W pełnym pędzie wpadam do pokoju niezbyt uprzejmego ogiera. Tryb analityczny aktywuje się od razu gdy zauważam strzałę wypuszczaną z łuku, sunącą ku mnie powoli niczym smole. Wyjątkowo nieuprzejmego ogiera, poprawiam się w myślach.
Rozproszona uwaga mści się. Strzała trafia mnie prosto w główne gniazdo receptorów po czym ze stukotem upada na podłogę.
W czasie gdy ponownie kalibruję układy wzrokowe, do komnaty, zapewne zwabiony hałasem, wpada istny tłum . Nie przejmuję się nim na razie i szukam wzrokiem gbura. Oporny pacjent leży omdlały na łóżku , całym we krwi. Jasna cholera. Jak ten worek połamanych kości mógł z takimi ranami jeszcze dyskutować i strzelać z łuku?!
Odwracam się się do nieznanego mi czarnego pegaza.
- Jestem Medykiem. – odzywam się, poirytowany całym tym zamieszaniem - Król Sombra polecił mi zająć się ranami tego delikwenta lecz nie był zbyt skory do otworzenia mi drzwi. Otworzyłem je więc sam.