Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Elizabeth Eden

  1. Margaret: Kobieta wyprostowała się i powiedziała chłodno: - Za dwa dni jest wycieczka do lasu, wtedy się przewietrzysz. A teraz idź do pokoju dziennego coś poczytać albo porysować. Przy okazji jak znajdziesz taką małą dziewczynkę... ma chyba na imię Grace. To poproś ją do mojego gabinetu - potem bez słowa odeszła.
  2. Magus: Duże drzwi sierocińca były jednak zamknięte na cztery spusty i wydały głuchy dźwięk, gdy je pociągnąłeś. Po chwili poczułeś czyjąś obecność za plecami, choć nie było słychać żadnych kroków. - A ty dokąd? - zapytała Margaret spoglądając na ciebie z góry.
  3. Sierociniec Margaret szczerze nie chciała mieć ,,do pewnego czasu'' jakiegoś bardzo mocnego kontaktu z dzieciakami. Wszystko robiłaby stopniowo. Wiedziała, że pierwszym co miała zrobić, to odkryć, gdzie w tym domu znajdują się prochy dzieci, które zaginęły wiele lat temu. Bo już ustaliła, że na pewno są w domu, a jedna z dawnych opiekunek była po prostu psychopatką. Obstawiała na razie strych, albo to dziwne przejście pod schodami, które na swoje nieszczęście odkryła chwilę przed przybyciem dzieciaków i trudno było jej tam teraz zejść. Tym bardziej, że młodzi łazili po domu w nocy. Ale mimo wszystko byli jej potrzebni. Teraz wieszała na ścianie w holu prostą tablicę informacyjną, z którą młodzi miała nadzieję, że się zetkną. Tablica informacyjna 1. Do godziny osiemnastej chcę, by do mojego gabinetu zgłosiły się osoby, które mają zostać dowódcami w pokojach 2. Po godzinie dwudziestej pierwszej obowiązuje zakaz wychodzenia z pokoju 3. Pierwsza wycieczka do okolicznego lasu odbędzie się za dwa dni(14 października) Tyle na razie wystarczy - stwierdziła kobieta wycofując się powoli do kuchni. Annabelle: Dziewczynka rozejrzała się, czy nikogo nie ma, a potem otworzyła drzwi i zamknęła je za sobą zbiegając w dół po stromych, kamiennych schodach.
  4. Biblioteka: Ciekawą odnotowania ciekawostką było, iż koło wioski Tridville nie był zaznaczony żaden sierociniec, tylko puste pola. Margaret wstała i lekko się otrzepała ruszając na schody. Pora obudzić tych, którzy nie dostosowali się do ustalonej pory wstawania. Annabelle: Kiedy dziewczynka weszła do biblioteki i zobaczyła, że w jej ukochanym zacisznym miejscu jest tak dużo innych dzieci wykrzywiła się i wyszła. Skierowała się do pewnych ciemnych i mocnych drzwi, które stały zaraz obok kuchni.
  5. Margaret: Kobieta uniosła delikatnie brwi. - Rozumiem. Co do pokoju, dostawię ci łóżko do dwójki. Jest chyba jedno w magazynie. Idź poproś kogoś, by przekazał ci zasady i przypomnij im, że po śniadaniu oczekuję informacji, kto jest dowódcą w jakim pokoju. W tym momencie do pokoju weszła w pełni ubrana i uczesana Annabelle. Kiwnęła swojej mamie głową na powitanie, wzięła z półki kawałek chleba, posmarowała dżemem i bez słowa wyszła kierując się do biblioteki. Oczywiście nie obudziła swojego współlokatora. Z natury była cicha.
  6. Margaret: Kobieta nie odzywała się ani nie jadła obserwując wchodzące dzieci. - Chciałeś czegoś? - zapytała jednego z nich, które się na nią uparcie patrzyło. - Marginesem - to już skierowała do wszystkich w kuchni. - Jeśli ktoś nie umie pisać albo czytać, niech przyjdzie do mojego gabinetu po śniadaniu. Jeśli jest wam zimno w pokoju dziennym jest rozpalony kominek. - potem znowu spojrzała obojętnie na chłopca, który siedział przed nią.
  7. Margaret: Kobieta wyprostowała się i nadal zdenerwowana patrzyła jak dziewczyny odchodzą. I bardzo dobrze, bo już za niedługo świt. Nie miała zamiaru przyjmować do siebie wytłumaczeń z cyklu ,,jestem zmęczona''. Jutro będzie pierwszy i dość organizacyjny dzień w sierocińcu. Wróciła do swojego gabinetu. Słońce powoli wychylało się nad horyzont. Za sierocińcem były tylko pustkowia, a w tle malowały się góry. Trawa na polu była biała od mocnego przymrozku, który złapał w nocy. Mimo wszystko wybiła siódma i pora było wstawać. W budynku było potwornie zimno, więc Margaret napaliła chociaż w pokoju dziennym. Nie miała nic przeciwko, żeby dzieciaki z jedzeniem z kuchni przeniosły się tutaj. Przy okazji obudziła lekkim szturchnięciem chłopaka, który dzisiaj właśnie tutaj spał. Potem rozpaliła też w specjalnym piecyku w łazience, aby woda była ciepła i dzieciaki mogły się umyć. Zadowolona z siebie usiadła w kuchni. Jej zimno nie przeszkadzało. (Czy tylko ja czuję tą atmosferę? Ahhh )
  8. Komputer: Ściana zaczęła migać, ale Luna to zauważyła. - O! Nie ma tak łatwo. Twilight! - krzyknęła, żeby potem razem z nią wzmocnić barierę i ją utrzymać. Po kilku sekundach Luna powiedziała. - Dość tego, pomóż mi - powiedziała do fioletowej alicorn, a potem razem połączyły swoje zaklęcia w jedno silne zaklęcie niszczące. Zamiast Combota leżała teraz na stole kupka popiołu. (Zakończmy to już)
  9. Komputer: Luna spojrzała z nienawiścią w oczach na combota. - Będziemy go rozbierać? - zapytała Twilight. - Nie, rozwalimy jednym zaklęciem, ludzka elektronika jest niezwykle słaba.
  10. Komputer: Twilight spojrzała na Combota i prychnęła. Okropieństwo. Zabrała go razem z Luną do zamkniętego laboratorium Canterlotu, gdzie został nadal w magicznej klatce położony na białym stole.
  11. Komputer: Niestety bariera nie ustąpiła i nie ustąpi. - I co teraz, ty zły pomiocie? - warknęła Twilight. Chwilę potem stanęła koło niej Luna. - Celestia zajmie się Cadance. Żyje, ale jest nieprzytomna - powiedziała pani nocy patrząc na combota. - Trzeba go zabrać do laboratorium. I tam właśnie się udały ciągnąc to ,,coś'' za sobą w magicznej klatce.
  12. Zamek/Komputer: Twilight zlatywała ze schodów z naprawdę pokaźną prędkością nie zważając na to, że bardzo mocno uderzyła się po drodze w kopyto i chyba je zwichnęła. Nagle zobaczyła małe... coś? - MAM CIĘ! - wrzasnęła i zamknęła je w magicznej klatce. Niestety ta chwila dekoncentracji sprawiła, że zleciała ze schodów i jeszcze bardziej boleśnie się obiła. Wstała ostrożnie jęcząc i warknęła: - Przebrzydłe ludzkie urządzenia.
  13. Święto słońca: Cadance zauważyła spadającą na nią ciężką figurę trochę zbyt późno. Uderzyła ją prosto w głowę, a potem klacz nie widziała już nic. Leżała na scenie, a wokół niej formowała się mała kałuża krwi. Niektóre kucyki wszczęły panikę. Celestia, która już podniosła słońce wpatrywała się w balkon na piętrze z pewną konsteracją, jakby nie do końca wiedziała co się właśnie stało. Twilight za to użyła skrzydeł i wleciała do zamku ruszając na schody. Luna powiedziała głośnym głosem Canterlotu: - Niech każdy, kto nie należy do gwardii canterlockiej się rozejdzie, a gwardia niech przeszuka zamek i tereny wokół niego! Potem klacz księżyca spojrzała na swoją siostrę, która powoli podeszła do Cadance i szepnęła cicho: - Mam wrażenie, że wojna dopiero się zacznie... Koniec Prologu Początek Epizodu 1 (Epic moment 1 zaliczony XD)
  14. Uroczystość: Księżniczka Celestia zamknęła oczy i wzniosła się na skrzydłach w górę, a jej róg rozbłysnął niesamowicie jasnym promieniem. Słońce powoli budziło się do życia obrazując sobą niesamowitą gamę barw. Cadance cały czas patrzyła w górę, ale nie na Celestię, tylko na balkon kilka pięter wyżej...
  15. Annabelle: Annabelle obserwowała chwilę chłopaka, a kiedy stwierdziła, że w pokoju jest już w miarę dobrze położyła się do łóżka w swojej granatowej, długiej koszuli nocnej. Trochę stresowała się tym, że musi zasnąć z kimś obcym w pokoju, ale starała się to przełamać i obróciła się twarzą do ściany mocniej otulając pierzyną. Po jakimś czasie zasnęła.
  16. Uroczystość - Więc myślę, że pora przejść do najważniejszej części uroczystości, ponieważ już za niecałą minutę nadejdzie pora na świt - powiedziała pogodnie Celestia. Inne księżniczki się wycofały, choć Cadance nadal się rozglądała.
  17. Annabelle: Nienawidziła się odzywać. Uważała, że mowy używa się tylko wtedy, kiedy jest to absolutnie niezbędne, jednak teraz po prostu nie miała jak mu to inaczej przekazać. Wskazała mały drewniany koszyk koło drzwi. Taki koszyk znajdował się w każdym z pokoi. - Tam wrzucamy brudne rzeczy, które potem idą do prania - stwierdziła krótko. Jej głos był cichy, melodyjny i jakby znudzony. Jednak mimo wszystko dało się w nim usłyszeć niemałą chrypkę, spowodowaną tym, że rzadko się odzywała.
  18. Uroczystość Księżniczka Cadance nie wsłuchiwała się za bardzo w przemowę głównej władczyni. Rozglądała się raczej na około. Gdy spojrzała w górę, zobaczyła, że kilka pegazów poleciało na trzecie piętro. O co chodzi? Za to Celestia kontynuowała. - ... jestem rada, że mimo ostatnich smutnych wydarzeń związanych z gatunkiem ludzkim możemy się wszyscy tutaj spotkać. Liczę, że do następnego Święta Słońca wiele spraw się ustabilizuje i wrócimy do pełni świetności...
  19. Annabelle: Dziewczynka zastanawiała się chwilę, czy ten chłopiec jest głupi, czy tylko udaje. Jak można pozwolić na samoczynne wysychanie takiej mokrej plamy. Przecież to wsiąknie w drewno, przez co to będzie gniło! Przez chwilę patrzyła na niego swoimi ciemnymi oczami, a potem wyszła. Długo to nie trwało, bo wróciła chwilę potem ze szmatą, którą mu rzuciła. Potem usiadła na łóżku obserwując każdy jego ruch,
  20. Uroczystość: Uroczystość właśnie się zaczynała. Kotara się podniosła, a cztery księżniczki z Celestią na czele wyszły uśmiechnięte bardziej w stronę tłumu. - Witajcie - powiedziała pani dnia magicznie wzmocnionym głosem. - Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się, mogąc was gościć w to wspaniałe święto.
  21. Margaret: Kobieta usłyszała płacz na korytarzu, co sprawiło, że wstała jak rażona piorunem. To był PARTER. Wybiegając z gabinetu zobaczyła najmłodsze dziecko, które chyba biegło do swojego pokoju i do tego zderzyło się z innym, które również nie było tam gdzie miało być. - A co wy robicie!? - krzyknęła zdenerwowana. - W tej chwili do pokoju i nie wychodzić do rana! - krzyknęła jeszcze głośniej. Była zła na te dzieciaki. Pierwszy dzień i już zbliżają się tam gdzie nie powinny. No ale cóż, są jej potrzebne...
  22. ZAPISY ZAMKNIĘTE. Jeszcze nie wiem, czy na pewno będzie grać Dante. Dziś Pawlex śpi w pokoju dziennym, potem go ewentualnie zastąpi. Napiszę, kiedy będzie ranek. Margaret: Kobiecie wydawało się, że zaraz dostanie szału. Ale oczywiście potrafiła się opanować. Jednak tym razem nie wiedziała kto to może być, bo nikogo się nie spodziewała. Kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła kolejnego chłopaka zmarszczyła brwi. Nadprogramowy? Nie ma sprawy. Margaret wyglądała dość przerażająco na tle świec w holu. - Spóźnienie - mruknęła zimno. - Nie mam na razie wolnych pokoi. Pokój dzienny, ostatnie drzwi na lewo pierwsze piętro. W schowku, czyli drzwi obok powinny być pierzyny, będziesz spać na kanapie. Jutro zapytasz kolegów o zasady jakie tu panują, bo masz je znać. Nie ma tu prądu, to mówię od razu. Znikaj. - zakończyła obojętnie i wróciła do gabinetu - A spróbuj mi zabrudzić błotem korytarz, to jutro będziesz szorował cały sierociniec - krzyknęła jeszcze.
  23. Margaret: Kobieta zmarszczyła brwi, gdy dzieciak poszedł. Czy każde dziecko jest tak niechlujne, czy tylko ona dostała zepsute egzemplarze? Machnęła ręką, by woda znikła. Tak, te bachory trzeba będzie zdecydowanie wychować. Wiedziała, że nie zaśnie, więc poszła do swojego gabinetu. Annabelle: Jej źrenice się rozszerzyły, gdy zobaczyła co ten chłopiec wyprawia w JEJ pokoju. Nie miała zamiaru po nim sprzątać, ale też nie chciała spać w tak zaśmieconym otoczeniu. Wstała i zdarła pierzynę z chłopaka waląc go dość mocno po ręce. Potem bez słowa pokazała palcem na leżącą na ziemi bluzę.
  24. Sierociniec Drzwi te były duże i w środku budynku można było usłyszeć głośny i głuchy dźwięk spowodowany uderzaniem w nie. Margaret wstała. Nie spała, ale mimo wszystko było jej dobrze, kiedy tak leżała i czytała sobie książkę, więc niesamowicie ją to zdenerwowało. Narzuciła szary szlafrok na swoją czarną i długą koszulę nocną i w pantoflach zeszła spokojnie na dół. Skoro ktoś był na tyle perfidny by się spóźnić to mógł poczekać na deszczu. Kiedy była już w holu otworzyła drzwi i zobaczyła chłopca, na oko szesnastoletniego. - Spóźnienie - powiedziała sucho. - Rozumiem, że ty jesteś od Derriców? W tej chwili na górę, ostatnie drzwi po prawej stronie. Jest tam moja córka, nie odzywaj się do niej. Jutro poprosisz łaskawie jakiegoś kolegę o przekazanie ci zasad jakie tu panują, bo mimo wszystko masz je znać. Zmykaj. Od razu mówię, że nie ma tu prądu, jak będzie ci zimno są w pokojach pierzyny - rzuciło chłodno i zamknęła za nim drzwi.
×
×
  • Utwórz nowe...