Skocz do zawartości

SolarIsEpic

Brony
  • Zawartość

    644
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez SolarIsEpic

  1. Dorzucę swoje 5-groszy:

     

    Generacja 1- Za małolata uwielbiałem tą serie! Prawda postacie kucyków był kiepskie ale ci antagoniści albo postacie poboczne- dobrze pamiętam Pechowca, Skalnego Psa, te małe włochate cosie, Świnie która zmieniała wszystko w szkło 0-0, tego barana którego chyba się nawet trochę bałem, Lawowego Króla oraz mojego ulubionego antagonistę kiedy byłem mały Klajstra (tak wiem że on się nazywał chyba Smulgr w originale ale nieskończenie podobała mi się nazwa Klajster, tak więc będę jej używał wiecznie).

     

    Z postaci które jeszcze pamiętam ale niekoniecznie był antagonistą pamiętam Chciwego Trolla (to chyba był troll) w tym odcinku z magicznymi monetami...

    Matku w G1 chyba codziennie przeżywano koniec świata!

     

    Generacji 2 nie oglądałem nie wiem czy to dlatego że nie było jej na żadnym kanale (tak apropo G1 oglądałem tylko na kasetach) czy może dlatego że wtedy istniały dla mnie kreskówki z Batmanem, Spider-Man'em, Sonic'kiem, Kaczkami, Benem 10 i innymi epickimi postaciami...Ehhh te czasy kiedy -Przepraszamy za przerwanie, nastąpił atak Nostalgii-

     

    Co do G3...to leciało kiedyś na MiniMini i pamiętam że raz półuchem usłyszałem taki oto cytat (nie pamiętam go za dobrze więc mogą być w nim błędy) "Działanie razem jest dobre a mieszanie cytryn,marchewki i czekolady jest złe" ( :despair:). G3.5 nie widziałem i na małym skrawku gdzie było to zaprezentowane...Mamusi nie chce... I pozwólmy Scootalu zapomnieć o jej przodkach...brrrr

  2. -Wybacz mi ale Solar uwielbia grzebać w innych światach, przyzywa z nich rzeczy, moce osoby ale nigdy nie sprawia że muszą go słuchać, głupiec.

    Affictio spjrzał na lecące w jego stronę cieniste sztylety oraz białe iskry, jakby znudzony wbił swój mieczo-kostur w ziemię, wtedy woda z basenu na arenie podniosła się i zaczęła go okrążać, wyszeptał zaklęcie a woda zrobiła się szkarłatnoczerwona. Kiedy kolce uderzyły w ścianę wody rozbłyneły się i stały się częścią czerwonego tornada, które stało się niższe żeby białe iskry miały łatwy dostęp do Affictio. Iskry poleciały w stronę mojego złego alter-ego który wydłużył swoją czarną rękę ze szponami i dotknął nią kręgu czerwonej wody wokół niego. Jak poprzednio ręka odpadła a jej miejsce zajęła nowa, ta pierwsza ręka została wessana w wodę wiru i tam się rozbłyneła, kiedy iskry były nad kołem trzy czarno-purpurowe ręce z cieczy z niezwykłą szybkością złapały je, wtedy Affictio wskazał swoim kosturem na Linnre'a a wir czerwonej wody po którym teraz przeskakiwały czarne iskry rzucił się na mojego przeciwnika zmieniając się w wielkiego niekształtnego golema z wody. Golem rzucił się na Linnre'a podtapiając go i roztapiając mu kostur, zaś czarne iskry przeskoczyły na dym którym mój przeciwnik oddychał by każdy jego oddech odbierał mu siły. Golem zmienił się w małe wodne tornado które owinęło się w okuł mojego przeciwnika jak kaftan bezpieczeństwa, dym którym oddychał na dal iskrzył na czarno a kostur był małą kałużą. Wtedy po arenie przeszedł bardzo mocny wstrząs.

    -O! Już dotarli!- Affictio spojrzał na spętanego Linnre'a i uśmiechnął się kpiąco- Co do przywoływania istot...Zastanawiałeś się dlaczego Solar wbił swój miecz w ziemię? Swojego ukochanego "Amicusa"? Przyjaciela? Ten głupiec zbierał nim moc, widzisz te kule energii? Z nich pobierał siłę do przyzwania tak potężnych istot, ale bał się je przyzwać więc to ja musiałem to zrobić, mogli przybyć od razu ale musiałem zmarnować czas żeby ten cały Deadpool mógł wrócić.

    W tym momencie przeszedł kolejny wstrząs a w podłodze obok Affictio pojawiła się szczelina z której wyszedł Deadpool. Antybohater nie wyglądał dobrze, czarno-czerwony kostium był podarty w kilku miejscach, nawet w takim gdzie znajdowała się pewna tylna część ciała, szybko można było zauważyć brak maski przez co widać było bardzo oszpeconą twarz, uwagę przykuwało to że Deadpool trzymał w swojej lewej ręce...prawą rękę, ta zaś trzymała jeden z mieczy, drugi był w pochwie na plecach antybochatera. Pistolety przepadły. W miejscu gdzie powinna być prawa ręka był krwawiący kikut tuż przy ramieniu.

    -O! Witam was wszystkich, gdzie Solar? Nie ważne muszę teraz zrobić jedną rzecz- antybohater poruszył gwałtownie swoją lewą ręką przez co wypuściła ona katanę, później za pomocą ust pobawił się palcami prawej ręki żeby pokazywała "najbardziej międzynarodowy gest" i wyciągnął prawą rękę trzymając ją  w lewej ręce w stronę uwięzionego Linnre'a.

    -Ty pacanie! Gdyby nie to że moje kochana Śmierć mnie usłyszała pewnie bym już....eee, nie mogę umrzeć więc...BYŁBYM ROZPAĆKANY! I to ostro

    -Dedpool- Affictio westchnął- toleruje cię tylko dlatego że Solar mi kazał więc przestań się wygłupiać i daj tą rękę na swoje miejsce

    -A no tak, wybacz- Deadpool zbliżył swoją prawą rękę do kikuta, obie te części zaraz się zrosły- A mogę dostać nowe ubranie to jest trochę zbyt przewiewne
    -Dobrze- Affictio walnął się twarzą w czoło- ale najpierw jedna rzecz...

    W jednej chwili na szpetnej twarzy anty-herosa zabrakło ust, zszokowany Deadpool wygrażał Affictio pięściami po czym odpuściła. Po oddaniu Deadpoolowi broni oraz nowego kostiumu moje alter-ego odwróciło się w stronę Linnre'a, Deadpool tym czasem próbował obciąć sobie paznokcie mieczem.

    -Tak więc skoro tego typka mamy za sobą czas na przedstawienie pierwszej ligi- ziemia potężnie zadrżała a ze szczeliny wyszło pięć dziwnych postaci na czterech dziwnych koniach. Trzy postacie ustawiły się na za Affictio, a dwie na jednym koniu dokładnie za jego plecami a dwie po prawej i lewej stronie tego pierwszego, czwarta postać zaś ustawiła się obok Affictio który zaraz się odsunął o mały kroczek.

    -Tak więc poznaj moich nowych przyjaciół. Ten za mną to Wojna...

    Jeździec dokładnie za moim alter-ego dosiadał wielkiego purpurowego rumaka który na ciele miał wiele zadrapań, w jego bok była wbita strzała a jego grzywa i ogon płonęły, koń miał na sobie kolczastą zbroję z czarnego metalu do której były przyczepione dwie halabardy oraz działka obrotowe, koń wyglądał na groźnego i dzikiego. Jego jeździec na różnił się bardzo od konia, był wielkim muskularnym brodatym męzczyzną, który jedno oko miał zakryte przepaską a drugie było pustym oczodołem z ognistą kulą zamiast gałki ocznej, jeździec obładowany był różną bronią, od kijów baseballowych przez miecze i różnego typu broń palną na II-go Wojennej mini-bombie atomowej przypiętej do pleców łańcuchami skończywszy. Jeździec był równie poraniony jak i koń a jego tors osłaniała kamizelka kuloodporna, po za tym był ubrany w wojskowe spodnie i potężne glany zaś jego głowę zakrywała czarna chusta.

    -Ten po jego lewej to Zaraza

    Jeździec po lewej wyglądał bardzo niezdrowo, jego ubranie składające się z czarnego kitla lekarskiego, starych czarnych butów oraz wyjątkowo niezadbanych spodni w tym samym kolorze było całe pokrwawione, patrząc na twarz jeźdźca można by uznać że cierpi on na każdą chorobę świata, były na niej przeróżne krosty, opryszczki oraz ospy, jednak tej twarzy nie można było oglądać długo gdyż z juków na swoim koniu wyciągnął lewą ręką w czarnej rękawiczce maskę jaką nosili kiedyś medycy oraz kapelusz i gogle które zaraz założył na twarz i głowę. Wszystko robił lewą ręką ponieważ na prawej ręce była dziwna rękawica ze strzykawkami usadzonymi na czterech palcach jeźdźca (tylko na kciuku nie było strzykawki), w miejscu nadgarstka na wierzchu dłoni były dwie ludy które z tyłu łączyły się z dwiema rurami które szły po ręce Zarazy i kończyły się uczepione jego pleców. Koń jeźdźca również nie wyglądał najlepiej. Był przykryty czarną płachtą, mniejsza czarna płachta zakrywała mu łeb, oczy konia były zakryte jakimiś końskimi goglami tak że widać było jedynie kopyta, uszy pysk w którym było wiele żółtych zębów. Koń przez większość czasu zwieszał głowę jakby brakowało mu sił, jednak można było poczuć że koń jak i jeździec nie są zmęczeni ani tym bardziej chorzy.

    -Po prawej Wojny widzisz Głód...

     

    Ten jeździec również nie wyglądał na głodnego jednak był przeraźliwie chudy, był prawie szkieletem oblepionym skórą, jego głowa była straszna, blada a właściwie biała twarz oraz całkowity brak włosów, co jednak najbardziej się rzucało w oczy to wygłodniałe oczy, brak uszu oraz zaszyte usta. Jeździec był ubrany w stare łachy które w czasach swojej świetności były chyba ubraniem kucharza. W prawej ręce dzierżył tasak a dookoła niego latała oraz siadała na nim i na jego koniu szarańcza. Koń był szary oraz równie wychudzony jak jego jeździec miał równie wygłodniały wzrok jego grzywa była szczątkowa, a usta były zaszyte. Szarańcza cały czas go drażniła więc cały czas chaotycznie machał głową.

     

    -A obok mnie...widzisz samą Śmierć- w tym momencie Deadpool wstał i wydał coś pokroju "Mhm"? na co Affictio tylko odpowiedział- Nie to nie śmierć z twojego świata, ta jest nim

     

    O Śmierci nie można było zbyt wiele powiedzieć, była przykryta całkowicie czarnym płaszczem, nawet miała rękawiczki żeby nie było widać jej dłoni. Koń za to był znacznie bardziej widoczny, był czarny a jego oczy były białe, bez źrenic i tęczówek. Po całym ciele konia przechodziły zielonkawe żyły a kopyta były owiane zielonkawym dymem a grzywa i ogon były zielonkawym dymem, co było przerażające to to że koń co jakiś czas zmieniał się albo w gnijące ciało albo w czysty lub częściowo okryty tkanką miękką szkielet, jednak były to tylko krótkie migawki.

     

    -Za Śmiercią widzisz jego towarzyszkę. Otchłań.

     

    Otchłań jako jedyna była kobietą. Siedziała za Śmiercią bo damsku z obiema nogami na boku konia. O niej też nie było można było wiele powiedzieć, jej twarz była skryta z długimi czarnymi włosami, widać było tylko blade ręce i równie blade stopy których nie okrywała długa biała prosta suknia. Jednak w Otchłani było coś niepokojącego. Kawałki szaty śmierci jak i dym z grzywy i ogona jego konia leciał delikatnie w jej stronę.

     

    -Teraz jak przedstawiłem ci wszystkich Jeźdźców Apokalipsy pozwól że na chwilę znikną- Affictio machnął ręką a wszyscy Jeźdźcy rozpłynęli się. Jednak ich złowrogą obecność nadal było czuć...

     

    Tym czasem Deadpool próbował jeść nie wiadomo skąd zabraną chimichangę i próbował zjeść ją bez ust.

     

    -Teraz ty Linnre


     

  3. Ja tam nie zwracałem uwagi na głos pani burmistrz. Ale dubbing przedni, miły dla ucha i niech ocet zaleje piosenki są świetne, w odpowiednim stylu, tylko trochę szkoda że basowy głos Fluttershy nie jest taki sam jak za pierwszym razem.

     

    I jeszcze jedno- ten gościu z brodą. On jest na kimś wzorowany czy nie? Pytam się bo odniosłem dziwne wrażenie że to bardzo możliwe, po za tym wydaje mi się że co 2-gi kucyk z brodą w tym filmie jest na kimś wzorowany.

     

    PS.Ciekawe czy w sezonie 5 w tle przewinie się klacz z brodą :crazytwi:

  4. Taaa...Dlaczego MiniMini nie może dawać urywków odcinków i tłumaczyć że to jest o kucykach w magicznej krainie itd.? Nie, oni muszą z urywkami dawać własne teksty pisane na spłuczce i dają własny dubbing...zuo!

     

    I ta Twilight na końcu- bez skrzydeł i z tak dziwnie przymrużonymi oczami... :notsure: E nie to . :facehoof:

  5. Karczma dla wojowników to ciekawy pomysł i zapewne przy okazji oficjalnego rozpoczęcia pierwszych pojedynków turniejowych coś takiego powstanie. Omówię to jeszcze z Alexsuzem.

     

    Ekhem, jeśli to nie problem chciałbym się spytać co z tą karczmą. Pomysł bardzo mi się podoba, mogło by to być takie mini RPG bez widocznego początku i końca

  6. Corps który przez większość czasu był pogrążony w "rozmowie" z książką zwrócił uwagę na fioletowy rozbłysk, potem był ten wielki...coś

     

    -Ehh...Tak, robi się niebezpiecznie...wybaczcie jeśli obecność mojego kolegi was przestraszy- Corpse wyciągnął za pomocą telekinezy zza płaszcza czerwony kryształ który położył na ziemi, szybko wypowiedział zaklęcie. Kamień rozbłysł i teraz był w napierśniku umarłego odzianego w ciemnoczerwoną zbroję oraz hełmem w kształcie czaszki smoka tego samego koloru. Ożywieniec miał na plecach potężny miecz.

     

    -Bądź czujny- Corpse rozkazał nieumarłemu który tylko skinął głową

  7. -Oj wybacz ale to nie był przywołaniec, żaden zombi ani demon. To był super...eee, wróć. Antybohater. Z komiksu. Ściągnąłem go z wymiaru komiksu, właściwie mogłem rzucić na niego zaklęcie żeby był mi posłuszny ale to by było nie w porządku, gdybyś wiedział co zrobili mu w ramach programu "Broń X"...miał ciężki żywot...No ale na razie go wysłałeś niewiadomo gdzie czego...nie przemyślałem no nic widzę że potrzebuje nieco...hmmm...innych metod do walki nie chce tego robić ale cóż...

     

    Pierwsze co zrobiłem to usunięcie z siebie Wiedźmińskiego wzmocnienia, szybko zmieniłem ją w zwykłą energię którą wysłałem do nadal wbitego w ziemię miecza, mój wygląd wrócił do normy

     

    -Tak w białych włosach nie jest mi dobrze- uśmiechnąłem się smutno- naprawdę nie chce tego robić...eh- wyciągnąłem z kieszeni monetę, jedna jej strona była piękna, srebrna zdobiona oraz błyszcząca, zaś druga była czarna, jakby z obsydianu jednak ta ciemna strona wyglądała jak ledwo przeźroczysty hologram, czasem była nawet niewidoczna.

     

    Rzuciłem monetę w powietrze i krzyknąłem "Uwalniam cię Affictio!". Kiedy moneta byłą w najwyższym miejscu do jakiego mogłem dorzucić błysnęła ciemnością, kiedy spadała można było zauważyć że teraz to srebrna strona jest ledwo widoczna a czarna strona była widoczna tak dobrze jak przedtem srebrna. Kiedy spadła prosto w moją dłoń promień ciemnej energii uderzył we mnie tak że nie można było mnie zobaczyć. Zaś kiedy promień zniknął:

     

    -Słaby potrzebował pomocy od potężnego? Witaj głupcze który zechciałeś walczyć ze mną, choć oczywiście początkowo myślałeś że zmierzysz się z tym nieudacznikiem ale cóż...Jestem Affictio co z tego co wiem można przetłumaczyć na cierpienie...a to właśnie będzie twój najmniejszy problem gdy z tobą skończę!

     

    Postać która w żaden sposób już nie była mną a moim mrocznym odpiciem wyglądała nieco inaczej. Jej włosy zamiast być brązowe były czarne jak węgiel, jego skóra była bardzo blada. Jedno oko złowieszczego sobowtóra było zakryte szkarłatną soczewką która była częścią jakiejś połowicznej maski-hełmu zrobionego z czegoś co przypominało miedź albo brąz, zaś drugie oko było całe czarne jakby składało się z samej źrenicy, dodatkowo przez to czarne oko przechodziła różowawa blizna która zaczynała się na czole przechodziła przez czarne (lewe) oko i kończyła się... właściwie niewiadomo gdzie ponieważ blizna ciągnęła się prze policzek i szyje po czym znikała za czarnym techno-pancerzem okrywającym tułów oraz całą prawą rękę, co do lewej pancerz okrywał tylko bark przez co było widać całą rękę która miała czarną skórą jak u płaza, była też nieco chudsza i dłuższa od zwykłej ręki a dłoń miała pięć długich placów z przerażającymi kościanymi szponami. Na tle tego wszystkiego nogi wcale nie wyglądały mniej dziwacznie. Pas mojego mrocznego alter ego był żelazny i miał wprawiony ciemnofioletowy kryształ dalej były dwie mechaniczne nogi które były zakrzywione tak jak u jakiegoś dzikiego zwierzęcia prze co wydawał się wyższy a zakończone były czymś w rodzaju kopyt z ciemnofioletowej energii której iskry czasem przechodziły po mechanicznych kończynach.

     

    -Tak więc...stój spokojne- Affictio wyprostował swoją lewą czarną rękę ze szponami która wystrzeliła w stronę Linnre'a wydłużając się i przechodząc przez jego klatkę piersiową a następnie uderzając i przyczepiając się do kamiennej ściany za moim przeciwnikiem. Moje alter-ego szybko szarpnęło lewą ręką do tyłu co sprawiło że została oderwana od ramienia, jednak na miejsce oderwanej kończyny szybko wyrosła nowa a z krwawiącego na czarno końca ręki która przebiła (o dziwo nadal żyjącego) Linnre'a wyrosła taka sama dłoń z pazurami jak ta która wszczepiła się w ścianę za moim przeciwnikiem. Dłoń zaczęła lecieć dookoła przeciwnika owijając go po czym chwyciła go za twarz.

     

    -Chętnie bym cię starł na proch ale że jestem tu za zgodą Solara mam pewne...ograniczenia, ale musiałem tu się zjawić, on jest za słaby żeby zrobić to co teraz zamierzam.

     

    Spokojnym, wręcz spacerowym krokiem Affictio podszedł do wbitego w ziemię miecza, który jednak już nie był mieczem, teraz był długim jak u miecza dwuręcznego czarnym ostrzem na długim ciemnofioletowym metalowym kiju z czarnym aksamitem który owijał dużą część środka metalowego kija by wygodnie się go trzymało. Tak jak przedtem z mieczem kostur był wbity ostrzem w ziemię, ostrze było gładkie nic na nim nie było wygrawerowane jak w przypadku "Amicusa". Affictio wyciągnął kostur z ziemi, kiedy tylko dotknął kostura jakaś dziwna energia wstrząsnęła ziemią a ostrze kostura rozbłysło.

     

    -Tak więc, kiedy Solar wbił tu miecz to zbierał energię by wezwać pewne potężne istoty, ale że ten jego przyjaciel którego gdzieś wysłałeś musi być przywrócony do naszego świata trochę się spóźnią. Tak więc twoja kolej słabeuszu.

  8. Peter lekko spóźnił się na obiad z paru powodów:

    1.Steve o mało nie wszedł w środku nocy komuś z jego klasy do skarpetki więc po nocy musiał go ganiać przez co miał dziś lekko spóźnione reakcje co do większości rzeczy

    2.Bujał jak zawsze w obłokach

    3.Licytował się z Fredem i Georgem o kupno czegoś co nazywało się "Bombonierki Lesera", mówił że to tylko prototyp i to sprawiający że ktoś jest chory a on ie lubił wymiotować, krwawić lub mieć ostrą gorączkę nawet jeśli chwilowo, ostatecznie po nieco niższej cenie niż początkowa kupił "Omdlejki Grylażowe" które wydały mu się najmniej niebezpieczne i miał zamiar wypróbować je na lekcji Umbridge ale uznał że to za duże ryzyko więc wyrzucił cukierek.

     

    Tak więc przeklinając się w duchu że wydał pieniądze na nic wszedł do wielkiej sali lekko spóźniony gdzie zobaczył Leifa i Lune bez większego zastanawianie się usiadł obok starszego kolegi przywitał się z nim i z Luną i łapczywie pożerając wszelkie mięsiwa (z Stevem na ramieniu) opowiedział o tym co pewnie stanie się tematem dnia "Lekcje Umbridge"

     

    -Ona jest zła. Błagam! Lubie czytać niektóre podręczniki ale na lekcjach obrony przed czarną magią powinniśmy się uczyć...nie wiem obrony przed czarną magią? Aha i czy ktoś jeszcze po za mną zauważył brak Hagrida? Mojego ulubionego nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami? Nie że pani Grubbly Plank źle uczy, ale lubiłem Sklątki Tylnowybuchowe- po tej wypowiedzi zaczął zajadać swój stek z ziemniakami

  9. Peter objadał się na dobre, kiedy uczta się zakończyła Dumbledore miał mówić ale przerwała mu to różowe babsko, wpierw starał się słuchać ale kiedy zdał sobie sprawę że to czysto polityczne bujdy zaczął się zastanawiać co Weasley'owie będą sprzedawać w tym roku. Po uczcie wstał ze stołu oparł się o ścianę i czekał aż wszyscy wyjdą.

  10. -Mnie? Za dużo czasu? Nie chciałem tylko żeby oczy mi wypłyneły, nie jestem najwytrzymalszy na świecie a ta przemiana została stworzona jako wyjątkowo bolesna i śmiertelna w wielu przypadkach...za dużo gadam nie? Wybacz. Ale jeśli coś jescze chciałbym powiedzieć to to że ten dym wygląda niebezpiecznie. Może odwiedź dentystę? To było tak suche...OK Solar zamknij się. Czy to już rozdwojenie jaźni? Chyba mam rozdwojenie jaźni! Solar zamknij się!

     

    Moje rozwinięte przez wzmocnienie zmysły dały mi znać że dziwne szpilki nadlatują ze wszystkich stron.

     

    -Chyba pora wezwać kawalerie...No nic- powiedziałem po czym pstryknąłem palcami...nic się nie wydarzyło i dobrze po to zaklęcie miało działać z opóźnieniem żebym trochę pobawić się szpileczkami.

     

    Mój miecz wrócił do początkowego stanu, bron dwuręczna jest jednak...ha, nieporęczna. Machnąłem delikatnie mieczem dookoła sprawiając że szpilki zwarły się w grupe lecącą tylko z jednej strony, wciąż na mnie leciały ale tylko od strony torsu, były już diabelnie blisko ale wtedy...

     

    -Au! What the chimichangas?!

     

    -Jesteś w Polsce drogi przyjacielu- powiedziałem do osoby która miała w klatce piersiowej wszystkie szpilki jakie na mnie leciały, krwawiła obficie ale widocznie nic sobie nie robiła z przebitego płuca i paru innych rzeczy

     

    -No i co z tego! Jak zresztą mam umieć mówić w waszym YAY języku skoro ten wasz kraj nigdy nie wydał o mnie komiksu! Hej co jak mówię po polsku?! Dlaczego cenzurują mnie kwestią postaci z kreskówki?! I czemu tyle tu tęczowego bydła!?!- postać która właśnie przybyła z innego wymiaru miała na sobie niebieską pidżamę oraz szlafmyce w tym samym kolorze, ponad to przytulała pluszaka który wyglądał jak...Spider-Man? Nieważne. Postać pod pidżamą miała czerwono czarny strój okrywający całe ciało. Była również maska która wzorem przypominała...majtki założone na głowę.

     

    -Po naszemu mówisz bo narysowałem cię parę razy i wpisałem ci nawet kwestie w dymki, po naszemu. Cenzura istnieje bo to miejsce ma pewne zasady, co do kucyków...eee, nie pytaj.

     

    Postać w pidżamie odwróciła się do mnie spojrzała krzywo.

     

    -Czego ode mnie chcesz?!

    -Nic wielkiego tylko pomóż mi w walce z jednym gościem- uśmiechnąłem się przepraszająco

    -A co ja będę z tego miał? Znasz mnie trochę jestem YAY YAY najemnikiem i chce żeby mi płacili za dobry czy zły uczynek- pidżamiasty odrzucił swojego pluszaka i skrzyżował ręce na piersiach

    -Wyśle cie do Equestrii!

    -To krainy magicznych taboretów?! Kpisz sobie! Ja miałbym podróżować do jakiejś durnej...!

    -Wiem że oglądasz ten serial i że przyjaźnisz się z jedną z bohaterek- uśmiechnąłem się tym razem złośliwie

    -Poznaliśmy się na zjeździe pod hasłem "Czwarta  ściana to zło", pasuje mi jest grzeczniejszą wersją mnie

    -I Harley

    -Ale ona nie potrafi przebić czwartej ściany- kolega Pinkie wyprostował się z dumą

    -Okej, nieważne. Ale pomyśl, wyśle cie do Equestrii jako kucyka, takiego zwyczajnego, posiedzisz tam tydzień grzeczny, porozmawiasz z Pinkie zarwiesz do Rarity zbierzesz trochę diamentów które tam są dosłownie dziesięć centymetrów pod ziemią powiesz że wyjeżdżasz, znikasz a ci z Marvela nawet nie zauważą że zniknąłeś! Aha i z dala od Twily, również do Fluttershy nie wolno ci się zbliżyć. Co do RD i AJ możesz się z nimi spotkać ale pewnie stracisz głowę albo inną część anatomii

    -Brzmi kusząco, OK wchodzę w to!

    -Ale się przebież wyjmij te szpilki z klaty

    -O!- postać dopiero teraz zauważyła obecność szpilek- A i nie mam sprzętu.

    -Nie martw się, ty się przebierz a ja ci go załatwię

    -Oki doki Wolverine jest w pasie szeroki

     

    Kiedy mój pomagier przebierał (czyt. ściągał pidżamę i wyskrobywał z siebie szpilki)  się za kamieniem (który sam wyczarowałem bez jego prośby) ja wyczarowałem na szybko trochę wyposażenia, w zestaw wchodziły dwa miecze katana, dwa pistolety oraz pas z kieszonkami na różne przedmioty oraz kabury, pochwy na miecze i inne takie, a i buty oraz rękawiczki w których mój pomocnik akurat nie spał.

     

    -Już?- krzyknąłem, a przy okazji przepraszająco machnąłem do dymiącego Linnre'a żeby nie pomyślał że o nim zapomniałem

    -Zaraz, jeden utknął w śledzionie a już się zrastam!

    -Czemu to ty jesteś drugi na liście moich ulubionych postaci z komiksów?

    -Bo jestem epicki! A jak marudzisz to czemu nie przywiodłeś tu Spider-Mana?!

    -On by się nie zgodził na uczestniczenie w tej walce, i nie mógł bym go przekupić, po za tym za bardzo go lubię by mu przeszkadzać. Ubierz to- rzuciłem sprzętem za kamień zanim mój partner zdążył się odezwać

    -Hej co to za broń! Gdzie są kule?- krzyk zdziwienia wychynął zza głazu 

    -Zamieniłem je na magiczne pociski które nie dość że ie mogą zabić przeciwnika to osłabiają go, wyjaławiają jego zdolności magiczne i same pojawiają się w broni, koniec przeładowywania. Z mieczami jest tak samo, jak go trawisz przejdą jak laser przez wosk, ale pewną krzywdę mu wyrządzisz.

    -Słodko...No jak ja się mogłem YAY tak wkopać!?

     

    Po paru sekundach mój pomocnik akrobatycznie przeskoczył przez kamień by się zaprezentować ( z pistoletami w rękach). Krzyknął:

    -To czas epickości Deadpool'a - i poleciał wprost na mojego przeciwnika strzelając do niego z pistoletów i krzycząc "Bangbangbang"

    -Jak zawsze działa bez planu- wbiłem swój miecz w ziemię obok mnie a moje rękawice zmieniły się w pazury z którymi skoczyłem na mojego oponenta który już dostał parę strzałów w tors od mojego przyjaciela który teraz wariacko skakał dookoła Linnre'a i zadawał mu pojedyncze ciosu cały czas krzycząc "Banana!", "Chimichanga!", "Cherrychanga!" i "Panckes!"

  11. -Nie, nie przeszkadzają mi drobne spóźnienia, po za tym ładny kostur, serio. Stylowy. Ja jednak lubię mieszać różne konwencje tak więc jako różdżki używam mojego miecza Amicusa- wyciągnąłem broń zza pleców po czym wywinąłem nim młynka, na klindze miecz miał wygrawerowany napis "Amicus"

    -Jeśli pozwolisz ja zacznę, może coś delikatnego na początek

    Schowałem Amicusa do pochwy na moich plecach, przyda się później teraz muszę wzmocnić się przed innym bardziej efektownym (i efektywnym) wzmocnieniem. Moje srebrne rękawice zmieniły swój kształt, ich palce wydłużyły się i wyostrzyły w pazury a'la Freddy Kruger. Starannie zacząłem wyrysowywać nimi na ziemi kółko, nie wielkie takie żebym mógł się w nim zmieścić siedząc po turecku, zrobiłem jeszcze jedno kółko, większe tak że teraz po między liniami dwóch kółek była pewna przestrzeń w której zacząłem pisać ,za pomocą rękawic, wzmacniające runy, po pewnym namyśle uznałem że mogę nanieść na siebie te dwa wzmocnienia jednocześnie więc dopisałem jeszcze parę run.

    Usiadłem po turecku w kole otoczony runami które zaraz się zaświeciły, energia przeniknęła moje ciało, kiedy dwa słupy energii zderzyły się, ten który wychodził z ziemi i który był zwykłym wzmocnieniem które miało mi pomóc w przeżyciu tego drugiego wzmocnienia które wyglądało jakby było wsysane z innego wymiaru do mnie.

    Wszystko trwało jakąś minute, wstałem otrzepałem się i podszedłem bliżej do mojego przeciwnika (czyt. miałem go w zasięgu jakichś pięciu metrów).

    -No, to drugie wzmocnienie potrzebuje trochę czasu żeby się aktywować więc przygotuje swoją broń- wyciągnąłem Amicusa z pochwy i rzuciłem na niego proste zaklęcie które nieco odmieniło mój miecz, w jednej chwili stał się dłuższy, klinga jak i rękojeść miecza zmieniła się z jednoręcznej na dwuręczna, imię miecza jak i kolor rękojeści nie zmienił się.

     

    -No teraz to świetny miecz dwuręczny- uśmiechnąłem się po czym upuściłem miecz i machnięciem ręki stworzyłem latające wiadro któremu oddałem mój ostatni posiłek, po tym pstryknąłem i wiadro (wraz z zawartością) zniknęło a ja chwyciłem się na głowę i upadłem na kolana, mimo wzmocnienia transformacja była nieprzyjemna na szczęście trwała tylko minute więc nie cierpiałem długo.

     

    Wstałem, otrzepałem ubranie i spojrzałem na mojego przeciwnika po czym wyczarowałem lusterko żeby się przejrzeć, jednocześnie sprawiłem że wizjer na moich oczach zniknął, na razie mi się nie przyda.

    Spojrzałem w małe lewitujące lustereczko i lekko odskoczyłem od własnego odbicia moje skóra była nienaturalnie blada podobnie jak włosy które zamiast być brązowe miały odcień śniegu, ale rzeczywiście wstrząsające były oczy- białka były lekko przekrwione a tęczówki były jadowicie żółte źrenice zaś szybko przeskakiwały z normalnego wyglądu do pionowych szparek lecz wystarczyło parę mrugnięć żebym to opanował.

     

    -Że zacytuje "Jak ja paskudnie się uśmiecham, jak ja paskudnie mrużę oczy. To tak wyglądam? Zaraza", czy jakoś tak na ale ja wyglądam lepiej hmmm...no nic koniec tych ceregieli czas walczyć!

     

    Lusterko zniknęło a ja błyskawicznie podniosłem miecz, ująłem go w dwie ręce po czym podbiegłem do mojego przeciwnika, kiedy byłem już bardzo blisko wykonałem piruet przez co byłem bliżej ręki w której tkwił dymiący kostur, szybko rzuciłem znak Aard który wytrącił Linnre'a z równowagi co dało mi szanse na uderzenie w kostur który wypadł mu z ręki zrobiłem jeszcze parę piruetów podczas których zrobiłem dziurę w spodniach przeciwnika, przyciąłem i tak krótkie włosy zrobiłem płytką i niegroźną ranę na jego łokciu i całkiem niechcący zadałem podobną ranę ma twarzy Linnre'a zaczynającą się po prawej stronie czoła i biegnącą na ukos całej twarzy kończącą się gdzieś obok lewego policzka.

     

    Odskoczyłem od niego po czym ustawiłem się przy kosturze w pozycji obronnej.

  12. MT czekał na decyzje Rebona, nie podobało mu się co się działo, nadal zakrywał się tarczą (znaczy nic nie zrobiłem od mojej ostatniej czynności więc sądzę że nadal wykorzystuje tarcze) i chętnie by zakwestionował by dowództwo Rebona ale wiedział że sam nie potrafi dobrze dowodzić i nie zna się na walce wojskowej. Myślał również o wprowadzeniu broni palnej do projektu swojej zbroi którą już planował w głowie

     

    <Jak to wariactwo się zakończy będę mógł dokończyć mój projekt...Jeśli przeżyje. Magic jesteś idiotą, mogłeś zostać w pracowni wróg by tam nie dotarł a nawet jeśli to byłbyś przygotowany, a tak to proszę jesteś całkiem goły a ostrzeliwują cie BRONIĄ PALNĄ! Więc dlaczego tak się narażam?>

  13. -Hmm...no tak zapomniałem o głaskaniu- Krukon podrapał wściekłą książkę po grzbiecie która zaraz się uspokoiła- Niestety to jest tylko na jakiś czas, później znowu wariuje, no ale do tego czasu powinienem coś wymyślić- Peter posadził księgę na swoich kolanach i zaczął oglądać okolice

  14. Peter przyglądał się niewidocznym stworom, wiedział że takie istnieją jednak było dla niego niespodzianką że ciągnęły wozy w Hogwarcie, no cóż, kto wiedział. Peter wsiadł do powozu...znaczy wsiadł po tym jak okazało się że zostawiona przez niego w pociągu "Potworna księga potworów" zaczęła wariować i próbowała ugryźć Krukona, który musiał rzucić się na księgą całym ciężarem swojego ciała. Więc cały poobijany, lekko zakurzony i z szamoczącą się księgą w rękach (i ze Stevem na ramieniu) wsiadł do powozu.

     

    -Ma ktoś może pasek? Albo coś żeby ten błąd wydawniczy nie pozbawił mnie kawałków ciała?

  15. Peter po zażegnaniu możliwego konfliktu wrócił do przedziału, uznał że w sumie może ubrać swoją szatę, długo mu to nie zajeło zdjął bluze i ubrał szatę a później starannie pozapinał wszystkie guziki

     

    -Mam taką delikatną manię zapinania guzików, nie umiem chodzić niezapięty- Steve który na czas przebrania wszedł Peterowi na głowę powrócił na ramię gdzie zwykł bywać-  No...kolejny rok w Hogwarcie zapowiada się obiecująco nieprawdaż....- Krukon stał jak wryty z rozdziawionymi ustami, przypomniał sobie coś co umknęło mu przez wakacje, coś tak strasznego...- Nie, nie nie nie nie nie nie nie. Nie! To nie może być prawda!- rzucił się do swojego kufra którym przygniótł leżącą na jego miejscu "Potworną księgę potworów" i zaczął panicznie przeszukiwać kufer po pary sekundach wyciągnął z niego pomięty pergamin na którym była lista książek potrzebnych na PIĄTYM roku nauki...- Sumy- powiedział ze zgrozą

  16. Peter zerwał się ze swojego miejsca i stanął pomiędzy Dantem a Farkasem

     

    -Chłopaki chłopaki, kultury nie obchodzi mnie który z was ma futro z własnej woli a który nie, jak już mówimy o wilkołactwie to rozumiem że ta fiolka to wywar z...eee, no tego czegoś na wilkołactwo, no nic wszystko będzie świetnie tylko się nie pogryźcie...wybacz Dante nie chciałem cie urazić no ale pokój Okej?

  17. -Ta, eliksiry są nawet fajne jednak Snape trochę zabiera temu przedmiotowi nie żeby źle uczył po prostu dostaje paranoi kiedy stoi za moimi plecami a w mojej głowie powtarzają się myśli "Nic nie zepsuj, nic nie zepsuj" albo "O matko a co jak różdżka znowu ni z tego ni z owego coś podpali". Ale nie chce być aurorem, szczerze nie wiem kim chce być po szkole może po podróżuje po świecie a później coś się zobaczy. Aha...i boje się jednej rzeczy, jak wiecie były pewne problemy ze znalezieniem nauczyciela, w sumie się nie dziwie w zeszłym roku Moody z tego co wiem był uwięziony przez cały rok, ale wracając ponoć istnieje dekret który mówi że jeśli dyrektor szkoły nie morze nikogo znaleźć to nauczyciela przyznaje Ministerstwo Magii a jak wiemy ta instytucja ostatnio zaczyna przesadzać, wiecie, w zeszłym roku Dumbledore powiedział nam bez ogródek że to Lord Vo- wypowiedź przeszła w coś rodzaju charknięcia połączonego z piskiem- Wybaczcie nie powiem tego, no ale dyrektor powiedział nam kto zabił Cedrika Diggory'ego a teraz ministerstwo nam wmawia że nic się nie dzieje- Peter pogłaskał "Potworną księgę potworów" po czym zaczął czytać w rozdziale poświęconym Hipogryfom 

  18. -Witam, Peter jestem- powiedział wszystkim których nie zauważył w zamyśleniu- co do Bliźniaków Weasley mam ambicje wspomóc ich galeonami, jak to mówią "Dobry żart knuta wart"...albo jakoś tak. A i wiecie jeśli chodzi o literaturę to jestem jak zawsze dziwny, czytam fantasy. Łapiecie?! Czarodziej który czyta o magii i magicznych stworach. Ha! No ale teraz zabrałem sobie inną książkę... -Peter wyciągnął ze swojego kuferka coś co było prostokątne i włochate, a po za tym zębate, tak była to książka, konkretnie "Potworna księga potworów", książka była uwięziona przez skórzany pasek który jednak był już lekko wysłużony i naderwany

  19. Cisze na arenie zaburzyła melodia z czołówki najdoskonalszej animacji świata, a z jednej strony areny jak z pod ziemi wysuną się wielki żelazny golem bez twarzy i jakimiś 20 metrami wysokości, robot był ze srebrnego metalu (właściwie to adamantu) i był humanoidalny, ja w moim normalnym ubraniu bitewnym czyli czerwonym płaszczu, czarnej koszuli i adidasach oraz granatowych jeansach z mieczem o czerwono-czarnej rękojeści na placach, srebrnych rękawicach i złotym wizjerze na oczach jako miłe dodatki. Stałem na ramieniu giganta machając nieistniejącej publice. Bo zakończeniu melodii wstępnej zeskoczyłem z golema i spadając na ziemie rozpłaszczyłem się jak postać z kreskówki, szybko jednak się podniosłem i nadałem sobie trójwymiarowość. Z kieszeni wyciągnąłem kluczyki z dwoma przyciskami, wcisnąłem jeden a robot za mną zapipczał i rozpłynął się w powietrzu, kluczyki również zniknęły bez śladu. Teraz zostało mi czekać na mojego przeciwnika.

  20. -Nie nie mam zupełnie nic do albinosów, ani do wilkołaków, wężoustych i innych takich, no może trochę nie lubię tych wywyższających się czysto krwistych uczniów reszta jest spoko- chłopak popatrzył na sowę nie pewnie, nie w ząb nie pamiętał czy takie jedzą pająki, lepiej uważać na Steve'iego- Mogę usiąźdź ? Kuferek mi ciąży chyba spakowałem do niego za dużo tylko mnie potrzebnych rzeczy. Co do pająków...no cóż zależy o jakich mówimy, ogromentul chyba nikt nie lubi ale Steve jest niegroźny i nie jadowity a i lubi fasolki o smaku muchowym- Peter pogrzebał z kieszeni z której wyciągnął jedną fasolke wszystkich smaków, była szara i miała czarne kropeczki, Krukon podał ją pająkowi który zabrał ją w swoje przednie od nurza i zaczął z wielkim szczęściem przeżuwać

  21. Peter rozglądał się po peronie, uwielbiał ten zapach pary oraz smaru wydobywający się z pociągu to była potężna maszyna i napędzana węglem więc mogła działać w Hogwarcie. Chłopak ciągnął za sobą swój kufer z rzeczami a jego pająk Steve siedział mu na ramieniu i chrupał herbatnik...a może była to pomarańczowa mucha...Nieważne, ważne było to że zaczynał się kolejny rok szkolny, z jednej strony szkoda z drugiej...panie uczymy się magii! Młody Krukon wszedł do pociągu i zaczął szukać sobie miejsca w jakimś przedziale wtem zauważył że był takowy a w nim siedziała już dwójka Krukonów a jeden był cały biały, nie blady ale biały i miał czerwone oczy...

     

    -Jesteś albinosem?!- wypalił schylając głowe tak że tylko ona z jego ciała była w przedziale po czym ugryzł się w język (dosłownie) i rękami zasłonił sobie twarz- Idiota ze mnie...wybacz jeśli cie uraziłem mam...jestem...kompletnym imbecylem ten Troll co w pierwszym roku rozwalił łazienkę był ode mnie mądrzejszy. Wybacz. Peter Baldwin jestem. A ten ośmiu nogi przyjemniaczek na moim ramieniu to Steve. A wam jak na imię...?

×
×
  • Utwórz nowe...