Hm... Organizując strzelankę przewidywaliśmy frekwencję około 30 osób... Jakoś było duże zaintersowanie i okazało się, że będzie osób 50... Ostatecznie, było ich aż 65! Ba, nawet z sąsiednich województw przyjechali! Potem na integracji przy ognisku okazało się, że kilku z przyjezdnych było na Karbali. A co lepsze, byliśmy w tej samej drużynie oraz nieśliśmy wspólnie rakiety!
Ocena imprezy:
Nie obyło się bez spin... Bo była pewna NIEZBYT lubiana ekipa. Oczywiście musieli coś odwalić i oprócz terminatorki, rzucali... Gruzem i cegłami na ludzi szturmujących budynek! Oczywiście zostali solidnie opier*oleni, a następnie "sami zrezygnowali" z dalszej gry. Później w miejscu ich szpeju znaleźliśmy pozostałości w postaci trzech opróżnionych "setek" i dwóch browarów. Następnym razem jak będę organizował e-bankę, załatwiam alkomat
Po ich odejściu impreza była wręcz wyborna.
Desert zaliczył sporo trafień, w tym pewna sytuacja:
Do dużego budynku po huraganowym ogniu docieram ja i dwóch innych. Drzwi są blokowane od wewnątrz, więc nie możemy wejść. Okna szczelnie pozamykane, obejść budyniu się nie da. Tak więc inteligentny Foley postanawia wcisnąć się do piwnicy przez zsyp węglowy... Udaje mu się to, idzie schodami w górę, wprost na gościa trzymającego drzwi.
- Kolego, strzał - mówię celując z Deserta.
Brak reakcji. Dotykam lufą w plecy przeciwnika.
- Dostaleś! - mówię głośniej.
Nadal nic. Zdenerwowany szarpię go za ramię, odwracając i przytykam pistolet na wysokości serca.
- DO-STA-ŁEŚ! - tłumaczę.
Po mruknięciu paru przekleństw odchodzi. Wychylam się zza rogu na korytarz i widzę wystający z pokoju łokieć. Strzelam dwukrotnie, łokieć się chowa. Pojawia się sama lufa i zaczyna sypać na oślep na full auto. Podniesionym głosem "wyjaśniam" sytuację, delikwent schodzi na respa. W tym czasie do budynku wchodzą moi. Razem z jakimś gościem wpadamy z pistoletami równocześnie do dwóch przeciwleglych pomieszczeń, on kogoś zdejmuje, a ja walę niemal z przyłożenia w przeciwnika, słysząc "strzał".
- No to obaj schodzimy... - podsumowuję, bo w końcu gramy na "strzały, bangi i pif-pafy".
- Przecież ja nie dostałem! - zdziwiony krzyczy.
Załamuję ręce, w końcu niemal podetknąłem mu pistolet pod brzuch, kiedy strzelałem.
- DO-STA-ŁEŚ! Na respa idziemy OBAJ. Jasne? - tłumaczę w miarę spokojnie.
- No dobra, dobra...
Epicka sytuacja, nie?