kapi Napisano Marzec 1, 2015 Share Napisano Marzec 1, 2015 (edytowany) Pierwsza runda turnieju odbywała się na podstawowej arenie. Organizatorzy najpewniej nie chcieli nikomu dawać lepszych kart na początek. Sama zaś arena była prosta. Wysoki kamienny mur otaczał długi na kilkadziesiąt metrów plac pokryty ubitą od licznych walk ziemią. Arena nie miała dachu, więc prócz naturalnego, dodano też magiczne oświetlenie, by walka była doskonale widoczna dla widzów. Ci zaś oddzieleni byli, jak zawsze, silnym polem antymagicznbym od toczących się starć. Witamy w I rundzie II Edycji Turnieju Magicznych Pojedynków! Dzisiaj stają przeciwko sobie Scyfer i Zmara. Niech Wasze czary dadzą publice powody do wiwatu, niech Wasze babeczki zawsze będą smaczne, niech Wasze moce pokarzą nam potęgę,a to wspaniałe starcie niech emanuje dobrą zabawą. Zatem powodzenia magowie Edytowano Luty 4, 2016 przez Hoffman Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Poranny Kapitan Scyfer Napisano Marzec 4, 2015 Share Napisano Marzec 4, 2015 (edytowany) Od kiedy dzikim zrządzeniem losu udało mu się odkryć i dołączyć do starożytnego zakonu Łowców Abstynentów, Scyfer nareszcie mógł powiedzieć, że jego kariera zawodowa nabrała wyrazistości, celu, a nade wszystko tempa. To ostatnie należało też traktować jak najbardziej dosłownie - chudy jak tyka okularnik zbliżał się do bram areny w niebagatelnym tempie stu trzydziestu dwóch kilometrów na godzinę. Wiatr nieskrępowanej wolności buszował w jego bujnej, rozczochranej grzywie, zapięty jedynie na najwyższy guzik płaszcz łopotał jak szalony, a stary, zdobyczny Harley Davidson model-cholera-wie-jaki-nie-znam-się-na-tym wyciskał z siebie siódme poty, warcząc przy tym jak wielki metalowy potwór. Scyfer i Harley, choć dobrzy kumple, znali się od niedawna, przez co czasem jeszcze dochodziło między nimi do drobnych nieporozumień - a to Scyfer pomylił gaz z hamulcem, a to Harley błędnie uznawał, że lekkie spowolnienie to sygnał do wygaszenia silnika. Na szczęście jednak dzisiaj, w tym bardzo szczególnym dniu, działali w jednym rytmie, jak zespolony, organiczno-mechaniczny twór. Wrota areny zbliżały się coraz szybciej. Nie zwalniając, Scyfer jedną ręką sięgnął za pazuchę płaszcza, dobywając stamtąd dużą, zieloną butelkę z namalowanym na etykiecie drzewem. Odkorkował butelkę przy użyciu zębów, ale nie upił ani troszeczkę. Zamiast tego oblizał w skupieniu usta, modląc się w duchu, by i tak mocno już eksploatowany motocykl zechciał kooperować z następnym zaklęciem. Jego okulary w kościanych oprawkach zabłysły przez chwilę, koła motocyklu skrzesały nagle grad błękitnych iskier i gwałtownie oderwały się od ziemi. Trzystukilowa bestia wyskoczyła z zawrotną prędkością na olbrzymią wysokość, Scyfer majestatycznie przefrunął kilka metrów nad areną, przechylając butelkę w dół, tak, by strumień ciemnozielonej cieczy rozlał się po ziemi. Kilka sekund lotu skończyło się gwałtownym pikowaniem. Harley zderzył się z podłożem przy akompaniamencie głośnego huku, ale bez szkody dla nikogo, zataczając jeszcze z piskiem opon efektowny półokrąg. Tak też Scyfer stanął na środku areny, lekko przechylony, z jedną obutą w niezastąpione abibasy stopą opartą o podłoże. Wysoki był jak cholera, chudy jak nieszczęście, włochaty jak menel. Wygładził króciutką bródkę i skromne pejsy, poprawił czarny trikorn - oznakę jego rangi i godności, a butelkę cisnął za siebie, gdzie tymczasem rozlana uprzednio ciecz zaczynała bulgotać i zwijać się w abstrakcyjne, powykręcane kształty. - Siema - powiedział Scyfer. - Wrum, wrum - powiedział Harley. Edytowano Marzec 5, 2015 przez Poranny Kapitan Scyfer Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Zmara Napisano Marzec 9, 2015 Share Napisano Marzec 9, 2015 Spokojnie przypatrując się poczynaniom swojego oponenta, młodzieniec stał w zacienionym, aczkolwiek otwartym na oścież wejściu na arenę. Znajdowało się, jak logika nakazuje, naprzeciw wejścia jego rywala, który okazał się dość przebojowym, aczkolwiek dorastającym mu do poziomu głowy, przeciwnikowi. Było to znaczące, bowiem chłopakowi rzadko przytrafiało się spotykać, a co dopiero walczyć z kimś swojego wzrostu. A może tylko wydawał się taki wysoki. W sumie to zawsze miał problemy z szacowaniem odległości, przez co niejednokrotnie musiał pomagać sobie za pomocą drobnego zaklęcia, które szybko mu to przeliczy. „Naleciałości po wadzie wzroku…” Tłumaczył się w myślach, przed kimś, kto nawet nie występuje w fabule. Więcej nawet! Jest zwykłym tekstem, który jednak, pomimo wszelkich niedogodności, trwa przy nim i opisuje każde zdarzenie z jego niecodziennego ży… „Przestaniesz?” Phi! Nigdy niezrozumiany! „Czy On aby na pewno nie pomylił tego zacnego przybytku ze sklepem monopolowym..?” Nie musisz od razu się z niego naśmiewać… „No przepraszam, przecież wiesz, że to niepoważnie…” Denerwujesz się, co? „Jak diabli…” To może się w końcu ruszysz? „Tiaaaa…” Wolnym krokiem ruszył w stronę środka placu. Idąc tak, nie miał zamiaru przestać obserwować rywala, który zdążył już poczynić pierwsze, miałoby się zdawać, przygotowania w tymże, jakże pięknym pomimo swej funkcji, miejscu. Sięgnął za połę płaszcza i wyjął dwie zielone butelki, które zdawały się zawierać jakiś gęsty, ale nadal płyn. Obie były porządnie zakorkowane. Stojąc już w pewnej odległości, która wydała mu się odpowiednią. Wydała to dobre słowo, ponieważ jak już było wspomniane… „Nie zaczynaj znowu… Przez Ciebie jestem zrezygnowany już przed samą walką…” Przepraszam… Serio się o Ciebie martwię. Ostatnio wydajesz się inny… „Nie masz o co.” Pomyślał ze szczerym uśmiechem, który niczym broń, wycelował w stronę motocyklisty. -Witaj! Jeśli nie masz nic przeciwko, pozwolisz, że łyknę sobie przed rozpoczęciem naszego starcia, coby się trochę odstresować? Jeżeli nie omieszkasz mi się zaufać, choć na tą krótką chwilę, z przyjemnością się podzielę. – Wypowiadając ostatnie słowa ochoczo pomachał butelkami, które trzymał między palcami lewej dłoni. ____________________________________________________________ Niżej zamieszczam opis wyglądu. Przepraszam, że nie zamieszczam go w tym poście, który zresztą pojawia się bardzo późno (mam Nadzieję, że nie za późno...), ponieważ ten tydzień nie umilał mi życia zbyt dużą ilością wolnego Czasu. Bardzo przepraszam za niedogodności. Każdy nudny wstęp kiedyś się kończy. Ten kończy się tu. Przybyły gość wyglądał na nastolatka, któremu minęło nie więcej, niż dziewiętnaście wiosen, choć wysokim był i nie dasz mu mniej, niż dwadzieścia. Ubrany był w ciemne, pewnie niegdyś wyjściowe, spodnie, które ładnie się zgrywały z wypastowanym, wyjściowym obuwiem. Górna część garderoby składała się z wyjściowej, czarnej koszulki z tajemnymi runami nań naniesionymi, które zdawały się układać w kształt: =^.^= Tylko nieliczni (i czytający ten post) dowiedzą się, że znaczy on… Przygotujcie się… KOT! Dokładnie tak. Znajdowały się one na plecach, które krył płaszcz, więc i tak ich nie zobaczysz, póki go nie zdejmie. Płaszcz nie miał określonego koloru. Raz był czarny, raz czerwony, tudzież amarantowy czy przechodzący w purpurę. Jego końce zdawały się… Płonąć? Szarpać? Któż to wie, skoro sam jego posiadacz nie potrafi tego zdefiniować. Najważniejsze, że się nie rozpada na amen. Sięgał chłopcu aż po kostki, więc wymienione wcześniej spodnie też nie były dla Ciebie, drogi czytelniku, widoczne. Peszek. Wysoki kołnierz, lekko opadał na szyję. Cały odchudzał go niemiłosiernie, anoreksja to mało powiedziane. Na szczęście już go na sobie nie ma. Zarzucił go sobie na ramię, ukazując wcześniej wymienione i opisane części garderoby. Wspomniałem, że ta koszulka była z krótkim rękawem? Nie? No trudno, może potem to poprawię. Wracając. Szyję zdobił mu srebrny wisiorek, na którym znajdowała się jakaś runa, której i tak nikt nie zauważy, ponieważ znajduje się pod kilkukrotnie wspomnianą koszulką. Na lewej dłoni widniała czerwona nitka, pewnie mająca chronić jej Pana przed klątwami, urokami i brzydkimi dziewojami. Była też tam druga, bardziej kunsztowna, trochę szersza i bardziej pomarańczowa opaska, na której znajdowało się logo gry „League of Legends” obok którego widniał taki sam, czarny napis, oraz tajemniczy skrót ADC w kolorze żółtym. Kto wie, jakie diabelskie zaklęcia okalają ten przedmiot… „Długo jeszcze..?” Nie przerywaj twórcy!„Ehh…” Przejdźmy do najważniejszego! Twarz bohatera nie emanowała urodą, choć miał swój urok i jak najbardziej mógł się spodobać wielu nadobnym Paniom, jak i tym mniej nadobnym… Ogolony (czyt. bez zarostu), umyty. Cud miód. Z daleka kolor jego oczu pewnie będzie zielony, lecz z bliska… Pal licho wie. Zmienny kolor tęczówek bywa kłopotliwy, zwłaszcza przy sprawdzaniu dowodu, którego ten zresztą jeszcze nie posiada. „Ty też nie…” Ćśśśś… Włosy… Starał się. „Wyjściowe” uczesane, długie włosy, upięte z tyłu w wysoką kitę. Grzywka lekko zasłaniała lewe oko. Ich brązowy kolor pewnie…”Czarny!” Khem! „…” Jak już nie-mówiem. Ich brąz-czarny-owy kolor pewnie nie zwracał zbytniej uwagi. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Poranny Kapitan Scyfer Napisano Marzec 16, 2015 Share Napisano Marzec 16, 2015 (edytowany) Wyglądało na to, że plotki - jak to plotki - nie nosiły w sobie prawdy i przeciwnik Scyfera wcale nie był abstynentem. To nieco komplikowało sytuację, bowiem kodeks honorowy Łowców Abstynentów zabraniał używania przeciwko pijącym oponentom jednej z sześciu nauczanych przez Zakon szkół magii, z absolutnie niewiadomych przyczyn zwanych “Bełkotami”. Niestety był to akurat ulubiony Bełkot Scyfera, ale miał jeszcze do dyspozycji pozostałych pięć, nie wspominając o wszystkich czarach, których nauczył się wcześniej. Ale, ale - bynajmniej nie był z tego powodu zły, była to przecież okazja, by się napić. Szybko rozważył wszystkie za i przeciw: z jednej strony zawartość butelek była mu nieznana, a mogła to być trucizna, kwas lub nawet = wzdrygnął się lekko na samą myśl - piwo bezalkoholowe. Z drugiej jednak cokolwiek to było, długi i wyczerpujący trening w ukrytej górskiej twierdzy Zakonu uczynił jego organy wewnętrzne, wątrobę zwłaszcza, nieprzeciętnie odpornymi. “Co o tym myślisz, Harley?” - rzucił w myślach. Odpowiedział mu głęboki, poważny i jakby nieco metaliczny głos rezonujący w miękkiej membranie jego świadomości. “Jest za darmo”. Scyfer skinął lekko głową. Nie pierwszy raz słowa jego towarzysza nosiły znaki czystej, nieskrępowanej mądrości. - Bardzo chętnie - odparł wreszcie w stronę Zmary, ochoczo wyciągając rękę, by złapać trunek - wypijmy i następny ruch twój, bo ja zdążyłem się już tutaj nieco, hehe, rozsadzić. Jedziem z tym śledziem - zakończył ulubionym powiedzonkiem swojego mistrza, admirała Zakonu, górala z ponad stuletnim doświadczeniem w zwalczaniu wszelkich objawów nadmiernej trzeźwości. Tymczasem mikstura, którą rozlał kilka chwil temu, znacznie powiększyła swoją objętość. W niczym nie przypominała już cieczy - pełzała po arenie za i wokół Scyfera, przywodząc na myśl setki zielonych, rozrastających się w szalonym tempie korzeni. Edytowano Marzec 16, 2015 przez Poranny Kapitan Scyfer Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Zmara Napisano Marzec 16, 2015 Share Napisano Marzec 16, 2015 „No, przynajmniej walczę z kimś uprzejmym.” I nie bojącym się głupiej butelki z piwem… „No dokładnie.” Pomyślał z radością wymalowaną na ustach, która całkowicie wymazała mu jego poprzedni humor z głowy. Podał nowo poznanemu Paniczowi butelkę, która znajdowała się bliżej Motocyklisty, drugą zaś złapał sprawnie palcami i otworzył, korek zatrzymując w zaciśniętej dłoni. Czekając, aż jego przeciwnik uczyni podobną rzecz, zaczął mówić: -Mam Nadzieję, że trunek będzie Panu odpowiadał. Sam napiję się swojego ulubionego napitku, jeśli Pan pozwoli. Zawiera dokładnie taką samą ilość alkoholu, przecież moim zamiarem nie jest Pana upić… - tutaj uśmiechnął się szerzej. „Jakby się dało…” Przeszło chłopakowi przez myśl. – Ale gdzie moje maniery! Przepraszam najmocniej. Nazywam się Adrian i niezmiernie miło mi Pana poznać, Panie… Wypowiadając ostatnie, dość przeciągnięte słowo, wystawił butelkę przed siebie, w geście życzliwego „stuknięcia się” trunkami, który to znany był już wikingom, którzy uderzali kuflami, które miały wyrzucić z siebie napitek, który miał trafić do pozostałych kufli, który, gdyby któryś był zatruty, zatrułby i pozostałe, które byłyby… „Ej, a znasz taką fajną książkę?” Jaką? „Zapytał z zaciekawieniem – nikt.” Ha. Ha. Bardzo śmieszne. Jaką książkę znowu? „Leksykon języka Polskiego.” A na co mi? „Widziałeś Ty kiedyś takie zdanie?” Hej, przecież miało być zabawne. „Takie zabawne, że publiczność obrzuci całą naszą trójkę słownikami…” Pewnie tak, heh… -Miło mi. – powiedział, wyrwany z nieistniejącego monologu, samemu nie wiedząc, czy Poranny Kapitan Scyfer odpow… Ups… „Nie możesz robić takich rzeczy! Ta roczna przerwa od pisania wyprała Ci mózg?” No… Przepraszam. Każdemu zdarzają się pomyłki. „No tak, niech Nas jeszcze o czytanie w myślach oskarżą.” – Co do mojego przygotowania, to chyba skończyłem… Nie mam większego planu na to, co zrobić, więc mogę uznać, że skończyłem. Jak wypijemy, to możemy zacząć! – Poziom, na którym znajdowała się jego wypowiedź albo świadczyła, że nadal się denerwuje lub cofnięcie się kilka poziomów w rozwoju. „Też Cię Kocham…” Sam zacząłeś. „”Powiedziałby” Narrator z droczącym się uśmiechem na twarzy, gdyby jakąś miał.” Wrr… Głupkowato przymknął oczy, w których na moment pojawił się Tajemniczy Błysk, a wolną ręką podrapał się po głowie. Tajemniczy Błysk mógł oznaczać cokolwiek. Cwany blef, chytry plan, a nawet fakt, że nasz drogi Adrian naprawdę nie ma pojęcia, co robi… Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Hoffman Napisano Marzec 20, 2015 Share Napisano Marzec 20, 2015 GONG! Aw... I znowuż... Minimalna liczba postów na uczestnika w danym pojedynku wynosi trzy posty. Jeżeli nie zostanie ona osiągnięta, wówczas zwycięzcą jest ten, kto odpisał jako ostatni. W związku z powyższym, nie pozostaje mi nic innego, jak zakończyć pojedynek, ogłaszając jednocześnie Zmarę, jako zwycięzcę! To do niego należało ostatnie słowo, to on jako ostatni podjął akcję. Szkoda, szkoda, liczyłem na więcej zaklęć, więcej efektów specjalnych, więcej akcji, więcej klimatu i ogólnie, wszystkiego. A zatem, gratuluję zwycięzcy, jak również jego przeciwnikowi! Liczymy na Wasz szybki powrót. Jeden pokaże się znów, w nadchodzącej rundzie drugiej, to pewne. Ale czy prędko w szranki stanie drugi? Tylko czas to pokaże... Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Recommended Posts