Skocz do zawartości

Flippyn

Brony
  • Zawartość

    949
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Flippyn

  1. Więc, stanę się trochę samozwańczy i przedwcześnie ogłaszam was Dowódcą Polowym. Ku chwale Eqestrii
  2. Witam w stadzie, nie ma co się martwić to tylko 2 dni , ponoć rozstawiałeś na CW, jak duże masz doświadczenie w tego typu sprawach?
  3. Flippyn

    Fanfick z Waszymi OC

    OC w spoilerze, liczę, żę się podoba , chyba dość się rozpisałem
  4. Nie rozumiem, wszyscy się zakochuj, kochają itp. , a ja nie mogę :( Ja chce uczucia z powrotem :(

  5. Oni podrobili własne wino, więc nie sądzę by Hasbro mogło coś zdziałać. Ale ogółem super. Dam se łape uciąć, że zrobią jakąś kafejkę, gdzie kelnerki zostaną kucykami
  6. Skórki mieliby zainstalowani kamerzyści, owszem zgadzam się, że musielibyśmy to nagrywać na treningówce.
  7. Ja bym proponował zrobić wideo promocyjne z podkładem muzyki serialowej. Np. Piosenka "Smile" do tego kilka osób, które by jeździły i nagrywały bez interfejsu. Sześć czołgów np. siódemek lub ósemek w skinach MLP (tankie mane 6), na piątki (odmieńce). Przykładowo kiedy Pinkie śpiewa o smutku taka WZ - 131 dostaje w gąskę i ją tyrają, a potem IS - 3 i Tiger 2 zjeżdżają się, żeby go zasłonić.
  8. Flippyn

    Opowiadanie z Waszymi OCkami

    Ewentualnie jest jeszcze motyw wiemy, że czegoś szukamy, ale nie mamy zielonego pojęcia czego i z czasem wyjdzie, że chodzi o jakiś pancerz rodu czarnych klaczy, który pomógł ocalić Eq przed podmieńcami, albo miecz trzech pierwszych władców Eqestrii, czy coś takiego.
  9. Flippyn

    Opowiadanie z Waszymi OCkami

    Może zaginionego złotego banana , a tak na serio, ma to być coś normalnego czy jedziem po mistycyźmie?
  10. Czy też się czasami tak czujecie?
  11. Wąchał kwiatki spod dębowych desek. Rodzice są zdolni do wszystkiego Co byś zrobił gdybyś zobaczył martwego potraconego kotka?
  12. Pamiętam sytuacje kilku moich kolegów na ASG, wracali ze strzelanki w pełnych mundurach kominiarkach, kamizelkach z karabinkami ( dopiero z 2 metrów poznasz, że to replika) jeden wszedł do sklepu po napoje, a reszta została przed sklepem z kałaszami na wierzchu. Kilkanaście metrów dalej dumnie szedł policjant, który dobiero 10 metrów od nich zauważył terrorystów pod spożywczym. Trzęsąc się jak galareta wyciągnął pistolet z kabury po czym w nich wymierzył. Z oczami pełnymi strachu i pełnymi gaciami oraz nieskoordynowanie trzymając pistolet darł się: Rzuć broń!. Rzucili, potem zabrali ich na komendę.
  13. Wymyśliłem, jak zrobić z człowieka świecznik do chanuki ;_;

  14. Ogółem fragmencik bardzo mi się podobał, dziwi mnie, że tak szybko mnie tam wkleiłeś. Tylko jedna kwestia, może to ja źle się wyraziłem, jest tylko jedna cięta rana - przez środek grzbietu, pasy są natomiast niewyjaśnioną sprawą, wygląda to mniej więcej tak, (tym się zainspirowałem)
  15. Może troszkę pojechałem, ale postawiłem na całkowity fanatyzm i troszkę familijnego klimatu .OP sama postać raczej nie jest, chodzi ci raczej o relację czy o co? Z czasem pewnie uzupełnię lub poprawię pewne elementy, gdyż czas mnie gonił z pewnego powodu ( czytaj matka wpadająca do domu po zebraniu półrocznym ) Miał być psychol, ale i tak nie najgorzej wyszło
  16. Imię: Vampeye Nazwisko: Moon Wiek: 18 lat urodziny 8 października Gatunek: Batpony Umiejętności: Skradanie się, łamanie bądź skręcanie kluczowych kończyn, nieograniczona brutalność względem przeciwnika, poker, maskowanie się, pełny fanatyzm osoby jej wysokości Księżniczki Luny Wady: Nadpobudliwość (jeśli ktoś powiedział źle, lub nawet pomyślał źle o Księżniczce Lunie źle to się kończyło), próbuje grać na gitarze, ale wychodzi mu to pokracznie, czuje się nieswojo w większym towarzystwie. Wygląd : Szara sierść, włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe, Przez twarz przeciągające się od włosów przez oczy i szyję aż do skrzydeł czerwone wręcz czarne pasy ( szerokości mniej więcej oczu) Oczy żółte. Rodzina: matka - nigdy nie poznał, ponoć nazywała się Ber Blue i bardzo go kochała, ma tylko jedno jej zdjęcie ojciec - znienawidzony alkoholik i brutalny rodzic o imieniu Hollow Cm: Czerwony księżyc Historia: Urodziłem się w miasteczku nieopodal Foal Mountains, nasz dom położony był jednak dość daleko od innych domostw. Mieszkałem tylko i wyłącznie z ojcem, którego nienawidziłem. Mamy nie poznałem z powodu, iż zmarła niedługo po porodzie, ojciec popadł w nałóg. Ponoć bardzo mnie kochała, nawet przez te kilka chwil, kiedy trzymała mnie swoimi ledwo ciepłymi kopytkami. Ojciec zawsze obwiniał mnie o jej śmierć, ale może być to prawdą. Dorastałem sam, ponieważ w pobliżu nie było szkoły ,do której mógłbym uczęszczać.Mimo sprzeciwów ojca pomagałem na farmie sąsiada, by zarobić na książki, z których mógłbym czerpać wiedzę, czasami wieczorami, gdy przychodzili do niego inne kucyki grali w pokera. Podglądałem jak to robią przez szparę w drzwiach, dziek czemu sam nauczyłem się grać, co dało mi okazję do zarobku. W wieku 10 lat nikt już nie chciał ze mną grać bo i tak wiedział, że przegra. Nie szło mi to może genialnie, ale w wieku 12 lat doszedłem do poziomu gimnazjum. Moje życie było jednak z dnia na dzień coraz gorsze. Brak środków do życia, co wiązało się też z brakiem alkoholu dla ojca. Rozgniewany z tego powodu pobił mnie gorzej niż zazwyczaj. Zresztą nie pobił mnie on chciał mnie zabić. Rzucił się na mnie po czym kopnął mnie w brzuch i połamał kilka żeber, następnie chwycił za nóż i wbił go przed szyją po czym zaczął ciągnąć, bolało niemiłosiernie, myślałem, że chce mnie chyba oskórować. Gdy doszedł do lini skrzydeł zebrałem się na wykop tylnimi kopytami i trafiłem go w szczękę wybijając kilka zębów. Leżalem płacząc i łkając z bólu. W końcu ojciec wstał i pomyślałem, że teraz mnie zabije, jednak on złapał mnie w pół, zaniósł na skarpę i zrzucił z niej wprost do lasu - nie mam zielonego pojęcia jaki miał w tym cel. Spadłem przy małym stawie i prawdopodobnie byłem nieprzytomny parę godzin, ponieważ już wschodziło słońce. Zdziwiłem, się, że w ogóle żyję, myślałem, że już więcej tego świata nie zobaczę. Spróbowałem się podnieść jednak ból był paraliżujący, nie mogłem wstać, ani latać :yHRvV: , podczołgałem się ledwo co do stawu, gdyż byłem głodny i spragniony. Woda była świeża i zimna, najpierw napiłem się trochę po czym kopytkami przemyłem brudny pyszczek i ujrzałem czarne linie wzdłuż oczu, trochę się przestraszyłem, ale miałem wtedy ważniejsze problemy niż ten. Głód doskwierał mi coraz bardziej, po pewnym czasie przyszedł do mnie mały króliczek, nie mogąc się powstrzymać zjadłem go co dodało mi sił i poprawiło morale, które i tak osiągnęły już zerowy poziom. Zastanawiałem się nad sensem swojego życia, czy ma ono w ogóle jakiś sens? Nawet jeśli to i tak zginę tu w samotności - myślałem. "Noc już nastała więc cóż pora się pożegnać" a Zasnąłem w gotowy na śmierć nie czułem nic, byłem zbyt wycieńczony. Spałem widziałem mojego ojca, matkę, ale coś zmąciło mój wieczny spokój,ale był to ciepły dotyk klaczego kopytka. Zbudziłem się i ujrzałem klacz, wszystko było rozmazane. Podniosła mnie swoim rogiem i położyla na grzbiet. Teraz straciłem przytomność, obudziłem się dopiero w Canterlocie i znów czułem ten ciepły dotyk tym razem na moim kopytku. Kiedy przejrzałem na oczy ujrzałem księżniczkę siedzącą obok mnie i trzymającą mnie za kopytko. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak mam za to podziękować, odpracować jej dobro. Nie mogłem z siebie nic wykrztusić, jednak kiedy wreszcie zebrałem się by jakoś podziękować ona powiedziała: Nic nie mów. Zaraz potem uśmiechnęła się do mnie i patrzyła mi w oczy. Byłem bliski płaczu, jednak uczucie to upłynęło ze mnie podczas tych wydarzeń. Mimo bólu nie mogłem powstrzymać wybuchu emocji. Jak pocisk wyskoczyłem z łóżka i ja uściskałem i wydaje mi się, że było to dla niej niemałe doświadczenie. Po szybkim otrząśnięciu ona także objęła mnie swymi kopytami. Pierwszy raz poczułem tak intensywne matczyne ciepło. Stała się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy ściskałem ją z całych sił zauważyłem, że wyskoczył mi znaczek. Kiedy już się trochę rozluźniłem rozmawiałem z nią całą noc. Zajmowała się mną na swój królewski sposób, chwaliła, karciła, pomagała. Po zagojeniu się ran wysłała mnie do szkoły, gdzie nie zostałem zbyt ciepło przyjęty jednak uczyłem się dobrze. I tak doszedłem do 3 klasy liceum, gdzie nastąpił kolejny przełom w moim, życiu, szedłem przez korytarz i utłyszałem... Jeden ogier z mojego wieku obrażał księżniczkę, wyzywał ją bluzgał na nią, nie wytrzymałem... Podszedłem do tego skur***yna i odwróciłem ku sobie, ten z wyrzutem krzyknął; Co!. Rzuciłem nim o szafkę , wyłamałem deskę z ławki i wbiłem mu ją z przyjemnością w brzuch, po czym zacząłem wyrywać flaki z klatki piersiowej, ostatecznie przed śmiercią wbiłem kły w jego bluźniercze gardło by się napić. Podobało mi się. Parę minut później zjawiła się straż królewska, by mnie zabrać - nie stawiałem oporu. Następnego dnia postawiono mnie przed sądem, normalnie karą byłaby pewnie śmierć, ale księżniczka Luna mnie uratowała i skończyło się na pracach społecznych. Wiem, że zawiodła się więc mnie jednak poprzysięgłem sobie, iż był to pierwszy i ostatni raz. Po liceum poszedłem do Canterlockiej Akademii Wojskowej w kierunku desant/ wojska zmotoryzowane. Po jej ukończeniu, pożegnałem się z dworem i zaciągnąłem się do wojska ,w którym służyłem w jednostkach specjalnych, jednak mimo wszystko kiedy tylko mogłem odwiedzałem dom. Charakter: Jestem mocno nadpobudliwy w kwestii mojej wychowanki, ale staram się nie rozkładać normalnych kucyków na części pierwsze. Najlepiej dogaduję się ze swoim gatunkiem, jednak z inteligentnymi kucami też idzie, nie jest to oczywiście nasz poziom, ale cóż. Ogółem wyglądam na miłego i pomocnego, jednak wy którzy to czytacie zapamiętajcie te słowa... Każdy medal ma dwie strony... Trochę heretyzmu pewnie jest ale chyba jest ok?
  17. Imię: Vampeye Nazwisko: Moon Wiek: 18 lat urodziny 8 października Gatunek: Batpony Umiejętności: Skradanie się, łamanie bądź skręcanie kluczowych kończyn, nieograniczona brutalność względem przeciwnika, poker, maskowanie się, pełny fanatyzm osoby jej wysokości Księżniczki Luny Wady: Nadpobudliwość (jeśli ktoś powiedział źle, lub nawet pomyślał źle o Księżniczce Lunie źle to się kończyło), próbuje grać na gitarze, ale wychodzi mu to pokracznie, czuje się nieswojo w większym towarzystwie. Wygląd : Szara sierść, włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe, Przez twarz przeciągające się od włosów przez oczy i szyję aż do skrzydeł czerwone wręcz czarne pasy ( szerokości mniej więcej oczu) Oczy żółte. Rodzina: matka - nigdy nie poznał, ponoć nazywała się Ber Blue i bardzo go kochała, ma tylko jedno jej zdjęcie ojciec - znienawidzony alkoholik i brutalny rodzic o imieniu Hollow Cm: Czerwony księżyc Historia: Urodziłem się w miasteczku nieopodal Foal Mountains, nasz dom położony był jednak dość daleko od innych domostw. Mieszkałem tylko i wyłącznie z ojcem, którego nienawidziłem. Mamy nie poznałem z powodu, iż zmarła niedługo po porodzie, ojciec popadł w nałóg. Ponoć bardzo mnie kochała, nawet przez te kilka chwil, kiedy trzymała mnie swoimi ledwo ciepłymi kopytkami. Ojciec zawsze obwiniał mnie o jej śmierć, ale może być to prawdą. Dorastałem sam, ponieważ w pobliżu nie było szkoły ,do której mógłbym uczęszczać.Mimo sprzeciwów ojca pomagałem na farmie sąsiada, by zarobić na książki, z których mógłbym czerpać wiedzę, czasami wieczorami, gdy przychodzili do niego inne kucyki grali w pokera. Podglądałem jak to robią przez szparę w drzwiach, dziek czemu sam nauczyłem się grać, co dało mi okazję do zarobku. W wieku 10 lat nikt już nie chciał ze mną grać bo i tak wiedział, że przegra. Nie szło mi to może genialnie, ale w wieku 12 lat doszedłem do poziomu gimnazjum. Moje życie było jednak z dnia na dzień coraz gorsze. Brak środków do życia, co wiązało się też z brakiem alkoholu dla ojca. Rozgniewany z tego powodu pobił mnie gorzej niż zazwyczaj. Zresztą nie pobił mnie on chciał mnie zabić. Rzucił się na mnie po czym kopnął mnie w brzuch i połamał kilka żeber, następnie chwycił za nóż i wbił go przed szyją po czym zaczął ciągnąć, bolało niemiłosiernie, myślałem, że chce mnie chyba oskórować. Gdy doszedł do lini skrzydeł zebrałem się na wykop tylnimi kopytami i trafiłem go w szczękę wybijając kilka zębów. Leżalem płacząc i łkając z bólu. W końcu ojciec wstał i pomyślałem, że teraz mnie zabije, jednak on złapał mnie w pół, zaniósł na skarpę i zrzucił z niej wprost do lasu - nie mam zielonego pojęcia jaki miał w tym cel. Spadłem przy małym stawie i prawdopodobnie byłem nieprzytomny parę godzin, ponieważ już wschodziło słońce. Zdziwiłem, się, że w ogóle żyję, myślałem, że już więcej tego świata nie zobaczę. Spróbowałem się podnieść jednak ból był paraliżujący, nie mogłem wstać, ani latać :yHRvV: , podczołgałem się ledwo co do stawu, gdyż byłem głodny i spragniony. Woda była świeża i zimna, najpierw napiłem się trochę po czym kopytkami przemyłem brudny pyszczek i ujrzałem czarne linie wzdłuż oczu, trochę się przestraszyłem, ale miałem wtedy ważniejsze problemy niż ten. Głód doskwierał mi coraz bardziej, po pewnym czasie przyszedł do mnie mały króliczek, nie mogąc się powstrzymać zjadłem go co dodało mi sił i poprawiło morale, które i tak osiągnęły już zerowy poziom. Zastanawiałem się nad sensem swojego życia, czy ma ono w ogóle jakiś sens? Nawet jeśli to i tak zginę tu w samotności - myślałem. "Noc już nastała więc cóż pora się pożegnać" a Zasnąłem w gotowy na śmierć nie czułem nic, byłem zbyt wycieńczony. Spałem widziałem mojego ojca, matkę, ale coś zmąciło mój wieczny spokój,ale był to ciepły dotyk klaczego kopytka. Zbudziłem się i ujrzałem klacz, wszystko było rozmazane. Podniosła mnie swoim rogiem i położyla na grzbiet. Teraz straciłem przytomność, obudziłem się dopiero w Canterlocie i znów czułem ten ciepły dotyk tym razem na moim kopytku. Kiedy przejrzałem na oczy ujrzałem księżniczkę siedzącą obok mnie i trzymającą mnie za kopytko. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak mam za to podziękować, odpracować jej dobro. Nie mogłem z siebie nic wykrztusić, jednak kiedy wreszcie zebrałem się by jakoś podziękować ona powiedziała: Nic nie mów. Zaraz potem uśmiechnęła się do mnie i patrzyła mi w oczy. Byłem bliski płaczu, jednak uczucie to upłynęło ze mnie podczas tych wydarzeń. Mimo bólu nie mogłem powstrzymać wybuchu emocji. Jak pocisk wyskoczyłem z łóżka i ja uściskałem i wydaje mi się, że było to dla niej niemałe doświadczenie. Po szybkim otrząśnięciu ona także objęła mnie swymi kopytami. Pierwszy raz poczułem tak intensywne matczyne ciepło. Stała się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy ściskałem ją z całych sił zauważyłem, że wyskoczył mi znaczek. Kiedy już się trochę rozluźniłem rozmawiałem z nią całą noc. Zajmowała się mną na swój królewski sposób, chwaliła, karciła, pomagała. Po zagojeniu się ran wysłała mnie do szkoły, gdzie nie zostałem zbyt ciepło przyjęty jednak uczyłem się dobrze. I tak doszedłem do 3 klasy liceum, gdzie nastąpił kolejny przełom w moim, życiu, szedłem przez korytarz i utłyszałem... Jeden ogier z mojego wieku obrażał księżniczkę, wyzywał ją bluzgał na nią, nie wytrzymałem... Podszedłem do tego skur***yna i odwróciłem ku sobie, ten z wyrzutem krzyknął; Co!. Rzuciłem nim o szafkę , wyłamałem deskę z ławki i wbiłem mu ją z przyjemnością w brzuch, po czym zacząłem wyrywać flaki z klatki piersiowej, ostatecznie przed śmiercią wbiłem kły w jego bluźniercze gardło by się napić. Podobało mi się. Parę minut później zjawiła się straż królewska, by mnie zabrać - nie stawiałem oporu. Następnego dnia postawiono mnie przed sądem, normalnie karą byłaby pewnie śmierć, ale księżniczka Luna mnie uratowała i skończyło się na pracach społecznych. Wiem, że zawiodła się więc mnie jednak poprzysięgłem sobie, iż był to pierwszy i ostatni raz. Po liceum poszedłem do Canterlockiej Akademii Wojskowej w kierunku desant/ wojska zmotoryzowane. Po jej ukończeniu, pożegnałem się z dworem i zaciągnąłem się do wojska ,w którym służyłem w jednostkach specjalnych, jednak mimo wszystko kiedy tylko mogłem odwiedzałem dom. Charakter: Jestem mocno nadpobudliwy w kwestii mojej wychowanki, ale staram się nie rozkładać normalnych kucyków na części pierwsze. Najlepiej dogaduję się ze swoim gatunkiem, jednak z inteligentnymi kucami też idzie, nie jest to oczywiście nasz poziom, ale cóż. Ogółem wyglądam na miłego i pomocnego, jednak wy którzy to czytacie zapamiętajcie te słowa... Każdy medal ma dwie strony... Trochę heretyzmu pewnie jest ale chyba jest ok?
×
×
  • Utwórz nowe...