-
Zawartość
516 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
6
Wszystko napisane przez Sttark
-
@Up Takie personalne ataki naprawdę są konieczne? Rozumiem nie zgadzanie się w pewnych kwestiach, ale stosowanie ad persona nie świadczy o tobie zbytnio dobrze. Spasuj proszę.
-
No cóż.. Mamy patykowilki. Smoki Mantikory Kuroliszki Pająki kryształowe. Przegapiłem coś? Może w komiksach coś było. Ogólnie las jak las. Kuce się bo boją bo nie mają nad nim kontroli. Nawet Rainbow mówiła, że boi się tego miejsca bo chmury się tam same ruszają bez żadnej kontroli XD Stawiam, że czai się tam więcej fantastycznych zwierząt. Są niby jeszcze węże morskie, ale to już chyba bardziej jako istota rozumna się kwalifikuje. Podobnie jak chimera, chodź nie pamiętam gdzie Apple Bloom ją spotkała dokładnie. Osobiście chciałbym zobaczyć jeszcze jakieś inne mityczne stworzenia. Np. bazyliszki, harpie, jakieś insektoidalne stworzenia, czy coś w tym stylu.
-
@Michał Sorry dude, ale już powiedziałem to co miałem powiedzieć. Po za tym w twojej wypowiedzi jest taki chaos, że nawet nie mam zielonego pojęcia od czego miałbym zacząć a na czym skończyć. Jak dla mnie, bierzesz tą kreskówkę zdecydowanie zbyt poważnie. Twój monopolistyczny pogląd na zachowanie RD nie jest niestety tym kanonicznym zachowaniem, które widzisz w show. Czy tego chcesz czy nie, niestety, RD mocno płakała z smutku i wzruszenia, z powodu rozstania z jej zwierzakiem. Nie podoba ci się to ok, ale polecam na przyszłość nieco mniej emocji wkładać w coś takiego. Pozdrawiam.
-
@Michał Mac Hej. Postaram się jakoś do tego odnieść. Od razu przeproszę, jeśli wypowiedź będzie chaotyczna ;V No widzisz, ja tam wierzę, że RD mogła się tak zachować. Dlaczego? A dlatego, że był to dla niej po prostu szok. Pisałem, że RD płakała ponieważ zdawała sobie sprawę, że żadnej zimny nie będzie mogła spędzić z swoim przyjacielem. Wszystkie jej plany, marzenia oraz nadzieje związane z dobrą zabawą po prostu odeszły do lamusa i nigdy nie będą urzeczywistnione. To tak jakbyś np. był przez cały rok z swoim ukochanym/ukochaną i nagle musiał go/ją opuścić na kilka miesięcy, przez co wszystkie twoje marzenia związane z wspólnym spędzaniem czasu, poszły w łeb. Nie wiem czy potrafisz to sobie wyobrazić, ale ja tak, i dlatego cierpienie Rainbow wywołuje u mnie empatię. Odnośnie AJ i Twi..zgodzę się, to trochę nie pasowało. Ale hej, Twi to typ kujona naukowego, oni nie znają się na uczuciach A AJ..To AJ. Po prostu niektórzy ludzie, kucyki, nie płaczą tak jak reszta. Dalej to..em. Nie wiem co odpisać, włożyłeś w to tyle emocji...Sorry, muszę zburzyć twój światopogląd, RD jednak płaczę. I były już ku temu wcześniej przesłanki: http://www.youtube.com/watch?v=lt2QHlWtbfI A to był drugi sezon. Nie podchodzisz do kreskówki trochę zbyt poważnie? To tylko głupia kreskówka. Nie brał bym tych informacji jako kanon. Wątpię by animatorzy patrzyli na ilość świeczek, jako na coś co ma znaczenie. RD na pewno nie ma 35 lat. Jest zdecydowanie młodsza. Ja przynajmniej tego info nie uznaje. Em..obawiam się, że nie rozumiesz w ogóle znaczenia zarówno tego wyścigu w 2 sezonie jak i całego motywu Tanka. To typowy przykład przyciągających się przeciwieństw. Rainbow wybrała Tanka nie dlatego, że miał najwięcej punktów tylko temu, że jako jedyny nie myślał on o wygranym wyścigu, ale pomógł swojej niedoszłej pani. Lojalność i te sprawy. Symbolizm. Nawet pewnie nie wiedział, czy Rainbow go wybierze na zwierzątko. Ale gdyby on jej nie pomógł, Dashie mogła by(hipotetycznie) umrzeć i wtedy zarówno pierwszy orzeł jak i drugi jastrząb nie mieli by komu służyć. Cały odcinek był po to by móc ostatecznie dać morał ,,śpiesz się powoli,,, przeciwieństwa się przyciągają,, itd. Gummy też nie pasuje zbytnio do Pinkie, a jakoś,chyba, nikt się go nie czepia. Uważam, że tworzą słodki duet. Tak jak Yachiru i Kenpachi Zaraki. Ot, przeciwieństwa, nawet tak kuriozalne, często działają. Mówienie o śmierci Tanka jest absurdalne. Pożyjemy, zobaczymy, dla mnie będzie nadal żyć. I nie patrzyłbym na chronologię i pory roku w MLP. One nigdy nie mają sensu, to inny świat, nie nasza planeta itd. Dalej nie do końca cię zrozumiem..tak bardzo życzysz śmierci paru pikselom?? XD Mam gdzieś czy Tank umrze, czy nie. Nie jest to mój ulubiony zwierzak, ale uważam, że jest słodki. Płakanie RD było przesadnie emocjonalnie. Ale znowu..to nie pierwszy raz w tym show. Tak samo było nie raz, nie dwa z Pinkie, Fluttershy i wieloma innymi postaciami. Już ci powiedziałem też, dlaczego uważam, że RD może być usprawiedliwiona z tego płaczu. I nie, nie uważam by było to tzw ,,out, of character.,, Rozumiem, że nie lubisz tego odcinka, chociaż moim zdaniem, podchodzisz do niego, trochę zbyt emocjonalnie i negatywnie. Ale luz, twoja opinia, nie moja.
-
Pomogłem przyjaciółce rozprawić się z złym laptopem :3
-
Trochę późno komentarza, ale hej..ważne, że jest nie? Nie?(anybody?)...Mam nadzieje. Ok, ogólnie odcinek wywołuje sporo kontrowersji z tego co widzę, niektórzy pieją wręcz z zachwytu a inni patrzą z niedowierzaniem na zachowanie RD. Ja jako fan RD, i ogólnie osoba, lubiąca racjonalny punkt widzenia, postaram się być jakoś pośrodku... Co nigdy nie jest i nie będzie możliwe. No dobra, a więc..co o odcinku sądzę? Że był dobry. Może nawet bardzo dobry. Tak wiem, że ma swoje wady, RD mogła zachowywać się trochę niedojrzale(nadal nie wiemy ile ma lat...), Tank nie jest może najbardziej interesującym zwierzaczkiem, ale nadal. Lubię tego powolnego żółwia. Lubię to jaką opozycje stanowi do Rainbow i wierzę, że obydwoje mogą się od siebie uczyć nawzajem czegoś nowego. Taka fajna relacja, mistrz/uczeń, albo właściwie, Pani(Mistress :3), niewolnik. Najbardziej kontrowersyjne i warte omówienia jest zachowanie RD. Ja tam usprawiedliwiam jej płacz i jej czyny. Wszak nigdy nie chciała spowodować takich zniszczeń w fabryce, a dokonaniu paru awarii raczej nie grozi skazaniem na lochy u księżniczki Celestii/Twilight. Oczywiście, powinna się liczyć z tym, że może coś pójść źle, przewidzieć swoje konsekwencje, ale bądźmy poważni..To Rainbow. Ona nie jest głupia, jak niektórzy próbują wmówić, ale nie myśli perspektywicznie i raczej nie patrzy dalej niż to co ma parę metrów przed sobą. Kiedy odłączyła te rury, chciała się ulotnić z fabryki, jednak niestety Tank zaczął być wciągany przez wielki Wiatrak i musiała czym prędzej go uratować. W takich chwilach nie ma czasu na myślenie o konsekwencjach. Jest cel, dąży się do niego. A jeśli tym celem jest uratowanie komuś życia, to tym bardziej. Późniejsze slapstickowe scenki tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że Dash nie chciała dokonać takich szkód i był to zwykły, nieszczęśliwy, wypadek. Teraz kwestia druga. Płacz. Płacząca Rainbow to rzadki widok. A tutaj był to widok konieczny. Po prostu nie było mowy, by w końcu nie wybuchła w jakiś sposób. Już widzieliśmy tego zajawkę wcześniej, podczas rozmowy z Pinkie, ale później, eskalacja dalej postępowała, i skończyło się to w najlepszy i najłagodniejszy sposób z możliwych. Takie katharsis jest bardzo dobre dla zdrowia i absolutnie nie ma co się dziwić, że nastąpiło. Po za tym RD nie płakała dlatego, że Tank pójdzie spać na parę miesięcy. Przez parę miesięcy będzie w domu sama, bez nikogo innego przy swoim boku, skazana na 4 ściany, i tak będzie już zawsze, na zawsze, w zimie. Ona miała marzenia, plany dotyczące swojej aktywności oraz zabawy z nim, a teraz musi to wszystko odwołać. Czy to samolubne? Może trochę, ale nie ma w tym nic złego. To jest normalne, i każdy przez to przeszedł, kto musiał zrezygnować z czegoś ważnego, na jakiś czas. Ile Rainbow to przeżywała? 1 dzień? 2? Na pewno nie więcej. Miała do tego prawo, przeżyła swoje, potem się ogarnęła, dzięki pomocy przyjaciół, w tym Fluttershy, i wszystko dobrze się skończyło. Jak dla mnie odcinek był wzruszający i tyle. Coś podobnego czułem gdy Twilight straciła nadzieje, przy akcji z Discordem w 2 sezonie. Czy strata przyjaciół, naprawdę była aż tak wielka, że Twi też płakała i tak to przeżywała? Nie, ale nie przeszkadzało mi to, bo czułem empatię i zrozumienie tej sytuacji. Tutaj jest tak samo. Odcinek bardzo emocjonalny, coś czuje, że bardziej podobać się będzie kobietom, ale i dla mnie naprawdę porządny. 9/11.
-
Wystarczy się przyjrzeć: http://www.whatsyourgrief.com/five-stages-of-grief/ Twórcy chcieli poruszyć tematykę śmierci w tym epizodzie. I oczywiście Tank naprawdę nie umierał, ale ważne, że symbolika sceny jak najbardziej odpowiadała temu co się działo.
-
Przeczytałem. I nadal uważam, że ksiądz nie jest potrzebny. Imo zaprezentowałeś ciekawą logikę, ale nawet nie wiem czy tak się powinno interpretować i czytać Biblie. Sądzisz, że to samo byś wywnioskował z Biblii napisanej innym językiem? Angielskiej, greckiej, hebrajskiej? Wszak o głupi przecinek powstały duże różnice między świadkami jehowy a resztą chrześcijan Tak czy inaczej obydwoje się zgodzimy, że to Bóg odpuszcza grzechy a nie ksiądz.
-
Jak już mówiłem masz prawo do swojej opinii, ja uważam, że można swobodnie przed Bogiem modlić i spowiadać jak robią to protestanci. Mówię tylko, że cytat powiedziany przez Cygnusa wcale nie musi oznaczać to co myśli. Każdy ma prawo to interpretować jak chce. Ty wolisz tak to ok, ja wolę inaczej też ok. Dalsza dyskusja w tej kwestii jest bezsensowna, gdyż to już kwestia gustu, co komu odpowiada. Tym nie mniej twoje argumenty to dla mnie bardziej szukanie dziury w całym niż coś co przeczy mojej teorii. Nie tobie o tym decydować tylko Bogu. Warunki spowiedzi nie są opisane w Biblii a to co wymieniłeś to najbardziej oczywiste rzeczy, które będą praktykowane również w spowiedzi nie związanej z religią. Ot czysta ludzka logika. Nie trzeba nie wiadomo jak wielkiej wiedzy, by odkryć takie truizmy. Żal za grzechy i postanowienie poprawy, świadkowie, to wszystko jest zarówno u protestantów jak i katolików. Po prostu ksiądz tutaj nie jest konieczny. Nie ma znaczenia kto jest tą osobą, której to mówisz. Nie musi być to ksiądz. To jest meritum sprawy. Ależ obalają. Obalają twierdzenie, że ksiądz i konfesjonał są konieczne do dobrej spowiedzi. A tekst skierowany od Jezusa do Apostołów, wcale nie oznacza by koniecznie ludzie to słyszeli, może tylko Bóg. Wszak, nawet u katolików grzechy lekkie, nie musza być mówione i je zgładzi sama komunia.
-
This! I na podstawie głównie takiej logiki dzieci był i teraz nadal są chrzczone jako noworodki. Nawet nie wiedzą i nie są wstanie same zdecydować o tym, czy chcę należeć do wspólnoty czy też nie. http://www.baptysci.pl/slowo-prawdy/63-chrzest-i-jego-znaczenie-czesc-9-kiedy-zaczeto-chrzcic-niemowleta-i-dlaczego Polecam przeczytać ten artykuł. Chociaż zarówno protestanci jak i katolicy chrzczą dzieci. Moim zdaniem, to nic złego. Ładny zwyczaj, sakrament i tradycja. I przy okazji fajna chwila dla wierzących rodziców.
-
A to powiedział, że to neguje? Mi chodzi o to, że twoje ,,oficjalna doktryna kościoła,, uznaje, że ci którzy nie poznali Boga, i nie byli ochrzczeni, będą mogli być zbawieni kierując się swoim sumieniem. Chyba, że wszyscy nie ochrzczeniu ludzie, choćby nie wiem jakie rzeczy dobre zrobili, będą z góry skazani na śmierć tylko dlatego, że ktoś im nie powiedział o Jezusie. I wybacz, mój drogi, ale to wolny kraj i forum. I dopóki będziesz pisać bzdury, będę je chciał poprawić. Bo jedyne co możesz zrobić to zaszkodzić ludziom. Powiedzmy sobie szczerze nie masz dobrego podejścia do ludzi i do przekazywania wiary. A jako, że sam założyciel tego tematu lubi moje wypowiedzi i ceni sobie moje zdanie, to będę tutaj pisać tak długo jak będę mógł. Jeśli ci się nie podoba to możesz przestać tutaj pisać głupoty, co już robiłeś nie raz nie dwa, nie będę o tym wspominał z przyzwoitości. I daruj sobie takie ad personum na mnie, widać, że nasz problem z emocjami, skoro zwykły gość w necie tak na ciebie działa. A ja patrząc na twoje wypowiedzi wcześniej widziałem kłamcę, który próbował zaimponować znajomością Biblii, co się delikatnie mówiąc, nie udało. Już nie wspomnę o stosowanie chwytów erystycznych poziomów przedszkolaka. I nie uważam się, za pseudo intelekta czy coś w tym stylu. Nie mam pojęcie skąd wziąłeś takie twierdzenie, ale hej..nie pierwszy raz wyskakujesz z argumentami pozbawionymi wszelakiej konkluzji. Więc chyba muszę się do tego przyzwyczaić. I wybacz, ale będę pisać jak chcę i dziękuje za komplement, pozwolisz, że nie popłaczę się rzewnymi łzami? ( ͡~ ͜ʖ ͡°) Czytanie Biblii nie jest potrzebne do zbawienia, więc..nadal uważam, że ty sobie wyobrażasz mnie jako wszechwiedzącego. To, że wiem troszkę więcej niż ty na parę spraw to nie od razu znaczy, że jestem jakiś wszechwiedzący ^^ Ależ mój drogi..tak właśnie jest. Każdy zbawienie i co jest do niego potrzebne wyobraża sobie inaczej. Są pewne rzeczy..no cóż, pewne, ale po za tym? Możesz myśleć jak chcesz. Nie mnie, z tym ostatnim się zgadzam trochę. Założenia chrześcijaństwa to w sumie miłość i miłosierdzie, jak mawiała matka Teresa z Kalkuty. Mnie też podoba się takie credo. I jeszcze jedno Cygnus, bo obawiam się, że źle rozumiesz ten fragment. Powiem ci jak ja to interpretuje dobrze? Jest to jeden z ulubionych wersetów cytowanych przez katolicyzm. Ogrom katolickiej praktyki i teorii teologicznych zbudowanych na podstawie jednego wersetu Biblii jest chyba rekordowy w jego przypadku - w szranki może stanąć tylko Mat. 16:18-19. XD Ujmując skrótowo, werset ten posłużył do wprowadzenia obowiązku wyznawania wszystkich swoich grzechów księżom podczas spowiedzi. Nie jest to jakiś zwyczajny obowiązek. Jego świadome lekceważenie zamyka przed człowiekiem możliwość uzyskania przebaczenia grzechów. Dlatego też katolicy z taka gorliwością zabiegają o spowiedź tuż przed śmiercią. Kapłan ma przecież delegowaną od Boga władzę odpuszczania grzechów? Tragiczny owoc takiej wiary możemy zobaczyć na przejmującym przykładzie pewnej kobiety opisanym w opowiadaniu pt. "KSIĄDZ, KOBIETA I KONFESJONAŁ" C. Chiniquy (wersja PDF dostępna: http://matthew.terramail.pl/). Były ksiądz z bólem dzieli się świadectwem, jak dociekliwe i intymne pytania spowiedników rodziły pokusy i grzech u niewinnej dziewczyny. Kiedy w końcu usidlona kobieta odmówiła kolejnemu księdzu wstydliwych szczegółów swoich grzechów seksualnych, ten związany prawem kanonicznym swego kościoła, nie mógł jej udzielić odpuszczenia grzechów? Jeśli katolicka interpretacja cytowanego wersetu jest słuszna, nie można mówić nie tylko o nieutracalności zbawienia - nie można mówić ani o jego pewności, ani o zbawieniu będącym darem Boga otrzymywanym przez samą tylko wiarę skruszonego grzesznika. Przyjrzyjmy się więc dokładniej temu fundamentalnemu wersetowi. Ciekaw jestem, jak wielu z Państwa zauważyło, że na wstępie zacytowałem go błędnie - co czyni zresztą wielu księży, mówiąc go z pamięci. W rzeczywistości brzmi on następująco: Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. (Jan 20:23 BT) Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, by była to znaczna różnica. Gdyby jednak tekst ten wypowiedziany był w brzmieniu cytowanym przez znaczną część katolików, sekwencja wydarzeń byłaby następująca: najpierw delegat Jezusa odpuszcza delikwentowi grzechy, a później dokonuje się ich odpuszczenie przez Boga. Taka jest teologia katolicka i tak jej wyznawcy zapisują sobie w pamięci ten werset. Biblijna sekwencja wydarzeń jest inna - gdy delegat Jezusa odpuszcza delikwentowi grzechy, one są mu już odpuszczone! Obserwacja tego prostego faktu pozwala na wyciągnięcie oczywistego wniosku, że delegat Jezusa (kimkolwiek by on nie był) nie odpuszcza grzechów w sensie sprawczym, tylko obwieszcza sytuację już zaistniałą. Jest tylko heroldem Jezusa, a nie Jego zastępcą, w odpuszczaniu grzechów. Widać więc, jak łatwo obalić katolicką naukę o rzekomej władzy odpuszczania grzechów przez kler. By pokazać jeszcze dobitniej praktykę fałszowania przesłania Pisma poprzez wyrywanie wersetu z kontekstu, co przewrotny katolicyzm zarzuca właśnie protestantom, przyjrzymy się innym fragmentom Biblii, które mówią o odpuszczeniu grzechów: Wtedy uczeni w Piśmie i faryzeusze zaczęli zastanawiać się i mówić: Któż to jest, co bluźni? Któż może grzechy odpuszczać, jeśli nie Bóg jedynie? A Jezus poznał myśli ich i odpowiadając, rzekł do nich: Cóż to rozważacie w sercach waszych? Co jest łatwiej, rzec: Odpuszczone są ci grzechy twoje, czy rzec: Wstań i chodź? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc na ziemi odpuszczać grzechy, rzekł do sparaliżowanego: Powiadam ci: Wstań, podnieś łoże swoje i idź do domu swego. (Łuk. 5:21-24) Dla Żydów władza odpuszczania grzechów należała tylko do Boga. Jezus, sprawując ją, potwierdzał swoją boskość. Czy i dzisiejsi "włodarze konfesjonałów" też mają takie aspiracje? Należy jeszcze zadać sobie pytanie: kto miał zrozumieć właściwy sens słów Jezusa w Jan 20:23? Czy średniowieczni teologowie, czy też bezpośredni adresaci słów Jezusa - Jego uczniowie? By zapisać dla potomności ich interpretacje i zastosowania Jego poleceń, Bóg pozostawił nam księgę Dziejów Apostolskich. Prześledźmy więc na jej podstawie historię wznoszenia konfesjonałów i kolejek do spowiedzi. Jak rozumiał to ap. Piotr: Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów. (Dz 10:43 BT) Gdy kilkuset słuchaczy usłyszało tę dobrą nowinę (ewangelię) natychmiast uwierzyło i Duch Święty zamieszkał w ich sercu. W tej sytuacji Piotr każe ochrzcić tych wierzących: Wtedy odezwał się Piotr: Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my? (Dz 10:47 BT) Ciekawy jest jeszcze pewien szczegół katolickiej spowiedzi - penitent wyznaje swoje grzechy na klęczkach i musi z pokłonem pocałować trzymaną przez księdza stułę. Oto jak ap. Piotr zareagowałby na taką uniżoność: Piotr podniósł go ze słowami: Wstań, ja też jestem człowiekiem. (Dz 10:26 BT) Jak z kolei ap. Paweł realizował nakaz Jezusa z Jan 20:23? Niech więc będzie wam wiadomo, bracia, że zwiastuje się wam odpuszczenie grzechów przez Niego: Każdy, kto uwierzy, jest przez Niego usprawiedliwiony ze wszystkich [grzechów], z których nie mogliście zostać usprawiedliwieni w Prawie Mojżeszowym. (Dz 13:38-39 BT) Warto tu zwrócić uwagę na dwa fakty: po pierwsze obaj apostołowie wskazują na akt zaufania (wiary) Jezusowi jako na jedyny warunek odpuszczenia grzechów; po drugie w ujęciu apostolskim odpuszczenie grzechów jest aktem jednorazowym i skończonym. W podobnym tonie wypowiada się także ap. Jan: Piszę wam, dzieci, gdyż odpuszczone są wam grzechy dla imienia jego.(1Jan. 2:12) A ap. Paweł rozwiewa wszelkie wątpliwości: I was, umarłych na skutek występków i nieobrzezania waszego (grzesznego) ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. Kol 2:13-14 (BT, podkreślenie autora) Każdy człowiek, który świadom swoich grzechów i wiecznej kary piekła, na którą zasłużył, zwróci się z zaufaniem do Jezusa, Boga Syna, który umarł za wszystkie grzechy całej ludzkości, otrzymuje jednorazowym aktem Jego Łaski odpuszczenie wszystkich swoich przewinień wobec Boga Ojca. Tym nie mniej..szanuje twoje zdanie, ale moim skromnym zdaniem, protestanci tutaj mają więcej racji Bez urazy Cygnus, ale naprawdę...nie chcę cię obrazić czy coś, sam kiedyś też zachowywałem się podobnie jak ty, chcę Ci tylko powiedzieć, że czasami warto zapoznać się z innymi stanowiskami, a nóż, będą bardziej rozsądne, mądrzejsze albo po prostu bardziej logiczne? Kto wie?
-
@Up Prawda. Jeśli się na tym skupić to wszystko może być dziełem szatana w nieodpowiednich rękach, a dziełem Boga w innych. Takie przynajmniej mam wrażenie.
-
Granie w gry komputerowe. Niektórzy uważają, ze to dzieło diabła. Podobnie jak MLP. Oglądając ten serial i go lubiąc już wedle niektórych księży popełniłeś grzech ciężki i złamałeś pierwsze przykazanie. Bo tak jest określane bałwochwalstwo. ( ͡~ ͜ʖ ͡°) Ziomeczku nie wiedziałem, że jesteś Świadkiem Jehowy, że nic nie można w religii interpretować. A tak się zachowujesz. Jesteś pewien, że nie pomyliłeś wyznania? XD Nie ty decydujesz kto traci grzech a kto nie. Tylko Bóg. Nie bądź taki pyszny i egoistyczny. Jeżeli będzie trzeba Bóg nie będzie miał problemu z odpuszczeniem grzechu nawet bez chrztu. A grzech pierworodny może być tylko metaforą, której nie rozumiemy. Wiem, że dla niektórych(tak patrzę na ciebie mój drogi) łącznie wiary i rozumu jest nieakceptowalne, a już w ogóle samotne interpretowanie Pisma Świętego to zbrodnia, ale na szczęście takich ludzi jest coraz mniej i ludzie w końcu przestają bać się myśleć. ^^
-
Sugerowanie, że twórcy nie wiedzieli jak bardzo popularne wśród fanów są te postacie.
-
Nie grałem w MGS, ale nadal nie podobało mi się to.
-
Here we go again... Odcinek o Apple Bloom. Yay! I kończący swoistą trylogię snów i Luny. Niestety z wszystkich odcinków ten dla mnie prezentuje się najgorzej zarówno pod względem podobnych epizodów z Sweetiee i Scootaloo jak i dotychczasowego sezonu. Ale hej, to dopiero 4 odcinek. Ogólnie bardzo podobał mi się morał z odcinka. Widać, ze twórcy czerpali inspiracje z pierwszego sezonu przy tworzeniu początku sezonu piątego bo takiego wielkiego skupienia na nich, nie było już od bardzo dawna. Apple Bloom przeżywa bardzo ważny i iście dziecięcy dylemat, z którym chyba każdy zmierzył się kiedyś z przyszłości. Wybór zawodu i tego co będzie się robiło w przyszłości jest bardzo ważne dla każdego. Nikt nie chciał by robić coś przez całe życie co nie sprawia choćby najmniejszej przyjemności. Dodajmy jeszcze do tego presje rodziną na to by dziecko poszło w wyraźnie obranym kierunku(np. rodzina jest od dziada, pradziada lekarzami a tu nagle syn wyskakuje z humanem). To naprawdę dojrzały temat i wymagający myślenia nie tylko u dzieci, ale i u rodziców. W takich chwilach naprawdę widać, że kreskówka jak najbardziej jest familijna i można z niej wyciągnąć bardzo mądre rzeczy. Tak samo jak dla CMC, które nie chciały by skończyć z talentem, który by im się nie podobał i nie sprawiał radości. Początkowo AB łapię talent podobny do tych co ma jej rodzina(związany z jabłkami), później pomysły są coraz bardziej odjechanie i ostatecznie wygląda na to, że żaden talent nie jest na tyle dobry by móc do niej pasować. Oczywiście to wszystko działo się w śnie i twórcy mogli dać popis swoim fantazjom, szkoda tylko, że tego nie zrobili. To w sumie największy problem odcinka. Był po prostu trochę nudnawy. Sekwencje snów był powtarzalne i w żaden sposób wyjątkowe, pomysły z znaczkami dosyć ciekawe ale i przewidywalne. Chociaż to sen AB...Z drugiej strony może to nic dziwnego, że całość wyglądała tak zwyczajnie? Tym nie mniej miałem nadzieje, że sekwencje snów będą bardziej podobne do tego co widzieliśmy w odcinku o Sweetiee. Tam naprawdę wykorzystano potencjał nierealnego świata marzeń. Nie to co tutaj. Chociaż pomysł z cieniem AB, który ją ogranicza i widok Luny pomagający jej, jak najbardziej w dechę. Co jeszcze takiego było warte uwagi? Pinkie w oknie piejąca niczym kurczak. Rozbroiło mnie to. Scootaloo latająca w śnie, wiedząc, że nie może tego zrobić na jawie bo nie umie..takie smutne to trochę było. Wykorzystanie motywu, który był obecny w wielu fanfikach. Co by było gdyby Rodzina Apple chciała odrzucić jej najmłodszą członkinię jakby nie miała znaczka wspólnego z jabłkami? Teraz wiemy, że to by nie miało znaczenia. Czy tylko ja jestem zawiedziony, że Bads Seed dostała swój znaczek off screen? I jeszcze jeden minus, który nie może przejść obojętnie. Czemu ten fragment z Octavią i Vinyl jest tylko snem Sweetiee?? I czemu był pokazany w zwiastunach jako coś super ważnego!? Tak bardzo byłem napalony na ten koncert a tu się okazuje, że to tylko mały fragment z snem. Zmarnowano doskonałą szanse na rozwój postaci. I wyeksponować trochę duet V&O. Odcinek 7/10. Dobry i porządny, ale mam nadzieje, że za tydzień będzie lepiej.
-
Kiedy ja postawiłem taki zarzut? Kto postawił taki zarzut? Żadne z moich twierdzeń nie jest oderwane od rzeczywistości. Fakt, że parę dokumentów było zniszczonych nie jest niczym fałszywym oraz nieprawdopodobnym. Nikt tu nie mówi o spiskowej teorii dziejów, prócz ciebie XD Nie oskarżaj o coś ludzi jak nie masz dowodów No właśnie tyle, że świat działa tak, że brak dowodów na coś nie oznacza że tego nie ma. Na tym polega wiara w Boga, ufo, promieniowanie radioaktywne, czarne dziury, reakcje kwantowe itd. Musisz to zaakceptować a nie walczyć z rzeczywistością. Znowu, twój problem wynika z zbytnio emocjonalnego podejścia do tematu. Spokojnie dude, to tylko dyskusja. Nikt tu, wbrew temu co możesz twierdzić, nie bluźni czy coś. Wyluzuj i zacznij trochę myśleć a dowiesz się, że to naprawdę może być ciekawy temat do dysputy. Zwłaszcza, że kiedyś kościół w ogóle nie przyznawał się do zbrodni inkwizycji. To znaczyło, że one nie miały miejsca? Fakt, że nie było na nich dowodów to implikowało je z automatu? Nie bo były nadal. Kiedyś ludzie wierzyli, że Ziemia jest w centrum wszechświata. Czy fakt, że jest inaczej oznacza, że wtedy tak nie było? Pomyśl, twoje teorie są bez sensu. A ja polecam przestrzegać 2 przykazanie. Byś nie wyszedł na hipokrytę. Bronisz teorii, która jest z góry zła. To bezsensu.
-
Dokładnie. Tym nie mniej zło to zło. Nie można się bać tego powiedzieć, że metody jakie stosowała inkwizycja były po prostu złe. Nigdy nie twierdziłem, że jest ona odpowiedzialna za miliony, ale osoby poszkodowane przez nią, i to poważnie, to spokojnie dziesiątki jak nie setki tysięcy. Nie mogę rozumieć takiego relatywizmu moralnego co niektórych, ale hej. Ludzie
-
Mój drogi, zanim zaczniesz, po raz kolejny, ośmieszać się i pokazywać swoją niewiedzę naucz się trochę na temat argumentacji, bo widzę, że zarówno pod względem historii kościoła jak i sposobów rozmowy, twoja argumentacja leży i kwiczy. Na Boga też nie ma żadnych dowodów a w niego wierzysz. I nie poradzę na to, że nie ogarniesz tego, że taka zasada istnieje i jest uznawana przez każdego mądrego człowieka na ziemi znającego się na retoryce. Twój problem nie mój xd Aż ci wkleję z najpopularniejszego źródła byś nie musiał się wysilać: Argumentum ad ignorantiam (łac. argument odwołujący się do niewiedzy) – pozamerytoryczny sposób argumentowania, w którym dyskutant uznaje za dowód prawdziwości swojej tezy fakt, że jego oponent nie potrafi uzasadnić tezy przeciwnej. Jest to błąd logiczny polegający na nie wzięciu pod uwagę, że brak dowodów fałszywości jakiejś tezy nie implikuje jej prawdziwości. Dziękuje, przyznaj się do błędu. Odnośnie: Radzę przeczytać mój. Jest dużo bardziej obiektywny niż ten PR
-
Masz racje, taka teoria jak najbardziej jest słuszna. Ja tylko przedstawiłem to co wiadomo do dzisiaj. Po za tym, Inkwizycja była zła. Sam papież to przyznał. Cel, który przyświecał jej przy powstawaniu zapewne był zupełnie inny, ale hej. Człowiek sam w sobie jest w stanie zniszczyć wszystko. Przynajmniej KK przeprosił za nią. To się liczy. Wybaczamy, już więcej tego nie będzie. Swoją drogą, twierdzenie, że nie mogło być więcej ofiar inkwizycji bo nie ma na to dowodów to zwykłe ad ignoratiam. Najzwyklejszy w świecie błąd logiczny.
-
Czyli zależy od Jezusa nie od naszych uczynków. Które jednak oczywiście też są ważne.
-
Czyli wierzysz, tak jak protestanci, że już wszyscy jesteśmy zbawieni? Życiem. Czyli wiarą i uczynkami. Uczynki też są ważne to oczywiste, ale według Biblii, najważniejsza jest wiara.
-
Dokładnie. Bo to Jezus decyduje o tym to będzie zbawiony. Wiem, że to może być co dla niektórych straszna myśl, ale hej, pogódź się z tym, że na zbawienie nie można sobie zapracować. To dar, który pochodzi tylko od Boga. Czy tego chcesz czy nie. I odnośnie Inkwizycji. Była zła i błędna, ale nie aż tak zła jak niektórzy twierdzą. W Watykanie zaprezentowano owoc wielkiej sesji naukowej z udziałem wybitnych historyków z kilkunastu krajów, która odbyła się w 1998 r. Po sześciu latach specjalna komisja redakcyjna zakończyła prace, którymi kierował profesor historii chrześcijaństwa Agostino Borromeo z rzymskiego uniwersytetu La Sapienza. – Dyskusja nad inkwizycją przenosi się na płaszczyznę czysto historyczną, operuje solidnymi danymi statystycznymi – powiedział dziennikarzom podczas prezentacji tomu. Inwizycja w liczbach Liczbę ofiar inkwizycji szacowano na setki tysięcy, a nawet miliony. Tymczasem według najnowszych badań – w 1998 r. Jan Paweł II odtajnił watykańskie archiwa inkwizycji – ciesząca się najbardziej ponurą sławą inkwizycja hiszpańska w latach 1540–1700 przeprowadziła 44 674 procesy z oskarżenia o zdradę świętej wiary katolickiej. Na karę śmierci skazano w nich dokładnie 1,8 proc. oskarżonych. Na dodatek część ze skazanych na śmierć sądzona była zaocznie (zdążyli zbiec lub ukryć się przed inkwizytorami) – na stosach spłonęły symboliczne kukły. Nieszczęśników, którzy nie wymknęli się trybunałom Świętej Inkwizycji i zostali uznani winnymi, czekał los okrutny. Kiedy inkwizycja okrzepła, dostojnicy Kościoła i katolickiej monarchii hiszpańskiej zdali sobie sprawę, że mają w rękach potężne narzędzie urabiania mas w duchu posłuszeństwa religii i państwu. Ogłoszenie i wykonanie wyroku bywało widowiskiem przyciągającym tłumy. Skazanych prowadzono w uroczystej procesji, w asyście zakapturzonych księży i ze śpiewem. Skazańcowi golono głowę, nakładano mu wysoką szpiczastą czapkę, ubierano w strój hańby – zwany sanbenito – coś w rodzaju żółtego worka pokutnego z wymalowanymi diabłami, piekielnymi płomieniami i imieniem ofiary. Jeśli w ostatniej chwili wyrzekł się grzechu herezji, mógł liczyć na złagodzenie kary. Duszono go przed spaleniem. Kto z tej możliwości nie skorzystał, trafiał na stos żywy i z zakneblowanymi ustami, by nie próbował przeklinać katów. Tak umierał renesansowy włoski filozof Giordano Bruno, jedna z najsławniejszych ofiar inkwizycji (1600 r.). Ostatnie takie widowisko – znane pod nazwą auto dafé (z portugalskiego – akt wiary) – urządzono w Meksyku w połowie XIX w.; w Europie należały już one do przeszłości. Jak pogodzić lochy, tortury i stosy inkwizycji z Ewangelią? Nie jest tak, że Kościół musiał stworzyć tę instytucję, która do dziś wyrządza mu wielkie szkody moralne. Czarnej legendy inkwizycji nie wyssali z palca wrogowie Kościoła. Ale nie jest też tak, że inkwizycja nie budziła w chrześcijanach wstrętu. I że nie próbowali oni jakoś zahamować rozpędzonej machiny, która zresztą zmiażdżyła niejednego z funkcjonariuszy kościelnego terroru. Przeciwko nadgorliwcom protestowali u papieża niektórzy biskupi. Okrutny inkwizytor francuski Robert Le Bourge doprowadził bezwzględnością działania do zamieszek i został aresztowany na rozkaz papieski. Władcy sumień Starożytny pisarz chrześcijański Laktancjusz (IV w.) pisał, że religia jest przedmiotem wolnej woli, nie można jej nikomu narzucać, lepiej przekonywać słowami niż razami (verbis melius quam verberibus res agenda est). Pokusa nawracania siłą przyszła wraz z sojuszem ołtarza z tronem. Skoro prawo rzymskie karało śmiercią za obrazę majestatu cesarza, jakże tolerować znieważanie majestatu boskiego? Kiedy narodziła się europejska teokracja – rodzina państw chrześcijańskich, w których władca poczuwał się do obowiązku obrony i krzewienia religii – zgubne ziarno zostało posiane. Religia była dosłownie sprawą śmiertelnie poważną, wszak chodziło w niej o zbawienie wieczne. I państwu, i Kościołowi zależało na tym samym: na jedności i porządku. Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Zdrada religii oznaczała zdradę państwa. Pierwszy akt dramatu inkwizycji rozegrał się w związku z herezją katarów (z greckiego czysty) – pięknie pisze o nich Zbigniew Herbert w „Barbarzyńcy w ogrodzie”. Ten potężny ruch religijno-społeczny miał w średniowieczu wiele nazw i odmian, ale ostrze zawsze kierował przeciwko ziemskim potęgom Kościoła i państwa. Kościół nie radził sobie z ekspansją katarską na południu Europy – groźba ekskomuniki (czyli wyłączenia ze wspólnoty) nie działała, bo katarzy uważali ziemski Kościół za grzeszny i nie chcieli być jego częścią, odrzucali też obowiązki względem państwa. W końcu ogłoszono krucjatę przeciwko herezji (to od katarów pochodzi słowo kacerz) i to pomogło. Do walki z katarami powstała inkwizycja – dosłownie poszukiwanie, ściganie. Papież Grzegorz IX polecił w 1233 r. nowym zakonom dominikanów i franciszkanów wprowadzić inkwizycję w życie. Nie było jeszcze osobnej instytucji, papież mianował specjalnych wysłanników na tereny zagrożone herezją. Tam gdzie oni urzędowali, urzędowała inkwizycja. Kolejni papieże tej epoki starali się ukrócić ewentualną samowolę inkwizytorów, wyroki śmierci czy tortury musiały mieć aprobatę lokalnego biskupa. Nie ma przekonujących dowodów, że inkwizytorzy to byli sami fanatycy, sadyści czy psychopaci. Większość stanowili ludzie, którzy starali się w dobrej wierze służyć religii i Kościołowi i trzymali się nakazanych reguł. Przybywszy na miejsce misji, ogłaszali tzw. czas łaski – wiarołomcy mogli zgłosić się dobrowolnie i wyznać winę. Czekała ich wtedy kara niezbyt surowa, na przykład pielgrzymka. Jak łatwo się domyślić, takich dobrowolnych samooskarżeń nie było wiele, za to pojawienie się papieskich inkwizytorów kusiło do załatwiania miejscowych porachunków. Gros oskarżeń pochodziło z donosów. Wprawdzie przepisy nakazywały sprawdzanie wiarygodności świadków – krzywoprzysiężcy byli surowo karani – i zawierały pewne zabezpieczenia praw oskarżonych, praktyka jednak miała niewiele wspólnego z naszymi współczesnymi wyobrażeniami uczciwego procesu sądowego. Szło w nich o jedno: o wydobycie z oskarżonego wyznania winy. To prowadziło prostą drogą do nadużyć. Tortur nie wolno było stosować ponad miarę (kwadrans, góra – godzina) i tylko jeden raz, ale co warte są zeznania wymuszone torturami? I co za pociecha z tego, że ojciec, który fałszywie oskarżył syna o herezję, został ukarany dożywociem? Sedno sprawy – z naszego punktu widzenia – polega na tym, że w ruch poszedł mechanizm wyzwalający najciemniejsze strony człowieka. Ponurym echem odezwie się on w praktykach, późniejszych o wiele wieków, reżimów totalitarnych. Polityczne Auto-da-fé Inkwizycja zamiast wierze zaczęła służyć też polityce. Gdy francuski zakon rycerski templariuszy (wziął miano od świątyni – templum – Salomona w Ziemi Świętej) urósł w potęgę, król Filip Piękny zażądał od papieża Klemensa V (XIV w.), by go rozwiązał. Oficjalny powód był oczywiście inny: zakonnicy-rycerze mieli rzekomo wyrzekać się Chrystusa i nurzać w rozpuście. Na rozkaz króla templariuszy francuskich aresztowano i poddano torturom. Wymuszone zeznania przeczytał papież i kazał uderzyć w cały zakon. Gdy się dowiedział, jak je zdobyto i że templariusze je odwołali, cofnął dekret o uwięzieniu. Sprawa oparła się o sobór Kościoła w Vienne (1311 r.). Jednak pod naciskiem króla zakon ostatecznie rozwiązano, a jego dobra skonfiskowano. 54 czołowych templariuszy Filip posłał na stos – słabe papiestwo przegrało. A kiedy Kościół słabł, na sile zyskiwała władza świecka, która skwapliwie wykorzystywała inkwizycję do własnych celów. Tak było na Półwyspie Iberyjskim – w katolickich królestwach Hiszpanii i Portugalii – gdzie rozegrał się drugi, najbardziej znany akt dramatu. Katoliccy monarchowie hiszpańscy – Izabela i Ferdynand – chcieli umocnić swe rządy w państwie, gdzie wielkie i trwałe były wpływy społeczności muzułmańskiej (moryskowie) i żydowskiej (marrani). Spośród nich rekrutowali się nowi chrześcijanie, posiadający spore majątki i wysokie godności. Marranem był np. kardynał Juan de Torquemada, stryj słynnego wielkiego inkwizytora Thomasa. Papież Sykstus IV dał w 1478 r. Izabeli i Ferdynandowi przywilej powoływania inkwizytorów. Kiedy w 1492 r. monarchowie nakazali wszystkim żydom opuścić królestwo, część z nich przeszła na chrześcijaństwo, by móc pozostać w ojczyźnie. Inkwizytorzy węszyli podstęp. Oskarżali marranów o potajemne praktykowanie wiary żydowskiej. Pierwszy stos zapłonął już w 1481 r. Posypały się surowe wyroki, masowe aresztowania, konfiskaty majątków. Z Hiszpanii inkwizycja powędrowała do zamorskich kolonii katolickiego imperium, od Peru do Meksyku. Zamorskie trybunały inkwizycyjne – w Indiach (Goa), Brazylii i Angoli – miała też Portugalia. Archiwa inkwizycji portugalskiej zachowały się nienaruszone. Wynika z nich, że w latach 1534–1760 wydała ona 1808 wyroków śmierci. Egzekucji dokonywała władza świecka (wykonano niespełna 1200) – Kościół mógł w ten sposób bronić się przed zarzutem, że stosując przemoc, gwałci Ewangelię. Po katarach i nowych chrześcijanach przyszło kolejne wyzwanie – protestantyzm. W 22 lata po obłożeniu reformatora Marcina Lutra ekskomuniką Kościół ustanowił bullą Pawła III inkwizycję rzymską (1542 r.). Tworzyło ją początkowo 6 kardynałów, mających kontrolę nad terenem ówczesnego państwa kościelnego. Inkwizycja rzymska rozpatrywała sprawy o przejście na protestantyzm, ale i – jak inne trybunały w Europie – oskarżenia o czary i łamanie prawa kościelnego. Pomocą służyła inkwizytorom utworzona w 1571 r. kościelna kongregacja indeksu ksiąg zakazanych. Przed rzymskim trybunałem stanął astronom Galileusz, który wyparł się swych poglądów naukowych i dzięki temu został skazany na odmawianie psalmów i areszt domowy (1633 r.). Stosy czarownic Gorliwymi inkwizytorami okazali się też protestanci. Nie naśladowali instytucji, ale posługiwali się tymi samymi metodami, nie trzymając się nawet tych pozorów praworządności, jakimi były przepisy i procedury narzucone inkwizycjom katolickim. Prześladowali i mordowali tych, którzy nie chcieli zaprzeć się wiary katolickiej lub buntowali się przeciwko nowym porządkom – jak niemieccy anabaptyści. Rzymską inkwizycję rozwiązano w 1908 r., zastępując ją Kongregacją Świętego Oficjum. Po reformach II Soboru Watykańskiego, który ogłosił m.in. przełomową deklarację o wolności religii, Oficjum zastąpiono Kongregacją Doktryny Wiary – kierował nią kard. Józef Ratzinger. Inkwizycja kojarzy się również z polowaniami na czarownice. Jeden z najpopularniejszych podręczników inkwizycyjnych dwóch jego średniowiecznych autorów-dominikanów nazwało właśnie „Młotem na czarownice” (1488 r.). Nie wiadomo dokładnie, ile nieszczęsnych kobiet zmiażdżył ten młot. Prof. Borromeo twierdzi, że w Hiszpanii na śmierć skazano 59, we Włoszech – 36, w Portugalii – 4, za to w Szwajcarii 4 tys., a w Niemczech – 25 tys. Sądy świeckie miały być pod tym względem dużo gorsze niż trybunały inkwizycyjne. Posoborowy Kościół rzymski wielokrotnie wyrażał skruchę z powodu ekscesów inkwizycji. Przepraszał za nie Jan Paweł II. Nie spodobało się to odłamowi katolików, którzy uważają, że przeciwnicy Kościoła świadomie stworzyli czarną legendę inkwizycji, by kompromitować katolicyzm jako religię ciemnoty i represji. Co innego jednak rzetelne badania historyczne i wynikające z nich korekty, a co innego ocena moralna. Współczesnej wrażliwości nie wypada przerzucać się liczbami: że spalono tylko tylu, a aż tylu darowano życie i ukarano łagodnie. Zło nie polega na liczbach, tylko na mechanizmie służącym temu, by przemocą bronić jedynie słusznej wiary.
-
Tu akurat zgodzę się w 100%! Gdyby nie ateiści nigdy nie zainteresował bym się swoją wiarą na poważnie. Do końca bym wierzył w kk, nie uwzględniając i nie zastawiając się nad niczym innym. Nie badał bym innych poglądów, grup, teorii, nie zainteresował bym się Biblią z bardziej ,,historycznego,, punktu widzenia. Dla mnie dużo ateistów to osoby poszukujące Boga w dzisiejszym świecie. Oczywiście nie wszyscy, są wśród nich osoby, które próbują tylko dyskredytować wiernych obrażając ich na każdym kroku. Ale hej..tacy ludzie już są. I to po obydwu stronach ,,barykady,,. Tak czy inaczej mam nadzieje, że znajdą Boga przed śmiercią.
-
Wybacz, ale wątpię byś znał ich na tyle by ocenić ich relacje z Bogiem. Bądź co bądź to bardzo osobista sprawa