Skocz do zawartości

Gandzia

Brony
  • Zawartość

    1929
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    13

Posty napisane przez Gandzia

  1. Gandziowy Konkurs Literacki edycja II

    Equestria rules the waves!


     

    Jak zapewne pamiętacie, jakiś czas temu zorganizowałem konkurs literacki. Wydarzenie tak mi się spodobało, że postanowiłem zorganizować drugą edycję.

     

    Tym razem tematykę konkursu można podsumować krótko – Equestria rules the waves! Waszym zadaniem będzie napisanie fanfika o tematyce morskiej – statki, okręty, odkrycia, podróże i bitwy morskie. Oczywiście w klimatach MLP. Jest to motyw ciekawy, a przy tym z jakiegoś powodu mało popularny w naszym fandomie, więc macie szansę się wykazać.

     

    Opowiadania będą oceniane przez niezależne grono sędziowskie w składzie: Gandzia (czyli ja), Verlax i Poulsen. Zdobywca pierwszego miejsca otrzyma nagrodę – kod Paysafecard na sumę 20 złotych!

     

    Regulamin

     

    1. Limit słów – 15 000. Opowiadanie musi być zamieszczone w tym temacie, w formacie Google Dox,

    2. Termin oddawania prac – 30.09.2018, 31.10.2018, godzina 23:59:59,

    3. Tagi i tematyka – z wyjątkiem [gore] i [clop] dozwolone są wszystkie tagi. Opowiadanie MUSI jednak trzymać się tematyki konkursu,

    4. Opowiadanie musi być w klimacie MLP,

    5. Każdy uczestnik może oddać tylko jedno opowiadanie,

    6. Po zamieszczeniu pracy nie można dokonywać w niej żadnych poprawek,

    7. Przed przystąpieniem do pisania proszę zapoznać się z regulaminem,

    8. Prace, które przekroczą limit słów, nie będą prawidłowo otagowane lub zostaną poddane korekcie przez osoby trzecie, zostaną zdyskwalifikowane,

    9. Przystępując do konkursu, autor/autorka zgłoszonego opowiadania akceptuje w całości powyższe postanowienia oraz regulamin działu.

     

    Opowiadania proszę zamieszczać w tym temacie.

     

    Powodzenia!

    • +1 4
    • Lubię to! 1
  2. Ciekawe, całkiem przyjemne w odbiorze opowiadanie fantasy, bazujące na klasycznym, znanym z wielu gier RPG motywie drużyny zbierającej się w celu wykonania questa. Miła odmiana po pełnych brutalności, spisków i psychopatów powieści fantastycznych pokroju PLiO. Przyjemny styl, fajny klimat, ciekawe postaci. Do tego dzięki krótkim rozdziałom opowiadanie szybko się czyta, można je bez problemu pochłonąć w wolnej chwili. Polecam.

    • +1 1
  3. Garść porad, sugestii i takich tam.

    1. Publikacja. Opowiadania publikujemy w dziale Opowiadania wszystkich bronies, wrzucając do pierwszego posta link do google docsa z opowiadaniem. W tytule tematu powinny się znaleźć: tytuł i tagi, w tym obowiązkowe ([Z]/[NZ]/[oneshot]). W razie pytań zapraszam na discorda Klubu Konesera Polskiego Fanfika, tam na pewno ktoś ci pomoże.

    2. Polecam zapoznanie się ze słownikiem ortograficznym, nie gryzie, w przeciwieństwie do błędów w opowiadaniu.

    3. Rozbuduj opisy. Na chwilę obecną opowiadanie (a raczej dialog) jest lekko (LEKKO?) chaotyczne i nie wiadomo, co, kto i dlaczego. Trochę opisów, didaskaliów etc. na pewno pomoże.

    4. Ogólnie ogarnij ten chaos.

    5. Emotki w dialogach to pomysł 1/10.

    I dużo, dużo więcej.

    • +1 1
  4. Przeczytane.

     

    Opowiadanie jest tym, czym mogły być pierwsze rozdziały KO, gdyby trochę posiedzieć nad opisem transformacji Equestrii z pseudośredniowiecznej monarchii do nowoczesnego państwa z I połowy XX wieku, zrobić odpowiedni "risercz" i tak dalej. Z zainteresowaniem czytałem, jak to przygotowania do wojny wpływają na życie kucyków, a narastająca psychoza wojenna i związany ze zbrojeniami opór społeczny wpływają na rozwój niebezpiecznych ideologii. Do tego dodać należy masę smaczków dla miłośników historii, świetne opisy i stosunkowo mroczną atmosferę.

     

    Głosuję na [Epic].

  5. Po przeczytaniu obu wszystkich opowiadań konkursowych okazało się, że mam trudny orzech do zgryzienia. Oba opowiadania są do siebie podobne, zbliżone klimatem i humorem, oba też są tak samo dobre.

     

    Od razu zaznaczę - fabularnie oba teksty są do siebie dość podobne, w obu jest ona prowadzona wręcz wyśmienicie. Akcja prowadzona jest dobrym, równym tempem, nie męczy czytelnika i przykuwa jego uwagę. Jednocześnie nie są to historie, które jakoś specjalnie zmieniłyby moje życie. Tu obaj zawodnicy dostają solidne 9/10 - oceny poniżej są za inne kategorie.

     

    Nie będę też oceniał humoru obu opowiadań - Malvagio celował w nieco bardziej absurdalne klimaty, a Sun zdecydował się na zabawne, ale w miarę normalne interakcje między postaciami. W efekcie oba fanfiki tak samo wywołują uśmiech na twarzy, chociaż z różnych powodów.

     

    Malvagio

    Ciekawe dni [spaceopera][komedia][przygoda]

     

    Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy, to jedna wielka ściana tekstu, która ciągnie się przez cały fanfik. Poza tym jednak technicznie opowiadanie jest w zasadzie bez zarzutu.

     

    Zdecydowanie na plus należy zaliczyć kreację wziętej z kanonu głównej bohaterki - jest zabawna i od razu wzbudza sympatię. Na jej tle nieco gorzej wypadają nieco zbyt jak na mój gust przerysowane OC. Jednak Malvagio nadrabia stylem i opisami. Opowiadanie czyta się z przyjemnością, tekst jest długi, ale nie nużący.

     

    Werdykt - 8,5/10


     

    Sun

    Pierwszy dzień wakacji [spaceopera][normal]

     

    Bardzo dobra, miła i przyjemna komedyjka. Z miejsca stałem się fanem Stardust i Solar Wind, które są postaciami świetnie wykreowanymi i, hm, normalnymi. Reszta załogi też daje radę, a kreacja Twilight też może się podobać. Tu na plus dla Suna. Za to Sun ma nieco gorsze opisy.

     

    Nieco gorzej przedstawia się strona techniczna. Co prawda nie ma tu ściany tekstu, ale lekko zawodzi interpunkcja. Tu podmiot oddzielony od orzeczenia przecinkiem, tam jego brak… Nie jest tego aż tak strasznie dużo, by mówić o drugim Czarnym Pegazie z Ponyville czy wołać korektora, jednak obniża jakość tekstu - co prawda w niewielkim stopniu, ale jednak.

     

    Werdykt - 8,5/10

     

    A więc remis.

     

    … i dlatego właśnie zatrudniłem dodatkowych jurorów! Ci wskazali już jednoznacznie zwycięzcę - tym został Sun! Gratulujemy.

    • +1 1
    • Mistrzostwo 2
  6. Nie tak dawno temu, bo 14 grudnia 2017, w niezbyt odległej galaktyce miała miejsce premiera nowego epizodu Gwiezdnych Wojen. Film był:

    a) tragiczną porażką, przy której "Holiday Special" to arcydzieło na miarę "Imperium Kontratakuje",

    b) kawałem świetnego kina, wprawdzie nie tak dobrego jak zeszłoroczny "Rogue One", ale i tak dobrze się oglądało (niepotrzebne skreślić).

     

    Aby zatrzeć niesmak po tej parodii Gwiezdnych Wojen/aby uczcić premierę jednego z najlepszych filmów roku oraz za zgodą i błogosławieństwem Dolara, ogłaszam konkurs literacki! Temat - space opera. Podróże międzygwiezdne, obce formy życia, konflikty na skalę galaktyczną - kto widział jakiekolwiek Gwiezdne Wojny, grał w jakiegokolwiek Mass Effecta, oglądał Legends of the Galactic Heroes etc., ten wie, o co chodzi.

     

    Opowiadania oceniać będzie grono niezależnych ekspertów w składzie: Gandzia (czyli ja), Poulsen i Verlax. Wspólnie postaramy się wybrać trzy najlepsze opowiadania.UWAGA! Zdobywca pierwszego miejsca otrzyma nagrodę - kod Paysafecard na sumę 20 złotych.

     

    Garść szczegółów:

     

    1. Limit słów - 15 000. Opowiadanie musi być zamieszczone w formacie google dosc

    2. Termin oddawania prac - 11  18 II 2018, godzina 23:59:59

    3. Tagi i tematyka - z wyjątkiem [gore] i [clop] dozwolone są wszystkie tagi. Opowiadanie MUSI jednak trzymać się tematu (czy raczej gatunku) space opery,

    3,5. Opowiadanie musi być w klimacie MLP,

    4. Każdy uczestnik może oddać tylko jedno opowiadanie,

    5. Po zamieszczeniu pracy nie można dokonywać w niej żadnych poprawek,

    6. Przed przystąpieniem do pisania proszę zapoznać się z regulaminem,

    7. Prace, które przekroczą limit słów, nie będą prawidłowo otagowane lub zostaną poddane korekcie przez osoby trzecie, zostaną zdyskwalifikowane,

    8. Przystępując do konkursu, autor/autorka zgłoszonego opowiadania akceptuje w całości powyższe postanowienia oraz załączony regulamin.


     

    Opowiadania proszę zamieszczać w tym temacie.

     

    Powodzenia! Ku chwale Imperium!

    • +1 2
    • Lubię to! 1
    • Mistrzostwo 2
  7. Trochę to trwało, bo nieco ponad rok, ale wreszcie doczekałem końca Krwawego Słońca. Pora zatem wyrazić moją opinię o fanfiku. Uwaga na spoilery.

     

    Spoiler

    Moja ocena jest jak najbardziej pozytywna. Fabuła, pełna intryg, tragedii i starć, ale i momentów spokojniejszych, prowadzona jest jak w doskonałym dramacie wojennym. Do tego otrzymujemy wyrazistych bohaterów - Rainbow Dash, nippońskich oficerów, sińskich polityków i wojskowych, zwykłych obywateli. Każdą z tych postaci kierują jakieś motywy, każda ma swój charakter i historię.

     

    Czy wspomniałem już, że KS jest doskonałym dramatem wojennym? Na wszelki wypadek wspomnę o tym raz jeszcze. Wojnę obserwujemy zarówno z punktu widzenia najeźdźców, jak i najechanych - żołnierzy broniących kraju i cywili próbujących przeżyć. I o ile czytelnik raczej na pewno znajdzie swoich ulubieńców po obu stronach konfliktu, to od razu widać, która frakcja jest "tą złą". I co gorsza, to ona wygrywa. W przeciwieństwie jednak do innego fanfika o podobnej tematyce, jednak nawiązującego do działań na całkiem innym froncie, klęski są tu widoczne i odczuwalne, a zwycięstwa mogą co najwyżej opóźnić pochód nippońskiej machiny wojennej. Na to nakłada się dramat ludności cywilnej - znów w przeciwieństwie do konkurencji, doświadczamy go niejako "z pierwszej ręki".

     

    Opisy i dialogi stoją na bardzo wysokim poziomie i nie mam się czego czepić. Jednocześnie Verlax popisuje się swoją wiedzą na takie tematy jak wojsko, polityka wewnętrzna i zagraniczna Chin i Japonii, ale nie wpada w pułapkę przekładania tego bez zmian, lecz dostosowuje je do kucykowych realiów. Zmianie ulega więc taktyka, pojawia się militarne użycie pogody i magia bojowa, wreszcie - do akcji wchodzą okręty powietrzne.

     

    No i wreszcie ostatni rozdział i epilog. O ile rozumiem stanowisko, że Verlax przesadził z opisem masakry i że niektóre fragmenty mogą wywoływać gwałtowne reakcje, to jednak wydaje mi się, że ułagodzenie większości drastycznych scen znacznie osłabiłoby wydźwięk fanfika. Tym bardziej że sam temat był trudny - ciężko przedstawić na papierze bestialstwo, do jakiego doszło w Nankinie - ale Verlaxowi ta sztuka się udała. Natomiast epilog jest przygnębiający i gorzki, niesie ze sobą taki ładunek emocji, że stanowi klasę samą w sobie i choćby dla niego warto przeczytać to opowiadanie. Swoje robi też soundtrack - normalnie traktuję to raczej dodatek i ciekawostkę, ale w ostatnim rozdziale i epilogu tak dobrze wpasowuje się w tekst, że staje się jego integralną częścią.

     

    Reasumując, Krwawe Słońce to kawał świetnego opowiadania i najlepszy fanfik wojenny w fandomie, nawet jeśli ostatni rozdział nie jest dla każdego. Ma wszystko to, co inne opowiadania wojenne, ale zrobione lepiej.

     

    Głosuję na epic i legendary.

    • +1 3
  8. Fajny fanfik, zapowiada się ciekawie.

     

     

     

     

    A tak poważniej. Słyszałem już wiele dobrego o Austriaejochu (nie, nigdy nie użyję poprawnych nazw opowiadań z tej serii), ale nie dane mi było tego przeczytać, bo... bo powody. Na szczęście jest tłumaczenie.

     

    To trzyma całkiem wysoki poziom. Zdarzają się drobne potknięcia, ale można je szybko naprawić. Zresztą, już je chyba oznaczyłem.

     

    Podoba mi się nietypowa forma opowiadania - krótkie rozdziały, które można przeczytać w pięć minut. Jak na literacki eksperyment, sprawdza się to świetnie. Fabuła jak na razie też nie zawodzi, aczkolwiek w "normalnym" fanfiku starczałoby jej raptem na pierwszy rozdział. Na razie wstrzymam się z dalszą opinią na jej temat. Czekam na więcej.

    • +1 1
  9. Okej, lecimy dalej. Problemy fabularne wynikające z porwania Twilight, kolejność losowa.

     

    51 minut temu Szukam Żony napisał:

    > Nie atakujemy Equ.. bo: nie chcemy kolejnego wroga, nic nie przewożą więc się to nie opłaca, mają magie której do końca nie rozumiemy i jest to zbyt ryzykowne. 

    Skoro atakowanie Equestrii, o której jeszcze mieli jakieś pojęcie, było ryzykowne, to czemu zaatakowali pierwszy lepszy nieequestriański statek?

     

    53 minuty temu Szukam Żony napisał:

    > Śni ci się Luna więc próbujesz jej zrobić mętlik w głowie że nie masz Twi i że jej nigdy nie widziałeś.

    > Nie masz pojęcia że Equ.. tak szybko się zorganizuje i wyślę flotę więc uważając jedynie na Armadę Jeleni płyniesz dalej czekając aż Twi wszystko wyjaśni i będzie jak dawniej. ( ogółem jesteś szczęśliwy W euforii, że koszmar o nazwie kucyki na pokładzie się skończył )

    1. We śnie Luna ostrzegała ich, że grozi im surowa kara. Stąd należało spodziewać się floty Equestrii.

    2. Świat rzeczywisty to nie EU4, tu nie mothballuje się całej floty wojennej, bo zapanował pokój. Jakieś jednostki są cały czas w pogotowiu, choćby do patrolowania wybrzeża. No i najważniejsze - od trzech lat z hakiem na morzach panują piraci, logiczne jest, że każde państwo morskie postawi flotę w stan gotowości. No i nie zapominajmy o wielkiej flocie jeleni, która z jakiegoś nieznanego kucykom powodu wpływa na morze kontrolowane przez Equestrię.

    3. I BTW, skoro już Polak-1 i Polak-2 kontaktowali się z Luną, to czemu pogarszali swoją sytuację, udając (?) idiotów, zamiast choćby próbować wyjaśnić sytuację?

     

    godzinę temu Szukam Żony napisał:

    > Goni cie cała Armada Jakieś 200 statków, uciekasz niszcząc za sobą wszelkie tropy gdzie popłynąłeś. Widzisz przed sobą małą jednostkę z Equ...

    Nie żeby coś, ale kilka rozdziałów później załoga Żelaznego Orła wykorzystuje radar, by wykrywać flotę Equestrii. Wykorzystanie go do ominięcia jednej, znacznie wolniejszej - przypominam, że ponoć okręt piratów wyciąga 80 węzłów - jednostki, która nawet się nas nie spodziewa, nie powinno być problemem.

    Co przy okazji rodzi pytanie, jakim cudem flota Equestrii doganiała Orła.

     

    godzinę temu Szukam Żony napisał:

    > w dozie desperacji niszczysz flotę (...) nie zabijasz kuców

    Chciałbym zobaczyć artyleryjską bitwę morską z abordażem, gdzie tonie większa część okrętów, ale nikt nie ginie.

     

    godzinę temu Szukam Żony napisał:

    > Goni cie cała Armada Jakieś 200 statków, uciekasz

     

    godzinę temu Szukam Żony napisał:

    > ucieczka sprowadza się do dalszego uciekania.

    Aha.

     

    I btw, przypominam, że Żelazny Orzeł a) jest szybszy od okrętów jeleni/kucyków, b) ma radar, c) może pływać pod wiatr i zbytnio nie traci przy tym prędkości, d) może po prostu wpłynąć w pierwszy większy sztorm i zgubić pościg.

     

    godzinę temu Szukam Żony napisał:

    Wybacz ale większość komentarzy to " wyjaśnij to i to" Czy " to i to nie ma sensu" Gdy ja chce to wyjaśnić w kolejnych rozdziałach, w takich momentach wnerwiam się myśląc czy od razu udostępnić wam cały plan fabuły. 10 rozdziałów wstępu to trochę dużo na wstęp ( tak wiem ) ale chciałem wszystko robić powoli tak by czytelnik widział tą przemianę w ich życiu, by wszystko stało się bardziej realne

    No wybacz, ale na razie nic nie wskazuje na to, byśmy doczekali się odpowiedzi na coraz większe dziury fabularne i słabe rozwiązania.

     

    godzinę temu Szukam Żony napisał:

    Tu wspomnę że mam korektora i z pewnością wnerwi się po przeczytaniu tych komentarzy :D.

    Lol.

     

    I btw, myślałem, że argument "nie podoba się, nie czytaj" w wypadku opowiadań po prostu słabych umarł śmiercią naturalną jakieś dziesięć lat temu.

    • +1 6
  10. 4 godziny temu Szukam Żony napisał:

    Silnik jest najprostszym z możliwych. Takie przykładowo montowano w ruskich czołgach.

    No to mamy problem, bo żaden silnik używany w Armii Czerwonej nie był uniwersalny i nie działał na wszystko. O tym, jak źle kończy się wlewanie benzyny do silnika diesla i na odwrót, przekonało się już wiele kobiet.

     

    4 godziny temu Szukam Żony napisał:

    Ale twój komętaż również ma kilka błędów, np. O flocie Equ.. nie mieli oni pojęcia, uciekali przednią, a dopiero w momencie ataku dowiadują się kim jest agresor.

    >bądź kapitanem pirackiego statku

    >ale uznawaj Equestrię za spoko ziomków i nie chciej zrobić im jkrzywdy

    >napadnij na equestriański statek dyplomatyczny

    >porwij ulubienicę księżniczki Celestii i zarazem jedną z księżniczek Equestrii

    >zostaw świadków tego wydarzenia

    >w nocy śni ci się Luna i żąda uwolnienia Twalota

    >nie miej pojęcia, że może cię gonić flota Equestrii

    >nie próbuj wyjaśnić sprawy

    >jedyny sensowny sposób na pozbycie się pościgu, jaki potrafisz wymyślić, to zmasakrowanie floty Equestrii

    >nawet mimo faktu, że masz piórdoloną fregatę z XXI wieku z silnikiem i możesz po prostu próbować uciec im, płynąc pod wiatr

     

    4 godziny temu Szukam Żony napisał:

    Nie ma głównego antagonisty od początku i to też zostanie wyjaśnione dopiero pod koniec. 

    W takim razie zapytuję - dlaczego antagoniści poboczni są tak słabi, że równie dobrze mogłoby ich nie być?

     

    4 godziny temu Szukam Żony napisał:

    Ogółem już ocenianie tej pracy jest jak recenzja filmu po pierwszych 10 minutach seansu. Zrobię coś odmiennego od wszystkich i nie będę się przejmował pisząc dalej zaplanowaną historię, która będzie się powoli rozkręcać aż w końcu dostarczając ci tego co chcesz, jednak na razie radze się powstrzymać od czytania do momentu pojawiania się w tagach literki [Z].

    Nie oceniam samego prologu. Oceniam całość tego, co do tej pory napisałeś, bo nie chce mi się czekać XYZ miesięcy, aż skończysz, by móc ci wypisać, co robisz źle. No i ponad dziesięć rozdziałów to trochę więcej niż wstęp filmu, nie sądzisz?

    No i dodatkowa sprawa  - nie sądzę, by ludziom chciało się przedzierać przez 10+ rozdziałów kichy, aż znajdą jakiś ciekawy element - po prostu ocenią to negatywnie i pójdą gdzie indziej.

    ... Swoją drogą, ciekawe, że negatywne opinie o niedokończonych fanfikach zwykle spotykają się z odpowiedzią w stylu "najpierw skończę, potem oceń", a pozytywne - wręcz przeciwnie.

    • +1 3
  11. Przeczytane.

     

    Po przeczytaniu jakże... khem... nietypowego opisu fanfika spodziewałem się typowego opowiadania "pirackiego", z pojedynkami, bitwami morskimi i innymi klasycznymi w tym gatunku motywami. To, co dostałem, to... cóż. Niby właśnie to, tylko pozbawione jakości.

     

    Teraz zacznę swój wykład na temat tego, co poszło nie tak. Zanim jednak zaczniemy, praca domowa dla autora (autorów?) – zapoznać się z materiałem poglądowym, by wiedzieć, jak powinno się tworzyć opowieść o piratach. Zalecam dwukrotne obejrzenie Piratów z Karaibów, części 1-3 – za pierwszym razem dla przyjemności, za drugim, by podpatrzeć dobre rozwiązania.

     

    Już wróciłeś? Świetnie. Zacznijmy zatem nietypowo, bo od bohaterów.

     

    W "Orłach Mórz" mamy dwie postacie główne – Polaka-1 i Polaka-2. Różnią się tym, że jeden jest kapitanem i ma kaftan +40 kg udźwigu – swoją drogą, polecam autorowi, by w ramach eksperymentu pobiegał sobie dzień czy dwa z plecakiem wypchanym czterdziestoma kilogramami czegokolwiek, oczywiście bez zdejmowania tegoż plecaka – a drugi jest jego zastępcą. I... tyle. Jasne, niby mamy parę mniejszych różnic, na przykład jeden teoretycznie nawija gwarą śląską, ale w zasadzie występują one tak rzadko, że po prostu się o nich zapomina. Nawet fakt, że jeden jest bronym, a drugi wręcz przeciwnie, nie ma żadnego przełożenia na fabułę, na dialogi, na stosunek Polaka-1 (?) do księżniczek, po prostu na nic.

     

    Na dodatek ci dwaj są OP ścierwami, co to poradzą sobie ze wszystkim. No bo popatrzmy – dwóch mechaników w wieku 20 lat, jakimś cudem okazują się świetnymi nawigatorami, potrafią obsługiwać dowolny rodzaj broni palnej, bez zadyszki biegają z cekaemami w łapach, są świetnymi szermierzami, potrafią kilka dni kopać podkop bez jedzenia i snu, do tego czego nie ugotują, to jest to smaczne... Pokonają każdego, potrafią wygnać Lunę ze snu, no i przede wszystkim są sprytniejsi od każdego mieszkańca Equestrii. Aha, i potrafią przepić każdego. Czytelnik przestaje interesować się ich przygodami, bo wie, że i tak nic im nie grozi.

     

    Nie zapominajmy też o załodze Żelaznego Orła. O tych można powiedzieć tyle, że są. Z nimi mamy ten sam problem, co z Polakiem-1 i Polakiem-2, tylko gorzej, bo dostają mniej czasu antenowego. Jedynym wyjątkiem jest Lola, której poświęcono nieco więcej miejsca... tylko po to, by ją zabić. W jednym z pierwszych rozdziałów.

     

    Aha.

     

    Mamy ich equestriańskich sojuszników. Twilight najwyraźniej zapadła na ciężki przypadek syndromu sztokholmskiego – swoich ludzkich przyjaciół broni niczym niepodległości, i to mimo ich ewidentnej winy, w końcu zatopienie 4/5 eskadry Equestrii, zaatakowanie randomowej jednostki, "bo nas zobaczyli", czy ogólne piracenie to nie są drobne wykroczenia, które skończą się mandatem. Z kolei Celestia i Luna są tu tak nieporadne, że aż dziwię się, jakim cudem panują od tysiąca lat.

     

    – Ej, siostra, zróbmy kolonię karną na wyspie!

    – Dobry pomysł! I otoczymy ją takim diablo wielkim tajfunem!

    – I ten diablo wielki tajfun będzie cały czas krążył wokół jednego punktu! Każdy marynarz, wybudzony w środku nocy, będzie mógł powiedzieć, gdzie ten diablo wielki tajfun i ta wyspa są!

    – Super! Zróbmy to!

    *1000 lat później*

    – Siostra...

    – Co?

    – Zgubiłyśmy wyspę i diablo wielki tajfun. Żaden marynarz nie wie, gdzie są.

    – ...

    – Co z tym robimy?

    – Nic. Wracaj banany jeść.

     

    Tę ich nieporadność najbardziej widać w momencie, gdy udało im się uwięzić Polaka-1 i Polaka-2. Zamiast przeszukać ich, zabrać im ubrania, powiesić w klatce gdzieś między chmurami albo walnąć w nich zaklęciem, dawały się ogrywać jak głupie. Prawdę mówiąc, problem rozciąga się na praktycznie wszystkich Equestrian – marynarzy, strażników więziennych, oficerów etc.

     

    Czym byłaby opowieść przygodowa bez charakterystycznych villainów? ... Pewnie nadal opowieścią przygodową, ale nie zmienia to faktu, że dobry złoczyńca znacznie poprawia odbiór fanfika (książki, filmu, komiksu, gry, niepotrzebne skreślić). W Piratach z Karaibów 2-3 mieliśmy na przykład Davy'ego Jonesa – przeklętego kapitana Latającego Holendra, który wyciął sobie serce i ukrył je, by nie odczuwać więcej ludzkich emocji. Przy okazji zapewnił sobie nieśmiertelność, bo zabić go można tylko gdy przebije się mu serce. On i jego potworna załoga bez wytchnienia ścigają protagonistów PzK, samym wyglądem wzbudzając strach u bohaterów i respekt u widza.

     

    A kto jest villainem "Orłów Mórz"?

     

    Jelenie. Czworonogi pływające okrętami, które nie mogą nawet zadrasnąć jednostki dwóch Polaków-bliźniaków i które padają jak muchy. Ba, żadnego jelenia nie poznajemy bliżej, robią tu za złoczyńcę zbiorowego.

     

    Pozwólcie, że to podsumuję.


    PzK – Davy Jones

    OM – jelenie

     

    Davy Jones

    Jelenie

     

    Spoiler

    6543643445.jpg

    Davy Jones

     

    Spoiler

    000491843G30S1QM-C122-F4.jpg

    Jeleń

     

    Czy wspomniałem już, że nasz Pan Ośmiornicogłowy potrafi przywołać krakena?

     

    W pewnym momencie w "Orłach Mórz" pojawia się drugi złoczyńca – sam... Mefistofeles. Znaczy nie no, szanuję za próbę dodania wątku nadnaturalnego, demona, który swą mocą kontrowałby możliwości Polaka-1 i Polaka-2, niestety, nie wyszło. Złoczyńca pojawia się dosyć późno i bez zapowiedzi, a o jego wcześniejszych wyczynach dowiadujemy się jeszcze później. Ponadto przy całej swojej potędze ma jedną wadę – przepędzić go może... modlitwa. Nie, serio. W horrorze typu "Egzorcysta" może by przeszło, ale w opowiadaniu przygodowym?

     

    Na dodatek, poza ostatnim wyczynem, nasz demoniczny kolega niewiele robi. Ot, chwilę pogada, czasem "poza ekranem" zabije kilku randomów, stosując sztuczki rodem z tanich horrorów typu gore, po czym ucieknie, przegnany przez modlitwę albo anioła, który pojawia się jak jakiś Deus es machina. Jak na razie – zmarnowany potencjał.

     

    (No i skoro to opowiadanie pirackie, to spodziewam się piekielnego imba galeonu).

     

    W zasadzie jedynym godnym uwagi złoczyńcą, co prawda małego kalibru, jest yandere-smoczyca – ale tylko przez to, że główni bohaterowie są Garymi Stu do sześcianu. Każda postać, która samym pojawieniem się wywołuje u nich panikę, ma u mnie plus.

     

    Poza nią, brakuje tutaj prawdziwych villainów na tyle potężnych, by stanowić wyzwanie i jednocześnie na tyle słabych, by przeżycie spotkania z nimi nie wymagało interwencji sił wyższych. Cała historia aż prosiła się o, nie wiem, piekielny imba galeon? Złowrogiego admirała... heh... jeleni z IQ większym niż u ziemniaka (czytaj – sprytniejszego niż reszta postaci w uniwersum), potrafiącego wykorzystać przewagę liczebną i znajomość lokalnych wód? Czy choćby króla-polityka, którego ulubionym zajęciem byłoby napuszczanie na siebie wrogów i doprowadzanie do sytuacji, w której zawsze wygrywa? Tyle możliwości...

     

    Więc może fabuła jest dobra?

     

    Hehe, nie.

     

    Fabuła jest dziurawa jak sito. Ot, choćby sprawa statku, którym rozbijają się Polacy-klony. Jednostka zbudowana na zlecenie tajemniczego miliardera w Polsce (czemu akurat tam?), uzbrojona niczym przeciętna korweta (co rodzi dodatkowe problemy, o czym niżej), może być pilotowana przez dwóch dwudziestoletnich mechaników, których stocznia dorzuciła w gratisie zamiast odświeżaczy powietrza, jest wyposażona w broń palną dla całej kompanii, ma żagle, silnik działający na wszystko, magazyny, w których można zmieścić roczny zapas żywności dla przeciętnej afrykańskiej wsi i więcej schowków niż na Sokole Milenium. ... Naprawdę nie widzisz, że w tym opisie coś jest nie tak?

     

    Nawet osiągi tej jednostki wzięto z kosmosu. Obecnie tylko najszybsze jednostki morskie osiągają 60 węzłów. Istnieją co prawda plany stworzenia okrętu naddźwiękowego, ale po pierwsze – tylko plany, które traktowałbym raczej jako srogie sci-fi, po drugie zaś – dotyczą one okrętów podwodnych, gdzie teoretycznie jest to możliwe.

     

    Natomiast sprawdziłem i faktycznie – w XX wieku zdarzały się uzbrojone statki cywilne, jednak zdarzało się to głównie przed wojnami światowymi i w obu przypadkach było to ograniczone. Przede wszystkim nikt nie budował statków z zamontowanym uzbrojeniem i amunicją, te dodawano później, za wiedzą i zgodą marynarki wojennej. Niekiedy taki statek był dozbrajany do tego stopnia, że stawał się krążownikiem pomocniczym, jednak i te nie dostawały uzbrojenia "fabrycznie" w stoczni. Ponadto obsługę dział stanowili marynarze marynarki wojennej, a o fakcie uzbrojenia – faktycznego lub możliwego – informowano publicznie (taki RMS Lusitania – statek powstał z myślą o możliwym przerobieniu go na krążownik pomocniczy, ale z pomysłu zrezygnowano. Mimo to jeszcze na początku I wojny światowej figurował na liście brytyjskich krążowników pomocniczych). Obecnie nikt normalny nie uzbroi statku w cokolwiek bardziej śmiercionośnego od armatki wodnej, odradza się też uzbrajania załóg w karabiny i pistolety w myśl zasady, że w razie buntu uzbrojony marynarz zabije więcej ludzi niż nieuzbrojony.

     

    Zatem – kto i dlaczego kazał zbudować Żelaznego Orła oraz jakim cudem nikt się tego nie czepił? Po co tam załoga licząca 200 osób, skoro tak naprawdę potrzeba kilkudziesięciu? Po co komu żagle, skoro mamy silnik działający na wszystko – i jak działa ten silnik? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi nie ma i pewnie nie będzie.

     

    Reszta fabuły też taka jest. Ciągle dostajemy Deus ex Machina i boskie interwencje, bo tak/bo wplątaliśmy bohaterów w sytuację bez wyjścia i imperatyw fabularny musi ich ratować. Dziury fabularne są tu tak powszechne, że bardziej się już chyba nie da. Sceny komediowe miały być zabawne w kreskówkowy sposób, niestety, zamiast śmieszyć, męczą swą głupotą, vide ucieczka z więzienia. No i najważniejsze, o czym już wspomniałem – tak naprawdę bohaterom nigdy nic nie grozi.

     

    Swoją drogą, działania bohaterów to też ciężki przypadek – absolutnie nie da się zrozumieć, co nimi kieruje. Znaleźli się w obcym świecie, gdzie pewnie każdy ma w garażu pancernik Yamato, a mięso ludzi jest równie popularne jak u nas skrzydełka z KFC? Spoko, zacznijmy zatapiać i rabować ich statki. Władczynie lokalnego mocarstwa wysłały za nami flotę, bo porwaliśmy ich ulubienicę – z którą się zakumplowaliśmy do tego stopnia, że możemy razem konie kraść? Nie wyjaśniajmy sytuacji, wyrzućmy porwaną gdzieś z dala od cywilizacji i idźmy zatopić ścigającą nas flotę. Takich kretynizmów – bo inaczej tego nazwać nie można – jest tutaj sporo. O wiele za dużo, jak na mój gust.

     

    No dobra, to może strona techniczna jest dobra?

     

    ...

     

    Spoiler

    0beUd0151kha0f21rt6ia_nbekg6.gif?type=w4

     

    Nie.

     

    Strona techniczna kuleje, tak samo jak kulałby facet, któremu odcięto obie nogi. Imię Spike'a było przekręcane chyba na wszystkie możliwe sposoby, to samo z Celestią. Interpunkcja chciała załapać się do fanfika, ale wykupiła bilet na Titanica i nie przeżyła podróży. Stylistyka przypomina momentami pijacki bełkot, a rozmaitych literówek, powtórzeń i innych potknięć jest tu tyle, że można się o nie zabić. Nazwy statków/okrętów zawsze zapisujemy dużymi literami (ORP Grom), gdyż są to nazwy własne – tymczasem w fanfiku ta zasada uwzględniana jest chyba tylko wtedy, gdy ręka autora przypadkiem wcisnęła shift w czasie pisania. No i najważniejsze – dialogi zapisujemy od półpauzy albo pauzy. Nie wiem, kto ci nagadał, że dwa dywizy -- to poprawny zapis dialogowy, ale jak się dowiem, kto był taki mądry, to go śmiechem zabiję.

     

    No dobra, to chyba tyle. Fanfik oceniam na...

     

    Halo, Gandzia, a zalety?

     

    No tak, zalety. Podoba mi się koncepcja fanfika o piratach, jako że w polskim fandomie tego (jeszcze) nie widziałem. Gdyby przysiąść nad nim, zamiast pisać na hurra (na "'ARRR!"?), dopracować wątki, bohaterów i villainów, wyszedłby kawał niezłego opowiadania. Wtedy wybaczyłbym nawet fakt, że protagoniści walczą fregatą z XXI wieku z galeonami rodem z Karaibów, o ile autor zrobiłby wcześniej odpowiedni "risercz" i dorzucił bohaterom kilka innych problemów, jak choćby najbardziej prozaiczny – gdzie znaleźć więcej amunicji?

     

    I tenże tego... Jesteś pewien, że chcesz do tego dorzucać wątki religijne w takiej formie, w jakiej są teraz? Z doświadczenia wiem, że z reguły to nie jest najlepszy pomysł.

     

    Fanfik oceniam na 1+. W jakiejkolwiek skali, gdzie jedynka jest najgorszą możliwą oceną. Ten plusik za yandere smoczycę.

    • +1 6
  12. Dlaczego cumulocośtam miałby być niemożliwy do zbudowania w Equestrii, zwłaszcza w KS? Technologię do jego zbudowania ma chyba nawet serialowa Equestria. Plus tutaj nikt nie próbuje nikomu wmówić, że od włóczni do czołgów można przejść w kilka lat, także tutaj tego mrużenia oka jest znacznie mniej, o ile w ogóle jakieś jest.

     

    >marudź na błędy w worldbuildingu w KS

    >jako kontrprzykład daj fanfik, w którym worldbuilding leży i błaga o dobicie

    • +1 3
×
×
  • Utwórz nowe...