-
Zawartość
2954 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Elizabeth Eden
-
Z drzwi na lewo wyszła nagle pani Eden. Jak zwykle miała platynowe włosy upięte, okulary za którymi były niebieskie oczy i czarny strój, na który narzucony był stój laboranta z napisem ,,Dyrektor''. - Witaj Obiekcie, witaj Thomas - powiedziała i wskazała ci, że masz wejść za nią. Znalazłeś się w białym kwadratowym pokoju, w którym za szybami były jeszcze trzy kolejne pomieszczenia. W tym pierwszym pokoju ,,głównym'' stała biała(a jakże) kanapa. Pachniało tu silnie środkiem dezynfekującym. Wszystkie pomieszczenia za szybami wyglądały jak sale szpitalne, z łóżkami, stołkami i dziwnymi urządzeniami. - Usiądź - powiedziała do ciebie Eliza, kiedy jakiś jasnowłosy laborant odebrał od ciebie Obiekt. - Widzę, że jak na razie dobrze się spisujesz - dodała z uśmiechem patrząc jak wnoszą dziecko do sali i przypinają do stołu. Dziewczynka zaczęła się rzucać, jednak tu nie było słychać jej krzyków. Ktoś znów podał jej zastrzyk. Młoda kobieta usiadła obok ciebie i poprawiła okulary. - Jak się tutaj czujesz? - zapytała wbijając w ciebie wzrok.
-
Korytarz na poziomie E był ciemny i niemiły. Na samym początku po obu stronach były bardzo blisko rozstawione kraty, a w środku klatki, niektóre puste, a niektóre z ludźmi. Jedna, około dwudziestoletnia kobieta miała łuski. Później po obu stronach były szkła, w środku było pusto i jasno. Same białe kafelki. Lekko przerażający był fakt, że na lewo od ciebie po drugiej stronie szkła stała może piętnastoletnia dziewczynka z prostymi włosami i patrzyła na ciebie pusto. Nie poruszała nawet gałkami ocznymi. Później było już tylko pełno ciemnych drzwi. Trzeba odnieść obiekt, który nie rzucał się tylko patrzył się na ciebie wielkimi oczami. Otworzył usta, ale żaden odgłos się z nich nie wydobył. Istotka zrobiła żałosną minę i znów zamknęła buzię.
-
[ZAPISY][GRA] Hogwart (Human)(Fantasty)(Całkowicie zrewitalizowany silnik gry)
temat napisał nowy post w Dawne Dzieje
Na korytarzach i w Dormitoriach wisiały ogłoszenia napisane odręcznym, zawijasowanym pismem.(Jak są błędy, przepraszam nie sprawdzałam. Brak czasu) -
- Stój koło niej - rzuciła niedbale i wyjęła jakąś pustą strzykawkę. Potem weszła do pomieszczenia i uklękła obok stworzenia lekko wciskając jej ręce w dziury na skrzydła i dotykając łopatek. Stworzenie znowu zaczęło płakać. Kobieta wyjęła ręce. - Tak, mięśnie łopatek są wyczerpane, a długo nie latało, może to łatwo doprowadzić do poważnego nadwyrężenia, co uniemożliwia latanie, jednak na to znajdą sposób w poziomie D - powiedziała pogodnie i lekko wykręciła dziewczynce rękę, by pobrać krew - sprawdzą, czy po tej próbie coś diametralnie zmieniło się w krwi, oraz zabiorą na badania wewnętrzne. No dobrze. Teraz posłuchaj, bo Eliza mi to powiedziała, a ja ci to przetłumaczą najprościej jak umiem. Więc... - zaczęła powoli - Idę teraz na górę do Alicji oddać notatki, ty masz zabrać Obiekt i nie martw się, nie jest ciężki bo ma puste kości, i zabrać go na jeden poziom niżej, poziom E. Elizabeth na to zezwoliła. Tam masz iść tym korytarzem PROSTO przed siebie i trzecie drzwi od końca na lewo. Zrozumiałeś? To idź. Ah. I jak uszkodzisz te delikatne skrzydła Eliza cię zje, więc się postaraj - powiedziała uśmiechając się lekko.
-
Kamila spojrzała na niego szybko i zaśmiała się. - Nie, to nie są nawet ludzie, tylko elementy do badań, byśmy kiedyś mogli żyć prościej i piękniej. Są albo z próbówki, albo wywołujemy ciążę u kobiet, które są niczym. Kobiet, które odkupujemy z krajów w których są skazane na karę śmierci - wyjaśniła, a potem podeszła do tablicy z przyciskami i wyłączyła napięcie - No dobrze. Ściągnij ją z sufitu i znowu przywiąż, muszę coś sprawdzić, dlatego tym razem zrób to tak, żeby była plecami do góry.
-
Kamila kliknęła przycisk i zamknęła szybko drzwi. Stworzenie spadło na poduszkowaną ziemię i mimo środka uspokajającego zawyło z bólu. Podłoga była teraz pod napięciem. Bolało straszliwie, ale zabić nie mogło. Obiekt zaczął płakać, zamachał skrzydłami raz, czy dwa, aż w końcu się wzniósł. Kamila aż podskoczyła i szybko zaczęła coś notować. Dziewczynka była w powietrzu może cztery sekundy, aż znów spadła i zaczęła płakać jeszcze bardziej rzucając się żałośnie po podłożu. Potem znowu spróbowała wzlecieć, choć była wyczerpana. Wleciała w róg i zaparła się nogami i rękami, by nie upaść. Kamila usiadła na krześle i zaczęła pisać jakąś notatkę, nadal nie wyłączając napięcia. Młody Obiekt miał zaczerwienione oczy i napięte mięśnie od próby nie zlecenia na ziemię.
-
Kamila wróciła z podkładką do notowania i jakim małym urządzeniem, które trzymała przy sobie. - Wspaniale - spojrzała na sufit. - Muszę ogólnie sprawdzić, czy to potrafi latać, nawet nie musi wysoko - powiedziała wesoło, a potem wyszła do drugiej części pomieszczenia, podchodząc do jakiegoś guzika - Podrzuć Obiekt do góry i wyjdź najszybciej jak potrafisz - zmarszczyła brwi w skupienia i położyła palec wskazujący na ciemnym przycisku.
-
Kobieta nachyliła się i lekko dotknęła miękkich piór. - Dobrze. Wróć na tamtą stronę i czekaj na dalsze polecenia - powiedziała wesoło i złapała jedną z rąk dziewczynki gdzieś ponad nadgarstkiem i wyciągnęła z kieszeni stroju laborantki strzykawkę. - Cicho... potrzebujesz tego na uspokojenie, widzę, że się stresujesz. Wczoraj miałeś dosyć nieprzyjemne badania, nieprawdaż Obiekcie? - zapytała konwersacyjnym tonem, ale dziecko nie odpowiedziało tylko wystraszone patrzyło na wbijającą się w jej rękę długą igłę. Kiedy środek chwilę potem zaczął działać dziecko już nie drżało, tylko patrzyło tępo w sufit. Kamila wróciła na chwilę na tamtą stronę i wyjęła z jednej z szuflad małe szczypce, oraz jakieś dziwne, podłużne urządzenie. Potem złapała szczypcami skrzydło i rozwinęła je na całą długość, czyli na jakieś trzy metry. Dziecko nawet nie zareagowało. Przejechała nad piórami podłużnym urządzeniem, a potem popatrzyła na świecący na tym czymś zielony ekran. - A więc prawda. Kości są puste w środku - potem przejechała tym samym po ramieniu dziewczynki. - I tu też. Wzrasta łamliwość, ale na to można coś poradzić. Thomas! Odepnij ją, jest pod działaniem środka, ale przytrzymaj ją za ręce, tak na wszelki wypadek. Kamila znowu zaczęła grzebać w szufladach.
-
Kamila powoli otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia, zamykając je za sobą, ty jednak widziałeś co się dzieje przez szybę, a za pomocą głośnika wystającego z sufitu wszystko też słyszałeś. Istotka wcisnęła się bardziej w kąt pomieszczenia. Miała ciemne, duże oczy i jasne, krótkie włoski. Ubrana była w coś, co przypominało pidżamę szpitalną, jednak z tyłu miała w tkaninie dwa otwory na wystające z łopatek skrzydła. - Ciii... podejdź tu, nic ci nie zrobię - powiedziała Kamila lekko się pochylając do przodu. Istotka zadrżała i wstała, jednak nie zrobiła ani jednego kroku. - Podejdziesz sama? - zapytała z powątpiewaniem, jakby takie rzeczy działy się codziennie. - Nie? Dobra - odwróciła się do Thomasa - Daj ją na środek sali, z drugiej szuflady, z pierwszej półki od drzwi weź takie rzemyczki. Przywiążesz ją do ściany. Tu na środku - wskazała na sam środek ściany na przeciwko - tam są takie uchwyty. Tylko nie uszkodź skrzydeł. Istotka znów usiadła i ukryła twarz w malutkich dłoniach.
-
Kobieta zaśmiała się perliście. - Dokładnych danych projektu nie mogę zdradzić, ale chyba chciałbyś umieć latać, prawda? - mrugnęła do niego. - Twoja pomoc będzie polegać na małych rzeczach, przytrzymanie obiektu, podanie strzykawki, takie sprawy - wzruszyła ramionami. - O, jesteśmy - doszli do drzwi. Kobieta otworzyła i znaleźli się w białym pomieszczeniu przedzielonym szybą na pół. Połowa, w której znajdowała się mała osóbka klęcząca w kącie była cała, od sufitu po podłogę wyłożona miękkim materiałem, jak w niektórych szpitalach psychiatrycznych. Druga połowa zajęta była przez wiele szafek, jakieś pikające urządzenie i ścianę z przyciskami nieznanego działania. - Na razie stań z boku - powiedziała i założyła coś, przypominające lekarskie rękawiczki.
-
Jakaś kobieta o długich, rudych lokach podeszła do niego i uśmiechnęła się nawet miło. - Witaj, jestem Kamila Dębrowska, laborantka. Będziesz mi dzisiaj pomagał w czasie badań nad stworzeniem z ,,Projektu Fly''. Proszę za mną - poprowadziła go do ciemnych drzwi na końcu korytarza. Przed budynkiem laboratorium było niesamowicie cicho, był tu średniej wielkości parking, na którym stało kilka dosyć drogich aut. Białe, podwójne drzwi zaprowadziły się do głównego holu. Na wprost były schody i winda, z lewej była recepcja, a z prawej pokoje wypoczynkowe dla pracowników. Kawka, takie rzeczy... Tym razem w recepcji siedział inny mężczyzna z entuzjazmem stukający w klawiaturę laptopa.
-
Aurora sama otworzyła mu drzwi, ale go nie wpuściła. - Pani Eden oznajmiła, iż twoim zadaniem będzie dostarczanie z zewnątrz wiadomości, które mogą mieć wpływ na laboratorium - powiedziała na wydechu - Będziesz dostawał 4500 złoty miesięcznie, ale oprócz tego masz też być na zawołanie tych na dole, będziesz ich pomocnikiem, bo takie jak trzeba wykształcenie nie masz, by być laborantem, ale zawsze możesz coś tam pomóc... no, teraz masz zejść do sektora F, tego, gdzie byłeś wczoraj i pani Eden kazała ci przypomnieć, że to ma być TYLKO sektor F i żebyś dalej nie jechał. Do widzenia - zamknęła mu drzwi przed nosem.
-
[ZAPISY][GRA] Hogwart (Human)(Fantasty)(Całkowicie zrewitalizowany silnik gry)
temat napisał nowy post w Dawne Dzieje
Odbyła się lekcja OPCM: Termin zadania i zadania dodatkowego - poniedziałek do godziny 17. Przypominam o zadaniach na dziś, oraz o jutrzejszym Hogsmeade! Wróżbiarstwo wstawię Timber jak wróci. Na tablicy ogłoszeń w domach widniała informacja, iż profesora Malfoy'a nie będzie do późnych godzin wieczornych, przez co lekcja eliksirów trzecich klas jest odwołana.... wiadomość opatrzona była podpisem dyrektorki. -
Elizabeth następnego dnia w wspaniałym humorze przyjechała do laboratorium. Najpierw wpadła do gabinetu Aurory, dając jej instrukcję co zrobić z nowym, a potem zjechała na poziom C. Tam w klatce czekał już na nią nowy obiekt. Kobieta z dalekiego wschodu, długie czarne włosy i wystraszony wyraz twarzy. Miała zostać zabita, za zamordowanie sąsiadki, ale odkupili ją. - Witaj - powiedziała pochylając się, by patrzeć jej prosto w oczy - Dzisiaj wywołamy w tobie ciążę, jednak nie będzie to taka zwykła ciąża. Urodzisz dziecko, które albo będzie miało cechy wilka, albo urodzi się martwe - mówiła zdawkowym tonem - Ale warto spróbować Oczy kobiety się lekko rozszerzyły.
-
Elizabeth z cichym westchnięciem pozbierała kilka karteczek, wysłała wiadomości do kilku współpracujących organizacji i odjechała do domu. Cała sieć współpracujących ze sobą organizacji, w tym NASA stworzyła pewien projekt, który ma na celu poprawę jakości życia ludzi i Elizabeth była tak bardzo z siebie dumna, kiedy jej małe laboratorium alchemiczne zostało do projektu przyjęte, że niemalże wybuchła. Wymagało to co prawda bardzo dużo pracy, ale(choć na początku podchodziła do wielu spraw sceptycznie) efekty były... i to jakie. Kiedy w końcu mogła po całym dniu położyć się do łóżka z błogim uśmiechem wpatrzyła się w zdjęcie wiszące w jej sypialni. A była to ona w studenckim stroju trzymająca dyplom. Był to dzień w którym skończyła Oxford. I tam wszystko się zaczęło... (Do jutra)
-
- Ja również - powiedziała z lekko sztucznym uśmiechem, na prawdę wolała badania nad eliksirami niż takie rozmowy - Dziś pokażę Panu jeden poziom, więcej nie mogę , biorąc pod uwagę, iż będzie pan zajmował jak na razie pozycję informatora z zewnątrz. Więcej ustali pan z Aurorą. Za mną - wyszła żwawo z gabinetu, schodząc w dół i kierując się do windy. Oprócz nich nikogo w niej nie było. Elizabeth patrzyła z pewnym uporem na drzwi, aż dojechali na ,,Poziom F''. Był to bardzo długi biały korytarz, po bokach znajdował się za szkłem malutkie sale, większość była na razie pusta, tylko w niektórych znajdowały się jakieś dziwne urządzenia lub szafki z płynami. Za to na samym końcu za szkłem można było zobaczyć przypięta do stołu, może dziesięcioletnią dziewczynką, która miała... no skrzydła. Przygryzała wargę i oddychała dość niemrawo, poruszając powoli ustami. Ale nie umiała, albo nie była w stanie mówić. Nagle zaczęła piskliwie krzyczeć, a kilku laborantów wbiegło do sali i wstrzyknęło jej dożylnie jakiś ciemny płyn. Jeden z nich, ciemnowłosy wyszedł z sali i uprzejmym skinięciem głowy przywitał Elizę. Nawet nie spojrzał na nowego. - Nagły atak szału Obiektu 163. Nie jesteśmy pewni co go wywołało, ale mamy już wyniki rentgenu i fal mózgowych. Stworzenie ma jakieś pięciokrotnie bardziej lekkie i cienkie kości od naszych, co możliwe, że umożliwiłoby mu latanie. To sprawdzi Ameryka, oni mają swoje pustynie, tu nie mamy gdzie go sprawdzić. Elizabeth kiwnęła głową i złapała nowego za ramię, ciągnąc go ku wyjściu. - To wystarczy. Jesteś teraz pod naszym kontraktem, chcę cię widzieć w laboratorium w gabinecie Perts jutro o czternastej, a teraz... miłego wieczoru - wsiadła z nim do windy. (Jak ktoś obczaił podobieństwo z Maximum Ride... to ma rację, bo mnie to inspirnęło)
-
Kobieta swoją bladą dłonią odebrała kartę i patrzyła na nią przez chwilę, a potem oddała. - Dobrze, czy jesteś świadomy ryzyka, jakie niesie za sobą praca tutaj? Czy jesteś świadomy, że jakakolwiek zdrada może cię po prostu zniszczyć na zawsze? Czy jesteś świadomy..., że mnie nie da się oszukać? - teraz Elizabeth już wstała. - Jeśli tak.. podpisz - wyjęła z szuflady plik kartek i podała mu. - Na pierwszej i ostatniej stronie... o tu - pokazała mu małe miejsca na kartkach.
-
Kobieta odchyliła się lekko w swoim fotelu. Tak czy siak, potrzebowała kilka nowych osób, a w sumie w JAKIŚ sposób je rekrutowała. - A dowód tożsamości? Jeśli chce pan tu pracować, muszę być pewna, że mnie pan nie zdradzi, posiadam umowę z NASA i papier, który mówi, że moje laboratorium jest LEGALNE. Powracając do umowy z NASA, jakiekolwiek wydanie tego co się tutaj bada może panu przysporzyć problemów. Poważnych, nie bawimy się tutaj w małych naukowców - dzięki tej gadaninie mogła zwykle zobaczyć jaki jest człowiek stojący przed nią. Najczęściej tchórzyli, jednak na tych, których to nie zraziło obdarowywała przynajmniej troszkę większym zaufaniem i mogła to ciągnąć dalej.
-
Znaleźli się w jej, o wiele większym i milszym od tego Aurory, gabinecie. - Słucham? - zapytała otwierając lekko szerzej oczy. - Przykro mi, ale my już mamy sponsorów - powiedziała i zmarszczyła lekko brwi pochylając się do przodu przy swoim biurku. Jak dla niej, on po prostu chciał zgarnąć informację o laboratorium. Co to, to nie.
-
Dziewczyna pokiwała lekko nieprzytomnie głową i wykręciła numer. - Emm.. przepraszam..., że przeszkadzam, ale... Elizabeth, która już po kąpieli ubrana w koszule nocną przeglądała ostatnie wyniki badań w swoim łóżku dość niechętnie podniosła słuchawkę. - Czego chcesz, Aurora? Co? Ale kto... ja się z nikim nie umawiałam... no dobrze.... dobrze... ja rozumiem... - rozłączyła się. Eh. Eh. Eh. Ktoś uczepił się do jej laboratorium, a ona musiała to załatwić, jak zwykle. Ubrała się w amoku w swoje ukochanego czarne stroje, upięła jasne włosy, włożyła bryle i strój laboranta i wyszła. Tym razem pojechała autem, nie było czasu, by złapać autobus. *** Dojechała w końcu i nawet nie witając się z nikim na korytarzu wbiegła na schody. Zatrzymała się przed gabinetem Aurory, wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i weszła. - Witam. Zapraszam, do mojego gabinetu. Aurora, dziękuję - powiedziała obojętnie, kiedy wychodzili chuda kobietka wydawała się odczuć pewną ulgę.
-
Kobieta spojrzała na niego, a jej oczy lekko się rozszerzyły, potem spuściła głowę i wpatrzyła się w swoje dłonie. - Nie mi o tym decydować, mogę... zadzwonić po panią Eden, na pewno przyjdzie, zawsze przychodzi jak chodzi o laboratorium... - mruknęła. Do gabinetu weszła nagle kobieta z rozwianymi czarnymi włosami, sprawiała wrażenie lekko ześwirowanej. - Słuchaj, Aurora, podali jej ten środek, co Elizabeth kazała, usnęła, mamy zaczynać czy czekać na dyrektorkę? Aurora drgnęła, spojrzała przelotnie na gościa, a potem powiedziała bardzo szybko: - Oczywiście, że czekać. Nie wybaczyłaby wam, gdybyście to teraz zepsuli. Wyjdź, odstaw ją na poziom C. Kiedy czarnowłosa wyszła Aurora zaczęła bawić się swoimi palcami. - To... zadzwonić?
-
- Wejść - rozległ się czyjś lekko poddenerwowany głos. Aurora Perts była chudą, wręcz anorektyczną kobietą o ciemnobrązowych oczach i czekoladowym(że kolor) kucyku na głowie. Mówiła z silnym angielskim akcentem i przerzucała papiery na stole lekko drżącymi dłońmi. Cały gabinet był średniej wielkości, raczej nie stawiano w nim na ozdobnictwo, a na praktyczność. Przed biurkiem Aurory stały dwa zielone fotele. - Usiądź - powiedziała jakby spodziewała się twojej wizyty. - No, więc? Czego chcesz? Nie wiem kim jesteś, ale jak umówiłeś się z panią Eden, to przykro mi, będzie jutro - mamrotała.
-
Mężczyzna o brązowym kucyku spojrzał na niego obojętnie. - Drugie piętro, pierwszy gabinet, zastępczyni dyrektorki, Aurora Perts - wyrecytował chłodno formułkę i zajął się swoim komputerem. Korytarz wyłożony był białymi kafelkami, tu i tam kręciły się postacie w białych strojach. Z boku była winda, jednak ty miałeś iść schodami, bo owa winda jechała tylko w dół.
-
Elizabeth na reszcie dojechała do domu. Natychmiast zdzwoniła się z laboratorium. Wszystko było ustalone, jutro o ósmej znów będzie wokół swoich papierków. Jutro przywiozą nowy obiekt testowy - kobieta z dalekiego wschodu. Wywołają u niej ciążę i zmieszają genom wilka z genomem ludzkim. I zobaczą co z tego wyjdzie. Tak. Wszyscy są ciekawi, czy wyjdzie z tego jakiś zmutowany wilkołak, człowiek o innym metabolizmie organizmu, jakiś nadnaturalny wilk, czy może nie wyjdzie nic i płód umrze. Jednak warto spróbować. Eliza poszła wziąć prysznic. (ZGŁASZAM JUTRO NIEOBECNOŚĆ)
-
Elizabeth kierowała autem ze zmaltretowaną miną. To było takie... nudne. I nie mogła nawet pomyśleć nad badaniami, bo musiała się skupiać na drodze. Właśnie dlatego wolała chociażby autobusy. Do tego słońca świeciło jej w oczy. - Nie, no ja tam dojadę - jęknęła stając na poboczu. Była dopiero kilka kilometrów za Warszawą. Wyciągnęła zwykłą, klawiszową komórkę. - Mamo... powiesz mi po co ja mam w ogóle do ciebie przyjeżdżać? - zapytała lekko podirytowana. Tyle jeszcze badań przed nią! - A to już rodzicieli nie wypada odwiedzić? - zapytała Miriam. - Ale musisz zrozumieć, nie mogę... Mam jeszcze tyle do zrobienia, pracujemy nad uwydajnieniem ludzkiego organizmu. Nie będziemy się męczyć, będziemy silniejszy, bardziej wytrzymali, potrzebuję do tego materiału genetycznego innych ssaków, ale... - Dobrze, dobrze. Pracuj, ale jeśli do następnych dwóch miesięcy nie zobaczę cię we Wrocławiu, to ja tam przyjadę! - Dobra - powiedziała Eliza już trochę bardziej szczęśliwa. Zawróciła auto. Badania czekają.