/Grey
((Uprzedzając zarzuty. Wszystkie akcje dotyczące Greya zostały wcześniej uzgodnione z Thoronem. Zero OP))
Widzę strach w jej oczach. Rozpoczyna unik. Za późno. Uderzam w nią przy akopaniamencie przeraźliwego łupnięcia i trzasku łamanych kości. Połamana klacz odlatuje kilka metrów, toczy się chwilę po piasku, po czym zamiera w bezruchu.
Przystanąłem i poświęciłem chwilę na kontemplację tego widoku. Timber leżała na boku, ciężko dysząc. Jej stan oceniłem na fatalny. Co czuję? Nie jest to na pewno współczucie. Żal? Tak, już prędzej żal. Że też taka piękność okazała tak bezmyślna. Te rany sprawiła sobie własną głupotą. Rozczarowania...Tak, powinienem już się do nich przyzwyczaić. Dawno. Wieki temu. Nic jednak nie mogłem na to poradzić.
Zdecydowałem jednak że zajmę się jej ranami. To nie przebłysk samarytanizmu. Jak większość moich decyzji, jest to efekt chłodnej kalkulacji. Z tego świata zniknęła by jeszcze jedna kropla piękna, gdyby umarła. Moim nieco już zardzewiałym talentom medycznym przyda się nastawienie kilku kości. I nie zamierzałem nikogo zabierać ze sobą, nawet jeśli sam chciałem umrzeć.
Nie zdołałem żadnego z tych planów wprowadzić w życie.
Trzecim okiem wykrywam bliską magiczną prezencję. Gwałtownym zrywem odskakuję na bok lecz nie zdaje się to na nic. Górna tarcza rozjarza się od zadanego ciosu by po chwili zamigotać i zniknąć. Odrzucony nagłą dezaktywacją pola ochronnego jednorożec, ląduje na piasku tuż przede mną. Z trudem zachowuje równowagę. Jego twarz zastyga w wyrazie zaskoczenia.
Nie wiem kim jest, skąd się wziął i jak przebił tarczę. Lecz nie pozwolę na kolejny cios. I zamierzam wybić mu z głowy kolejne głupie pomysły.
Wyprowadzam cięcie kijem prosto w bok przeciwnika. Pręt jest naładowany. Przy kontakcie energia uwalnia się i odrzuca ogiera w tył z głośnym trzaskiem. Agresor wykonuje fikołek, po czym ląduje na zboczu wydmy, wzbijając obłok piasku.
Dopiero teraz poświęciłem chwilę by dokładniej mu się przyjrzeć . Jednorożec maści burzowego nieba oraz kruczoczarnej barwy grzywy jak i ogona. Niecodzienny dodatek w postaci ciemnych kręgów wokół oczu, przyprawia mu wyglądu ciężko niewyspanego. Następnie moją uwagę przyciąga oręż. Krótki miecz pokryty delikatną siatką run. Między innymi linią potężnych symboli przebicia. Zagadka rozwiązana.
- To cię powinno nieco ostudzić – zacząłem tonem beztroskiej pogawędki - Mam nadzieję że nie połamałem ci zbyt wielu żeber.
Jednorożec powoli pozbierał się z piasku i ostentacyjnie otrzepał szatę.
-Oj nie martw się – wychrapał z lekkim bólem w głosie - potrzeba nieco więcej, niż pręta i kilku woltów, aby mnie złamać. – rzekł, po czym wyzywająco spojrzał mi w oczy.
Parsknąłem rozbawiony. Mamy Twardziela. Świetnie!
- Widzę – odparłem z lekkim uśmieszki em - Jeśli pożądasz kilku połamanych więcej- złożyłem karykaturalny ukłon - zapraszam serdecznie.
- Jakkolwiek – oparłem się beztrosko na drągu i wskazałem kopytem dogorywającą nieopodal klacz - Ta młoda dama raczej nie dożyje końca naszego pojedynku – wyszczerzyłem się bezczelnie - Byłoby miło z twojej strony gdybyś pozwolił mi wpierw opatrzyć jej rany, bohaterze.