-
Zawartość
2367 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Sajback Gray
-
Screwball Klaczka błyskawicznie wydostała się z klatki. Była córką Discorda i takie czary nie mogły jej uwięzić. Spojrzała na Erica. - Przestań. To nie jest zabawa!
-
Screwball Kucyk popatrzył dziwnie na Jima. Chyba ponownie nad czymś myślał. - Nie chcesz walczyć? Dobrze. Czemu nie zostawiłeś mnie ze złym panem? Lubisz mnie?
-
Screwball - Wiem teraz kim jesteś. Twoje imię to Eric. - Stwierdziła klacz. - Dlaczego musicie bawić się w mojej piaskownicy? Tatuś odsyła mnie tu kiedy nie jestem potrzebna. - Skrzyżowała kopytka. - Chcesz zrobić nam coś bardzo złego. Mi i tak nie można nic zrobić. Tatuś nie pozwolił by to się działo.
-
Ardens Sonus Nagle usłyszeliście rozmowę przy innym stoliku. - Słyszałaś o tym wariacie w masce? Podobno udało mu się ukraść arię. Do czego może mu być potrzebna? - Spytał się pegaz, gryficy, która z nim siedziała.
-
Screwball Kucyk chwlile pomyślał. Po chwili wydawało się że odpowie, jednak nagle pojawił się ktoś inny. Klacz zareagowała zwyczajnie. Przechyliła głowę i podszedła do nowo przybyłego. Powoli dotknęła jego klatki piersiowej kopytkiem. - Kim jesteś? Dlaczego plac zabaw jest taki inny?
-
Screwball Kucyk ponownie lekko postukał się po główce. Starała się chyba zrozumieć kilka rzeczy, ale sprawiało jej to małą trudność. - Zginęliśmy? Co to zginęliśmy?
-
Screwball Kucyk popatrzał na ciebie. Wyglądał jakby nie zrozumiał co właśnie powiedziałeś. Postukał się lekko w główkę i wrucił do robienia rzeźb z piasku. - Nie wiem. Nie wiem też dlaczego tu jesteś... . Tatuś powiedział że na razie nie potrzebuje mojej pomocy, więc jestem tutaj. Pamiętam.... a jednocześnie nie pamiętam.
-
Niosłem kucyka na rękach. Minęliśmy już wiele miast i lasów. Wolę nie robić mu krzywdy, więc lepiej zaniosę tam gdzie będę mógł pomyśleć. W końcu zauważyłem dom. To znaczy że jesteśmy blisko bariery. Jednak los czasami pomaga w życiu. Otworzyłem drzwi i poszedłem do mojej sypialni, a po chwili położyłem Jima na łóżku. - Trzymaj się przyjacielu. Screwball Na plaży w rzeczywistości Jima nagle za jedną z wydm pojawił się fioletowy kucyk ze spiralnymi oczami. Bawił się piaskiem i starał się zrobić zamek. Była to Screwball.
-
(Amulet Quan Chiego? No to nieźle... . Ten sam który jest kluczem w Nexusie? Zaszalałeś... ) Nagle wszyscy wyparowali i zostałem tylko ja. Co się stało? To było bardzo dziwne. Na ziemi leżał jakiś Rapier... . To chyba rapier Raphaela... . Podniosłem broń i ta przybrała kolor błękitny. Przy okazji z powrotem miałem błękitne oczy i włosy. Taka broń bardziej do mnie pasuje. Powoli skierowałem się do miejsca gdzie ten dziwny stwór uderzył Jima. Przy okazji Discord i Screwball klaskali wszystkim. Chyba im się podobało to widowisko. Jim leżał nieprzytomny na ziemi. Spojrzałem w górę na księżyc i lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem że nadal żyje. Wziąłem go na ręce i zacząłem iść ulicą. Mój strój był teraz nieco podarty. Szedłem z nim przez puste ulice. Wciąż panowała noc. Miał coś przyczepione do futra, nie obchodziło mnie to jednak. Na razie zaniosę go tam, gdzie na pewno coś wymyślę.
-
Leata Sandwico Kucyk spojrzał na was bardzo ostro. - Jakiś kuc w masce zabrał nam wczoraj w nocy arię*. Wyglądał bardzo dziwnie, a potem zniknął. Ardens Sonus W całej siedzibie rozległ się głos. - Pierwsze pojedynki muzyczne rozpocznął się dzisiaj o godzinie osiemnastej. Wszystkich pretendentów do turnieju, prosimy o udanie się o tej godzinie do koloseum*2. * - Aria : Kiedy tylko postanowiono utworzyć klany muzyczne, najpotężniejsze jednorożce stworzyły kule energii które kontrolowały nadmiar energii muzycznej. W każdym klanie jest ich około osiem i mają wielką moc. *2 - koloseum : W każdym klanie są areny walki zwane koloseum. Nie są zbyt ogromne, jednak koloseum w którym odbywają się zawody jest największym dziełem architektóry muzycznej.
-
Ardens Sonus - On wcale nie przegrał. - Tutaj wtrącił się pegaz. - Przeciwnik po prostu zniknął. Był kucem ziemny i nie posiadał instrumentu, a jakoś się teleportował. Wy tego nie widzieliście. To nie był nawet pojedynek. On tylko unikał ciosów, a potem zniknął. Painkiller próbował go zatrzymać, ale udało mu się coś zabrać... .
-
Ardens Sonus Gryf usłyszał komentarz na swój temat i podszedł do jednego z was. - Nieźle dostał? Najpierw byś zmylił? - Zapytał. - Tyle że was tu nie było kiedy to się stało, więc nie macie prawa tego oceniać!!! - Krzyknął. - Nie wiem kto to był, ale się dowiem! - Powiedział przedzierając się przez tłum. Wszyscy zaczęli się rozchodzić, oprucz pewnego pegaza, który stał w miejscu.
-
*Liczy* Z tego co się oriętuję, to mój czwarty internet na forum. Dziękować.
-
Leata Sandwico - Jesteś w siedzibie naszego klanu. Nie wiem czy spanie na ziemi jest fajne, ale sądząc po waszych minach, nie jest. Chyba tylko wy jeszcze tu śpicie. - Podszedł i poszturchał was kopytem. - W nocy stała się straszna rzecz. - Stwierdził. Ardens Sonus Po pewnym czasie, dotarliście do miejsca skąd wydobywały się płomienie. Kucyki i gryfy utworzyły drobny mur. Kiedy się przez niego przedarliście, zobaczyliście szok na twarzach wszystkich. Painkiller stał trzymając gitarę. Nagle upadł na kolana. Przed nim znajdował się wypalony okrąg, a wokuł nadal podsycał się ogień. Gryf uderzył szponem o ziemię. - Co to do cholery miało być?! Kim był ten kucyk?! Skąd on ma taką moc?! - Naprawdę coś go zdenerwowało. - Kto go tu wpuścił?! - W końcu wstał na łapy i lekko się uspokoił.
-
Ardens Sonus Eksplozje ognia były coraz większe. To wyglądało naprawdę niesamowicie wokuł was przebiegały gryfy i kucyki, widać było że gdzieś biegnął. W końcu jakiś pegaz zatrzymał się obok was. - Nie uwierzycie! Paikiller walczy z jakimś wariatem w masce! Tego nie można przegapić! - Po przemowie biegł dalej. Fila Aurea - Mi także miło cię poznać. - Pocałował twoje kopytko. Widać było że ma nienaganne maniery. Uśmiechnął się do ciebie i wszedł do domu. - Będę spał na sofie. - Stwierdził po czym usiadł na sofie. Leata Sandwico Balowaliście tak długo jak się dało. W końcu wasze organizmy nie wytrzymały i zasnęliście na ziemi. Obudziły was promienie słońca. Usłyszeliście jakiś głos. - Hela..... hale..... halo? - W końcu zrozumieliście. - Obudźcie się.
-
Ardens Sonus Nagle w okolicach ratusza wybiła się w powietrze potężna kula ognia. Nigdy nie widzieliście takiej mocy. Tylko jeden instrument jest w stanie wywołać coś takiego, a co za tym idzie tylko jeden kucyk... . Painkiller! Fila Aurea Ogier ponownie się uśmiechnął. Nie wiedziałaś jednak z czego on się cieszy. - Nie musisz wstydzić się swojego znaczka. W końcu to część ciebie. Nasz klan nie ocenia po wyglądzie i powinnaś o tym wiedzieć. Ja też nie gram za długo. Dopiero od niedawna poszedłem w ślady brata.A pianino jest piękne. Jest już ciemno i robi się zimno. Lepiej wejdźmy do środka. A właśnie... jestem twoim nowym współlokatorem. - Uśmiech.
-
Lecące pociski zostały szybko zablokowane przez żołnierzy Corwantesa. Każdy od razu zajął się innym przeciwnikiem. armia Corwantesa starła się natomiast z armią Baraki i żywych trupów. Ich siły były wyrównane. Nagle jeden z wrogów położył mnie na ziemię. Poczułem wściekłość i nagle mój struj diametralnie się zmienił, a włosy i oczy stały się granatowe. Strife przejął teraz inicjatywe. (na rysunku był przedstawiony ten mój zły wygląd) Przeciąłem wrogowi rękę i kilka razy uderzyłem pięścią. Czułem jakby ktoś krzykną wykończ go! wbiłem mu miecz w klatkę piersiowąni nagle wypełniła go energia która rozerwała go na strzępy. Fatality. Inni walczyli równie zaciekle. Z corwantesem i Siegfriedem nikt nie miał szans. Soul Calibur cioł wszystkich na strzępy, a miecze korwantesa dziesiątkowały wroga. Raphael wspierał kilika, a Maxi... no... osobiście atakował wrogów szybkimi ruchami. Takie pionki nas nie pokonają. Nasza przewaga po woli rosła. Przydałby się prawdziwy przeciwnik.
-
Nagle pojawiły się jeszcze armia szkieletów. Przeciwnicy na chwilę odeszli i stanęli obok nich. Ich liczebność zapowiadała że nie będzie to łatwa walka. - To co robimy panowie? - Spytałem. - A czysz to nie oczywiste? Walczymy. - Powiedział Raphael. - No pewnie że tak! Jakaś kupa kości mnie nie przestraszy! - Stwierdził Maxi. Kilik jedynie przytaknął na to stwierdzenie. Nagle z okolicznego budynku coś, a raczej ktoś zeskoczył na ziemię, aż gleba zadrżała. Miał na sobie białą zbroję, a w ręce trzymał wielki potężny miecz. - Soul Calibur... - Powiedział Kilik. - Nie wiem kim jesteście, ale nie pozwolę by Soul Edge zniszczył to miejsce! - Mocno się zamachnął i posłał falę energii w kierunku szkieletów. Jedna trzecia kościstych wrogów rozleciała się w pył. Nadal jesdak było ich sporo. Nawet Siegfried nie pokona ich wszystkich. Na okolicznym domu ponownie się ktoś pojawił. Miał piracki strój, białe oczy i ciemną skórę. - Nie wiem jak się tu znalazłem, ale nie pozwolę na tak nierówną walkę! - Na polę bitwy wkroczyła armia pół żywych piratów, a po chwili dołączył sam Corwantes. Obie nasze armie były teraz tak samo liczne. Wszyscy czekali na pierwszy ruch, wszyscy napięli bronie w rękach. Na czele natomiast stał Siegfried.
-
- Nie ma sprawy. - Odpowiedziałem mu bardzo pewnie. - Może najpierw wyjaśnisz mi parę spraw. - Zażądał Maxi. - Nie ma na to czasu. Kimkolwiek jesteś księżycowy wojowniku, jesteśmy z tobą. - Stwierdził Kilik. - No to na co jeszcze czekamy? - Maxi rzucił się na jednego ze stworów. Parę razy prawie zahaczył o jego ostrza, lecz, był zdecydowanie szybszy od niego. Po wielu uderzeniach nunczaka padł na ziemie. Powtórzył to zagranie wiele razy. Cały czas wspierał go Kilik. Mimo że podczas turnieju byli wrogami, to na codzie byli przyjaciółmi. Sprawnością i stylem był w końcu równy Liu Kangowi. Ja natomiast podniosłem parę razy ręce i ostrzeliwałem wrogów ta tajemniczą mocą. Kiedy skupiłem się na mieczu który posiadam, ten nagle zaświecił niebieską energią. Zaatakowałem jednego z wrogów i przeciąłem go na pół. Ta broń jest faktycznie niesamowita. Nagle jednak kolejny stwór mnie zaatakował. Zamknąłem oczy przed nieuchronnym. Kiedy je otworzyłem, wróg stał nabity na coś w rodzaju Rapiera. Ujrzałem kogoś ubranego w szlacheckie szaty. - Już nie można spokojnie się przejść by cię ktoś nie zaatakował. - Raphael podał mi rękę. Widać było że nie podoba mu się to co się tu dzieje. - Jestem Raphael. Widzę że także uczestniczyłeś w turnieju. Zanim go przywrócą, chętnie poćwiczę sobie na tych stworach. Jak cię zwą? - Jestem Michael. - Odpowiedziałem mu. - Dobrze więc Michael. Będę cię ubezpieczał. Następnie wspólnie z Raphaelem walczyłem z e sługusami Baraki. Od razu było widać że on potrafi walczyć z gracją jak na szlachcica przystało.
-
Ostatnio moja moc się zwiększyła.
-
Discord uśmiechnął się kiedy pojawił się Scorpion. Dobrze wiedział że się tu zjawi. Przy okazji wyczarował sobie koktajl i rzucił klaczce czaszkę by się nią pobawiła. Kucyk od razu zrobił sobie z niej zabawkę. - Jak mówiłem, przeszkody zawsze są. - Wziął łyka napoju. Nagle zobaczył Jima i Michaela. - Witam was! Cieszę się że nareszcie coś się dzieje. Kontynuujcie przedstawienie, a ja z chęcią popatrzę. - Jak powiedział tak zrobił, a klaczka turlała czaszkę i widać że nieźle się bawiła. Ja osobiście nie cieszyłem się z tego co widzę. Tyle krwi, ale taka jest cena zabawy z wymiarami. Spojrzałem na Discorda. Nagle rzucił mi dziwny miecz. - Co to ma być? - Zapytałem. - Niedługo będzie niezła walka, a ty musisz mieć broń. Mój miecz wyglądał naprawdę dziwnie. Na klindze widniał symbol księżyca, a ostrze emanowało dziwną energią. Niedługo pewnie mi się to przyda. Nagle zobaczyłem armię Baraki... . Nie dobrze. W ten obok mnie i Jima stanął jakiś facet w białej bluzce z nunczako i jakiś facet z kijkiem. - Jeśli ma być zabawa, to nie bez nas. - Stwierdził maxi. - A niechaj i tak będzie. - Potwierdził Kilik. No to super, czterech dziwaków się zebrało. Chyba czas na walkę.
-
N: Trudno powiedzieć, takie zagadkowe i zgodnie z nazwą, stara się odpowiadać na pytania i je zadawać. A: Twilight na ciebie pacza, więc uważaj i pamiętaj by czytać. S: Derpy z opaską i jak zwykle zastanawiający tekst. U: Bardzo fajny user który szybko się odnalazł i stara się pozostać ogarniętą.
-
(No to teraz moja kolei. Zostając w klimacie bijatyk, wybieram Soul Calibur) Michael Dałem znać Jimowi że wszystko dobrze pokazując znak rękę. Następnie skierowałem się w stronè błyskawicy. - Z chęcią zobaczę jak się z nim rozprawiasz i w razie czego pomogę z sługusami. Discord i Screwball Kucyk podszedł do tronu z czaszek i uśmiechnął się. - Tatusiu... nudzi mi się. - Oczywiście piłeczko. Quan, masz jakąś zabawkę dla niej? Jedna z ulic Warszawy, Soul Calibur Nagle otworzyła się szczelina między wymiarowa i wyrzuciła dwie osoby. Mimo tego że przed chwilą się przeniosły, nadal walczyli. Ich miecze co chwila się scierały. - Nawet takie czary ci nie pomogą Nightmare! - Krzyknął jeden z nich. - Nie mam z tym nic wspólnego, ale ta arena takżemi pasuje! - Odkrzyknął. Ich walka się wznowiła. Soul Calibur Siegfrieda lśnił światłem i co chwili zderzał się z Phantomem Nightmare'a. W końcu Siegfried wykonał odtateczne cięcie i przecioł przeciwnika który zamienił się w dym. W tym momencie zauważył złą energię na horyzoncie. To na pewno Soul Edge. Musi znaleźć ten miecz i wreszcie go zniszczyć. To jego przeznaczenie, skierował się ku złej energii. Tymczasem na dachu innego budynku także otworzyło się przejście z którego wyleciało dwóch ludzi. - Moja głowa... . Co się stało?! Ten durny portal skopał mi fryzurę! - Musiało nas gdzieś przenieść Maxi. Uspokuj się.Nasz pojedynek jest teraz nie ważny przyjacielu. - Wielki i wszechwiedzący Kilik... . A więc co teraz zrobimy? - Klejnot mówi mi by kierować się w kierunku gdzie uderzyła tamta błyskawica. - Niech ci będzie. Oboje udali się do wspomnianego miejsca.
-
Z czarnymi dniami...
-
Michael Ucieszyłem się kiedy to usłyszałem. Muszę jednak jakoś go przekonać do Jima. - Niedawno spotkałeś dziwne stworzenie z kopytami. To Jim, mój przyjciel. Mimo swojego charakteru, nie jest sługą Quan China. Twój wróg jest natomiast tam. - Wskazałem miejsce gdzie uderzyła różowa błyskawica. Z pewnością on nie przepuści tej balangi. - Możemy taż spotkać tam pewne stworzenie chaosu. Discord Discord wziął łyk herbaty. - Jak można? Jeśli ma się tyle setek tysięcy lat co ja, to można nauczyć się cierpliwości. Ostatnio się pobawiłem czyniąc świat czystym chaosem w jeden dzień, wraz z moim przyjacielem Strifem. Nieśmiertelność czasem nudzi. Mnie i moją córkę można jedynie uwięzić. Ważne jest by na początek zmanipulować lub pozbyć się przeszkód, a potem działać. Niedługo najpewniej zjawią się tutaj pierwsze "przeszkody".