-
Zawartość
7 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Posty napisane przez Ternos23
-
-
Pierwszy wszedł Green i zasalutował.
-Szeregowy Tom Green na rozkaz-Opuścił kopyto i czekał na dalszą reakcję.
-
-Myślisz że czego on od nas chce?-Spytał się Orange i staną przed drzwiami biura.
-
-Ta...co nam szkodzi-Odpowiedział i ruszył w stronę drzwi.
-Dwanaście miesięcy....-Szepnął.W jego głosie było słychać smutek.
-
Green wyczarował sobie białą laskę i wbił ją w ziemię.Przywiązał się do niej liną z torby. i czekał.
-Taa...tylko co ma się stać tak właściwie?-Pomyślał.Wyczarował sobie płomyk i przerzucał go z ręki do ręki.
-
-To tu jest morze?-Spytał się z zaciekawieniem.Popatrzył na Sophię i na jej rozpadającą się już koszulę.
-Przydałoby się znaleźć jakieś ubranie dla Sophii...-Szepnął do siebie i spojrzał na Vel.
-
Green wszedł za Orange i zajął łóżko koło niej.Po pytaniu zmieszał się lekko i zastanowił.
-Wiesz, głupio mówić ale....Nie pamiętam.Sześć lat chodzę po całej Equestrii w samotności i nigdzie dłużej niż dwa miesiące nie zabalowałem.Rodziców nie pamiętam bo umarli,jedynie moją siostrę...Koniec końców,ona również umarła no i zostałem sam.Plus jest taki że jestem nieszkolonym mechanikiem i snajperem.Ot,stąd przybywam.-Dokończył i zamkną swoją szafkę.W kopycie trzymał nabój od swojego karabinka na sznurku.
-
Green popatrzył na Smoka i wstał po chwili.Patrzył badawczo na niego.
-To dość ciekawe...-Szepnął do siebie i podszedł do Vel.
-Wiesz może czym to jest?-Zapytał się w pełnym spokoju.
-
-Zrozumiano!!-Green zasalutował i poszedł za Orange.Przybliżył się z boku.
-Nie za młoda jesteś jak do wojska?-Zapytał się z ciekawością.
-
Green zmieszał się trochę gdy Sophia się na niego rzuciła.
-Emm...Cóż,to nic takiego...lata praktyki...-Lekko się zarumienił.Nigdy nie był w takiej sytuacji.Próbował się uwolnić z jej uścisku.
-
-Rozumiem że to pozostawił wampir...-Green stwierdził oglądając ranę.Stanął za Sophią i złapał ję prawą ręką za ranę.
-Nie bój się,nawet nie zaboli-Powiedział uspokajająco.Ręka zabłysła lekko białym światłem.Po chwili rana znikła a Green się cofnął i stanął z boku Sophii.
-I jak,lepiej?-Zapytał się jej z nadzieją na odpowiedź twierdzącą.
-
Green patrząc na Sophie zauważył że jej niedawna rana po ugryzieniu zaczęła ją boleć.Przysunął się do niej nieznacznie.
-Czy mógłby ci jakoś pomóc z tą raną?-Spytał się jej i oczekiwał odpowiedzi.
-
Green wziął jabłko i podziękował.Wyją z torby małą butelkę z wodą i zrobił jakiś dziwny ruch ręką.Woda z butelki uniosła się i wylała na jabłko.Green schował butelkę i zaczął konsumpcję owocu.Popatrzył na obrożę Sophii.
-Nie ma możliwości aby ją zdjąć?-Spytał się jej.
-
Wolny i drugiej połówki wolę nie szukać.Cztery razy próbowałem.
Pierwszy:
Byłem z nią w związku,ale po tygodniu rzuciła mnie dla jakiegoś Olka,bo miał pierwszą taką samą literę w imieniu
Drugi:
Dostałem w twarz po wyznaniu.
Trzeci:
Wyjechała zanim jej wyznałem to że ją kocham
Czwarty:
Patrz drugi
No i po prostu zamknąłem się w sobie i przyznam,szczęśliwy nie jestem.A więc, Forever Alone
-
Witamy w klubie
MEDYK!!!Ten szpital jest za mały dla nas dwóch...
-
Green popatrzył na Sophie i uśmiechnął się lekko.
-Widzę że mój pled ci się przydał-Powiedział żartobliwie i popatrzył na jabłko.Dokończył chleb i popatrzył na jabłko które Sophia miała w ustach.
-Skąd wzięłaś te jabłka Sophio?-Spytał się jej i dorzucił jeszcze kilka patyków.
-
Green przysiadł przy ognisku zrobionym przez Sophie.Dołożył kilka patyków i rzucił mały płomyk.Ognisko paliło się dość mocno,zaś on wyją z torby pół bochenka chleba.Oparł ręce na kolanach i jadł patrząc na płomienie buchające z ogniska.
-
-Cóż,właściwie...-Green zastanowił się chwilę.
-Ja jestem aniołem aktualnie w połowie."Na górze"byłem,ale zostałem zesłany na ziemię,ażeby nieść "pokój i szczęście".Taa...-Odpowiedział i podszedł do drzewa na którym leżała Sophia.Usłyszał jej słowa i z torby wyciągną biały pled.Podał go jej i wrócił na polanę.
-
-Tak,anioł.Pytam dla pewności.-Odpowiedział jej.Spojrzał na swoją prawą rękę potem na Jacoba.
-Archanioł?To dość...ciekawe.-Powiedział i zastanowił się chwile.
-Zaraz,ty jesteś mrocznym kosiarzem czy innym takim i masz siostrę Archanioła?-Spytał się zdziwiony.
-
-Dobrze zwracam honor.Zrozum,Nie miałem łatwego życia.-Odpowiedział Vel i spojrzał na nią.
-Może to być i dziwne pytanie ale...-Green zawahał się chwilę.
-Czy piłaś kiedyś krew...Anioła?-Dokończył z niepewnością w głosie."Po co ty to powiedziałeś?"pomyślał ale zaraz po tym oczekiwał odpowiedzi.
-
-Wiesz,mówię to co myślę.Większość gdy mnie zobaczyła to mnie chciała zabić.Zwłaszcza wampiry.-Odpowiedział jej i spojrzał na krzyżyk.
-Poza tym nie powiedziałem że należy wybić każdego...ee...Nazwijmy ich "odmieńcami".-Dokończył i spuścił głowę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hmm....Ale to pomyślałem tak właściwie
-
-Mi to możesz powiedzieć,niewolnika z ciebie nie zrobię-Odpowiedział jej i schylił żeby go nie uderzyła.
-Mam w sobie zbyt dużo cech...-Zawahał się-Z resztą nieważne.A tak z ciekawości jeszcze jedno pytanie-Popatrzył na nią.
-Gdyby ktoś inny zabił twojego "pana" to co wtedy?
-
Green opuścił głowę a z oka poleciała mała łza.
-Dlaczego,Pytam się,dlaczego?-Myślał.
-Czemu każdy kogo spotkam to wampir,wilkołak,zmora czy inne cholerstwo...-Walną się w twarz.Podszedł do Sophi.
-Rozumiem o co ci chodzi...-Powiedział do niej już normalnym głosem.Spojrzał na jej obrożę.
-Mogłabyś mi wytłumaczyć czym to jest?-Spytał się jej i nadal przyglądał się obroży.
-
Green popatrzył na fiolkę.
-Czym jest ten płyn Violetto?-Spytał się jej i oczekiwał odpowiedzi.Spojrzał na ognisko robione przez Sophie.
-Nie trzeba ci czasami ognia?-Zapytał się a w ręku pojawił się płomyk.
-
-Sądzę,że to czarownik czy tam czarnoksiężnik...-Odpowiedział jej trochę niepewny.Spojrzał na przybysza badawczym wzrokiem.
-Zawszę można sprawdzić kto to-Dokończył i zwrócił wzrok na Sophie.
-Cóż,mi to obojętne kim dokładnie jesteś.Ważne dla mnie jest to czy znosisz magie i anioły...-Spojrzał znowu na Violette.
[Fantasy] Nowa Generacja - Dołącz do Istot Paranormalnych
w Dawne Dzieje
Napisano
Green znalazł się znowu w gąszcz drzew po drugiej stronie polany.Mówił coś do siebie pod nosem.Jego szata była lekko podziurawiona i nie miała już prawego ramienia.Właśnie w prawym ramieniu był wbity kawałek drzewa.
-Kto na cholerę wywołał tą burzę?!-Wykrzyczał.Upadł na wpół przytomny i oparł się o drzewo.Musiał chwilę odpocząć po trzykilometrowym marszu.Prawe ramie krwawiło błękitną krwią,ale jego to jakby nie obchodziło.