Skocz do zawartości

Yours Truly [PL][Oneshot][Romance][Sad][Slice of Life]


Favri

Recommended Posts

Czołem kuce i kuciska! (jej, nie brzmi to zbyt dobrze, ale po całej sesji tłumaczeniowej muszę sobie czymś brudnym odbić)

 

Nastawcie się uczuciowo, bo oto wspólnie z @Hoffmanem mamy przyjemność zaprezentować Wam tłumaczenie jednego z bardziej tkliwych, a poruszających wątek przemijania fanfiction. Unikalną jego cechą jest styl - opowiadanie rozłożone jest w listach, a każdy z nich - trzeba to autorowi przyznać - w sposób płynny rozbudowuje fabułę i posuwa akcję naprzód. Co więcej, udało się z niego wykrzesać sporą dozę humoru, a także wiarygodnie ująć charaktery postaci, wytykając im ich słabostki i fiksacje, budując ich głębię.

 

Historia rozwija główny wątek zarysowany w serialu, ale uwaga: z perspektywy początku 2012 roku, na który datuje się jej pierwszą publikację na Equestria Daily. Tak tak, wygrzebaliśmy go z zasnutej pajęczynami szuflady kredensu, możecie zatem sprawdzić, ile z zawartych w nim przewidywań się sprawdziło. Obaj mieliśmy mieszane odczucia po niedawnym odświeżeniu go sobie, ale więcej oprócz mojej małej zajawki dowiecie się z Hoffmanowej recenzji, która wielkimi krokami nadchodzi... TAM TAM TAM, tak jest, szykujcie się na ścianę tekstu ;) .

 

Przy tej okazji chciałbym jeszcze raz bardzo mu podziękować za doprowadzenie tłumaczenia do jego finalnej formy. Dostałem mnóstwo cennych uwag i materiału do poprawy.

 

Nie przedłużając:

Oryginał

Tłumaczenie

 

____________________________________

mail-envelope-icon.jpg UWAGA!

Jeśli ktoś po przeczytaniu fiica dostałby natchnienia by samemu powymieniać z kimś kilka zdań w ten sposób, odsyłam do grupy Bronies piszący listy administrowanej przez Damiana "Mroza" Mrozińskiego.

Edytowano przez Dolar84
Uzupełnienie tagu obowiązkowego
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W porządku, czas na odrobinę marudzenia oraz konfrontację z przeszłością ;) Oryginalnie, z opowiadaniem zetknąłem się jakoś w 2013 roku i początkowo nie przyciągnęło mojej uwagi. Dopiero kiedy miałem nieco więcej czasu, usiadłem spokojnie, przeczytałem raz, drugi, pomyślałem... I doszedłem do wniosku, że właśnie znalazłem naprawdę dobre, poruszające opowiadanie. Absolutnie nie żałowałem czasu nad nim spędzonego.

 

A co sądzę teraz?

 

W wielkim skrócie – mając za sobą wiele, wiele innych tytułów, a także wszystko to, co pokazały poszczególne sezony (a czego nie było w momencie w którym powstawało „Yours Truly”), moje zdanie nieco się zmieniło, ale w taki sposób, że elementy, które kiedyś uznawałem za najmocniejsze dziś wydają się w większości zmarnowanym potencjałem lub po prostu niesatysfakcjonującymi punktami fabularnymi. Z drugiej strony, zacząłem zwracać uwagę na inne rzeczy, które znakomicie się zachowały i przetrwały do dnia dzisiejszego jako naprawdę dobre kawałki, niosące ze sobą miłą nostalgię oraz konkretne przesłanie.

 

Tak więc, poniższa recenzja przybliży Wam również dlaczego nadal oceniam to opowiadanie jako dobre, ładnie napisane, jak również co się zmieniło oraz dlaczego nie jest to tytuł dla każdego, zwłaszcza dzisiaj.

 

Jednocześnie, przestrzegam przed spoilerami, jeżeli ktoś nie ma pojęcia o czym jest niniejsza historia.

 

 

Zaczynając od początku, w oko wpada dosyć unikalna forma – opowiadanie w jakichś 99% jest zbiorem kolejnych listów, pisanych przez poszczególne bohaterki. Korespondencja początkowo nie zawiera niczego szczególnego, ot zwyczajne wiadomości, w których przykładowo Twilight opowiada Celestii o tym jak się czuje w roli pani profesor nauczającej w Hoofington, czy też upragnione członkostwo Rainbow Dash w Wonderbolts, co niesie ze sobą zaproszenia, gratulacje, relacje przyjaciółek, te sprawy. Niby standardy, jednak im bardziej brniemy w historię, tym bardziej... Prywatna, szczera, czy nawet przyprawiająca czytelnika o pewną niezręczność korespondencja się staje.

 

Jak zapewne wiecie, chociażby po tagach, ma to ścisły związek z historiami miłosnymi, które w miarę rozwoju fabuły stają się głównym jej punktem, a treści listów mają coraz mocniejsze zabarwienie emocjonalne, czy też osobiste, zwłaszcza kiedy bohaterki opisują swoje uczucia, wspomnienia, tęsknoty. I tutaj pierwszy aspekt, co do którego mój stosunek zmienił się na przestrzeni lat. Mianowicie, o ile wtedy (punktem wyjścia fabuły są sezony 1-2) przedstawione w listach romanse wyglądały na swego rodzaju kontynuację wątków serialu, coś co naprawdę mogłoby mieć miejsce, tudzież wynikające z naturalnych podobieństw czy różnic relacje, dzisiaj bardziej jawią się jako może nawet groteskowa laurka, sprezentowana fandomowi z „czasów kamienia łupanego” oraz towarzyszącym mu fantazjom, które były wówczas świeże.

 

Zrozumienie perspektywy z jakiej była w 2012 pisana historia oraz pamięć o tym na jakim etapie był wówczas serial, a o czym jeszcze nie mieliśmy pojęcia jest tutaj kluczowe. Mimo wszystko, nawet będąc mentalnie przygotowanym, trudno jest potraktować sprawy sercowe bohaterek w pełni poważnie. Ktoś o bardziej konserwatywnych poglądach, uważający pewne motywy za czyste zło samo w sobie, mógłby nawet uznać, że jest to nachalne forsowanie pewnych przekonań, czy próba ideologizacji – nie jedna para (TwiJack), nie dwie (FlutterDash), trzy (Lyra i Bon Bon, a jakżeby inaczej), co byśmy nie mieli złudzeń! To oczywiście zostało napisane pół żartem, pół serio, ale poniekąd jest w tym trochę prawdy. Wątek Rainbow Dash i Fluttershy to jeden z wątków pobocznych, które mają nam urozmaicać historię. Sęk w tym, że najwięcej uwagi zostało poświęcone właśnie więzi Twilight z Applejack i takie dodawanie kolejnych shippingów wydaje się troszeczkę... Wymuszone. To znaczy, jeżeli już, wydaje mi się, że to powinno być całe osobne, drugie „Yours Truly”. To samo z Lyrą i Bon Bon, czy też Rarity, która jednak zmienia zdanie i dla Spike'a zapada w stuletni sen (po którym jej ciało będzie na oko 100 razy mniejsze niż sama jedna łapa dorosłego smoka... Oh, well).

 

Chodzi mi o to, że jako wątek główny, wątek miłosny, Twilight i Applejack wystarczą w zupełności. Kolejne pary powinny dostać swoje własne „Your Truly”, gdyż w obecnej formie raz, że mamy pewien niedosyt,  a dwa, trudno oprzeć się wrażeniu, że z czasem znaczenie tych wątków nabiera czysto fillerowego charakteru. Ciekawość zostaje znacznie pobudzona kiedy Rainbow Dash, tylko dla Fluttershy, rezygnuje z członkostwa w Wonderbolts (i to w jakim stylu). Chciałoby się im pokibicować, zobaczyć czy było warto i co dostajemy? No, niewiele.

 

Co jest istotne, to motyw poświęcenia. W „Yours Truly” raz po raz napotkamy momenty, w których bohaterki zostaną postawione przed wyborem – albo jedno, albo drugie. Nawet jeśli wybory nie wydają się mieć aż tak dużej wagi, wciąż będzie to wymagało życiowych zmian. Co zasługuje na uwagę, to towarzysząca tematyka przemijania, życia przeszłością, czy też wewnętrznymi rozterkami o tym jak realizować swoje uczucia, czy za czym warto podążać w swoim życiu. Wszystko to, połączone z planem i stylem autora tworzy solidny built-up do zakończenia, które kiedyś uważałem za poruszające, w pewien sposób szokujące, przemyślane, zapadające w pamięć.

 

Jednakże dzisiaj... Przykro mi stwierdzić, ale bardziej wydaje mi się po prostu źle zaprojektowane, niesatysfakcjonujące, by nie powiedzieć, rozczarowujące. Przede wszystkim, bardzo ładnie, konsekwentnie prowadzona historia nagle spotyka się kryzysem w postaci najstraszliwszej burzy śnieżnej, jaką widział ten świat od lat. I chociaż jest to ogólnie wyjaśnione, jeszcze lepiej opisane, to jednak wyskoczyło to trochę jak z kapelusza, a po drugie, właśnie w tej części pojawiło się kilka rażących dziur fabularnych. Przykładowo – Rainbow Dash marznie, straciła czucie w skrzydłach, we wszystkim... Ale w jakiś sposób jest zdolna do pisania. Poza tym, kto ją u licha tam później znalazł i odratował? Kiedy? Jak? Co to w ogóle za pomysł by posłać ją na misję samą? Nie było innych odpowiednio silnych pegazów? Na przykład jakichś... Nie wiem, Wonderbolts? Że niby co, grupa zwykłych pegazów nie uciągnęłaby sań w takich warunkach i tylko sama jedna, wyjątkowa Dash miała szansę, ale zwyczajna Derpy jakoś lata z listami tam i z powrotem, i nie ma z niczym problemu? W ogóle, jeśli da się sterowac pogodą, nikt nie wpadł na pomysł, by grupa pegazów postarała się na jakiś czas trochę "zbić" tę zamieć?

Albo jeszcze inaczej – średnio kupuję pomysł, że Luna nie miała siły wznosić słońca. Skoro operowała księżycem, wówczas i tak potrafiła manipulować ciałami niebieskimi. Niby Celestia przechodziła kiedyś coś podobnego, ale 50 lat praktyki? Serio? No i co to za choroba, na którą zapadła Celestia? Opowiadanie nigdy tego nie wyjaśnia.

 

W ogóle, ten wielki, bo pięćdziesięciopięcio letni przeskok czasowy po zamieci... Przez ten czas nie wydarzyło się nic ciekawego? No i w ogóle, list, który nigdy nie dotarł odnalazł się dopiero po tym czasie? Akurat teraz?

Co gorsza, pomimo prawdziwego uczucia między bohaterkami, pomimo silnej więzi, szczerości i miłości, to niesamowite jak na końcu niewiele one osiągają. Znaczy się, Twilight nawet nie ma przy Applejack w ostatnich momentach jej życia. Niby były razem, ale osobno. Myślę, że zakończenie miałoby dużo większe znaczenie oraz byłoby bardziej nacechowane emocjami, gdyby Twilight w finałowej scenie siedziala przy łóżku Applejack i mówiła do niej... I w pewnym momencie mówi jej, że wreszcie otrzymała zaginiony list. Odczytuje go na głos. Applejack uśmicha się i odchodzi w pełni szczęśliwa, z Twilight tuż obok. Mało tego – wszystkie przyjaciółki (poza Rarity) mogłyby być niedaleko, jako że zebrały się, aby pożegnać farmerkę, zobaczyć ją ten jeden ostatni raz.

Po prostu czuję się przytłoczony tymi wszystkimi niezwykle emocjonalnymi, potężnymi momentami, które moglibyśmy mieć, ale ich nie mamy. Zamiast tego jest, jak już wspominałem, niesatysfakcjonujące zakończenie, które podobnie jak zamieć, wyskakuje nagle z kapelusza, po znacznym przeskoku czasowym.

 

Uff... Masa, masa uwag, narzekania, krytyki, co nie? Ale na tym koniec rzeczy, o których po całym tym czasie zmieniłem zdanie. Czas na pozytywy :D

 

Przede wszystkim, pragnę zwrócić uwagę na wiele fantastycznych, nostalgicznych fragmentów, w których zostają zawarte opisy codzienności.  Myślę, że najlepiej pisze o tym Applejack, chociaż Twilight również potrafi uraczyć ujmującym opisem życia w Hoofington, pracy na uczelni, czy też dziwnych tradycji, które wciąż są przestrzegane, pomimo wątpliwego sensu tychże działań. Co bardzo, bardzo cieszy to detale. Mnóstwo detali i pięknych opisów, które nie tylko urozmaicają treść, stanowią odskocznie od głównego wątku, ale przede wszystkim znacznie rozwijają profile naszych bohaterek.

 

Applejack świetnie opowiada o swoim życiu na farmie – o jego plusach, minusach oraz tych najtrudniejszych chwilach z których nagłym nadejściem nieustannie musi się liczyć. W sensie, być gotową na najgorsze, przy całej swojej ciężkiej pracy i poświęceniu, a także sercu jakie wkłada w każde zbite jabuszko. Aspekty te zostały opisane z pierwszego kopytka, naprawdę ma się wrażenie, że obserwujemy tamten świat oczami Applejack. Co jest kolejnym plusem, poznajemy ją z zupełnie innej strony, kiedy dzieli się swą wiedzą oraz doświadczeniem, aby na odległość pomóc Twilight. Lawendowa klacz nie pozostaje jej dłużna i to właśnie wtedy odkrywamy jak świetnie się one uzupełniają, jak między kolejnymi listami poznają się coraz lepiej i lepiej, jakby dopiero teraz ich przyjaźń rozwijała skrzydła. Plus, bardzo subtelnie zostały tutaj naszkicowane dwa różne światy – farmerki borykającej się z problemami finansowymi oraz głodem, odpowiedzialnością za inne, mniej zaradne rodziny rolników, a także rzeczywistość wykształconej, szanowanej pani profesor, obracającej się w kręgu uczonych, przygotowująca przyszłe pokolenia do budowania pomyślnej przyszłości kraju.

 

Mimo iż finał nie wykorzystuje budowanego potencjału, motywy przemijania, poświęcenia są bardzo silne i pozostawiają wrażenie na odbiorcy. Pomimo wcześniejszej krytyki, w tym zakończeniu dostrzegam element, który sprawia, że ostatecznie akceptuję tę wersję. Rzecz znajduje się w liście do Celestii, po przeskoku czasowym. Starsza już Twilight pięknie i obrazowo przedstawia istotę życia przeszłością, niemożność spojrzenia w przyszłość i życie obok innych, w harmonii ze zmieniającym się światem. Porównanie do galopu, zostania w chmurze pyłu jest bardzo trafne i w ogóle, fragment ten uderza nostalgią, potrafi zainspirować. Jest to też coś, z czym można się łatwo utożsamić, gdyż wielu z nas często nie może zerwać z minionymi epizodami, tudzież myśli o tym co było, co z kolei utrudnia kroczenie w przyszłość. Całkiem życiowa wstawka.

 

Ciekawie przedstawiają się także opisy zwyczajów panujących w Ponyville. Wyjaśnione jest skąd się wzięły wiosenne potańcówki, dlaczego się świętuje i jak się świętuje, co te tańce znaczą. Bardzo mocnym plusem jest również opowieść babci Smith, którą dzieli się Applejack w jednym ze swych listów. Historyjka ta brzmi poważnie, mistycznie, domyślamy się, iż na końcu czeka nas morał, mniej lub bardziej skryty pośród analogii do burzy śnieżnej, która nastała w prawdziwym świecie.

 

Za plus mógłbym także uznać wszelkie wstawki humorystyczne, pośród których przoduje Pinkie Pie, w roli podniebnej pani kapitan. Niestety, ale z perspektywy czasu również uznałbym ten wątek za niewykorzystany potencjał. Jest bardzo sympatycznie na początku, ale później brakuje jakiejś większej akcji, dowodu heroizmu, czy niespodziewanego zwrotu akcji. Pisałem już o tym, że Twilight nie było przy Applejack w ostatnich chwilach życia (fizycznie), ale pomyślcie tylko jak mogłoby być świetnie, gdyby Twilight dowiedziała się o chorobie Applejack i martwiła się, że starsza i „skrzypiąca” nie dotrze do niej na czas i wtedy nagle nadlatuje flota Pinkie, która zabiera ją na farmę. A na pokładzie są pozostałe przyjaciółki.

 

Ale wracając do plusów, również niedługa relacja ze zdobycia znaczka przez Applebloom dodała całości smaku. Z innych wątków pełniących podobną funkcję mogę wymienić wyprawę Rarity (aczkolwiek mam zastrzeżenia co do składu jej zespołu), czy też sidequest  z drzewkami. Wszystko to również składa się na dosyć poważny, niekiedy melancholijny klimat tego tytułu.

 

Ostatecznie, nie jest to opowiadanie należące do grona tych klasycznych tytułów, które zestarzały się wręcz rewelacyjnie. Po latach wychodzi na wierzch naiwność historii, czy też dziury fabularnie, nie wspominając już o niewykorzystanych okazjach. Niemniej, daleki jestem od powiedzenia, że jest to ten rodzaj fanfikowego „dinozaura”, którego lepiej zostawić w spokoju. Nadal uważam „Yours Truly” za kawał dobrego tekstu, wartego przeczytania, napisanego całkiem ładnie, z życiowymi wstawkami, zyskującymi na znaczeniu zwłaszcza teraz, po upływie czasu. Choć większość motywów z tamtego okresu dzisiaj potrafi wzbudzić politowanie, ja miałem wrażenie laurki, czy też ukłonu w stronę starego fandomu. Nie jest to absolutnie zła rzecz, wręcz przeciwnie. Aczkolwiek zależy to bardzo od indywidualnego podejścia czytelnika.

 

 

Niemniej to co przyda się najbardziej podczas lektury to otwarty umysł i zdroworozsądkowy dystans do tamtych czasów ;) Jeśli chodzi o tłumaczenie, było mi bardzo przyjemnie pracować nad jego kształtem i jeszcze raz, serdecznie dziękuję tłumaczowi za okazję do działania przy polskiej wersji tego opowiadania. @Favri, jesteś wielki ;) Był to nie tylko powrót do przeszłości, ale również kawałek ciekawej pracy, okazja do poćwiczenia języka :D

 

Zatem pozdrawiam i zapraszam niezdecydowanych do przeczytania naszej, polskiej wersji "Yours Truly"!

  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Wysłuchałem angielskiej, czytanej wersji opowiadania (audiobooka), ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebym wypowiedział się w tym temacie z tłumaczeniem, skoro chodzi o to samo opowiadanie ^^ (Swoją drogą, głosy były nawet przyjemnie dobrane, z wyjątkiem Rarity, Rarity bolała w uszyska)
Nie jestem takim fanfikowym czytaczem i nie umiem kleić takich pokaźnych, rzeczowych postów jak towarzysz @Hoffman, ale ogółem, te prawie 2 godziny słuchania w żadnym wypadku nie uznaję za zmarnowane. Najbardziej do gustu przypadła mi forma, czyli pojedyncze listy, w pewnym momencie miałem wrażenie, że autor zaczął się troszkę w tej formie gubić i poszukiwał nowego sposobu oddania tego, co chciał czytelnikowi pokazać, ale i tak doceniam, bo miło się wszystkiego słuchało. Mimo tego, że niektóre wątki wydawały mi się nie na miejscu i moim skromnym zdaniem były wprowadzone w sposób któremu daleko do perfekcji, fajnie było przebrnąć przez tę historię. Znalazło się parę ciekawych pomysłów, wątki humorystyczne (yarr yarr), wątki miłosne, jednym zdaniem niemal wszystko czego w mojej opinii potrzebuje ciekawa historia.
Nie wiem czy to jest dobry fanfik, o pisaniu wiem tyle co *tutaj wstaw jakiś applejackowy kowbojsko farmerski tekst*, ale wiem na pewno, że to jeden z takich fanfików, które mają w sobie coś miłego, szczególnie kiedy spojrzysz na datę ich dodania. Podobnie jak My Little Dashie, Koma czy inne tego typu starocie - mają swój urok. Nawet kiedy widzisz ich naiwność, niedoskonałości w samej treści i luki w fabule - jakoś dobrze się bawisz podczas czytania, przynajmniej tak było w moim przypadku.  A chyba o to właśnie chodzi, no nie? ^^

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszła pora na to żebym coś skomentowała, po raz pierwszy będzie to fanfik ;)

 

Może zacznę od tego, że nie było mi łatwo zabrać się za czytanie tego. Nie jestem fanką czytania czegokolwiek  w formie listów, ale przeczytania "Yours Truly" zachęcił mnie szósty akapit recenzji, którą napisał @Hoffman.

 

Powiem szczerze, że jest ono dla mnie bardziej smutne, niż mogłam przypuszczać. Już samo rozdzielenie bohaterek dosyć mnie zasmuciło, bo coś takiego często wiąże się z utratą kontaktu, osłabieniem starej więzi. Takie same emocje wywołują u mnie fragmenty, w których Applejack opisuje przyrodę. Zachody słońca są dla mnie niezwykle piękne, ale również przerażająco smutne. I jeszcze ten śpiący Spike, Pinkie Pie znajdująca się nikt nie wie gdzie i strach Applejack przed utratą kontaktu z Twilight. To... smutne. Sama boję się utraty kontaktu z ludźmi, na których mi zależy, więc doskonale rozumiem obawy AJ przed tym, że utraci ona więź z Twilight.

 

Nie podoba mi się to przeniesienie w czasie o tyle lat. Jak dla mnie, to jest to za duży odstęp czasu. Nie wydaje mi się, że Pinkie mogłaby tak łatwo zapomnieć o przyjaciółkach, a tu mamy tylko kilka jej listów. Wygląda to trochę tak, jakby nie utrzymywała z nimi prawie żadnego kontaktu. To samo dotyczy reszty bohaterek. Można powiedzieć, że mają stałych kompanów do rozmów i tylko ich się trzymają. Nie wydaje mi się, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. Brakuje mi rozwinięcia choroby Celestii, tego, jakim cudem Rainbow została uratowana oraz rozwinięcia pozostałych wątków miłosnych.

 

Dużym plusem zawsze jest dla mnie konieczność wyboru. Tak jak tutaj Rainbow miała wybierać pomiędzy zostaniem Wonderboltem i związkiem z Fluttershy. Innym przykładem może być Twilight, która musi wybierać pomiędzy karierą i AJ. Podoba mi się to, jak zmieniała się relacja Twilight-Applejack. Świetnie się uzupełniały i rozumiały. Urocze jest to, że każda z nich mogła zrezygnować z marzeń, po to, aby być z tą drugą. Moment, w którym RD wybiera Fluttershy urzekł mnie tak samo, jak ten w którym główne bohaterki tego fanfika wybierają siebie. Bardzo podoba mi się, że jest tu bardzo dużo różnych emocji i myśli, bo dzięki temu lepiej możemy poznać postacie. Na plusa jest też u mnie list od Twilight do Celestii, ten po śmierci Applejack, w którym opisuje to, jak radzi sobie z życiem i co robi.

 

Podsumowując: mimo tego, że fanfik ten jest smutny i są w nim pewne niedociągnięcia, to jest to chyba jeden z lepszych, jakie czytałam. Jeśli ktoś mnie zapyta, to jestem pewna, że go polecę. Uważam, że jest to coś godnego uwagi, coś, co warto przeczytać. Jeszcze nieraz do niego wrócę, bo zapada w pamięć.

 

 

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, przeczytałem wczoraj powyższe opowiadanie i mam co do niego mieszane uczucia.

Po pierwsze, podoba mi się forma prowadzenia fabuły. Listy i tylko listy są ciekawym pomysłem i za każdym razem jak widzę coś takiego, myślę sobie, że muszę kiedyś napisać opowiadanie utrzymane w takiej formie. Na napisałem jedno w formie dziennika i wyszło nie najgorzej, więc można spróbować i tak.

Z drugiej strony jednakże występują tutaj dziury fabularne czy też niedopatrzenia autora (jak zwał, tak zwał), chociażby wspomniana już chyba sprawa z Rainbow Dash i śnieżycą; a skoro przy śnieżycy jestem to sam fakt, że Niezniszczalna Derpy (jak przemknęło mi przez myśl czytając to) dawała radę cały czas nosić korespondencję, a Rainbow ledwie dotarła do miejsca docelowego, o powrocie nie wspominając. Wybrali do tego zadania, jak widać, nieodpowiednią klacz :derptongue:

Poza tym, cała ta afera ze śnieżycą chyba niczego szczególnego nie wniosła do opowiadania, a przynajmniej uważam, że mogła zostać lepiej wykorzystana. Otrzymujemy jedynie serię listów motywujących księżniczkę Lunę i kilka nieścisłości fabularnych.

W zasadzie wątek Pinkie Pie też jest wyjątkowo dziwny, ale mniejsza z nią. Jest to postać, którą można praktycznie do wszystkiego "wykorzystać".

Nie przypadło mi do gustu również to, że opowiadanie to jest swoistą "galerią" romansów przedstawicielek tej samej płci. Aż czekałem kiedy będzie Rarity romansować Pinkie Pie, ale oszczędzono przynajmniej tę dwójkę. Nie wnikając za nadto, napiszę tylko, że fakt, iż dziewczyny są przyjaciółkami, nie oznacza, że zaraz zaczną się ze sobą łączyć w pary; natomiast przy czytaniu tego opowiadania przyszło mi na myśl, że związek klaczy z klaczą jest najbardziej rozpowszechnionym w Equestrii, co nie wróży dobrze przetrwaniu kucyków jako gatunku :D 

Co mi się podobało natomiast, to wyprawa Rarity z jej "drużyną" w celu odzyskania diamentów. Szkoda, że był to krótki epizod tylko (chociaż dłuższy pewnie odbił by się negatywnie), ale te kilka wyrywkowych fragmentów pobudziło moją wyobraźnię na tyle, że czytałem je z bananem na twarzy, wyobrażając sobie ich "heroiczną" walkę.

Natomiast tekst o przemijaniu przyjaźni jest nad wyraz prawdziwy, i na chwilę się przy nim zatrzymałem. To była ta chwila czytania, kiedy dopadła mnie nostalgia na myśl o moich starych przyjaźniach.

 

No dobra, nie ma się co więcej rozpisywać, bo w zasadzie poruszyłem chyba wszystko, co chciałem, a jak czegoś nie, to pewnie w poprzednich komentarzach są takie kwestie poruszane.

Jako, że jest to tłumaczenie jednak, to pasuje też coś w tej materii wspomnieć. Podczas czytania nie zwróciłem uwagi na żadne ewentualne błędy, więc najpewniej, jeśli już, to nie było ich wiele i nie były jakieś znaczące. Oryginału nie znam (jestem leniwy, jak mam coś po polsku, to nie czytam w oryginalnym języku :) ), więc nie wiem jak z dokładnością przekładu, mam tylko nadzieję, że to nie ona odpowiada za wspomniane fabularne nieścisłości. Z doświadczenia wiem, że tłumaczenie tekstu to nie jest prosta sprawa, więc gratuluję przekładu nie krótkiego przecież opowiadania :) 

 

Podsumowując.

W zasadzie mogę polecić ten tekst do przeczytania, ponieważ nie jest zły. We mnie wzbudzał na przemian uczucia od "Co i po co ja czytam właściwie?" do "Ciekawe co będzie w następnym liście?", więc dlatego właśnie mam mieszane uczucia. Mimo wszystko uważam, że nie zmarnowałem czasu poświęconego na czytanie tego tekstu.

Pozdrawiam :giggle:

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... Szukałem czegoś na odskocznie od fanfików wojennych, których czytanie mnie nieco wypaliło... No i chyba znalazłem :D Ale, skoro jest audiobook Angielski, a nie widziałem Polskiego, to bardzo proszę tłumacza o możliwość dodania go do Biblioteki Twilight, by osoby które wola posłuchać także mogły to zrobić po naszemu :)

Oczywiście odtwarzacz wstawię i tu, jeśli audiobook będzie mógł powstać :)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)
3 godziny temu Arkane Whisper napisał:

a skoro przy śnieżycy jestem to sam fakt, że Niezniszczalna Derpy (jak przemknęło mi przez myśl czytając to) dawała radę cały czas nosić korespondencję, a Rainbow ledwie dotarła do miejsca docelowego, o powrocie nie wspominając. Wybrali do tego zadania, jak widać, nieodpowiednią klacz :derptongue:

Wydaje mi się, że zamieszczenie koncepcji "Niezniszczalnej Derpy" było działaniem zamierzonym przez autora. W końcu pechowcy (Kaczor Donald?), ile by się na nich katastrof nie zwaliło, niewyjaśnionym trafem przeżywają je wszystkie. Dlatego i tu Derpy wyłamuje się przeciwnościom praw natury.

 

3 godziny temu Arkane Whisper napisał:

Co mi się podobało natomiast, to wyprawa Rarity z jej "drużyną" w celu odzyskania diamentów. Szkoda, że był to krótki epizod tylko (chociaż dłuższy pewnie odbił by się negatywnie), ale te kilka wyrywkowych fragmentów pobudziło moją wyobraźnię na tyle, że czytałem je z bananem na twarzy, wyobrażając sobie ich "heroiczną" walkę.

O ile dobrze pamiętam, temu szczególnemu związkowi o kryptonimie SPI-RITY i penetracji loch.. khem, jaskiń poświęcona jest historia poboczna/rozszerzenie. Musisz, poszukać, albo później zlinkuję.

 

@Accurate Accu Memory Znaczy się, chcesz z tego audiobooka zrobić? A proszę Cię bardzo, tylko masz mi to zrobić lepiej niż ten angielski! No dobra, niekoniecznie. W wersji z lektorem czy podziałem na głosy?

Sam pierwotnie miałem z tego swego rodzaju film nagrać, a powstało tłumaczenie... Taka gratka.

Edytowano przez Favri
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22.05.2017 at 22:58 Favri napisał:

O ile dobrze pamiętam, temu szczególnemu związkowi o kryptonimie SPI-RITY i penetracji loch.. khem, jaskiń poświęcona jest historia poboczna/rozszerzenie

Akurat sam "związek" mnie nie interesuje, bo go zwyczajnie nie lubię, ale może poszukam dla samej akcji w jaskiniach.

Poza tym, na jakiś czas mam dość romansów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...