-
Zawartość
2960 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
12
Wszystko napisane przez Dead Radio Man
-
Stanisław spojrzał na Franciszka. - Cóż na chwilą obecną wszystko może na to wskazywać, nie wiemy do końca kiedy było to tutaj zawieszone - Major wskazał na kartkę, nagle przerwał wypowiedź i w tym samym momencie usłyszał wystrzał. - Ku*wa. Gdy Jan strzelił do kukły ta spadła z dachu i gdy już wylądowała na ziemi w stronę Jana poleciała czarna kula która kolorem przypominała kamień z dzika. Spoza wsi zaczął was dochodzić nieprzyjemny dźwięk. Jak by setki wideł wbijało się w ziemie i zaraz znowu były wyciągane, nieprzyjemne było to że dźwięk robił się coraz głośniejszy. Do Franciszka i Stanisława dopiero teraz dotarł dźwięk, major po chwili się dopiero po chwili otrząsnął. - Franciszek spróbuj wywarzyć te drzwi - Wskazał drzwi prowadzące do kościoła. - Będziemy musieli się tam ufortyfikować. - Po chwili zaczął krzyczeć - JAN, IGNACY WRACAJCIE DO NAS, BARYKADUJEMY SIĘ W KOŚCIELE!
-
Gdy Ignacy i Jan pukali do drzwi domów zdawało się im przez chwilę że słyszeli jak by coś się poruszało w środku. Reszta domków wyglądała podobnie, niektóre podwórka jedynie różniły się tym że na niektórych było mniej kości. W pewnym momencie na jednym z dachów można było zobaczyć że jedna z kukieł które były na polach właśnie stała na dachu najdalej oddalonej od was chaty. Tym razem jednak było jednak inaczej, strach patrzył prosto na was. Byliście w 100 procentach pewni że przed wejściem do wioski żaden z dachów nie był okupowany przez kukłę. A teraz jedna była na dachu i pochylona lekko do przodu wyglądała jak by się patrzyła na was. Tymczasem druga grupa w której był Stanisław, Franciszek i Eryk podeszli do kościoła i tablicy z kartkami. Przy szybkiej analizie doszliście do wniosku że wszystko co jest zapisane na kartkach jest w języku Angielskim. Zaczęliście czytać tekst który był na kartce na której atrament był najświeższy. "Na rozkaz jej królewskiej mości oto co następuje, ponieważ królewscy grenadierzy nie są w stanie zabezpieczyć całego kraju przed potworami. 1.Absolutny zakaz wychodzenia z domostw. 2. Absolutny zakaz kontaktowania się z nieznajomymi. 3. Absolutny zakaz niszczenia kukieł chroniących wioskę. Królewski skryba Daniel Robet. Londynium rok 1789" - Co, co to za miasto Londynium. Słyszał któryś z was o takim mieście? - Zapytał się Stanisław swoich dwóch podkomendnych. Najpierw ten dzik, potem pole pełne tych kukieł, dobrze że do nich nie strzelali do nich. Potem jeszcze ta cała wieś a teraz to. Wszystko zdawało się powoli wymykać spod kontroli. - Musimy się przegrupować i przekazać reszcie żeby za nic nie strzelali do kukieł.
-
Podchodząc coraz bliżej wioski mogliście zauważyć coraz więcej szczegółów, było widać że to była bardzo mała wieś. Na skraju wioski dopiero kończyły się strachy na wróble. Kilka może kilkanaście drewnianych domków, co budziło większe zaniepokojenie to fakt że wszystkie domki były zabite dechami. Tam gdzie były okna wszystko było zabite, jak zaczęliście wchodzić do wioski zauważyliście dokoła drogi pełno kości które wyglądały wam na ludzkie. Tylko jeden budynek był większy od reszty, był to budynek z kościołem. - No to do dzieła. Jak coś spotkamy się pod kościołem, w razie problemów spróbujcie szybko do nas wrócić. To powiedziawszy Stefan ruszył z Erykiem i Franciszkiem pod kościół który przed sobą miał tabliczkę z kartkami. Jak mniej więcej wygląda wioska, nie ma śniegu.
-
(Okej nie czekam na resztę odpisów) Przeszliście już jakieś 5 kilometrów przez pola na których cały czas było pełno strachów na wróble. Powoli przyzwyczailiście się do obecności tych słomianych kukieł, co prawda wrażenie obserwowanych nie znikało. Powoli przed wami zaczynało wyrastać na horyzoncie wyrastać mała wieś, kilka drewnianych chałup, jeden większy drewniany budynek z krzyżem na górze. - Dobra, jak już wejdziemy do tej wioski to Ignacy i Jan pójdą rozeznać się w sytuacji u ludzi mieszkających na tej wsi a ja Eryk i Franciszek pójdziemy się przejść po wiosce. - Major ustalił plan działania. - I bez żadnej zbędnej agresji, nie szukamy na razie kłopotów. Możecie użyć broni jedynie w celach obronnych. Mieliście jeszcze jakieś kilka kilometrów do wioski. Wygląd strachów na wróble
-
( Nowi piszcie tak jakby już jesteście obok nas) Stefan spojrzał jeszcze przez ramie na kompanów. - Za duży jest ten kamień żeby teraz go wyciągać. Poza tym nie wiemy czy jest więcej tych potworów w okolicy. Najlepiej będzie jeśli wyjdziemy z tego lasu, może i też mgła się trochę przerzedzi ponieważ nawet nic nie widzimy. - Gdy Stefan skończył mówić ruszyliście całą grupą do przodu, po 15 minutach marszu wyłoniliście się z lasu gdzie droga dalej prowadziła. Jedna rzecz nadal nie dawała wam spokoju, pomimo tego że znaleźliście się poza lasem i mgła zeszła to i tak widok który wam się ukazał nie należał do najprzyjemniejszych. Po obu stronach drogi były pola. Wyglądały na pola uprawne ale były w stanie bardziej niż opłakanym tak jakby nikt ich od dawna nie oporządzał. Drugą rzeczą która była jeszcze dziwniejsza to fakt że w polach powbijanych było całe mnóstwo strachów na wróble. Wydawało się by nawet przez chwilę że jeden zerkał na was gdy patrzyliście w drugą stronę ale gdy się odwrócilicie żeby spojrzeć strach stał tak jak inne patrząc w las. Nie dawało to wam spokoju. - Dobrze nie ma co się zatrzymywać, broń w pogotowiu i co jakiś czas rozglądajcie się na boki.
-
Gdy dzik został postrzelony przez serie od Stefana i dwóch jego kompanów na chwilę się zachwiał na nogach, los chciał że w tym samym momencie pod dzika wpadł granat. Gdy już doszło do wybuchu bestia która pędziła na was została powalona na bok i zaryła w ziemi. Tak długo się sunęła aż dotarła do miejsca w którym staliście. Na pierwsze oko bestia wyglądała i cuchnęła obrzydliwie, jak nieświeże mięso połączone z czyimiś wymiotami. W miejscu gdzie uderzył granat była duża dziura i co było dziwniejsze w środku dzika znajdował się czarny kamień. - To się robi coraz dziwniejsze z minuty na minutę. Dobrze ruszajmy tą drogą - Stefan wyjął kompas żeby sprawdzić kierunek, co było jeszcze bardziej dziwne kompas cały czas wirował. - Dobra z tym też trzeba będzie jakoś sobie poradzić, kompasy nie działają. Ruszamy - Stefan ruszył drogą, z strony której przybiegł dzik.
-
Stefan rozejrzał się po drodze i po reszcie lasu, słuchając swoich dwóch kompanów jedynie co przyszło mu do głowy to to co powiedział Franciszek. - Dobra, musimy w takim razie rozeznać w naszej sytuacji i określić gdzie w ogóle jesteśmy. - Gdy Stefan to mówił nagle usłyszeliście z lasu dźwięk jak by coś wielkiego pędziło przez las w waszą stronę. Z coraz głośniejszymi odgłosami, ziemia pod wami zaczęła drżeć. Słyszeliście także odgłosy przewracanych drzew oraz dziwne wycie które trochę przypominało kwiknięcia dzika ale było o wiele głośniejsze. Po dziesięciu sekundach ujrzeliście jak w lesie wyłaniają się z mgły najpierw duże szable dzika a zaraz za nimi oczy bestii płonące czerwienią jak by się świeciły od środka. Co gorsza bestia miała prawie 3 metry wzrostu i pędziła na was z zadziwiającą szybkością. Jeszcze chwila i bestia wyskoczyła na drogę i zaczęła pędzić na was. Stefan nie myśląc wiele wycelował do bestii z swojego rkm'a. - Ognia! - Rozkaz poleciał w eter i wystrzelił serię 10 pocisków. Rkm - 4 magazynków po 25 naboi i 15 naboi - VIS - 5 magazynków po 8 naboi
-
Jeszcze przed rozpoczęciem sesji, ogólnie będziemy mieli ograniczoną ilość amunicji. Każdy niech pamięta żeby liczyć naboje na koniec swojego postu. Ja mam amunicji : Rkm - 5 magazynków po 25 naboi - VIS - 5 magazynków po 8 naboi Lucjan: Karabin snajperski - 45 naboi - Luger - 5 magazynków po 8 naboi Mephisto: Karabin 8mm wz. 1886/93 "Lebel" - 45 naboi, (dodaj sobie jakiś pistolet ) - 5 magazynków po 8 naboi No to lecimy z tym koksem. Był rok 1939, 2 września. Znajdowaliście się wszyscy na wysuniętej pozycji "Prom", walczyliście dzielnie cały dzień i noc i zmęczenie dawało się wam we znaki. Sytuacja również wyglądała dramatycznie, byliście odcięci od posiłków. Walki nie ustępowały chociaż by na minutę, huk dział z lądu jak i z morza cały czas wam towarzyszył. W pewnym momencie zobaczyliście jak z okrętu który was ostrzeliwał wystrzelono dziwnie błyszczący niebieski pocisk. Traf chciał że trafił pocisk w wasz okop, nie wybuchł ale nada świecił się na oślepiający niebieski kolor. Minęło parę sekund które wam się wydawało jakby to były lata. - Co do - Stanisław nie zdążył dokończyć zdania ponieważ pocisk zaczął świecić jeszcze mocniejszym światłem i wtedy pochłonął was wybuch. Przez chwilę nie wiedzieliście co się działo. Nie czuliście żadnych ran ani bólu, jedyne co było i mogło się wydawać dziwne to to że nie mogliście się ruszać z całą swobodą. Kiedy otworzyliście oczy ukazał się wam las i droga pośrodku w której byliście do połowy zakopani. W lesie panowała cisza i wszechogarniająca mgła, było wilgotno. Oczywiście kolejnym dziwnym odkryciem było to że wszystkie ubrania i sprzęt który mieliście ze sobą podczas walki nadal posiadaliście przy sobie. Stanisław zaczął się powoli wygrzebywać z ziemi, chwilę to potrwało zanim się wygrzebał i otrzepał. Gdy już był wolny zobaczył swoich dwóch kompanów z okopów że też tutaj byli. - Czy ktoś ma może pojęcie gdzie jesteśmy. - Zapytał z lekkim niedowierzaniem tego co się właśnie wydarzyło.
-
Rok 1939 sierpnia 31. Wojsko Polskie przygotowywało się do obrony polskich granic. Tak też było na Westerplatte, mała dywizja pod dowództwem Henryka Sucharskiego miała za zadanie jak najdłużej utrzymać ten ważny punkt strategiczny. Polacy dzielnie bronili się 7 dni. Natomiast wy którzy jesteście bohaterami tej opowieści broniliście najbardziej wysuniętej pozycji "Placówki Prom". Wszystko wyglądało dla was bardzo czarno i gdyby nie zawzięta walka i bycie gorliwymi patriotami już dawno byście opuścili wasze pozycje. Jednak tego nie zrobiliście. Przetrwaliście 3 dnia walk jednak w wasze pozycje uderzył dziwny pocisk który nie wybuchł przy zetknięciu z ziemią. Zaczął błyszczeć na niebiesko po czym spowił was dziwną mgłą zaczął i dopiero potem wybuch. Gdy już myśleliście że zginęliście okazało się że było inaczej. Byliście w nieznanym wam miejscu o nieznanym czasie a co najważniejsze mieliście wszystko przy sobie. Ubrania, broń i wszystkie inne przedmioty wydane przed bitwą. Tak zaczęła się wasza przygoda i wędrówka ku zagubionej ojczyźnie. --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- KP: Imię: Nazwisko: Płeć: Wiek: Ranga Wojskowa: Broń: Opis Wyglądu: Dodatkowe Informacje: (ważne są języki i trochę opisu.) Imię: Stanisław Nazwisko: Ochocki Wiek: 45 Ranga Wojskowa: Major Broń: Rkm 7,92mm wz. 28 "Browning", Pistolet Vis wz. 35 i szabla oficerska. Opis Wyglądu: Wysoki (1,83 cm wzrostu, brunet, oczy błękitne, dobrze zbudowany) Dodatkowe Informacje: Ukończył szkołę podoficerską z wyróżnieniem i szkołę aplikacyjna oficerów piechoty w Rembertowie jako 3 najlepszy uczeń w szkole. Zna język angielski i niemiecki płynnie, potrafi trochę rozmawiać po francusku.
-
Ktoś by był chętny może na luźną grę ról może w świecie Enn Enn no Shoubutai lub Kimetsu no Yaiba?
-
Staz wydał parę rozkazów i większość jego "nowych" znajomych poznikała. Została wiedźma. - Gdzie Evie - Zapytał Staz czarownicy. - W posiadłości. Robi to co zawsze robi Evie. Staz nie zareagował na kpinę, ruszył szybko w kierunku posiadłości. Po chwili wszedł do pokoju w którym była. Nie wiedział co ma zrobić gdy ją zobaczył. - Przepraszam... - Powiedział krótko.
-
- Dobrze, tylko nie zgiń. Twój potomek będzie następnym królem. A i najpierw mógł byś sobie żonę znaleźć - Odpowiedział mu Staz z uśmiechem na twarzy, pierwszym miała zostać Evie. - Dobrze teraz reprezentant klanu meduz wyślę ten list do rodu Klauf. Miejmy nadzieje że chwycą przynętę. - Staz wyjął list z kurtki i podał jednemu ze swoich wojowników ten stworzył portal i przeszedł przez niego.
-
- Tak, właśnie miałem... - Staz znowu się zamyślił. Ktoś go klepnął w plecy. - A co ? Tak plan, jak wszyscy wiemy w tej chwili nie mamy szans z wilkołakami. Nawet z pomocą wiedźmy i nowymi sojusznikami których przyprowadziłem. Musimy wystosować list do 3 strony konfliktu, rodu który próbował przejąć władzę od naszego ojca ale ten ich oszczędził. Potem wilkołak przejął władzę i oni spróbowali ponownie zdobyć tron dla siebie. Musimy się dogadać z nimi tak by nas zostawili w spokoju a zaczęli walkę z wilkołakiem. To sami idioci więc myślę że pójdą na to gdy tylko będą mieli wszystkich swoich ludzi. W między czasie my będziemy uprawiać skrytobójstwo i eliminować siły wilkołaka. Gdy idioci zginą a Wilkołak będzie miał mało ludzi pod sobą zaatakujemy z taką siłą jak nigdy. Cóż dodając do tego że wilkołak nie będzie mógł użyć 100% swoich sił oznacza dla nas duży handicap.
-
Golem padł pod naporem ciosów. Staz otrzepał się z kurzu i popatrzył po okolicy. Wiedźma podeszła do nich. - Mam coś dla ciebie. - Rzuciła mu książkę - Najlepiej otwórz na stronie 234 wers 2. Staz otworzył i zaczął czytać na głos. - Pierwszy król zaświatów, Dragula był tak silny aż inni którzy składali mu wizyty nie mogli oddychać w jego otoczeniu. Dlatego król stworzył zaklęcie które zmniejszało siłę obecnego króla do poziomu najsłabszej istoty w sali. Zaklęcie czerpało moc z wszystkich wampirzyc rodu Blood. - Staz na chwilę przestał czytać, wiedział że coś musiało być na rzeczy. - Zaklęcie jest nie zniszczalne oraz jest częścią zabezpieczeń pałacu królewskiego. - Staz skończył czytać, chwilę myślał nad tym po czym się uśmiechnął. Miał już plan, wszystkie pionki w na szachownicy i as w rękawie. - Cóż, wiem co będziemy robić przez najbliższy tydzień.
-
- Golemy można zranić tylko magią. Duża jej ilość da radę, Hashiamaru dalej musimy to zniszczyć. - Demon i kilku jego ludzi zeskoczyło i zaatakowało. Tak samo zrobił Staz i naładował miecz energią. - Dalej braciszku zakończmy to. - Staz wbił miecz w golema.
-
- Co tam braciszku, potrzebna ręką? - Zawołał Staz, stał na dachu posiadłości a za nim koło 30 ludzi. Staz trzymał miecz ojca w jednej ręce i swój rewolwer w drugiej. - Nie to nie będzie miało miejsca, nie w moim domu. - Staz naładował pocisk magią i wystrzelił prosto w golema. Sam atak nic nie zrobił bestii ale przesunął go na tyle że golem stał za terenami posiadłości. - Tak lepiej. - Zeskoczył z budynku i klepnął brata w ramię. - Yo - Uśmiechnął się, jego ubiór nie przypominał starego Staz'a. Bardziej jakiegoś buntownika. Bandana na głowie, skórzana kurtka i jeansy, pod kurtką zwykła bluzka. - Może razem co? Damy mu radę.
-
Strażnicy nic nie zdołali zrobić golemowi, miecze odbijały się od ciała golema. Wiedźma spojrzała na Michaia - Nie wiem czy wiesz ale jest za silny dla nas. Mam kilka asów w rękawie ale nie wystarczą żeby to coś ubić. - Nie zdążyła dalej nic powiedzieć bo Michai był już na zewnątrz. Wyszła za nim
-
(( Oboje zdaliście test na spostrzegawczość na 1 z - xD w żucie k100 oboje mieli byście 90 )) Ziemia drżała coraz bardziej, coś musiało się zbliżać. Wiedźma spojrzała się na okno i wyjrzała przez nie. - Co do.... - Zaniemówiła przez chwilę. - To, to złoty golem. - Najsilniejszy z wszystkich golemów występujących. Jeśli tutaj był to mogło oznaczać tylko jedno. Ktoś chciał się was pozbyć, Michai sam z wiedźmą nie dadzą rady pokonać potwora.
-
- Coś ciąży nad pałacem, swego rodzaju klątwa. Właściwie wyjaśnia to też dlaczego wasz ojciec tak szybko przegrał walkę z obecnym władcą. - Odpowiedziała wiedźma. Nagle ziemia zaczęła drżeć, coś zbliżało się do posiadłości. Staz przebrał się w międzyczasie, zdjął z siebie płaszcz i założył na plecy miecz. Na głowie zawiązał bandanę, na biodrach miał pas z amunicją do rewolwera i kaburę razem z nim. Wglądał "buntowniczo" co najmniej butowniczo. Gdy Hashiamaru wrócił wydał z siebie krótkie "wow" i "cóż wyglądasz jak swój ojciec". - To wszyscy którzy mają na tyle siły żeby walczyć dla ciebie. - Hashiamaru przyprowadził 27 osób. - To co gotowi na powrót do góry? - Tak - Wyszedł członek klanu meduz i wyjął obramowanie okna. - Ruszajmy do mojej posiadłości. - Staz był gotowy.
-
- Zapiski pierwszego króla, Draculi Blood. - Zachichotała, oczywiście czytała to co było w środku - Jest tam wszystko czego szukał Staz przez tyle lat. - Mogło to się tobie Michai wydać podejrzane że wiedźma się tak cieszy z faktu że znalazła coś czego twój brat nie mógł znaleźć. Nie musiało chodzić o kłamstwo, cóż taka przysługa była by bardziej kosztowna niż walka z wilkołakiem ale to miało dopiero przyjść w przyszłości. Staz i Hashiamaru szli dobrą godzinę i gdy doszli do miejsca w którym urzędował było widać zmianę. Nie był to slums, wszystko było czyste i istoty przebywające tutaj zachowywały się przyzwoicie. Po jakimś czasie doszliście do dużego budynku. - Wchodź, mam dla ciebie coś od twojego ojca. - Weszli razem i Hashiamaru zniknął w pokoju obok. Po chwili wyszedł niosąc zawinięty w szmaty miecz, - Przecież to jest miecz mojego ojca, "Blood Lad". - Tak, oddaję ci go. Miałem go go przechować, tutaj był bezpieczny. Zaraz zwołam najsilniejszych i ruszamy do góry. Był to miecz dwuręczny obosieczny, prastara relikwia rodu Blood. Staz nie wierzył w własne szczęście, cóż mogło być teraz tylko coraz lepiej
-
- Zdobyłam coś ciekawego dla Staz'a. - Pokazała spiętą księgę która wisiała przy biodrze wiedźmy. - Muszę mu to dać osobiście. - Uśmiechnęła się do młodszego wampira - Co jesteś taki spięty Michai. Zazwyczaj wyluzowany i spokojny z ciebie mężczyzna. - A ty to kto? - Zapytał się przybysza Staz. - Sojusznik? Przyjaciel? Nie wiem, na pewno nie mam złych intencji wobec ciebie synu byłego króla. - Postać weszła - Byłem jego przedstawicielem tutaj, nazywam się Hashiamaru i jestem demonem. - Przedstawił się. - Skoro byłeś jego przedstawicielem tutaj to dlaczego wilkołak cię pozostawił przy życiu? - Staz nie chciał w to wierzyć. - Ponieważ nie obchodzi go ten slums. Prawie nikt tutaj nie ma siły żeby się z nim mierzyć, jedynie garstka może miała by szanse. - Hashiamaru na chwilę przerwał. - Cóż ta garstka jest pod moim dowództwem a ja mam zamiar służyć tobie jak niegdyś twemu ojcu. Staz nie był pewny co do tego ale nie miał wyjścia. - Masz może pomysł jak mam wrócić na górę? - Tak mam wśród swoich ludzi byłego członka klanu meduz. Ruszamy? - Niech będzie, zaufam ci na razie. Nie próbuj sztuczek. - Tak jest - Zawadiacki uśmiech zagościł na twarzy nowego kompana Staz'a wygląd Hashiamaru
-
Przeciwnik Staza od razu zgodził się na umowę i zaczął prowadzić wampira do wystawnego budynku który zapewne był jego własnym miejscem zamieszkania. Gdy już byli w środku ten wskazał na sejf i zgodnie z umową Staz puścił go wolno po to by za chwilę został zabity przez kogoś innego. Staz wycelował w nowego wroga który zbliżał się powolnymi krokami. Czuć było różnicę siły pomiędzy zabitym a nadchodzącym. - A kogo my tu mamy - Odezwał się głos. - Wampir, jak ja długo czekałem na tą chwilę. Coś miało zaraz się stać. Do posiadłości przyleciała kobieta, leciała na miotle. Poniekąd wyglądała prawie jak zwykły człowiek z tym że potrafiła czarować. Nie miała imienia więc wszyscy nazywali ją po prostu "wiedźmą". Gdy miotła zbliżyła się do ziemi wiedźma nie zeszła z pojazdu tylko wleciała do posiadłości. W końcu doleciała do Michaia. - Witaj Michai, cześć Evie - Przywitała się z wami, wiedźma była dobrą przyjaciółką Staz'a. - Wasz brat wybył? Wygląd wiedźmy
-
(( Nie wiem zapytaj rodziców xD hehe)) Po krótkiej chwili ktoś stanął na przeciwko szalejącego Staza który w najlepsze demolował pobliskie domy. Był pewny siebie i patrzył z góry na wampira. - Co ty do cholery robisz i kim jesteś. To mój rewir. - Powiedział gość który stał naprzeciw Staza. - Czyli jesteś tutaj szefem - Uśmiechnął się niemal maniakalnie. - Cóż ułatwiasz mi sprawę. - Co ty.... - Zatrzymał się w pół słowa, bo o niemalże sekundzie Staz stał obok przeciwnika z pistoletem przystawionym do szczęki. - Powiedz mi tylko gdzie masz swoje oszczędności a może daruje ci życie. Widać było że przeciwnik się bał, wskazywały na to mokre spodnie które jeszcze przed chwilą były suche.