrótce jego stan się pogorszył. Chłód uświadomił Katera, że prawdopodobnie trawiła go gorączka. Potem pojawiła się słabość i zawroty głowy, na tyle mocne, że nawet posiłek który pojawił się w otwartej półce w ścianie (budynek miał system pozwalający na rozprowadzenie jedzenia bez udziału personelu) nie zachęcił Zabraka, który przecież nie jadł od paru godzin. 

    Nawet jeśli Zannah próbowała się z nim skomunikować, głównym bodźcem oddziałującym na Katera był ból, niepodzielnie królujący w jego głowie. W następnej kolejności nadeszły dreszcze i utraty przytomności. Jak przez sen widział, że biała cela zupełnie się zmieniła. Potem słyszał mechaniczne brzęczenie, a jego mózg zarejestrował niebieskie światło. Gdyby Kater nie był na wpół przytomny, wiedziałby, że jest badany, potem znieczulany, a potem przeprowadzono operację, która w zamierzeniu miała mu uratować życie. Wedy już jednak zapadł się w ciemność.

     

    Obudziło go drapanie w gardle i suchość w ustach. Wzrok wciąż jeszcze nie wrócił do normy, ale widział białe plamy i słyszał pikanie aparatury medycznej. Następnym bodźcem było ciepło, które poczuł w okolicy dłoni. Ktoś go za nią trzymał. 

    - Kater? - zapytała Sehtet, której co prawda nie widział, ale wydawało się, że jest całkiem blisko. 

  15. Było chyba nawet przyjemniej niż kąpiele podczas bycia człowiekiem, co jednak z jakiegoś względu zupełnie nie poprawiało jej humoru. Zostawiła brudną koszulę nocną na brzegu, uprzednio rozejrzawszy się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Ot, z przyzwyczajenia - wyczułaby to, zanim ktoś zdołałby się zbliżyć na odległość, z której by ją widział. 

    Po tym usiadła na piasku, wcześniej jeszcze próbując przeprać koszulę. Po słonej wodzie będzie pewnie sztywna, ale musiało póki co wystarczyć. Usiadła na piasku i założyła koszulę z powrotem - w końcu powinna na niej wyschnąć szybko ze względu na wysoką temperaturę ciała. Czekała na wilka, ale jeszcze bardziej czekała na Patricka. 

  16. Nie ufasz mi? Świetnie, bardzo dobrze. Pierwsza lekcja: nie ufaj nikomu, a już na pewno nie drugiemu Sithowi. Wszyscy w końcu jesteśmy albo będziemy szaleni, to tylko kwestia czasu. O, tak. Właśnie tak. Świetnie, o to chodziło... 

    Nie trzeba było długo czekać na ból. Przyszedł nagle i z ogromną siłą, paląc Zabraka od środka. Bolało tak, że zrobiło mu się aż slabo. 

    Ale nie przesadzaj! I nie pokazuj tego teraz. Idź się połóż i odczekaj parę godzin. 

  17. Właściwie zastanowiła się, czy nie woli zostać w środku i zachować części człowieczeństwa. Nie chodziło nawet o to, że polowanie wydawało się czymś obrzydliwym albo niegodnym. Po prostu bała się, czy nie przestanie panować nad sobą. A skoro miała przy sobie sierściucha, to mogłaby jeszcze raz skorzystać z jego uprzejmości. 

    - Mógłbyś iść do lasu i coś upolować? - zapytała. - Przepraszam, że się tobą wysługuję, ale nie chcę zdziczeć. Mogłabym zrobić krzywdę tobie albo sobie. Gdybyś więc mógł, poczekam tutaj - poprosiła. Miała zamiar skorzystać z morza i trochę się otrzeźwić kąpielą. 

  18. - Nie, będę tutaj. Chyba że na chwilę pójdę do lasu, żeby coś... No, zjeść. Na wszelki wypadek. Tak chyba będzie lepiej. Poza tym, chciałabym wiedzieć, gdzie zabrano moje rzeczy, ale skoro ich nie mam to trudno. Do wieczora powinnam się wyrobić. Tu jest całkiem dobrze, więc... Poczekam. Dzięki, Patrick. Jest też wilk, będę miała do kogo mówić. He, he - wysiliła się na żart, chociaż bez zbytniego zaangażowania. Sytuacja trochę ją przerastała, ale chwilowo i tak nie mogła nic na to poradzić.  

    - W porządku. Idź już. Mam krzyżyk, więc pewnie sam sobie radę. 

  19. Otrzewna. Spróbuj podrażnić, ale nie zbyt mocno, żebyś się przypadkiem nie zabił. Ot, przyspieszyć nieuniknione. Tylko trzeba zrobić to tak sprytnie, żeby nie od razu i żeby nie pomyśleli, że knujemy - stwierdziła. 

    Chyba, że mi nie ufasz - dodała po chwili. Podniosła pytająco brew, ale pytanie nie miało w zamierzeniu brzmieć groźnie. 

  20. Nie umiała czytać w jego myślach. Jedynym sposobem był dyskretny ruchu warg, który umiała odczytać. 

    Widzę ogień trawiący twoje trzewia. Jeszcze nie czujesz, ale zaczniesz czuć. A w związku z tym grozi ci śmierć, a przynajmniej trwały ubytek na zdrowiu. Swoją drogą, uważam, że tam, na Nal Hutta spartaczyłeś sprawę. Mówiłam: udawaj głupiego, cała wina ma spaść na mnie. Emocje emocjami, mały, ale trzeba mieć we wszystkim umiar. 

    Głos w głowie brzmiał jak głos nauczycielki, która strofuje niegrzecznego ucznia. Przynajmniej w głowie Katera nie brzmiała szczególnie pompatycznie, co było dużym kontrastem do ducha Bane'a. 

    Ale to naprawimy. Nie mogę doprawdy uwierzyć, że plan się udał. Jestem o krok od popadnięcia w samozachwyt, powstrzymuje mnie tylko wyjątkowo niekorzystna sytuacja. Zastanawiam się, nie mógłbyś sam siebie zranić? Chodzi o zapalenie otrzewnej. Podejrzewam, że źle cię pozszywali, gdziekolwiek byłeś. 

     

  21. - Więc chyba lepiej, żeby przestali szukać - powiedziała, choć mnie była pewna, czy nie wolałaby wersji o swojej śmierci. Cóż, może nie po skoku z klifu albo zostaniu skonsumowaną, ale chociażby z rąk tych łowców... 

    - Jeśli pan Loren jest w zamku, to dobrze żeby wiedział, co się stało. Tylko że... Nie przyprowadzaj go tutaj. Poczekam i wieczorem, jeśli już będziesz wolny, przyjdź proszę i... Nie wiem, wtedy pewnie wrócę do domu. A przynajmniej ruszę w tamtym kierunku. Przeproś go ode mnie najmocniej. Jeśli byłby tam Aleksander, to jego też przeproś i podziękuj za wszystko, jeśli byłbyś tak miły - poprosiła. 

  22. Głos Zabraka nie mógł przedostać się przez grubą szybę i dwa buczące pola magnetyczne. A jednak kiwnęła głową, najprawdopodobniej po wyczytaniu jego słów z ruchu ust. Niestety, nie mogła odpowiedzieć - jej usta były ukryte pod maską dostarczającą tlen. Jasne oczy były nieruchomo wbite w Katera - kobieta prawie w ogóle nie mrugała, a wyraz jej twarzy, której połowa była ukryta pod maską zawsze chyba wyglądał drwiąco. 

    Słyszałeś od Bane'a imię. Brzmiało ono 'Rain'. Teraz moje imię to Zannah. 

    Padła odpowiedź. Jeszcze o tym nie wiesz, ale jesteś chory. To dobrze. To może pomóc. 

  23. Pociągnęła nosem i wytarła oczy. 

    - W takim razie... Mógłbyś spakować moje rzeczy i mi je tutaj przynieść? - zapytała po chwili, kiedy już trochę się uspokoiła. - Nie mogę tam tak wejść. Chyba w ogóle nie mogę tam wejść - dodała po przemyśleniu tego zdania. W obecnych okolicznościach powrót do domu nie brzmiał tak źle... Tyle, że nie mogła tak szybko wrócić do domu, bo jeszcze musiała po drodze zacząć nad sobą panować w stu procentach. Żal było tylko opuszczania Aleksandra i Patricka, ale przecież nie miała żadnego wyboru. 

     

  24. Opuściła orła, pozwalając mu lecieć i wróciła do ciała. Na samym początku zasłoniła oczy rękami, ale doszła do wniosku, że to bez sensu i spojrzała na Patricka normalnie. Dla bezpieczeństwa chwyciła krzyżyk, a nerw na jej policzku zadrgał nerwowo. 

    Otworzyła nawet usta żeby odpowiedzieć, ale Saskię ubiegł jej własny szloch. Nie pamiętała kiedy płakała ostatnio, ale teraz nawet nie próbowała się nad tym zastanowić. Czuła bezradność, strach i jakiś rodzaj załamania. Próbowała co prawda powstrzymać łzy, ale wydarzenia z nocy na to nie pozwoliły. Wzięła głęboki wdech, pozwalając krzyżykowi opaść na skórę na dekolcie - dalej sobie nie ufała. 

    - Nocą... Znalazłam się w lesie, przez łowców. Chcieli mnie zabić, to ci sami którzy złapali Aleksandra. Pomogła mi grupa trzech sierściuchów, nawet pozwolili odejść. Jeden miał mnie odprowadzić do miasta, ale się przestraszył. Dostał strzałą od myśliwych, rzucił się na mnie i ugryzł. I teraz... Nie mogę już chodzić w żadne miejsca z ludźmi! - wyrzuciła z siebie jednym tchem, a wypowiedź przerwała kolejna fala płaczu. Wznowiła dopiero chwilę później, odzyskując oddech. - Wszystko przez oczy! To widać, nie da się tego ukryć! Wszystko słyszę, widzę i czuję, ale tego jest za dużo, nie radzę sobie! Nie wiem czy w ogóle mogę sobie ufać, pomaga mi ten krzyżyk i przypomina, żeby nie rzucać się z zębami na nic żywego, ale Patrick, tak się nie da żyć! - Tu nastąpiło efektowne złapanie się za głowę i opadnięcie do siadu  na ziemi. - Muszę chyba gdzieś uciec, najlepiej gdzieś do lasu. Aleksander mówił, że wilkołaki nie mogą tu wchodzić, więc się wyniosę, tylko wymyśl coś odpowiedniego. Nie wiem, mogłam spaść z klifu, albo coś mnie zeżarło... Nie mam pojęcia, ale ja tego nie chciałam! Chcę być z powrotem człowiekiem! - stwierdziła, popadając w kolejny atak szlochu. 

×
×
  • Utwórz nowe...