Skocz do zawartości

KreeoLe

Brony
  • Zawartość

    678
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez KreeoLe

  1. Mam już nasz Wonderland - to duża, letnia polana, po środku brzozowo - dębowego lasu. Na polanie stoi drewniany, mały stół i dwa krzesła. Ostatnio pojawiły się tam też kwiaty, myślę że to Tulpa. Ale teraz o czym innym.

     

    Ciągle wyobrażam sobie ją jako kulkę światła, energii lewitującej nad ziemią. Staje się to dla mnie trochę niewygodne, mam dziwne uczucie, że Tulpie wygląd się nie podoba. Czasem (np. w ciągu lekcji) mam nagłe prześwity jej wyglądu, ale niewyraźne i słabe. Człowiek, dziewczyna, coś jak mój wiek. Czy to możliwe, że Tulpa "podsuwa" mi pomysły na jej wygląd? (nie zmienia się sama, gdy wchodzę do WL jest taka, jak była) Rozmawiam z nią, tłumaczyłam nawet, że wygląd ustalimy razem, taki jaki będzie chciała.

     

    No i na razie jeszcze jej nie słyszę, ale ciągle nad tym pracuję. ^^

    No i... nie mam pomysłu na imię dla niej. Chyba niezbyt jej wygodnie, gdy mówię do niej po prostu Tulpa. Nie za bardzo wiem co robić. ._.

  2. - Kocham cię... - powtórzyłam znów. Zamrugałam słodko rzęsami i znów się w niego wtuliłam, nadal patrząc mu prosto w oczy. Był tak delikatny... lekka fala ciepła znów oblała moje ciało. Kopytkiem dotknęłam miejsca na jego klatce piersiowej, tam gdzie powinno być serce. Zapomniałam o całym bólu, o wszystkich problemach i o tym świecie. Byłam tylko ja i on. Nadal patrzyłam mu prosto w oczy.

  3. - Kocham cię, Dark. Musiałam przeżyć. Uwierzyłam, że mogę. Dla ciebie, jakby to ująć... - Spojrzałam mu prosto w oczy. - I... dziękuje, że mnie uratowałeś. Po raz kolejny. - Chciałam się do niego przytulić, znów poczuć ciepło jego ciała... lecz mój stan nie pozwalał nawet na wstanie z łóżka. Uśmiechnęłam się słabo w jego stronę. Powiem szczerze, że zaczynam nienawidzieć moich nóg.

  4. Uśmiechnęłam się, widząc swój pokój i Darknessa. Więc... żyję. Próbowałam się podnieść, lecz skutkowało to tylko bólem nogi i głowy, w której to znów zaczynało mi się kręcić. Chciałam zobaczyć Darknessa, powiedzieć, żeby się odwrócił, lecz zamiast tego uzyskałam świadomość o piekącym jak ogień bólu w płucach i gardle. Kaszlnęłam, co tylko nasiliło te objawy. Zdrowym kopytkiem dotknęłam swojego czoła, które wciąż było gorące, ale na szczęście nie tak bardzo, jak poprzednio.

  5. Leżałam wycieńczona na ziemi, zamoczona w wodzie. Z mojej nogi nie pozostało prawie nic przydatnego i gotowego do użytku. Nie ruszałam się. Nawet najmniejszy ruch mógł skończyć następnym, przeszywającym bólem. Słyszałam tylko bicie własnego serca. Biło ciszej i słabiej niż zawsze. Krew mieszała się z wodą, a przez okropny odór kręciło mi się w głowie jeszcze bardziej. Nie wiedziałam gdzie jest góra, a gdzie dół. Miałam bardzo wysoką temperaturę. Zaczęłam cicho łkać. Nie miałam siły nic zrobić. Nawet krzyczeć. Czekałam.

  6. Nie miałam nawet siły płakać i krzyczeć. Ból wstrząsnął całym moim ciałem, od którego już za chwilę mogła zostać oderwana noga. Próbowałam się skupić... ta, jasne. Mój róg słabo zaświecił się, ale już chwilę potem zgasł, gdy znów bestia zatopiła szczęki w moim kopycie. Próbowałam ponownie. Tym razem róg zaświecił się na dłużej, otaczając delikatną, prawie niewidoczną magią, zardzewiałą tarczę. Miałam zamiar wbić ją w jego złamaną nogę, aby mnie wypuścił. A potem... atakować? Sama nie wiedziałam. Najpierw jednak musiałam magią przyciągnąć tarczę do mnie. Nie byłam dość skupiona, ale tarcza nadal była okrążona magią, ruszając się o kilka centymetrów w moją stronę.

  7. Chciałam krzyknąć, lecz z mojego gardła wydostał się ledwie słyszalny, cichy pisk. Mój oddech stawał się coraz bardziej łapczywy, zaczynało mi brakować powietrza w płucach. Próbowałam się uspokoić. Po moich policzkach ciekły łzy. Czułam... nie miałam siły się bronić. Dosłownie byłam pewna, że to mój koniec. W jednym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami, tak to się mówi... przypomniało mi się wszystko. Dzieciństwo, śmierć dziadka, babci, biwak, koszmary, Silent Ponyville, Darkness... przypomniałam sobie jego słowa. Nie chciał... mówił, że mnie kocha, że muszę wrócić cała do Ponyville. Prawdziwego. Musiałam zobaczyć gdzie jest... co się z nim działo. Musiałam przeżyć. Dla siebie. I dla niego.

    Znów krzyknęłam, gdy potwór ponownie zatopił szczęki w mojej nodze. Zaczęłam wierzgać kopytami, których jeszcze nie dopadł i kopać go w szczękę i brzuch. Gdybym tylko miała coś twardszego pod kopytem... mogłabym uderzyć w jego nogę. Rozejrzałam się, nadal okładając go słabo kopytkami.

  8. Zamrugałam oczami i potrząsnęłam głową. Nieprzytomnie cofnęłam się trochę do tyłu. Miałam chęć zwymiotować. Kręciło mi się w głowie... woda niemiłosiernie śmierdziała. Co to w ogóle było? Chyba... pies. Uuu... duża szczęka. W sumie to nawet nie miałam siły uciekać. W sumie, to nawet nie wiem, czemu stałam w miejscu. Zerknęłam na jego złamaną nogę. Więc nie ja jedna mam problemy z nogą. To mnie pocieszyło. Kaszlnęłam kilka razy i szurając kopytami w wodzie, powoli cofałam się do tyłu. Co lubią psy...? Aportowanie? Gryzienie kości? No tak, za chwilę to ja znajdę się w jego gębie, jak zabawka... a może pomóc mu z tą nogą, to się odczepi? Chociaż sama nie miałam apteczki, więc to odpadało. Głupkawo się czułam. Chyba mi odbiło.

  9. Brnęłam dalej, przed siebie. Nie było części ciała, która nie bolała. Najbardziej głowa i noga. Miałam gorączkę, głowę rozsadzalo mi od środka, a w nodze czułam efekty infekcji. Miałam chęć paść tu i poczekać na śmierć, lecz nie mogłam się poddać. Zdrowym kopytem uchyliłam kratę i weszłam dalej. Skręciłam w jeden z korytarzy z lewej strony. Moją głowę przepelniala tylko jedna myśl: ból. Wielki ból, który nadal trwał i zwiekszał się. Najbardziej martwiła mnie nogą - z zakażenia rany może wyniknąć coś gorszego.

    Powoli brnęłam naprzód.

  10. Z moich oczu poleciały łzy. Noga bolała. Znów. Ściągnęłam z siebie pelerynę od Darknessa. Podarłam ją i obwiäzalam wokół rany, by nie dostało się tam nic więcej. Choć i tak była już poważnie zakażona. Magią uniosłam cicho grającą pozytywkę, kołczan i pochodnię. Szurając nogą po ziemi i cicho pochlipując ruszyłam jednym z korytarzy.

  11. Zaklęłam cicho i ze zgorzchniałą miną zerknelam na ranę w nodze. Mój róg zaświecił się, magią otaczając kawałek drewna. Zacisnęłam zęby i wyciągnęłam. W tym samym momencie mój przeszywający krzyk rozniósł się echem po katakumbach, czy cokolwiek to było innego. Na trzęsących kopytach podniosłam się, cicho jęcząc z bólu lub cicho pokrzykując. Ze łzami w oczach rozejrzałam się. Apteczka... mialam ją na plecach. Musiała gdzieś tu być.. musiałam ją znaleźć...

×
×
  • Utwórz nowe...