Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Grim Cognizance sprawiał wrażenie bardzo oderwanego od toczącej się dyskusji. Tkwił na swoim miejscu, a w miarę opadania gwałtownych nastrojów przechodziła mu chętka na wystrzelanie wszystkich jednorożców w sali. W gruncie rzeczy i tak nie zamierzał tego zrobić, ale czy ze względu na własne sumienie, czy na Animal Heart, niepodobna było stwierdzić. W miarę jak nerwy uspokajały się, wywołana nimi paranoja także ustępowała, a miejsce czujności i ostrożności graniczącej z przesadą powoli zajmowało psychiczne zmęczenie. Oparł się na krześle, pogrążając się w coraz większym smutku, wzbierającą jak ołowiana fala północnych mórz. Gorzko myślał o swoich kompanach, którzy jakby na siłę starali się udowodnić, że są bezwartościowi. W końcu wyłączył się, przymykając oczy.

     

    Przeminęły wszystkie poboczne rozmowy, odbyte przez poszczególne kucyki zgromadzone w sali wydrążonej w krysztale. Ogier nie usłyszał już ani dyskusji Thermala z Rebonem, ani Dakelin z Maskedem, ani  żadnej innej. Trwał, pozbawiony poczucia czasu i przestrzeni, po raz pierwszy w życiu oderwany od twardej, namacalnej rzeczywistości. Zawładnęło nim poczucie wszechogarniającej niemocy i beznadziei. Miał przecież nadzieję na wyzwolenie, na walkę przeciwko uzurpatorce Nightmare Moon i jej podmieńczej przyjaciółce Chrysalis. Ba, mało tego. Nawet starał się ze wszystkich sił nie prowokować nikogo i ogarnąć jakoś siebie, aby w imię wojny nawiązać współpracę z tymi... kucykami. Ale nie, nie można. Przecież życie byłoby wtedy za łatwe. Dopiero teraz uderzyła go świadomość prawdopodobieństwa klęski.

     

    W tym momencie, zamiast zgasnąć całkowicie, owinięty mrokiem własnej duszy, Grim poczuł, że rozpala się w nim najpierw ognik, a potem płomień. Zadał sobie pytanie: dlaczego ma rezygnować? Dlaczego z powodu niezgody w tej bandzie ma oczekiwać na klęsk i utratę wszystkiego, na czym mu zależało? O nie, tak dobrze to nie ma. 

     

    Z tą myślą wybudził się ze swoistego transu. Zdawało mu się, iż minęła zaledwie chwila. Otworzył oczy. Napotka na lodowate spojrzenie czyichś oczu i krótki czas zajęło mu zorientowanie się, że jest obserwowany. Przez Shadow. Z trudem zniósł jej wzrok, nie spuszczając oczu dopóki klacz nie zmieniła obiektu zainteresowania. Uderzyła go cisza, jaka nagle zapadła w sali. Czarna klacz wyraźnie oczekiwała jakieś informacji zwrotnej po dopiero co wypowiedzianych słowach. Ciemnordzawy kuc poczuł się w obowiązku zabrania głosu, nie zdążył jednak się podnieść, nim Atlantis nie zaczął przemowy. Po nim inni zdecydowali się wyrazić swoje zdanie.

     

    Grim słuchał tak poszczególnych wypowiedzi przez cały czas, skupiając się na najważniejszych szczegółach, a w jego głowie powoli  dojrzewał zarys planu. Wiedział, że część z punktów została już powiedziana, lecz uznał za stosowne wypowiedzenie wszystkiego jeszcze raz, tworząc coś w rodzaju dopracowanego podsumowania. Tym bardziej, że rozmowa znów nadspodziewanie szybko zeszła na jakieś inne sprawy.

     

    Po ułożeniu sobie wszystkiego w głowie Grim Cognizance powstał powoli, odchrząkając w tym samym czasie, by zwrócić na siebie uwagę zgromadzonych. Skrzywił się w niechętnym grymasie, zanim wyrzucił z siebie pierwsze słowa. Jego głos, chropawy i szary, wypełniał jak się mogło zdawać, całą sal. Nie zmuszał jednak w żaden sposób do słuchania. Nienachalny, maszynowy, ciężki, acz nie pozbawiony pewnej emocji.

    - Kompani, rebelianci, Shadow. Po pierwsze, chciałbym przeprosić za niesubordynację i podziękować za puszczenie wydarzeń w niepamięć. Przepraszam, choć nie żałuję niczego, co zrobiłem, miałem bowiem swoje powody.

    Ale teraz przejdę do rzeczy. Cała narada kręci się wokół sposobu uderzenia, mającego wypędzić wroga z Canterlot. Otóż wpadłem na pewien pomysł. Nie czarujmy się, będzie on niełatwy do wprowadzenia, lecz powinien okazać się efektywny. Jak zakładam, nie mamy za dużo czasu na przygotowania. Proszę, posłuchajcie uważnie.

    Po pierwsze, popieram pomysł Maskeda połączony z tym  Magic Hooves'a. Nie lubimy się z pierwszym z panów, to prawda, ale jeżeli już odezwał się z głową i na temat, to winien mu jestem namiastkę szacunku. Powinniśmy wzniecić powstanie w mieście i wyprowadzić lud na ulice, by z jego pomocą zadać cios Straży i żołdakom Podmieńcom.

    Jak Magic słusznie zauważył, możemy zaatakować jednocześnie patrole i zamek. Zamek powinna zdobyć wyznaczona grupa szturmowa, złożona z najlepszych, jakich możemy znaleźć. Najlepiej, żeby potrafili walczyć wręcz, oraz... - tu przerwał z grymasem - posługiwać się magią krzywdy.

    Po drugie, miasto musi być podniesione jednocześnie w kilku miejscach, ochotnikom powinno się rozdać broń, a doświadczeni rebelianci mają wykorzystać ich do przerwania łączności między dzielnicami oraz zlikwidowania patroli. W pierwszym rzędzie powstańcy muszą, powtarzam: MUSZĄ opanować oraz utrzymać miejski arsenał i bramy prowadzące poza Canterlot, wpierw likwidując możliwie cicho wartowników. Z arsenału będzie broń i niezbędne zaopatrzenie. Dopiero potem będą mogli uderzyć na koszary, magazyny i posterunki nie znajdujące się w pobliżu wyznaczonych celów. Na ważnych skrzyżowaniach należy wznieść barykady, a każdej z nich wyznaczyć dowódcę spośród osób znających się na tego typu walce. Uzbrojeni ochotnicy pomogą odciągnąć od zamku znaczne siły  wroga i dlatego dobrze by było, gdyby akcja zaczęła się całkiem daleko od siedziby tyranki.

    Po trzecie, niebo. Strzelcy wyborowi to niezły pomysł, Atlantisie. Powinny to być kucyki znające Canterlot jak własną dziurawą kieszeń. Fajnie byłoby ściągnąć tu trochę sprzymierzonych pegazów, by pomogły czyścić powietrze. Co do pociągu pancernego, przyda się tylko i wyłącznie do opanowania stacji i niczego więcej. Tego powinniśmy się trzymać. Aha, nie wpuszczaj twojego golema do miasta. W ciasnych uliczkach narobi więcej szkody niż pożytku

    Po czwarte wreszcie, nasi wojacy stacjonujący poza miastem powinni zostać uprzedzeni by być w gotowości. Ich zadaniem byłoby wtedy pomaganie w opanowaniu bram miejskich oraz marsz na zamek po zajęciu większej części miasta. Robiliby za wsparcie dla ochotników walczących między budynkami oraz taki młot otwierający drogę do centrum miasta. Sam zamek warto byłoby ostrzelać z katapult czy tam innych dalekosiężnych machin, by go zniszczyć lub mocno uszkodzić. Ułatwi to zadanie grupy szturmowej. Wiem, że to trzeba będzie jeszcze dopracować, ale wolałbym, by plan krążył wokół takiego właśnie zamysłu.

    Ostatnie. Nightmare Moon należy zabić niezwłocznie, kiedy tylko to będzie możliwe. Stanowi zbyt duże zagrożenie.

     

     

    Słowo "zagrożenie" pobrzmiewało jeszcze w powietrzu, gdy Grim skończył mówić. Usiadł na swoje miejsce i zapadł się w sobie, oczekując na odpowiedź dowódczyni.

  2. Dostałem absolutnie nic.

     

    Ale nie jest to takie zwyczajne nic.

     

    Panowie i panie, otrzymałem nic przeznaczone tylko i wyłącznie dla mnie, z górnej półki. Możnaby rzec, nic niezasłużone. Gdzieżbym śmiał kiedykolwiek przypuszczać, iż zostanę zaszczycony takim wspaniałym, olśniewającym, prawdziwie królewskim wbrew mojego wiejskiego pochodzenia darem. Ach, żebyście wiedzieli,  jakie to moje nic jest piękne. Nie wiem, jaka była jego historia, zanim trafiło w moje ręce, ale możecie być stuprocentowo pewni, że nic zostanie należycie spożytkowanie, nic przeznaczę na jakieś szczytne cele i nic zapewni mi szczęście w całym moim życiu.

     

    Co więcej mogę powiedzieć, chyba nikt spośród was nie dostał takiego niesamowitego i bardzo użytecznego prezentu jak ja.

    • +1 2
  3. Grim słuchał. Od swojego ostatniego wniosku, dość śmiałego w kontekście zachowania właściwie wszystkich, nie odezwał się ni słowem. Mimo tego, że wcześniej powstrzymał się od celnych, choć zgryźliwych komentarzy pod adresem robiących największe zamieszanie, miał wrażenie, że to właśnie na nim skrupia się cała kłótnia. Przypuszczał, że to dlatego, ze parę razy wśród po prawdzie nieskoordynowanych dla niego słów reszty wystrzeliło jego imię. Raz wypowiedziane charakterystycznym, zimnym niby sopel głosem Maskeda, a innym razem znów Magictecha. W głosie tego drugiego pobrzmiewała pogarda, co nie napawało kucyka Ziemi specjalnie ciepłymi uczuciami. Nie przerwał jednak nikomu, zamiast tego skupiając się na wykonywaniu podstawowej dla siebie w tym momencie czynności. Starał się osłonić sobą Animal Heart na wypadek jakiejś bliżej nieokreślonej magicznej reakcji.

     

    Krzyki dochodziły od wielu kucyków w pomieszczeniu. Właściwie w całkowitej ciszy pogrążona była tylko Animal, Sandstorm i ten plugawy pomiot skondensowanego mroku alikorn. Nawet Ruby, na początku nieśmiała, teraz zdawała się być niesamowicie przejęta, choć zmęczona. Ogier zrezygnował ponownie z włączenia się w dyskurs, obawiał się, że jeden więcej opryskliwy tekst któregoś ze zgromadzonych może wyzwolić w nim gniew. I tak wyhamował go w sobie po słowach MT, tym dziwniejszych, że to on prowokował Grima odkąd wlazł, a ponadto sam nie pomagał rozwiać opinii o jednorożcach jako gnojkach i pyszałkach. Wręcz przeciwnie.

     

    Na eksplozję "entuzjazmu" ze strony noszącego dziwny sprzęt na plecach bachora nie trzeba było długo czekać. Ciemnordzawemu kucowi zaszumiało w głowie, gdy dostrzegł, a udało mu się to natychmiast, płonący róg i oczy. Zdawać by się mogło, że on sam zaraz się rozjarzy. Zaprzągł wszystkie dostępne siły, napiął nerwy jak postronki, by utrzymać się w stanie chłodu emocjonalnego. Wykonał ruch, jakby chciał rzucić się z kopytami na oponenta, ale widok załagadzającego sprawę Thermala pomógł mu zachować zmysły. 

    - Ja nie mam ci nic do powiedzenia. Nie miałem od początku, jednorogu. - zadeklarował z nieczułością zbliżoną do trupiej. Jego maszynowy głos znów nie wyraził niczego, mimo że wbijał się w uszy obecnych jak sztylet.

     

    Przestał spoglądać na kompanów, jakby ich twarze stanowiły synonim czegoś ohydnego. Zamiast tego wbił lodowaty, niechętny wzrok w Shadow. Jego żądanie pozostawało w mocy i miał nadzieję, że zostanie spełnione. Dalsza część rozmowy przechodziła już koło niego, nie zajmując go w najmniejszym stopniu. Oczywiście o ile nikt nie zbliżał się do tego spokojnego jak dotąd zakątka, w którym tkwił.

  4. Wytrąca z równowagi, irytuje brakiem logiki. Zaciekawia niecodziennym przedstawieniem świata. Ocieka dziwactwem. Oszałamia. 

     

    Jest krótki. Od strony technicznej nie mam mu nic do zarzucenia, czyta się łatwo, choć warto zostawić mózg w kącie. Dziwny zdaje mi się nagły przeskok między Pinkie a bójką klaczy. Czułem się, jakby ktoś wykasował mi tekst pomiędzy zdarzeniami. Nie jestem fanem randomów, a jeszcze mniej komedii, lecz w mojej opinii już za samo nietuzinkowe podejście do świata MLP tag EPIC należałby się temu opowiadaniu. Bo chyba od tej strony Equestrii jeszcze nie widzieliśmy.

×
×
  • Utwórz nowe...