Skocz do zawartości

Pawlex

Brony
  • Zawartość

    1057
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Pawlex

  1. Jedną z wielu cech Torna było to, że ten krasnolud naprawdę lubił podnieść głos. Jak wcześniej było to do zniesienia, tak teraz Pete myślał, że przez ten krzyk wyzionie ducha. Zatkał uszy i zacisnął zęby. - Wydrzyj się tak jeszcze raz, a będę pierwszy, który weźmie i zdechnie przez darcie mordy... - Wysyczał. Gdy tylko usłyszał o jedzeniu, chłopaka od razu zemdliło. Czuł się jakby miał w każdej chwili zamknąć oczy na zawsze, więc ostatnim o czym myślał to posiłek. - Nie! Żadnego jedzenia! - Wyjęczał, powoli próbując się poruszyć, aby tylko odzyskać tak brutalnie odebraną mu kołdrę, pod którą czuł się o wiele lepiej. Chociaż ból zarówno kości jak i mięśni skutecznie powstrzymywał go od wykonania jakiegoś bardziej żywszego ruchu. W zasadzie to jakiegokolwiek ruchu. Ledwo co ruszał rękoma. O podniesieniu się, nawet do pozycji siedzącej, nie było mowy - Zresztą, to już teraz do mojego menu wchodzi krew? Nie chcę pić krwi! Smakuje parszywie! Tak metalicznie! Ble!
  2. Człowiek nie odpowiadał przez chwilę. Jego wzrok skierowany był w sufit. Na samą myśl o tym, że przemienia się w wampira miał ochotę wrzeszczeć, tłuc, bić, kopać, miażdżyć i ciąć. Jednak przez mocne osłabienie mógł co najwyżej sobie cicho poprzeklinać, bo nawet na krzyk nie miał siły. Mimo to starał się bardzo mocno nie skupiać na tym, że powoli staje się tym, na co polował od lat. Paskudnym, bladym, krwiożerczym monstrum. - Karczma? Serio? - Zapytał, bynajmniej nie zdziwiony tym, że jego krasnoludzki przyjaciel będzie prowadził swój biznes. Jemu to w zasadzie bliżej było do kufla, niż przyrządów do eksterminacji wampirów. Bardziej dziwiło go to że tak po prostu zrezygnował, no i że został tak po prostu puszczony. Pete myślał, że jak już zostaje się łowcą wampirów, to na całe życie... które zwykle w tej profesji nie było długie. Na kolejne słowa Torna, Pete już wymusił z siebie krótki rechot. - Och, daj spokój! Że niby zostanę praworządnym wampirem, który będzie zabijać inne wampiry? Ha! Cokolwiek bym nie zrobił, jakkolwiek bym chciał udowodnić, że nie jestem zagrożeniem dla ludzi, nie mam na to najmniejszych szans. Tron, do cholery! Moim przyjaciele będą mymi wrogami, rozumiesz? Ludzie, którzy mnie przygarnęli, wychowali, nauczyli wszystkiego co umiem! Kradłbym z nimi konie, skoczyłbym w ogień. A teraz? Jedno ugryzienie, przez które moja rodzina będzie miała obowiązek skrócić mnie o głowę, i to bez ostrzeżenia. I on mi mówi że niema tego złego. No kurwa mać! - Teraz już były łowca wydusił z siebie, ledwo bo ledwo, wszystko to, co mu teraz leżało na sercu. Na psychice zrobiło mu się troszeczkę lepiej. Taką mikroskopijną troszeczkę. Odwrócił głowę w drugą stronę, po czym znów narzucił koc na siebie. Zwinął się w kokon, i raczej zapowiadało się na to, że nie prędko go opuści. - No właśnie. Jeszcze kwestia przeżycia tej cholernej przemiany. Równie dobrze mogę tu tak leżeć i zdechnąć. Zaoszczędzę wszystkim czasu!
  3. Kiedy zasłony dzielnie odparły natłok ostrego światła, Pete powoli ściągnął z twarzy materiał którym się opatulił. Zaraz jednak skrzywił się znowu, kiedy to tym razem i dźwięk postanowił zaatakować jego czułe zmysły. - Ciszej! - Wyjęczał. Nadal nie pokusił się o otwarcie oczu - Będziesz miał ze mną kłopot jak się nie zamkniesz. Łowca próbował wrócić myślami do magazynu. Pamiętał że ta wampirzyca go ugryzła, ale co potem? Jak on się tu znalazł? - Torn, krasnalu. Co się stało? Zabiłem jednego wampira, a potem ugryzł mnie drugi? Chyba mnie nie zaraził, nie? - Zapytał z nadzieją. - Nie?
  4. Pierwsze co, co Pete zrobił po przebudzeniu, to odwrócił głowę w bok, chcąc jakoś uchronić się od tego paskudnego światła. Jednak nawet to nie skutkowało, zwłaszcza że cały czas miał zamknięte oczy. Wyjęczał coś niezrozumiale, i kiedy dotarło do niego że jest czymś przykryty, miał zamiar to chwycić i naciągnąć sobie na głowę. Nie miał pojęcia co mogło stworzyć tak mocne światło, czy może miał latarnię przy samym łbie, ale jeżeli nawet pod materiałem nadal będzie mu to światło dokuczać, to raczej jest tu coś nie tak. - Zgaś... - Odezwał się znów, trochę bardziej zrozumiale. Nie miał kompletnego pojęcia czy ktokolwiek był w pobliżu, więc można powiedzieć że gadał sam do siebie. - Szlag. Gdzie ten durny wampir. Jeszcze z nią nie skończyłem...
  5. Spotkanie ze ścianą było ostatnim, o czym akurat Pete mógł marzyć. Rany, czy naprawdę ta kobita nie mogła puścić tego mimo uszu? Zwłaszcza że chłopak specjalnie ściszył głos... Całą transformację wampira łowca obejrzał bez żadnej interwencji. Powinien, mimo to pozwolił jej się zmienić bez żadnego problemu. Zresztą, chyba nie dałby rady w jakikolwiek sposób jej zaszkodzić. - Nauczkę? Wzięłaś to co miałaś. Czy naprawdę nie możesz... - Pete nie skończył, kiedy to kły wampirzycy zatopiły się w jego ramieniu. Bolało to niesamowicie. Chłopakowi starczyło jeszcze sił, aby złapać wampirzycę za włosy. Chciał ją od siebie odciągnąć, jednak po ugryzieniu siły zaczęły opuszczać go zdecydowanie za szybko. Nie ważne jak bardzo chciał, jak bardzo się wysilił, Pete nie mógł zrobić absolutnie nic, aby wyswobodzić się od niej. Uścisk na jej włosach zmalał. W zasadzie to całkowicie puścił jej włosy, by jego ręka bezwładnie spoczęła na jej ramieniu, a jego głowa oparła się o jej głowę. Łowca nie miał pojęcia czy słabł, czy konał. - Czy ty... - Wyszeptał do jej ucha. Nie zdążył jednak dokończyć, kiedy ta oderwała się od niego. Pete osunął się po ścianie, do pozycji siedzącej. Ścisnął ranę na ramieniu, i w takiej pozycji odprowadził wampirzycę wzrokiem do wyjścia. - Czy ty mnie zaraziłaś? - Zapytał, kiedy był już sam w magazynie.
  6. - Dziwka! - Wyrzucił z siebie, człapiąc pośpiesznie w miejsce gdzie wylądowała siekiera, by potem jak najszybciej opuścić to miejsce i wrócić do swoich. Będzie musiał powiedzieć co tutaj zaszło. Ten tajemniczy przedmiot, zabrany mu sprzed nosa, niezwykle go zaciekawił. No i oczywiście nie ważne jak potężny był to wampir, ta zniewaga krwi wymaga. Znajdzie sposób by i taką silną lambadziarę ubić.
  7. Uścisk tej maszkary był naprawdę mocarny. Pete ruszał palcami, by szybciej pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia. - Czekaj! - Krzyknął, nim ta zdążyła wyjść. - Co to za przedmiot, który zabrałaś od tamtego dwu miesięcznego wąpierza? Skoro bez pytania zabrałaś coś, co należało do mojej zdobyczy, czyli technicznie teraz powinno należeć do mnie, to chyba mam prawo chociaż dowiedzieć się co to takiego. - Bo oczywiście o zwrocie raczej nie było mowy.
  8. Czyli był to wampir. Co gorsza, był to naprawdę doświadczony wampir. Oznaczało to że Pete był w nieco niekorzystnej sytuacji. Nieco niekorzystnej? Głęboko w dupie. Oczywistym było, że nie ważne co spróbuje zrobić, to się nie uda. Jednakże, gdyby chciała go zabić, zabiłaby od razu po wejściu do magazynu. Może jeszcze nie nastał jego koniec. - Tacy jedni, oczywiście twojego rodzaju, zabrali mi rodzinę, przez co byłem sierotą na długo, zanim znaleźli mnie łowcy wampirów. Czemu nie ma mi sprawiać przyjemności polowanie na wampiry? Odpłacam się za wszystkie krzywdy które mi zgotowaliście. - Kiedy odparł, ledwo co powstrzymał się przed napluciem jej w pysk. Mimo ogromnie wielkiej chęci był przekonany, że to byłoby ostatnie co by zrobił. - Albo mnie teraz zabij, albo puść tą rękę. Chwila już minęła. - Dodał.
  9. Chłopak był zdumiony, że ta dziewucha z taką łatwością go rozbroiła. Dalej nie zrobił nic więcej, zwłaszcza gdy kobieta go ostrzegła. Sam nawet nie wiedział, dlaczego postanowił jej posłuchać. Zdążył tylko na chwilę dostrzec, co też ona wyciągnęła z kieszeni martwego wampira. Nie miał pojęcia do czego było jej to potrzebne, ale zdecydowanie nie zamierzał puścić jej od tak. Zwłaszcza, że tym bardzo perfidnym zignorowaniem jego osoby, poczuł się mocno urażony. Gdy kobieta zaczęła kierować się w stronę drzwi, łowcy puściły nerwy. Warknął, po czym podbiegł do niej, z zamiarem uderzenia jej w szyję łokciem.
  10. Jednym, jedynym powodem, dla którego łowca mógłby zrezygnować z ubicia wampira, to właśnie ten dym. Sakramencko śmierdział. Pete zasłonił twarz ręką i cofnął się o krok. Trzeba będzie wziąć pod uwagę załatwienia sobie jakiejś maski, bądź czegokolwiek, co uchroni przed tym paskudnym dymem. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z obecności kogoś innego, toteż kiedy został nagle odepchnięty, był bardziej niż zaskoczony. Wzdrygnął się, spodziewając się że to kolejny wampir, może towarzysz tego ukatrupionego. Pete chwilę przyglądał się, co ten ktoś robi. Nie brał pod uwagę, że ten ktoś zacznie po prostu opróżniać kieszenie wampira. Po co? Niepewność ustąpiła miejsce zdziwieniu. Chłopak nieco wyluzował i wyprostował się. Poczekał jeszcze chwilę, liczył że może ten ktoś w końcu raczy się odezwać i powiedzieć czego chce. Na to się jednak nie zapowiadało. Nie wykluczał jednak opcji, że to mógł być wampir. Postanowił do podbródka tego gościa przyłożyć nienaostrzoną część siekiery, i lekko unieść ją w górę, by przyjrzeć się twarzy. Jeżeli był to wampir, to sam dotyk osrebrzonego materiału będzie ją parzyć, a wtedy będzie musiał szybko pozbawić tego kogoś łba.
  11. Pete czuł się nieco zawiedziony. Naprawdę liczył chociaż na najmniejsze próby stawiania oporu. Ten wampir musiał być naprawdę bardzo młody, skoro był aż tak niedoświadczony. Nim jednak wykonał kolejny atak, postanowił na chwilę przystopować. Zawiesił swój wzrok na tej smutnej karykaturze wampira. Wyglądał gorzej niż źle. Gdyby wszystkie wampiry były takie jak on, dzisiaj istniały by już tylko w księgach. - Spójrz na siebie. Jesteś chyba najbardziej beznadziejnym wampirem, na jakiego kiedykolwiek się natknąłem. - Łowca podszedł do wystraszonego potwora, po czym nadepnął mu na łydkę. Tę ostatnią łydkę. Potem znów uniósł siekierę nad swoją głowę, by powtórzyć te mocarne uderzenie. - Pewnie nawet inni twego zawszonego gatunku się tobą brzydzą. - Dodał z nieukrywanym obrzydzeniem w głosie, gotowy zadać ostateczny cios.
  12. Gdy rozległ się huk upadających skrzyń, Pete błyskawicznie odwrócił się w tamtym kierunku. Ręce z bronią wyciągnął przed siebie, na wypadek jakby wampir miał się na niego rzucić. Co ciekawe, nie rzucił się, co było zmarnowaną okazją na podstępne zlikwidowanie łowcy. Czyli wampir, cholerny amator. Jeżeli wampir chciał wywrzeć na łowcy jakieś wrażenie, to w ogóle mu się nie udało. W zasadzie, widok rannego potwora, rozpaczliwie próbujący pokazać swą dominację, tylko dodawał pewności siebie. Chłopak wyprostował się i oparł siekierę o ramię. - Ta, pięciu typa sama z siebie krew spuściła. - Odparł, racząc wampira krzywym uśmieszkiem. Tutaj też postanowił przerwać jakikolwiek dalszy dialog z tym ścierwem. Uniósł broń, po czym szybkim doskokiem zamierzał unieszkodliwić wampira, mocarnym uderzeniem znad głowy.
  13. Osoba, odpowiedzialna za obrażenia wampira, szła wolnym acz stanowczym krokiem po śladach krwi, które to potwór za sobą zostawiał. Krew tych poczwar miała zdecydowanie specyficzną woń, toteż młody łowca wampirów mógł kierować się samym węchem, by i tak znaleźć swój cel. Tak więc ślady zaprowadziły go do magazynu. Same uchylone drzwi dawały znak, że monstrum jest w środku, co też oznaczało że mógł się gdzieś zaczaić. Jednakże był ranny i z tego co Pete'owi udało się dostrzec, raczej młody, toteż nie powinien być tak silny jak jego starsi pobratymcy. Mimo to łowca nie zdecydował się na zdecydowane, pewne wkroczenie do środka. Tak zawsze robili pewni siebie amatorzy, tylko po to by zaraz dać się zabić niespodziewanym atakiem. Łowca uzbrojony był w siekierę. Zwyczajną, prostą siekierę. Jedyna różnica to taka, że ten egzemplarz posiadał posrebrzone ostrze, aby taki wampir poczuł ze stokroć razy mocniej. Nie było to jednak standardowe wyposażenie, jakiego używali jego współtowarzysze. Prawdę mówiąc, nie była to nawet preferowana broń chłopaka. Ta siekiera była pierwszym tym, co akurat dorwał w swoje ręce, a samo ostrze pokrył warstwą ciekłego srebra w międzyczasie. Skoro wysłano go tutaj w pojedynkę, znaczyło to że wampir który tu się panoszył nie był raczej wielkim wyzwaniem, toteż Pete nawet nie chciało się taszczyć całego wyposażenia, które to było wpisane w regulamin. Wiadomo, walić regulamin. Pete stanął przy wrotach, po czym przyłożył do nich czubek siekiery i pchnął, otwierając je. Zawsze warto sprawdzić czy nikt nie stał obok drzwi. Taktyka stara jak świat, i już raczej bezużyteczna. No, nie licząc wspomnianych dziarskich kozaków, którzy wchodzą na hura i jeszcze szybciej giną. - Ciemno... - Wymamrotał do siebie, powoli wchodząc do środka. W grę zawsze wchodziło zabarykadowanie drzwi i puszczenie magazynu z dymem. To jednak zrobiłoby więcej złego niż dobrego. Nie mając przy sobie żadnego źródła światła, łowca zaczął powoli rozglądać się po całym otoczeniu, mając nadzieję że gdzieś wyłapie chociaż świecące oczy wampira, które jak wiadomo, świecą się jak jak psu jajca.
  14. - Rozumiem, rozumiem. Taki upadek faktycznie jest w stanie nieco uszkodzić pamięć - Stwierdził szlachcic, jeszcze raz kierując wzrok ku niebu, a potem na krater. Na pytanie jegomościa o kierunek do drzwi wejściowych, Claudio otworzył usta, a potem powoli je przymknął. Zdał sobie sprawę, że przez tak długie siedzenie w domu, prawdopodobnie mógł zapomnieć jak w ogóle się do niego wchodziło... - Cóż... chyba tam, jakoś - Uniósł niepewnie rękę. - Potem pan tam skręci w prawo, no i pójdzie dalej... i chyba będzie tam wyjście. Niech... niech pan idzie! Spotkamy się przy wejściu - Dodał z nerwowym uśmieszkiem, po czym odstąpił od krawędzi. - Joe! Zostań tutaj i nadzoruj łatanie tej ściany. Ja idę po naszego gościa. Paniczu Harper, idzie pan ze mną! - Helms poinstruował ptasznika, po czym złapał Harpera i usadził go na swoim ramieniu. Kiedy arystokrata oddalił się na parę kroków, nieco dyskretnie przechylił głowę. - Dobrze go pokierowałem, prawda? Tam chyba było wejście... nie? - Zapytał szeptem.
  15. - Ktoś, kto właśnie spadł z nieba, i gruchnął z takim impetem w ziemie ma prawo lekko zwariować, nie uważasz? - Claudio przechylił głowę na bok, aby wyszeptać do Joe. - Nie nie nie, miłościwy panie! Nie musi pan zawracać sobie głowy naprawami. Szczerze powiedziawszy, taki krater znajdzie zastosowanie. Ścianę natomiast załatamy, bez obaw! - Kimkolwiek był ten ktoś, wyglądał na takiego, który wie co to maniery. To był dobry znak. Zawsze mógłby być jakimś potworem, który zamiast rozmowy wybrałby natychmiastowy atak. - Cóż... może dołączy pan do mnie, na górze? Opowie mi pan, co też sobie pan zaplanował, dlaczego spadł pan z nieba, i jeżeli oczywiście wolno mi będzie zapytać, czym pan jest. Człowiek nie mógłby przeżyć takiego upadku. Krasnolud zresztą też. Wampir, elf... pająk. - Claudio zaczął tak wymieniać, dopóki nie spostrzegł, że na krawędzi zebrał się cały tłum małych gapiów. - A cóż że to! Ciekawość pierwszy stopień do piekła! Sio mi stąd! Zabrać się za łatanie tych zniszczeń! - Rozkazał, po czym ruchem ręki zepchnął parę pajęczaków z desek. - Proszę o wybaczenie, te maluchy czasami nie potrafią się zachować. A propos, jak mam się do pana zwracać?
  16. Bennington, co ty odjebałeś?

    1. Zexel

      Zexel

      Zapytam go jak będę po drugiej stronie

    2. Lemi

      Lemi

      Raczej dlaczego odjebałeś, smutek bardzo

  17. - Co? Nie! - Claudio również wyjrzał poza krawędź, zaciekawiony co to też mogło narobić tyle szkód. Był bardziej niż zaskoczony, kiedy to coś na dole zaczynało przypominać człowieka. Może nie człowieka, ale chociaż człekokształtną istotę. - Żadnych burd! Nieuzasadnione wtargnięcie czy uzasadnione, wydaje mi się że nie zrobił tego specjalnie. W końcu... - Mężczyzna powoli skierował wzrok ku niebu. - W końcu spadł stamtąd... tam, z kosmosu. Wampir potem spojrzał najpierw na Joe, potem na Harpera, a potem na kogokolwiek innego, z jego pajęczej rodziny. - No co? Z kosmosu, nie z żadnego nieba. Anioły nie istnieją. Dorośnijcie w końcu! Po chwili wahania, Claudio postanowił usiąść przy krawędzi, i spróbować porozumieć się z tym kimś... bądź czymś. - Przepraszam? Halo! - Odezwał się, tym razem korzystając z ogólnie znanego języka. Nawet jeżeli ktoś mógł przeżyć upadek z kosmosu, to i tak był mały procent na to, że znał mowę pająków. - Ogólnie to preferuję kiedy goście pukają do drzwi, a nie spadają z nieba, ale chyba nie sądzę, byś zrobił to specjalnie, nieznajomy. Potrzebujesz pomocy? - Zapytał. Prawdę mówiąc, wampir nie miał pojęcia czy ten ktoś go rozumie. Po takim upadku mógł być mocno ogłuszony, bądź zwyczajnie na świecie posługiwał się jakąś inną mową.
  18. - Szlag!! - Wampir krzyknął spanikowany, kiedy rozległ się potężny huk, a cały budynek zaczął się trząść. Claudio złapał za podłokietniki i przywarł do fotela jeszcze mocniej. Takiego obrotu sprawy w życiu by się nie spodziewał. - Moja ściana! Cóż tu się wyprawia, na bogów? - Jeżeli wcześniej arystokracie nie chciało się wstać z siedzenia, tak teraz prawie że z niego wystrzelił. - Chodź, Joe! Idziemy to sprawdzić! - Dodał, po czym złapał ptasznika i posadził go na swojej głowie. Claudio wyciągnął pistolet ze swojego pasa, po czym ostrożnymi krokami, z kołatającym sercem, zaczął kroczyć ku zawalonej ścianie. - Sir Harper! Jeżeli to był wasz pomysł, bym się ruszył z miejsca... to udało się wam! Naprawdę! - Krzyknął zirytowany. Przecież zburzenie całej ściany było doprawdy przesadą! I teraz jeszcze to światło słoneczne, która wypełniała całe pomieszczenie. Claudio wcale nie tęsknił za słońcem.
  19. - Dlaczego jesteś pusta, skoro mogłabyś być pełna... - Wymamrotał Pan włości, trzymając pustą butelkę po winie przed sobą. Cykl dnia Claudio był złożony głównie z dwóch rzeczy. Rozmyślania, i picia wina. Czasami dochodziła również trzecia opcja. Rzadko, ale dochodziła. Było to zejście do piwniczki po więcej butelek. I niestety zapowiadało się, że wampir będzie musiał po raz kolejny wysilić się na tą męczącą podróż. Przy fotelu na którym siedział stało i leżało kilka takich samych sztuk butelek, pokryte pajęczyną, wszystkie dokładnie osuszone. Niestety, Helms miał wielki problem, który próbował rozwiązać, filozofując. Był to problem typu "Chce się pić, nie chce się iść po więcej". Z całego zamyślenia wybił go znajomy, pajęczy głos. Claudio spojrzał na podłokietnik, po czym uśmiechnął się i odstawił butelkę na ziemie. - Ach, Sir Harper! Witaj, przyjacielu - Odpowiedział w języku tych stworzeń. Zabawne, nigdy się go nie uczył, nawet nie wiedział o jego istnieniu. Aż tu nagle zasnął, obudził się, i znał go perfekcyjnie. Szlachcic uważnie wysłuchał słowa Harpera. - Wyjść? Zawrzeć przyjaźnie? Nie, nie, nie. To się nie uda, druhu. Większość ludzi i nieludzi boi się już samych wampirów, ale takiego czegoś jak ja to jeszcze w życiu nie widzieli! Większość to arachnofoby, gdyby ktoś zobaczył, jakby chociaż i najmniejszy pająk wyszedłby mi z ust, uciekłby najdalej jak mógł. Albo kazali spalić, powiesić, kołek w serce, obrzucili czosnkiem. Rozumiesz. Poza tym tak wygodnie mi się teraz siedzi... Helms złapał za koniuszek lewego palca wskazującego, i zaczął wyciągać z niego pajęczą nić. Kiedy była odpowiedniej długości, użył jej do wyczyszczenia zębów. Był to naprawdę świetny sposób o dbanie higieny jamy ustnej. - Może i trochę mi brakuje starego życia, ale teraz specjalnie nie narzekam. No i jak to chudy? Jak to wynędzniały? - Zapytał, a jego wzrok powędrował na swoją klatkę piersiową. Jednocześnie stukał w nią palcem, za każdym razem zostawiając na niej trochę pajęczej nici. - Przecież jestem na najlepszej diecie, jaką wymyślono! Na winogronowej! Tylko w płynnej postaci.
  20. Pawlex

    Daj swoje foto :P

    Lepiej uważaj @WilczeK bo Siper cię dojedzie.
  21. Pawlex

    Cyberpunk 2077

    Dobra, to chyba jednak nie ma nic wspólnego z reklamą. http://polter.pl/gry/Prokuratura-potwierdza-zawiadomienie-studia-RED-w80259
  22. Pawlex

    Cyberpunk 2077

    Tak właśnie.
  23. Pawlex

    Cyberpunk 2077

    Z tego co pamiętam to z Wiedźminem była podobna sytuacja. Chwyt marketingowy, nie ma się co podniecać.
  24. Pawlex

    Ostatnie Pożegnanie

    I kolejny temat, w którym to Uzi usilnie próbuje ogłosić światu, że jest niczym więcej jak nic nie wartym śmieciem. Gratulacje chłopie, jesteś w czołówce największych idiotów, jacy gościli na tym forume.
  25. Plan ataku III Rzeszy Na Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich nazwał się planem Barbarossa, który ginie ratując swoją córkę Carinę Smyth.

×
×
  • Utwórz nowe...