-
Zawartość
2954 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Elizabeth Eden
-
Tobias uśmiechnął się krzywo. - No, ja mam nadzieję. Przy jakich eksperymentach na razie pomagałeś i co o nich myślisz? - zapytał. Eliza spojrzała na niego ostro. Tobias tego nie widział, bo widocznie był tu już tyle razy i tak jej ufał, że nie widział potrzeby, by na nią zaglądać. Natomiast pani Eden za plecami laboranta palcami narysowała w powietrzu literę ,,A'' i pokręciła ostro głową patrząc na niego wzrokiem mogącym ciąć metal.
-
Człowiek z NASA uśmiechnął się do Elizabeth, ta zaproponowała mu swój fotel, a tobie ten po drugiej stronie biurka i stanęła w rogu pokoju mrużąc oczy i patrząc na ciebie. - Witaj, Thomasie. Jestem Tobias Horwey, laborant średniego stopnia z NASA - zaczął. - Jak wiesz od jakiegoś czasu nie zajmujemy się już tylko galaktyką, stawiamy też na inne badania w tym inżynierię genetyczną - tu objął ręka pomieszczenie, jednak było widać, że chodzi mu o laboratorium. - Pani Eden na początku ubiegała się o pracę u nas, jednak zaproponowaliśmy jej założenie własnego ośrodka badań, jednak ze współpracą z nami. - Eliza drgnęła lekko. - Teraz ty otrzymałeś zaszczyt pracy w tym laboratorium, mimo, iż twoje wykształcenie dużo sobą nie prezentuje. Jesteś po prostu pomocnikiem i informatorem - zacmokał cicho. - Jednak, chciałbym zapytać, czy zdajesz sobie sprawę w jak wielką tajemnicę zawodową zostałeś wciągnięty i jakie byłyby konsekwencje nie tylko dla ciebie, ale również dla twojej rodziny, gdyby jakiekolwiek badania ujrzały światło dzienne? - zapytał i podparł brodę na rękach.
-
Kiwnął głową, a potem Eliza z bardzo przekonującym delikatnym uśmiechem zaprowadziła go do swojego gabinetu na drugim piętrze. Kiedy szli odwróciła się do ciebie, mrożąc wzrokiem z miną mówiącą Spróbuj-Coś-Zniszczyć-A-Zamieszkasz-Na-Stałe-Na-Poziomie-A, potem znowu z uroczym uśmiechem odwróciła się do Tobiasa. Szli ramię w ramię rozmawiając pogodnie o jakichś badaniach, ale raz na jakiś czas widać było, jak Eliza nerwowo poprawia włosy. Potem doszli do jej dosyć dużego gabinetu.
-
Po krótkim czasie w drzwiach pojawił się wysoki naukowiec z kitlem z logo NASA. Dał sobie ściągnąć płaszcz, jednak cały czas patrzył na Thomasa. - Elizabeth, jak miło, że przyprowadziłaś nowego pracownika - powiedział z Amerykańskim akcentem. - Może przejdziemy się w jakieś lepsze miejsce do rozmów, z chęcią porozmawiam z naszym nowym - uśmiechnął się do ciebie, ale jakoś tak sztucznie.
-
- On nie chce z tobą rozmawiać o nauce, tylko o pracy - uśmiechnęła się. - I o wierności nam. Dostaniesz kitel, ale nie laboranta, ale personelu - Danuta wstała od stolika recepcji, kiedy Eliza skinęła jej głową i weszła do pomieszczenia za biurkiem. Po chwili wróciła ze zwykłym kitlem z naszywką ,,Eden's Laboratory'', tylko, że w kolorze niebieskim. Danuta rzuciła ci strój. - Ubieraj - powiedziała Eliza patrząc na zegar wiszący na ścianie.
-
Elizabeth spojrzała na niego oceniająco, kiedy wszedł. - Mamy dzisiaj wizytację NASA, pan będzie chciał cię poznać i cię sprawdzić, ogarnij się jakoś - powiedziała poważnie i odwróciła z powrotem do Klary, która wyglądała lepiej, poza tym, że bandaż wybrzuszał jej lekko kitel.
-
Elizabeth miała dzisiaj drugi dzień wizytacji. Dzisiaj przedstawiony miał być nowy pracownik, a Tobias miał przyjechać godzinę po czasie, w którym Thomas powinien już być. Miała tylko nadzieję, że się nie spóźni, ale w sumie zawsze był punktualnie. Oprócz tego kazała Danucie skontaktować się telefonicznie z sekretarkę niejakiego Standhaft'a. Bo podobno ma jakiś problem. Umówiła się z nim na wizytę, wieczorem przed budynkiem laboratorium. Do środka takich ludzi nie wpuszcza.
-
Co tam?
-
Po jakimś czasie pracownik z NASA, którego imię jak się dowiedzieli brzmiało Tobias Horwey, wyszedł z budynku i ciemnym, zamówionym autem pojechał do hotelu. Jak na razie wszystko szło po ich myśli. Miał tam przyjść jeszcze jutro i pojutrze w godzinach południowych. I miał poznać nowego pracownika, niejakiego Thomasa Carlsona. Jednak teraz nie zaprzątał sobie tym głowy. Elizabeth odłożyła z lekkim westchnięciem dokumenty z powrotem. Nie lubiła takich wizyt. Oczywiście podziwiała i lubiła NASA, w końcu z nimi współpracowała, jednak nie lubiła gdy ktoś nagle nachodził jej laboratorium i kazał sobie wszystko pokazywać. To tak jakby to on tutaj rządził, a to było jej laboratorium. No cóż, musiała się z tym pogodzić. Pojechała na poziom D.
-
Pod laboratorium przyszedł właśnie ciemnowłosy mężczyzna z kamiennym wyrazem twarzy. Miał spędzić tutaj trzy dni sprawdzając jak idzie w Laboratorium pani Eden. Zatrzymał się w hotelu Bristol. Teraz właśnie kierował się w stronę budynku. Na białym kitlu ukrytym pod płaszczem miał logo NASA. W środku budynku powitała go sama Elizabeth z teczką pełną papierów i z promiennym uśmiechem zaprowadziła do windy.
-
Elizabeth z zadowoleniem wchodziła do laboratorium. Jak powiedziała jej Danuta - Aurora wyszła chwilę temu i nic poważnego się w nocy nie działo. Potem dowiedziała się od Michaela, że podziemnym kanałem dostarczono jakieś zwierzę do poboru materiału genetycznego i że od razu przewieźli je na poziom D. Skwitowała to tylko uśmiechem. Jeszcze bardziej ucieszyło ją to, że podobno ma dzisiaj przyjechać ktoś z NASA, by sprawdzić przebieg badań. Zjechała na poziom B, żeby wyciągnąć kilka papierów z archiwum.
-
(Ale ja robię eksperymenty genetyczne, a Hoffnerowi to jakoś nie przeszkadza, mimo, że z nim już o laboratorium pisałam i to, że TY nie wiedziałeś co można się spodziewać po laboratorium, to dlatego, że JA nie chciałam tego ujawniać nikomu poza Hoffnerowi. Spontaniczny samozapłon jest udowodniony naukowo, a że z powodu mutacji ma się zdolność do jego wywoływania? Cóż, można. Tak samo ze skrzydłami, komórka jajowa z genami człowieka i ptaka, metoda prób i błędów. Współpracuję z NASA, dla nich są te badania i mi je finansują, sama to ja sobie płacę za tworzenie mikstur, ale badania genetyczne robię dla Ameryki)(Takie info - tak, mają internet, ale nie trzymają na tych komputerach danych . Urządzenia używane do badań NIE są podłączone do internetu, a archiwa są, jak już było pisane - na poziomie B. Internet mają tylko ci na górze do powodów całkiem prozaicznych - jak ZWYKŁE porozumienie się na przykład właśnie z NASA. Dlaczego mieliby się narażać, dając dane do internetu, skoro mają tak dobrze strzeżone podziemia?)(Widzisz - zadowalającą zapowiedź swojej postaci dałam Hoffnerowi, nie widziałam potrzeby by pisać ją tobie )(Mi chodziło tylko o to, żebyś się nie rządził moim budynkiem, bo możesz być NAJBOGATSZY na tej kuli Ziemskiej, ale nie wwalaj się w grę innych użytkowników. Tym bardziej z tym zajmowaniem twojego terenu... o co ci właściwe z tym chodziło?) Aurora świeżo wypoczęta zasiadła a fotelu w swoim biurze. Tak bardzo się cieszyła, że ma pracę tu, nad ziemią. W poziomach była tylko kilka razy, a jako, że jest dość delikatna to wiedziała, że to nie praca dla niej. Porozumiała się z Ameryką, zrobiła trochę papierkowej roboty z danymi pracowników i oddała kopie tym na dole. A raczej oddała poprzez Julię, bo sama nie miała zamiaru tam wchodzić. No cóż, miała nadzieję, że będzie to spokojna noc.
-
Zakończył się kolejny dzień w laboratorium, ci co przychodzili na nocną zmianę już zjeżdżali windami, a ci co kończyli pracę jechali do domów. W drzwiach minęła się z Aurorą, z którą zwykle pracuje naprzemiennie i ruszyła na przystanek czekając na ten autobus co zawsze. Kiedy w końcu przyjechał znowu opierała głowę o nagrzaną od ciepła dnia szybę i rozmyślała nad badaniami i miksturami. Może rzeczywiście, było to dziwne(Jak jej przypominała matka, rozdarta między dumą a niepokojem o to, że zostanie starą panną), że tak na prawdę to... nie miała życia towarzyskiego poza laboratorium. Może powinna zrobić sobie przerwę? Nie... teraz, kiedy badania tak szybko idą do przodu? Nigdy. Kiedy autobus dojechał z zadowoloną i zmęczona miną ruszyła żwirową dróżką do domu, od bramy do drzwi wejściowych na ganku nie było daleko. Przez chwilę oglądała wiadomości, w których ostatnimi czasy było tylko o Rosji i Ukrainie i bez codziennego użerania się z tonem kartek na biurku wzięła szybki prysznic, odgrzała sobie jakąś potrawę ze słoika i legła na podwójne łóżko, w którym mimo jego rozmiarów zawsze spała sama. Poczuła pewną ulgę, kiedy wcześniej rozplątała włosy, zdjęła bryle i te wszystkie warstwy ubrań.
-
Eliza uniosła lekko jasne brwi i uśmiechnęła się. - Rozumiem - powiedziała powoli, wtedy winda dojechała. - No cóż, ja idę na kawę, do zobaczenia pojutrze. Jutro już na prawdę daje ci wolne - dodała i zniknęła w drzwiach obok.
-
Elizabeth uśmiechnęła się lekko. - Tak, we Wrocławiu, ale moi przodkowie pochodzą z Anglii. Studiowałam w Anglii. Na Oxfordzie - dodała z dumą, a wtedy winda ruszyła. - No, szybko się z tym uporali - powiedziała kobieta patrząc na sufit windy.
-
- Nie - powiedziała Eliza z uśmiechem i podeszła do niego. - Z tego co wiem o tobie pochodzisz z Kanady... fajnie tam? - zapytała przyjaźnie. Elizie wcale nie zależało na bliższym poznaniu Thomasa, po prostu nie chciało jej się tak bezczynnie stać.
-
Eliza weszła do windy razem z Thomasem i ściągnęła okulary wkładając je sobie do kieszeni w szacie laboranta. Winda podjechała do góry, a potem nagle stanęła. Eliza wydawała się tym niewzruszona. - No tak, środki bezpieczeństwa, na którymś piętrze przewożą korytarzami istotę niebezpieczną, myślącą - wzruszyła ramionami i oparła się o ścianę windy wpatrując się w Thomasa.
-
Woda przestała lecieć, ale nie wypłynęła. Aria spojrzała na ciebie z nienawiścią, by potem przenieść to samo spojrzenie na Michaela'a i Elizę, którzy byli niewzruszeni. - Dobra, zaczynamy.... Najpierw to - mruczała Eliza do siebie. Aria lekko się skrzywiła, a jej mięśnie się napięły, ale trwała dzielnie bez ruchu. - Tak... - mruknął Michael i nachylił się nad Elizą, która coś pisała klikając kolejny przycisk. Teraz Obiekt syknął i uniósł wysoko ręce, by nie miały kontaktu z wodą. Po kilku kolejnych silniejszych razach Obiekt zaczął rzucać się i głośno ryczeć, a potem machnął niezdarnie wielkimi skrzydłami i lekko wzleciał, ale natychmiast opadł, bo jego skrzydła były za duże jak na jego miejsce pobytu. - Przecież to jest energia porównywana do uderzenie pioruna - warknęła Eliza sama do siebie i coś zanotowała - Dobra, wyłącz to - powiedziała do Michaela, a kiedy ten to uczynił stworzenie oparło się o lustrzaną ścianę, wywaliło rozdwojony język i cicho jęczało naprzemiennie z syczeniem. - Przycisk B6 - powiedziała Eliza do Thomasa. - I to dla ciebie tyle, poradzimy sobie dalej w sumie sami - upewniła się u Michaela. - Tak. Ja cię odprowadzę, bo idę się napić kawy, zostajesz? - zwróciła się do laboranta, ale ten stwierdził, że zostanie z Obiektem. - Idziemy - powiedziała Eliza do Thomasa.
-
- Dziękuję, oddamy go potem do analizy chemicznej - powiedziała Eliza, kiedy bariera się zamknęła - Teraz wytrzymałość na energię. Naciśnij znowu przycisk A6, a kiedy napełni się to jakoś do połowy przycisk C6 - poleciła pani Eden Thomasowi, a słoik podała Michaelowi, który zapakował go do jakiegoś pojemnika.
-
W podłodze otworzyło się kilka średniej wielkości otworów przez które wypływała woda. Obiekt Aria chyba chciał w nie wsadzić rękę, ale Eliza coś do niego krzyknęła, a ten stanął znowu prosto. Był posłuszny, to trzeba przyznać. - Dobrze - powiedziała cicho Eliza. - Potem sprawdzimy wytrzymałość na energię elektryczną, zdolność latania, zachowanie ze stworzeniami swojego gatunku i wytrzymałość na substancje toksyczne. - Oraz widzenie nocne, jakość jadu w zębach i jakość słuchu - dokończył Michael. Eliza niemo przytaknęła. - Zacznijmy od tego jadu - wstała i podeszła do Thomasa z jakimiś przedmiotami - Proszę - powiedziała i podała mu je. - Paralizator i średni słoik, zaraz ci otworzę przejście do Obiektu Aria, ty go poszczujesz paralizatorem, mało voltów więc nie uszkodzisz, wtedy powinno strzelić jadem, zrób tak, żeby strzeliło do słoika. Nie mamy w tej sali sprzętu do automatycznego pobierania. Zwykle Klara była tą kamikadze, która lubiła bliskie kontakty z Obiektami, dzisiaj jesteś to ty - uśmiechnęła się i podeszła znowu do góry - No to zaczynamy... na kilka sekund otworzę barierę, ty tam wskoczysz - dodała na koniec. Jak powiedziała tak się stało, szklana tafla na chwilę zwinęła się do góry, jednak Aria stała spokojnie patrząc się na ciebie krzywo.
-
Stwór był za dziwną lustrzaną barierą pamiętaj! W pewnym momencie z sufitu do klatki Obiektu zaczęła się wlewać woda. Aria spojrzała szybko na swoje pokryte gdzieniegdzie łuskami stopy i syknęła przeciągle ukazując dwa duże zęby jadowe. A woda ciągle się lała, aż w końcu cała bariera od góry do dołu była zalana. Przy ścianie trzymając szklaną powierzchnię dłońmi z pazurami lisa stała Aria, jej oczy były bardzo zwężone. Prychała i charczała. Michael coś zapisał. - Dobra, dość, bo się udusi - powiedziała Elizabeth wstukując coś na komputerze. - Thomas, przycisk B6.
-
Michael uśmiechnął się, a Elizabeth skierowała się lekko w dół i w prawo do jednej z maszyn. Michael ruchem ręki pokazał ci, żebyś stanął obok niego. - Będziemy badać wytrzymałość Obiektu Aria, oraz jej ogólne zachowanie w różnych sytuacjach, jeśli wszystkie testy wypadną tak jakbyśmy chcieli, zostanie odesłany do Ameryki - powiedział pogodnie - Jednak z powodu... em... niemożności do pracy Klary - wyszczerzył się do Elizy. - będziesz nam pomagał ty - podszedł do lusterka i popatrzył na Obiekt. - Wstań - powiedział powoli, a Aria ostrożnie uczyniła to. Teraz można było na nią patrzeć w pełnej okazałości. Michael zadowolony podszedł do Elizabeth. - Co robimy najpierw? - zapytał. - Zachowanie pod wodą - powiedziała i spojrzała na Thomasa.- Na samym dole obok przestrzeni Obiektu masz płytę kontrolną. Przycisk A6 - uśmiechnęła się krzywo i zajęła swoim komputerem, a Michael nachylił się nad nią.
-
- Po prostu ma być tu ciemno, to tylko hol. Ale nie pytaj - powiedziała szybko i po chwili skręciła dochodząc do jakichś ciemnych drzwi. Pchnęła je i znalazłeś się w dużym białym pomieszczeniu. Wyglądało to jak amfiteatr mnóstwo ław z urządzeniami biegło w dół, gdzie w jakiejś dziwnej szklanej(a może nie?) klatce siedziała młoda, może dziewięcioletnia dziewczynka. No... wyglądała jak nie do końca normalne dziecko. Miała skrzydła nietoperza wyrastające z pleców(swoją drogą miejsce wokół dziury z której wyrastały było bardzo czerwone, jakby sprawiało jej to ból), czerwone oczy węża i uszy oraz ogon lisa. Oprócz tego ubrana była w taki strój jak wszystkie Obiekty. Miała długie czarne włosy lekko nachodzące na twarz i siedziała po turecku. Wpatrzona była w swoje dłonie, na których w kilku miejscach znajdowały się łuski. Chyba na trzecim schodku od dołu stał młody mężczyzna z ciemnymi włosami związanymi w krótkiego kucyka z tyłu głowy. Kiedy się do was odwrócił mogłeś zobaczyć, że ma piwne oczy. - Witam, jestem Michael Thorness - powiedział spokojnie. - A ty to zapewne Thomas Carlson?
-
Eliza wzruszyła ramionami. - To laboratorium rządowe i współpracujące z NASA, nie zbieramy żadnych zysków z zewnątrz, poza finansowaniem od rządu i NASA i byliśmy tu pierwsi - wzruszyła ramionami - Mamy kilka agresywnie nastawionych istot i będą na pewno zadowolone, gdyby próbowali tu zajść, w naszej izbie kontrolnej możemy zablokować windę, gdyby w ogóle tu doszli, nie dziwię się, że mają nagranie, bo miasto Warszawa miało tu swoją kamerę, ale poprosiłam o jej zdjęcie po sytuacji z ekologami i posłuchali. Sam budynek laboratorium stoi całkowicie na obrzeżach miasta w odludziu i mało mnie obchodzi, że to się komuś nie podoba, równie dobrze może mu się nie podobać strefa 51. I jakbyś się chciał zapytać - nie, kamery nie rejestrują tego, co tu dowozimy, bo mamy podziemny kanał aż do skraju Parku Narodowego - uśmiechnęła się - I NIKT(tak, nikt, Ciasteczko, nikt, powtórzę jeszcze raz, możesz podcierać się banknotami, ale to nie robi z ciebie OP, które zawsze będzie potrafiło dowiedzieć się o moim laboratorium wszystkiego) o nim nie wie, poza NASA i prezydentem - wzruszyła ramionami - To tyle - wydawała się kompletnie niewzruszona - Idziemy - poprowadziła cię w ciemność. (Hoff - kiedy Equestria i Ziemia się zleją? )
-
- Mów teraz - powiedziała natychmiast, kiedy winda się zatrzymała. Wyszli z niej do ogromnego pomieszczenia, tak ciemnego jak wczoraj, ale pustego. - Mam czas - dodała i założyła ręce lekko odchylając się w lewo.