-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Z kołdrą próba zaśnięcia była o wiele bardziej efektywna i tym razem nie pamiętała swoich snów, co zagwarantowało jej przespaną resztę nocy. Yuri obudziło walenie w drzwi. Ktoś bardzo chciał, żeby się obudziła. Tym kimś był Duff. - Ej. Halo, halo! Lepiej wstań, bo inaczej tam wejdę i narobię hałasu, Yu. Mówię serio, za pół godziny śniadanie i masz się zebrać bo dzisiaj kolejny dzień pełen emocji i radosnych przeżyć!
-
Motyw oniryzmu nie jest tym, co często spotyka szturmowców. O wiele częściej spotyka ich śmierć. W całej Galaktyce niewiele jest profesji tak bardzo przyziemnych i pozbawionych finezji jak profesja szturmowca. Łączy się to także z brakiem szacunku, brakiem urlopów i w zasadzie z brakiem życia poza pracą, i tak przez nikogo niedocenianą. Dlatego też szturmowcy nie śnią proroczych snów. Ale Yuri zabiła swojego przełożonego, rujnując niemal powodzenie misji. Zdradziła swoich kolegów po fachu, choć o tym prawdopodobnie nie wiedział nikt poza CJ. Zdradziła Najwyższy Porządek. I podświadomość dawała o tym znać, nasyłając na nią wizje jej samej stojącej przed sądem, jej samej poddanej rozstrzelaniu i ostatecznie jej samej przebijanej fioletowym mieczem świetlnym Setha. Ale dzierżył go nie Seth, a ciemnoskóry mężczyzna w szatach właściwych włóczędze albo pustelnikowi. Mówił, że wszystko będzie dobrze, a potem ją zabijał. Kiedy się obudziła, miasto spało. Kryształy wydzielały o wiele mniejszą ilość światła i wszędzie panowały niemal nieprzeniknione ciemności i przenikliwy chłód - kołdra Yuri leżała na podłodze.
-
- Ale na ciebie zadziałać mogę ja i ty wiesz, że to kwestia czasu. Uważaj na słowa, Rennard. Oba sześciany, teraz oblepione pąklami i glonami, na ścianach miały wydrążone geometryczne wzory przebiegające przez wszystkie ściany. Nie było widać w nich żadnej szpary ani dziury, która mogłaby otworzyć je mechanicznie. Ale trzecia, wolna gwiazda kołysała się między nimi jak osa przymierzająca się do zdobycia pożywienia. Jakby światło odradzała od reszty elastyczna bariera. - Wiesz jak to otworzyć, prawda?
-
Lista warunków do negocjacji była - trzeba przyznać - spora. W skład propozycji wchodził import kryształów kyber i stygium. Zawarta była również prośba o przedstawienie innych bogactw naturalnych występujących na Quarzite, łącznie z metalami. Znaczna większość opierała się o minerały wykorzystywane do wytwarzania energii, ale był też punkt o poborze do pracy w Najwyższym Porządku inżynierów, architektów oraz zwykłych mieszkańców na żołnierzy - o określonych gabarytach, oczywiście. Kalamarianin zapisał też, co oferować może Najwyższy Porządek. A były to głównie statki transportowe i możliwość zbudowania stacji orbitalnej, a także ulepszenia windy do wnętrza Quarzite i dołączenie Belugan do powstającej wspólnoty handlowej, ze wszystkimi tego skutkami. Yuri czuła zmęczenie po całym dniu bogatym w emocje i przeżycia.
-
- Wydaje się, że są trwalsze niż ciało istoty żywej. No i to że nie ma Jedi, nie znaczy że nie ma też rzeczy które po sobie zostawili - odparł, chowając miecz za pas i pod szaty. - Myślę, że pora wracać. O, właśnie. Zapomniałbym. Oddam ci datapada Kalamarianina, żebyś mogła przejrzeć warunki i najlepiej zapamiętać. Wręczył jej podrapane urządzenie. Wyglądało na to, że poza śmiercią właściciela i kilkoma zadrapaniami nic większego mu się nie przytrafiło. Kage znów zmierzył Yuri badawczym spojrzeniem. - A teraz mam pytanie. Trochę niedorzeczne, przyznam. Czy widziałaś dzisiaj jakiś miecz świetlny? Właściwie... Czy kiedykolwiek widziałaś miecz świetlny?
-
- Jest w tym trochę prawdy, przyznam - stwierdziła. Na brzegu tymczasem pojawiła się jakaś postać. Z pewnością zauważyła zarówno Rennarda jak i Cassiopeię, ale usiadła na plaży i albo podziwiała noc nad morzem, albo czekała. Z wody wyłonił się Nocturne i nie był szczególnie zadowolony. O spróchniałe deski grzmotnęły dwa ciężkie sześciany, a wokół nich z wolna lewitowała gwiazda, która doprowadziła Rennarda na miejsce. Stwór wyszedł z wody i od razu niepokój i niezidentyfikowane zagrożenia zniknęły. Upiór przysiadł na pomoście, starając się widocznie zachować dystans od gwiazdy. Gdy tylko się do niej zbliżał, stawał się trochę przezroczysty.
-
Niskie buczenie obwieściło pojawienie się fioletowego promienia jasnego światła. Promień zadrżał i ustabilizował się, wciąż rzężąc. Fioletowe ostrze energetyczne miało koło metra długości. Dziwnie było trzymać prawdziwy miecz świetlny w ręce. Po pierwsze, mimo istnienia "ostrza", wagę posiadała tylko rękojeść. Po drugie, miecz sprawiał wrażenie jakby próbował wyślizgnąć się z ręki Yuri, albo jakby jednocześnie próbował się wznosić i opadać. Wydawało się, że jest wyjątkowo nieporęczny i niepraktyczny. Ale robił wrażenie. Seth stał i czekał na reakcję Yuri z kamiennym wyrazem twarzy. Fioletowe światło odbijało się w jego oczach, tworząc wyjątkowo dziwną mieszankę kolorystyczną.
-
- O, błagam, DeWett. Jesteś już dużym chłopcem, i... - Zaryzykowała szybkie spojrzenie na wodę. Powierzchownie pewna postawa pękła jak bańka mydlana, a Cassiopeia podpełzła do Rennarda i usiadła obok niego, przez krótki moment widocznie nie będąc przekonaną do siedzenia na pomoście. Ląd był w końcu całkiem niedaleko, a pomost to niepewna inwestycja. W końcu zdecydowała się objąć Rennarda rękami i przycisnąć do siebie z nietęgą miną. - Jeśli ktoś się dowie, to nasza reputacja przepadnie. To tylko upiór, Rennard. Prawda? Prawda, że tak? Znasz go, widzisz go prawie codziennie, wiesz, że nie może ci zrobić krzywdy. "Póki co" zawisło w powietrzu, niewypowiedziane.
-
Nocturne wsunął się do wody, nie spuszczając z Rennarda oczu. Chwilę później zniknął, zostawiając za sobą kręgi na lekkich falach i zmieniając na swój własny sposób strukturę wody. To był ten sam brzeg co wcześniej i ta sama woda. Ale teraz, chociaż wyglądała tak samo jak przed chwilą, pod jej powierzchnią czaiły się same najgorsze rzeczy. Podświadomość podpowiadała, że nie ma tu już dna. Są za to płetwy i macki, zbyt wiele oczu, zęby i absolutnie wszystko co może czyhać pod wodą na biedne, bezbronne dwunożne stworzenie. Cassiopeia też musiała to wyczuć, bo chwyciła się słupka kończącego pomost, a jej twarz pobladła, jakby miała zwymiotować. Spojrzała niepewnie na Rennarda. - Paskudztwo. Nie oszalałeś jeszcze, mając go u boku?
-
Nocturne zarechotał ochrypłym, niskim głosem, przeciągając dźwięki dla jeszcze lepszego efektu. - Zauważyłeś, Rennard. O tak, zauważyłeś. Zacząłeś się bać? - zapytał, zbliżając się do zabójcy. Cassiopeia nie stanowiła dla niego bariery; mógł przez nią przeniknąć, choć na razie poprzestał na ominięciu jej i położeniu szponów na ramionach młodego DeWetta. Obniżył głowę, tak, żeby móc szeptać do jego ucha. - Myślę, że to rozsądne. Ludzie zazwyczaj nie chcą umierać. Ale ja nie zamierzam cię zabijać, Rennard. Nie, nie. Ja byłbym gotów przedłużać twoje życie i przedłużać, i przedłużać i zrobić z niego jeden wielki, wieczny koszmar. Chyba że... Chyba, że później porozmawiamy i dojdziemy do porozumienia. Wówczas... Może nawet zostawię cię w spokoju? Widzisz, ja nie narzekam na brak rozrywki, ale mógłbyś być czasem trochę bardziej uprzejmy. - Nocturne, czuję się niekomfortowo. Odsuń się - zażądała Cassopieia. Ale stwór nie drgnął, czekając na odpowiedź Rennarda.
-
- A jeśli okaże się, że to wcale nie było zagrożenie? Nie zawsze wszystko wiadomo od razu - stwierdził, zamykając skrzynię. Rozległa się seria stuknięć, gdy zamek się zamykał. -Może jeszcze jedna rzecz panią zainteresuje, jako że dzisiaj to już w pewnym stopniu unikat. Niestety nie jest powiązana z Kage w żadnym stopniu. Seth wstał z kolan, sięgnął za poły szaty i odpiął od pasa wąski, metalowy cylinder. Był trochę krótszy niż przedramię i skonstruowany z modułów z czarnego, srebrnego i złotego metalu. Kage rzucił go Yuri i wskazał niewielki, okrągły przycisk u podstawy. - Tu się aktywuje.
-
- Słyszałaś o Jedi? Jedi walczyli korzystając głównie ze swoich mieczy i z Mocy. Jeśli oczywiście prawdą jest, że taka istnieje. A u nas broń jest drugorzędna i korzystamy z niej w większości do obrony. Ale i to zależy od tego, w jaki sposób kto walczy. Niektórzy posługują się dwoma ostrzami, inni jedną, jeszcze inni dobrze czują się z włóczniami. Ale nauka zaczyna się i w znacznym stopniu przebiega bez broni. Żeby móc polegać na sobie w sytuacji, gdyby broń uległa zniszczeniu. Albo stało się z nią cokolwiek innego. To tylko przedmiot... To znaczy w większości. Niektóre, nieliczne, mają większą wartość sentymentalną dla właścicieli - odpowiedział, wygrzebując kolejne rzeczy - włócznię i gorzej lub lepiej zachowane ostrza.
-
- Zgaduję że z powodu mniejszego ryzyka rykoszetów w przypadku ostrzy niż w przypadku blasterów. Tak, właściwie możemy skręcić zaraz tu... - O, nie. Za pozwoleniem, zgaduję że większość wolałaby udać się na spoczynek - stwierdził LV. - Możesz jutro obejrzeć bronie, Yu. Z entuzjastycznej reakcji na pomysł kapitana można było wnioskować, że znaczna część oddziału, jeśli nie wszyscy, popierają tę wizję. Dlatego też zostali przez Setha odprowadzeni do pokojów gościnnych, które okazały się być czyimś chwilowo opuszczonym domem, dość wysoko i niedaleko sklepienia jaskini. Pokoje były oddzielone od siebie cienkimi, kryształowymi i nieprzezroczystymi ściankami. Podłoga była kamienna, ale z jakiegoś powodu nie panował tam chłód. Wszystkie ściany i sklepienia również były bielone, a źródłami światła były umieszczone w różnych miejscach kryształy, na ogół zwisające z sufitów. Z pokoju przydzielonego Yuri wychodził niewielki balkon, z którego świetnie było widać resztę miasta i jezioro. Pomieszczenia połączone były wspólnym korytarzem, od którego zaś odchodziły schody prowadzące aż na dno olbrzymiej groty. LV wydał Yuri pozwolenie na obejrzenie arsenału jeszcze tego samego dnia, więc za przewodnictwem Setha udali się w stronę pomniejszych budynków nad samym jeziorem. - Większość wojowników przechowuje broń w swoich domostwach, ale mamy też budynek szkoleniowy dla akolitów - oznajmił przewodnik, wchodząc do ogrodzonego murkiem ogrodu (ogrodu na tyle, na ile mogła być porośnięta kryształami i fluorescencyjnymi grzybami przestrzeń wolna od roślin) otaczającego niski budynek o rozłożystym, spadzistym dachu. Seth otwarł przed Yuri drzwi. Budynek był pusty - w tym momencie nikt w nim nie ćwiczył. Całą przestrzeń pod dachem zajmowała ogromna sala z wyrównanym dnem. Dach z kolei podtrzymywały szklane kolumny, a pod ścianami stały najróżniejsze skrzynie. Seth podszedł do jednej z nich. - Znaczna większość wybiera energomieczy, ale mamy też włócznie jonowe i wibroostrza. Ostatnie dwa, należy przyznać, wykradliśmy Beluganom, ale jeśli chodzi o energomiecze, są naszym wynalazkiem. W walce nie skupiamy się jednak na broni białej, ponieważ nasze nauki głoszą, że najgroźniejszą bronią jest nasze ciało - wyjaśnił, podając Yuri jeden z nieaktywnych egzemplarzy energomieczy.
-
Duff westchnął w odpowiedzi, a LV przeżuł kęs jedzenia z zamyśloną miną. - Proszę przyznać, panie Botehs, że to był tylko niesmaczny żart. "Pan Botehs" omiótł LV badawczym spojrzeniem, a potem uśmiechnął się. Ale na takich twarzach uśmiech raczej rzadko wygląda miło. - Dobrze, przyznaję. Jeśli was uraziłem, wybaczcie. Lata życia pod ziemią i w izolacji skłaniają do nieco mroczniejszego poczucia humoru. W istocie nie jesteśmy kazirodczą kolonią kanibali, a niegościnne środowisko przedłożyło praktyczność nad rozwój duchowy, toteż niestety nie możemy pochwalić się oryginalnym systemem religijnym. Jeśli chodzi o 'krzyżowanie się', każdy ma wolny wybór. Przyznam, że ja również nie znam wielu ras w których kwestia ta wygląda tak, jak opisałem. Tylko jedną, na pewnej malutkiej planecie z Zewnętrznych Rubieży. Pozwolę poruszyć kwestię technologii - nauczyliśmy się hodować kryształy i manipulować przy ich strukturze i wzroście, skutkiem czego jest otaczająca was architektura. Drugim cennym, acz dość powszechnym środkiem w Quarzite jest metal, rudy występują tu dość często. Pozwoliły na wytwarzanie broni, bo ze względu na przestrzeń życia domyślacie się chyba, że choćbyśmy chcieli nie możemy być pacyfistami. Jeśli będą jeszcze jakieś pytania, chętnie odpowiem. Teraz zaproszę państwa do pokojów gościnnych. Za mną! - rzucił wesoło, wstał od stołu i ruszył w stronę korytarza. Któryś z żołnierzy odetchnął z ulgą.
-
Nocturne pojawił się w ciągu ułamków sekund. Wyłonił się z powietrza, czarniejszy i radośniejszy niż wcześniej. - Idziemy zażyć kąpieli, Rennard? - zapytał, a w głosie upiora brzmiała niekryta satysfakcja i może odrobina drwiny. - Ciemno tam, nie sądzisz? - Kilka metrów. Cztery, pięć. Może sześć - oceniła Cassiopeia. - Mam trzymać wartę na wypadek gości?
-
- Nie masz jakiegoś sposobu na przyzywanie go? Zawołanie po imieniu, magiczny rytuał? Coś musi być, przecież jest twoim cholernym sługą! - stwierdziła. - I może rzeczywiście fauna wód Noxus nie należy do specjalnie drapieżnej, ale na dnie niechlubna reszta twojej rodziny mogła schować jakieś swoje maskotki. Zombie nie potrzebują powietrza. Cassiopeia nachyliła się i dotknęła wody palcem, sprawdzając temperaturę. Potem wyprostowała się. - Ile tu może być głębokości?
-
Zmrużył lekko oczy. - Błagam, Yu - odezwał się Duff z faktycznym błaganiem w głosie. - Chyba wszyscy wiemy jak rozmnażają się rasy humanoidalne, nie? Odpada pączkowanie i podział, zostaje rozmnażanie płciowe - jęknął, najwyraźniej bojąc się usłyszeć o kolejnych zwyczajach Kage. - Punkt dla tego pana. Ale chodziło bardziej o... Hm, sam rytuał? Oczywiście tradycyjne już porwanie kobiety przez mężczyznę. Tak to chyba wszędzie wygląda, prawda? Potem jest ślub i uroczyste przypieczętowanie związku... Chyba się domyślacie. Oczywiście publicznie, społeczność ma prawo wiedzieć, że wszystko przebiegło zgodnie z zasadami - odparł, szczerząc się do Yuri jak coś wyjątkowo drapieżnego i złośliwego, co doskonale zdaje sobie sprawę że jego zwyczaje są nie do przyjęcia, a rozmówca nic nie może z tym zrobić.
-
Kage uśmiechnął się. Jego twarz lekko drgnęła. - Nie składamy w ofierze tylko Kage. Jeśli chodzi o dzieci, są to głównie Beluganie. Ich jest więcej, więc czujemy się w prawie korzystać z ich potencjału populacyjnego. Ze starcami jest różnie, zazwyczaj jednak są to Kage, lubimy dbać o to, żeby w mieście nie było zbyt wiele schorowanych albo starych egzemplarzy - odparł, przeżuwając kęs mięsa. Przy okazji Yuri zauważyła, że kapitan dyskretnie zdjął z kageńskiego odpowiednika widelca kęs mięsa i do ust włożył inny element obiadu. Dwóch z żołnierzy, ku - jak się zdawało - satysfakcji Setha, lekko odsunęło od siebie miski. - Nie, nie, Rada Starszych nie podlega wyborowi. Rada starszych w rzeczywistości jest tylko jedną rodziną, która krzyżuje się tylko w swoim zakresie. Czystość krwi, to bardzo ważne - odparł, dalej uważnie obserwując reakcje gości. - Och, i jeśli któreś z was poczułoby zew przeznaczenia, to bardzo zachęcamy do samowolnego zgłoszenia się na ofiarę. Te z gości są bardzo lubiane przez bogów.
-
- Oczywiście, służę pomocą. Ze względu na obszary które zajmujemy, mamy lepszy niż Beluganie dostęp do rzadkich rodzajów kryształów. Dlatego też ich eksport odbywa się tak rzadko. Nasze społeczeństwo nie jest podzielone na kasty, co uważam za dosyć korzystne. Jesteśmy odizolowani od Galaktyki, ponieważ jedynym wyjściem poza Quarzite jest winda, którą mieliście okazję podróżować. Została ona zbudowana jeszcze w czasach, kiedy Beluganie i Kage żyli w pokoju. Potem zmienili się władcy, zmieniły się czasy i wyszliśmy na tym nieco gorzej, choć jeśli porównać życie cywili Kage i Belugan... Cóż, można wspomnieć o pewnym dosyć zauważalnym kontraście, którego nie będziecie w stanie zobaczyć, ponieważ nasza wizyta odbędzie się w pałacu króla, nie na peryferiach. Warto wspomnieć o naszym wysoce rozwiniętym systemie religijnym. Jesteśmy bez wyjątku politeistyczni i mamy tylko jedną religię. Proszę wyobrazić sobie, jak bardzo trafna musi być, skoro nie znajdziecie u nas żadnych jej przeciwników. Choć to może być spowodowane faktem, że zostali utopieni albo złożeni w ofierze. Co zaś się tyczy ofiar, wierzymy że byliśmy w stanie przetrwać w tak niegościnnym środowisku tylko dzięki łasce naszych bogów. Regularnie co dwa dni powtarza się cykliczna ofiara: rankiem jest to dziecko dowolnej płci, w południe młody Kage do lat dwudziestu, a wieczorem przedstawiciel do lat sześćdziesięciu, wybrany drogą głosowania Rady Starszych. Akurat jutro ma się odbyć ceremonia, możliwe, że nawet się załapiecie. Bardzo polecam, są wyjątkowo efektowne. Zwłaszcza z całą tą krwią, rytualnymi tańcami, śpiewami i narkotycznymi wizjami. Później, aby nie marnować materiału, ciało ofiary jest spożywane jako błogosławiony posiłek - opisał spokojnie Seth, spożywając akurat kawałek mięsa i uważnie obserwując wyrazy twarzy gości.
-
- Po posiłku zaprowadzę was do pokojów gościnnych. To wszystko. Smacznego - rzekł Seth i sam zaczął spożywać swój posiłek, podobnie jak cała reszta. Ale atmosfera z niewiadomych przyczyn była dość napięta, mimo że część oddziału próbowała między sobą rozmawiać. Rozmowy po prostu się nie kleiły. Przez jedno z otwartych, kwarcowych okien w sali słychać było odgłosy z zewnątrz - głosy mieszkańców miasta i plusk wody. I w pewnym momencie były to właściwie jedyne odgłosy jakie było słychać w sali.
-
- Czy ty jesteś pewien, że chcesz pchać się kilka metrów na dno sam, nie wiedząc co cię czeka na dole? Wiesz, Rennardzie. Znasz mnie i wiesz, że nie chcę ci podcinać skrzydeł, ale to chyba nie jest twój najlepszy pomysł - stwierdziła Cassiopeia. Światło przestało się zmniejszać - ledwie widoczne, musiało zatrzymać się na dnie i czekać na Rennarda. - Chcę przez to powiedzieć, że może dobrym pomysłem byłoby wzięcie ze sobą Nocturne'a. Nie mam nic przeciwko kąpieli, ale nie potrafię pływać. A dopiero niedawno nauczyłam się poruszać z ogonem zamiast nóg, więc ja ci nie będę towarzyszyć.
-
- Z Beluganami i ze mną - odparł Seth. - W odpowiednim czasie przedstawię pani warunki. Te skopiowane z datapada Kalamarianina które były dla nas neutralne i jeszcze parę innych, które zapewnią nam bezpieczeństwo i korzyści. Kapitan kiwnął głową, patrząc z nadzieją na Yuri. - I nie, nie będziesz w uniformie szturowca - wtrącił LV.
-
- To jest rozkaz - skwitował LV. - Nie mamy innego wyjścia, YU. Poza tym nie masz się bawić w dyplomatę, tylko dobrze zachowywać, bo wszystkie ustalenia dostaniesz. Nie każę ci tam odwalać żadnych gier politycznych, po prostu wejdź w rolę i zachowuj się jak na poważnego człowieka przystało. Czego byś nie robiła, i tak będziesz lepszym dyplomatą niż ten idiota Aluk. Poza tym, to będzie zwyczajnie lepiej wyglądać. Wjeżdżamy do miasta tych ćwoków, udajemy że nas schwytano i że nie zostaniemy zabici tylko jeśli Beluganie zgodzą się na wspólne obrady z Kage. Po wszystkim żegnamy się i wracamy jako triumfatorzy do Najwyższego Porządku, wciskamy kit że prawdziwy Aluk zginął przez tętniaka podczas podróży windą wgłąb Quartzite i wszyscy żyjemy w zdrowiu i szczęściu. Gdyby Yuri spojrzała teraz na CJ, widziałaby że jest wstrząśnięty tak pozbawionym szacunku wspomnieniem o ambasadorze. Niektórzy nie byli przekonani - w umysłach zwykłych żołnierzy wyglądało to jak zdrada, ale i było jedyną możliwością na uratowanie życia.
-
- Zacznijmy od... - zaczął LV, kiedy już wszyscy usiedli przy stole. Palce miał splecione w piramidkę, opierał łokcie o stół i wpatrywał się w blat, jakby szukał w nim wybawienia. - Zacznijmy od tego, że wpakowaliśmy się w kłopoty. To znaczy... - Tu spojrzał ukradkiem na Setha. - ...Ruszyliśmy na misję, nie znając kompletnie terenu i nie mając pojęcia o panujących tu nastrojach, zapewne przez propagandę Belugan, a także... - Do rzeczy kapitanie - przerwał Seth. - Trzeba to wszystko odkręcić. Aluk nie żyje, ponieważ próbował zabić ambasadora Botehsa. To w gruncie rzeczy przypadek. Nie mamy ambasadora, ale wiemy chyba wszyscy, że przywódcy Najwyższego Porządku oczekują skutków. Generał Hux oczekuje skutków. A skutkiem pożądanym jest zawarcie przymierza z planetą Quarzite, bowiem Najwyższy Porządek potrzebuje handlu z tą planetą. Nie doszło jeszcze do negocjacji, ale dojdzie, jeśli wystawimy drugiego ambasadora. A jeśli zdobędziemy więcej niż było założeniem, możliwe że uda nam się wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Wszak wypadki się zdarzają. - Beluganie nie wiedzą, kto miał być ambasadorem. Nie wiedzą, że Ande-ek Akul nie jest w istocie Kalamarianinem, tylko człowiekiem. Kobietą - wtrącił się znów Seth i - podobnie jak każdy z oddziału - spojrzał w stronę Yuri.
-
- Pod warunkiem, że jeszcze żyje. Twoja matka mogła go po prostu zabić - odparła. - A może akurat Edward się pozbiera? Ostatecznie po wszystkim zostanie was trójka, nieco okrojony skład, przyznasz - dodała, wpełzając za Rennardem na rozklekotany, podgniły nieco i śliski pomost. Kula światła zabuczała, zadrżała i rozgrzała się, żeby wyrwać się z dłoni Rennarda, polecieć dwa metry naprzód i wpaść do wody, zostawiając za sobą bulgoczące bańki powietrza. Światło mknęło ku głębinom, zapewne w stronę płytkiego jeszcze dna. - Twoja matka i siostra nie są mistrzyniami strategicznego myślenia, prawda?