Na meecie... cóż, byłam przelotnie. Zamieniłam kilka słów (i uścisków) z różnymi ludźmi, skomentowałam adekwatnie brak shoutboksa na forum, narysowałam Irwinowi kucyka z eksplozją zamiast głowy, posiedziałam w sali Gamer Luna i pograłam na kalekim padzie w Rayman Origins. A potem poszłam na pizzę. Chyba największym minusem meetu był brak jakiegoś panelu czy prelekcji poświęconej fanfikom. Nie winię za to organizatorów (mają raczej niewielki wpływ na to, czy temat X pojawi się w ramówce), stwierdzam tylko fakt. A, i mój absolutny brak umiejętności socjalnych wprost kwitł. Przynajmniej nie byłam sama.