Skocz do zawartości

Kromlech[oneshot][sad][fantasy][dark]


Cahan

Recommended Posts

Witajcie!

 

Oto mój kolejny fanfik, pisany na Gradobicie. Wówczas ostro zepsułam, teraz naprawiłam i rozwinęłam zagadnienie.

 

Opowiadanie należy do serii o pogańskich kucach, do której należą też:

1. Kwiat Paproci

2. Everyday a Little Death

3. Przekleństwo Lasair

 

Ciężko mi napisać jakiś wstęp do dzieła, więc łapcie linka i czytajcie: https://docs.google.com/document/d/1xr4qWNm0xb1HNqtTLbxdrLAMqp9KcwWJ4mDpL2ZjNBc/edit

Edytowano przez Cahan
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Trzeci z kolei fan... zaraz, zaraz, nikt jeszcze nie skomentował? No jak tak można, no.

 

Kolejny dobry tekst z cyklu. Styl i warsztat poprawiają się, treść pozostaje bez zmian - krótka, refleksyjna, klimatyczna. Po raz drugi mowa o przemijaniu - tym razem jednak nasza bohaterka staje na samym końcu swojej drogi i spogląda śmierci prosto w oczy, dosłownie i w przenośni.

Gdybym miała wymienić wady... po raz kolejny trafiłam na kilka zdań, którym (moim zdaniem) przydałoby się odrobinę szlifu - tu połączyć, tam wydłużyć, zamienić kolejność słów, tego typu drobiazgi. Mam też drobne zastrzeżenia wobec samego zakończenia fika.

Spoiler

Los Isleen jest odrobinę zbyt... niejasny. Czy powróciła do życia? Zmieniła się w zjawę, chociaż jej czas dobiegł końca i odeszła bez żalu, akceptując swój los? Czy zaświaty w tym uniwersum są "szczęśliwszym" odbiciem świata żywych i w chacie czekał na nią jednorożec-czarodziej z "Kwiatu Paproci"?

Czytelnik może co prawda wywnioskować, co czekało kapłankę po spotkaniu z Boginią, mam jednak wrażenie, że przydałoby się coś, co nakierowałoby na bardziej jednoznaczne wnioski.

 

Polecam, Milfin Fronczewski.

 

EDIT:

Dzięki za wyjaśnienie. W pierwszej chwili doznałam uczucia znanego w krajach anglosaskich jako "łot da fuk", a na właściwy trop wpadłam dopiero przy pisaniu komentarza.

Edytowano przez Ylthin Maruda
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny tekst, podtrzymujący świetny poziom poprzednich dwóch, ale nie do końca. Niestety ten i następny, w moim odczuciu są słabsze, przez wzgląd na niektóre sceny. Po kolei.

Większość tekstu trzyma klimat i nie miałem najmniejszego problemu w "wejście" w skórę klaczy wędrującej po, tak dobrze jej znanym, miejscu dawnego pogromu. Ponownie opowiadanie ma bardzo dobry klimat, a opis miejsca, w którym się rozgrywa jest wykonany świetnie. Nie będę się rozpływał nad plusami, wspomnę jednak, że czuć w tym opowiadaniu smutek głównej bohaterki, ale jest to taki raczej nostalgiczny smutek osoby pogodzonej z losem. Czytanie kolejnych opisowych akapitów, to czysta przyjemność była :) 

Przejdę teraz do tego, co w tekście mi się nie spodobało.

Bezmyślna przemoc, charakteryzująca wszystkie koniowate (nie tak, że to mi się nie podoba, ale zastanawia mnie). Czy koniowate są agresywnymi stworzeniami, czy jest to oczywista aluzja względem ludzkości?

Tak naprawdę nie spodobał mi się w tym tekście fragment, opisujący pośmiertną krainę, do której trafiła bohaterka. Dużo lepiej by to wyglądało, gdyby czytelnik nie wiedział, co się z nią stało. Może scena, w której zaciekawieni wieśniacy przychodzą po burzy na wzgórze, zobaczyć miejsce, w które biły pioruny, a tam znajdują martwe, zwęglone zwłoki. Albo coś innego, ale nie taka. Zepsuła mi odbiór tego opowiadania niestety.

Druga scena, która akuratnie mnie rozbawiła, to apokaliptyczna wizja bogini. Jakoś tak nie na miejscu mi się wydawała.

 

Opowiadanie polecam, szkoda tylko, że końcówka pozbawia go częściowo klimatu.

Pozdrawiam :giggle:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

godzinę temu Arkane Whisper napisał:

Czy koniowate są agresywnymi stworzeniami, czy jest to oczywista aluzja względem ludzkości?

Są. Konie to wbrew pozorom nie są miłe zwierzęta, ale nie wiem czy Cię interesuje wykład na temat końskich zachowań :rdblink:. Ale w moich fikach jeśli chodzi o zachowanie, to... no to jakbym pisała o ludziach, choć też nie do końca.

 

 

Co do zakończenia... Rozumiem Twoje zdanie, jednak z pewnych powodów uważam, że nie mogło być inaczej.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

„Kromlech” jest trzecim opowiadaniem wchodzącym w skład cyklu o pogańskich kucach – sequel „Everyday a Little Death”, który ponownie koncentruje się na Isleen, acz tym razem tylko na niej. W zasadzie, jest to opowiadanie, przy którym można zaobserwować pewien trend – każda kolejna odsłona cyklu jest krótsza od poprzedniej. Widać to po ilości stron, licznik słów rozwiewa wszelkie wątpliwości. Dlaczego o tym wspominam? O ile Cahan wielokrotnie pokazała, że potrafi operować słowami, oszczędnie opisywać rzeczy przy jednoczesnym zachowaniu wrażenia kompletności przez co trudno odczuć niedosyt, o tyle za każdym razem jest to pewne ryzyko, że czytelnikowi czegoś zabraknie, że działo straci.

 

Na szczęście, przy „Kromlechu” jeszcze nie odczuwa się, że coraz krótszy format skutkuje brakami, czy też tego, że opowiadanie nie rozwija swojego potencjału w pełni, ogólnie. Tekst okazuje się refleksyjnym pożegnaniem z postacią Lasair, lecz mimo odczuwalnego smutku oraz mroku – czego należało się spodziewać po tagach oraz poprzednich tekstach – owe pożegnanie miało w sobie coś pocieszającego, za co od razu chciałbym tekst pochwalić. W pewnym sensie bawi się emocjami czytelnika – który na tym etapie powinien znać postać Isleen dobrze, może nawet czuć pewną więź – tym bardziej, że znamy realia świata przedstawionego, wiemy już o tragizmie poszczególnych postaci oraz mogliśmy się tego spodziewać już od jakiegoś czasu.

 

Opowiadaniu udało się uchwycić wrażenie ostatniej wędrówki / zmierzania do końca niemalże perfekcyjnie. Owszem, szkoda, że zabrakło jakichś ekstra opisów, ale nie mogę powiedzieć, że czułem niedosyt. Po prostu tym razem miałem z poszczególnych opisów troszeczkę mniej satysfakcji. Niemniej, tekst wciąga i to bardzo. Trudno się oderwać. Ale o czym to ja pisałem?

 

W tekście znalazło się wiele wspomnień z poprzednich odsłon cyklu, czemu towarzyszy kilka ekstra informacji o przeszłości bohaterki. Dzięki wzmiankom o młodych latach, obchodach różnych świąt, jej awansie z obserwatorki na przewodniczącą, na kapłankę, a także o pierwszych doświadczeniach z magią, udało się uzyskać wrażenie sentymentalności, nostalgii. Tuż obok tego otrzymujemy fragment o tym, że to na szczycie góry (hm, raczej w jej okolicach) poznała pierwszą i jedyną miłość, co, o ile dobrze kombinuję, nawiązuje do „Kwiatu Paproci” (do tradycji ludowych, o której traktowało owe opowiadanie). Oceniając po ostatecznym losie Isleen, możemy przypuszczać, że kwiatu paproci nie znalazła (Chociaż, skoro wypełniła swą misję i nie porzuciła swojej wiary, czy można uznać, szczególnie w kontekście zakończenia „Kromlechu”, że jednak go znalazła, co przełożyło się na pomyślność?), ale chyba możemy się domyślać, że puściła z nurtem rzeki wianek, który to wianek został wyłowiony przez kogoś... a może i nie, jeżeli za miłość przyjąć pojęcie tego, czego jej wówczas brakowało i osiągnięcie tejże rzeczy. Albo pokochanie swojej misji, w czym odniosła sukces, skoro na końcu swojej drogi miała uczniów rozsianych po całym świecie.

 

Po prostu dostrzegam tu wieloznaczność. Zapoznawszy się ze zwyczajami towarzyszącymi Nocy Kupały, wymienienie jedynej miłości Isleen może oznaczać splecenie przez nią wianka, wsadzenie w niego zapalonej świecy i puszczenie go z nurtem rzeki, a także późniejsze złapanie go przez kogoś, kogo nie poznaliśmy przez całą serię. Ale nawet jeśli, nie wiadomo tak do końca, czy owego kogoś poślubiła, czy nie zdążyła poślubić, a może z jakichś powodów zdecydowała się tego nie robić, wianek mógł też popłynąć, czy zatonąć, a może Isleen nie brała w tym udziału wcale. W końcu chyba nie wiadomo ile razy ponownie przewodniczyła obchodom święta po akcji „Kwiatu Paproci”. Można się zastanowić, czy jej finał uznać za sukces i spekulować, czy jednak ów kwiat znalazła i zagwarantowała sobie pomyślność (pewnie tak nie było, z przyczyn obiektywnych), a może pod pojęciem miłości kryje się coś innego.

 

Ale przypominając sobie wzmiankę o „najkoszmarniejszej nocy” z poprzedniego opowiadania, z której to Isleen cudem uszła z życiem, lecz dotkliwie poraniona, w zestawieniu z bliskimi jej kucykami, których Bogini nie ocaliła... Pojawiają się kolejne pytania. Pewnie chodzi o współwyznawców starej wiary, a może historia z wiankiem rzeczywiście miała miejsce i pomyślny rezultat, ale potem wydarzyła się ta najkoszmarniejsza noc... Czy w gruncie rzeczy, śledzimy losy postaci, której losy w rzeczywistości są znacznie bardziej tragiczne, niż nam się wydaje?

 

W tym sensie to kolejne rozbudowanie jej charakterystyki i domknięcie historii zapoczątkowanej w pierwszym fanfiku z cyklu. „Kromlech” powraca do stylu „Kwiatu Paproci”, gdzie znalazł się pewien obszar do własnych interpretacji postaci i snucia domysłów, co bardzo doceniam. Nie wspominając już o tym, że dzięki temu całość serii zyskuje na spójności – przy każdej kolejnej odsłonie czujemy się jak w domu. A skoro wspomniałem o domysłach, postać Isleen to nie jedyny obszar, na którym można spekulować, gdyż, w myśl pocieszającego aspektu, o którym wspomniałem, w tekście przewijają się przesłanki, jakoby wiara Isleen jednak miała przetrwać, powrócić we właściwym czasie, po tym, jak uda się przetrwać najgorsze. Zatem to nie koniec i powracając do pytania, które nasunęło się po poprzednim opowiadaniu – tak, wybór ma sens, a Isleen podjęła właściwą decyzję. Wybrała życie i... będzie żyć.

 

Spoiler

Znaczy się, ja wiem, że ona nie żyje, ale trafiła do Krainy Wiecznego Lata, w fanfiku opis sugeruje jakiś rodzaj życia po śmierci, co pewnie nie byłoby możliwe, gdyby wybrała drugą opcję, czyli przerwanie misji i umieranie każdego dnia po trochu. I najwyraźniej w jej domu ktoś na nią czekał. Czyli jednak chyba rzeczywiście ktoś złapał kiedyś ten wianek.

 

Jasne, nie musiałem poświęcać Isleen aż tyle miejsca w komentarzu, wiele rzeczy zapewne wynika z mojego niezrozumienia słowa pisanego, tudzież nadinterpretacji, jednak skoro (przynajmniej na dzień dzisiejszy) to ostatnie opowiadanie z Isleen, pożegnanie z nią, chciałem zawrzeć wszystkie swoje przemyślenia, jakie miałem na gorąco, zarówno podczas lektury, jak i po niej. Moim zdaniem była to naprawdę ciekawa, świetnie napisana protagonistka, która na przestrzeni tych trzech fanfików okazała się postacią całkiem głęboką, o tragicznej przeszłości, przeznaczeniu, ale inspirującej woli wypełnienia swojej misji, śledziłem jej losy z przyjemnością i szkoda, że na dzień dzisiejszy był to jej ostatni występ.

 

Oprócz tego, pojawia się postać Bogini, która nawiązuje jedną, ostatnią konwersację z Isleen. Ona również przekazuje wskazówki dające nadzieję, że pewnego dnia nadejdzie wielki powrót i że stara wiara nie przepadnie. Dialog zrealizowany znakomicie, jednakże to opisy są tym, co w tym opowiadaniu po prostu lśni i co odpowiada za znajomy, fantastyczny nastrój. Praktycznie od samego początku jest niezwykle klimatycznie, co przywodzi na myśl „Kwiat Paproci”. Naprawdę, piękne opisy, które czyta się z nieopisaną przyjemnością i które z miejsca wprowadzają odpowiedni nastrój. Tym razem wyraźnie zdominowały dialogi, do czego jednak nie zamierzam się czepiać. W ogóle, tak sobie teraz myślę, że to dominacja dialogów nad opisami częściej skutkuje nieco gorszymi wrażeniami, powodując wrażenie „przegadania”. Ale gdy opisów jest dużo, więcej? Cóż, takie rozwiązanie chyba jest bezpieczniejsze dla efektu końcowego.

 

Jedno tylko zastrzeżenie. Chodzi o poniższe zdanie.

 

Cytat

„Co ciekawe, i je utraciła, tyle zdołała odzyskać.”

 

Chyba nie łapię. O co chodzi?

 

Tak czy owak, było to godne zwieńczenie historii Isleen, przynajmniej na razie. Było w tym trochę nostalgii, sentymentalizmu, ale także mroku i mistycyzmu, i chociaż ukazanie przemijania, zestawienie tego, co było z tym, jak sprawy wyglądają obecnie, było dość smutne, ale późniejsza akcja miała w sobie wiele pozytywnych aspektów, które po prostu dawały nadzieję, że Isleen czeka dobre zakończenie, że udało jej się przetrwać i wytrwać, no i po prostu, że wszystko uczyniła, jak należy. Zasługiwała na to, w mojej opinii. Całość została zrealizowana bardzo dobrze, z troską o szczegóły i klimatyczną stylistykę, dzięki czemu fanfik czytało się świetnie. Był refleksyjny, miejscami przejmujący, no i domyślanie się rzeczy okazało się inspirującym doświadczeniem. Zdecydowanie godny polecenia sequel i mocny reprezentant pogańskich kucy.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Co mam napisać o „Kromlech”? Chyba to, że chciałbym więcej? Ale nie dlatego, że chcę więcej. Chcę się po prostu przestać domyślać co autorka ma na myśli.

 

W przypadku kończącego serię opowiadania nie ma wiele fabuły. Nie jest to nic dziwnego, tutaj naprawdę nigdy nie było jej wiele i w sumie nie musiało być, by przekazać atmosferę opowieści. Żegnamy się z Isleen i to wszystko. Prawdę mówiąc nie wiem czy pochwalić czy wytknąć autorce pewne problemy z tym związane. Pochwalić mogę za to, że mając relatywnie niewiele miejsca udało się nakreślić jej bardzo wyraźny obraz tej Wiedzącej i pośrednio jej następczyni. Z drugiej strony, jest to obraz mocno jednostronny, by nie powiedzieć, że stronniczy. Być może bogini jest tak naprawdę uosobieniem natury a Harmonia cywilizacji miejskiej? A natura jest... cóż, po prostu jest. 

Widzę tutaj pewne powiązanie z innym utworem Cahan, komentowanych przeze mnie „Popiołach”, gdzie autorka z perspektywy Luny przedstawia cywilizację kucyków, łącznie z ich kontrolą pogody, jako niezwykłego, chociaż dla Equestrian zupełnie zwyczajnego. Lecz jest to bardzo ulotny luksus, który może zniszczyć wybuch superwulkanu. Oba fanfiki dzieli tylko rok czasu a tutaj mamy w pewnym sensie podobny motyw. 

 

Cytat

– Owszem. – Biała klacz skinęła łbem. – Kucyki są jak ogier, który nadużywa alkoholu i zapija się na śmierć. Walczą z naturą, bo ta przeszkadza im w ich destrukcyjnych zapędach. Ale koniec końców zabiją się sami, gdyż tak naprawdę nie wojują ze mną, lecz ze sobą.
– I wtedy powrócisz?
– Wyschną rzeki, zaleją ich morza, góry obrócą się w proch, a z nieba spadnie ogień. Przyroda stanie do walki przeciwko nim, a wtedy pojawią się godni. Tak, powrócę.

 

Serio? A tego ogiera, którego zmieniłaś w jednorożca to co? Ty odchodzisz a on co ma robić? No chyba, że nie odchodzisz, tylko dokonujesz lokalnego odwrotu na tym obszarze. Tyle pytań a tak mało... zero odpowiedzi. 

Naprawdę, mam dosyć tego fanfika. Tak szczerze mam go dosyć. Nie wiem o co chodzi autorce, nie wiem o co chodzi bogini, znaczy może i wiem, ale wszystko jest zgadywaniem, wszystko jest niejasne. A czemu tak jest? Bo wszystko wiem tylko z jednego źródła. Nie mam innych punktów widzenia, bo trudno uznać, że kościół harmonii posiada jakieś jasno wyrażone stanowisko w tej serii. Co o nich wiem? Że palą wiedźmy na stosie, że chcą wszystko kontrolować i że mordują wyznawców bogini. Nie żeby ta jakoś szczególnie im przeszkadzała, ale to sprawia, że Isleen czuje się jeszcze bardziej wybrana. Biorąc pod uwagę, jakie cuda bogini wyczynia, to można sobie zadać pytanie dlaczego? Nie będę sobie odpowiadał na to pytanie. Nie mam ochoty się już domyślać co autorka ma na myśli. 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...