Po wypiciu kolejki, chłopak odetchnął głęboko i postukał się po klacie.
- Uch, dobre! - Rennard również wyglądał, jakby bardzo tęsknił za smakiem alkoholu. Jednak Edward wyglądał tak, jakby pił zwykłą wodę. Wziął kieliszek od brata, po czym powtórnie napełnił obydwa.
- Miałem takie małe przygody w Ionii. Byłem tam w sprawach biznesowych, oczywiście. Chociaż wydarzyło się o wiele więcej rzeczy niż myślałem. Istne szaleństwo. - Powiedział, po czym wręczył Edwardowi kieliszek.
- Pozwolisz że opowiem ci w małym skrócie. Chciałem przelecieć taką jedną dziewczynę, ale zastałem ją martwą w jej domu. Potem tłukłem się z trzema kolesiami. To była pierwsza sytuacja, gdzie prawie zdechłem. Współpracowałem z Jhinem, tym pieprzniętym artyście-mordercy, który kilka lat temu spieprzył mi zlecenie. Chyba pamiętasz. Zakumplowałem się z wielkim, potężnym gwiezdnym smokiem. Uratowałem mu życie, prawdę mówiąc. Gdyby nie ja, ten świat by już nie istniał. Poznałem też Kindred. Zabiłem Vilemawa. Dostałem solidny wpieprz od Jhina. Byłem wtedy jeszcze bliżej śmierci niż wcześniej. Na szczęście uratowała mnie jakaś syrena. Uprzedzę pytanie, nie dobierałem się do niej. Ograniczyłem swoje zapędy. Chociaż buźkę miała ładną... - Sam Rennard był zdziwiony, że w tak krótkim czasie wydarzyło się tyle rzeczy.
- No ale najlepsze zostawiłem na koniec! Oddałem swoje wspomnienia z dzieciństwa jakiemuś mistycznemu, magicznemu czemuś, które sprawiło że taki jeden czarny, latający sukinsyn stał się moim posłusznym sługą! Najlepsza oferta mojego życia.