[Temat z zapisami]
Minęło 10 lat odkąd królowa Darsallia zjednoczyła pięć księstw w krainie Helarr i objęła władzę nad nowo utworzonym królestwie Arhalii. Rządziła twardą ręką i pomimo dość wysokich kar za popełniane przestępstwa i skupieniu przez nią większości przemysłu w okolicach stolicy kraju, powiększając przy tym biedę przy granicy królestwa, była wciąż uwielbiana przez lud i wychwalana w pieśniach. W pewnym momencie jednak, w małym, rolniczym miasteczku oddalonym od stolicy o wiele mil, ludzie zaczęli się buntować. Powstała tam mała organizacja, nazywana przez postronnych Rebelią lub Buntownikami, której członkowie po cichu zaczęli snuć plany obalenia władzy. Plotki o niej zaczęły być coraz głośniejsze, aż w końcu wpadły w uszy pewnego szpiega, który poniekąd, choć nikt nie wiedział czy naprawdę tak było, przekazał te informacje królowej. Ta zdawała się nie przejąć się tym zbytnio, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Podobno jednak wysłała ona do Rebelii swojego agenta, który raz na jakiś czas powstrzymywał ich plany.
W taki sposób trwała ta cicha wojna, pewnego razu jednak jej ofiarą padł syn królowej, kilkuletni książę Cazar. To załamało zarówno Darsallię, jak i jej męża, króla Augusta, gdyż oboje byli do dziecka przywiązani, a młody książę miał w przyszłości zostać królem.
Dzięki szybkim działaniom królewskich służb bezpieczeństwa szybko udało się pochwycić buntownika będącego odpowiedzialnym za zabójstwo, jednak było pewne, że nie działał on sam. Królowa, osuwając się na skraj rozpaczy, wysłała swoich najbardziej zaufanych żołnierzy i szpiegów do miasteczka, w którym z samego początku wybuchła Rebelia.
***
Siły władczyni Arhalii zmierzały w stronę małego miasteczka na horyzoncie już od kilku długich dni. Nie byli bardzo zmęczeni, nawet pomimo krótkich i rzadkich postojów oraz oszczędzania zasobów. Większość z nich, szczególnie żołnierze, byli do tego przyzwyczajeni. Szpiedzy za to wyruszyli o wiele wcześniej, by przypadkiem nie wydać się, gdyby ktoś z miastowych zauważył ich maszerujących z wojskiem. Co prawda do miasteczka była jeszcze długa droga, bo i tempo marszu najszybsze nie było, ale co i rusz mijali ich przeróżni podróżnicy, rolnicy przewożące swoje towary, a także czychający przy drogach zbóje, którzy na widok armii królowej uciekali w popłochu.
Pomimo niezatrzymywania się w miastach, które było swoistą strategią, którą obrał ich dowódca z jemu tylko znanych powodów, żołnierze zaczęli zauważać biedę mieszkańców tych terenów. Większość z nich mieszkała w stolicy całe swoje życie nie podróżując daleko, ale w szkołach i akademiach uczyli ich, że obszary oddalone od niej są bogatsze i uprzemysłowione. To także powiedzieli im przed drogą tutaj, prawdopodobnie uznając, że biedota miasteczek nie zostanie przez nich zauważona.
***
Przywódcy rebelii już dawno wiedzieli o nadchodzących wojskach. Szpiedzy przebywający w tym czasie w stolicy kraju, z których niektórzy mogli mieć jakiś związek z otruciem przyszłego następcy tronu, jak najszybciej przesłali informacje o wyruszającym konwoju. Niektóre były bardziej, niektóre mniej dokładne, ale z około dziesięciu listów udało się wyciągnąć mniej więcej pełny obraz wysyłanych sił. Jeden z informatorów podał także, że do miasteczka zmierzało też kilku szpiegów, co zaniepokoiło ich. Nie dość, że musieli przygotować się zbrojnie i dobrze się ukryć, nie mogli też ufać nikomu nowemu. Ba, nie było pewne czy mogą wierzyć ludziom z wewnątrz. Wiedzieli, że muszą jakoś sobie poradzić, bo ich misją, wielce dla nich ważną i szlachetną, było wprowadzić z powrotem pokój i równość w państwie. Dowódcy zaczęli jednak szykować się na możliwość ucieczki z miasteczka, a nawet kraju, zatajając to przed innymi członkami rebelii, bojąc się, że zostaną uznani za tchórzy. Nie wszyscy z nich zgadzali się z tym, uważając, że w istocie jest to kłamstwo i tchórzostwo, jednak nie byli w stanie w żaden sposób przekonać reszty.
Nie będąc pewnym swej decyzji, generał Olef Annuum zwołał na ogólną naradę wszystkich członków buntowników. Miało ono odbyć się dziesiątego dnia po ostatniej pełni księżyca. Wszyscy, którzy wspierali rebelię otrzymali tego dnia rano mały płatek czerwonej róży, który był umownym symbolem spotkania o południu.