Dziś nad ranem razem z przyjacielem ze Stanów zrobiliśmy porządny rekonesans w sprawie pracy w USA po studiach na UJ i okazuje się, że cały czas mieliśmy złe pojęcie o wymogach i terminologii. Efekt: moje studia nie mają najmniejszego sensu. W ogóle.
Myślę, że wystarczająco odstresowałam się już o 5 nad ranem kiedy dotarło do mnie co muszę nagle zrobić ze swoim życiem i miałam mieszankę godzinnego płaczu z histerycznym śmiechem. Bo szczerze boję się własnej decyzji, to jakieś szaleństwo.