-
Zawartość
678 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez KreeoLe
-
Westchnęłam. Spojrzałam na niego spod brudnej od kurzu i krwi grzywy, zmartwionym wzrokiem. - Wszystko dobrze...? Na pewno chcesz ruszać już teraz? - Spytałam, patrząc prosto w jego oczy. Martwiłam się o niego. Nie wyglądał dobrze... kurna, co ja gadam?! Wyglądał beznadziejnie! Jeśli chciał, bez wahania zgodziłabym się na odpoczynek, nawet jeśli długi. Nie chciałam, aby coś się mu stało... przecież dopiero udało mi się go uratować od śmierci.
-
Tak, dajmy Ihnesowi!
-
Na pewno nie jest naszą żoną. Jest nudny i na pewno nie podrywa forumowych dziewczyn na SB... Jest spokojny i cichy, nie lubi towarzystwa, prawie nikt na forum go nie zna. Jest ponury i samotny, nigdy nie miał na sobie peruki.
-
- Tak... oczywiście - powiedziałam cicho. - Dobra, idziemy. Nie mam zamiaru stać tutaj ani chwili dłużej. - Wskazałam kopytkiem w stronę wschodnią. Tam, za sadem rodziny Apple znajdował się mój dom. Ruszyłam w tamtą stronę. Znałam drogę tam jak własną kieszeń, więc dotarcie nie powinno nam sprawić problemu. Teraz nie bałam się o to, co tam zobaczę. Byłam chyba bardziej ciekawa. Pokazalam Darknessowi figurkę AJ, którą znalazłam, oraz krótko opowiedziałam, co tam widziałam.
-
- Nie. To ja dziękuję za to, że żyjesz. - Uśmiechnęłam się delikatnie, pakując do apteczki wszystkie bandaże i resztę przedmiotów które z nich wyjęłam. Położyłam ją sobie na grzbiecie. Nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć, więc tylko objęłam go kopytkami wokół szyi, przytuliłam. - To... następnym celem naszej podróży jest mój dom.
-
Nie miałam zamiaru czekać. Przerwałam reanimację, słysząc że żyje. Ledwo, ale żyje. Sięgnęłam do apteczki i opatrzyłam te najpoważniejsze rany na ciele, przemyłam wodą i zabandażowałam. Nie wiedziałam jednak co zrobić z z jego okiem. Trzeba było je obmyć, ale... nie, nie teraz. Wyjęłam strzykawkę z adrenaliną, wbiłam w jego skórę i nacisnęłam spust, wstrzykując płyn do jego krwi. Choć trochę oczyściłam jego ciało z krwi, chociaż nie wiedziałam w czym to ma pomóc. Teraz tylko czekałam na efekty mojej pomocy i na to, że przeżyje.
-
Jak już pisałam, nie miałam jeszcze żadnego o kucykach. Ale ostatnio śniło mi się to forum, więc jest już coraz lepiej.
-
Upadłam na kolana, klękając obok ciała Darknessa. Potrząsnęłam nim kilka razy, ale potem opanowałam się i przeprowadziłam szybko akcję reanimacyjną, a dokładniej resuscytację krążeniowo-oddechową. Ucisnęłam jego klatkę piersiową około 30 razy i dwa oddechy, a potem powtórzyłam to kilka razy, co chwilę sprawdzając czy oddycha i czy jego serce zaczęło bić. Byłam zbyt zdenerwowana by zrobić coś więcej. Byłam zrozpaczona i załamana, znów płakałam. - D-dark... nie, nie możesz... - wyłkałam cicho. - Darkness! Nie, nie... błagam, nie rób mi tego... - Dotknęłam delikatnie kopytkiem jego czoła. Moje łzy spływały na jego ciało, wsiąkając w czarną sierść.
-
Zadygotałam. Zdałam sobie sprawę, że nawet dzięki podpowiedzi nie wiem o co chodzi. Nie uratuję go, a to wszystko będzie przeze mnie. Co kojarzy mi się z nocą, ciemnością, w dodatku na literą M...? Mrok? Mary? Mgła... Nie, to nie. Zrezygnowanie podniosłam pyszczek w dol. Myśl Corrie, myśl! Nie wiedziałam. W mych oczach znów pojawiły się łzy. - Ja... nie wiem.... mrok? - Powiedziałam głośno, głosem przegranej. - Nie wiem... Poległam na ostatnim pytaniu....
-
Teraz na prawdę nie wiedziałam. Myślałam długo nad snem i miłością. To były prawdopodobne odpowiedzi. Pierwsze zdanie... ja po obudzenie, boję się koszmarów, snów które miałam w nocy. Ale nie zgadza się do zdania drugiego... chociaż sen otula nad, gdy idziemy spać. Ehh. Miłość... Co do tego, to chyba by się zgadzało. Gdy się budzimy, boimy się o utratę miłości. Ale gdy ją mamy, otula nas... głupio brzmi. Ale nie miałam innego wyjścia. - To... odpowiedzią będzie miłość... albo sen... kurna, może jakąś podpowiedź? - Odpowiedziałam po chwili. Teraz naprawdę się bałam i martwiłam.
-
Znów musiałam się zastanowić. Koniec początku, początek końca... koniec czego?... Życia! Ok, myślmy powoli... uh. Koniec początku... to będzie... co? Zaraz... śmierć! Początek końca... początek śmierci, innego życia? Ułuda tego świata, przed którą nikt się nie ukryje... śmierć również pasuje. Żaden kucyk nie uchroni się przed śmiercią. - Śmierć. - Powiedziałam, jakby trochę pewniej, teraz zastanawiając się już krócej.
-
Zrobiłam kilka głębokich wdechów i wydechów. Zastanowiłam się. Co może być zawsze przy mnie... słońce go, albo to coś zabija... Pierwsze, co przyszło mi do głowy to mój własny cień. Ale czy słońce go zabija...? Teoretycznie rzecz biorąc, to cień jest właśnie dzięki słońcu... ale gdy światło słoneczne pada na cień, to znika... kurna, to dopiero pierwsza zagadka, a ja już miałam problem z jej rozwiązaniem. Stałam tak zamyślona chyba kilka minut, ale potem znów spojrzałam na niego. - Odpowiedzią jest... - przełknęłam cicho ślinę. Wiedziałam, co znaczyłoby dla mnie nieodgadnięcie zagadki. - ...cień. Tak, to moja odpowiedź.
-
Jestem wolna i na razie niech tak przez jakiś czas zostanie.
-
Wielbię. <3 Najbardziej lubię... hmm. Rico, Skipper, oraz Julian. Są genialni, to po prostu bajka przepełniona EPICKOŚCIĄ po brzegi.
-
Westchnęłam i że zrezygnowaniem oparłam głowę o ziemię. Nadal w pozycji leżącej rozmyślałam. No ba, ją się na walce nie znałam ani trochę, więc nie pozostawało mi nic innego, jak tylko odgadnąć 3 zagadki. Szybko i sprawnie podniosłam się z ziemi. Magią znów uniosła nóż, lecz tym razem polozylam go w apteczce, która służyła mi za juki. Spojrzałam na niego chłodno i przewróciłam oczami. - Dobra. Z wielką niechęcią posłucham twoich zagadek. - Powiedziałam z irytacją, przenosząc apteczkę na mój grzbiet.
-
Miałam wielką chęć usiąść i czekać na swoją śmierć, ale ją ponownie zamachnelam nożem w powietrzu, próbując go trafić. Tym razem nie ruszyłam się z miejsca, nóż za pomocą magii sam celował w podróbę. Doskonale wiedziałam o tym, że walczę tak beznadziejnie, że równie dobrze mogłam się poddać. Znów nóż próbował wcelować w niego, raz po raz latając w powietrzu.
-
- Mam. To. Gdzieś. - Wycedzilam poprzez zacisniete żeby. - Nie możemy tego po prostu skończyć? Będziesz ciągle tak gadał? Nie obchodzi mnie to, o czym mówisz. Mam swoje własne zdanie. I cel, którego będę się trzymać. - rzeczywiscie nie miałam żadnej taktyki. Nawet nie umiałam walczyć. Nie chciałam tego przeciągać. Przecież... nie miałam z nim szans. Byłam prawie pewna, że umrę. Znów skoczylam na niego z nożem, tym razem jednak atakując z boku.
-
Tym razem nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru kłócić się z tym gnojem. Nie myślałam o niczym. Może i miał rację, ale najpierw musiałam go zabić. A dopiero potem rozmyślać nad tym, co mówił. Zdecydowałam. Powoli zaczęłam zbliżać się jeszcze bliżej niego. Ciągle patrzyłam w jego oczy. Nóż magią utkwił w górze, gotów do zagłębienia się w ciele przeciwnika. Bez wahania skoczylam na niego, próbując wcelowac nożem w jakąś część jego ciała.
-
- Ciebie? On nawet dawniej nie byłby taki jak ty. Nie zabijałby bez powodu. I tak, chcę, aby był szczęśliwy. On również tego chce dla mnie. Chcę tylko wiedzieć, czy naprawdę byłoby mu beze mnie lepiej. Czy aprawde mnie kocha.
-
- Oh, zamknij się - przewróciłam oczami. - Z jego życiem nie zrobisz już nic. On po prostu nie żyje. I nie gadaj mi tu znowu tego samego, słaby kucyk, uczucia, emocje... a co ty możesz do cholery jasnej wiedzieć o uczuciach, jeśli nigdy ich nie miałeś? - Teraz mówiłam prawie równie spokojnie jak on, jednak już z lekką irytacją.
-
Jeszcze przez chwilę płakałam, ale nagle zdalam sobie sprawę, że nie powinnam słuchać tej podróby. Wstałam, ledwo utrzymując się na nogach. - Nie - powiedziałam pewnie. - tak, to jest MOJA wina. Nadal jest on w stanie to zrobić. Dla mnie, by mnie obronić. Ten świat jest inny. Tu TRZEBA zabijać, by przeżyć. Tak. To przeze mnie nie żyje. To ją pozwoliłam mu tu że mną przyjść. Ale nie żałuję tego. Teraz dopiero zdalam sobie sprawę, że go kocham. I mimo, iż o to mnie prosił, nie wyjde z tego zadupia bez niego. - Prawie krzyczałam. - To jest MOJA głowa, MÓJ UMYSŁ i TY jesteś postacią stworzoną w MOJEJ głowie. W MOIM Silent Ponyville. I nie będziesz mi wmawiał bzdur. Umrę tu, umrę w rzeczywistości. Ale ten świat rozgrywa się w MOJEJ głowie, więc nie będziesz mi rozkazywal! - Podniosłam z ziemi nóż. Patrzyłam prosto w jego oczy. Znów czułam wściekłość. To słowa Darknesssa... to wszystko rozgrywa sie w mojej głowie. I nikt nie będzie mi rozkazywal.
-
- Nie... - Uśmiech znikł z mojej twarzy, a łzy znów przysłonily oczy. - J-ja...? A-ale... - Wielka gula w moim gardle sprawiła, że zaczęłam cicho szlochac. Czułam, jak łzy spływają mi po policzku, a magia wypuszcza z objec nóż na ziemię. Usiadła na ziemi, myślami będąc gdzie indziej. Ja... nigdy nie patrzyłam na to z tej strony... schowałam twarz w oplotlam, jednocześnie będąc bezbronną. - Ale... nie, to moja wina... - Szepnelam, wybuchając płaczem. Spojrzałam na pewnie nieżyjącego już, prawdziwego Dark'a. Wszystkie siły nagle zeszły że mnie, poczułam się bezsilna.
-
Upadłam boleśnie pyszczkiem na ziemię. Wyplułam z buzi krew, ciężko oddychając. Nie miałam siły się podnieść. Brzuch strasznie bolał. Gdy tak leżałam, patrzyłam na prawdziwego Darkessa, zastanawiając się czy żyje, czy nadal oddycha. Niezauważalnie, mój róg rozbłysł lekko i sięgnął po nóż, który wypadł z objęć mojej magii, gdy wywaliłam się na ziemię. Powoli i z bólem przeczołgałam się dalej i szybko podniosłam, patrząc na fałszywkę zamglonymi oczami, jednak z małym, wrednym uśmiechem na pyszczku. Nie miałam zamiaru umierać. Nie w takiej chwili. Przypomniałam sobie napis ze spodu figurki. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły. Dziadkowie, biwak, poznanie Darknessa, nowi przyjaciele, śmierć babci, dziadka, a teraz to... Poczułam w sobie nową siłę, która pchnęła mnie do działania. - Teraz mnie porządnie wkurwiłeś. - Warknęłam cicho, prawie niesłyszalnie. Nie wykonywałam żadnych ruchów, nie atakowałam, choć magią ciągle unosiłam nóż w górze. chyba nie ma takiej potrzeby, skoro są tu takie tagi >
-
Szybko podniosłam się z ziemi. Magią wyciągnęłam z apteczki która służyła mi za juki, nóż, który zabrałam z kuchni. Zaszarżowałam na fałszywego ogiera z narzędziem. Adrenalina jeszcze krążyła w moich żyłach, co mi bardzo pomogło.