Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. Gdy wyszli z pokoju, Pete przypomniał sobie że teraz odbierał o wiele więcej dźwięków, niż wcześniej. Bardzo go to rozpraszało. Zaczął iść za dziewczyną, ręką jeżdżąc po ścianie. by w każdej chwili mógł się o nią oprzeć. Teraz był zdania, że mogli wybrać jakieś spokojniejsze miejsce. Burdel zdecydowanie do nich nie należał... - Rany, zaraz oszaleję! - Powiedział, drugą ręką trzymając się za głowę. Próbował skupić się na czymkolwiek, byleby tylko zapomnieć o tych dźwiękach, które barbarzyńsko go atakowały. Dlatego też swój wzrok wlepił w wampirzycę. Dokładniej mówiąc... w jej tyły. - Z nocnej schadzki, ta?
  2. - Tia, nie jestem zaskoczony. Łowcy to nieco specyficzna grupa. Większość będzie dla ciebie przyjaciółmi, dopóki czegoś nie spieprzysz. Wtedy wszyscy których znałeś się od ciebie odwracają. Nie ma tam miejsca dla sentymentów. Toteż ja osobiście wolałbym na nikogo nie natrafić, o ile oni sami mnie nie znajdą. Pete był bardziej niż chętny, by wyjść, dotlenić się i rozprostować kości. Najlepsze, że nie będzie musiał już korzystać z krasnoludzkiego podparcia. - Pewnie że chcę. Wspólny spacer bardzo dobrze wpływa na relacje. Więc może opowiesz mi, jak ty zostałaś krwiopijcą?
  3. - Czyli zostałem wkręcony w małą wojenkę między wampirami? Cóż, aktualnie to nawet chyba mi to pasuje - Stwierdził. Na pewno odpowiadało mu to, że krwiopijcy zaczęli mordować się nawzajem. - Jeżeli to co mówisz jest prawdą, dlaczego wy, te "dobre" wampiry nie zwiążecie jakiegoś chwilowego sojuszu z łowcami? W końcu my... znaczy się oni polują na wampiry, które stanowią zagrożenie dla ludzi. Skoro ta wasza grupka milutkich wampirów spożywa krew tylko za pozwoleniem, no i oczywiście nikogo przy tym nie zabijając, to chyba moglibyście połączyć siły i zabić tych, którzy psują reputację twojego gatunku. Pete wstał. Wampirzyca brzmiała nadzwyczaj wiarygodnie, toteż były łowca brzmiał o wiele spokojniej, nawet był już skory do współpracy. - Nie wiem czy pamiętasz, ale ja też byłem łowcą. Moim zadaniem była ochrona ludzi, więc jeżeli teraz bym zaczął ich zabijać... to tak, jakbym stworzył jakieś wielkie, fantastyczne dzieło, a potem je wziął i zwyczajnie zniszczył... bo tak. Chyba że od braku krwi postradam zmysły, ale liczę że wtedy ty, jako moja tymczasowa macocha, raczej do tego nie dopuścisz. Prawda?
  4. - No już dobrze, dobrze. Postaram się zrobić dla ciebie ten jeden, malutki wyjątek. Już nawet daruję sobie komentowanie, że ta wasza wspaniała dwudziestka nie potrafi ogarnąć tych wszystkich szalejących młodzików... Pete wrócił do łóżka i usiadł na jego skrawku. - No, napięta atmosfera minęła. Jestem teraz bardzo otwarty. Także słucham o co tutaj w tym wszystkim chodzi. Nie ukrywam że nadal ta cała sytuacja brzmi strasznie naiwnie i naciąganie.
  5. Faktycznie, ta ciemnoczerwona breja smakowała jak ściek. Pete próbował i tego nie zwrócić, i utrzymać równowagę. Ten parszywy smak i zapach nie jednego zwaliłby z nóg. Plus był tego taki, że w tym stanie całe wywody wampirzycy prawie w ogóle do niego nie dotarły. Dotarła tylko końcówka, ta o szacunku i uprzejmości. A wtedy szlag go trafił... Jego zmysły od razu wróciły, wyprostował się i wlepił zimny wzrok w dziewczynę. Upuścił trzymane naczynie, po czym podszedł do niej wystarczająco blisko, że prawie mogli zetknąć się nosami. - A czy wy byliście uprzejmi i mili wobec mojej rodziny? Wobec mnie? Nie zrobiłaś absolutnie nic, aby zyskać sobie mój szacunek. - Brzmiał teraz bardzo surowo. - To nie tak, że szukam guza, specjalnie robię sobie wrogów w nowo poznanych czy tylko dla tego aby komuś dopiec. Ja po prostu wami gardzę. Nie tobą, wami. Wszystkimi wampirami, bez jakiegokolwiek wyjątku. Czemu? Bo mam do tego bardzo dobry powód. Nie mordowałem was dla sławy, nie mordowałem dla pieniędzy czy sportu. Polowałem na was bo naprawdę, naprawdę was nienawidzę. - Kiedy wyzbył się nieco tych negatywnych emocji, głęboko odetchnął i cofnął się nieco, dając i sobie i jej nieco osobistej przestrzeni. - I wiesz co? Przez te wszystkie lata żaden wampir nie spróbował zmienić mojego nastawienia do was. Każdy na kogo trafiłem miał krew niewinnych ludzi na rękach, znaczna większość była zadufanymi w sobie skurwysynami, traktująca ludzi gorzej od kundli. A teraz taka jedna wchodzi tutaj nawet bez cholernego zapukania, i oczekuje że będę posłuszną, grzeczną marionetką. Nie mogę szanować wampirów. Nawet jeżeli kiedyś bym chciał, to wy wciąż i wciąż i wciąż uświadamiacie mi, że na szacunek nie zasługujecie.
  6. - Czekaj chwilę. Jak to o to chodzi? - Zapytał, nie rozumiejąc teraz o co tu chodziło. - Zostałem zmieniony tylko po to, by dalej was zabijać? Przecież dobrze mi szło już jako człowiek, na co to wszystko? A to sami nie możecie wziąć i się zamordować? Tylko oszczędzilibyście Łowcą roboty, a zwykli ludzie i nieludzie czuliby się o wiele bezpieczniej. Rany, durnowate z was stworzenia... Chłopak wziął szklankę, jednak darował sobie patrzenia na zawartość, oraz trzymał ją tak, aby nie czuć odoru krwi. - Właściwie to tamte suczysko pogryzło mnie... bo uraziłem jej cholerną wampirzą dumę... - Dodał, po czym szybko i zdecydowanie, uprzednio zatykając nos, wlał całą zawartość do ust. Skoro musiał to zrobić, chciał to zrobić jak najszybciej.
  7. - Szacunek? Do was? Ha! Nie mam zamiaru szanować żadnego z was. W cale nie prosiłem o zmianę w wampira! - Odparł nieco uniesionym głosem, po czym zbliżył się o parę kroków do dziewczyny. Bardzo nie podobał mu się fakt, że w obecnym stanie jest bardzo słaby, może nawet bezbronny. Chociaż nie chciał w to wierzyć, to raczej powinien. Nie wyglądało na to, że ta wampirzyca kłamała. - Ale wiesz co? Z całych sił postaram się, aby jakoś cię nie obrazić, a ty udzielisz mi pomocy w potrzebie. No a kiedy już będę wielkim i silnym wampirem, znajdę tą dziwkę która mi to zrobiła... i dowiem się co jest w tej cholernej kasetce! A gdy z nią skończę, wrócę do swojego wyuczonego zawodu. Jako wampir, będę zabijać inne wampiry, może nawet skuteczniej niż jako człowiek. Może to teraz ja jestem do odstrzału... ale przyrzekam ci że role się odwrócą! - Młody, słaby i nieco zbyt wybiegający w przyszłość wampir był tak pewny siebie, jak jeszcze nigdy w życiu. I w starym życiu, i tym nowym, krwiopijczym. Pete spojrzał na szklankę, która wypełniła się czerwoną posoką. Był zdania, że to ta dziewucha właśnie wmówiła mu wstręt do krwi, ale faktycznie, gdy patrzył na ten obrzydliwy płyn, zaczął czuć się coraz mniej pewnie. - Wiem że muszę to pić... ale nie teraz, co? Jak mnie nie ssie, to chyba mi nie trzeba? - Zapytał, brzmiąc teraz o wiele potulniej niż chwilę temu.
  8. Kiedy do pokoju bez żadnego ostrzeżenia wparowała ta dziewucha, chłopak z automatu przyjął postawę obronną. Sądził, że już któryś z łowców wpadł na jego trop. Stał tak przez chwilę, jak nastroszony kot, nie wiedząc czego się spodziewać. Więc ona również była wampirem. Z 10 letnim stażem. Podejrzewał że prawdopodobnie była od niego silniejsza, co nie oznaczało że nie chciał w tym momencie sprać ją na kwaśne jabłko, za tak bezczelne wtargnięcie. Skąd ona w ogóle go znała? Gdy dziewczyna ścisnęła jego rękę, mężczyzna uniósł brew i przechylił lekko głowę na bok, patrząc na dziewczynę niezbyt przyjaźnie. - Wtargnij tak jeszcze raz... a połamię ci palce. - Zagroził, zabierając rękę jak poparzony.
  9. Pete był lekko zmieszany. O wiele lepsza widoczność w ciemnościach z sekundy na sekundę coraz bardziej mu się podobała, natomiast wyostrzony słuch to coś, do czego będzie musiał długo się przyzwyczaić. Kompletnie nie chciał się do tego przyznać, lecz mimo iż stawał się tym, czego tak bardzo nienawidził i gardził... zaczynał dostrzegać w tym korzyści. Oby to wszystko było warte tych długich cierpień. W takim razie był to w końcu najwyższy czas, aby w końcu oderwać się od tego łóżka i rozruszać te swoje wampirze kończyny. Chłopak zamierzał znaleźć Torna, i tylko Torna. W takim miejscu wolał unikać innych, gdyby ktoś w takim przybytku znalazł nowo powstałego wampira, wieści rozniosłyby się na całą okolicę w góra godzinę.
  10. Pete nie odrywał wzroku od sufitu. Leżał tak, myśląc czy to wszystko co wcześniej miało miejsce nie było przypadkiem jakimś snem, w zasadzie koszmarem. W końcu nic go już nie bolało, nie brało go na wymioty. Miał małe problemy z wywnioskowaniem, gdzie aktualnie przebywał, o aktualnym czasie czy dniu nie wspominając. Powoli zaciskał pięści, próbując pozbyć się tego nieco irytującego mrowienia. Potrzebował chwili, by całe jego ciało poprawnie się uruchomiło. Nie miał pojęcia, jak długo tu leżał. Dopiero później dotarło do niego, że słyszy jakieś jęki. Właśnie te hałasy przypomniały mu, gdzie teraz był. - O rany... - Powiedział sam do siebie. Skoro czuł się o wiele, wiele lepiej niż wcześniej, oznaczało to chyba że w końcu stało się to, co miało się stać. Toteż spróbował unieść swoje ręce, chcąc im się przyjrzeć. Natomiast językiem zaczął jeździć po zębach, zaciekawiony czy wyrosły mu kły, chyba że dopiero zaczynają rosnąć.
  11. Pete nie marzył teraz o niczym innym, jak walnąć się na łóżko i dać odpocząć obolałemu ciału. - Owszem, potrzebne. Cisza i święty spokój. Prawie skonałem podczas tego cholernego dojścia tutaj. - Głos mężczyzny robił się coraz cięższy, przy czym zaczął zdecydowanie mocniej łapać oddech, niż kilka minut temu. - No a skoro nie jestem szczególnie piękny, to mam nadzieje że nikt... nieupoważniony nie postanowi przypadkiem z ciekawości tutaj zajrzeć. Przemiana w wampira to w końcu nie jest jakieś widowisko. Nie potrzeba mi tutaj gapiów.
  12. - Zaraz chwila moment - Odezwał się Pete, bardzo podejrzliwie patrząc na Patricie. - Jakim cudem piwnica to zbyt duże ryzyko... ale taki pokój już nie? To chyba bardziej prawdopodobne, że to właśnie w piwnicy raczej nikt mnie nie znajdzie, niż tutaj. Przyszły wampir zamilknął na chwilę, w nagłym i głębokim zastanowieniu. - Ty chyba nie myślisz... że zacznę tutaj pracować, co? - Zapytał bardzo poważnie.
  13. Umordowany, przyszły wampir, nawet nie czekał na pozwolenie by spocząć, już wcześniej zaczął kierować się, chociaż w zasadzie to popychać Torna naprzód, aby w końcu usiąść i odsapnąć. Już samo zetknięcie wzorku z Gerr wystarczyło, by Pete jej nie polubił. Toteż by również pokazać nieco wrogości, kierował wzrok w każdą możliwą stronę, tylko nie na nią. - A ja jako półtrup mam nieprzyjemność stwierdzić, że mogę w każdej chwili zamienić się w trupą, więc moje imię raczej nie będzie potrzebne. Może nawet nie zdąży... Pani, go zapamiętać. - Odpowiedziawszy bardzo obojętnie, odwrócił głowę, by spojrzeć z podejrzliwością na Torna. Skoro był łowcą wampirów, to jakim cudem miał czas być jeszcze szulerem? Widocznie jeszcze wiele rzeczy o nim nie wiedział... - To że jesteśmy "zmuszeni" się znosić przez tę parę dni, nie znaczy że musimy się lubić...
  14. - Rany, od kiedy ty się taki poważny zrobiłeś, hę? Przecież sobie tylko żartuję... - Odpowiedział na swoją obronę. - Nie bądź dupkiem! I mówi to ten który po pijaku cisnął po mojej matce! No ciesz się że jestem w pół żywy, bo byśmy tera walczyli! Mimo iż wędrówka na górę była zdecydowanie krótsza niż podróż do zamtuza, Pete czuł się jeszcze gorzej, niż wtedy na grzbiecie wierzchowca. Gdy dotarli na górę, sapał tak mocno, jakby zaraz miał wziąć i zdechnąć. - Rany... - Rzucił, ledwo łapiąc oddech. - Ktoś powinien stworzyć coś, w co można by było wejść i pofrunąć na górę... Gdy weszli do środka, chłopak nie odrywał wzroku od kobiety. Jeżeli to była burdelmama, był nieco zdziwiony, że nie była sukkubem. Bo to zwykle sukkuby zajmowały się prowadzeniem takich miejsc. - Nie nie, droga Pani. Prawda, mały, ale w tym przypadku to krasnolud, nie wampir. - Pete ledwo co złapał Torna za policzek i lekko nim potarmosił.
  15. - Chyba się jej nie spodobałem... - Stwierdził z przykrością. Łowca był zdumiony wyposażeniem tego zamtuza. Wszystko było takie piękne i prestiżowe. Co musiało oznaczać że tutejsze ceny musiały być naprawdę wysokie. To że zajmował się tak niebezpieczną profesją, nie znaczyło to że robił na niej wielkie pieniądze. Prawdę mówiąc to aktualnie nie miał przy sobie złamanej monety. Wszystkie pieniądze za usługi łowców wampirów przejmowała góra, i to ona tymi pieniędzmi zarządzała. Toteż każdy miał zagwarantowany sprzęt, jadło, medykamenty, acz nie było mowy by wziąć sobie parę pieniążków i przepieprzyć to na alkohol czy panie do towarzystwa. Nie oznacza to jednak, że takich prób nie było, ba, Pete nawet brał w czymś takim udział. To jak bardzo miał przesrane nawiedza go do dziś. Kiedy chłopak spojrzał na schody i wyczuł to niezadowolenie Torna, zaczął głupkowato chichotać. - Skąd to zwątpienie, kumplu? Przecież podobno każdy krasnolud ma parę w łapskach, nie? Wniesiesz mnie bez problemu, mordeczko. Przecież ważę tylko prawie sto kilo, co to tam dla ciebie...
  16. Na wieść o tym, że ten burdel nie brata się z łowcami, Pete bardzo się zawiódł. Jednakże nie na długo. Przypomniał sobie przecież że łowcy nie bratają się z nikim. Absolutnie nikim i niczym. Przy okazji, krasnoludy powinny zawodowo zajmować się odprowadzaniem ludzi. Czy to pijanych, po imprezach, czy w innym stanie niedysponowania. Mimo iż łowca z wiadomych przyczyn nie był w pełni sił, to czuł, że przy pomocy tego mocarnego kurdupla mógłby i obejść całą ziemię. Gdy drzwi otwarły się, młody chłopak poczuł, jakby właśnie miał przekroczyć bramy niebieskie. Pete mało co nie poleciał na ziemię, kiedy jego oczom ukazała się ta piękność, której ubranie było ograniczone do podniecającego minimum. Jakimś dziwnym cudem, Pete poczuł się o niebo lepiej. - Ty możesz zająć się tym alkoholem, karłowata moczymordo. - Odezwał się bardzo pewnie, próbując nawet odkleić się od krasnoluda i zrobić te kilka kroków o własnych siłach. - Ja z chęcią poczęstuję się tymi... tymi obiema krągłymi pięknościami!
  17. Przez całą podróż na grzbiecie wierzchowca, Pete jedną ręką zatykał usta. Przez te turbulencje tylko wzmagała się jego chęć zwymiotowania dalej niż widział. Z kolei zachowanie równowagi tylko przy pomocy jednej ręki nie było łatwe w tym stanie. Gdy nareszcie dotarli do celu, za co chłopak dziękował każdemu mu znanemu bóstwu, że to już koniec tego cholernego telepotania, Pete był całkiem zaskoczony... i nawet zainteresowany pomysłem krasnoluda. - Wiesz co? Twój pomysł jest lepszy od mojego. - Stwierdził, cały czas próbując dojść do siebie po tej koszmarnej przejażdżce. Jego powieki były cholernie ciężkie, wszystko go bolało, a jego żołądek wciąż rozpaczał po przyjęciu dawki tej parszywej krwi. - Szkoda że nie jestem w najlepszym stanie do użytku. Hej, Torn. Myślisz że jako łowca wampirów mogę liczyć na jakąś zniżkę czy coś? - Zapytał w pół przytomnie. Skoro już miał spędzić czas w takim interesującym miejscu, grzechem byłoby nie skorzystać z jego usług. Oczywiście gdy będzie w stanie...
  18. Wielki sławny gangster zmienia się po obejrzeniu kolorowych kabanosów? W jakim pięknym świecie byśmy żyli, gdyby każdy zwyrodnialec się zmienił po obejrzeniu mlp
  19. Pete zaczął mocno krztusić się, kiedy w końcu zdołał wypić całą krew, co zdawało się trwać wieczność. Szczęka nadal go bolała. Ten wampir miał naprawdę mocarny uścisk. - Bogowie... - Wyjęczał, gdy w jego żołądku szalał armagedon. Najchętniej zwróciłby wszystko to co wypił, lecz wtedy pożegnałby się z życiem, a tego przecież nie chciał. Dopiero po chwili łowca przypomniał sobie, że Torn zadał mu pytanie. - Norę? Przecież doskonale wiesz że jestem sierotą. Skoro u swoich nie jestem już mile widziany, to nie mam absolutnie dokąd pójść. Żadnych bliskich ani dalekich krewnych, żadnych kumpli, w końcu trzymałem się tylko z łowcami. - Pete leżał na boku, wpatrując się przed siebie, kiedy to zaczęła po głowie chodzić mu pewna myśl. - Może... może mój stary dom? Pewnie jest ruiną, ale piwnica powinna być jako tako do użytku. No a na pewno będzie w niej zupełnie ciemno. Nie! To głupie! Wampiry napadły na mój stary dom, zmieniając kompletnie moje życie, i ja mam teraz tam wrócić... jako przemieniający się wampir? Okryłbym hańbą moją rodzinę, przodków, nazwisko! Nie wiem, Torn. Weź no ty coś wymyśl.
  20. Prawdę mówić, Pete sam zdawał sobie sprawę z tego, że zasłużył sobie na takie traktowanie. W końcu nie obraża się kogoś, przed kim nie można się obronić. Chociaż w takim stanie to nie był zdolny nawet w połowie unieść ręki, a co dopiero o jakichkolwiek próbach stawienia oporu. Łowca mógł tylko czekać w cierpieniu i obrzydzeniu, aż cała paskudna zawartość kufla znajdzie się w jego żołądku. Łzy ciekły mu z oczu, które to mocno wytrzeszczył. Mógł mieć tylko nadzieję, że krew tak wypala gardło tylko w momencie przemiany w wampira, inaczej ograniczy jej picie do absolutnego minimum. Pete stronił od alkoholu, przez co jego gardło bardzo źle to znosiło. Skoro musiał to wypić, nie próbował się wiercić, ani machać głową na każdą stronę. Wykorzystał jednak resztki swoich sił, aby dłonie położyć na przedramieniu wampira, który to odciął mu dopływ powietrza i zarazem miażdżył mu szczękę. Zaczął lekko klepać w to przedramię, by ten wąsaty psychol uspokoił się troszeczkę i pozwolił mu oddychać. W końcu do przemiany nie dojdzie, jeżeli się udusi.
  21. - Takie gadanie jeszcze na kogoś działa? - Pete zawsze uważał, że wampiry potrafią tylko i wyłącznie gadać, grozić, no i błagać, kiedy to już dzieliły ich sekundy od śmierci. - Uroczego masz kumpla, Torn! - Dodał, zaraz po tym jak lekko odwrócił głowę na bok. Oddech wampira nie należał do przyjemnych. - Ten grzeczny bachor bardzo chętnie wypiłby twój specyfik, tylko jak widzisz ty wąsaty, ślepy przygłupie, jestem niezdolny do najprostszych manualnych czynności. Chociaż poczekaj. Ej Torn! Choć no tu i nakarm mnie! Nie podoba mi się obecność tego przemądrzałego chujka!
  22. Te parę godzin wystarczyło, aby niegdysiejszy rosły łowca wampirów, młody acz uzdolniony, przeobraził się w leżącą skorupę, zdolną tylko i wyłącznie do wpatrywania się w sufit. Jego usta były lekko otwarte, a zbłąkane oczy wskazywały, że ciągłe katorgi jakie przeżywał przez ten dzień wystarczyły, by jego umysł poddał się. Jeżeli wcześniej czuł nienawiść do wampirzycy za to, co mu zrobiła, tak teraz byłby w stanie zrobić i poświęcić dosłownie wszystko i wszystkich, by tylko urżnąć jej łeb i nabić na pal. Kiedy ktoś inny, mu nieznajomy przysiadł obok łóżka na którym spoczywał, oczy nowo powstającego wąpierza skierowały się w jego stronę. To było pewniejsze niż pewne, że ten wąsaty jegomość to wampir. Zaraz potem wlepił wzrok w butelkę, którą to wyjął. Na pytanie, które to owy mężczyzna zadał, usta chłopaka lekko zadrgały. Odpowiedź, którą to miał udzielić, została poprzedzona przez cichy ciągły jęk. - Pete... - W końcu słowo przeszło przez jego gardło. Zaraz potem oddech wyczerpanego zabójcy wampirów bardzo przyśpieszył. - Aha! Teraz rozumiem! Przyszedłeś dokończyć dzieła, tak? Specjalnie czekaliście tak długo, bym cierpiał po wsze czasy, byś teraz tu przyszedł i w końcu przyniósł mi wieczny odpoczynek?! No, to na co czekasz, poczwaro! Zabij mnie w końcu, to co dzisiaj przeżyłem to chyba wystarczająca odpłata za to, że mordowałem bliskie bądź dalekie ci wampiry. - Mówił jak obłąkany, próbując podnieść rękę i chwycić wampira za gardło. - Ty cholero! Jakbym był w lepszym stanie to bym wam wszystkim pokazał, co myślę o takich bladych matkojebcach jak wy!
  23. Killing Floor 1 do oddania na steam. Komu komu?
  24. - Dobra, dobra. Zjem, cokolwiek by to nie było. Tylko przestań mnie traktować jak jakiegoś małego smarka! - Rzekł, kiedy to krasnolud wrócił do pokoju. - Po co żeś wylazł? Kiedy odezwały się jego dziąsła, co było naprawdę uciążliwe, zaczął po nich jeździć palcem. Jeżeli każdy wampir musiał przechodzić przez to wszystko, to naprawdę zasłużyli na mały szacunek. - Nie masz jakiegoś gryzaka? Oszaleje zaraz z tymi zębiskami! Kiedy wyrosły mi stałe zęby, myślałem że to już wszystko za mną!
  25. - Torn, ty naiwny, śmieszny krasnalu... - Odpowiedział, kiedy krasnolud powiedział mu o "przekonywaniu przełożonych". - Jedyne na co będę mógł ich przekonać to to, by zabili mnie bezboleśnie. Przecież dobrze wiesz jak bardzo dbamy o naszą reputację. Znaczy oni dbają. Jeżeli tylko do ich uszu dotrze, że mogę zostać tym, na co polują, wyślą każdego kto będzie w stanie mnie ukatrupić. Były łowca wampirem? W życiu komuś takiemu nie pozwolą żyć! Przecież co ludzie powiedzą? I przestać do mnie mówić jakbym miał z 5 lat! Gdy tylko upragniony, ciepły kawał materiału znów wylądował na osłabionym ciele Pete'a, ten pośpiesznie okrył się nią cały, i znów odwrócił się od Torna. - Ukryć? No przecież jestem ukryty. Nikt chyba nie wie że tu jestem, oprócz ciebie, co nie?
×
×
  • Utwórz nowe...