Skocz do zawartości

Johnny

Brony
  • Zawartość

    120
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Johnny

  1. W sumie zgadzam się, że taka sytuacja to skutek pewnego wypalenia się fandomu i znacznego rozpowszechnienia fanfikcji, nierzadko połączonego z zatrważającym spadkiem jej jakości. Do tego lenistwo piszących, komentujących i czytających... a może lepiej nazwać to zmęczeniem? Spójrzmy prawdzie w oczy - na forum pełno jest starych wyjadaczy co nie jedno już czytali i trudno takich czymś zainteresować. Sądzę również, że przynajmniej w pewnym stopniu, trudno jest sięgnąć po coś tylko po to by stwierdzić, że nie było to niczym nadzwyczajnym. To jasne, że po lekturze góry przeciętniaków ma się ochotę na coś odrobinę wyższych lotów, a gdy przychodzi do poszukiwań takowych dzieł... cóż, albo trudno znaleźć albo jest tego tyle, że trudno się zdecydować. Właśnie przytłoczenie to może być kolejny powód martwicy działu. Nie mam do nikogo pretensji, ale chyba swoją rolę odgrywają tutaj Oskary. Doskonale widać, że jury nie zapomina o opowiadaniach spoza konkursu, ale nie uwierzę, że na obie sprawy można faktycznie przeznaczyć zbliżoną ilość czasu i zainteresowania. Z drugiej strony, kiedy już się doczekamy wyników, to może być potrzebny zastrzyk świeżości... Przytłoczenie może też działać na samych autorów. Mi, na ten przykład, już parę razy zdarzyło się ni z tego ni z owego zdać sobie w co się wpakowałem zaczynając pisać Ścieżki. Przyznaję się bez bicia, że nie w pełni zdawałem sobie sprawę z ogromu tego co siedzi mi w głowie oraz z presji, która na mnie ciąży (nie cierpię rozczarowywać). Wrócę jeszcze na chwilę do zmęczenia, które, jak chyba każdy wie, często nie pozwala normalnie funkcjonować. Pisarz siada przed tym cholernym laptopem i zaczyna skrobać wymęczone słówka by po paru godzinach zorientować się jak mało napisał i jak bardzo to jest beznadziejne. Coś takiego, przynajmniej mnie, potrafi skutecznie zniechęcić do dalszego tworzenia.
  2. Wiesz, bracie, co myślę o tych zdaniach? Święte słowa! Z kolei psoras z jednej strony ma sporo racji: Też tak uważam... Brawo! Owacje... Podpisuję się obiema ręcoma... Ale z drugiej strony trochę trudno mi przyznać pełną rację. Nie, nie ma żadnego obowiązku komenootowania. Tak, pisanie i komentowanie powinno być przyjemnością. Tak, czasami trudno z siebie coś wykrzesać. Wszystko jasne, piękne, ale sęk w tym, że chodzi o swykłą uczciwość z lekką dozą szacunku wobec pisarza. Nie wierzę że istnieje coś takiego jak "pisanie dla siebie". Uważam, że pisarz, zwłaszcza początkujący, zwłaszcza piszący opowiadania fanowskie, łaknie jakiejkolwiek opini, aprobaty, hejtu, zainteresowania. Nie raz zdarza się, że upatruje w profesjonalnym twórcy swojego idola i marzy by zbliżyć się do jego poziomu, spędza godziny nad swoją pracą, czeka na oceny i spotyka się z roczarowaniem. Brzmi naiwnie ale to najokrutniejszy sposób rujnowania czyichś ambicji - skazanie go na zapomnienie. Dużo lepiej jest być po prostu szczerym. A to, że czasami nie można dodać nic od siebie, bo inni juz to powiedzieli - co z tego? Napisz dwie linijki typu "koledzy wytknęli wiele zalet, wiele wad, nie mam nic do dodania, ale (nie) podobało mi się ponieważ...". Dwie linijki, ludzie! Takie podtrzymanie cudzej opini.
  3. Jako wspomniany w tej sprawie, czuję się w obowiązku by się odezwać i to pomimo mojego skromnego stażu. Madeleine ogólnie dobrze prawi i zgadzam się z nią w wielu sprawach - uważam że teoretycznie nigdy nie zaszkodzi zapytać kogoś o zdanie, lecz kluczowe jest tu słowo "teoretycznie". W idealnym świecie faktycznie, najgorszy przypadek dla początkującego pisarza, który odważył się poprosić kogoś nieznajomego ale cenionego, o pomoc, to spotkanie się z odmową, pogodzenie się z nią i dalsze pisanie, być może jedynie tymczasowo, bez wiedzy czy robi to dobrze. W rzeczywistości chyba nie jest to jednak takie proste. Podam swój (przepraszam) przykład. Napisałem i opublikowałem pierwsze kilka stron "Ścieżek donikąd", które standardowo pozostały bez odzewu. Nic dziwnego, byłem i wciąż jestem żółtodziobem, zatem z pewnym wahaniem poprosiłem kilka szacownych osób o opinie. Cahan była jedną z nich i, jak wspomniała wyżej, wywarłem na niej złe wrażenie. Co prawda, wszystko skończyło się pięknie i nigdy nie było moją intencją ani jej obrażenie ani żebranie o komentarze, ale załóżmy, że Cahan skorzystałaby ze swojego prawa i zjechała "Ścieżki" od góry do dołu - nie tylko moje szanse na kolejne recenzje znacznie by spadły ale również wątpię by sama Cahan zechciałaby zaglądać do moich ewentualnych kolejnych prac. Słowem, prośba o pomoc okazałaby się w takim przypadku fatalna w skutkach. Sądzę, że właśnie strach przed taką sytuacją sprawia, że początkujący mają tego rodzaju problemy. Ja wiem, trzeba się hartować i na klatę przyjmować krytykę ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, zwłaszcza jeśli w fanfikcji własnej dopiero się raczkuje. Do tego, niestety, wśród amatorów panuje dość powszechna tendencja pisywania nienadających się do niczego "dzieł" co jeszcze bardziej pogłębia niechęć potencjalnych czytelników. Sami widzicie - błędne koło. Nie ma komentarzy, bo często nie ma dobrych debiutów, a dobrych debiutów nie ma, bo często nie ma komentarzy. Nie nawołuję, broń boże, do czytania każdego badziewia - takowe można z czystym sumieniem pozostawić bez echa i niech pisarz sam wyciąga wnioski, ale jednocześnie jeśli już poświęciło się odrobinę czasu na lekturę i mimo wszystko dostrzegło się w niej jakieś pozytywy, to co stoi na przeszkodzie by poświęcić tego czasu więcej i skomentować? PS: Mnie osobiście zastanawia inne zjawisko. Znów przykład Ścieżek - komentarze Cahan, Madeleine i kilku innych osób, zwróciły uwagę między innymi Dolara, aTOMa i Zodiaka, którym oczywiście jestem wdzięczny za poświęcony czas i cenne opinie, ale moje pytanie brzmi "Co dalej?". Nie ulega wątpliwości, że zyskałem grono czytelników o różnych opiniach - jednym Ścieżki podobają się bardziej, drugim mniej (jednemu mojemu znajomemu w ogóle nie przypadły do gustu) ale mimo, że w ich temacie wypowiadają się fandomowe znakomitości, to jednak brakuje opinii, przepraszam za zwrot, szaraczków. Ktoś kiedyś powiedział mi, że jeśli opowiadanie jest dobre, to obroni się samo. Mam chyba podstawy twierdzić, że Ścieżki są co najmniej niezłe ale jakoś nie dostrzegam by "broniły się same". Fakt, trzeci rozdział jest gotowy dopiero w połowie, ale przecież na nowych czytelników czeka już 70 stron - czy to i komentarze sław to za mało by zwrócić czyjąś uwagę? Każdy pisarz chyba skrycie marzy o zbudowaniu sobie jako takiej renomy bez nachalnego wychwalania samego siebie, ale cóż można zrobić kiedy nawet bardzo pozytywne recenzje nie wystarczą by się faktycznie wybić? PS2: Jak ktoś potrzebuje hejtera, to służę. Jeśli ktoś każe mi się czepiać wszystkiego, to czepiam się wszsytkiego - zapytajcie Pillstera jak go ostatnio ganiłem
  4. A niech tam - poszukuje pomocy do Wielce usatysfakcjonowałyby mnie korektor specjalizujący się w wyłapywaniu błędów interpunkcyjnych i odznaczający się kilkoma gramami cierpliwości dla okresów mojej twórczej niemocy. Jeszcze bardziej ucieszyłoby mnie zainteresowanie konsultanta od pomysłów i spraw fabularnych, takiego gościa, z kórym mógłbym luźno pogadać o moich wypocinach - w sumie chyba można by go nazwać prereaderm.
  5. Pomagam w poprawianiu od jakiegoś czasu, a mimo to obyło się bez komentarzy z mojej strony. Czas odrobinę nadgonić. Już wspominałem autorowi nieraz, że czytając miejscami miewałem wrażenie zmęczenia materiału, co według mnie było nadzwyczaj widoczne w rozdziale 20. W sumie nie dziwię się że potrzebowałeś przerwy, która sądząc po najnowszym rozdziale wyszła Ci zdecydowanie na dobre. Wracasz w wielkim stylu. TSM nagle odzyskało swój urok a na najnowszych stronach otrzymaliśmy kilka sprawnie wplecionych wskazówek, które, muszę się pochwalić, udało mi się wyłapać (dobra, z małą pomocą Pillstera... bardzo niewielki nacisk na "małą", serio). Ten rozdział stanowi coś co nazwałbym głębokim oddechem przed skokiem do wody. Coś wyraźnie wisi w powietrzu, wątki się wyjaśniają i spodziewam się, że niedługo uraczysz nas czymś godnym zapamiętania. W rozdziale dzieje się jakby jednocześnie mało i dużo. Mało, bo akcja się wlecze (i to nie jest wada) i dużo, bo przypominasz o wielu sprawach i wielu bohaterach. Mógłbym się przyczeipć, że niektóre z tych rzeczy traktujesz odrobinę po macoszemu, ale myślę że masz jeszcze czas by wszystko wyjaśnić więc na razie ogranicze się do pochwał - w przedstawionych przez ciebie sytuacjach naprawdę tkwi potencjał i grzechem byłoby go zmarnować (mówię serio, pamiętaj o naszej rozmowie, nie schrzań tego ) Cóż jeszcz mogę powiedzieć? Szkoda, że inspiracja i wena to takie kapryśne suczki ale doskonale rozumiem czym jest niemoc pisarska. Pozostaje mi życzyć Ci obfitszych i, co ważniejsze, częstszych fal natchnienia. A ja proponuje rwanie końm... kucykami...
  6. A zatem wniosek jest prosty - nie ma żadnych granic, co w sumie można było przewidzieć. Pozostaje uparcie kombinować ze światem licząc na jakieś objawienie oryginalności. Chyba sprawdza się tutaj porzekadło, że wszystko co można było wymyślić, już wymyślono
  7. Tak po prostu?! Tylko tyle?! Trzeba będzie zrewidować wizję Ścieżek... Nie spodziewałem się, że tak łatwo jest przeciągnąć strunę. Prawdę powiedziawszy przyszły mi do głowy pomysły dużo bardziej kontrowersyjne np. ukazanie sióstr nie jako władczyń państwowych ale jako przywódczyń duchownych albo Fluttershy ścinająca sobie włosy czy Nightmare Applejack No i idea, które zrodziła się w mojej głowie już jakiś czas temu, ale naprawdę boję się ją zrealizować. Teraz pojawiła się świetna okazja by sprawdzić wasze zdanie. Konkretnie, jak zareagowalibyście gdyby w fanfikowej Equestrii ni z tego ni z owego pojawił się wyznawca innej religii, swoisty odpowiednik muzułmanina nie-fanatyka?
  8. Pięknie powiedziane, ale powtarza się "w granicach rozsądku" - gdzie są te granice? Czy jest jakiś absolutny (nie związany z seksem i przemocą) element, którego nie dałoby się nijak zaakceptować? Pomysły bywają naprawdę skrajne, słyszałem nawet o wprowadzeniu do świata MLP postaci Chrystusa, co nie było przyjęte zbyt pozytywnie, ale jednak trafiali się ludzie, którzy to czytali. Trochę mniej skrajne pomysły to, dla przykładu, ukazanie ciemniejszej strony którejś z Mane6 - w tym temacie króluje chyba Twilight i sławna (Nightmare) Rarity, X to podmieniec albo Tyranlestia - to wszystko już było i spotkało się z lepszą lub gorszą reakcją. Czy znalazło by się coś tak bardzo kłócącego się z zasadami, że nie dałoby się tego zaakceptować?
  9. No to teraz ja postawię problem, który zastanawia mnie od dawna. W daleko idącym uproszczeniu zastanawia mnie stosunek do kanonu jaki powinien przejawiać dobry pisarz. Czy powinien on umiejętnie dostosowywać swoje prace do zasad, które nie raz zmieniają się gwałtownie wraz z premierami kolejnych odcinków? A może lepiej by w ogóle zignorował najnowsze wydarzenia, dał spokój sytuacjom które kłócą się z jego wizją i najzwyczajniej zaznaczył gdzie kończy się historia uznawana przez niego za kanoniczną. Powiem więcej, z jaką reakcją spotykają się pisarze kreujący alternatywne uniwersum? Nie widziałem jakoś specjalnie dużo opowiadań z takim tagiem i pierwszym ku temu powodem jaki przyszedł mi do głowy jest po prostu nie trafienie w gusta czytelników. Czy wariowanie z kanonem ma szansę spotkać się aprobatą? I nie mówię tutaj o łączeniu postaci w pary, których nie uznaje kanon ani nawet fanon, ale o zmianach wręcz wstrząsających posadami mlpowego świata. By dać przykład - na ostatnią edycję konkursu się nie wyrobiłem, ale co powiedzielibyście na sytuację, w której te nieszczęsne tysiąc lat temu NMM faktycznie została pokonana ale wraz z nią odeszła również Celestia? (omijam powód, bo nie wykluczam że wrócę do tego pomysłu). Przecież coś takiego nie da się w żaden sposób pogodzić z kanonem. A skoro mowa o kanonie to również jestem ciekaw granic do jakich pisarz może się posunąć. Podobno historie dziejące się setki lat przed serialem nie należą do popularnych, choć nie naruszają kanonu a jedynie starają się nieco go urozmaicić. Jak wiele można zrobić by uczynić świat kucyków bogatszym? Państwa sąsiadujące z Equestrią? Nowe gatunki? Własne wizje wyjaśniające serialowe problemy? Wiele z tego zostało już wyjaśnione przez fanon, ale tutaj też można polemizować jak bardzo należy respektować te zasady. Na przykład, czy Derpy zawsze musi być fajtłapą i nikt nie ma prawa przedstawiać jej inaczej? Ostatecznie, jeśli opierać się tylko na źródłach kanonicznych, jest ona jedynie małą ciekawostką i niezbyt solidnie wykreowaną postacią.
  10. Absolutnie nie miałem na myśli tego by opowiadanie cały czas wałkowało ten sam klimat, bo coś takiego stałoby niebezpiecznie monotonne. Mój zarzut dotyczy głównie tego, że w Twoim opowiadaniu zmiany nastrojów następują zbyt nagle. Na przykład moment, w którym John ni z tego ni z owego wybucha złością na Lyrę - owszem jego gniew jest uzasadniony, ale mógłbyś, że się tak wyrażę, stopniować jego emocje. Może na początek jakaś wzmianka o tym, że pomysły Lyry są dla niego tylko nieznośne, może jakieś elementy wskazujące na bezsilność wobec zaistniałej sytuacji, ciągłe przypominanie klaczy że to poważna sprawa, narastające zniecierpliwienie i dopiero wtedy kropla, która przelewa czarę goryczy i powoduje ostateczny wybuch. Oprócz tego, chodzi o to, że popadasz trochę ze skrajności w skrajność a to w tak krótkim opowiadaniu raczej nie jest dobrym pomysłem.
  11. Madeleine całkiem ładnie to ujęła: Nie mówię, że jest to strzał w dziesiątkę, ale trop jest całkiem niezły. Zarzucę tutaj szczegółem na który koniecznie trzeba zwrócić uwagę: Jeśli to za mało to bardzo mi przykro . Nie będę bardziej spoilerował. Apropo, jestem ciut zaskoczony, że nikt nie dopytuje się o powód opuszczenia przez Swallow klasztoru... Serio, nikt nie ma pomysłu jakie to mroczne tajemnice ukrywa przed światem?
  12. Pfff... Nudziłem się się to zajrzałem. Na codzień unikam tagu [Human] i nie bardzo mam pojęcie jakie motywy w tym temacie należą do wymęczonych a jakie stanowią świeże pomysły. W związku z tym trudno mi ocenić czy opowiadanie posiada jakąś oryginalną koncepcję, ale mimo to można je przeczytać i bawić się przy tym całkiem niezgorzej. Jeśli jest to jedno z Twoich pierwszych opowiadań, mogę szczerze powiedzieć że nie jest źle, jest nawet całkiem dobrze. Przedstawiona przez Ciebie historia idzie powolutku do przodu i jest prosta jak konstrukcja cepa ale w tym przypadku uznaję to za zaletę. Powiem więcej, coś takiego całkiem sprawnie wpasowałoby się w klimaty serialu, a długość chyba nawet starczyłaby akurat na dwudziestominutowy odcinek. Niby wiele dzieje się tu ni z tego ni z owego, ale jest w tym coś co uprzyjemnia czytanie. Podoboła mi się rozmowa z Pinkie, która jest nieźle oddaną postacią. W ogóle postacie wydają się nieźle oddane, ale kluczowe jest tu słowo "wydają" - czytelnik nie ma czasu by jakoś głębiej zapoznać się z Twoją wizją i porównać ją z tą serialową. Opowidanie jest odrobinę (tylko odrobinę) za krótkie i osobiście czułem że czegoś mi tutaj brakowało. Sam nie wiem czego... W ogóle to zignoruj ten zarzut... Nie zamierzam jedank nie wytknąć moim zdaniem największej bolączki opowiadania. Ono jest nierówne. Wręcz żonglujesz nie pasującymi do siebie klimatami i to nie jest dobre. Na zmianę mamy prostą obyczajówkę, wyciskacz łez, problemy egzystencjalne i typowo MLPowe scenki. Jeszcze pół biedy, gdybyś przechodził między nimi subtelniej, ale niestety - brakuje tu tego. Podkreślam jednak, że jeśli piszesz właściwe pierwszy raz, to ten błąd jest do wybaczenia jeśli będziesz go sukcesywnie eliminnował w kolejnych opowiadaniach. Ogółem, jest dobrze, ale nie bardzo dobrze. Zachęcam do dalaszych ćwiczeń pisarskich
  13. Przyjemnie, bardzo przyjemnie się czytało. ciągnący się przez cały pierwszy rozdział motyw podróży został wzbogacony o moc miłych szczegółów przedstawioanych w bardzo dobrych opisach. Choć począetk zdradza raczej niewiele, to już dało się poznać i polubić przedstawionych bohaterów a nie brakuje tu taż tajemnic i być może początków jakiejś intrygi. Nie mogę też zapomnieć o przewijających się żartach, którą są zabawne, ale nie do przesady. Nie ma ich też wcale tak dużo, ale zdaję się, że w tym opowiadaniu niczego nie ma zbyt wiele ani zbyt mało - wszystkiego jest akurat tyle ile powinno. Największym plusem są bohaterowie. Komentarz do rozdziału czytałem po łebkach, gdyż pojawiające się tam nazwiska mówiły mi raczej niewiele, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w polubieniu ich. Mamy tutaj takiego prostego może trochę stereotyopwo przeddstawionego gitarzystę i jego pupila. Ru-ru kojazry mi się z chowańce, golemem, który chroni swojego pana za wszelką cenę i nie zwraca zbytniej uwagi na sposób w jaki to osiąga. Czekam na rozwinięcie tej dwójki. Buterfly to kolejna sympatyczna postać nie pozbawiona jednak szczypty sztampy do smaku. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jak tylko się pojawiła skojarzyła mi się (z całą pewnością niesłusznie) z panną Irene Adler, a jej powiązania z teatrem tylko umocniły moje przekonanie. Chyba wyrobiłem sobie o niej zdanie - lubię ją. Jednak w wypadku Stardusta nie mogę tego powiedzieć. Ten koleś śmierdzi sztampą na kilometr. Rozumiem, że to po części zamierzone, ale po prostu jak przeczytałem "kucoperz" a potem "łowca", po prostu zyskałem mocne przeczucie, że ten koleś raczej niczym mnie nie zaskoczy i jest niemal pewne, że nie przypadnie mi do gustu. Mam tylko nadzieję, że nie zrobisz z nieg wampira walczącego ze swoją naturą, bo to byłaby już przesada. Fakt, że mówi po rosyjsku też jakoś mi nie leży - może dlatego, że mało kojarze reprezentowaną przez niego tematykę z najwiekszym państwem świata. Nie skreślam go jeszcze, czekam na jakiś nietypowy element, ale mimo wszystko na razie uważam tę postać za najmniej udaną. Wszystko przygotowane świetnie, nie widzę błędów, czyta się szybko i miło, akcja idzie powoli i ma się czas by zagłębić się w opisy. Jestem zdecydowanie na tak i zcekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
  14. A żeby było śmieszniej, dodam że chyba im wcześniejsza strona tym więcej poświęciłem na nią czasu. Wniosek: nie siedzieć nad nimi aż tyle A żebyś Ty wiedział, że łatwo. Początkowo zamierzałem wprowadzić w opowiadaniu parę, że tak powiem, prowokacji (typu tłum krzyczący "Ukrzyżować!") ale ostatecznie uznałem, że się boję... Ech... a miałem nadzieję, że sobie poradzę. No nic, trzeba poszukać dodatkowej siły roboczej... Swallow miała swoje powody by zaatakować. A trauma i tak będzie, chociaż być może z więcej niż jednego powodu, wśród których niekoniecznie będzie ten najbardziej oczywisty. No i zaliczyłem wpadkę. A myślałem, że już nie będę poprawiał tych kilku stron. Masz rację, Madeleine. Tym bardzej, że w pierwszym rozdziale Swallow pokazała, że umie się śmiać, więc krzyczeć tym bardziej... Kiedy wydam pełną wersję, zamieszczę patcha do tej sceny He he... Yup... Po pierwsze - wiedz, że wstawiłem ten fragment dosłownie w ostatniej chwili Po drugie - można było się spodziewać? Serio?
  15. Mam tego dosyć! Brak chęci i czasu połączony z nawałem pomysłów sprawia, że zdecydowałem sie na radykalne kroki... Ostatnimi czasy pisanie idzie mi wyjątkowo topornie - niby dokładnie wiem co chcę zamieścić w kolejnym rozdziale ale pomimo godzin spędzonych nad klawiaturą wciąż nie jestem zadowolony z tego co mam. Już dawno przestałem liczyć ile stron trafiło do śmietnika i w związku z tym postanowiłem przenieść fanfik do zamrażarki zarzucić przynętę na jakiś postęp. Tak więc, poniżej prezentuje Wam pierwsze dwanaście stron rozdziału trzeciego, w którym śledzimy perypetie kolejnej bohaterki. Stanowią one mniej więcej całość i raczej nie będę już tam wprowadzał zbyt gwałtownych zmian - jeśli będzie inaczej, na pewno poinformuję. Sam rozdział trzeci, według pierwotnego założenia, będzie dzielił się na trzy albo cztery części, mniej więcej równej długości, z których każda będzie poświęcona innej postaci (a niech tam - oprócz Swallow, będzie to Cannabis, Turner i Inches). Może się wydawać, że żebrzę o komentarze. Na pewno nie pogniewam się jeśli ktoś jakiś zostawi, ale zdecydowałem się na taki krok nie tylko z powodu głodu jakiejś oceny, ale przede wszystkim dlatego, że czuję iż postępuje wobec Was nie fair, każąc czekać tak długo. Chcę pokazać sobie i wszystkim, że moje opowiadanie jeszcze nie umarło i może przypomnieć sobie jakiego dostałem kopa motywującego po premierze poprzedniego rozdziału. Tak czy owak, teraz robię, co postanowiłem. Oto wersja demo rozdziału trzeciego: EDIT: He, he... nie ma Zapraszam parę postów niżej po pełną wersje
  16. Wpadłem tutaj z czystej ciekawości wzbudzonej obecnością klaczy, którą zamierzam wykorzystać w jednym z własnych opowiadań. Przeczytałem i mogę powiedzieć, że miło spędziłem przy tym czas. Powiedzieć o tej historii "niezwykle zwykła" to strzał w dziesiątkę. Rzeczywiście nie ma tutaj nic specjalnie zaskakującego a to, co znalazło się pomiędzy tą garstką literek nazwałbym trochę banalnie opowieścią o przyjaźni i spełnianiu marzeń. Jako takie, można by powiedzieć, że temat jest cholernie oklepany, ale nawet jeśli, to genialnie skonstruowany, gawędziarski styl narratora czyni historię naprawdę ciekawą wywołując na ustach czytelnika może nie szerokiego banana ale na pewno lekki uśmiech. Wspomniany styl jest największym plusem tego opowiadanka. Podobał mi się też pomysł z powiązaniem Derpy z bańkami mydlanymi, a całość doskonale sprawdziłaby się jako jeden z serialowych odcinków gdyby tylko Hasbro zechciało poświęcić odrobinę uwagi kucykom tła. Tak więc, z mojej strony solidna okejka i serdeczna zechęta innych do czytania.
  17. Widząc tytuł, uniosłem brwi, zastanawiając się czy to jest to o czym myślę. Przeczytałem, żeby się przekonać i tak, to było to o czym myślałem. Trafnie przewidziałem jednak tylko mały element schematu, na którym się oparłeś i choć nie powiem by lektura czymś mnie zaskoczyła, z pewnością nie raz się uśmiałem. Przez pewien czas myślałem, że będę miał do czynienia z jakimś zamerykanizowanym romansem opierającym się jeno na fizycznym aspekcie związku i w pewnym naprawdę daleko idącym uproszczeniu być może miałem rację, ale czytając trudno było mi dostrzec jakieś naprawdę gorszące, rażące naiwnością elementy. Świetne opisy, idąca powolutku akcja, liczne dwuznaczności nie przekraczające jednak pewnej granicy a także fantastycznie oddany charakter głównej bohaterki kreuje to opowiadanie jako bardzo miłą odskocznię od typowych tego typu komedii.
  18. Cóż, jest lekko i zabawnie ale mimo wszystko nie mogę powiedzieć że naprawdę mi się spodobało. Po pierwsze - nie lubię crossoverów, po drugie - nie lubię Juliana, po trzecie - jest aż zbyt prosto. Wiem, że ten tekst z założenia miał być szybką, tanią rozrywką, ale osobiście uważam, że trochę z tym przesadziłeś. Sam chyba nie zrobiłbym tego lepiej, więc trudno mi precyzyjnie określić co bym zmienił, ale faktem pozostaje, że czegoś mi w tym brakowało. Faktem pozostaje również to, że doceniam sam pomysł. Jak już wspomniałem, nie lubię Juliana ale wrzucenie go do uniwersum kuców jest wręcz genialne w swojej prostocie. Udało ci się odtworzyć jego irytujace zachowanie i przekonanie o własnej wspaniałości, wplotłeś kilka nawiązań do jego świata, a co poniektóre żarty rozbawiły nawet mnie. Powiem tak - jeśli ktoś szuka łatwostrawnej komedii, nie rozczaruje się.
  19. Cóż, jest krótko i na temat, czyli tak jak lubię. Nic więc dziwnego, że przeczytałem Twoją pracę podczas przerwy na kawę i w związku z tym wypada zarzucić jakimś komentarzem. Tag [sad] jest w tym przypadku w pełni uzasadniony. Udało ci się wcale skutecznie zbudować niezgorszy klimat, choć nie brakuje opowiadań, które o wiele lepiej ściskają za serce. Niestety, wybrałeś sobie tematykę wymęczoną niemal do granic możliwości i właściwie poszedłeś po najsłabszej lini oporu. w opowiadaniu nie ma nic poza wyrwanym z kontekstu żaleniem się klaczy o złamanym sercu, brakuje tutaj jakichś bogatszych opisów, może jakiegoś wprowadzenia, dokładniejszych objaśnień sytuacji, wspomnień i wszystkiego co pozwoliłby się lepiej wczuć w historię. Opowiadanie razi bowiem prostotą. Mogę jednak pochwalić zabieg (może nawet niezamierzony), który zastosowałeś nie podając tożsamości żadnej z bohaterek. Czytając, przez dość długi czas zastanawiałem się "kto z kim" i o ile dobrze zrozumiałem sytuację to mamy tutaj parę Jak już jednak wspomniałem, opisów jest tutaj za mało. Aż szkoda, bo jeszcze nie spotkałem się z przedstawieniem związku tych dwóch bohaterek w taki sposób i ten motyw mógłby być wykorzystany arcyciekawie, choć zaprezentowanie go w sposób zadowalający i nie obrażający nikogo mogłoby być bardzo trudne. Ogółem, opowiadanie zawiera bardzo ciekawy motyw, ale przedstawiłeś go w bardzo okrojonej wersji. Nie wiem czy bałeś się zagłębiać bardziej w tę tematykę czy w ogóle nie było Twoją intencją jej poruszanie albo po prostu to Twoje pierwsze opowiadanie i nie wyłapałeś potencjału swojego pomysłu. Prawdą pozostaje, że Lonely Tree w swojej obecnej formie to romans jakich mnóstwo - do szybkiego przeczytania i niemal natychmiastowego zapomnienia. Opowiadanie jest po prostu nijakie - niby jest smutek ale czytelnik po prostu nie ma wiele czasu by prawdziwie go poczuć.
  20. Ja także wziąłem się za lekturę, choć temat wybraliście sobie trudny i niestety już dość wymęczony w kulturze masowej (Matrix, Incepcja, etc.), a który niezwykle trudno jest przedstawić w sposób zadowalający. Tak więc przeczytałem "Zmorę" i odczucia mam mieszane. Trudno właściwie nazwać mi to fanfikiem. Powiedziałbym raczej, że to rozprawka filozoficzna z pewnymi bardzo śladowymi elementami opowiadania fanowskiego - jest ich tutaj tak mało, że naprawdę nie potrzeba wielu przeróbek by umieścić "Zmorę" w dowolnym uniwersum dowolnego fandomu. Zresztą wiele elementów zdawało mi się zbędnych - po co na przykład mamy tutaj postać Sweetie Belle czy Rarity? Dlaczego akcja dzieje się akurat w takim dziwnym okresie historii? Po kiego motyw ciąży? Inaczej sprawy by się miały jakby opowiadanie było dłuższe i gdyby te elemeny zostały jakoś wykorzystane (strzelba Czechowa). To co mnie jednak najbardziej zdenerwowało to Luna, której ni z tego ni z owego po prostu odbija. Nie znam się na psychologii, ale chorzy chyba nie miewają napadów przy okazji usłyszenia słowa-kluczu, które w tym przypadku brzmiałoby "sen". Mógłbym założyć, że Nocna Bogini zawsze taka była, ale wtedy pojawia się problem dlaczego klacz, która może sobie pozwolić na plotkowanie z nią, nie zauważyła tego przez bite piętnaście lat. Ogólnie tekst nie straciłby nic gdyby usunąć z niego elementy mlpowe i nadać mu bardziej formę artykułu. Same obłąkane monologi Luny są bardzo dobre - widać w nich szaleństwo, a napisane są w taki sposób, że czytelnik instynktownie zastnawia się czy przypadkiem nie ma w tym jakiegoś ziarenka prawdy, nawet jeśli, tak jak ja uważa solipsyzm za bzdurę w największej postaci. Jednak, jak już wspomniałem, teksty Luny są trochę zbyt uniwersalne. Brakuje tutaj jakiegoś elementu, który czyniłby je bardziej pasującymi do swiata MLP. Przede wszystkim brakuje jednak, cóż, fabuły. Ja wiem, że zamysł był taki by zmienić postrzeganie świata czytelnika, ale jak już podjąłeś taką decyzje to powinieneś się jej trzymać w całym tekście i darować sobie wszelkie elementy odbiegające od tego motywu lub wzbogacić go o kilka wątkow pobocznych. Przeczytałem również "Wieże" ale z oceną powstrzymam się do jego kolejnego przeczytania. Na razie niewiele zrozumiałem - tekst wydał mi pier****niem o niczym i skutecznie zniechęcił mnie do dalszej lektury.
  21. To jest bardzo dobre pytanie... Co prawda, ja nie mogę się jeszcze pochwalić jakąś zatrważającą ilością napisanego tekstu, ale w moim przypadku chyba najlepszym wytłumaczeniem pociagu do pisania jest przyjemność jaką czerpię z czytania. Pamiętam, że przy lekturze jakiejś tam książki zrozumiałem, że ktoś musiał tę historię wymyslić i napisać, pokazać innym swoją wyobraźnie i przede wszystkim coś stworzyć. Ja też zechciałem robić coś takiego. Właśnie to jest moja ambicja - stworzyć coś nowego, szukać tam gdzie jeszcze nikt nie szukał. Pochwały od innych są nadzywczaj miłe, podobnie jak świadomość, że ktoś znajduje przyjemność w tym co ja stworzyłem oraz sam fakt późniejszego powrotu do swojego tekstu, ponownego przeczytania go i z uśmiechem pochwalenia samego siebie w stylu "To ja to stworzyłem!". Słowem - tworzę, dla samej radości tworzenia.
  22. Lekkiego randoma? Może nie mam wielkiego doświadczenia w czytaniu tego typu fikcji, ale randomu według mnie jest tutaj wcale dużo. Z początku wydawało mi się, że będzie to odrobinę poważniejsze dzieło, ale w miarę czytania coraz bardziej dziwiłem się absurdom sytuacji i spory w tym wkład ma pędząca na łeb na szyję akcja. Może gdyby było odrobinę wolniej i kolejne wydarzenia były trochę lepiej ze sobą powiązane czytałoby mi się przyjemniej, a tak w pewnym momencie wyprodukowałem sobie w głowie możliwe jej zakończenie, które okazało się trafione. Osobiście wzbogaciłbym opowiadanie o kilka zabawniejszych opisów by nie psuć wydźwięku komediowego i być może dodałbym jakichś innych serialowych antagonistów, którzy wywoływali by WTF nawet na pyszczku Celestii (ot, tacy Flim i Flam na ten przykład). Fik jednak nie jest zły. Faktycznie jeśli ktoś lubi random powinien być zadowolony z lektury.
  23. Co tu dużo mówić... fik jest perfekcyjny. Zdumiewające jak wiele dobrej zabawy można zamieścić w tak krótkim tekście, którego lektura dostarcza chwili szczerego śmiechu, a muszę przyznać że w sprawie komedii jestem osoba trudno do zadowolenia. Fajnie, że przedstawiłeś Noc Koszmarów jako takie nudne święto a BonBon jako chorobliwą realistkę nie znajdującą w takich imprezach przyjemności. Kreacja Kostucha bezbłędna i do tego klasyczny motyw "niebezpieczeństwo nie istnieje dopóki nie zdajesz sobie z niego sprawy". Naprawdę świetna rozrywka. Trochę krótkie, ale wydłużenie wyszło by chyba na złe. Osobiście jestem bardzo zadowolony z lektury i również gratuluję w pełni zasłużonego miejsca na podium.
  24. Nie będę odstawał od reszty i jeśli chęci oraz inspiracja pozwoli poniżej będę zamieszczał swoje króciutkie wypociny. Jestem szalenie ciekaw czy na MLPPolska znajdzie się ktoś kogo pociągają ciężkie, mroczne klimaty... Lanternjack [Oneshot][Dark][Adventure][Lovecraft] Horror lovecrafotowy i moja pierwsza próba naślodowania takiego stylu, która to znalazła uznanie w edycji XII konkursu literackiego. Rzecz ma miejsce na Akrach Słodkich Jabłek, bohaterem jest anonimowy typek, a istotną rolę odgrywa jedna z serialowych bohaterek. Dopowiem, że historia wyjaśnia konsekwencje jednego z odcinków sezonu czwartego i raczej nie trzeba byc geniuszem żeby zgadnąć o który odcinek chodzi. Tamta zielona suka [Oneshot][Dark][Violence Odrobinę inny klimat, bo w dużej mierze wzorowany na Sin City Franka Millera. Jeszcze jedna próba konkursowa, tym razem przeznaczona edycji XIV, i tym razem poza podium. Pisząc stawiałem na cięzki klimat i charakterystyczną dla miasta grzechu brutalność, reprezentowaną przez znanego co poniektórym postać Marva, który to stanowił inspirację dla charekteru głównego bohatera.
  25. I to się nazywa motywacja! "Ścieżki będą kiedy będą... a będą, mam wielką nadzieję, przed dwudziestym - zprężę wszystkie siły by wyrobić się w następnym tygodniu, ale nic nie obiecuję i jednocześnie ślę przeprosiny że wystawiam cierpliwość co poniektórych na próbę
×
×
  • Utwórz nowe...