-
Zawartość
2954 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Elizabeth Eden
-
- Na razie się odsuń - powiedziała Eliza i podeszła do Clare. Spojrzała na jej rękę. Była pełna zygzakowatych naderwań, od zębów. Noga za to miała głębokie ślady pazurów. Westchnęła i wzięła gaziki, namoczyła je w jakimś jasnoczerwonym płynie. Dała jeden Thomasowi. - Moja własne mikstura, jest lepsza od zwykłego środka odkażającego, bo odkaża od zakażeń np. od śliny naszych Obiektów.(Chyba najgłupsze moje zdanie dotychczas ). Ja noga, ty ręka - przy okazji wzięła jakieś dwie sterylne chusty - to na zmycie krwi - powiedziała i zabrała się za oczyszczanie i odkażanie jej nogi. Clare się nie odzywała, tylko zaciskała zęby, żeby nie jęczeć.
-
- Nie - powiedziała Eliza patrząc na niego. - To było stworzenie N, czyli niebezpieczne, na poziomie A mamy stworzenia EN, ekstremalnie niebezpieczne - wzruszyła ramionami. - Dobrze, zacznijmy od tego, ja przygotuję preparaty, ty zdejmij z niej to ubranie. Nożyczkami - podała mu je. - odetnij rękawy kitlu i bluzki, oraz jedną część spodni. Dam ci coś na przebranie nie martw się, Clare - powiedziała do dziewczyny.
-
- Pewna laborantka została poraniona w czasie pracy. Wiesz, mamy na tym poziomie oprócz sal operacyjnych dla Obiektów, też miejsce na leczenie urazów naszych pracowników. Będziesz mi asystował, gdy będę ją łatała - poszła przed siebie. Był to kolejny długi biały korytarz, ale miał dużo rozgałęzień. Najpierw Eliza skręciła w lewo, potem znowu w lewo i znalazła się w małym korytarzyku, który miał cztery drzwi. Weszła do drugich. Na miętowym siedzeniu z oparciem siedziała tam kobieta zaciskająca lekko zęby. Prawą nogę do kolana i prawą rękę do ramienia miała pokiereszowaną, kitel postrzępiony i cały zakrwawiony. - O... Obiekt upadł. Chciałam... - jęknęła. - go podnieść i wtedy dostał szału. Obiekt 54 - dodała. Eliza westchnęła. - Mówiłam, że stworzeń klasy N nie dotykamy bez odpowiedniego wyposażenia - spojrzała na kartkę leżącą na białym stoliku obok. - Karol wykrył złamanie kości przedramienia i zerwanie wiązadeł w kostce. Przez jakiś czas za bardzo sobie nie będziesz mogła chodzić na dwóch nogach...
-
Elizabeth spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. - Wielu już takich miałam. Ma pieniądze i uważa, że dzięki nim ma niepisane prawo wiedzieć wszystko. Powiedziałam mu, że nie chcę jego pieniędzy, bo jesteśmy z NASA i to nam wystarczy i pojechał, grożąc mi, żebym nie zajmowała się zbrojeniówką. Średnio mnie to obchodzi - winda otworzyła się na poziomie D - Chodź - powiedziała.
-
Eliza wzruszyła ramionami. - I tak się zbrojeniówką nie zajmujemy - spojrzała na Tobiasa. - rozumiem, że pan już idzie. - Tak, miło mi było znów odwiedzić to miejsce. - Mi również było miło pana gościć - uśmiechnęła się sztucznie i wymieniła z nim uścisk dłoni. Potem wróciła do budynku i odetchnęła. No nareszcie sobie pojechał... Skierowała się do pokoju dla pracowników. - Witam - powiedziała, podchodząc do stolika przy którym siedzieli Thomas, Kamila i Aurora. Aurora i Kamila z jakiegoś powodu wstały kiedy do nich podeszła. - Thomas, idziemy - powiedziała. Aurora też dopiła swoją kawę i wstała, a potem wyszła, ale ruszyła na piętro, a Eliza zaprowadziła cię do wind. (Z tymi broniami, co mam w KP to jak już będzie otwarta wojna. Wtedy Eliza zacznie takie różne badyli tworzyć, ale dla swoich ludzi. I ewentualnie zapoznanym może sprzedać. Ale nie będzie tego robiła ogólno-publicznie)
-
Jestem. Aurora spojrzała na Thomasa, kiedy Klara poszła usiąść obok Julii ze swoją kawą. - Jak ci się tutaj pracuje? - zapytała. Kamila też na ciebie spojrzała.
-
Eliza skrzyżowała ręce. - NASA na nasze badania daje nam wystarczającą ilość pieniędzy - znała ten typ ludzi. Bogacze myślący, że świat należy do nich i że mają prawo wiedzieć o wszystkim nawet o czymś co ich nie dotyczy. - Tylko tyle mam do powiedzenia - w pewnym momencie dołączył do niej Tobias w kitlu z logiem NASA i powiedział z Amerykańskim akcentem: - Skończyłem. Klara bardzo dobrze wszystko objaśniła - powiedział. - A pan to kto? - zapytała patrząc na Elizę. - Pan chce za pieniądze wykupić nasze utajnione dokumenty. No cóż, nie potrzebujemy pieniędzy wy płacicie nam dostatecznie - tu skinęła głową Tobiasowi. Aurora i Kamila wzruszyły ramionami. W tym momencie weszła Klara i poszła sobie nalać kawy. - Hej! - krzyknęła Aurora, a ta do niej podeszła. - I jak? - Dobrze - odpowiedziała ta oryginalna kobieta w okularach tak powiększających oczy, że wyglądała jak mucha. - Pan Horwey teraz chyba wyszedł do Elizy i do tego co przyjechał. (ZW idę obierać ziemniaki)
-
Kamila spojrzała na ciebie z miną świadczącą, że cieszy się z tego, że może o tym porozmawiać. - Wiem, ale my tylko tworzymy, o tym, czy będzie to ukazane szerszej publice decyduje Ameryka. Jest wiele projektów, które zakończyły się sukcesem, a żaden zwykły człowiek o nich nie wie - spojrzała na Aurorę, chcąc stwierdzić, czy jest zainteresowana, ale ta tylko znowu upiła łyk kawy.
-
Elizabeth uśmiechnęła się lekko. - To laboratorium zamknięte, nie udzielam informacji cywilom. Mamy teraz wizytację NASA, nie sądzę bym miała czas, by panu uprzytomnić, że jeśli pan sobie tak po prostu przyjedzie do budynku rządowego to nie zdradzę panu utajnionych informacji - znowu się uśmiechnęła, jednak nie patrzyła na laboratorium, którym był duży biały budynek z czarnymi literami nad drzwiami układającymi się w słowa ,,The Eden's Laboratory'', tylko właśnie na Tomasza - Coś jeszcze? - zapytała. Kamila spojrzała na Thomasa. - Lata, ale krótko i strasznie to wyczerpuje organizm. Zwiększymy wydolność serca, płuc i mięśni, oczywiście jeśli się uda i chyba... oddajemy to do Ameryki, oraz informujemy rząd. Może za dwa lata będzie można już latać, nie jestem pewna, bo wiesz, Obiekt był już w komórce jajowej mieszaniną genów ptaka i człowieka, ale czy ludzie, którzy już żyją będą mogli mieć skrzydła? Trudno mi stwierdzić - uśmiechnęła się.
-
- Siadaj - powiedziała Aurora z uśmiechem. Nie miała jednego zęba z boku - Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku z Obiektem. - Dobrze - odpowiedziała Kamila i lekko się przeciągnęła. - Skrzydełka pracują - zaśmiała się.
-
Aurora wzruszyła ramionami. - Raczej jej nic przed tym budynkiem nie zrobi. Choćby nie wiem jak był bogaty: NASA by go zjadło - uśmiechnęła się blado. W tym momencie podeszła do was Kamila. - Witam - powiedziała ciepło i dosiadła się - Nie mam na razie co robić, mogę posiedzieć z wami?
-
Aurora wzruszyła ramionami. - Za dużo, to ja o tym nie wiem, ale wiem, że chyba wstąpił do jakiegoś gangu zabójców, a potem ją zdradził, a ona się na niego śmiertelnie obraziła. Mówi, że gdyby to, że nie ma czasu na takie bzdury chętnie zrobiłaby z niego Obiekt. Teraz on chyba zajmuje się bronią i mieszka w Ameryce albo w Kandzie, trudno mi stwierdzić. Zresztą średnio mnie to obchodzi, to Elizabeth pała do niego namiętną nienawiścią. A co? - zapytała podejrzliwie i odstawiła kubek na stolik. Naokoło nachodził was pogodny, ale też lekko nerwowy szum rozmów laborantów i pracowników. (Ciastko - zaraz tu aktualnę(Nie ma tu żadnej towarzyszki, wyszłam sama Uznajmy, że tego nie było.) - Ah, więc to pan - powiedziała Elizabeth obojętnie. - To szybko, o co panu chodzi i do widzenia, mam dużo do zrobienia, bo jak pan widzi jestem laborantką a to wymagający zawód - spojrzała na niego chłodno.
-
Aurora patrzyła na ciebie przez chwilę. - Eliza zawsze ma w kitlu strzykawki i małe fiolki z miksturami. No i od kiedy zerwała kilka lat temu z Christopherem ma też zawsze przy sobie nożyk - wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie. Upiła łyk swojego cappuccino.
-
Kiwnęła głową. - Wiem, że masz broń, bo Julia ci nie ufa i cię śledziła. Eliza też to wie. Ale to nic, możesz ją mieć, tylko nie możesz jej A - używać przeciw nam i B - wnosić na podziemne poziomy - wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Nalej sobie coś: kawy, kakaa, herbaty, możesz też wziąć coś do jedzenia i chodź sobie usiąść. Czekamy na Elizę.
-
Aurora kiwnęła głową, nie patrząc na ciebie, ale rzucając ukradkowe, wystraszone spojrzenia na drzwi główne. - Dobra... tak. Chodź. Na razie idziesz do pokoju dla pracowników razem ze mną, napijesz się kawy, czy coś, a potem pani Eden zabierze cię na dół - teraz na ciebie spojrzała. - Masz się ubrać w ten strój co wczoraj i Eliza powiedziała, żeby cię Tobias w tym kapeluszu czasem nie zobaczył. Kitle są tam - zaprowadziła go do pokoju dla pracowników na parterze. Były automaty do kawy i z jedzeniem, stoliki i kanapy poukładane w nieładzie, oraz jakiś mały barek przy którym stała dość stara kobieta, gdzie można było dostać porządniejsze jedzenie. Tak jak powiedziała Aurora był tu wieszak z białymi, jasnozielonymi i niebieskimi kitlami bez wyszytych imion. - Weź jeden niebieski i... no rozgość się - powiedziała i sama poszła nalać sobie kawy. Gdzieś tam mogłeś zobaczyć Julię jedzącą pospiesznie drugie śniadanie i Kamilę, która chyba miała przerwę, bo leżała rozwalona na kanapie. Było tu też mnóstwo innych pracowników, nie tylko laborantów.
-
Eliza spojrzała na ciebie jakoś tak obojętnie, nadal stojąc przy lamborghini. - Idź, Aurora na ciebie czeka, potem ja też was odwiedzę - skinęła lekko głową w stronę auta, dając do zrozumienia, że musi to załatwić. Aurora, dzisiaj z rozpuszczonymi włosami nerwowo chodziła po holu. Ona zawsze była trochę dziwna, a praca w laboratorium, mimo, że ją lubiła, lekko ja wykańczała. (Hah znowu mam Animuskę pasującą do Aurory:
-
// Będę po 14, wtedy będę pisać już tak na czas. EDIT: Jednak już jestem. Yey Elizabeth już po przyjściu do pracy i zaproszeniu Tobiasa do oglądania wszystkich poziomów razem z Klarą wyszła przed budynek, bo ktoś ewidentnie nie wie co to znaczy ,,Teren Prywatny'' i tu przyjechał. - Dzień dobry - powiedziała chłodno podchodząc do żółtego auta ubrana w swój zwykły strój laboranta z naszywką ,,Elizabeth Eden - Szef Obiektu Badawczego i Laborant Wyższego Stopnia''. - A państwo w jakiej sprawie? (Spróbuj mnie teraz zaatakować, to zginiesz, Equestria będzie!muszę żyć, dla Padocholika, mojego przyszłego Obiektu-Najlepszego Przyjaciela)(Magus wiedz - dzisiaj normalny dzień w pracy )
-
W końcu po jakimś czasie znowu przyszedł do ciebie Samuel. - No to na dzisiaj tyle. Tobias wyszedł jakiś czas temu - patrzył na niego chwilę. - To do widzenia - Teraz laborant sam zajął się papierami.
-
Następna karta przedstawiała młodego mężczyznę. David Kadmus Avensberry - laborant wyższego stopnia(Kiedyś pracował w poziomie A!) Urodzony w: Liverpoolu Zamieszkały w(w czasie pracy, obecnie przebywa w Kanadzie): Warszawie Przystąpił do pracy w wieku: 29 lat Odszedł z laboratorium w wieku: 32 lat (Tutaj zobaczyłeś zdjęcie uśmiechniętego mężczyzny z nieco kasztanowym małym zarostem i włosami opadającymi na twarz) Przeniesiony do Ośrodka Badawczego w Kanadzie tak wyglądała pierwsza strona. (Już dalej nie opisuję kartek, bo ile ich jest!, ty opisz jak pracujesz, zaraz czas upłynie i ktoś po ciebie przyjdzie )
-
- No właśnie cię do nich prowadzę - powiedział z uśmiechem, a długie włosy plątały mu się koło nóg. - Chodź - dodał i pokazał mu stojący w kącie stolik na którym był stos teczek, takich jak w przychodniach lekarskich. - Masz to po prostu poukładać alfabetycznie do szuflady - dodał wskazując najbliższą otwartą. - Powodzenia - rzucił na pożegnanie i odszedł. (Nie wiem czy pisałam Dębowska, czy DębKowska . Cóż) Najbliższa teczka mówiła: Lucyna Dominika Frędak(Panieńskie - Koszalińska) - Laborant niższego stopnia Urodzona w: Łodzi Zamieszkała w: Warszawie Przystąpiła do pracy w wieku 26 lat Odeszła w wieku 27 (Poniżej pokazane zdjęcie jakiejś wiotkiej, ciemnowłosej dziewczyny z włosami do ramion i wystraszonymi zielonymi oczami) ZMARŁA Oficjalny powód - upadek ze schodów, rozbicie głowy Nieoficjalny powód - Niewłaściwe obchodzenie się z Obiektem 36. Jak podają naoczni świadkowie - rozszarpana i zjedzona. A to była tylko pierwsza strona jej kartoteki. Cóż.
-
Po chwili podszedł do ciebie bardzo dziwny mężczyzna z długim rudym, posplatanym kucykiem sięgającym mu prawie łydek. - Witaj - powiedział z uśmiechem. Miał aparat na zębach. - Jestem Samuel Dębowski, bart Kamili, masz mi pomagać przy archiwach. Chodź, będziesz układał alfabetycznie byłych pracowników, którzy odeszli, umarli i tak dalej. Ja już trochę zrobiłem, ale jeszcze tego zostało. Dzisiaj pewnie nie zrobisz wszystkiego, ale... - ruszył gdzieś dalej. Całe do pomieszczenie było obszernym miejscem pełnym wysokich półek. Było kilka drzwi najprawdopodobniej prowadzących do podziemnych Biur.
-
- Mam swoje sposoby - mruknęła po prostu. - I chodziło mi o to, że mogłam cię zabić stworzeniami z Poziomu A - wzruszyła ramionami, a potem winda się zatrzymała - Dzisiaj pomagasz Samuelowi w archiwach poziom B - powiedziała, a sama wysiadła na poziomie D.
-
Elizabeth pokręciła głową w końcu na niego patrząc. - Pozwoliłam ci wejść do poziomu A, a nie powinnam - powiedziała cicho, jakby sama zdziwiona własną śmiałością. - Nie tylko z powodu NASA, to mnie obchodzi najmniej zawsze się z nimi dogadam. Ale mogłam cię zabić - teraz patrzyła na niego jakoś tak nieprzytomnie. Wstała i podeszła do niego tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Była mniej więcej twojego wzrostu, a może nawet trochę wyższa. - Mogłam zabić nowego pracownika, który sam jest mordercą - zaśmiała się jakoś dziwnie. - Dobra, chodź, wizytacja nie sprawia, że masz zwolnienie z pracy - wyszła z gabinetu kierując się na schody i do windy.
-
Tobias kiwnął głową i coś zapisał, a Eliza lekko się do ciebie uśmiechnęła, ale chłód w jej oczach nie zmniejszył się ani trochę. Pan Horwey znowu na ciebie spojrzał. - Podpisałeś kontrakt... - powiedział jakby sam do siebie. - Po rozmowie z Elizabeth jestem w stanie stwierdzić, że jesteś dobrym pracownikiem. Tak... - potem odwrócił się do pani Eden. - To chyba w sumie tyle, skoro pan jest już uświadomiony, choć nie wątpię, że ty również powiedziałaś mu wszystko co trzeba - Elizabeth uśmiechnęła się, jednak wyglądało to jakby dostała szczękościsku, Tobias nie zwrócił na to uwagi. - Dobrze, porozmawiam jeszcze z Aurorą i z Klarą, a jutro przyjdę by sprawdzić badania praktycznie i to w sumie byłoby na tyle - wzruszył ramionami i wstał, Eliza podeszła do drzwi i je otworzyła. Przepuściła laboranta i zamknęła drzwi z powrotem nie wypuszczając cię. Widocznie nie wątpiła w to, że Aurora i Klara nie powiedzą niczego szkodzącego laboratorium, bo uwielbiały je tak samo jak ona. Stanęła przed swoim krzesłem krzywiąc się(widocznie na wspomnienie, że siedział na nim ktoś inny) i usiadła nie patrząc na ciebie, ale na okno za którym świeciło pogodnie słońce.