Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez PrinceKeith

  1. Dzień mijał ci powoli, jak z resztą zwykle. Do czasu kiedy twoja matka zawołała cię do siebie. Myślałeś, że może z nowu nie pasuje jej coś w twoim zachowaniu albo ma dla ciebie jakąś pracę, ale to nie było to. Siedziała przy stole, rude włosy okalały jej spokojną z wyrazu twarz. Błękitne oczy kobiety wpatrywały się w kupkę listów. - Jest coś do ciebie. - powiedziała podając ci kopertę z uśmiechem. Wypisane były na nim twoje dane, otworzyłeś ją. W środku znalazłeś pismo pisane ręcznie granatowym tuszem, na dole znajdowała się pieczęć Zawodówki Śmierci, zacząłeś czytać. Postanowiono cię przyjąć, wywołało to u ciebie zadowolenie. Już niedługo twoje życie miało się zmienić, nie wiedziałeś nawet jak bardzo. *** Stałeś wśród tłumu osób, musiałeś przyznać, zebrał się tu dosyć spory tłum uczniów. Niektórzy dopiero zaczynali, inni byli tu już kolejny rok. Niektórzy stali już parami, ale ty byłeś sam. Wiedziałeś, że będziesz musiał znaleźć sobie partnera. Rozejrzałeś się dookoła, żadnych wyróżniających się w jakikolwiek sposób ludzi. Na podwyższenie przed wami wszedł Syn Śmierci i ustał przy mównicy. Rok temu bowiem przejął szkołę po swoim ojcu, i jak na razie całkiem nieźle radził. Stuknął w mikrofon sprawdzając czy działa. Powitał was uroczystą przemową. Dostaliście plany lekcji a następnie zaczęliście rozchodzić. Najbardziej irytowało cię to, że nie miałeś tu nikogo znajomego, przez co nie miałeś jak znaleźć sobie partnera. Ale czy na pewno. W pewnym momencie poczułeś, że coś na ciebie wpadło. Odwróciłeś się. Na ziemi leżała dziewczyna, niższa od ciebie. Miała czarne, proste włosy sięgające jej do ud. Spojrzenie błękitnych ślepi było niezwykle spokojne, nieco zatroskane. Szybko wstała i otrzepała się. - Przepraszam. - rzekła.
  2. - Pierwsze, spójrz w lustro. Dwa, przywracam sobie świadomość bo nie jestem pewna czy żyje. Znaczy po spotkaniu z Wędrowcem i z Kindred. Ez, chyba ze mną też jest coś nie tak. - stwierdziła cicho po czym go przytuliła.
  3. - To było chore. - stwierdził po czym nic nie mówiąc wyszła do kuchni. Wzięła kubek i nalała do niego wody. Ale zamiast się napić nachyliła się nad zlewem w łazience i wylała sobie na głowę. Wiedziała przynajmniej, że żyje. Tak, mogła to zrobić w inny sposób ale przynajmniej się orzeźwiła. Wytarła włosy w ręcznik.
  4. Dziewczyna zaśmiała się cicho, w tym całym śmiechu słychać było niezadowolenie. - Jesteśnie nudni... Szkoda, liczyłam na dobrą zabawę w tym mieście. Widocznie się myliłam, cóż... - tutaj ziewnęła. - Spadam z tąd. - usłyszeliście ją ale dziewczyny nie było już w budynku. Potem przyszła elfka z potrawami i trunkiem. Najedliście się i wyszliście. Avers i Meiko szybko pomknęli w nieznanym wam budynku. Usłyszeliście za sobą śmiech. Ten sam, przytłumiony śmiech który słyszeliście od zamaskowanej nieznajomej. Siedziała na drewnanej skrzynce. Na jej ramieniu siedział ptak, nie wyglądał on jednak realistycznie. Był on tylko zbiorem drewna i blaszek. Ptak na mechanizm. - Nadal odmawiacie pojedynku? - zapytała po czym wyciągnęła z torby owoc przypominający nieco brzoskwinię. Miał jednak granatową skórkę i unosił się wokół niego błękitny pył. Kiedy odgryzła kawałek okazało się, że miąsz w środku ma kolor w połowie niebieski, w połowie fioletowy. Po chwili jednak schowała go z powrotem. Rozpłynęła się na chwilę, na skrzynce pozostał tylko ptak. I nagle coś uderzyło Lufiego w tył głowy. Odrzuciło cię to nieco do przodu przez co wdepłeś w coś co bardzo się kleiło, nie mogłeś oderwać nogi. Coś świstnęło ci przy uchu.
  5. - Ha! Jesteś bardzo zabawny. Co powiesz na mały pojedynek? - zapytała po czym uśmiechnęła się. - Jeśli przegram zrobie co będziesz chciał, jeśli wygram... To się zobaczy, muszę wymyśleć o co poproszę. To jak, przyjmujesz wyzwanie? - Dziewczyna wyjęła z pochwy ostrze które miało długość od palców do ramienia. Po chwili jednak rozłorzyło się i było teraz mniej, więcej wzrostu dziewczyny. Bardzo przypominało wskazówkę zegara.
  6. Shiro nic nie powiedziała. Spojrzała tylko na talizman. Był w nim niewielki otwór. Tak, to był dobry pomysł. Nie zwracając uwagi na Kindred wcisnęła kryształ w owy otwór. Miała nadzieję, że zostawią ją w spokoju.
  7. - Odejdźcie o de mnie. Nie oddam wam. Jeśli chcecie go odebrać to mnie zabijcie, inaczej go nie zdobędziecie. - powiedziała po czym mocniej ścinęła kamień. Mówiła dosyć głośno, nie zwracała uwagi na śpiącego Ezreala.
  8. Shiro nie wtrącała się w rozmowę Wyniesionego i Wiecznych Łowców. Zcisnęła kryształ w dłoni. Na pewno mógł pomóc Ezrealowi. Czyli jednak ktoś uważał, że blondyn jest potrzebny. Uśmiechnęła się lekko.
  9. Meiko westała jednak milczała. Powoli podeszła do waszego siedziska. Jej ostrze mignęło światłem kiedy je wyciągała. Szybko zamachnęła się by zciąć macki... Jednak w tej chwili drzwi karczmy otworzyły się i weszła przez nie postać. Cała owinięta była bandażem a jej strój składał się głównie z niebieskiego materiału, blaszek i błękitnych soczewek. Uniosła ręce nieco do góry a wokoło nich pojawiły się błękitne koliste runy. I nagle czas stanął, ale ona nadal się poruszała. Wszystko ustało. - Witajcie osobliwi ludzie! Zaszczycam was moją osobą by pokazać wam czym jest prawdziwa rozrywka. - powiedziała po czym zachichotała. Jej głos był nieco przytłumiony ale melodyjny. I nagle opuściła ręce. Meiko zadrżała i jej dłoń nagle opadła z mieczem przecinając macki. Te po chwili siłowania się zniknęły. Owa osobliwa postać stanęła za wami. - Czy to była magia? - zapytała patrząc na Adrę.
  10. Shiro zlękła się nieco. - Kindred... - powiedziała prawie szeptem, jednak z głęboką ekscytacją i zachwytem. Nie wiedziała czy to prawda. Wieczni łowcy stali nieopodal niej. Zawsze była zachwycona ich historią. Kiedyś kochała słuchać o nich opowieści.
  11. - Jaki rozkład?! Chodzi ci o te szramy?! - Shiro była bardzo przestraszona tym co powiedział. Zabawnie? Czy on pogrywał sobie życiem Ezreala? To było nierozsądne. Nie rozumiała stworzenia jednak je szanowała, po prostu.
  12. Shiro po chwili usiadła na kamieniu. Westchnęła cicho wpatrując się w stworzenie. - Nazywam się Shiro Destino, pochodzę z Piltover i jestem czarodziejką kryształu. - powiedziała po czym spojrzała na ziemię. Spotkała te samą osobę co Ezreal, nie do końca wiedziała jak to możliwe.
  13. Shiro spojrzała na stworzenie. Z jednej strony było straszne, z drugiej takie fascynujące. Bez większego zastanawiania się podeszła do niego i ustała na wskazanym kamieniu. - Kim jesteś? Co ja tu robię? - zapytała dziewczyna po czym rozejrzała się dookoła, tu było tak niesamowicie. Po chwili jednak jej wzrok padł z powrotem na stworzenie.
  14. Shiro patrzyła na stworzenie bardzo zainteresowana nim. Podeszła nieco bliżej. Krajobraz dookoła był przepiękny, szczególnie gwiazdy. Czy to był sen? Nie była pewna, westchnęła cicho.
  15. Shiro leżała tylko pod kołdră przyglądając mu się. Biedny Ezreal. Nie wiedziała co ma począć, mogła spróbować zasnąć ale nie była pewna czy się uda. Kolejna podróż. Ionia... Kraj który zawsze niezwykle ją interesował... Nareszcie mogła zobaczyć jak jest tam na prawde. Ale to niejest było najważniejsze, naważniejszy był Ezreal i uzdrowienie go.
  16. Shiro nieco skuliła się gdy zobaczyła spojrzenie Ezreala. - Prze-przepraszam. - wydukała Shiro niezwykle cicho. Nieco się od niego odsunęła, na bezpieczną odległość. Shirp po prostu skinęła na słowa doktora, informując, że rozumie.
  17. - Nie no spoko. - powiedziała po czym się uśmiechnęła. - To jak Ezreal? Masz nareszcie humor na zaplanowanie podróży? Czy znowu skończy się to pójściem spać? - zapytała Shiro, mówiła ciszej niż do tej pory.
  18. - Skoro wolicie pozostać anonimowi. - powiedział po czym westchnął. - Jestem Avers. Avers De Luvre. - powiedział nieco ciszej, tak byście tylko wy słyszeli. Po chwili spojrzał na rycerz i zmierzył ją wzrokiem. - A to jest Meiko Sakine. - przedstawił ją. Długo milczał, wpatrywał się w was ale nic nie mówił. - Widziałem jak walczyłaś w ostatniej bitwie. - zwrócił się do Meiko. - Cięłaś równo, jak idzie. Nie potrafiłbym tak. - Kwestia czasu. Na początku są jakieś opory aleale potem robisz to co ci karzą. Wykonywałam tylko rozkazy twojej matki. Wiesz Avers... Nie zmuszaj się, przecież znajdziesz coś innego, a tymczasem wesprze cię rodzina. - Nie. - powiedział stanowczo. - Nie chcę więcej wykorzystywać innych. Muszę znaleźć nam jakieś mieszkanie, skoro mamy przeżyć. - stwierdził.
  19. Shiro też wytrzeszczyła oczy. Czyżby kolejny wkrzeszony? Nie to nie miało jakiegokolwiek sensu. - Jego też wskrzesiliście? Czy jak? - zapytała Shiro patrząc na Jayce'a.
  20. Dziewczyna z początku zlękła się ich entuzjazmu, jednak po chwili wróciła do spokojnej, poważnej miny. Avers kiwnął do niej głową na potwierdzenie waszych słów. - Tak jest. - powiedziała po czym ruszyła w stronę zaplecza. Chłopak tymczasem rozsiadł się wygodnie i zdjął kaptór. Załorzył nogę na nogę a ręce połorzył nana karku. - Wiesz Mei... Gdyby to było takie proste... - Bo jest. - powiedziała. - Co sugerujesz? - zapytał po chwili nieco zdziwiony. - Zabijanie jest proste. Jak już zrobisz to, raz i kolejny to jest łatwiej. Tylko uważaj zapach krwi niezwykle mami umysł. Raz jesteś człowiekiem, a za chwilę wilkiem. - powiedziała. Tymczasem bard grał skoczną melodię. Ludzie dookoła rozmawiali żywo, a Meiko zachowywała się nieco sztywno, jakby się czegoś obawiała. - W sumie, mógłbym znać wasze miana? - zapytał wasz fundator posiłku.
  21. - Ktoś musi go pilnować, i pocieszać, czy coś. - powiedziała po czym wzruszyła ramionami. Ionia, już nie mogła się doczekać. - Ktoś jeszcze ma jechać? Nie mów mi, że Vi... - powiedziała lekko unosząc dłoń i mrużąc oczy.
  22. - Ta... Dosyć niedelikatnie wrzuciła Ezreala do wanny i puściła wodę... - powiedziała Shiro. - Ale jak widać pomoc Vi się przydała. Nie zachowuje się już jak trup. - stwierdziła po chwili.
  23. Shiro cieszyła się że koszmar podróżowania komunikacją miejską już minął. Spojrzała na Cait. - Chwilę po bójce z Vi. Potem było gorzej, znaczy... Mówił jakby miał dwa głosy i miał takie zielone płomyki wokół palców.
  24. Shiro po prostu chodziła za nim. Był trochę nierozgarnięty, ale miał przeciež prawo. Rozpadał się, czy coś. Nie do końca wiedziała co można teraz zrobić. Może właśnie ktoś z ligi wiedziałby co zrobić. A z resztą. Na razie i tak mogli liczyć tylko na siebie. W pośpiechu zdąrzyła jeszcze zabrać z wieszaka liliowy płaszcz ze złotymi zdobieniami na krawędziach. Kiedy wyszli z domu zarzuciła go na siebie i zapięła guzikiem który wyglądał jak kryształ jednak w rzeczywistości był to tylko plastik. Szybko załorzyła na głowę kaptór. Nie chciała ukazywać na zewnątrz swoich uczuć. Była zagubiona i nie do końca była pewna co może zrobić z tym problemem. Panika coraz bardziej dotykała ją od wewnątrz. Ezreal się, rozpadał. A może to była tylko iluzja? Może zaraz się obudzi a to wszystko okaże się tylko snem, wszystko, łącznie z tym, że wskrzesili Ezreala. Może tak na prawdę dalej leży na plaży w Bilgewater albo dalej śpi w hotelu a wszystko co działo się po drodze było senem, niczym prawdziwym. Drżenie. Ciche westchnięcie a następnie łza i wzrok skierowany na Ezreala. Złapała go za dłoń, chciała go wspierać, chciała by był blisko bez względu na wszystko. W tej chwili dziewczyna zwątpiła w to, czy wskrzeszenie chłopaka było poprawnym pomysłem. Odkąd powrócił do życia czuł same nieprzyjemności, tak myślała. I przecież nie spędzali już takich miłych chwil jak wcześniej. Westchnęła. - Teraz już nie wiem czy wskrzeszenie ciebie było dobrym pomysłem. - powiedziała cicho. - Odkąd żyjesz ponownie doświadczasz samych nieprzyjemności, nie mamy ze sobą żadnych nowych szczęśliwych wspomnień. Nie chcę byś cierpiał z mojego powodu i powodu jakiś wycieków. - wytłumaczyła a po jej policzku zaczęły spływać łzy.
  25. Shiro szybko poszła i przyniosła jakiś szalik. Kucnęła przy Ezrealu. - Spokojnie, postaramy się temu jakoś zaradzić. Tymczasem ciesze się, że nie jesteś już ospałym zombie. - stwierdziła Shiro po czym wymusiła na sobie uśmiech.
×
×
  • Utwórz nowe...