-
Zawartość
2367 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Sajback Gray
-
Twilight... . Przecież to nie jej wina. To wszystko moja wina i innych ludzi. Kucyki nie są niczemu winne. Poznałem jej imię... . Teraz już nic mnie nie obchodzi. Wbiła mi strzykawkę w rękę. Wszystko zaczęło się rozpływać. - Zakończ to. Mimo wszystko dziękuję... - W tej chwili zasnąłem. Sen Ponownie stałem w pustym pomieszczeniu. Nie było widać końca tego pokoju. Udało mu się. Udało mu się zrobić to, co wydawało się niemożliwe. Pewnie przygotował to dla mnie. Chciałbym się nigdy nie obudzić. Przynajmniej tak zadośćuczynić za to jakim jesteśmy okropnym gatunkiem. Usiadłem na podłodze. Po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Z kolei wyraz dopiero teraz przybrał smutny. Wybaczcie nam.... proszę wybaczcie za to czym ten świat jest... .
-
Moje oczy zaczęły się zamykać i już nigdy nie miałem ochoty ich ponownie otworzyć. Usłyszałem jakiś głos. Jak się czuję? Czarna marynarka, tłuste włosy, żółte oczy i czarna siatkówka a ponadto szara skóra. To chyba oczywiste jak się czuję. Wolałbym skonać w samotności. Jedyne co zdołałem zrobić, to przechylić głowę i spojrzeć na dziewczynę. W moich oczach było widać zupełną pustkę i próbujący przebić się przez nią smutek.
-
(Hmmm... . Zaprowadzić przygnębionego człowieka do pustego domu. OK ) Luna złapała mnie zanim opadłem. No i po co? Przecież to nie ma sensu. Niech pozwoli mi tu leżeć... do końca, do czasu kiedy ogień strawi ostatnie granice tej planety. Z nami nie można żyć w zgodzie.... . Jakiego domu? Ja nie mam domu. Wprowadziła mnie do sypialni tajemniczego domostwa, a potem zniknęła. On ponownie miał rację. Nikomu na mnie nie zależy. Mogłem leżeć na zimnej ziemi. Moje oczy i ubranie nadal były takie jak kiedy byłem na polu. Moja skóra zaczęła przybierać kolor szarości. Powoli zatracałem się w mroku. W ciemności z której nie miałem ochoty wracać. Do czasu kiedy pociski zniszczą mą egzystencję razem z barierą.
-
Patrząc na Lunę, nadal czułem się słabo. Zupełnie jakby wypływało ze mnie życie. Nie miałem siły nawet długo utrzymać głowy. Ponownie mój wzrok wylądował na ziemi. Ostatecznie, nie wytrzymałem i padłem na plecy, wpatrzony w niebo. Moja twarz już dawno straciła wyraz.
-
Magus dostaje dwa punkty i mogę zdradzić że jest.... no daleko do lidera, ale mimo wszystko bliżej niż pozostali. Cass z kolei otrzymuje jeden punkt. Jaki sposób ma Discord na stłuczoną lampę?
-
- Mam pytanie które bardzo mnie ciekawi. Lubisz mnie, nienawidzisz czy tolerujesz? Jestem tylko ciekaw czy użyć pewnej rzeczy.
-
Hidoi
-
To nawet nie jest przekleństwo. To ciebie powinno się zgłosić za bycie kapusiem. Gdyby punkty leciały za takie słowa, to połowa userów zwiedzałaby już księżyc.
-
Nagle doznałem wizji. Byłem teraz w ciemnym pomieszczeniu. Usłyszałem cichy śmiech. Dobrze wiedziałem do kogo on należy. - Widzisz Michael? Chaos jest o wiele zabawniejszy. Nie ma miejsca na harmonię w tym świecie. Twoje marzenia to tylko głupie nadzieję. - Masz rację... . Nigdy nie miałem szans tego zmienić. Teraz liczy się tylko nic... . - Tylko chaos... - Ukazała się istota złożona z różnych zwierząt. - Tylko chaos... . Nikomu na mnie przecież nie zależy... . Tylko ty masz i zawsze miałeś rację. Chciałem tylko jedności... tylko pokoju. - Pokazałem znak ręką. - Peace... . - To jest nie możliwe. - Wtedy powróciłem do materialnego świata, a wizja się skończyła. Podniosłem głowę i spojrzałem na Luną. Teraz widniał na mojej twarzy jedynie smutek.
-
Hahahaha! To przecież nie ma sensu! Sens jest przecież nudny! Upadłem na kolana. Nareszcie przestałem się śmiać. Coś dziwnego do mnie podleciało. Ja jedynie nadal patrzyłem w ziemię. Płakałem, a jednocześnie się uśmiechałem. - Po wszystkim... - Szalony śmiech. - Przecież to nie będzie miało sensu. Wybiją wszystkich. Tak będzie. Ja jestem nikim. Tylko zwykłymi słowami. - Ponownie śmiech. - Inni także, tylko słowa, a oni to czyny.
-
Szedłem dalej przez miasto. Moje zdrowie psychiczne się nie polepszyło. Nadal się uśmiechałem. Nie wiedziałem nawet o aktualnej sytuacji. Po dłuższej chwili znalazłem się na jakiejś łące. Spojrzałem na niebo i zacząłem się głośno śmiać. - A wiecie co jest naprawdę zabawne?! Chaos!!
-
Na drodze stanął mi jakiś kucyk. Brutalnie go odepchnąłem z uśmiechem na ustach. - Hej! Co robisz?! - Spytał się. Ja jedynie spojżałem na niego, uniosłem do góry i rzuciłem o ścianę. - To co mi się podoba! Kogo to obchodzi?! Kogo obchodzi dobro?! - Mój biały garnitur nagle stał się czarny. Wyszedłem z bazy i zacząłem iść przez ulicę. Wszyscy patrzeli na mnie jak na wariata. - A czy to nie jest zabawne? Harmonia powinna być nudna i jest! Nie podoba się wam! - Na mojej twarzy widniał psychodeliczny uśmiech.
-
Będąc na dachu, ponownie usłyszałem o buntach, nietolerancji i innych rzeczach. Gniew całkowicie mnię pochłoną. Roztrzaskałem skrzypce o dach. Jeszcze doszło do mnie to co powiedział ten zakon. Upadłem na ziemię. - Dość!!!!!! - Mój krzyk był tak głośny że niemal objął całe miasto. Moje oczy zrobiły się żółte, a tęczówka czarna. Zszedłem z dachu, ledwo idąc na mojej twarzy było widać gniew pomieszany z radością. - Tak nie będzie.... zapłacą... nie pozwolę mu na to...
-
(Mam focha że każdy pisze i dostaje punkt, a ja nie. To po to ja se wymyślam rysunek, piosenkę i ulotki by Twilight mnie olała... . Nie ładnie Eliza, nie ładnie. A weście sobie tą Polskę. Mnie to już zaczyna wisieć i to bardzo. ) W końcu doleciałem do bazy. Wszedłem do środka, a następnie skierowałem się na dach. Po drodze zabrałem skrzypce z mojego pokoju. Muszę się oodstresować.
-
(Czemu Elizka mnie olewa... ;-; ) Wyszedłem z budynku i skierowałem się do śmigłowca w okolicach miasta. Była już noc, a kiedy wyszedłem z miasta, ujrzałem piękne niebo usiane gwiazdami. Wyciągnąłem ku niemu rękę. - Nie zawiodę cię Luno... . - Powiedziałem jakby do siebie i do niej. Następnie wsiadłem do śmigłowca i poleciałem do bazy.
-
[Napisałem więcej lecz się skasowało. ***** KOMÓRKA!!!! ] Twilight nadal nie wracała, a ja kończyłem rysować. Odłożyłem telefon na biurko. Następnie położyłem kartkę na biurku Twilight, a obok niej płytę z muzyką. Potem skierowałem się do recepcji. Na kartce był symbol pokoju który okrążały jakieś jasne punkty. Ponadto widniał tam tekst: Uzdrówmy nasz wspólny świat, przywróćmy też każdy las, zaprezentujmy razem że to możliwe. Przepiękny podniebny blask, będący okruchem gwiazd, wspólnie rozgoni najgorszy mrok. Niech każdy z nas pamięta że i niechaj od dziś wie! Jesteśmy teraz braćmi. Rodziną, więc przestańmy kłócić się, tylko wspierajmy jak jeden kraj! zjednoczony pod blaskiem majestatycznych gwiazd i naszą wspólną ziemią. Bądźmy jak świetliki. Rozpromieńmy ciemność naszych serc. (Zawartość płyty: http://m.youtube.com/watch?v=psuRGfAaju4 )
-
Nadal siedziałem w biurze Twilight. Na pewno Jim na razie popilnuje mojej bazy. Jak mógłbym jeszczeim pomóc. Był tam także telewizor. Zobaczyłem relacje z pogrzebu. Mogłem się tego po nim spodziewać... . Trzeba to będzie wyjaśnić. Mam nadzieję że Twilight niedługo wruci. Zobaczyłem w okolicy kartkę. Wziąłem długopis i zacząłem na niej coś rysować. Nadal siedziałem w biurze Twilight. Na pewno Jim na razie popilnuje mojej bazy. Jak mógłbym jeszczeim pomóc. Był tam także telewizor. Zobaczyłem relacje z pogrzebu. Mogłem się tego po nim spodziewać... . Trzeba to będzie wyjaśnić. Mam nadzieję że Twilight niedługo wruci. Zobaczyłem w okolicy kartkę. Wziąłem długopis i zacząłem na niej coś rysować.
-
Twilight teleportowała się, a ja zostałem sam w biurze. Teraz pora by wszystko przemyśleć. Potrzebne są ulotki. Najlepiej takie przedstawiające kucyka i człowieka podających sobie rękę, a w przypadku kuca, kopyto. Niechaj napis głosi "Stwórzmy wspólnotę. Bądźmy jak jeden gatunek, zjednoczony by uczynić świat lepszym". Dodatkowo, niech na dole widnieje napis "Przyjaźń to magia". To z pewnością da polakom do myślenia. Następnie jakiś symbol tego że możemy żyć wspólnie. Może jakieś małżeństwo kuca i człowieka lub publuczne okazanie sobie przyjaźni albo uczuć.
-
[A ja nanokombinezon z MGS zgadnijcie kto go dostanie *wskazuje na Magusa* ] Słowa Twilight lekko mnie zasmuciły. Widzę że to naprawdę ciężkie. Nie zostawię jej z tym wszystkim. Pomóc jej w skierowaniu kraju ku ciepłu i dobroci? Wstałem z krzesła i podszedłem do niej. - Pomogę ci jak tylko będę mógł. Całym swoim sercem i determinacją. Wspólnie rozsiejemy magię przyjaźni po całym kraju. - Uśmiech.
-
- Na ulicach nadal panoszy się propaganda. Musimy przekonać jakoś tych ludzi że kucyki chcą im tylko pomóc, a nie zniewolić ich kraj. Ulotki satyryczne walają się po ulicach. Mam wrażenie że wiem czyja to sprawka... . Potrzebny jakiś impuls, coś co da gwarancję polakom o nieagresji wobec nich... . Zwalczenie bezrobocia i pomoc bezdomnym pomogło, ale nadal istnieją jednostki które ślepo dążą do likwidacji tego stanu przez strach do nieznanego. Musimy znaleźć kogoś komu ufają i wierzą w niego, kto jest dla nich symbolem wolności. Jeśli on opowie się za nami, na pewno ludzie w nas uwierzą.
-
[No wiem... piszę z telefonu ;-; ] Pewien miły kucyk zaprowadził mnie do miejsca, gdzie była Twilight. Wokół niej, było mnóstwo papierów. Pewnie minusy władzy, wiem coś o tym. Zauważyłem krzesło, więc na nim usiadłem. - Witaj Twilight. Cieszę się że nareszcie mogę cię poznać osobiście. - Serdeczny uśmiech.
-
Doszedłem do biura i kazałem przygotować mi śmigłowiec. - Nie chcę powturki z rozrywki, więc dopuki nie wrucę ze spotkania z Twilight, ty rządzisz w biurze. Zaraz po tych słowach poszedłem się przebrać. Założyłem biały garnitur, do tego fioletową koszulę i biały kapelusz fedora. Na boku garnituru miałem znaczek L-O-V-E. Potem, udałem się do śmigłowca i poleciałem do Warszawy. Wylądowaliśmy w okolicy miasta, dalszą drogę przebyłem na piechotę. Idąc, ciągle uśmiechałem się i machałem innym ludziom. Może po prostu nie potrafię inaczej... . W końcu znalazłem się w biurze gdzie podobno jest Twilight. Wszedłem do środka i zdjąłem kapelusz.
-
(59) Chyba muszę odpowiedzieć Aleksandrowi. Postanowiłem wysłać mu wiadomość głosową. Aleksandrze. Jest mi niezmiernie miło że to dla nas robisz. Jesteśmy już w nowej bazie i staramy się rozpakować. Nasze maszyny nadal działają, lecz są przechowywane w innym kraju. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam. Michael. Następnie udałem się z powrotem do bazy. Plany się zmieniły, czas spotkać się z Twilight.
-
Szedłem z Jimem przez miato. W okolicy zobaczyłem biuro adaptacyjne. - Chodź Jim. Muszę napisać list. - Mówiąc to skierowałem się do biura. W pierwszej chwili nikt mnie nie poznał, to raczej dobrze. - Witamy w biurze adaptacyjnym. W czym mógłbym panom pomóc? - Zapytaj jednorożec w recepcji. - Muszę wysłać list. - Zdjąłem kapelusz. - Dobrze? - Pan Michael?! Co pan tu robi? Myśleliśmy że POZ uciekło z Polski. - Uciekło, lecz wróciliśmy. A teraz wybacz. - Wziąłem kartkę i zacząłem pisać. Przez biuro będzie najszybciej. Witam cię Twilight. Pozdrawiam cię, to ja, Michael, przywódca POZu. Z całego serca dziękuję ci za zaproszenie do Polski. Wielu ludzi i kucyków bało się tu wracać ze względu na ostatnie wydarzenia... . Będziemy starać się pomóc Equestrii w waloryzacji tego spaczonego kraju. Chciałbym także prosić o spotkanie z tobą, oczywiście jeśli to możliwe. Pozdrawiam Michael. Wysłałem list, a następnie wyszedłem z biura. Mam nadzieję że do niej dotrze.