Skocz do zawartości

Arekeen

Brony
  • Zawartość

    180
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Arekeen

  1. Arekeen

    [Gra]W obronie Ziemi

    Rusek wchodząc do ciężarówki pomachał potworkowi. - Może następnym razem stary - powiedział z uśmiechem, po czym siadł na swoje miejsce. - No to tyle było z tej bazy panowie. Ile, pół dnia, może, i już rozpierdol? Im się chyba nudzi - stwierdził z ciągłym uśmiechem. - A już miałem zacząć szukać siłowni.
  2. Arekeen

    [Gra]W obronie Ziemi

    - A chuj ich tam wie - powiedział machając ręką. - Wiem tyle, co Ty. Z domysłów, jeżeli szukają tylko ludu z odpowiednimi korzeniami, to akcja musi być z nimi związana. Mimo wszystko jestem tylko prostym żołnierzem, który czeka na rozkaz mający posłać go na śmierć. Nie znam się na przewidywaniu, jedynie zabijaniu. Co do naszej Miss Krokietowic, nie możesz wiedzieć, czy jest spokojna. Niektórzy ludzie po prostu nie dają po sobie poznać, że mają problemy. - Rusek podrapał się po brodzie. - Prowadziłeś wykład w takim wieku? Ja pierdole, człowieku. Ja w twoim się po ściekach chowałem, żeby nie dostać szybkiej kulki w łeb - zaśmiał się, jak z dobrego żartu, po czym przeleciał wzrokiem po okolicy. - No to jest kurwa smutne. Gdzie jakieś wprowadzenie i testy sprawdzające? Nie te na przodka, a zwykłe, fizyczne. Żądam poprawnego wcielenia do wojska... - powiedział pół-żartem.
  3. Arekeen

    [Gra]W obronie Ziemi

    - Pierwszy dzień i już chcesz spierdalać? - zapytał się Rusek szczerząc zęby. Przysiadł się do rozmówcy. - Trochę cierpliwości. Szczerze powiedziawszy wybierając się tutaj spodziewałem się czegoś zupełnie innego, niż zastałem. Spodziewałem się prawdziwego wojska, w którym termin "dzień wolny" istnieje tylko w opowieściach, żarcie jest ohydne, a pole do ćwiczeń daje w kość. Zastałem bieg z plecakiem, który sam w sobie ciężki nie był i zajebiste żarcie, który w mojej jednostce było jedynie mokrym snem głodujących wojów - tu przerwał i wciągnął powietrze. - Nawet powietrze jest lepsze. Nie śmierdzi potem i chęcią jebnięcia twarzą w śnieg, by nie słuchać porannej tyrady. Mimo wszystko trzeba czekać. - Markov ziewnął soczyście. - Nie wiem, w jakiej sytuacji się znajdujesz, ale rozumiem ogół. Każdy ma swoje ukryte motywy, które go zżerają. - Rusek zamlaskał marszcząc brwi. - Co zrobisz po ucieczce? Jesteśmy gdzieś w środku Wypizdowia Wielkiego, które jest niezłym paradoksem szczerze mówiąc. Tam, gdzie dorastałem było szaro i ponuro. Może to przez gruzy i pył? - zapytał z uśmiechem. Nie miał złego nastawienia do przeszłości. Co było, to było. Tego się nie zmieni. - Tu zaś jest tak... kolorowiej. Chociaż może mi się tylko wydawać przez lepsze warunki. "Nie mówiąc o tym, że narwani, młodzi ludzie przeważnie giną pierwsi" - pomyślał.
  4. Arekeen

    [Gra]W obronie Ziemi

    Rusek podczas biegu wokół pasu startowego zauważył startujący odrzutowiec z Nicole w środku. "Do svidaniya" - pomyślał. W pewnym momencie zauważył siedzącego Jakuba. Z braku lepszych rzeczy do roboty podbiegł do niego z małym uśmiechem. - Coś się dzieje towariszu? Wyglądasz na nieźle podminowanego - powiedział z uśmiechem. W jego jednostce żart z podminowaniem był dosyć sławny z powodu pola minowego, które było mistrzem w swoim fachu i niszczyło przyjemność z każdych ćwiczeń bojowych.
  5. Arekeen

    [Gra]W obronie Ziemi

    Rosjanin spojrzał zdziwiony na wychodzącego Polaka, ale nic nie powiedział. Rozumiał sytuację i wiedział, że w Polsce nie ma lekko. Wzruszył tylko ramionami i spojrzał na talerz. Była to prawdopodobnie jedna z lepszych rzeczy, jaką widział na tym świecie. Mając na wspomnieniu swoich towarzyszy, którzy znając życie głodowali i lali się o ciepłą wodę na surowej pizgawie wysoko w Uralu, uśmiechnął się tylko. "Niech wam fortuna sprzyja" - pomyślał, po czym spałaszował całą miskę. Jadł szybko i bez większych manier. Żołnierzowi nie były one potrzebne. Miał zabijać, nie podcierać sobie tyłek na salonach. Po skończonym posiłku beknął solidnie i mruknął "Niech pójdzie w lepsze ręce", po czym wstał i, łapiąc w chodzie piwo wyszedł z kantyny. Otworzył szybko trunek w drodze na zewnątrz, po czym wziął łyka. "Szczyny. Witam w Nie-Mateczce-Rosji. Nawet w tak biedne strefy wojskowe, jak moja dawna dawali lepsze procenty." Mimo wszystko pił dalej. Czasy są zbyt ciężkie, aby wybrzydzać. Planował jeszcze trochę pobiegać. Nie był przyzwyczajony do "wolnego dnia", nie w jego jednostce.
  6. Arekeen

    [Gra]W obronie Ziemi

    Rosjanin idąc z załogą zauważył swój język na tabliczkach. "Normalnie duma narodu." Po wejściu do kantyny poczuł niemalże nieznany zapach żarcia, po którym nie trzeba było powstrzymywać wymiotów. Uważał to jednak za zły znak. Jeżeli da się rozpieścić, zmięknie. Tacy żołnierze to jedynie kule u nóg. - Rozkaz, pani szefowo - powiedział do Nicole, po czym usiadł przy najbliższym stoliku. Zaczął wystukiwać palcami sobie tylko znaną melodię.
  7. Arekeen

    [Zapisy]W obronie Ziemi

    Imię: Protasij (Protazy) Nazwisko: Markov Wiek: 31 l. Płeć: M. Narodowość: Rosjanin Miejsce Zamieszkania: Коряжма (Koryazhma) Przodek: Albert Einstein Wygląd: Broń: Rękawice grawitacyjne noszone na rękach (Daa…) działają na zasadzie wyrównania poziomu siły ciężkości z poziomem siły grawitacji tworząc bańkę anty-grawitacyjną dookoła celu. Przedmiot jest zdolny do trzymania w bańce ciężaru trzy razy większego od siły właściciela. Oznacza to tyle, że przy używaniu rękawic, na celu mającym trzydzieści kilogramów, właściciel odczuje wagę jedynie dziesięciu kilogramów. Przedmiot kieruje swoją energię we wiązce. Maszyna jest przydatna, jeżeli cel znajdzie się w odrębie dziesięciu metrów od niej, dalej nie sięga. Właściciel, dzięki pomocy urządzenia, zdolny jest do przemieszczania swego celu, lecz wtedy stanie się on cięższy na dwie/trzecie oryginalnej wartości wagi pomiotu (z 10kg. na 20kg.). W przypadku wystąpienia usterki mechanicznej (potencjalnego wybuchu) prosimy niezwłocznie wstawić się do kostnicy. (~Ikea)
  8. - lecę! - Powiedział Walker biorąc gewehr'a i wychodząc pojazdowi na przeciw. Oddał parę strzałów w szybę. Liczył, że któryś trafi.
  9. -No panie i panowie, my w rozterce a cel nie poczeka. Mam jedno pytanie. Zastopować ciężarówkę? - zapytał się Walker. Był niemal pewien, że zdoła zatrzymać cel. W taki, lub inny sposób. Przy dobrych wiatrach zestrzeli kierowcę lub koło wozu. Na wojnie robił to niejednokrotnie, teraz też da radę. Miał nadzieję.
  10. ((No każdy gadu gadu a plan to tylko Clocky podała :V)) - Mogę robić za wabik - powiedział Walker sprawdzając, czy broń jest w pełni naładowana, a on ma przy sobie wystarczająco dużo amunicji. Jako posiadacz niemieckiego Gewehr'a myślał, że raczej powinien dać sobie radę z wywołaniem małej bitwy. Może nawet pośle paru do piachu. Pocieszał się myślą, że jako weteran, który przetrwał wielką wojnę od początku do końca ma przewagę doświadczenia nad wrogiem, ale każdy żołnierz dobrze wie, że jedna losowo wystrzelona kula może odmienić los bitwy. Na wojnie właśnie los pociskami kieruje.
  11. - No to plan widzę prosty. Nie ma go. Mi tam pasuje - powiedział, po czym poszedł w ślady rosjanina.
  12. - No to jak to robimy? Wiecie, jak na moje plan jest zbędny. Wiem z doświadczenia, że plany zawsze zawodzą. Proponuję więc szybki wjazd, zrobienie co zrobić i wyjazd. Na głośno, po cichu, bez znaczenia. Chociaż wiecie, jak umrzeć to z pierdolnięciem - powiedział Walker. Zamyślił się na chwilę i dopowiedział: - Mimo wszystko wolę port. Będzie prościej i szybciej, posiłki z kryjówki będą miały chwilę drogi. No i przy skrawku szczęścia będzie pościg.
  13. - Bóg nie żyje. Umarł na wojnie, o której tak ochoczo mówisz - powiedział zmęczonym tonem Walker. "Ciekawe jak ostry byłby jego jęzor jakby posiedział parę miesięcy w okopach wśród brudu, smrodu, chorób, wszędobylskiego wariactwa i stałego poczucia zagrożenia od artylerii." - Póki co jedynym nierozgarniętym człowiekiem jesteś ty. Jeżeli się to nie zmieni, będę zmuszony wyeliminować złośliwy element. - Walker powiedział to bez żadnej złośliwości w głosie. Czyste zmęczenie życiem.
  14. - Nie wrzeszcz, to nie targi - powiedział spokojnie Walker ze zmarszczonymi brwiami patrząc na Clockwork. Potem popatrzył po zgromadzeniu. - Wszystkie bzdury obgadane? Miło, przyjemnie? To zajebiście, bierzmy się za układanie planu. Nie chcę się tu zestarzeć.
  15. Walker pokręcił głową w akcie dezaprobaty dla alkoholowego planu. - Nie powinniście się czasem zainteresować zadaniem?
  16. "A skąd ty masz tyle hajsu" - pomyślał Walker patrząc na kartę dań. Po chwili zdecydował się na proste pecorino z pieczarkami.
  17. "To krzesło jest silniejsze od ciebie." - pomyślał Walker patrząc na Arthura. Podszedł do ściany i przewiesił swoją broń przez bark. Popatrzył się na Sorensena jeszcze raz, podrapał po głowie, po czym rzucił szefowi pytający wzrok.
  18. Walker podszedł do dawcy alkoholu, wziął butelkę i napił się z niej z gwinta. Aż się cieplej na sercu robi. Kiedyś pił naprawdę wiele topiąc swe smutki. Teraz też mu się zdarzało, ale już rzadziej. Mimo wszystko przeszłości łatwiej jest go dogonić, kiedy jest trzeźwy. Po paru solidnych łykach oderwał się od butelki dziękując Aleksiejemu kiwnięciem głowy.
  19. - Możemy spróbować - rzucił ospale John opierając się o ścianę. - Ostrzegam jednak, że kiedy skradanie zawiedzie nie zawaham się oddać im kulkę lub dwie. Rosyjski przyjacielu, masz może coś mocnego na składzie? Muszę się obudzić.
  20. Imię:John Nazwisko: Walker Wiek: 36 Płeć: M Specjalizacja: “Zwykły zabijaka. Nic więcej i, niestety nic mniej.” Charakter: Trudno określić. John jest osobą, która poddała się w życiu. Patrzy tylko z boku na rozwój innych czekając na rozkaz, aby jego umiejętności jeszcze się na coś przydały. Jest wymagający i melancholijny, często błądzi we własnych wspomnieniach. Nie ma sumienia. “Już nie” Krótka Historia Postaci: Broń: Stary, niemiecki karabin Gewehr 98 stworzony w 1898 r. Pamiątka po pewnym Niemcu, który poświęcił dla niego swe życie. Pomimo, iż byli wrogami. “Broń sentymentalna.” Wygląd: “Stare zdjęcie, nowszych nie mam. Może się jeszcze nada.”
  21. Animce najłatwiej wyszukać :D.
  22. Aron rozejrzał się po lokacji. I zobaczył to, co zwykle. Masa wirtualnych reklam, które tylko zapychają przestrzeń i tyle samo taksówek gotowych wycisnąć go do ostatniego kredytu. "Jak to mawiał na reklamy Jack: "Nawet Polsat miał więcej serca"." - pomyślał podchodząc do jednej z taksówek. Zapukał o dach wozu. - Panie, sprawa jest. Muszę dostać się do handlarza, żeby mi ten złom upchał - powiedział wskazując na plecak. Gdzieś tam w głębi duszy miał nadzieję, że trafił na dobrego kierowcę, który nie będzie żądał setek kredytów za parę przecznic. Tacy ludzie już powoli go irytowali.
  23. Allelujah, zarwę ten wieczór, żeby sobie to poczytać. Dziękuję!
×
×
  • Utwórz nowe...