Skocz do zawartości

SolarIsEpic

Brony
  • Zawartość

    644
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez SolarIsEpic

  1. Ja osobiście chciałbym zobaczyć w serialu jakiegoś chłopaka Twi, a żeby to był Flash niekoniecznie ale zaczne od początku:

     

    Numer uno- Ludzie czy wy tym serialu Rarity ma monopol na zakochiwanie się? To jest bez sensu ! Sądze że dla odmianny inna z Mane6 powinno sobie znaleść też partnera (tak wiem niektorzy wy woleli żeby taka RD miała partnerke ale tego w serialu nie zobaczymy nawet za dziesięciokrotność lat istnienia Ziemi)

     

    Numer duo- według mnie Twi powinna mieć nieco innego chłopaka, prosze was pegaz? To by wywołało moj moralny rozgardiasz dyby przedstawiciel mojej najulubieńszej rasy związał by się bardziej stało z przedstawicielem mojej najmniej lubianej rasy a po za tym to Twily powinna mieć chłopaka bardziej...określenie "nerdowy" powinno tu pasować ale myśle o takin nerdzie który nie będzie poł dnia nawijał o jego lvl w grze typu "Dungeons and Dragons" i będzie znał słowa takie jak "pasta do zębów", "dezodorant" oraz "warzywa" i jeszcze "kąpiel" i "mydło" oraz będzie szczupły, tak taki chłopak dla Twi byłby idealny

  2. MT, jednak wolał nie ryzykować wylądowaniem na czyjejś łepetynie, więc postanowił zrobić coś co osibiście nie było jego specjalnościo, poprosić kogoś o pomoc. Jednorożec podszedł do najbliższego żołnierza i klepnął go w ramie (czyli to miejsce gdzie przednie ogi łączą się z tułowiem) i powiedział:

     

    Ty, żołnierz wiesz może gdzie jest miejsce żby poćwiczyć latanie a przy okazji się nie zabić? Widzisz mam tu takie me-cha-nieczne ustrojstwo do przetestowania, więc może mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest dość dużo miejsca.

     

    Niektóre ze słów wypowiedzianych przez MT były wymówione jak do rocznego źrebaka ponieważ jednorożec watpił w wysokość IQ żołnierza

  3. W sumie, to najbardziej w tym odcinku spodobali mi się ci sprzedawcy, zwłaszcza ten treser zwierząt, który do bólu kojarzy mi się z Kratosem, oraz steampunkowy sprzedawca lamp, który był do tego inwalidą :OOOO

    Mi też z jakiegoś powodu kojarzył się z Kratosem, może to przez tresowanie mitycznych stworów i ten czerwony znaczek na oku? (A tak z innej beczki- nie sądzicie że imię tego dwugłowego psa było nawiązaniem do imienia gościa z mitologii greckiej od którego ponoć wziął się gwiazdozbiór bliźniąt a w niektórych wersjach był on bliźniakiem syjamskim?)

     

    Co do sprzedawcy lamp to strasznie mi się spodobał, nie wiem dlaczego ale sądzę że mógłbym z nim przegadać pół dnia nad pięknem steampunkowości, a i był pegazem inwalidą, trochę mnie to wstrząsnęło to pierwszy raz (OK w odcinku z Flimem i Flamem chyba też był inwalida) kiedy zobaczyliśmy niepełnosprawnego kuca (Snowdrob jest postacią fanowską więc jej nie zaliczam) a z tym widzimy że Equestria sama w sobie nie jest aż tak różowa

     

     

    A co do samego odcinka bardzo mi się podobał (zresztą jak wszystkie) więc zwyczajowo wypisze to co mi się podobało:

     

    Spike i komiksy!- nie serio, spodobał mi się ten motyw i ten sprzedawca z którym się wymieniał, świetne

     

    Sprzedawcy!

     

    Twilight mówiąca o tym jak jej książki mają wartość sentymentalną- przypomniały mi się "Komiksy z Kaczogrodu" i skrzynia wujka Sknerusa z mnóstwem rupieci z dawnych lat, nie wiem czemu kocham takie przesłania

     

    Lampy w kształcie Discorda!- już wiemy jak Pan Chaosu zarabia, sprzedaje licencje na swoją postać by mogli tworzyć z nim książki, lampy, zabawki oraz inne wszystko, już to widzę "Discord sp. c.h.a.o.s- wyczyścimy twój portfel szybciej niż wyprzedaż na Steamie" (niech ktoś podeśle jakieś dobre logo firmy żeby żart był pełniejszy)

  4. MT miał lekką przerwę wy życiorysie, był jednocześnie szczęśliwy oraz szokowany, dopiero teraz kiedy poczuł że igły wbiły mu się w plecy pomyślał...

     

    Co ja do (cenzura) zrobiłem!?

    No nic Magictech to był twój pomysł...ale ej! Mam skrzydła!

     

    Jednorożec zamachał energicznnie skrzydłami po czym na sekundę wzleciał w powietrze po czym z głuchym walnięciem spadł na ziemie 

     

    Taaa...chyba czas nauczyć się latać

     

    Wyszedł z pracowni i szczęśliwy jak nigdy w życiu poszedł szukać lotniska...silosu...parku...gdzieś gdzie pegazy uczą się manewrów lotniczych.

  5. Bolało, było gorąco... zombiaki eh... czemu

     

    -Super, super jest ciemno...jest strasznie...super...

     

    Po ostatnim "super" strzelił we mnie potężny blady piorun który na pół sekundy rozświetlił arene, pół sekundy wystarczyło gdyż piorun dał mi kolejną moc, superszybkość.

    Świat się zatrzymał widziałem potwora oraz Kholnera, moje ciało również przyśpieszyło, wszystkie rany goiły się w rekordowym tempie, zacząłem się kręcić wokół własnej osi i rozwiewałem ciepło, światło pioruna zaczęło blaknąć. "Mam czas" pomyślałem.

    Wyciągnąłem miecz wciąż wirując i natarłem na potwora, został posiekany a Amicus wessał jego resztki a później je zdezintegrował. Połowa czasu ze światłem już się skończyła, teraz czas na jakiś genialny pomysł...Maska.

    Podbiegłem do Khornela, albo czegoś innego już sam, nie wiedziałem kto jest nim a kto nie nim...eh. Tak więc natarłem na to co/kto kolwiek było ze złotą maską, wbiłem miecz w maskę a Amicus zaczął wchłaniać moc maski i samą maskę, po tym z Amicusa wystrzeliło światło...znaczy miało wystrzelić bo z mojej perspektywy dość wolno się rozprzestrzeniał, zacząłem więc biegać w kółko dookoła areny, tak szybko że wszystko co się na niej znajdowało (wraz z Khornelem i wszystkim w czym mógł być) przeszło do czasu między czasem (czyli w tym miejscu przez które przechodzi wszystko co podróżuje w czasie), później wyciąłem Amicusem ten kawałek międzyczasu  w którym była arena i zmniejszyłem ją do rozmiarów atomu i wysłałem gdzieś w kosmos...chyba tam gdzie są szczątki Kryptonu, planety Supermena (czyli wysłałem go również w inny wymiar).

    Wtedy piorun zniknął.

  6. Nie edzie plusów i minusów...będą same plusy ale dlatego że nie umiem recenzować więć pierwszy i największy plus...

     

    :twilight2: TWILIGHT :twilight: -moja najulubieńsza, najgenialniejsza, najwspanialsza (i jeszcze więcej pozytywnych określników z NAJ na początku) po takiej przerwie w końcu dostało większą role, sprawiła się jako nauczycielka (ach... taka nauczycielka to skarp) oraz latała i teleportowała się na dość epicką odległość, nie wiem czy ktoś to zauważył ale Twily tepneła się nieco dalej niż zwykle

     

    Pinkie!- Pinkie, Pienkie... rozkradasz cały odcinek jak tylko si e pojawisz... i za to jesteś epicka

     

    Science!-  Historia Wonderbolts, wow, nauki tak wiele, wow, informacje o Equestrii takie ciekawe ,wow, epickość taka epicka wow

     

    I to by było na tyle

  7. (Wybaczcie że tak długo mnie nie było mam nadzieje że MT jeszcze żyje ale jedna rzecz: kapi chyba źle mnie zrozumiałeś tam nie miały być kolce tylko druty jak igły strzykawki, cienkie, mniej wykrwawiającej oraz chciałem żeby MT miał na klatce piersiowej specjalny przycisk do wsuwania i wysuwania igieł z osłoną żeby go nie nacisnąć przypadkiem, o tym wszystkim napisałem w innych postach)

  8. Chce się wypowiedzieć więc się wypowiadam:

    Nie umiem recenzować odcinków, wszystkie lubię, jedne mniej drugie bardziej ale lubię, z tym odcinkiem mam problem jednocześnie podobało mi się w nim ogólne zachowanie PInkie jak zawsze ale ten odcinek przyprawił mi jedną wielką niewiadomą...

     

    Maud- nie wiem czy ją lubię czy nie, ma w sobie pewne...to coś i jest lekko wyrwana z całego kucykowego kontekstu, w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy rośliny nie powinny więdnąć kiedy jest w pobliżu i jeszcze ten szok na końcu odcinka, bajki takie jak MLP przyzwyczaiły mnie że smutasy robią się później szczęśliwe, tu tak nie było za to plus ale jednak...poczułem się oszukany.

    I jeszcze jedno, kiedy Maud powiedziała to na końcu o cukierkach i Pinkie Pie to wręcz ucieszyłem się w duszy jak ona ją kocha.

     

    PS.Zapomniałbym, kiedy oglądałem wręcz chciałem krzyczeć żeby Maud w końcu się uśmiechnęła czy coś, doczekałem się...ale nie całkiem

     

    PS2.Ciekawe co to były te specjalne kamienie...

  9. Tak...naderwana dusza boli...

     

    -Taki jesteś lekko niezdrowyy Khornel, nie sądzisz że potrzebujesz nieco witaminy D? Że nie mam danonków musisz się poczęstować, wielką potęgą słońca!

    Zajaśniałem epickim blaskiem, każda moja komórka świeciła jak słońce oślepiając mojego przeciwnika i zrastając moją dusze...tak czułem się już lepiej

     

    -I jeszcze jedno, nie tak łatwo oddzielić mnie od Amicusa

     

    W tym momencie z przepaści (chyba) wyleciał mój miecz z nabitym na nim jak szaszłyk niebieskim, metalowym cosiem Khornela, metaliczny twór miotał się ale mój miecz jakby sobie z niego drwił, cały ja. W końcu mój miecz wbił się w podłogę (chyba) tym samym przyszpilając demona do posadzki (chyba).

     

    -Dzięki mały- podszedłem do metalowej ludzkiej wersji Khornela która zakrywała oczy przed moim słonecznym blaskiem, złapałem go za gardło, moje ciało po za tym że jaśniało jak słońce było równie rozgrzane, twór zaczynał się topić, w końcu na ziemi pozostała mała niebieska kałuża z której wyleciał demon który przez kontakt ze mną po prostu się spopielił, wyciągnąłem Amicusa z ziemi po czym zwróciłem się do mojego przeciwnika.

     

    -Teraz twoja kolej- skoczyłem w jego stronę, Khornel próbował się bronić ale moja jaśniejąca postać oślepiała go na tyle że właściwie nic nie mógł zrobić, klinga Amicusa zaświeciła się na niebiesko, po czym głowa Khornela odpadła od jego ciała, mimo to nadal żył, jedynie nie miał władzy nad swoim ciałem które się rozdarło na wiele atomów.

     

    -Nie bój się, dostaniesz swoje ciało kiedy już skończy się ta walka, po za tym ono nadal tu jest- Khornel nie wyglądał na zadowolonego, mimo że dekapitacja wcale nie bolała to jednak smutno jest być zombiaczą głową- wracajmy już- powiedziałem a głowa Khornela powędrowała do mojej ręki tak samo jak niebieski płyn który zmienił się w sześcian, który po paru minutach skomplikowanej walki umysłowej pozwolił mi wrócić na nasze pierwsze pole bitwy.

     

    -Ciebie tu nie chcemy- powiedziałem do sześcianu po czym wrzuciłem go w wyczarowaną szczelinę- a ciebie trzeba unieruchomić- powiedziałem do bardzo smutnej ale żywej głowy Khornela po czym wyczarowałem dla niej miłe więzienie w którym panowała bardzo wysoka temperatura, ze ścianami przez które nawet duch nie przejdzie oraz piosenkami Justina Biebera wewnątrz.

     

    To iście okrutne więzienie odłożyłem na ziemie po czym przestałem się jarzyć światłem słonecznym, patrząc na tą jakże wytrawną pułapkę.

  10. Ból, czułem straszny ból zresztą kto by nie czuł będąc zabijanym wiele razy, słyszałem Khornela, był tutaj w moim umyśle, jego pierwszy błąd.

    Ale najpierw trzeba się uwolnić czułem że moje ciało na zewnątrz jest dość uszkodzone, ale teraz liczą się myśli, to mój umysł ja tu jestem panem i nikt nie będzie mną pomiatał w MOIM UMYŚLE!

     

    Te ostatnie słowa odbiły się echem po mojej świadomości, jednocześnie z rykiem bólu uwolniłem się ze strasznej wizji, wszystko zaczęło nabierać kształtów kiedy panowałem nad moim umysłem był jak...czysty chaos, mieszaniny różnych światów, komiksy, kucyki, gry komputerowe, książki, to wszystko było w pewnym nieładzie połączone, Pinkie jadła Chmichangi z Deadpoolem, Kratos walczył w oddali z Dantem, Twilight w sercu srobionym z wielu serduszek z napisem "Best pony ever forever"...eeee, zapomnijmy o tym ostatnim.

     

    I Jeszcze Khornel, cały mój umysł próbował go zniszczyć łabska z ciemności próbowały go rozerwać, harpie próbowały go zagarnąć i wielki czerwony skrzydlaty demon z kamiennym ognistym toporem zamiast ręki lał go niemiłosiernie, chętnie bym przystał i popatrzył ale on zabrał mi jedną rzecz, a ja mam nadzieje oddać mu coś innego.

    Kiedy dostatecznie się zbliżyłem wszystko przestało atakować Khornela, harpie zabrały mu popcorn a demon zabrał jego zbroje do swojej kuźni.

     

    -Mój umysł pusty tak? Może i jestem czasem nieogarnięty, a moje zachowanie jest dziwne...ale nie jestem aż tak głupi...-moje oczy zapłonęły białym ogniem, a i bez tego było to spojrzenie pełne gniewu oraz pewnej dozy sadystycznej groźby.

    Z rozmachem uderzyłem Khornela, w powietrzu pojawiło się słowo "Awasome!" a sam Khornel wyleciał na sam koniec mojej wyobraźni, szybko się teleportowałem w miejsce gdzie wylądował, miał takiego pecha że wpadł akurat do wulkanu w Mordorze, ale szybko go przeniosłem do mnie, a pierwsze co zrobiłem do...wbicie mu ręki w klatkę piersiową, opatrzone to było zaklęciem więc zdarzenie było mało krwawe ale bardzo bolesne, z jego torsu wyjąłem Amicusa.

     

    -Witaj mój drogi, następnym razem nie daj się odebrać- miecz zadrżał i zazgrzytał jakby mówił "Jasne koleś, jeśli ktoś na mnie choćby krzywo spojrzy odetnę mu ręce do łokci", ah ten entuzjazm mieczy.

    Błyskawicznym ruchem odciąłem Khornelowi włosy, nie na łyso, nie jestem całkiem bezlitosny, jedynie "na grzybka", krótko obcięte poniżej a długo zostawione na górze, urocze.

     

    -Mam ci coś do oddania- powiedziałem Khornelowi pełnym nienawiści głosem i dosłownie wyplułem coś w rodzaju czarnej mazi na twarz mojego przeciwnika która zaczęła się w niego wchłaniać, ten cały jego chaos wrócił do niego, myślałem czy go nie wzmocni ale po odpowiednim zmodyfikowaniu powinien dostać takiego mętliku w głowie że nawet nie będzie mógł dokładnie sklecić słowa które ma więcej niż dwie litery.

     

    Pstryknąłem palcami (normalnie tego nie potrafie ale w umyśle umiem wszystko) i wróciliśmy do tego białego miejsca, obudziłem się na ziemi (znaczy chyba) i czułem że mnie boli, ale w ręku miałem Amicusa a ten ciemny chaos nie był już w moim ciele więc szybko wróciłem do zdrowia i wstałem, Khornel odarł mnie ze zbroi więc miałem na sobie jedynie jeansy, czarną koszule i buty ale Khornel był w samej bieliźnie i fryzurze na grzybka więc tak źle nie skończyłem.

    Powoli zbliżałem się do Khornela który pól siedział pół leżał na ziemi (chyba) trzymając się za szczękę w którą uderzyłem w moim umyśle, w czasie kiedy podchodziłem do niego mój czerwony płaszcz pojawił się na mnie tak samo jak okulary (tak, najnormalniejsze w świecie okulary).

    Kiedy już stałem nad Khornelem wbiłem w niego miecz, był to atak magiczny więc atak go nie uszkodził a jedynie przeszedł przez niego ale mój przeciwnik poczuł się jakby ten miecz naprawdę się przez niego przebił, trzymałem miecz przez jakiś czas w jego ciele a on zaczął słabnąc i się starzeć o wiele bardziej niż ja, jego moc nie przechodziła do mnie ani do mego miecza tylko zostawała usuwana z jego ciała, po paru sekundach Khornel był już całkiem słabym i łysiejącym staruszkiem z brodą, zdzieliłem go po głowie płazem miecza a on powrócił do swojej pierwszej formy czyli kucyka, teraz był już starym kucykiem z brodą a ja wydeklamowałem zaklęcie:

    "Ja, wiąże cię Khornelu w tej formie do czasu końca naszych zmagań" jakiś blady znak runiczny mignął w powietrzu po czym zniknął.

    -A teraz ostatnia rzecz- klasnąłem w dłonie a z ścian (chyba) wypełzły fioletowo-czarne łańcuchy które spętały szyje, tułów, róg oraz wszystkie nogi Khornela, każdy łańcuch palił mojego przeciwnika ja czysty ogień, jak ogień w jego komórkach, tkankach, kościach i szpiku, po za tym łańcuchy nie pozwalały mu regenerować jego mocy.

    Wywołałem jeszcze deszcz placków z brukselkami które spadały na Khornela po czym stałem i patrzyłem.

  11. Dorzucę jeszcze swoje dwa tokeny i powiem jak u mnie ta sytuacja wygląda:

     

    Chodzi o to że po co mówić o tym komukolwiek? Ja przynajmniej nie zamierzam nikomu mówić z paru przyczyn

    a)W moim mieście jeszcze nigdy nie było żadnego meeta więc nigdy nie miałem powodu by komuś powiedzieć żeby pójść, a zbieranie figurek nie bardzo mi odpowiada, hajs cza wydawać na komiksy, książki i gry a nie na figurki które po jakimś czasie zostaną zapomniane

    b)W szkole jestem powszechnie brany za dziwaka (nie przeklinam, lubię komiksy Marvel, czasem mam jakieś dziwne jazdy) ale raczej nikt mi z tego powodu nie dokucza a sądzę że kucyki mogły by być za dużym szokiem jednakowoż, i nie mówię tu tylko o jakiś prześladowaniach ale też o tym że ogólnikowo mam słabe nerwy a takie coś zrodziło by pewnie mnóstwo uwag

  12. Poczułem się jakby przejechał mnie traktor pełen słoni zrobionych z najcięższego metalu na świecie, próbowałem wezwać jakiegoś innego Tytana albo i moc boga olimpijskiego, ale nie mogłem ani nic przyzwać ani użyć telepatii, mogłem na szczęście nadal sterować moją zbroją myślami więc po odpowiedniej komendzie zaczęła mnie składać do kupy, ból zaczął ustępować, nie zniknął całkiem ale mogłem w miarę ustać na nogach.

    -Dzięki, Kronos teraz nie wyjdzie z Tartaru przez jakieś bilion lat, jak chcesz to dam ci papierową czapeczkę bohatera- podczas tej kwestii mój pancerz zaczął skanować  otoczenie, taaa... tu na pewno było mnóstwo miejsca, Khornel jakoś zablokował jakąkolwiek łączność z tym wymiarem a innymi...miecz, tak to jest odpowiedź, trzeba się pozbyć tego wielkiego świecącego noża do masła.

    Nastawiłem zbroje na pełną moc.Ryknąłem jakby mnie obdzierali ze skóry, na szczęście to był tylko krótkotrwały szok po tak sypkim włączeniu mocy, następnym razem trzeba będzie to włączać powoli.

    Teraz całą moją postać otaczała szkarłatna poświata, z rękawicy mojej zbroi odzielił się kawałek metalu w formie czarnej kuli po czym uformował się w srebrny miecz.

    Już miałem zaatakować ale porównałem mój miecz z mieczem mego przeciwnika, jego miecz wręcz kipiał mocą oraz magią, a mój mimo że wyglądał na kunsztowną robotę i był srebrny wyglądał jakoś nijak, czasami wzmacniałem go jakimś zaklęciem ale to było za mało, czas sprawić by ta broń stała się potężniejsza.

    Złapałem miecz obiema rękami, prawą trzymałem rękojeść miecza a lewą klingę, skupiłem umysł i blada poświata zaczęła spływać do miecza, miecz przyjmował moją osobowość, moją dusze oraz wspomnienia, każdy smutek, każde szczęście, każda łza, każdy śmiech, każdy gniew spływał teraz na miecz, opowiadałem mieczowi o swoim życiu, kierowałem w niego magię oraz wszystkie moje cechy, by stał się czymś więcej nisz rzecz by stał się...przyjacielem.

    Miecz rozbłysł światłem tak potężnym że można by je uznać za słoneczne gdyby nie to że nie dawało ciepła, kiedy światło zeszło miecz wyglądał inaczej, wciąż był srebrny ale jego trzon był czerwony a jelec oraz głowica (która wyglądała teraz jak mała galaktyka uwięziona w kuli) były czarne, u podstawy klingi można było dojrzeć znak omegi a po drugiej stronie w tym samym miejscu alfy a na samej klindze piękną czcionką wyryte było imię miecza- Amicus

    Było czuć że to już całkiem inny miecz, czułem że teraz jest silniejszy oraz potężniejszy, czułem że nawet gdyby wyrzucić go na drugi koniec wszechświata wróciłby do mnie, był teraz częścią mnie.

    -Khornel- popatrzyłem na mojego przeciwnika i uniosłem miecz- poznaj Amicusa- miecz jakby chciał zrobić dobre pierwsze wrażenie wysłał mały czerwony piorun który skakał przez chwile po klindze miecza oraz po mojej ręce jakby chciał powiedzieć "Uważaj bo gryzę".

    Skoczyłem w stronę mojego przeciwnika, nasze miecze starły się ale dzięki wzmocnieniu zbroi miałem lepszy refleks oraz koordynacje ruchową, a sam miecz jakby mnie prowadził, wspierał mnie.

    "Przyjaźń to magia" pomyślałem w tej chwili.

    Wtedy mój miecz zdał sobie sprawy że ma świetny pomysł, w chwili kiedy znowu miałem skoczyć w stronę Khornela, miecz jakby powiedział mi "traf w skrzydła", bez zbędnych pytań zaatakowałem Khornela tak samo jak przedtem ale w pół ruchu zmieniłem kierunek trafienia klingi, jedno ze skrzydeł z chaosu zostało trafione, wtedy Amicus jak odkurzacz zaczął chłonąć tą energie i przekierowywać ją do mnie, teraz sam miałem skrzydła z chaosu a mój przeciwnik spadał wprost na ziemię...znaczy chyba bo wszystko tu było białe.

    Mimo upadku Khornel szybko wstał ale ja jeszcze szybciej skrzyżowałem swój miecz z jego mieczem a Amicus zaczął pobierać energie z miecza Khornela, broń mojego rywala zaczęła rdzewieć aż w końcu obróciła się w proch a klucz do tego wymiaru był mój, więc bez dalszych ceregieli wróciłem nas na arenę z której przyszliśmy.

    Na arenie skrzydła były już niewidoczne ale wciąż je czułem, mimo to wylądowałem na ziemi a moc skrzydeł i energię z miecza Khornela wysłałem w kosmos.

     

    Amicus zmienił się w kule energii która wsiąkła w moją klatkę piersiową, "Świetne miejsca na trzymanie miecza, nie ma co" pomyślałem.

     

     

  13. Siwe włosy...nie ważne było to że byłem teraz na kolanach bo coś wybuchło mi w twarz....Siwe włosy...nie ważne że czuje się słaby i zmęczony prze to postarzeni bo...mam siwe włosy!

     

    -Możesz mnie niszczyć ile chcesz, możesz wysysać moją magie do cna ale nie wolno odbierać ci mego młodzieńczego wyglądu!

     

    Zrzuciłem czerwony płaszcz oraz srebrne rękawice i złoty wizjer, wszystkie te rzeczy zaczęły wirować po czym zmieniły się w czarne metalowe kawałki...czegoś, owe coś wciąż wirowało ale zbliżało się w moją stronę a kiedy było dość blisko zaczęło się do mnie przylepiać, owe coś było zbroją, czarnym pancerzem podobnym nieco do kombinezonów z filmu "Tron: Dziedzictwo", była tylko nieco bardziej masywna i metalowa a hełm bardziej przypominał ten który ma Iron Man, z tą różnicą że nie było na niej oczu.

    Uderzyłem pięścią o pięść a zbroja w miejscach gdzie jeden kawałek zbroi łączył się z innym zaczęły jarzyć się na czerwono, zbroja się uruchomiła a ja już wszystko doskonale widziałem, oraz czułem że zbroja wzmocniła moją siłę, wytrzymałość, sprawność, sypkość oraz energie magiczną, zbroja mogła również dać mi moc każdego super człowieka jakiego znałem...i nie tylko.

     

    Pierwsze co zrobiłem to wyczarowałem nad głową Khornela czarny portal, z portalu wypadło kryształowe berło, to samo które na początku walki usunąłem, i z potężnym grzmotem zwaliło się na głowę mojego przeciwnika, był ogłuszony więc w tym czasie musiałem powiedzieć coś "dowcipnego"...

     

    -Masz racje, czas przenieść tą walkę w jakieś rozleglejsze miejsce, i już nawet wiem gdzie, jeśli duchy ci nie przeszkadzaj to wyruszamy.

     

    ...oraz zadziałać.

    Ponownie uderzyłem pięścią o pięść, a cała arena utonęła w oślepiającym świetle.

    Kiedy światło zniknęło ukazał nam się obraz wielkiej jałowej, wulkanicznej pustyni, zamiast nieba było sklepienie z jakiegoś czarnego kamienia a wokół słychać było zawodzenie umęczonych dusz.

     

    -Witaj w Tartarze mój drogi, najgłębsze miejsce w Hadesie wręcz idealne na piknik.

     

    Teraz musiałem się skupić Profesor X, Pheonix, Mastermind, Mesmero, Loki- wszyscy oni którzy mają jakieś zdolności telepatyczne, użyłem ich mocy by zawładnąć jednym z największych umysłów w tym świecie, czułem go, zbliżał się, próbował walczyć ale moja połączona moc telepatyczna każdego super człowieka jakiego znałem oraz to że zbroja mnie wzmacniała sprawiły że szybko zaczął mnie słuchać, przybył.

     

    Olbrzym tak wielki że dorosły człowiek jest wielkości połowy jego paznokcia, małego paznokcia, król Tytanów, Kronos.

    Tytan mimo swych imponujących gabarytów nie wyglądał na całkowicie zdrowego, własnym sierpem został posiekany i wrzucony tutaj, mimo to już zdążył się nieco zregenerować, większość jego ciała była na swoim miejscu było tylko parę dziur w całej jego konstrukcji, Kronos miał bardzo bladą skórę, jego jedyny ubiorem była czarna grecka tunika, bardzo podarta zresztą, nie wyglądał całkiem jak człowiek na jego blada twarz żywo kontrastowała z całkiem czarnymi oczami oraz żyłami widocznymi na ciele, ale Tytan w żaden sposób nie był cherlawy, wyglądał słabo ale sylwetkę miał jak zawodowy kulturysta.

     

    Iście epickim skokiem wskoczyłem na ramie Kronosa.

     

    -Zmiażdż mych wrogów! - krzyknąłem a w ręce Tytana zaczął się materializować wielki sierp stworzony z czarnego metalu, nie tak potężny jak oryginał ale tej wielkości broń w rękach tak potężnego Tytana i tak była wielce niebezpieczna.

     

    Tytan zamachnął się na Khornela sierpem, ten próbował się obronić ale magiczna tarcza rozbiła się jak kieliszek, następnie Tytan podniusł lekko nieprzytomnego Khornela i zaczął go ściskać jak kukiełkę, w umyśle Tytana było zakodowane "nie zabijaj go" ale i tak na zbroi mego przeciwnika pojawiły się liczne wgniecenia oraz uszkodzenia.

  14. Oglądnąłem odcinek, że nie chce mi się rozpisywać po prostu powiem że mi się podobał i zadam parę pytań

    + za slenderpony- prawie spadłam z kanapy :D

    Nic nie widziałem... niby gdzie?

     

     - Ta scena żywcem z Cry of  Feara wyjęta.

    Nie wiem co to, nie zamierzam wiedzieć ale mimo to wytłumaczcie mi i błagam...bez filmów porównawczych, mam słabe nerwy do horrorów

  15. MT, spojrzał na swoje dzieło, w jego wyobraźni skrzydła wyglądały nieco mniej strasznie.

    <Nie mogę się teraz zatrzymać, jestem tak blisko, po za tym bez tych skrzydeł mój nowy pomysł będzie niekompletny ale z drugiej strony, ta dość koszmarna akupunktura może być niebezpieczna chyba że będę dobrze widział własne plecy...to jest myśl>

    MT telekinezą podniósł dwa duże kawałki metalu których nie użył, były wypucowane tak że można się w nich było przejrzeć, jednorożec ustawił jeden z kawałów z przodu a drugi z tył, teraz widział swój tył.

    <Może napisać list w razie gdyby coś się stało? Nie, to głupie, muszę je założyć>

    MT delikatnie podniósł całą konstrukcje i równie delikatnie włożył ją na siebie, kolce nadal były wysunięte ale kiedy ich koniuszki dotknęły pleców MT kucyk zadrżał, mimo to nadal zamierzał włożyć swoje skrzydła na grzbiet, telekinezą delikatnie korygował miejsce wbicia każdego kolca tak aby były ułożone jak najlepiej.

  16. (Taka mała informacja, ja nie mam hełmu, ale powiedzmy że mnie zraniłeś, i ot teraz będę czynności pisał normalnie a moje słowa od myślnika, proszę)

     

    Bolało...jak diabli, i jeszcze ten portal...zakładam że nie wyjdą z niego pluszowe króliczki...Okej...czasem trzeba powiedzieć koniec żartów i pójść na całość.

    Uwolniłem opancerzoną rękę i przybliżyłem ją do swojej skroni, rękawice zaczęła absorbować resztkę mechanizmu który sprawiał byłem normalny, po absorpcji na prawej części mojej głowy został mały kawałek mechanizmu, oraz zatyczki do uszu, tylko lewa półkula mojego mózgu myślała normalnie druga...wręcz przeciwnie.

    Pozwoliłem działać tej drugiej półkuli, mimo to w mojej podświadomości pozostał komunikat "Nie zabić".

    Odrzuciłem od siebie demona z taką siłą że uderzył w sufit, zanim zdążył opaść podskoczyłem i razem z nim wróciłem na ziemie porządnie go przygniatając, podczas lotu demon zdążył mnie zaatakować w ramię, ale nie przejąłem się tym zbytnio tylko zerwałem wizjer z moich oczu które okazały się świecić jak dwa małe słońca.

     

    -Nie wolno bić Bat- zadrapałem go pazurami nietoperza- Solar- moje oczy rozbłysły i na jakiś czas oślepiły bestie- Hulka!- uderzyłem demona dwiema pięściami na raz.

     

    Dalej to już było najniesamowitsze combo świata- lałem demona z lewej i prawej co jakiś czas sprawiając żeby tracił równowagę potężnym machnięciem skrzydeł oraz oślepiałem go rozbłyskami światła, a wszystkie ataki jakie demon zadał blokowała latająca wokół mnie srebrna tarcza która przedtem była rękawicą, demon jednak nie wyglądał na zmęczonego, ale plan  zakładał wepchnięcie go do portalu, byłem już bardzo blisko wystarczyły dwa porządne ciosy.

    Pierwszy- tarcza która do tej pory latała wokół mnie zmieniła się w futurystyczną srebrną strzelbę, której wystrzał odepchnął potwora dość mocno

    Drugi- podniosłem z ziemi losowy kamień który zaczął świecić jakimiś tajemniczymi runami które się na nim pojawiły, kamień rozgniotłem i "wessałem" jego magiczną aurę.

     

    -Fus Ro DAH!

     

    Krzyk odepchnął stwora prosto do portalu, po tym walnąłem w ziemię w taki sposób by mój przeciwnik na moment stracił panowanie nad swoim portalem, kiedy to się stało zmieniłem jego współrzędne, mimo że demony z tamtego świata widziały nasz wymiar tak na prawdę będą podróżować na drugi koniec ich świata...gdziekolwiek to jest.

    Zamierzałem jeszcze zaatakować Khornela, ale wtedy dopadła mnie straszna migrena, pozbycie się urządzenia i przekazanie sterowania tej mniej normalnej części mojego mózgu nie było całkowicie dobrym pomysłem, klasnąłem w dłonie a w jednej z nich pojawiła się srebrna kulka która zaczęła wchłaniać wszystkie przemiany których się poddałem, cząsteczki Pyma, promienie gamma, nawet zamiana w nietoperza zaczęła ustępować, kula również sprawiła że wszystkie szkody na moim ubraniu zaczęły znikać, więc na końcu wyglądałem właściwie jak na początku walki, wizjer, srebrne rękawice i płaszcz, wróciły na swoje miejsce, kule zniknąłem tak na wszelkie co jakby była jeszcze potrzebna.

  17. MT wciąż ciężko pracował nad skrzydłami, był już nieco zmęczony a to zrealizowania miał kolejny szalony plan jednak jednorożec już wymyślił sobie grafik zadań:

    1.Dokończyć skrzydła i przetestować (w razie błędów poprawić to co nie wyszło)

    2.Nauczyć się podstaw latania w teorii jak i w praktyce.

    3.Przespać się przynajmniej pół godziny.

    4.Poprosić Solid Boxa o potrzebne materiały.

    5.Może poprosić Reborna i Thermala o pomoc (może)

    6.Stworzyć szalony plan.

  18. Kiedy buchnął ogień moje futro lekko się osmaliło a mój płaszcz lekko spłonął, lecz jeśli chodzi o poparzenia nie poczułem prawie nic gdyż "zhulkowanie" dodało mi dodatkowej odporności, pierwsze co jednak zrobiłem to pozbycie się ognia, tu wystarczyło jedynie wzlecieć i mocno zamachać skrzydłami co zdmuchnęło ogień jak świeczkę.

    -Tak się bawisz...no cóż wspomóżmy się w takim razie specyfikiem Hanka Pyma.

     

    Machnąłem tak jakbym chciał coś rozdrapać i rzeczywiście "rozdrapałem" dziurę do innego wymiaru, tego samego skąd pożyczyłem Destroyera i puszkę promieni gamma.

    Sięgnąłem ręką w wymiar i wyciągnąłem małą fiolkę z jakimś dziwnym płynem, fiolkę rozbiłem o ziemie wtedy też ciecz zmieniła się w gaz który zaraz wsiąkł w moje ciało, wtedy zaczęła się kolejna przemiana.

    Zacząłem rosnąć, nie stawałem się większy jak w przypadku promieni gamma, po prostu rosłem, kiedy cząsteczki Hanka Pyma (znanego również jako Ant-Man, Giant man i Yellow Jacket) przestały działać byłem już tak wielki że mój przeciwnik zmieścił by mi się w dłoni.

    -O jak miło...krasnalek

     

    Lewą ręką dotknąłem prawej (czyli tej na której była srebrna rękawica), wtedy ręka prawa zaświeciła się na chwilę, a rękawica zyskała energie magnetyczną która zaraz zaczęła przyciągać mojego obkutego w zbroje przeciwnika, kiedy znalazł się na mojej ręce błyskawicznie przykułem go do ziemi, choć powiedzenie "wgniotłem było by bardziej na miejscu, i jednocześnie odlepiając się od niego wymówiłem zaklęcie które sprawiło że spętały go liny z ciemnej energii, które jednocześnie wysysały z niego energie, jego zbroja zaczęła rdzewieć a siły opuszczać, oczywiście liny miały zniknąć kiedy będzie wystarczająco osłabiony.

  19. Dźwięk który wydał mój przeciwnik był na tyle intensywny że straciłem przytomność, na szczęście obudziłem się na tyle szybko że nie zdążyłem się nadziać na miecz, niestety mój czerwony płaszcz został przedziurawiony...smutno. Tak więc odleciałem za nim spadłem na ostrze Khornela, i wylądowałem parę metrów dalej, machnąłem ręką obok mojego hełmu który może nie okrył całych uszu ale kawałek kasku stworzył pewne futurystyczne zatyczki do uszy, zatyczki miały na celu wykrywać dźwięki które mogłyby mi zaszkodzić i je blokować, inne dźwięki słyszałem, następne co zrobiłem to zdjąłem nadmiar mojego hełmu, zatyczki zostały a za uszami resztki hełmu nadal sprawiały że miałem własną świadomość, a to się przyda jeśli wsiąść pod uwagę to co zamierzałem zrobić, to co zdjąłem z hełmu zmieniło się w jedną srebrną, metalową rękawice na prawej ręce.

     

    -Okej Khornel...czas na rock'n roll!- to powiedziawszy zabrałem w rękę trochę ziemi  która zmieniła się w puszkę ze znakiem radioaktywności i znakiem "gamma", kolejny gadżet wyciągnięty z wymiary komiksów.

    Puszkę otworzyłem i zaraz otoczyło mnie zielone światło które jakby wchłaniałem, całe widowisko trwało parę sekund po czym wyrzuciłem za siebie już pustą puszkę a wtedy zaczęła się kolejna przemiana.

    Całe moje ciało z sekundy na sekundę stawało się coraz bardziej muskularna, nawet skrzydła stawały się większe na tyle by udźwignąć mój nowy ciężar, a oczy które przedtem były niebieski zajarzyły się zielenią a futro wcześniej brązowe też nabrało bardziej zielonawego odcieniu, czarna koszula poszła w strzępy tak samo jak buty, jeansy tylko trochę się popruły a w miarę elastyczny płaszcz wciąż wyglądał w miarę przyzwoicie choć i on miał parę dziur po przemianie, za to wizjer na moich oczach jakby powiększał się razem ze mną, ah ta magia.

     

    -Solar-bat-hulk miażdży!- krzyknąłem trochę bez sensu gdyż resztki hełmu na mojej głowie sprawiały że mój rozum był taki sam jak przed przemianą więc mogłem zachować moją dawną elokwencje.

     

    Postanowiłem zacząć bardziej klasycznie, znaczy się- swój atak zacząłem uderzeniem w ziemie przez co mój przeciwnik wzleciał w powietrze, po czym sam poleciałem w górę i pikując sprawiłem że mój przeciwnik ze mną na twarzy (dosłownie) spadł na ziemie gdzie zacząłem, za przeproszeniem, lać go niemiłosiernie i odrywając losowe części jego zbroi.

  20. To było...odpowiednio ponaglające.Stałem sobie sprawę że jak tak dalej pójdzie to Niszczyciel wróci do Asgardu w kawałkach...a lepiej nie denerwować Odyna.

    -Niszczycielu wracaj do swej krainy.

    Cały niszczyciel jak i jego odrąbana ręka zmieniła się w światło i zniknęła w nicości, ale teraz trzeba przejąć się innym zagrożeniem, znikąd postaci w którą zmienił się Khornel nie znałem ale wyglądała jakby była z jakiejś gry RPG...przynajmniej tak myślę .

    -Jak masz ochotę powalczyć z bliska... to czemu nie.

    Wbiłem swój srebrny miecz w ziemię z którejś jakimś cudem wyleciały owocowe nietoperze wampiry, które zaraz potraktowałem promieniem energii który nie wyrządził im widocznie żadnej szkody, promień wrócił do mnie a ja błyskawicznie zmieniłem miecz na srebrny kask który mógł mnie chronić przed różnego rodzaju zaklęciami psychicznymi, na sam hełm rzuciłem czar żebym tylko ja mógł go zdjąć.

    Wtedy zaczęła się przemiana, przemiana z własnej woli więc nie była bolesna jedynie czułem lekkie mrowienie na plecach gdzie zaraz wyrosły skórzaste skrzydła, później pazury na rękach i nogach, kły i cały pakiet...i niestety futro, ale hełm sprawił że miałem własną świadomość
    . Mimo że żywiłem się tylko sokiem z jabłek byłem i tak silniejszy, szybszy, sprawniejszy a moje zmysły były o wiele leprze, po mimo wzroku który w nietoperzowaj formie się pogarsza ale wizjer który nadal miałem na oczach sprawiał że widziałem tak samo dobrze.

    Potarłem dłoń o dłoń i w mojej ręce pojawił się mechanizm wyglądający jak srebrny robak z czarną dziurą na tyle i małymi odnóżami.

     

    Błyskawicznie podleciałem do przeciwnika i nim się obejrzał przyczepiłem robaka do skrzydła mojego przeciwnika, mechanizm który był mini silnikiem odrzutowym podniósł Khornela na dość dużą wysokość i zanim mechanizm się wyłączył rzuciłem jedno małe zaklęcie na ziemie w miejscu gdzie mój przeciwnik spadnie, kiedy mechanizm się wyłączył Khornel spadł na ziemie która zachowywała się bardziej jak maź w którą mój przeciwnik zaczął się zapadać, podleciałem pod sufit areny a wtedy miejsce w które spadł Khornel znowu zdobyło swój poprzedni stan i uwięziło go tak że tylko głowa wystawała, no i koniuszek tego skrzydła.

  21. Patrzyłem na deszcz oraz drzewa i krzewy, Niszczyciel nieco przyrdzewiał od tego widocznie magicznego deszczu.

    -Dobrze,ale nie zbyt dobrze.

     

    Uniosłem miecz i w powietrzu pojawiła się wielka oliwiarka która zaczęła oliwić Niszczyciela, następnie pojawiła się wielka puszka farby które zgodnie z opisem powinna chronić metal przed rdzewieniem, puszka się przechyliła i wylała swoją zawartość na Niszczyciela który tylko strząsnął z siebie parę pnącz.

     

    -Okej...a teraz niszczycielu pokaż swą moc, podnieś przyłbice i spal mych wrogów.

    Mówiąc to cały czas trzymałem miecz uniesiony ale tylko dla lepszego efektu tej wypowiedzi.

    Niszczyciel posłusznie podniósł przyłbice pot którą nie było żadnej twarzy, a wnętrze przyłbicy oraz korpus Niszczyciela zaczęły się jarzyć ogniem i nim ktoś zdołał by powiedzieć "Mjolnir" zbroja plunęła ogniem w stronę lasu paląc go w tempie iście ekspresowym, płomienie były tak silne że deszcz który padał jedynie parował bo zetknięciu z ognistym płomieniem oraz samym Niszcycielem, mnie chroniła stworzona naprędce tarcza przeciw ogniowa ale cały las w parę sekund obrócił się w zgliszcza.

     

    Po tym małym spektaklu Niszczyciel zamknął swą przyłbice i znów powoli ale nie ubłagalnie szedł w stronę Khornela.

×
×
  • Utwórz nowe...