Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Avatar tylko się roześmiał z Twojej desperackiej próby. Twoje kopyta nie zostawiały nawet rysy na tafli iluzji. Nie wprawiałeś jej nawet w drganie. - Uznam to za komplement Twilight opadła z sił. Widziałeś jak stoi pod ścianą po lewej, a wszystkie łby potwora schylają się ku niej. Shiva zareagowała od razu. Widziałeś jakby niebieską poświatę prześwitującą ze zbroi. Kontrolowała ją skutecznie i chroniła Ciebie. Zagrodziła drogę potworowi. Ten jednak nie wzruszył się jej postawą i zaryczał każdym łbem. - Dziękuję za cudne przedstawienie, ale to chyba już koniec -podsumował to Avatar. Mimo jego słów o końcu stało się coś nieoczekiwanego. Strop zawalił się na bestię. Masa blaszaków posypała się jak domek z kart prosto do podziemi. Spokojnym lotem zleciał jeszcze jeden kuc... Dobrze znany Ci alicorn z tego zamku. Wylądował przed Twoim ciałem. - A ten to kto? - Ile ja się Ciebie naszukałem. Zdajesz się wiedzieć dużo o tym zamku. Masz szczęście przydasz mi się! - Wybacz, jest chwilowo poza zasięgiem. - Mówisz? Gówno mnie to obchodzi - bąknął Gatanyer. Jego róg zalśnił i zerwał całą zbroję z Ciebie, po czym rzucił ją w kąt. Bestia wciąż dochodziła do siebie po zawaleniu się stropu. - Miałaś racje, kompletny flak, ale opcja! - zakrzyknął entuzjastycznie alicorn. Shiva pozbierała zbroję w całość, jednak nic nie odpowiedziała. - No już budzimy się! - mruknął alicorn i jego róg zalśnił. Światło z jego rogu oślepiło Cię, więc zamknąłeś oczy. Gdy je znów otworzyłeś widziałeś z bliska wirydianowe oczy...
  2. Jest dobrze . ___________________ Żałowałem obu pytań... bardzo. Z jednej strony zostałem wykpiony, z drugiej zaś poruszyłem dziwny temat. Nic nie odezwałem się do karczmarza. Pozostało mi dalej spożywać herbatę i szyszki. W końcu to lepsze niż nic. ~ Gaze, nie wiem czy sobie ze mnie żartujesz czy nie. Ale jeśli chciałeś bym się przestraszył to Ci się udało. Jesteś moim sprzymierzeńcem czy wrogiem..?
  3. Avatar Thanatosa roześmiał się najgłośniej jak tylko mógł. - Nawet jeżeli to moja sprawka. To co w tym złego, że chcę przywrócić moją Panią do życia? - odparł wciąż rozbawionym głosem, choć starał się brzmieć srogo. W między czasie Twilight udało się uciąć jakoś łeb hydry. Na jego miejsce pojawiły się dwa nowe... - To nie ma sensu... n-nie mam już siły - jęknęła znów Twilight. - Nie poddawaj się głupia, zaraz coś wymyślę jak go nie dobudzę!
  4. - Um, znam ją krótko. Ale pierwszy raz widzę, żebym tak wybuchła... Swoją drogą dziwnie się dziś zachowywałaś - odparła Morning i znów zbliżyła się do Ciebie. Spacer wydawał się zwolnić tempa. - Aż tak przeżywasz mój wyjazd? Może jednak zostanę?
  5. - Wydaję mi się, że nie jesteś w sytuacji, gdzie możesz pozwolić sobie na taką arogancję - odparł rozbawiony, ochrypnięty głos. - Jestem avatarem Thanatosa. Cząstką jego mocy przygotowaną specjalnie dla takich, którzy odważą się walczyć z mym zamkiem. Opcja byś mnie zobaczył raczej odpada. Tu po stronie zwierciadła nie ma światła. Walka wrzała w najlepsze. Widziałeś jak Twilight dyszy ze zmęczenia. - Shiva, zrób coś błagam - jęknęła. Pomimo odległości, wszystko dokładnie słyszałeś. - Robię co mogę, ale ktoś tu się bardzo postarał... Kurdę dlaczego on ma tak twardy łeb...
  6. Hawajska koszula i czarny płaszcz, to jedyne co znalazłeś... Czas pod prysznicem zleciał szybko, bo dochodziła już siódma. Rozległo się pukanie. Lyriel tak wcześnie? Wypiła więcej niż Ty, a już była gotowa przyjść? Zarzuciłeś na siebie Hawajską koszulę w trymiga i otworzyłeś drzwi. Hotelowa obsługa. Ogier zdawał się ignorować fakt iż jesteś gwiazdą. - Sprzątanie, a może śniadanie do pokoju? - spytał znudzony.
  7. Sebastian patrzył na Rena swoimi nietypowymi oczami z góry. - Wyrwałeś sobie kroplówkę i teraz krwawisz. Mój frak do prania, a sala do posprzątania... Ile z tym pracy... Obaj sprawiacie kłopoty odkąd się pojawiliście. Kroplówka Rena faktycznie się wyrwała i z lewego kopyta spływała mu krew. Uśmiech lokaja dawno zniknął. Spokój wymieszany z gniewem, tylko tyle było po nim widać. Sebastian jednym delikatnym pchnięciem kopyta odepchnął mocno Rena. Pegaz aż przysiadł na ziemi, zupełnie jakby zobaczył w oczach lokaja grozę. Poddał się całkowicie. Sebastian wpierw opatrzył Rena, a potem wyszedł zostawiając go na podłodze. Po chwili przyszła pielęgniarka z wiadrem i ścierką by zetrzeć krew z podłogi...
  8. Twoje słowa musiały rozpalić Moon do czerwoności. - CHYBA KPISZ! - warknęła. Morning aż zamilkła i odsunęła się od potencjalnej kłótni. - Więc Ty możesz żartować w ten sposób, a inni nie? O wybacz. Ja tego tolerować nie będę. Pa Morning. Stróż totalnie Cię zignorował i odfrunął. Zostałaś sama z Morning, która wydawała się lekko przestraszona...
  9. Twoje zamiary spełzły na niczym. To raczej nie zadziała w ten sposób. Odgłosy walki wydawały się coraz groźniejsze. - Czyli jednak się zorientowałeś? - chrychnął głos obok. Odwróciłeś się w stronę gdzie powinna stać Twilight. Nie było jej. Tam był tylko mrok. Stałeś po drugiej stronie zwierciadła i obserwowałeś jak Shiva miota zbroją i unika łbów wielkiego potwora. Hydry. Stwór miał około dziesięciu metrów wysokości i trzy łby dokładnie. Twilight co chwila ściągała jego uwagę, gdy ten przymierzał się do ataku na zbroje i Twoje ciało, potem się teleportowała w inne miejsce. I tak w kółko... - Podoba się..?
  10. Morning i Moon musiały dogonić Cię galopem. Twoja dziewczyna dopadła do Ciebie. Szła równym krokiem z Tobą, choć nieco zziajana. - Coś tak wyszła szybko, nawet się nie żegnając? - spytała Morning. Moon zaś zachowywała bezpieczną odległość...
  11. "Pijany Ty", musiał się bardziej cieszyć z tego, że rano Lyriel ma przyjść niż Ty. Chyba chciał dobrze wypaść... Czas swoim powolnym tempem zmieniał godzinę na budziku. Jeśli Artens miał rację, może faktycznie warto by było się umyć...
  12. Twilight spojrzała na Ciebie zdziwiona. - Z hydrą mówisz? Nie... i wolałabym nigdy tego nie robić. - Nie dziwię się. Te mityczne stworzenia są prawie nieśmiertelne. - A czemu pytasz? - teraz Shiva zadała pytanie. Tonem... atakującym..? - Magnusie, ocknij się..! Proszę...
  13. Dark już nic nie odpowiedziała, tylko przeniosła wzrok na okno. - Jesteś już zmęczona? - spytała Morning. - A no... - T-to my już pójdziemy, prawda dziewczyny? - zadała kolejne pytanie. - Chyba masz rację Morning. Chory powinien odpoczywać.
  14. Więc jednak jest coś, co jest drzazgą w oku tej karczmy. - Proszę jeszcze wskazać mi kierunek. Jak się posilę pójdę zaspokoić moją ciekawość - odparłem karczmarzowi. Zdawałem sobie sprawę, że muszę naciskać na odcisk, ale... ~ Co o tym myślisz Gaze. Cmentarz... Czy to aby nie Twój żywioł? ~ spytałem tak by Gaze wreszcie przemówił do mnie. Brakowało mi jego głosu... jak i jego opinii. Był mi... trochę jak surowy ojciec którego nigdy nie miałem. Tak pogrążony w myślach poparzyłem język, zupełnie jak mówił karczmarz. Herbata była gorąca, ale... była!
  15. - Magnusie zaczynam się o Ciebie martwić. Nie masz gorączki, albo zakażenia od rany? -spytała troskliwie Shiva. - Jeśli chcesz możemy, w końcu to dla Derpy - odparła Twilight. Odgłosy walki wewnątrz Ciebie nie ustawały, stawały się wręcz coraz silniejsze i jakby bardziej desperackie. - Shiva, pospiesz się. Długo tak nie damy rady. Potrzebna jest Twoja magia do walki z hydrą! - Robię co mogę! Twilight stojąca obok Ciebie zdawała się przeszukiwać przestrzeń obok Ciebie... była raczej spokojna.
  16. Sen nadszedł ekstremalnie szybko. Obrazy jakie Ci się przewijały w błogiej krainie oderwanej od rzeczywistości, były nietypowe... Galopowałeś przez łąkę z całym swoim zespołem, z upływem czasu wykruszał się jeden kucyk. Aż wreszcie zostałeś sam na tej łące. Obfita zieleń zgniła, a błękitne niebo pokryło się szarymi smutnymi chmurami. Ziemia pod nogami znikła i zacząłeś spadać. Skrzydła nie chciały nawet unieść Twojego ciężaru. Wszystko podczas lotu w dół poczerniało. W górze, w miejscu nieba jak Ci się wydawało, pojawił się tył szyi i łba jakiejś klaczy. Ten kolor umaszczenia i włosów, to była Lyriel. Odwróciła się i powiedziała. - Mój przyjacielu, lubię Cię... Wreszcie upadłeś... i jednocześnie się obudziłeś na podłodze przy okazji zwalając budzik, który brzęczał niemiłosiernie. Wyłączyłeś go, a potem zerknąłeś którą godzinę wskazywał. 6:30. Świat się jeszcze kręcił od alkoholu, który wczoraj wypiłeś. Pragnienie nie było tak silne, ale było coś co zwróciło Twoją uwagę. Zwalając budzik zwaliłeś również kartkę... Czyżby Lyriel już tu była? Z taką myślą dosłownie się rzuciłeś na kawałek papieru. Nastawiłem zegarek, żebyś wcześniej wstał. Pijany Ty.
  17. - Więc jak Ty żartujesz w ten sposób, to jest w porządku? Hmm ciekawy tok rozumowania... - Um, w przyszłym tygodniu chyba... Dokładnie nie wiem jeszcze. - Więc Morning wyjeżdża? - wtrąciła z westchnięciem Dark. - A po co, gdzie i jak? - Do Canterlotu, szansa na naukę od cukierniczego mistrza...
  18. Twoje zachowanie zdziwiło wszystkich. Nawet Moon. Nastała krótka chwila ciszy... - Muszę odbębnić swoją porcję pracy w domu... będę się już zbierała - stwierdziła Exi. - Pa dziewczyny. Smocza klacz została odprowadzona wzrokiem Dark i Moon... - Co to było?
  19. - Kalona, popaprańcu... Obyś zgnił w tym swoim życiu poza grobowym - mruknąłem pod nosem. Kolejna sytuacja, kolejne niewiadome. Z wielkiego bohatera została mi jedynie przygaszona pochodnia, którą niegdyś musiałem podłożyć pod ten świat. Tylko po co. Po co miałbym niszczyć coś tak wspaniałego. Odpowiedź mogę znaleźć wśród szarych kuców, lub ratuszu. Cóż uczyniłem, że muszę tak cierpieć... W koszarach więźniów przetrzymywać nie będą, więc tylko ratusz będzie mieć konkretne informacje. Pałający mieszanymi uczuciami ruszyłem w jedynym słusznym dla siebie kierunku...
  20. - Czyżby te sztylety z wtedy co go zraniły były zatrute? - przebąknęła coś Twi. - Majaczy fakt, ale już wcześnie pokazał nam, że w tym zamku jest coś niebywałego... Dialog w Tobie raczej się już nie powtórzył. Słyszałeś odgłosy walki, szarpanie zbroi, świst wiatru, stęknięcia TWI! Zupełnie jakby jakaś walka odbywała się wewnątrz Ciebie. Co gorsza Twoje słowa nie trafiły do kucyków czy innych stworzeń z Twojego wnętrza...
  21. - Huh? - westchnął zdziwiony Artens. - Pewnie, tylko... a zresztą nie ważne. Powiem Ci jedno, Lyriel Cię lubi. Z tymi słowami, Artens zostawił Cię na korytarzu. Zniknął razem z gołębią klaczą za niedomkniętymi drzwiami... Teraz powrót powinien być łatwiejszy, ale czy na pewno..?
  22. Wreszcie pojawiła się i Morning. Twój upragniony kucyk. Twe oczy musiały na nią zawędrować i dosłownie ją pożerać, bo aż jęknęła zdziwiona. - C-co, ubrudziłam się gdzieś? - spytała. - Nie po prostu Lightie jest tak napalona, że nie może się doczekać drugiej rundy! - zażartowała Dark i od razu oberwała od Moon. - Ał, ale warto było. Exi tym razem załapała żart i również zarechotała, zaś Morning się tylko zaczerwieniła...
  23. - Chcesz wyjechać, więc dorośnij wreszcie. Morning wciąż nie przychodziła, a rozmowa ciągnęła się w najlepsze. - To co razem skopiemy dupska Archerowi i jego kumplom jak wyjdziesz, co Dark? - rzuciła dziarsko Exi. - Jasne, tylko teraz ich znaleźć. Na ich miejscu szukałabym biletu na księżyc. Żart Dark wywołał uśmiech u wszystkich, wszystkich po za Moon... Zdawała się obserwować każdą Twoją reakcje emocjonalną.
  24. Spokojnym Stepem nie ubłaganie zmierzaliście do pokoju o numerze 28. Świat kołysał się, a sam nie zdawałeś się czuć jakiegokolwiek ciężaru. Kopyto za kopytem. Szedłeś tak by się już zwyczajnie nie wywrócić. Nie mogłeś sobie na to pozwolić. Wreszcie udało wam się dotrzeć jakoś do pokoju Lyriel. Wtedy Artens położył kopyto na klamce od pokoju klaczy i lekko nacisnął. - Ona nigdy nie zamyka drzwi... Sama prosi się o kłopoty... Wybacz, że sprawiła Ci tyle kłopotu. Rano sama do Ciebie przyjdzie - oznajmił ogier.
  25. - To nie jest śmieszne - odparła Dark. - A no - mruknęła Exi. - Tylko Ty tu jesteś za klaczami tylko... bo Dark sama sobie założyła żelazny pas. - Pewno załatwia coś grubszego - stwierdziła Moon. - Tak czy siak, Dark wiesz kiedy Cię wypisują? - Skąd mam to wiedzieć, obudziłam się rano i wszyscy się wkoło krzątają. Tyle z mojej wiedzy.
×
×
  • Utwórz nowe...