Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Proszę o wybaczenie, nie mogę. Jestem właśnie na ścisłej diecie typu zen, co oznacza mniej więcej tyle, że próbuję się zagłodzić. Bardzo opóźniłoby moje postępy posilenie się takim oto wijem. Jeszcze raz przepraszam.

     

    Zatańcz kazaczoka w różowej sukience. Na stole z jedną nogą.

  2. Ciemnordzawy ogier trwał w swej pozycji niby kamień, rozmyślając intensywnie. Przez jego umysł przewalał się strumień świadomości, z szybkością nawałnicy torujący sobie drogę do jego serca. Mimo, że nic nie było po nim widać, że sprawiał wrażenie oziębłego, odpychającego posągu, w jego wnętrzu działy się doniosłe rzeczy.

     

    Słuchał jednym uchem, jak po nim przedstawiło się jeszcze kilku przybyszów, nie rejestrując nawet, kto dokładnie. W jego umyśle coś kiełkowało. Było to poczucie zmiany. Wiedział, był tego całkowicie pewien, że zmienił siebie i swoje zachowanie w stosunku do drużyny, w której towarzystwie przebywał przez ostatnie dni. No, może z paroma wyjątkami. Znów skupił lodowaty wzrok na Maskedzie. Wszystkich połączył wspólny trud, walka i zajmowanie się tą samą sprawą. Grimowi dopiero teraz, kiedy miał wreszcie czas tylko dla siebie, kiedy sala wypełniła się kucykami obcymi lub takimi, które znał przelotnie, prawda ta ujawniła się z całą mocą. Świadomość czegoś, co przy odrobinie dobrej woli możnaby nazwać zżyciem z kompanią od jedzenia uderzyła go jak młot. Zdał sobie sprawę, że byłby gotów nawet pomóc im w potrzebie. Nawet temu nadętemu bubkowi, mającemu się za nie wiadomo kogo Atlantisowi. Co nie zmieniało jego ogólnego nastawienia do towarzyszy. Pozostał podejrzliwy wobec rzeczy nadnaturalnych, a jego niechęć do magii zamieniła się w otwartą wrogość, która ledwo pozwalała mu zachować spokój wśród rebeliantów. Ujrzał bowiem na własne oczy, jakie spustoszenia może poczynić. Equestria upadła, a władali nią albo okupanci z zewnątrz, albo żołdacy, sprzedawszy wpierw swoje dusze Nightmare Moon.

     

    Podejście Grima zmieniło się nie tylko do jego własnej drużyny. Zdołał wreszcie wyciągnąć pewien wniosek, który już gdzieś plątał mu się po umyśle. W domku Zecory i wcześniej był przekonany, że broni wyłącznie swojego. Swojej ziemi, swojego gospodarstwa, plonów i praw. W trakcie wyprawy przeszedł nieznaczną przemianę. Dojrzał w pełni, by móc powiedzieć o sobie, że jest patriotą. Że chce walczyć i działać przeciwko wrogowi nie tylko za własny dom, nawet nie za własną wieś. Chce bić się o wolność dla wszystkich wsi i miast pięknego, zniszczonego państwa. Dla kucyków takich jak farmer, krzywdzonych i poniżanych, torturowanych, mordowanych i zabieranych do tych strasznych miejsc, ZOMów. Dla ludu.

     

    Kucyk zawiesił spojrzenie na pewnym szczególe, nie za bardzo zdając sobie sprawę, na co patrzy. Dopiero po chwili wyrwał się gwałtownie z zamyślenia i skupił wzrok ostry i zimny niczym gilotyna na jednej z obcych postaci. Zarejestrował ze zdziwieniem pewną rzecz. Miała zarówno róg, jak i skrzydła. Westchnął cicho. Nagle jakby wykwitła nad nim gradowa chmura, zdawał się pragnąć powstać i zrobić coś nieprzyjemnego. Zreflektował się jednak błyskawicznie, a na jego twarzy znów zagościł chłód, choć gniew buzował jak ogień w piecu. Bo postać, na którą patrzył, była alicornem. Jednym z tych... z tych... nie pozwolił do końca uformować się myśli. Między innymi ze względu na Animal.

     

    Teraz ta postanowiła przejść przez z pewnością trudne dla niej zadanie przedstawienia się innym oraz opowiedzenia czegoś o sobie. Mówiła tak cicho, że Grim dopiero po chwili usłyszał jej słowa. Zdawała się być przytłoczona obecnością tylu nowych. Na moment zerknęła na niego. Wtedy wydało mu się, że potrzebowałaby pokrzepienia. Posłał jej zadziwiająco przyjazne i ciepłe spojrzenie, pozwalając, by złość opuściła go. Nie będzie mu teraz potrzebna. Następnie odbył ze sobą krótką wewnętrzną walkę, po czym możliwie cicho i spokojnie wstał, a później przesiadł się na wolne krzesło bliżej nieśmiałej klaczy. Dotknął jej pocieszająco kopytem.

     

    Decyzja okazała się słuszna, nie zareagował dzięki niej agresywnie na niedwuznaczne zachowanie Magictecha. Momentalnie przypomniał sobie sprzeczkę. Niewychowany, zadufany w sobie, irytujący jednorożec, do tego chyba wierzący głęboko w swoją osobliwą mądrość. Na wzmiankę o torturach Grim pozwolił sobie wykonać kilka dyskretnych, wyrachowanych znaków przeznaczonych dla adwersarza. Mianowicie spojrzał na niego ciężko, acz z całkowitym spokojem, a nawet uśmiechnął się. Ponuro, powoli. Nieznacznie uchylił poły swojej kurtki, pokazując fragment kolby pistoletu. Wyprostował się na swoim siedzeniu, jakby nic się nie stało.

     

    Nie, w jego stosunkach z resztą chyba nic się nie zmieniło. To dalej były wstrętne jednorogi. Ale mimo to, przyznał się sobie z niechęcią, pracowali razem by uwolnić Equestrię. Musiał być gotów na podjęcie współdziałania, czy tego chciał, czy nie. Dlatego wolałby nie musieć używać przemocy. Postanowił więc wykorzystać pewną sztukę, dopracowaną jeszcze w lesie. Wobec wszystkich z wyjątkiem osób okazujących mu sympatię, lub choćby szacunek, będzie w porządku. Wobec innych pozostanie zimny. Z tą myślą kiwnął sobie samemu głową, wracając już ostatecznie do rzeczywistości. W końcu niedługo zaczną gadać o ważniejszych sprawach niż przedstawianie się.

  3. Ciemnordzawy ogier tytanicznym wręcz wysiłkiem woli zniósł dziwne rytuały odbywające się, w całym znaczeniu tego słowa, na jego oczach. Z trudem wszedł do sali, w której miała odbywać się narada. Nie ufał ścianom, nie ufał zatopieniu, zniknięciu schodów a nade wszystko nie ufał Shadow. Czarna jednorożec przyprawiała go o nieokreślone uczucie. Dziwne ściskanie w brzuchu i w gardle, które możnaby z powodzeniem nazwać zarówno strachem, zwykłym strachem, jak i głęboko skrytą, zimną nienawiścią. Nigdy nie dał po sobie poznać tego odczucia, ale zawsze starał się być przodem do czarnej klaczy oraz mieć za plecami twardą ścianę. Także i teraz, gdy jej nakaz zmusił go do znalezienia sobie miejsca zdecydował się usiąść w takim, które uznał za bezpieczne dla siebie. Zajął siedzisko dalsze, ale za to takie, by móc widzieć Animal. W duchu przygotował się, jak to miał w zwyczaju w obecności Shadow, do obrony kogoś, kogo traktował jak przybraną siostrę albo córkę. Pistolet i miecz dodawały mu otuchy tak, jak innym na przykład obecność bliskich.

     

    Przypatrzył się dokładnie każdemu z wchodzących. Część z nich pamiętał jeszcze z początków ich wyprawy. Och, jakżeż dawno to było! Inni zdali mu się całkowicie obcy. Cicho wsłuchiwał się w słowa przedstawiających się kucyków. A naschodziło ich się w cholerę. Znajome twarze zniknęły w ogólnym rozgardiaszu, a i sam Grim stracił wkrótce na swej czujności. Zaczynał się robić lekko zmęczony, a było to związane z ciągłymi kłótniami oraz niedawną wyprawą na powierzchnię. Jak na złość akurat teraz, kiedy trzeba było zachować czysty umysł, nadchodziły efekty ostatnich wydarzeń. Pokręcił głową, aby odpędzić senność. Na razie pomogło.

     

    Ogier w chwilach spokoju lubił zatapiać się we własnych zamysłach, rozmawiać w duszy sam ze sobą. Wracał wtedy do swojego zwykłego, logicznego myślenia. Tym razem jednak nie dane mu było zaznać wolnego czasu, bowiem introdukcja przybrała zgoła nieoczekiwany obrót. Shadow swoim żelaznym można powiedzieć głosem rozkazała im przedstawić się. Przypomniało mu to wydarzenia z domku Zecory, te, które zdawały się być scenami z zamierzchłej przeszłości. Już nawet pierwsza klacz wstała z miejsca, po czym wymieniła swoje imię, zachowując się przy tym jakby pierwszy raz w życiu widziała jakiekolwiek inne kucyki. Grim oczywiście nie zareagował na to jakoś specjalnie. Ot, kolejny miecz dla powstania. Dobrze, bardzo dobrze.

     

    Kiedy Ruby, czy jak jej tam było opadła na siedzisko, on sam zdecydował się na wstanie. po pierwsze, bo rozkaz. Jeśli mają wygrać wojnę, nie mogą pozwolić sobie na niesubordynację nawet w takich drobnostkach. Po drugie, im szybciej, tym lepiej.

    - Jestem Grim Cognizance, pochodzę ze Stalliongradu - powiedział bezbarwnym, jednostajnym, ochrypłym głosem. Słowa wypowiadane przez niego brzmiały nawet nieco mechanicznie, jakby ktoś nauczył go wypowiadać się w ten sposób. - Mam podstawowe... a nawet trochę niższe wyszkolenie bojowe. Walczyłem na barykadach w ojczystym mieście. Teraz chcę walczyć z wami przeciw tyrance i wszystkim jej sługusom.  Za wszelką cenę.

     

    Zamilkł na chwilę, by nabrać oddechu i zebrać myśli. Aha, ta Ruby mówiła o broni...

    - Potrafię używać miecza i wiem, jak się strzela. Choć to ostatnie wolałbym poćwiczyć. Drużyna, w której byłem miała zebrać jedzenie, co chyba nam się udało. To wszystko.

     

    Kucyk usiadł na swoim miejscu, spoglądając mimochodem na Maskeda. Zmarszczył brwi w ponurym grymasie widząc, że ten jarzy się nieziemskim, choć delikatnym blaskiem. Mruknął paskudną, piętrową wiąchę w brodę, następnie zamierając, by oczekiwać na wypowiedzi innych.

  4. Nick: Sajback. Nie mam pojęcia z czym to związać, zwłaszcza że back można rozumieć na wiele sposobów. Claus to imię germańskie, ewentualnie drugi człon nazwy tego grubego krasnala z Ameryki, co to podobno prezenty rozwozi.

    Avatar: Dziwny, kontrastowy. Wygląda całkiem w porządku, jak gość obdarty ze skóry, ale męczy oczy.

    Sygnatura: Całkiem w porządku, nie powiem. Ma w sobie coś zabawnego.

    Użytkownik: Dawno go nie widziałem, a poza tym nie znam osobiście, dlatego wstrzymuję się od oceny.

     

    Wybaczcie skromność opisu, ale nie za wiele miałem teraz do przelania na monitor.

  5. Grim zaśmiał się sucho, jakby głos przechodził przez drewno. Szybko, całkiem zręcznie choć wciąż z widoczną niewielką nieporadnością niewprawnego brańca wysupłał zza pazuchy naładowany pistolet. Wciąż rechocząc, tym razem cicho, wycelował od niechcenia w Maskeda.

    - Niegłupie, Wiktorze, niegłupie z tym wysadzaniem - momentalnie udawany śmiech zamarł. Głos stał się zimny, szorstki i całkowicie poważny. Czarny otwór lufy skierował się w sufit, by nikomu nic się nie stało. - Ale jeszcze raz któryś z was, błazny, zrobi coś durnego, zatroszczę się o to, żeby w czasie walk znalazło się dość zabłąkanych kul na każdego. Nie będę ryzykował, że któremuś z was odbije. Pojęli? Mamy miasto do wyzwolenia, a paru poległych wte czy wewte to nie problem.

     

    Po tych słowach ukrył pistolet w kurtce, zaklął siarczyście. Odwrócił się od wszystkich z ponurym wyrazem twarzy. Czarno widział tę przygodę, jeśli co kilka kroków będzie trzeba przywoływać gówniarzerię do porządku. A naprawdę, naprawdę nie chciał używać przeciwko nim broni, głównie ze względu na Animal Heart. Zatopił się w rozmyślaniach czarniejszych, mroczniejszych i głębszych niż noc ponad ich głowami, pomaszerował ciężko w stronę pomieszczenia, w którym miała odbyć się owa narada, rozstrzygająca wszystko dotyczące powstania.

  6. - Zamknijcie jadaczki - spokojnie, acz niespodziwanie dla wszystkich z sobą włącznie wtrącił się Grim. - W mojej wsi nawet przekupki były spokojniejsze od was. Przejść paru kroków nie można, żeby nie zaczęli na nowo.

     

    Przewrócił niezauważalnie dla wszystkich oczyma. Nie przerwał marszu nawet na chwilę, a teraz nawet trochę przyspieszył, żeby oddalić się nieco od reszty. Oczywiście tak, by w razie co był w stanie usłyszeć, czy ktoś nie będzie czasem go obgadywał. Ewentualnie gdyby ktoś go potrzebował.

     

    - Wisieliby jak ulęgałki, oj, wisieliby... - mruczał sobie w brodę.

×
×
  • Utwórz nowe...