-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
Chłopak spojrzał na swoją dłoń, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły. Poczuł szok tak silny, że nieomal spadł z łóżka. - Nie, nie, nie, nie... O co chodzi, przecież załataliśmy dziury! Ty załatałaś!
-
- Przepraszam za co? - zapytał, na chwilę unosząc z powrotem ręce. To co rzuciło się Shiro w oczy, było czarne i znajdowało się na... Dłoni Ezreala. Pęknięcie, niewielkie pęknięcie wyglądające jak pajęczyna. Ale jego wyraz twarzy nie sugerował, żeby znów coś próbowało nim zawładnąć. - Więęęc?
-
- Co? Jeszcze raz, bo chyba się przesłyszałem! Ktoś mnie tu podłe obraża! - Kontynuował łaskotanie Shiro z jeszcze większym zacięciem. nagle zastygł, siedząc ze skrzyżowanymi nogami i z rękami w górze, nad dziewczyną. - A przecież wiadomo, że agresja powoduje agresję. No nie wiem... - ręce opadły, kontynuując dzieło zniszczenia.
-
- W moim mniemaniu mam pokój obok i oddzielne łóżko, ale to mi wygląda na wygodniejsze. - Wyszczerzył się do Shiro. - A dobry sen to podstawa do zachowania urody. Jest o co walczyć. No cóż, będę przykładem upadku obyczajów zdaniem ciotki Morris, ale czego się nie robi... - Tu chwycił Shiro wpół i powalił na łóżko, po czym zaczął łaskotać. -... żeby podręczyć Shiro Destino!
-
Ezreal dołączył kilkanaście minut później. Jinx musiała spać w innym pokoju, bo nie dołączyła do Shiro. Pokoik był niewielki, o drewnianej podłodze i ścianach pomalowanych na biało. Okienko było niewielkie i przeszklone, zaopatrzone w okiennice. Było tam lustro (zakryte płachtą), bogato zdobiony, wielki fotel, szafa i łóżko jednoosobowe.
-
Kobiety jednak nigdzie nie było, ale w salonie siedział Ezreal, podsypiając na fotelu. Kiedy Shiro weszła, obudził się i zwlókł z fotela. - Na górze po lewej jest pokój - oznajmił i ruszył do łazienki.
-
Ciepła woda ją rozgrzała i rozluźniła. Przez chwilę skórę Shiro przechodziły ciarki, spowodowane nagła zmianą temperatury. Do łazienki wlazł sługa gospodyni, niosąc czyste ubrania dla obu kąpiących się.
-
Zaprowadził ją do prowizorycznej łazienki. Tu ściany były kamienne, podobnie jak podloga. Pod ścianą przeciwległą do drzwi stały drewniane Balice wypełnione gorącą wodą i oddzielone kotarami. - Skorzystałbym z okazji, gdybyśmy byli u mnie w domu. A tak... Muszę zostać dżentelmenem- stwierdził, zarechotał i zwiał zanim dostał po głowie od Shiro. Osowiała Jinx podeszła do jednej z balii, zdjęła ubrania i zanurzyła się w wodzie.
-
- Proszę bardzo - odparła pani i w jej oczach zagościło trochę więcej ciepła niż wcześniej. - W mojej łaźni znajdzie się miejsce na dwie osoby. Ezrealu, przepuścisz chyba te dwie panienki, co? - zapytała kobieta tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Ale oczywiście - odparł szarmancko i podał Shiro ramię do chwycenia. - Pani pozwoli, zaprowadzę. I... Jinx, chodź.
-
Ogrzanie się nie wchodziło w tamtym momencie w grę, ponieważ Ezreal był równie mokry i zimny co Shiro. Gospodyni rzuciła Shiro zniesmaczone spojrzenie, a Ezreal lekko odsunął ją od siebie, rzucając porozumiewawcze spojrzenie. Bilgewater czy nie, nawet tu panowały zasady savoir-vivre, a Shiro nawet nie podziękowała za uwolnienie rąk i za herbatę.
-
Zanim materia kryształu na dobre się utwardziła, zamigotała jak popsuta żarówka. W końcu jednak udało się wyczarować kryształ, a uczucie temu towarzyszące przypominało nieco skurcz mięśni. Chwilowy - potem potencjał magiczny się ustabilizował. Wówczas Shiro poczuła przenikliwe zimno. Ubrania wciąż były wilgotne i nieprzyjemnie kleiły się do ciała po kąpieli w morzu.
-
- Cicho, cicho - mruknęła i zaczęła uwalniać rękę Shiro. Brzeszczot lekko dotknął jej przegubu, ale nie naruszył skóry. Po dłuższej chwili obie ręce dziewczyny były wolne, a ona sama czuła jak magia powoli wracała do palców.
-
- A, Piltover i Zaun. no tak, no tak. Dobra, druga płetwa... Grzeczny chłopiec. - Kontynuowała piłowanie, kiedy kryształ pękł pod naporem brzeszczotu. Po chwili druga z rąk Ezreala była wolna, a on rozprostował palce z ulgą. - O rany. Dzięki, pani Morris. Dawno nie czułem takiej ulgi... Chociaż zniszczyli mi talizman, z magią może być kiepsko. - Bo się nie uczysz, tłumoku. - Trzasnęła go po głowie. - Ała. - No, skarbeńku. Twoja kolej - powiedziała do Shiro, zmieniając ton na łagodny.
-
Brzeszczot lśnił niebezpiecznie, a kobieta podeszła do fotela. - Ezreal, świnio! Złaź z koleżanki, jaki z ciebie dżentelmen? No, dawaj rączkę. Już, już, migusiem, zanim przyjdzie jesień życia... Dla was. Ezreal poczochrał włosy Shiro, zszedł z fotela i usiadł na stołku obok biurka, kładąc rękę z bransoletą w imadle zaciśniętym na krawędzi blatu. Staruszka po unieruchomieniu ręki zaczęła żwawo piłować. - A wy, kochaniutkie? Skąd jesteście, co? - Z Zaun - mruknęła znudzona Jinx.
-
- Fotele nie mówią - uciął Ezreal. - Poza tym cicho bądź, jak dorośli rozmawiają. - Pacnął Shiro w głowę. - Teraz kajdany. Nie ma magicznych sposobów, musimy poradzić sobie czym innym. Kobieta wyszła z pokoju, zostawiając ranną i nieprzytomną Miss Fortune na leżance. W tym czasie na leżankę wpełzł długi, szary wąż i ułożył się wokół jej głowy w kłębek. Starsza pani wróciła chwilę później, niosąc ze sobą... piłę.
-
- Może i nie załatwi, ale w tym stanie i tak będę musiała się ukrywać. Nie oszukujmy się, ludzie mnie nie zaakceptują. Rennard, ja wiem że udajesz. Doceniam, starasz się być miły, cudownie, ale to niczego nie zmieni. Po prostu pozwólcie mi sobie tu zostać i wyładowywać się na tych kretynach z noxiańskiego półświatka, nic lepszego zrobić nie mogę - stwierdziła ze zrezygnowaniem. Katarina przewróciła oczami, a Cassiopeia przesunęła się w ciemności w stronę grobowca, na którym przysiadła. - Możecie powiedzieć mi, czym są te dziwne monstra w kapeluszach. To nie poprawi mi nastroju, ale zaspokoi moją ciekawość.
-
Ezreal podziękował kobiecie za pomoc i ruszył ku drugiemu fotelowi, ale zamiast tego... Usiadł na fotelu Shiro i co za tym idzie, na Shiro. - O, tylko nie to. Sądziłem, że ten fotel jest wolny - stwierdził, opierając się na Shiro ze złośliwym uśmiechem. Jinx burknęła coś pod nosem, udała, że wymiotuje i usiadła na fotelu. Przez drzwi tymczasem przeniknęła dziwaczna, fioletowa istota, niosąc na rękach tacę z filiżankami z parującą cieczą. Istota miała głowę z oddali przypominającą głowę człowieka, z niedalekiej odległości zaś bliżej jej było do sowy. Ręce miała długie i dość umięśnione, a cała reszta ukryta była pod długimi, pawimi piórami przypominającymi płaszcz. Ów jegomość podszedł do całej trójki i pochylił się, podając im filiżanki. - Co to? - zapytała Jinx, biorąc jako pierwsza filiżankę. - Pachnie jak herbata. Gorzka, fuj.
-
- Jakoś na pewno - odparł. Starsza pani zresztą pomogła mu podnieść nieprzytomną, wykazując się dość niestandardową jak na swoją drobną i kruchą posturę siłą. Znaleźli się w niewielkim holu drewnianej chaty. Shiro nie widziała jeszcze okien, ale wszędzie z sufitów zwisały schnące zioła i inne rośliny, słoiki z najróżniejszą zawartością, a nawet dwie klatki z śpiącymi ptakami podobnymi do sów. Wewnątrz panowała woń ostrych przypraw. Dwie, chude dłonie poznaczone plamami wątrobowymi chwyciły przegub Shiro, na którym wciąż tkwiła kryształowa bransoleta. - Trzeba wam to będzie zdjąć, kochaneczki. I załatwić ciepłą kąpiel, co? Apo, przygotuj no trzy balie z gorącą wodą! - krzyknęła staruszka w stronę drzwi. Nikt jej nie odpowiedział, ale już po chwili słychać było szum wody. - Przenieście mi tego półtrupa na leżankę. I to ostatni raz, kiedy przyjmuję tę wywłokę do mojego domu! - fuknęła ze złością i podreptała w stronę większego pokoju ze stołem i łóżkiem polowym. Ezreal położył kobietę na łóżku i wyprostował bolący kręgosłup. Staruszka podeszła do niej i zaczęła ją badać. - No, no... Nieźle ją zrobili. Może to nauczy tę dziewczynę obyczajności. A wy się rozgośćcie, moi mili. Tam są fotele. - Faktycznie, nieco dalej, koło okna stały cztery głębokie fotele. Wszędzie stały świece i lampy, a widok za oknem sugerował, że oddalili się bardzo od Bilgewater. Same drzewa i palmy.
-
Cegły zaczęły się odsuwać jedna po drugiej z kamiennymi stuknięciami. Za nimi znajdowała się ciasna, sucha piwniczka na podwyższeniu. Gdy tylko wstąpili do środka, cegły wróciły na swoje pozycje, zamykając ich w środku. Pachniało wilgocią i winem. Ze sklepienia opadł pył, gdy rozległy się kroki na drewnianych deskach. Kolejne stuknięcia, metaliczny brzęk i do środka wkradlo się światło. W kwadratowym otworze widniała głowa starszej, siwej pani o radosnym wyrazie twarzy. - Niech mnie kule biją - odezwała się z bezgranicznym zaskoczeniem. - Toż to nasz młody odkrywca! I dwie młode dziewuszki... I... Ezrealu, czy to zwłoki? Och, zaraz. Poczekajcie kochani. Staruszka wróciła pięć minut później i spuściła drabinę do piwnicy. - Wchodźcie, bo mi się jeszcze poprzeziębiacie.
-
- Wyrzuciliby trupa, a ona jeszcze żyje - skomentował Ezreal. Po półgodzinnym kluczeniu po korytarzach i kanałach i kilku przerwach (Ezreal musiał chwilę odpocząć), znaleźli się w ślepym zaułku zaznaczonym na mapie. - Shiro, teraz podejdź i uderz cztery razy w ścianę, odczekaj dwie sekundy i uderz trzy razy - zarządził, wciąż dźwigając nieprzytomną kobietę. Jinx z kolei wyglądała nieco groźnie, bo na jej twarz wstąpił wyraz skupienia. Bezsprzecznie kombinowała nad możliwością zasiania chaosu.
-
Wypowiedź Rennarda rozjuszyła Cassiopeię. Zapewne nie chodziło o sam pocałunek, ale o potwierdzenie swojego mniemania o byciu abominacją. Syknęła, a ów syk zakończył się jękiem i żałosnym chlipnięciem, które nastąpiło później. - Tylko spokojnie, DeWett.Tylko spokojnie. To wciąż Cassiopeia, a nie żaden tam potwór. Moja siostra, twoja... no, była kochanka - szepnęła. - Cassiopeia? Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Po pierwsze, to obrzydliwe wymieniać bakterie w mojej obecności. Po drugie, jeśli twój jad go nie zabije, to będę musiała zrobić to ja, bo przecież honor rodu to wszystko co mamy i inne bzdury. A wiesz, DeWett się przyda. Musimy zabić Celię DeWett, bez niego będzie trudno. To jak? - zapytała. Odpowiedział jej szloch. - DeWett, podejdź tam. Nie całuj jej, niech cię ręce bogów czy w kogo tam wierzysz bronią. Ale możesz zarzucić miłym słowem.
-
- Jasne - oznajmił. Odpowiednio chwycił byłą kapitan i wziął ją na ręce, a potem ruszył we wskazanym kierunku. Jinx z niewiadomych przyczyn zachichotała. - Jeden problem z głowy, nie trzeba już jej uwalniać. Zrobiła to sama. Ciekaw tylko jestem jak jej się to udało... Wiecie, podejrzewam że Gangplank ma dosyć sporo zabezpieczeń w więzieniach.
-
Dwójka towarzyszy zawróciła, koło Shiro pojawił się Ezreal z latarnią i podał ją Jinx. - Pilnuj jej. Trzymaj i błagam, nie niszcz, nie opuszczaj, nie tańcz z nią. - Mogę ją wy... - NIE! - zaprotestował, a Jinx przewróciła oczami. Ezreal pomógł Shiro przewrócić nieprzytomną kobietę na plecy. Twarz była opuchnięta i posiniaczona tak mocno, że nie sposób było rozpoznać tożsamości ofiary. Oczy były podbite, na policzkach widać było szramy. Kobieta zakaszlała i wtedy chłopak przewrócił ją na bok, żeby się nie udusiła. - Nieźle. Mam tylko podejrzenia, że to... -... Sarah Fortune! Ha! Ciekawe, kto ją tak urządził - pisnęła Jinx.
-
Przechodząc obok jednego z odpływów, Shiro coś zauważyła. Ręka. Biała, drobna, kobieca ręka z paznokciami o obdrapanym, czerwonym lakierze. Owa ręka należała do kobiety leżącej za zakrętem w płytkiej wodzie. Była nieprzytomna, miała długie, mokre włosy których kolor trudno było rozpoznać i poszarpane ubranie. Ułożona była twarzą do ziemi. - Hej, mogę wam opowiedzieć dowcip, jak chcecie - stwierdziła Jinx, idąc za Ezrealem. - Co jest, Shiro? Widzisz tam coś ciekawego?
-
-... W każdym razie nie jest źle. A pomyśl, jakie są korzyści! Chyba też je odkryłaś, co? Słyszałam o masowej nocnej produkcji posągów w Noxus. Nieważne co się stało, patrz na to od tej dobrej strony - powiedziała starsza Du Couteau, podchodząc bliżej do siostry. - Nie jest źle? - zapytała Cassiopeia z mroku, nie wyłaniając się ani o centymetr w stronę dwójki ludzi. W jej głosie słychać było napięcie. - W takim razie... Pocałuj mnie, Rennardzie. Katarina zatrzymała się i rzuciła DeWettowi krótkie, zaniepokojone spojrzenie.