-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Garnizon? Oczywiście, oczywiście, hm. To znacząco podniesie bezpieczeństwo, świetny krok, właśnie tak. Świetny - skomentował, patrząc w blat stołu. Król musiał być fatalnym dyplomatą - widać po nim było emocje, a te w tej chwili nie były pokrewne entuzjazmowi. Podniósł wzrok. - Ambasada, hm? Naturalnie dopiero po przybyciu sił Najwyższego Porządku? Potrzebujemy czasu, oczywiście. To wymaga działań na różnych płaszczyznach, jak każda nagła zmiana. Biurokracja, urzędy... Wyszkolenie pracowników ambasad i żołnierzy... Tak, tak, zrobimy to, ale potrzebny nam czas. I środki! Środki to konieczność. - Zamyślił się, a jego małe oczka świdrowały Yuri jakby chciał zajrzeć wgłąb niej. Obecność Kage zignorował albo wyparł. - Nie widzę co prawda potrzeby nadzorowania naszych kopalni... - Nim Yuri zdążyła zareagować, król podniósł ręce w obronnym geście i ponownie zabrał głos. -... Ale oczywiście wyrażam na to zgodę, jeśli to konieczność. Wyrażam zgodę na wszystkie warunki, ze swojej strony zaś zależy mi tylko na środkach do modernizacji transportu. I może infrastruktury. I oczywiście na sojuszu w razie ataku wrogich wojsk, ale to już omawialiśmy. Cóż... Hm. Podniósł wzrok z powrotem na Yuri. W oczach błysnęła iskra sprytu, który zaraz wejdzie w użytek. - Wyrażam zgodę i zwieńczę dokument swoim podpisem, ale najpierw chciałbym zobaczyć dowód na to, iż Najwyższy Porządek rzeczywiście wyraził zgodę na podane przez panią warunki. Chodzi o kwestie bezpieczeństwa... Nie chciałbym, aby umowa była jedynie wywarta przez presję agresorów i nie podparta żadnymi argumentami.
-
- Zacznij go troszeszke doceniać, Rennard... Wiesszz, jemu pewnie też nie jest łatwo. Może nie kochała go mamusia? Jak nas? - zapytał, niemal płacząc i gestykulując jakby mu miały wypaść ręce ze stawów. Objął brata w niedźwiedzim uścisku. - Ja wiem, Rennard. ja wiem. Ja juszsz teraz szystko rozumiem. Szystko. Ty cierpiałeś w tym domu! Odosobniony i odizolowany...
-
- Ta zabawa zaczyna mi się podobać - mruknął Nocturne i zniknął. Posłusznie poszedł zdobyć szlachetne bądź mniej szlachetne trunki. - Najczęściej masz posrane pomysły, Rennard - skomentował Edward. - Ale ten koleś jest niezły. Naprawdę niezły. Dobra, co to ja miałem? A tak. Słuchaj... Ja wiem, że między nami nie zawsze było tak jak powinno. Wiesz, matka, ojciec, te sprawy... - Przerwał, zabierając butelkę. Puste szkło spadło na podłogę, ale się nie rozbiło. Edward machnął ręką, z wolna tracąc refleks i wziął porządnego łyka, uprzednio chwytając butelkę za szyjkę. Zapatrzył się na chwilę przed siebie. -... No dobra, zmierzam do tego, że... No nie zawsze byłem dobrym bratem. Byłem paskudny, wiem. Wybaczysz... mi to? - Powoli zaczynał też plątać mu się język.
-
Zapanowała cisza jakby narzucona przez króla. Seth rzucił ukradkowe spojrzenie Yuri, by zaraz potem znów wgapiać się nienawistnie w Beluganina. Beluganin wciśnięty w kąt, śmiesznie drobny przy ogromnym biurku przy którym go posadzono notował, o czym dawało znać ciche stukanie na płaskim panelu wydzielającym niebieskie światło. - Czy warunki zostały już skonsultowane z Najwyższym Porządkiem? - zapytał król, ponownie wykorzystując swój mdlący, przesłodzony ton z nutką służalczej uległości. Złożył dłonie w piramidkę i wyszczerzył się błagalnie. - Jeśli tak... Proszę dyktować warunki. Nie ma co zwlekać... Wszyscy wiedzieli, czym groziło stawianie oporu wobec Najwyższego Porządku. Wieści te musiały dotrzeć aż do króla Belugan, nawet na Quarzite. I po raz pierwszy brutalność i bezwzględność Najwyższego Porządku przydała się komuś innemu niż jego bezpośredni członkowie.
-
- Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje - skomentowała, patrząc na najbardziej okazałego ze stworów. - Jak byłam mała, to się interesowałam dinozaurami. Rany, gdybym tu dotarła za dzieciaka... To by dopiero było. A ta dziura w lodzie... Może byli tu już jacyś naukowcy? Chociaż nie, zabezpieczyliby teren. Ale po co komu takie stwory? Przecież muszą być martwe. Lód niszczy tkanki, to niemożliwe żeby żyły. Jako eksponaty muzealne? Do prywatnych kolekcji? jak myślisz? - zapytała, zbliżając twarz do ściany z dinozaurokształtnym zwierzęciem.
-
- A następnie, pozwolę sobie wtrącić, w spokojnych warunkach omówiliśmy sprawy polityczne, nie wyłączając ingerencji przełożonych Najwyższego Porządku, który to zgodził się wesprzeć nas w ustalaniu traktatu pokojowego - odezwał się Seth. - Oficjalnie skończył się okres grabieży, kradzieży, porwań i innych aktów agresji wobec ludu Kage. To znaczy skończy się, w momencie podpisania przez wszystkich trzech ambasadorów dokumentu. - Kage przyglądał się belugańskiemu królowi wyzywająco. Król natomiast patrzył na niego z mordem w oczach. - Znam cię, Botehs. Ciebie i twoje gierki. I tym razem oficjalnie przeholowaliście. Ani ty ani twoi ludzie nie wyjdziecie z tego pałacu żywi - zagroził, a potem spojrzał na Yuri, diametralnie zmieniając wyraz twarzy na nieskończenie łagodny. - Pani ambasador, proszę wybaczyć... Nie powinno wydarzyć się to, co się stało i obiecuję, że jak najprędzej zapewnię tobie i twoim żołnierzom bezpieczeństwo. Kage to barbarzyńcy i zwyrodnialcy. Nie spełnię waszych warunków, jakiekolwiek by one nie były! Właśnie, jakie są warunki umowy Najwyższego Porządku? - zapytał.
-
Nocturne zgęstniał, stając się widocznym dla każdego. Podfrunął do łóżka i przysiadł, czy też unosił się nad jego przeciwleglym krańcem, uwalniając odrobinę z atmosfery grozy która zwykła go otaczać. - I na to są sposoby, Rennard - odezwał się. Ale Edward nie wydawał się szczególnie poruszony. Wpatrywał się przez chwilę w Nocturne'a i tak mierzyli się wzrokiem, póki brat Rennarda nie postanowił westchnąć i tym akcentem wrócić do tego, co w tamtym momencie interesowało go najbardziej - do picia. Nalał sobie do kieliszka i podsunął butelkę w stronę Nocturne'a. - Jak tam? Chcesz trochę? - zapytał. Upiór przysunął się i chwycił szyjkę butelki. - Tylko nie wychlej wszystkiego. Nocturne zabrał dwa z kieliszków, które zostały jeszcze w szafce. Nalał alkohol do jednego, a drugim go zakrył i chwycił konstrukcję z góry i z dołu. Alkohol w środku zaczął parować, aż nie pozostała ani kropla cieczy. Wtedy Nocturne zdjął górny kieliszek i wciągnął chmurkę alkoholu potencjalnie przez miejsce, w którym powinny znajdować się usta.
-
Od czasu do czasu kiwał głową, słuchając opowieści brata. Wychylił kieliszek i przygotował do następnego strzału. - Jhin? Coś chyba kojarzę. Wariat z Ionii. Kiedyś było o nim głośno, ty wiesz jak ja pogardzam seryjnymi mordercami. Cholerny przygłup. Kindred? To ci dopiero... Mało kto może się pochwalić spotkaniem Kindred. To znaczy wszyscy, ale... No wiesz, co mam na myśli. Nikt, absolutnie nikt po tej stronie. Imponuje mi ten gwiezdny smok. Nie znam nawet bagiennego, a ty wyjeżdżasz z gwiezdnym. Co ty do cholery robiłeś na Shadow Isles? Sam rozporządził się butelką, nalewając najpierw Rennardowi, potem sobie. Co nieco cennego trunku rozlało się na pościel. - To uczciwa wymiana. Chociaż tym metafizycznemu stworowi mogłeś coś dorzucić w gratisie. Wspomnienia z naszego dzieciństwa są gówno warte. No a ten czarny? Co z nim? Zmył się już? - zapytał. Nocturne podniósł głowę, badając wzrokiem Rennarda. Gdyby miał mięśnie twarzy, to pewnie by się uśmiechał.
-
- Łał - mruknęła zafascynowana Emma, podchodząc do każdego z 'zamrożonych' eksponatów. Ogromne i przerażające. Majestatyczne. Emma wypuściła obłoczek pary z ust i to przypomniało jej o tym, jak bardzo zimno jest. Zastanawiające, że nie przeszkadzało to zupełnie Theo. Stąpała ostrożnie, badając morskie drapieżniki i obejmując się ramionami. Ale chłód był teraz bodźcem ledwie drugorzędnym w obliczu tego, co miała przed oczami. Zmarszczyła brwi. - Musiały zamarznąć szybko. Bardzo szybko. I spójrz, to dziwne... Dlaczego jest tu tak wiele olbrzymów różnych gatunków? - Spojrzała na Theo z błyskiem badacza w oku. - Nie znam się na działaniu prehistorycznych stworów, ale łańcuch pokarmowy musiał działać jak teraz. Drapieżniki konkurują. A tu są na niewielkiej przestrzeni w takiej ilości? Musiał tu się odbyć jakiś kataklizm... - Dotknęła lodowej ściany, podchodząc do zamrożonej ośmiornicy.
-
Edward wychylił kieliszek jednym haustem, jakby od dawna tego potrzebował. Przymknął na chwilę oczy. Również po gardle Rennarda rozeszło się znajome ciepło i lekkie pieczenie alkoholu. - Dobra, dobra. Pogadamy później o nieistotnych pierdołach. Powiedz mi lepiej, co robiłeś jak cię nie było - powiedział, oddając kieliszek i czekając, aż Rennard znów go wypełni. Na szafce niedaleko zmaterializował się Nocturne, zajęty oglądaniem swoich szponów. Nie był widoczny dla Edwarda. Nawet uprzejmie nie wywołał niepokoju i atmosfery grozy w pomieszczeniu.
-
A więc miał mięśnie twarzy, a to szokująca informacja. Odwzajemniła delikatnie uśmiech i kiwnęła głową. - Tylko jeśli rzeczywiście jest fajne. Prowadź - poprosiła, zerkając jeszcze raz za siebie, tak jakby liczyła na ponowne pojawienie się statku. Ale statku nie było. Była jaskinia, był Theo i była potencjalnie ciekawa rzecz. Związana z tajemniczą 'kreaturą'? Może jej leże? W takim razie było to całkiem niebezpieczne. - Czy to coś jest związane z panującym tu chłodem? Nie chodzi o to, że mi to przeszkadza. Ale przyznasz, że jest zimniej niż w zwykłej jaskini. Zimniej, niż być powinno.
-
- Poszukiwania czego? - zapytała Emma, niby to od niechcenia. - Mogę ci pomóc. Nieszczególnie chce mi się iść spać, a jeśli faktycznie mieszkasz tu od miesiąca to może pomoże moja znajomość terenu. To czego szukasz? Skarbu? Zwłok? Nie wstydź się, nikomu nie powiem - odpowiedziała. - Poza tym zamierzałam wrócić na klif.
-
- Tak... Z ciekawości - ucięła, przyglądając się upiornemu, makabrycznemu widowisku. Roztrzasłal się... Czy to wydarzyło się w przeszłości? Wpłynęli na skały? Pytanie czy przez błąd nawigatora czy sztorm, czy może jeszcze inny czynnik. - Tak. Rozbił się. To tylko... Projekcja astralna - rzekła. - Najpewniej niegroźna. Może oni nie wiedzą, że umarli? I co jakiś czas zwyczajnie odtwarzają moment katastrofy. Co ile statek się pojawia, Theo? - zapytała, wiedząc że chłopak... Wie.
-
Emma zmrużyła oczy. Theodor Spiritus, niewierzący w duchy i w statki-widmo wiedział o statku aż nazbyt wiele. W dodatku kiepsko kłamał i jeszcze gorzej ukrywał to, że coś wie. I... Szybka analiza wszelkich dzieł popkultury związanych z duchami. "Szósty zmysł", 1999. Jeden z największych plot-twistów w życiu Emmy, gdy okazało się, że główny bohater jest duchem. Uścisnęła dłoń chłopaka, jakby chciała sprawdzić czy aby na pewno jest materialna. Zaraz potem pomyślała sobie, że to przecież głupie - chłopak tu był, cielesny tak jak ona. Ale był też statek-widmo. I nienaturalnie zimna jaskinia. A Theodor był dziwny, miał dziwne nazwisko i dziwnie dużo wiedział o historii statku o którym rzekomo nie miał pojęcia. - Nie widzisz go pierwszy raz. Zaczynam cię podejrzewać, Theodorze, ale nie powiem ci o co dopóki tego nie odkryję. Ukrywasz coś przede mną... A ja się dowiem co! - szepnęła. - Ile masz lat?
-
A to dopiero... Jaskinia, której Emma nie znała. Niezwykłe. Szła za chłopakiem, mając nadzieję, że ten wie co robi. Ostatecznie wiedział chyba lepiej niż ona, odnajdując tę kryjówkę. Zazwyczaj w takich grotach było zimniej niż na zewnątrz, ale ta biła rekordy. Emma nie omieszkała tego skomentować. - Niezły chłodek... Hej, dzięki. Nie uwierzysz, ale nie znałam tej kryjówki. Ale czad - rzuciła radośnie. A potem zwróciła uwagę na zdenerwowanie chłopaka. Dziwne. Zdawało się, że wie o statku-widmo o wiele więcej, niż standardowy miejscowy. O wiele więcej, niż ona. - Myślę, że wraca... - Przez dziurę przyglądała się trójmasztowcowi, starając się dostrzec szczegóły - przede wszystkim duchy ludzi. Trzymała bezpieczny dystans, nie chcąc nazbyt wychylić się z jaskini. Dopiero będąc tak blisko poczuła strach. Zjeżyły jej się włoski na karku, na rękach pojawiła się gęsia skórka. Choć może to ostatnie przez zimno groty? W każdym razie o wiele pewniej czuła się z nieznajomym u boku, wdzięczna za jego obecność. - Oglądałeś "Piratów z Karaibów"? Jeśli tu jest tak jak tam... No wiesz, Czarna Perła przewoziła gości, którzy nie mogli umrzeć. To była klątwa. Może ci tutaj też są przeklęci? Albo mają niedokończone sprawy. Zazwyczaj dlatego wracają duchy. No, te z filmów i książek, ale w każdej legendzie jest ziarnko prawdy. Myślisz że duchy ze statku wyglądają jak trupy? Swoją drogą, jaka to jednostka? Mam na myśli kwestię historii. Odwróciła się do towarzysza w momencie w którym zdała sobie sprawę, że nie wie jak się nazywa. Wyciągnęła do niego rękę. - Nazywam się Emma. A ty jesteś...?
-
Wiem. Pojawi się, ale że jest okres świąteczny, to przerwa w pracy - nie ma czasu. Niebawem powinno się pojawić.
- 31 odpowiedzi
-
- 2
-
- czad
- arcybiskup
- (i 3 więcej)
-
Edward spojrzał na Rennarda spode łba. I po raz pierwszy widać było, że w jego oczach siedziało coś niedobrego. Pustka. Wyrażał sobą przerażające żal i bezradność, mimo kamiennego jak zawsze wyrazu twarzy. Edward został złamany i utrata nóg nie powinna mu pomóc. - Tak jakby kiedykolwiek któremukolwiek z nas na nim zależało. To tylko trójka z nas i posiadanie rezydencji. Póki nie postanowisz mnie z niej wywalić na zbity pysk, jak najbardziej mi to wyjście odpowiada. Zresztą i tak nie mam wyboru. Dobra, dość gadania. Polewaj.
-
-- Nie, nie dam się zgnieść - szepnęła i podbiegła do niego, przywierając do ściany podobnie jak on. Uśmiechnęła się, widząc przed sobą upiorny trójmasztowiec. Wzrokiem poszukała jakiegoś zagłębienia skalnego, w którym można byłoby się ukryć. Jeśli dobrze pamiętała, klify miały sporo drobnych grot i jaskini wypłukanych przez słoną wodę. Zwróciła oczy na twarz chłopaka. Klątwa? No pewnie, po co ktoś miałby się snuć statkiem po śmierci jak nie ze względu na klątwę? - Ty coś wiesz o tym statku, prawda? - szepnęła. - To widać. Jesteś zbyt nerwowy, zupełnie jakbyś wiedział co nam grozi. Urwała i zamilkła, szukając kryjówki. - To co nam grozi?
-
Podsumowując, lepiej że jadła pomidorową. Emma przez chwilę wpatrywała się w statek. Zaczęła nawet rozmyślać, czy przypadkiem nie jest to ściema. Jasne, wszystko można było wyjaśnić hologramem, ale... W Science-fiction. W Doolin nikt nie mógł mieć tak zaawansowanych urządzeń, by wytworzyć tak realistyczny obraz. Głos chłopaka sprowadził ją na ziemię. Spojrzała na niego trochę zdezorientowana. - Nic. Dzięki za poświęcony czas, trzymaj się. Idę na plażę zbadać tę sprawę. W końcu statki widmo nie istnieją, nie? - zapytała, uśmiechnęła się i zasalutowała. A potem ruszyła w dół, w stronę małej plaży między klifami. Stamtąd będzie lepszy widok, a że znała każdy metr tej plaży, będzie też gdzie się ukryć w razie czego. Była ciekawa, czy nieznajomy pójdzie za nią. Ale przede wszystkim była niesamowicie podekscytowana samym statkiem. To dopiero coś!
-
- W tym momencie to ty wsadzasz nos w nie swoje sprawy, drogi panie - odparła Emma. Mógł sobie być całkiem niezły wizualnie, ale Emma z zasady zachowywała się adekwatnie do zachowania w stosunku do niej. Ale jej uwagę szybko przykuło miejsce na morzu, z którego - jak jej się wcześniej wydawało - odchodziło światło. Zmrużyła oczy i im bliżej statek był, tym konkretniejszy kształt przyjmował. Emma odwróciła się do nieznajomego z cwaniackim uśmiechem na twarzy. - Wycieczkowiec? O tej porze? - zapytała, pokazując palcem. - Niesamowite.
-
Z bazy?
- 68 odpowiedzi
-
- 1
-
- fandom sie skonczyl
- gore
- (i 3 więcej)
-
- Nie jestem szalonym poszukiwaczem nieznanego - odpowiedziała, dość obojętnie zresztą. - Moja wizyta tutaj właściwie ma cel czysto rekreacyjny. Nie wierzę, że cokolwiek zobaczę. No, cokolwiek poza tobą, klifami, morzem i księżycem. Nie musisz mnie odganiać, jestem miejscowa. Wiem, czym grozi nieostrożność - urwała. Jej wzrok przykuło światło od morza. Z początku zinterpretowała to jako błysk z latarni morskiej, ale... Ale nie pochodził z właściwej strony. - Zaraz. Zawadzających? W czym ci przeszkadzają goście na klifach? - zapytała, odwracając głowę ku nieznajomemu. Na twarz przybrała oczywiście wyraz sugerujący, że absolutnie niczego dziwnego nie zauważyła.
-
- Gdybym wierzyła w bajki, to nie musiałabym tu przychodzić. Poza tym, traktuję to jako powrót do dzieciństwa - stwierdziła. - Oko w oko z niewypowiedzianą groźbą czekającą na mnie, jeśli nie zjem pomidorowej. Dowiem się, czy było warto jeść ją przez te wszystkie lata - wzruszyła ramionami i wyszczerzyła się radośnie. Przyjrzała się chłopakowi, kiedy już jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i odwykły od światła latarki. Cóż, robił dobre pierwsze wrażenie, to na pewno. - Więc przyszedłeś tu, żeby podziwiać piękne widoki? - zażartowała. - Chyba że wlazłam ci na posesję. Do teraz nie mam pojęcia które klify podchodzą pod czyjś teren, a które nie. Wlazłam? Mam sobie iść? - zapytała, pokazując palcem drogę powrotną. - Tylko nie odsyłaj mnie drogą morską, dobra?
-
Czasem widok oceanu wprost przeszywał niepokojem. To były te wietrzne dni niosące ze sobą zapowiedź sztormu, kiedy niebo zdawało się być ciężkie jak ołów i przybierało nawet jego barwę, a wzburzone morze poprzecinane białymi grzywami fal przywdziewało czerń. Ale to nie była jedna z tych nocy. Emma specjalnie sprawdziła pięć różnych prognoz pogody, bo łażenie po klifach nocą nie było mądrym wyjściem. A jeśli klify dodatkowo były mokre, było to wprost głupie. Rodzice by ją zatłukli. Właściwie gdyby wiedzieli gdzie teraz jest, też by ją zatłukli. Ale Emma postanowiła chociaż raz w życiu być problematyczną nastolatką, co było co prawda tylko pretekstem, ale całkiem niezłym. W jej mniemaniu. Czekała aż pojawi się ten legendarny statek widmo którym straszyli ją rodzice i dziadkowie. Ciekawe, czym straszy się dzieciaki w górach. - Stoję - odparła głośno Emma, unosząc rękę by uchronić oczy przed oślepiającym światłem latarki. - I podziwiam widoki. Spokojnie, to nie próba samobójcza. Ale będzie nią, jak ta latarka nie przestanie mnie razić w oczy i potknę się o jakiś kamień - stwierdziła, zastanawiając się czy przez przypadek nie wlazła na czyjś teren prywatny.
-
Przez chwilę wpatrywał się w Rennarda z mieszanką podziwu i bezgranicznego szacunku na twarzy, bo i zbroja z butelek robiła niezaprzeczalne wrażenie. Ale zaraz potem Edward się opanował, a jego wyraz stał się równie nieodgadniony co zawsze. - Rennard, do kurwy nędzy. Jesteś teraz głową rodu. Jak już chlejemy, róbmy to z pełną kulturą. Jak na cholerną arystokrację psia jej mać przystało - zarządził. - Zaraz sam wyjdę po to szkło.