Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Elizabeth Eden

  1. Jolanta Po raz kolejny zacisnęła zęby czując, jak jej magia się rozprasza. Nie mogła na to nic poradzić, była w tej chwili tylko człowiekiem. Wzięła głęboki oddech, aby uspokoić nerwy, bo działanie pod ich wpływem nigdy nie było właściwe. Za chwilę będą w Pałacu Kultury. Wybudzi ją, jeśli trzeba będzie to siłą, potem wystarczy, by poczekała na przyjazd Natalii. Czuła, że nie zamierza przyjechać sama, ale ufała jej osądowi. W końcu jeśli nie mogłaby zaufać Celestii, to komu innemu w tym świecie, czy w Equestrii? Koło nich mignął motocykl na którym siedziała kobieta w którą Luna mimowolnie wbiła wzrok. Chyba tylko lata praktyki powstrzymały ją od okazania zdziwienia, ale nie mogła nic poradzić na to, że jej oczy lekko się rozszerzyły. Ta dziewczyna zachowywała się tak dziwnie, jakby wiedziała kim są. Odjechała zbyt szybko, zostawiając po sobie tylko kartkę w którą siedzący na przednim siedzeniu mężczyzna wbił wzrok. - Pani minister... - powiedział ostrożnie, ale nie musiał kończyć, bowiem Jolanta już wychyliła się do przodu, aby samemu odczytać małe litery. - Luge... - szepnęła, ale nic jej to nie mówiło. Przyłożyła palce do nasady nosa i zamknęła oczy. Wszystko się tylko komplikowało. Nie wiedziała, nienawidziła nie wiedzieć. Kimkolwiek była ta dziewczyna nie wydawała się mieć złych zamiarów, ale ostrożność Jolanty biła na alarm w jej głowie. Skręcili nagle, wjeżdżając na mały parking zamknięty niedaleko bocznego wejścia, tego z którego turyści nie mogli korzystać. Musiała oczyścić umysł i skupić się na obecnym zadaniu. Kiedy tylko pojawi się Natalia podejmą jakąś wspólną decyzję. - Jesteśmy na miejscu - powiedział cicho kierowca, kiedy podjechali za filar bardzo blisko drzwi. To właśnie przy tym wejściu znajdowało się prawie zawsze zamknięte zejście na dół. - Dobrze. Izabelo, weź Felicję - rozejrzała się. - Albercie, pilnuj terenu, wkrótce przyjedzie tu moja siostra. Edwardzie, idziesz z nami. Zaraz po wyjściu z auta Jolanta wyszarpnęła kartę wetkniętą za wycieraczkę i schowała ją do kieszeni. Ustaliwszy wszystko błyskawicznie dotarli do metalowych, zamkniętych drzwi, które Jolanta otworzyła kluczem. Część Pałacu w której się znajdowali była szczerze mówiąc wejściem dla pracowników. Pomieszczenie, zamknięte dla gości, wyglądało na typowy skład, a drzwi na typowe zejście do piwnicy. Natalia/Magda Natalia obserwowała w ciszy całą wymianę zdań. Jej twarz wciąż miała w sobie łagodną nutę, ale była o wiele bardziej poważniejsza, niebiesko-zielone oczy spochmurniały. Po rozmowie z wzburzoną Jolantą podejrzewała, że jej przewidywania mogą okazać się prawdą, chociaż naprawdę nie chciała by tak było. Zaraz po tym jak Snow zwróciła się do Magdy, ciemnowłosa kobieta pozwoliła sobie na drobny uśmiech. - Oczywiście, że będę - odpowiedziała cicho, a potem wbiła wyczekujące spojrzenie w Natalię. Ta westchnęła i podeszła bliżej nich. - Ufam Annie, Karolu, i jeśli wyraża zgodę jestem skora zabrać ją ze sobą. Nie wydaje mi się, abyśmy mieli stanąć przed jakimkolwiek bezpośrednim zagrożeniem. Gdyby tak było, Jolanta powiedziałaby, abym nie zabierała nikogo ze sobą, ale podejrzewam, że bez wątpienia czekają nas kolejne trudne godziny. Ewelino... - znów urwała, kładąc jej rękę na ramieniu. - Tak jak mówiłam, decyzja należy do ciebie, ale musisz wiedzieć, że nie chodzi tutaj jedynie o bezpieczeństwo. Istnieje różnica pomiędzy rzeczami, które szokują, a tymi które mogą wystraszyć. Jestem przekonana, że później i tak dowiesz się więcej o tej sprawie, ale czy jesteś absolutnie pewna, że nie będziesz miała na tyle dość tego co usłyszysz, że nabierze cię chęć, aby stamtąd wyjść? Chodzi mi tylko o twój komfort, nie chcę, żebyś była zmuszona uczestniczyć w czymś, co może być dla ciebie bardzo ciężkim przeżyciem - nachyliła się lekko w jej stronę. Uśmiech Magdy nieznacznie się pogłębił, bo Natalia powiedziała dokładnie to, czego po niej oczekiwała. To co ona sama chciała wyrazić, ale wiedziała, że jej słowa mogłyby nie wpłynąć na nią tak jak słowa Celestii.
  2. Jej głowa była bardzo ciężka, obraz się rozmazywał i był jakby mętny. Mruknęła coś nieokreślonego i przekręciła na poduszce. Kosmyk rudych włosów spadł jej na nos, ale go zdmuchnęła. Była tak bardzo bardzo zmęczona. Może powinna spać dalej? Zdążyła się ponownie rozluźnić, kiedy w jej głowie pojawiła się nagła myśl, jak alarm. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce i przypomniała sobie o czym rozmawiali zanim została przymuszona do snu. Otworzyła szeroko oczy i obróciła się na plecy, zauważając, że Alan znów siedzi w spokoju koło jej łóżka. Kurde. Na początek nic nie powiedziała, jedynie wyciągnęła z trudem rękę, aby chwycić jego dłoń. Przez chwilę panowało pomiędzy nimi milczenie, nawet pielęgniarka wróciła do swojego gabinetu. Zmrużyła oczy, próbując pozbyć się resztek senności i skupiła wzrok na Alanie. Wtedy to zauważyła. Szramę na jego twarzy. Zacisnęła palce z siłą, której nie powinna mieć jako ofiara niedawnego wypadku. - Co się stało? Co ten... - zostawiła to bez słowa. - ... ci zrobił? Dlaczego nie pozwoliliście mi iść z tobą - powiedziała, myśląc o nim i o pielęgniarce. - Nie pozwoliłabym na to. Jej oczy były pełne złości, ale również smutku, spowodowanego myślą, że jego ojciec go skrzywdził, a ona leżała wtedy śpiąc na ciepłym, szpitalnym łóżku.
  3. Jolanta Jolanta zacisnęła zęby, kiedy Navy położyła nieprzytomną Crystal na tylnym siedzeniu czarnego samochodu. Kierowca lekko zmarszczył brwi, gdy zobaczył minę swojej księżniczki, a gwardzistka zabezpieczyła Felicję, aby nic nie stało jej się w czasie jazdy. W tej chwili było to konieczne. - Jedź jak najszybciej do Pałacu Kultury. To najbliżej. I nie zwracaj na nas zbytniej uwagi - właśnie to było powodem dla którego wybrała jeden z najzwyklejszych samochodów jaki mieli. Kiedy w końcu ruszyli i odjechali kawałek od miejsca przyjęcia wyciągnęła służbowy telefon i powiadomiła gości o tym, że Felicja zasłabła i została zabrana z bankietu dla dobra jej zdrowa. Później znajdzie się sposób na dokładniejsze wytłumaczenie tej sytuacji, w tej chwili nie mogła się tym przejmować. Ktoś wciąż posiadający potężną, mroczną magię był zbyt wielkim zagrożeniem, by nie wykorzystać do jego zneutralizowania wszystkich środków. Po raz kolejny zacisnęła zęby starając się zignorować przenikliwy krzyk w głowie, ale było to prawie niemożliwe. Oby dojechali jak najszybciej. Spojrzała płonącymi z wściekłości oczami na nieprzytomną kobietę i skierowała na nią całą energię, którą jako człowiek mogła z siebie wykrzesać. Nie mogła zadziałać długo, ale miała nadzieję, że ją na tyle, by została zmuszona chociaż do przerwy. Pałac Kultury nie był daleko. Po raz kolejny sięgnęła po telefon i wykręciła dobrze znany numer. Natalia Weszli do Kancelarii, w holu było ciepło, powietrze wypełniał zapach biura. Natalia wciąż miała na ustach lekki uśmiech po usłyszeniu słów jakie zaraz przed drzwiami powiedziała do Goldinga Snow. Ta dziewczyna miała w sobie wciąż tyle z prawdziwego kucyka, że chociaż Lust to przerwała, a Natalia nie mogła zaprzeczyć się z nią po części zgadzała, i tak było to przyjemne do słuchania. Natalia odwróciła się do nich, trzepocząc w powietrzu jasnymi włosami, poprzecinanymi gdzieniegdzie pasmami w odcieniu ciemniejszej żółci. Złożyła przed sobą dłonie, jakby czekając uprzejmie aż skończą rozmowę. Aktualnie na korytarzach nie było nikogo, choć z pierwszego piętra dobiegały odgłosy radosnej konwersacji. Sam ten dźwięk w tym pięknym, dość kolorowym budynku mógł przywodzić na myśl Equestrię. Natalia zdawała sobie sprawę, że nie byli jednak do końca sami i wszyscy również to pewnie wkrótce zauważą. Magda stała na najwyższym stopniu szerokich schodów, jej ciemne włosy nachodziły nieznacznie na twarz, a jeszcze ciemniejsze oczy śledziły uważnie ruchy Goldinga. Jej twarz była bądź co bądź dość pusta, jak zawsze wtedy, gdy nie chciała dać po sobie poznać jakiejkolwiek myśli. Natalia mogła jednak zauważyć, że młoda dziewczyna była niepewna i nieznacznie niezadowolona, ale kobieta jej nieufność rozumiała doskonale. Czasy były takie, a nie inne. Zanim jednak zdążyła wskazać jej gestem, aby do nich podeszła, czego sama z siebie chyba nie zamierzała zrobić, kieszeń jej marynarki zaczęła nagle wibrować. Uniosła nieco brwi i wyciągnęła z niej telefon. Zaraz po tym jak zobaczyła numer jej mina zrobiła się poważna i odchodząc nieznacznie na bok, choć w holu nie było przecież nikogo niezaufanego, przyłożyła narzędzie do ucha. - Naprawdę? - Rozumiem. - Oczywiście. - Mogę zabrać ich ze sobą? Jej konwersacja z Jolantą zakończyła się krótkim, burkliwym "Zrób, co uważasz za słuszne" po drugiej stronie linii. Luna była ewidentnie bardzo rozgniewana. Natalia westchnęła i tym razem z powodzeniem przywołała Magdę do siebie, która zeszła po schodach i poza uśmiechem i skinięciem głowy w stronę Snow, nie obdarzyła Anny i Goldinga niczym więcej ponad uważne spojrzeniem. Karolowi nie ufała i nie czuła potrzeby witania się w tej chwili z Anną. - Tak, pani Natalio? - zapytała bez skrępowania, stając przed kobietą z nieznacznie uniesioną brwią. Mogła rozumieć Equestriańskie wartości i aspirować na zostanie kucykiem, ale była jedna rzecz, która w jej przypadku mogła zawsze wyróżniać ją wśród innych Equestrian. Jej respekt do Celestii był respektem, który można by okazać prezydentowi, a nie monarsze, bowiem nawet mieszkając przez większą część swojego życia w Anglii nie była przyzwyczajona do bezpośredniego obcowania z księżniczką. Natalii nigdy to tak naprawdę nie przeszkadzało. - Jak widzisz moje spotkanie przebiegło pomyślnie, ale niestety jestem zmuszona prosić cię abyś jeszcze przez kilka godzin zajęła się moim biurem. Jesteś w stanie to dla mnie zrobić? Magda skinęła głową. - To moja praca - odpowiedziała, a potem zamilkła, jej oczy były skupione i poważne. - Nie musisz się o to martwić. Nie stało się nic katastrofalnego. Jeśli będziesz miała jakiekolwiek problemy zwróć się do Anastazji - dodała Natalia z drobnym uśmiechem, wiedząc, że jej asystentka prawdopodobnie i tak nie będzie musiała tego robić. Magda po raz kolejny kiwnęła głową, a premier odwróciła się do Snow, Goldinga i Lust. - Niestety, nastąpiła sytuacja, która pilnie wymaga mojej obecności - powiedziała z naciskiem, mając nadzieję, że zrozumieją. - Udaję się do Pałacu Kultury - dodała, spoglądając przelotnie na Annę. - I myślę, że najwłaściwiej będzie, jeśli pojedziecie razem ze mną, oczywiście jeżeli wyrażacie chęć, ale wiem, że tą sprawą na pewno jesteście zainteresowani. Wyjaśnię wam wszystko w samochodzie. Snow... - Księżniczka przerwała, a jej wzrok złagodniał - ... Snow, jeśli chcesz możesz zostać w Kancelarii razem z Magdą. Ale niech pozostanie to twoją decyzją - jej miękki głos mówił sam za siebie. Możliwe, że odkryte zostaną rzeczy o których ciężko będzie ci słuchać. Magda stojąca za Natalią uśmiechnęła się lekko do drobnej dziewczyny, szybko wyłapując tę aluzję, ale nie próbowała nawet mimiką zachęcać jej do zostania. Nikt nie lubił być postrzegany jako słabszy, choć niestety czasem był to błąd.
  4. Natalia Wsiadła do samochodu w ciszy, jakby zamyślona, choć na jej ustach widać było drobny uśmiech. Cieszyła się, że wszystko wyszło dobrze. Nie miała już wielkiego zaufania do własnego autorytetu i jadąc na spotkanie brała pod uwagę(a być może nawet się spodziewała?), że Golding wpadnie we wściekłość i nie będzie chciał żadnej współpracy z nią. Była niemalże pewna, że będzie obwiniał ją o śmierć tylu ludzi i kucyków. Powinien ją obwiniać, ją samą wyrzuty sumienia zżerały bardziej niż kiedykolwiek w jej niesamowicie długim życiu. To, że cała rozmowa trwała tak krótko i że na dobrą sprawę po opowiedzeniu historii nie musiała się wyjaśniać ją wzruszyło, ale wprawiło też w lekką melancholię. Nie mogła nic poradzić na to, że słyszała rozmowę Goldinga i drugiego mężczyzny. Odwróciła nieznacznie głowę w ich stronę, ale nie odezwała się. Poczuła dumę, gdy usłyszała odpowiedź Goldinga, rozumiał teraz tak wiele. Wiedziała, że te kucyki nie będą jej, im, w tej chwili ufać, ale nie czuła z tego powodu żadnej urazy. Zdążyła się do tego przyzwyczaić.
  5. Już przed drzwiami skrzydła szpitalnego Alan mógł usłyszeć przytłumione głosy, choć żaden z nich nie należał do Lisy. W pomieszczeniu było już jasno, światło przezierało się przez okna, ale to nic dziwnego, gwar, który słyszał wracając do zamku ewidentnie wskazywał na to, że prawie wszyscy uczniowie byli już na śniadaniu, więc musiało być dość późno. Lisa wciąż spała, jej twarz wyrażała spokój, choć wciąż niepokoiła bladością. Nad jej łóżkiem stały dwie osoby, z czego jednej Alan pewnie nie chciał tu widzieć. Kiedy wszedł do środka szepty się urwały. Pielęgniarka i Tom Riddle wpatrywali się w nieprzytomną dziewczynę, chociaż pani Connolly często odwracała wzrok, by spojrzeć na prefekta z nieskrywanym zadowoleniem. Sam Riddle odwrócił głowę i posłał Alanowi drobny, uprzejmy uśmiech. Po jego eleganckiej, ale równocześnie zrelaksowanej postawie i beznamiętnej minie łatwo było się domyśleć, że cokolwiek się wczoraj wydarzyło, nie robiło już na nim najmniejszego wrażenia. Był tutaj w jednym celu, aby wzmocnić swoją nienaganną reputację, chociaż starsza kobieta wydawała się tego w ogóle nie zauważać. - Już pan wrócił, panie Travers - powiedziała, odchodząc od łóżka Lisy. - Pan Riddle... - obdarzyła go lekkim uśmiechem. - ... przyszedł tutaj, aby sprawdzić jak czuje się panna Sanders. Widać nie jest pan jedyną osobą, która się o nią niepokoi - pokręciła szybko głową. Zanim Alan mógłby zareagować Tom podszedł do drzwi, mijając go bez słowa, a potem odwrócił się i spojrzał na matronę. - Proszę mi wybaczyć, ale muszę już iść. Planuję udać się do biblioteki. To wielka ulga słyszeć, że pannie Sanders nie grozi nic złego - uśmiechnął się, pokazując białe zęby, czarująco. - Panie Travers, życzę miłego dnia - dodał jeszcze, a potem obdarzył bezwładne ciało Lisy ostatnim długim spojrzeniem i wyszedł.
  6. Jolanta Gwardzistka o imieniu Navy Sky nawet nie drgnęła, kiedy Felicja raniła jej ręce do krwi. Dopiero kiedy straciła przytomność i położyła ją powoli na podłodze syknęła nieznacznie pod nosem i sprawdziła rany. Były niewielkie, słabo widoczne. Prawdopodobnie później pojawią się siniaki, ale jak na razie mogła je spokojnie zakryć rękawem i rękawiczkami po wytarciu krwi chusteczką. Przez krótką chwilę obserwowała leżącą pod jej stopami kobietę, a potem otworzyła drzwi, wpadając akurat na panią minister, czekającą na korytarzu. Jolanta doskonale zdawała sobie sprawę z tego co właśnie się stało, ale dla bezpieczeństwa uniosła nieco brwi, gdy wysoka gwardzistka powiedziała: - Pani Jolanto, kobieta w toalecie zasłabła, trzeba wezwać pomoc - mogła być dumna z wyszkolenia swoich najbardziej zaufanych gwardzistów. Dopiero wtedy Luna mogła wejść do środka i spojrzeć na nieprzytomną Crystal. Jej mina była niewzruszona. - Szybko, nie możemy zwlekać. Weź ją na ręce, uważaj na kark. Wzywanie karetki by przedzierała się przez te korki nie ma sensu, lepiej zabierzmy ją rządowym samochodem. Chodźmy do tylnego wyjścia, powiadomię resztę gości o tej sytuacji telefonicznie - jej głos był suchy jak trzask bicza, wiedziała, że części z tych rzeczy, poza powiadomieniem pozostałych osób na bankiecie, i tak nie zrobi. Navy szybko wykonała polecenie. Kobiety ruszyły dalej korytarzem, nie wracając drogą, którą przyszły. Po drugiej stronie były kolejne szklane drzwi i kolejne schody prowadzące do drugiej części budynku i tylnego wyjścia. Jolanta komórką powiadomiła kierowców aby przygotowali tam dla nich samochód.
  7. Natalia Obserwowała Goldinga w ciszy, mrużąc lekko powieki. Chociaż wiele, wiele lat spędziła opiekując się kucykami, które bezgranicznie w nią wierzyły, wciąż nie było to dla niej przyjemne. Taki układ rzeczy sprawiał, że czuła cię jeszcze gorzej i jeszcze bardziej winna, gdy coś poszło nie tak jak powinno. Dlatego właśnie tysiąc lat samotnych rządów, gdy Luna była zesłana na banicję, były dla niej tak ciężkie. Nie miała wtedy nikogo kto stałby za nią i nie bał się zwrócić jej uwagę lub wesprzeć przy podejmowaniu decyzji, często zasądzających o życiu wielu innych istnień. Westchnęła bezgłośnie i z drobnym uśmiechem, bardziej dla nich, niż dla samej siebie, wstała i przygładziła spódnicę. Przez chwilę śledziła wzrokiem Annę, a potem wyciągnęła ramię w stronę Snow. - Pomóc ci? - zapytała uprzejmie, widząc jej bladość. Dziewczyna była sama w sobie krucha, ale w tej chwili wyglądała jakby miała nie dojść o własnych siłach do samochodu. Co nowego w mediach? - Wybuch granatu w Chinach. Lokalne władze zamierzają dokładniej przyjrzeć się sprawie.
  8. Lisa musiała w końcu poddać się własnemu wyczerpaniu i opaść na białe poduszki. Pielęgniarka mruknęła coś nieprzyjemnego pod nosem i odsunęła się trochę, dając Alanowi możliwość porozmawiania z nią. Chociaż dziewczyna czuła już narastający ból głowy spowodowany stresem zaraz po przebudzeniu się, nie chciała odpuszczać. Nie chciała, żeby jej przyjaciel, ukochany, musiał użerać się sam z tym okropnym człowiekiem. - Alan, proszę cię. Poradzę sobie, nie chcę, żebyś musiał sam znosić te wszystkie bzdury, które.... ał - przyłożyła dłoń do bandaża i zacisnęła powieki, odwracając głowę na bok. - No proszę - powiedziała szybko pielęgniarka, znów odpychając chłopaka od łóżka. - Tak myślałam. Panience się nie wolno denerwować... - Ała - szepnęła dziewczyna słabnącym tonem, a pielęgniarka wetknęła jej do ust eliksir. - Napij się i śpij - Lisa pokręciła z uporem głową co spowodowało jeszcze więcej bólu. Cały czas nie otwierała oczu, a pani Connolly ostatecznie musiała zmusić ją do wypicia specyfiku, który wkrótce spowodował, że jej blade rysy twarzy rozluźniły się, a oddech ustabilizował. Pielęgniarka spojrzała na Alana, co dziwne, miękko jakby mu współczuła i powiedziała: - No idź już szybko, panie Travers, załatw co masz do załatwienia.
  9. Jolanta Szli rzeczywiście dość długimi korytarzami, wyłożone były one ciemnymi panelami, ściany natomiast pomalowano na przyjemny i ciepły brzoskwiniowy odcień. Szum zapełnionej ludźmi sali niknął, aż w końcu jednostajny stukot obcasów Jolanty był jedynym dźwiękiem jaki im towarzyszył. Weszły po jakichś schodach, potem skręciły w lewo do przeszklonych drzwi, które pani minister popchnęła jedną ręką, a później za nimi zamknęła. Przy otwieraniu wydawały z siebie niewielki zgrzyt. Zaraz za nimi nadal ciągnął się korytarz, utrzymany w tym samym stylu co reszta, jednak w ścianach znajdowało się kilka par ciemnych, eleganckich drzwi. Jolanta zatrzymała się przed jednymi i ręką wskazała kobiecie, aby weszła do środka. - W tych łazienkach nie ma okien - powiedziała sucho, unosząc nieznacznie jedną brew. - I nie zamierzam nigdzie za tobą wchodzić, zaczekam. Naprawdę miała zamiar po prostu dać jej chwilę oddechu, nie miała wyjścia. Jednak kiedy drzwi otworzyły się bezdźwięcznie i mignęła jej sylwetka jednej z nocnych gwardzistek, zmrużyła oczy i nieznacznie uniosła brodę, gest znany jej strażnikom. Crystal nie mogła być w stanie zareagować, kiedy w ułamku sekundy przysadzista kobieta, już w łazience, złapała ją nagle zza drzwi dwoma rękami, jedną za twarz, drugą za szyję. Drzwi zamknęły się jakby Felicja po prostu za nimi znikła, a Jolanta została na korytarzu zakładając ręce na plecy jakby czekała. I owszem, przecież tak było. Ciemnowłosa kobieta w środku natomiast użyła całej swojej siły, a miała jej trochę, do odebrania Crystal możliwości krzyku, zasłaniając jej usta dłonią w rękawicy, natomiast drugą w konkretnym miejscu ścisnęła za gardło. Nie zamierzała jej zabijać, nie tak mówił gest. Chciała tylko chwilowo odciąć jej drogę powietrza i doprowadzić do omdlenia. To Księżniczka zadecyduje co zrobią potem, gwardzistka robiła jedynie to, co jej rozkazano. Elizabeth Elizabeth odgarnęła kosmyk jasnych włosów za ucho i westchnęła. Nie było to spowodowane pytaniem Thomasa, raczej irytacją z powodu włosów wychodzących z ciasnego koka oraz samą myślą o papierkowej robocie, którą tym razem musiała zrobić sama. Szymon był aktualnie zbyt zajęty, poza tym i tak lepiej by przejrzała te akta sama. - Papiery - odpowiedziała krótko, chłodno i lekko krzywiąc usta w niesmaku. Winda zatrzymała się, a Eliza jako pierwsza wyszła z niej, lekko powiewając kitlem. Dobrze im znane, spore pomieszczenie oświetlone ogromną ilością lamp i wypełnione szafkami pełnymi teczek teraz było puste. Szymon prawdopodobnie znajdował się w którymś z przylegających pokoi. Kobieta położyła teczkę na najbliższym, metalowym stole i otworzyła ją, wyciągając z niej kilkanaście starannie zamkniętych folderów z których każdy miał w rogu maleńką literkę "A". Kamila W tunelu było ciemno i wilgotno, jedynie mdławe światełka wmontowane w sufit sprawiały, że kobiety były w stanie stawiać kroki na również ciemnej podłodze bez przewracania się. Kamila wydała z siebie chichot, który w ciasnym miejscu wydawał się być nienaturalnie głośny. - To nie jedyna taka niespodzianka tutaj. Ale nie o wszystkich wiem, jedynie o tych, o których muszę. Ten tunel prowadzi po prostu do innej części akwarium z której prościej prowadzić badania. Główna sala w której się wcześniej znajdowałyśmy służy głównie do obserwacji i przygotowań. Po krótkiej chwili dotarły do metalowych schodów, które szczękały, gdy po nich wchodziły. Były one dość długie, a na końcu znajdowały się wyglądające na solidne drzwi, które Kamila otworzyła wpisując w panelu obok jakiś kod. Widok za nimi był imponujący, poza tym było tu jeszcze bardziej wilgotno, a wszystko za sprawą bliskości akwarium. Kamila i Anna stały na dziwnej platformie, której z głównego pomieszczenia nie było widać. Tutaj również było kilka metalowych szafek, ale o wiele mniej. Od ciemnej, falującej łagodnie tafli wody oddzielała je przeźroczysta bariera, która w jednym miejscu przecięta była również przeźroczystymi drzwiami prowadzącymi na trochę mniejszą platformę nie zabezpieczonej jednak niczym. Tutaj też było ciemno, choć jeśli dostatecznie uważnie przyjrzało się wodzie, można było zauważyć migające trochę dalej światła z pomieszczenia, które dopiero co opuściły. Kamila spojrzała z uśmiechem na Annę. - I co myślisz? - zapytała i w tym momencie woda lekko zabulgotała, a na powierzchni pojawiła się twarz pełna łusek, ozdobiona lśniącymi oczami. Obiekt nie wystawił jednak głowy bardziej niż do linii oczu i obserwował je w ciszy, lekko poruszając wodą wokół siebie.
  10. Natalia Natalia rozejrzała się w ciszy, czekając, czy Snow lub Anna będą chciały odezwać się przed nią. Nic na to nie wskazywało, więc po raz kolejny położyła dłoń na ramieniu drobnej blondynki obok siebie, aby dodać jej otuchy. Drugą uniosła do góry, odgarniając jasne, niesforne włosy do tyłu. Czasami tęskniła za swoją cudowną grzywą, która nigdy się nie plątała i nigdy nie trzeba było jej czesać. Nie żeby było to jednak na wysokim miejscu w jej hierarchii ważności. - Myślę, że na razie możemy wrócić do Kancelarii - powiedziała powoli, a jej głos znów emanował spokojem i łagodnością, którą Golding mógł usłyszeć na początku spotkania. - To bardzo bezpieczne miejsce w którym możemy poczekać na Lunę, właśnie tam przybędzie po bankiecie. Dam wam wszystkim czas na odpoczynek lub bardziej prywatne rozmowy, jeśli wyrazicie taką chęć. Poza tym - zamknęła oczy, a na jej usta wrócił lekki uśmiech. - Magda prawdopodobnie nie zamierza się rozluźnić dopóki nie zobaczy mnie całej. Nie do końca podobał jej się pomysł mojego spotkania z obcym mężczyzną bez żadnej ochrony, ale jest to kwestia tego, że po prostu nic o tobie nie wie - nagle uniosła wzrok znów szukając oczu Goldinga. - Czy takie rozwiązanie ci odpowiada? Jeśli tak, pozwól mi proszę zadać ostatnie, ważne dla mnie pytanie - wyprostowała się. - Czy uważasz, że postępuję słusznie? Godząc się na pomoc Discorda?
  11. Lisa obserwowała Alana szeroko otwartymi oczami, kiedy ten tak długo się jej przypatrywał, a potem pocałował jej dłoń. Wciąż nie do końca pamiętała co się stało, poza tym, że miała szlaban z Riddle'em w magazynie ze składnikami. Alan wyglądał na strasznie przygnębionego i natychmiast uniosła swoją drugą rękę dotykając lekko jego policzka. Próbowała sobie cokolwiek przypomnieć, ale w głowie miała pustkę. Na jej czole pojawiła się drobna zmarszczka. Kiedy jednak usłyszała jego słowa ze zdziwienia aż zabrała dłoń. - Miałam wypadek? Eliksiry? To by wiele tłumaczyło, prawie nic z tego nie pamiętam - pochyliła głowę jak obrażone dziecko. - Ale to naprawdę Riddle mi pomógł? Wydawało mi się, że on by raczej... - zamilkła przypominając sobie, że nie są sami. Po raz kolejny dotknęła jego policzka i powiedziała cicho - Nie martw się, ze mną już wszystko dobrze. Pielęgniarka stanęła trochę bardziej z tyłu i obserwowała ich z lekkim uśmiechem. Kiedy jednak w drzwiach pojawił się mężczyzna pani Connolly zmarszczyła w irytacji brwi, dokładnie tak jak Lisa. Ruda dziewczyn wyglądała jakby miała wielką ochotę się odezwać, ale być może uznała, że jest zbyt słaba na denerwowanie się. Wciąż była niezwykle blada. Najwidoczniej jej zdanie szybko zmieniło się, gdy Alan stwierdził, że zamierza pójść z nim porozmawiać. Wykonała gwałtowny ruch, jakby zamierzała wstać, choć jej prawa dłoń ściskała z całej siły prześcieradło, jakby nie była do końca zdolna do utrzymania się w prostej pozycji bez jakiejś podpory. Pielęgniarka natychmiast zareagowała, odsuwając Alana jedną ręką i siłą przytrzymując Lisę na łóżku. - Muszę iść z tobą... Ten... Kurczę... Proszę mnie zostawić! - Nigdzie panna nie pójdzie! Musisz odpoczywać, Sanders.
  12. Jolanta Kilka osób w tłumie marszczyło brwi ze zdziwieniem, gdy obserwowało dwóch strażników Crystal. Chociaż było zrozumiałe, że kobieta wolała mieć swoją ochronę przy sobie, to zabezpieczenie bankietu wielu ludziom wydawało się aż nadto wystarczające. Rozległo się parę szeptów i kilka osób z przodu uśmiechnęło się widząc zachowanie Felicji. - Co za urocza kobieta - powiedział jakiś mężczyzna o ciemnych oczach, a stojąca obok niego dziewczyna z naszyjnikiem ze słońcem Equestrii pokiwała głową. Jolanta spoglądała to na Crystal to na jej dziwnie otumanionych ochroniarzy. Wydawali się być całkowicie bez życia i ta myśl ją denerwowała. Czy to były kucyki? Powstrzymała chęć zaciśnięcia zębów i uśmiechnęła się delikatnie, wykonując krótki gest dłonią. - Nie ma takiej potrzeby, poradzę sobie bez towarzystwa - powiedziała uprzejmie. - Niech pani jednak pozwoli, bym wskazała pani drogę do łazienki. Te zawiłe korytarze mogą być mylące - dodała z udawaną troską. Ludzie powoli tracili zainteresowanie tą sceną, która ewidentnie nie była już przemówieniem, i zaczynali ciche rozmowy. Jolanta złapała Felicję lekko za ramię i razem zeszły z podestu.
  13. Natalia Przez cały czas obserwowała łagodnie Snow, Goldinga i Lust. Nie odzywała się, a na jej twarzy pojawił się prawdopodobnie najbardziej zmęczony, ale też i niewinny wyraz jaki mogli na dzisiejszym spotkaniu zobaczyć. Jej oczy, które wydawały się być mieszanką kilku kolorów, odwróciły się powoli w stronę Anny. Nie wtrącała się, dopóki w pomieszczeniu nie zapadła dłuższa cisza. Wtedy pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech i wyciągnęła jedną rękę, aby objąć kojąco Snow. Widziała jak bardzo zrozpaczona jest, zdawała sobie też sprawę, że ciężko było jej to zrozumieć. Natalia za to rozumiała doskonale, choć napawało ją to smutkiem. Nigdy nie życzyła sobie aby ktokolwiek musiał przeżywać choć mały ułamek z tego co ona przez te wszystkie lata. - Golding... - powiedziała bardzo cicho, ale nie brzmiała na zdenerwowaną. - Jestem w stanie cię zrozumieć. To twoja decyzja, ale myślę, że powinieneś wysłuchać najpierw swoich przyjaciół. Mnie też czeka ciężka rozmowa z Luną, która zna już mój plan, ale jak do tej pory zbywałam ją za każdym razem, gdy próbowała zacząć ten temat - uśmiechnęła się lekko. - Myślę, że tym razem nie zamierzam tego zrobić. I uszanuję każdą twoją decyzję - ucięła, nie pozostawiając wątpliwości, że nie chce być wplątywana w tak osobiste sprawy Goldinga i nie zamierza ulec presji Snow, być może też i Anny, aby próbować przekonać go do zmiany zdania. Byłaby wtedy hipokrytką - Pamiętaj jednak, że jeśli będziesz czuł potrzebę porozmawiania ze mną na ten temat, na pewno znajdę czas - dodała po chwili zastanowienia, a potem uniosła jedną dłoń do brody. - Co do Crystal... wszystko powinno się dzisiaj rozjaśnić. Do organizacji wybiorę się z tobą osobiście. - dodała.
  14. Przez wielkie okna Skrzydła Szpitalnego przezierały już promienie porannego słońca. W powietrzu unosił się zapach jakichś eliksirów, ale i tak rzeczą najbardziej zwracającą uwagę była młoda, rudowłosa dziewczyna, która najwyraźniej dopiero co się przebudziła. Ewidentnie chciała usiąść, ale pielęgniarka cały czas przytrzymywała jej ramię i próbowała zmusić do położenia owiniętej bandażami głowy na poduszce. - Co się stało? - powtarzała na okrągło Lisa, najwyraźniej wciąż otumaniona. Brzmiała i wyglądała słabo, ale na jej twarzy już zdążył pojawić się znany uparty wyraz. - Dlaczego tu jestem? Proszę... - Połóż się, panno Sanders. Musisz się uspokoić, żebym mogła podać ci odpowiednie eliksiry. W tym momencie dziewczyna zauważyła wchodzącego do Skrzydła Szpitalnego chłopaka i natychmiast wyciągnęła w jego stronę rękę, chociaż tym razem zastosowała się do polecenia pielęgniarki i nie próbowała się podnieść. - Alan! Alan, co się stało? - zapytała znowu, a jej brwi zmarszczyły się w wyrazie zdezorientowania. Cały czas wyciągała dłoń w jego stronę czekając aż podejdzie.
  15. Jolanta Ludzie obserwowali scenę z łagodnymi uśmiechami na twarzach, wszyscy zachowywali uprzejmość, nikt nie zakłócał przemówienia, kilka osób trzymało w dłoniach kieliszki z jakimś bliżej nieokreślonym trunkiem. Prawdopodobnie cydrem. Wystarczyła jednak chwila, by brwi wielu osób podniosły się ze zdziwieniem. Jolanta po tym jak Felicja skończyła mówić jeszcze przez chwilę dała potrwać niepewnej ciszy. Później na twarzy pani minister wykwitł nagle wyraz delikatnego zażenowania i politowania, przesłoniętego szybko drobnym, uprzejmym uśmieszkiem. Położyła jedną dłoń niezobowiązująco na jej plecach, czyniąc z tego gest zrozumienia, który wszyscy z zainteresowaniem śledzili wzrokiem. - To musiała być wina zmęczenia po podróży, ale obawiam się, że się nie zrozumiałyśmy - uśmiechnęła się do pozostałych gości, a kilka osób, prawdopodobnie prawdziwych ludzi, lekko się napięło. - Mówiłam o tym, że poprosiłam jedną z pracownic mojego ministerstwa, panią Stankiewicz, aby w razie konieczności zajęła się wyręczaniem pani w odpowiadaniu na pytania. Drobna pomyłka, ale mimo wszystko czuję się zobowiązana podziękować za to uprzejme wspomnienie. Mam nadzieję, że będzie się pani czuć odpowiednio swobodnie, zamierzam starannie pilnować pani spokoju - skinęła sztywno głową z lekkim błyskiem w ciemnych oczach, a pozostali goście, na nowo zadowoleni, nagrodzili oba przemówienia krótkimi brawami.
  16. Natalia - Czy ja wiem, czy na pewno by cię zaatakowała... - przerwała, ponieważ w tym momencie rozpętała się drobna kłótnia pomiędzy Goldingiem i jego kuzynką. Natalia podparła brodę na jednej ręce i obserwowała ich w milczeniu z lekkim uśmiechem na ustach. Cała sytuacja wzięła się po prostu ze zwyczajnej troski, więc nie była dla niej czymś co wypadałoby przerywać. Dopiero, gdy Snow zwróciła się bezpośrednio do niej pochyliła odrobinę głowę pozwalając by jasne kosmyki opadły na jej czoło. - Golding, to, że nie zostałeś do tej pory zaatakowany wcale nie oznacza, że Crystal nie jest potężna - zaczęła łagodnie. - Wątpię, by była sobie w stanie poradzić z moją siostrą, ale muszę zaznaczyć, że Discord na samym początku starał się wspierać alicorny i trwać z nimi w dobrych stosunkach - kąciki jej ust trochę opadły. - Prawdziwie niebezpieczny jest zawsze ten, kto działa w ukryciu stosując manipulacje. W ten sposób najczęściej działały podmieńce, stąd w historii tak wiele bitew, którym w porę nie zapobiegnięto - nie spojrzała na Annę. Nie chowała już do podmieńców urazy. - Na razie musimy poczekać na informacje Luny, potem podejmiemy decyzję. Na pewno wezmę pod uwagę twoją chęć pomocy w tej sprawie, ale wszystko zależeć będzie od tego jaką mocą włada - pod koniec uśmiechnęła się lekko. Nie chciała, by Golding odebrał to jako niewiarę w jego możliwości. To była jedynie troska. Nie wysyłała przecież gwardzistów przeciwko Chrysalis lub Sombrze. - Co do mojej historii - westchnęła. - Dobiega ona już końca. Discord udowodnił, że jest w stanie dostarczyć mi przedmioty z Equestrii i wyruszył po fragment lustra i składniki eliksiru. Podejrzewam, że zajmie to trochę więcej czasu, niektóre te przedmioty ciężko jest zdobyć. Czas ten zapełniam planem rejestracji i zbieraniem włosów poszczególnych stworzeń, aby, jak już wiesz, ostatecznie móc przeprowadzić wszystko sprawnie. Wciąż pozostaje jednak sporo dylematów. Nie chcę zabierać ze sobą istot, którym na Ziemi się podoba, a przecież są takie. Każdy dostanie wybór. Kolejna sprawa, która mnie gryzie to stworzenie z którego pomocy korzystam, ale z tego doskonale zdajesz już sobie sprawę - zmrużyła powieki i zmarszczyła brwi. - No i ostatnia, jak dla mnie najmniej istotna, ale obiecałam, że powiem o wszystkim. Użycie włosa z naszych ludzkich postaci w zmodyfikowanym eliksirze przemieni nas w dokładnie takiego kucyka jakim byliśmy w momencie zmiany w człowieka. Dla tego na przykład ty, Golding, będziesz potrzebował natychmiastowej pomocy medycznej, ale nie musisz się o to martwić, twoje rany szybko będzie się dało wyleczyć magią. Ja... to zupełnie inna sprawa. Teoretycznie w ogóle nie powinnam zostać przemieniona. Od śmierci dzieliły mnie prawdopodobnie sekundy. Przemiana w alicorna byłaby moim końcem i sama nie jestem jeszcze zdecydowana co zrobię. Pewna jest natomiast jedna rzecz. Moja władza w tym momencie się zakończy. Jeśli kucyki wciąż będą chciały dawnych księżniczek, jestem pewna, że Luna, Cadance i Twilight sobie poradzą - skrzyżowała dłonie na stole i spojrzała w bok. Wyglądała nagle na bardzo zmęczoną. - To moja ostatnia misja. Widziałam za dużo, przeżyłam za dużo i myślę, że kiedy oddam Equestrianom należny im spokój przyjdzie pora abym usunęła się w cień. Elizabeth Elizabeth już całkiem zapomniała o melancholii jaką odczuwała jeszcze chwilę temu. Rzuciła krótkie spojrzenie na dwójkę śpiących dzieci, a potem wyszła na korytarz jakimś cudem sekundę później trzymając Franciszkę za ramię i mówiąc jej, co ma zrobić. Wydawało się jakby wezwała ją telepatycznie. Jej oczy znów były chłodne i obserwowały wszystko z analitycznym spokojem zza okularów, których nie potrzebowała. Nawet się nie obróciła, by spojrzeć, czy Thomas stoi za nią, tylko kazała mu chwilę zaczekać i wbiegła na schody, minutę później wracając z jaką dziwną, czarną teczką. Potem weszła do windy i za pomocą karty wysłała ich na poziom B. Do archiwum. Nie lubiła roboty papierkowej, o wiele bardziej preferowała słodki zapach środków dezynfekujących, ale potrzebowała kilku informacji. Kamila - Oj tam od razu szufladkowana - potrząsnęła rudymi włosami i podeszła do jednej ze srebrnych szafek stojących pod ścianami. - Tutaj ważne jest kto jak sobie radzi z pracą. Inteligencja, samokontrola, spryt, to się liczy - uśmiechnęła się lekko w jej stronę i ubrała lateksowe rękawiczki. - No i oczywiście pomysłowość i umiejętność przyznawania się do błędu. Nie można się poddawać po jednym eksperymencie, nic by wtedy z badań nie wyszło. No dobrze - odetchnęła. - Na początku powinnaś tylko patrzeć, ale myślę, że możesz mi troszkę pomóc, biorąc pod uwagę, że nie zamierzam teraz robić zbyt wiele. Rutynowe badania, no i w międzyczasie można by je nakarmić. W szafce za tobą jest takie pudełko. Ubierz rękawiczki - rzuciła Annie parę. - I weź je ze sobą - podczas mówienia Kamila wyjęła z innej szuflady sporej wielkości szarą walizkę i wzięła ją do jednej ręki, podczas, gdy drugą przesuwała po ścianie dość blisko akwarium. - No proszę. - nacisnęła jeden z kafelków i w tym momencie kawałek ściany odsunął się niczym przesuwane drzwi i pokazał za sobą wejście do jakiegoś ciemnego tunelu z którego unosiła się wilgotna woń - Chodź - powiedziała laborantka pogodnie i weszła do środka.
  17. Kiedy rano Alan się przebudził w pokoju wciąż słychać było pochrapywania, w końcu był to niedzielny ranek i można było przyjść na śniadanie później, zresztą było też dość wcześnie. Dopiero po chwili okazało się jednak jasne, że niektórzy jakimś cudem zdążyli już wstać, ubrać się i zniknąć. Mowa tu oczywiście o Tomie, co zaskoczeniem na dobrą sprawę nie było, oraz o Abraxasie, co wspominając wczorajszy wieczór mogło wydać się złowrogie. Mulciber i Lestrange wciąż ewidentnie spali, w sypialni słychać było ich senne pomruki, trudno za to było stwierdzić co robi Hector. W każdym razie zasłony wokół jego łóżka były zaciągnięte i nie dochodził zza nich żaden dźwięk. W Pokoju Wspólnym było równie spokojnie i dość pusto. Mało kto zdecydował się w weekend na wczesną pobudkę, gdzieniegdzie przy bocznych stolikach można było zauważyć rozmawiających półgłosem pierwszaków, a na kanapie przed kominkiem rozłożona była grupa starszych dziewcząt, mocno zaspanych i przygniecionych porannym znużeniem. Jedna z nich trzymała w obu dłoniach kubek czegoś gorącego, prawdopodobnie herbaty. Kiedy tylko usłyszała czyjejś kroki na schodach odwróciła szybko głowę i okazało się, że jest to Judith Parkinson. Co dziwne żadna z dziewczyn wokół niej nie była z piątej klasy, ale te prawdopodobnie jeszcze spały. Głównie były to uczennice młodsze, tylko przy samym oparciu wypoczywała jakaś bardzo wysoka szóstoklasistka, która obrzuciła Alana nieprzyjemnym spojrzeniem. - Hasło na dziś to Raptus puellae. - powiedziała Judith swoim protekcjonalnym głosem, a potem odwróciła głowę z powrotem w stronę kominka, przykładając kubek do ust.
  18. Jolanta - Nie denerwuj się, nie pomyślą - odparła równie cicho z nutą... politowania? Drwiny? Prawdopodobnie. Luna już taka była, że nie dawała się zbić z tropu osobom takim jak ona. Wprowadziła ją na scenę, cały czas lekko prowadząc i stanęły obok siebie w pobliżu dwóch mikrofonów. Ochrona ustawiła się w strategicznych miejscach. Ich miny były poważne i wydawali się mocno skupieni na swojej pracy. Jolanta upewniła się, że wszystko jest jak należy i każdy ich słucha, a potem oficjalnie otworzyła bankiet, przedstawiając formalnie Felicję i witając ją w Polsce. Uśmiechnięte twarzy śledziły gestykulację jej rąk i ciemne oczy raz na jakiś czas spoglądające na ich gościa. Teraz przekazała kobiecie głos dając jej szansę, aby sama coś powiedziała. Na jej twarzy wykwitł mały, sztywny uśmiech surowej minister, a kiedy krótkie brawa urwały się, wbiła w nią uważne spojrzenie, czekając na to co powie. Ona nie mogła zburzyć teraz swojego wizerunku, ale Jolanta była u siebie i miała władzę aby zneutralizować ją za wszelką cenę. Polityka i grzeczność traciły na znaczeniu w obliczu takiego zagrożenia. Luna wątpiła, by Crystal powiedziała teraz cokolwiek szkodzącego. W końcu oczernianie ważnego urzędnika państwa, które stoi w sojuszu z największymi rynkami zbytów produktów farmaceutycznych nie byłoby pożądane.
  19. Niedługo po tym jak Alan położył się do łóżka w sypialni rozległo się ciche skrzypienie drzwi. To prawdopodobnie Hector przyszedł w końcu spać. Nie zapalił żadnego światła, wywołał tylko lekki hałas, gdy zasuwał kotary wokół swojego łóżka. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi. Później w pokoju zapadła całkowita cisza, nie było słychać nawet przewracanych przez Riddle'a kartek. Kiedy dużo później Alan obudził się przez koszmary panowała również nieprzebita ciemność. Zniknęła łagodna poświata z różdżki Toma, co oznaczało, że jednak chodzi on spać, nawet jeśli bardzo późno. Ciszę raz na jakiś czas przerywało chrapnięcie Mulcibera. Która była godzina? Północ? A może już dochodziła pierwsza? Kiedy Alan leżał tak zastanawiając się nad swoimi snami nagle dobiegł do niego bardzo, bardzo cichutki szelest zasłon, a potem równie ostrożne kroki. Ciężko było domyśleć się do kogo należą. Zanim jednak zdążył się podnieść i być może jakoś zareagować w pomieszczeniu rozległ się ledwo słyszalny, głuchy dźwięk, jakby ktoś próbował coś otworzyć. Potem po raz kolejny zaszeleściły kotary. Szept, który dotarł do uszu Alana był zbyt cichy, aby obudzić pozostałych Ślizgonów, ale dla kogoś, kto już nie spał, rozpoznanie słów było bardzo łatwe. - Co robisz? Głos choć cichy wydawał się mocno zirytowany. - R..Riddle... - również szept, brzmiąc porażająco podobnie do głosu... Hectora? - Dlaczego nie śpisz? - Być może dlatego, że usłyszałem jak ktoś dobiera się do moich rzeczy. - T...to wcale nie tak - wciąż rozmawiali szeptem, nikogo nie budząc. - Ja tylko... - urwał. - No dalej. Słucham - w tym momencie głos Riddle'a nabrał jakiejś dziwnej mocy. Wydawał się być naprawdę zły. Ale widocznie z Hectorem było podobnie. Choć nie podniósł głosu ewidentnie dało się rozpoznać, że gdyby nie to, że nie chciał robić afery na całe dormitorium już dawno by to zrobił. - Chciałem tylko znaleźć dowód - syknął. - Na co? - Na to, że mam rację. Że naprawdę jesteś obsesyjnie zakochany w Lisie Sanders. Przez kilka sekund panowała absolutna cisza, dopóki nie przerwało jej chrapnięcie Mulcibera i kolejny szept. - Słucham? - Bo jesteś - w głosie Hectora pobrzmiewała desperacja. - Tylko ślepy by tego nie zauważył. To jak ją obserwujesz, jak się do niej przysuwasz i udajesz, że chcesz tylko pomóc. A teraz co? Odegrałeś wielkiego bohatera. Wiem, że musiałeś jej pomóc, ale ten cyrk z zanoszeniem jej na rękach? Mogłeś użyć różdżki. Chcesz ją uwieść, ale ja ci na to nie pozwolę. Alan i Lisa naprawdę się kochają i nie będziesz jak jakiś psychol im przeszkadzał. Założę się, że.... Cierpliwość Riddle'a wydawała się skończyć. - Koniec. Nie mam zamiaru dłużej słuchać pana urojeń, panie Moon. Nie interesują mnie zajęte dziewczyny. A teraz wróć do łóżka, dopóki jeszcze nie załatwiłeś sobie kolejnego szlabanu za naruszanie cudzej własności - głos Riddle był na powrót spokojny, ale też niezwykle, niezwykle chłodny i jakby pogardliwy. Hector zdecydowanie powinien wrócić teraz do łóżka. Chłopak jednak się nie poddawał. Jego głos nagle stał się jeszcze cichszy i jakby wilgotny, zrezygnowany. - Lisa jest z Alanem szczęśliwa, nie pozwolę na to, żebyś nią manipulował. W tym momencie w sypialni rozległ się niepokojący dźwięk - cichy, miękki śmiech. - A więc jednak? Kto by pomyślał. Próbujesz wmawiać mi swoje teorie, ale być może lepiej by było, gdybyś zaczął od swoich własnych uczuć? Panna Sanders jest, jak już pan zauważył, zajęta. Ciszy w dormitorium nie przerwał już żaden głos. Po kilku sekundach Alan mógł usłyszeć kroki Hectora wracającego do łóżka, a potem szelest zasłon. Później łagodny dźwięk kotar dobiegł też od strony Riddle'a. Napiętą, nieprzyjemną ciszę na chwilę przerwało kolejne chrapnięcie i senne pomruki Polluxa.
  20. Kiedy Alan wszedł do pokoju mógł zauważyć, że nie było w nim Hectora. Prawdopodobnie wciąż siedział gdzieś w Pokoju Wspólnym i go nie zauważył. Tom Riddle leżał na swoim łóżku bez butów, ale wciąż w pełni ubrany, na kolanach trzymając jakąś książkę. Jego różdżka leżała zaraz koło jego dłoni. Na szafce obok paliła się świeczka, jedno z dwóch źródeł światła w sypialni. Druga taka sama znajdowała się przy Abraxasie, ale gdy Alan wchodził ten akurat ją gasił. Malfoy był ewidentnie bledszy i jakby trochę spięty. Kiedy zasuwał kotary wokół łóżka jego ręce lekko drżały. Lestrange, który stał oparty o ścianę, obrzucił chłopaka krótkim spojrzeniem, ale się nie odezwał. Był już przebrany w piżamę, więc chwilę później wsunął się pod kołdrę. Mulciber już dawno pod nią był i wodził oczami od Toma do Alana. Prefekt natomiast sprawiał wrażenie bardzo spokojnego, wręcz znudzonego. - Witaj, panie Travers. Cisza nocna już dawno się skończyła - powiedział cicho i na chwilę uniósł wzrok znad tekstu, jego oczy w migotliwym świetle wydawały się niebezpiecznie lśnić. - Niech się pan więcej nie martwi - dodał, chwytając różdżkę i również zasuwając zasłony wokół swojego łóżka. - Panna Sanders wydobrzeje - słowa zlały się z szelestem ciemnozielonych kotar. Siła podmuchu zgasiła ostatnią świeczkę. Zachowywał się zupełnie tak, jakby nic się nie wydarzyło. Jakby nie było sceny w Skrzydle Szpitalnym. Jakby w ogóle ze sobą nie rozmawiali od czasu jej wypadku. Chwilę później zza zasłon Riddle'a błysnęło lekkie światełko. Było ono zbyt słabe, by komukolwiek przeszkadzać i oświetlić więcej niż książkę, którą czytał. W ciemności jaka teraz zapadła w pomieszczeniu można było usłyszeć tylko ciche pokasływanie Mulcibera i dźwięk przesuwanej pościeli. Wszyscy uznali za oczywiste, że kiedy Alan dotrze do swojego łóżka i odgrodzi się od innych będzie w stanie przebrać się bez światła, a jeśli nawet nie lub jeśli planował coś jeszcze poczytać, użyje swojej różdżki tak jak Tom.
  21. W Pokoju Wspólnym wciąż znajdowało się parę osób, był to w końcu sobotni wieczór. Niektórzy uczniowie z ostatniej klasy ślęczeli nad książkami rozłożonymi na stołach pod ścianą, kilku młodszych uczniów siedziało i rozmawiało cicho przed kominkiem lub grało w szachy. W dormitorium Ślizgonów spokój panował praktycznie zawsze, hałas, zgiełk czy chaos były po prostu niegodne najlepszego z Hogwarckich domów. Niektórzy śledzili Alana wzrokiem, gdy szedł, ale nie odezwali się słowem. Chłopak mógł z ulgą powitać to, że nikt nie zamierzał go dręczyć. Vivienne, Judith i Margaret były już w swojej sypialni, prawdopodobnie tak samo jak Stephanie i Adelia. Gdzieś tam mignęła mu prawdopodobnie Walburga, ale była ona tak zaaferowana swoim esejem z transmutacji, że chyba nawet go nie zauważyła. Kiedy dotarł pod drzwi sypialni chłopców musiała jednak dobiec do niego cicha rozmowa w środku. - ... Panna Sanders miała wypadek, moim obowiązkiem było jej pomóc - spokojny głos Toma Riddle'a, jak zawsze nienaganny. Zaraz po tym rozległo się trochę głośniejsze prychnięcie. - Merlinie, daj spokój, co za tępa szczota. Jestem pewny, że sama zwaliła na siebie tę półkę, żeby zrobić z siebie ofiarę i wymigać się od następnego szlabanu. Mam nadzieję, że Slughorn się na to nie nabierze... - Pomóc? - Malfoy przerwał wywód Gilberta - Prawdopodobnie uratowałeś jej życie... panie. Nagle za drzwiami zaległa gwałtowna i napięta, wręcz niepokojąca cisza.
  22. Natalia Przyłożyła w zastanowieniu rękę do twarzy. Lekka zmarszczka na jej czole wciąż nie znikała, ale kiedy spojrzała na Goldinga wydawała się złagodnieć. - Ja również uważam, że nie powinieneś się obwiniać - powiedziała cicho, a potem westchnęła. - Niestety muszę nie zgodzić się ze Snow. Niektóre przedmioty oraz istoty o wystarczającym potencjale magicznym zachowują swoje pełne lub częściowe właściwości nawet na Ziemi. Dowodem jest chociażby ten medalion lub Luna, moja siostra, która mimo iż nie jest w stanie używać magii wciąż potrafi wnikać w czyjeś sny, jeśli osoba ta znajduje się wystarczająco blisko - pokręciła głową, a zmarszczka nagle zniknęła. - Sama nie jestem pewna jakie właściwości może mieć róg króla Sombry, ale nie pewno nie jest to coś co możemy zignorować. Były władca Kryształowego Imperium był jedną z najpotężniejszych postaci czarnej magii i to do tego stopnia, że pewien jej odłam nazwano jego imieniem - jej oczy rozszerzyły się prawie niezauważalnie, a ręka opadła na blat. - Moja siostra odbiera ją z lotniska - powtórzyła już dziś chyba po raz drugi. - Myślę więc, że dziś wszystko będziemy już wiedzieć. Luna ma dar do odczuwania aktywnej magii. Poradzi sobie - dodała jeszcze trochę bardziej surowym tonem, ale być może miało to przykryć iskierkę zmartwienia. W końcu w jaki sposób miała nie martwić się o jedyną bliską rodzinę, jaka jej została?
  23. Profesor przez cały wywód wydawał się pozostawać w głębokim skupieniu, a jego wzrok wbity był w przestrzeń, sporadycznie tylko skupiając się na Alanie. Jego mina była poważna, prawdopodobnie poważniejsza niż jakakolwiek, którą chłopak miał szansę do tej pory zobaczyć. Wesołe iskierki w oczach profesora gdzieś zniknęły, a na jego czole pojawiła się drobna zmarszczka. Kiedy w gabinecie znów zaległa cisza Dumbledore westchnął i oparł ręce na blacie, nakładając dłonie na siebie. Podejrzewałem, że może chodzić właśnie o to - powiedział cicho. - Ja sam od dawna widziałem, że pan Riddle nie jest tak naprawdę tym, kim wydaje się być. Tom zdaje sobie sprawę z tego, że nie przekonuje mnie jego maska i że często go obserwuję. Myślę, że do dziś żałuje pewnych rzeczy, jakie powiedział mi, gdy cztery lata temu odwiedziłem go w mugolskim sierocińcu aby opowiedzieć mu po raz pierwszy o magii. Już wtedy wydawał się być... niecodziennym chłopcem - pokręcił głową. - Jestem pod wrażeniem intuicji panny Sanders. Niewielu jest takich, którzy nie dali się zwieść jego urokowi. Nawet Gryfoni darzą go swego rodzaju szacunkiem, nawet jeśli jest on przykryty irytacją i zawiścią nie wykraczającą poza międzydomowe utarczki. To co mi dziś powiedziałeś jest kolejną historią, którą udało mi się o nim usłyszeć, choć nigdy nie dostarczano mi ich bezpośrednio. Zdajesz sobie na pewno sprawę, panie Travers, że nikt z ciała pedagogicznego niestety nie powiela moich obaw. Kilka razy próbowałem już dyskusji z dyrektorem, ale zbywał mnie, twierdząc, że uwziąłem się na niego od samego początku i bezpodstawnie. Raz nawet próbowałem porozmawiać z samym panem Riddlem. Zazdrość sprzyja kłamstwom, panie profesorze, usłyszałem. Później doszło do małego, ah, spięcia pomiędzy mną a profesorem Slughornem. Po kim jak po kim, Dumbledore, ale po tobie nie spodziewałem się pokładania wiary w plotki. Spędzam z chłopcem dużo czasu, jest członkiem Klubu Ślimaka i nigdy nie zauważyłem w nim niczego niepokojącego. To najwspanialszy uczeń, jakiego do tej pory uczyłem. Tom Riddle jest jego ulubieńcem - poprawił okulary. - Żadna z tych sytuacja nie umniejszała jednak moich zmartwień. A teraz to... Wierzę panu, panie Travers i może pan być przekonany o moim wsparciu. Żaden uczeń nie może czuć się w Hogwarcie zagrożony. Poza pana słowem nie mamy jednak dowodów w tej sprawie, chyba, że znowu wymoglibyśmy użycie na różdżce Toma Priori Incantantem. Jest to jednak pomysł bardzo ryzykowny, ponieważ jeśli znów okazałoby się, że nie użył jej do złych celów narazilibyśmy się na nieprzychylność profesora Dippeta i Slughorna. Oraz oczywiście samego pana Riddle - spojrzał ze zrozumieniem na Alana - Prosiłeś mnie abym nikogo o tym nie informował i nie zamierzam tego robić. Jak na razie. Jeśli zdarzy się kolejna sytuacja, która wzbudzi niepokój pana lub panny Sanders, proszę abyście natychmiast mnie o tym poinformowali. Jeśli wciąż będziecie czuli się zagrożeni będę zmuszony zająć się tym osobiście, nawet jeśli oznaczałoby to poinformowanie o tej sprawie innych. Teraz mogę panu poradzić, abyście spróbowali... - profesor wychylił się lekko zza biurka, na jego czole znów pojawiła się zmarszczka - ... udawać innych, ufających mu uczniów. Wydaje mi się, że pan Riddle ma poważne zaburzenie postrzegania własnej osoby i powinien stracić zainteresowanie panną Sanders, jeśli ta spróbuje udawać zachwyconą jego osobą. To okropne, ale jeśli nie chce pan, bym dawał Tomowi do zrozumienia, że o tym wiem, jest to jedyna rada jaką mogę dać w kwestii waszego bezpieczeństwa. Tak jak mówiłem, jeśli jednak wciąż będziecie uważali się za gnębionych wtedy będę musiał podjąć bardziej bezpośrednie kroki - westchnął i usiadł z powrotem na fotelu. - Chce pan jeszcze jednego dropsa?
  24. Jolanta Nie odpowiedziała na kolejne słowa Felicji, ignorując ją i wyglądając przez okno. Gdy się zatrzymali dwójka mężczyzn siedzących z przodu wyszła, aby otworzyć im drzwi. Gwardziści wbijali w blondynkę uważne spojrzenie. Momentalnie obiegli ich dziennikarze i zanim Felicja zdążyłaby choćby pomyśleć poczuła lekki dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. To Jolanta bardzo szybko do niej podeszła obdarzając zebrany tłum krótkim i szorstkim uśmiechem. Tak na dobrą sprawę ci wszyscy ludzie byli tutaj tylko po zdjęcia, bo nawet jeśli ktoś próbowałby zadać im jakieś pytania to prawdopodobnie by mu się nie udało. Ochrona zrobiła kobietom przejście i ruszyły po ładnych, ozdobnych schodach do budynku. Luna dbała o to, by trzymać się blisko Felicji, co więcej wydawała się nawet iść pół kroku za nią, tak by cały czas mogła obserwować jej ruchy. W środku było niezwykle ciepło, w nozdrza uderzył je zapach potraw. Większość podłóg zajmowały dywany, przy ścianach stało pełno ochroniarzy. Dwóch kolejnych przepuściło ich w drzwiach i kierowca, który do tej pory szedł za nimi, zatrzymał się i coś do nich cicho powiedział. Nie trafiło to jednak ani do uszu Jolanty ani Felicji. Minister edukacji znów niemalże niezauważalnie dotknęła ramienia swojej towarzyszki i pokierowała ją na podest z przygotowanym nagłośnieniem. Po drodze kiwała głową elegancko ubranym ludziom, politykom i biznesmenom, najczęściej powiązanym z farmaceutyką i medycyną, którzy obdarzali ich lekkimi uśmiechami. Po części z nich wyraźnie widać było, że są Equestrianami, nosili charakterystyczne zbyt kolorowe jak na ludzkie standardy ubrania, a niektórzy, tak jak dziennikarze na lotnisku, ozdabiali się maleńkimi broszkami lub nadrukami Equestriańskich symboli, na przykład magiczną, sześcioramienną gwiazdą lub słońcem Equestrii.
  25. Natalia Natalia pokręciła lekko głową słysząc słowa Goldinga, choć na jej ustach wciąż błąkał się drobny uśmiech. - Nonsens. To nie jest jedynie moja własność. To nasze wspólne dziedzictwo, Golding i żaden kucyk nie może czuć się wobec niego niegodny - zabrała rękę z powrotem i łagodnie położyła naszyjnik obok dłoni Snow. Chwilę później nagłym ruchem podniosła wzrok i wbiła spojrzenie z powrotem w mężczyznę. Jej jasne brwi nieznacznie się zmarszczyły. Na początek wydała się z siebie dźwięk przypominający bardziej mruknięcie, jednak chwilę później wyraziła swoje myśli słowami. - Golding, czy możesz mi powiedzieć jakiej wielkości jest ten naszyjnik? Nie chcę znów wydawać pochopnych wyroków, ale po tym wszystkim co dziś usłyszałam... a ten opis przypomina róg Króla Sombry, jedyną rzecz, która po nim pozostała - stwierdziła bez ogródek, o wiele poważniejszym tonem niż mówiła dotychczas. - I jeśli się nie mylę, a mam nadzieję, że tak nie jest, to Crystal może stać się o wiele bardziej poważnym problemem niż wydawało się na początku.
×
×
  • Utwórz nowe...