Starzec miał rację. Jeżeli ktoś ratował się ucieczką, to na pewno był winnym. I na pewno byłoby tak samo w jego przypadku. Rennard nie miał zamiaru brać na siebie winę tych dwóch wariatek. Bądź co bądź sam z nimi walczył.
Obrócił głowę, kiedy złapała go Cass.
- Dobrze. Lepiej żeby nikt cię nie widział. Bądź ostrożna, dobrze? - Gdy skończył mówić, ściągnął z siebie jej dłoń, po czym ową dłoń ucałował.
Potem ruszył za Swainem. Schował ręce do kieszeni.
- Dobrze, nikt z mojej rodziny nie opuści Noxus. Przynajmniej na razie. Wypłacę pieniądze rodziną, których członkowie zginęli z rąk Nocturne'a, wtedy na balu. Publiczny występ mogę zrobić choćby i zaraz.
Chłopak zdał sobie sprawę, że właśnie tego dnia kończy się dla niego pewna era. Czas swobody i beztroski. To był właśnie ten czas, w którym musiał dojrzeć.
Szedł za Taktykiem, milcząc przez chwilę. Po chwili zaśmiał się pod nosem. Był to jednak bardzo przygnębiony śmiech.
- Więc to w taki sposób się dojrzewa? Wtedy, kiedy musisz na klatę przyjąć całe konsekwencje? Kiedy nie ma już nikogo, kim mógłbyś się wyręczyć? Na kogo możesz zwalić winę? - Zapytał, bardzo bez emocjonalnym głosem.