(Regem, nie wiem jak kucyki, ale Sowieci zabobonni nie są. Ich tak nie wystraszysz. Zachowają zimną krew i wzmocnią morale lokalnych mieszkańców. Nie przeginaj więc. No i niby jak zrobiłeś sobie bagna tak szybko? Odbudowa wokół trwa, czytaj posty. I może daj mi czas na reakcję z łaski swojej.)
(ZRR zrobiło się nieco OP, więc daję wam czas na odbudowę i zastanowienie się nad walką. Na razie będę załatwiał tylko sprawy wewnętrzne i wywiadowcze. Chyba, że chcecie się poddać.)
Przewodniczący Kupała zastanowił się. Przyjrzał się smokowi, ale przełknął tego "szlachetkę". W końcu to jego gwardzista. Znów postanowiono zwołać naradę, znacznie jednak mniejszą. Zebrano się w Mirogrodzie, stolicy Republiki Equestrii. Uczestnicy to: Famtus, Antoni Kupała, Arkadij Izumiełow i kucyk Humble Guard, dowódca Milicji Ludowej.
- Towarzysze, dzięki staraniom Nadzwyczajnej Komisji - tu brodacz skinął głową Izumiełowowi - dowiedzieliśmy się, gdzie jest księżniczka i Komputer. Jednak jest drobny kłopot. Proszę, towarzyszu Humble.
- Niestety, nie jesteśmy w stanie zmobilizować odpowiednich sił, by najechać na Królestwo Gryfów. Przez wojnę z Podmieńcami utraciliśmy większą część potencjału bojowego. Musimy poświęcać jednostki Armii Czerwonej na utrzymanie spójności Republiki.
- Czy możemy zebrać choć trochę ludzi?
- Oczywiście, towarzyszu przewodniczący. Dokładnie trzy i pół tysiąca zdolnych do walki poza granicami kraju.
Liczba ta była niezbyt imponująca, jeśli porównać ją do wcześniejszej inwazji. Żeby nie wykrwawiać się w bezsensownej wojnie, trzeba było podjąć inne działania. Zdecydowano się zatem na stosowanie metod Czerezwyczajki. Czyli ataki terrorystyczne, gromadzenie informacji o ruchach nieprzyjaciela, egzekucje szpiegów. Samoloty zniknęły z gryfiej przestrzeni powietrznej. W pewnej chwili Kupałę oświeciło.
- Słuchajcie, towarzyszu Famtus. Może wykorzystacie siłę swoich skrzydeł i udacie się na rekonesans na ziemie Gryfów? - zapytał gadzinę.
Dzięki zdemobilizowaniu części sił przyspieszono odbudowę zniszczeń wojennych na terenie całego kraju. Kontrola Czeki nie zelżała jednak ani trochę. Wciąż trwało polowanie na "wrogów ludu".
W więzieniu śledczym kat odstawił pręt. W duchu ucieszył się, że jeniec zdecydował się mówić. Nie był sadystą i nie przepadał za torturami, ale dla dobra państwa trzeba się czasem poświęcić.
- To może od początku. Nie wiem jak chcesz udzielać odpowiedzi, ale liczę na twoją szczerość. - powiedział prawie przyjaźnie.
Do wioski, która na mapach radzieckich nosiła nazwę Zbożówka, zbliżył się antypartyzancki oddział Konarmii. Liczył on trzydziestu pięciu uzbrojonych w kawaleryjskie karabiny i szable ludzi. Podjechali niedaleko palisady. Objechali całą osadę dookoła, dokładnie przepatrując okolicę.
- Pokazać się! Już! - wrzasnął dowódca oddziału. Czarne chmury, smród i cała reszta nie świadczyły dobrze o okolicy. Niektórych z żołnierzy przeszedł dreszcz. Wszyscy byli gotowi do walki i uruchomili komunikatory, by sprowadzić ewentualne posiłki.