Mam głęboki epizod depresyjny, zdiagnozowany przez lekarza psychiatrę. Codziennie od 2 miesięcy biorę leki, które najzwyczajniej w świecie nie działają jeszcze (takie już są, 2-3 tygodnie sprawdzania czy coś się dzieje, jak nie to następny). Mam akurat tak kiepską wersję tego syfu, że do tego czasu jakiekolwiek działanie "duchowe", psychoterapie, branie się w garść itp. po prostu nie działają, z powodu takiej psychicznej blokady. Nawet lekarz o tym mówił od początku, że tak może być, miał rację. Tak więc w tym momencie jestem w fazie królika doświadczalnego, który po kolei sprawdza lek aż coś drgnie.
Problem jednak leży po stronie ludzi, którzy po prostu nie rozumieją tego. Ciągle słyszę, że po prostu trzeba wziąć się w garść, przestać być leniwym, bo inaczej nigdy z tego się nie wyjdzie. To prawda, inaczej nie można z tego wyjść, jednak jak napisałem wcześniej w tej chwili to nie jest możliwe. Zamiast tego masz wyrzuty sumienia, że nie możesz tego zrobić, czujesz się słaby, leniwy i uważasz, że to wszystko to twoja wina... Działa to w kompletnie drugą stronę. I weź spokojnie wychodź z tego gówna, nie da się po prostu. Jeszcze dostajesz jakieś durne komentarze w stylu "Nie zapomniałeś dzisiaj wziąć leków, ze ci odbija?". Świetnie po prostu, nic tylko zakończyć tę tułaczkę i mieć spokój.