Skocz do zawartości

[GRA] Długo i Zawsze Szczęśliwie (Akademia Dobra i Zła) (~Magus)


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Thomas i Christian

Obaj nigdziarze stanęli w zupełnie innych miejscach. Thomas jak zwykle odizolował się od innych, stając na samym końcu i opierając swoje plecy o ścianę. Stał z założonymi na siebie rękoma i zamkniętymi oczami, zupełnie jakby był bardzo głęboko skupiony. Christian natomiast chciał pokazać jaki z niego nigdziarz, nawet zapomniał w końcu o Thomasie, gdy wbił się między innych nigdziarzy. Zobaczył jak ten frajer, o którym mówił wcześniej Navin, wbija się przed dwójkę nigdziarzy z przodu i prychnął pod nosem na ten widok. Gdybym był na ich miejscu, szybko bym pokazał temu leszczowi gdzie jego miejsce powiedział sobie w głowie. W jego odczuciu takim zachowaniem pokazywali jak żałośni są.

 

Wszystko dobiegło końca z chwilą, gdy otworzyły się drzwi klasy. W momencie, gdy nauczyciel wyszedł by ich "powitać", Thomas otworzył jedno oko, przyglądając mu się. Zapadnięta twarz, przetłuszczone oraz nieuczesane włosy i jeszcze na dodatek ten ząb. Czy taka miała być jego przyszłość? Chłopak nie był księciem, ale mimo wszystko nie bardzo miał ochotę wyglądać jak menel z pod krzaków. Inaczej reagował Christian, który wpatrywał się w profesora wręcz z podziwem. To był chyba pierwszy nauczyciel, który trafił do niego od momentu przybycia do akademii. Prawdziwy nigdziarz, na którym właśnie powinni się wzorować.

 

Inne również przemyślenia ich naszły, gdy profesor zaczepił Elvire. Gdy tylko Thomas zobaczył jego obrzydliwy palec, zbliżający się do jej pięknych włosów, zacisnął dłoń w pięść. Nawet nie myślał, że to nauczyciel i jakie mogą być tego konsekwencje. Miał ogromną ochotę złapać go teraz za głowę i z całej siły grzmotnąć nią o ścianę. Christian natomiast nie mógł zaprzestać się śmiać, widząc całą scenę. Tak jak myślał, to właśnie ta niby wiedźma zostanie dziś na ostatnim miejscu, co było aż zbyt piękne. Żaden jednak nic więcej nie zrobił, tylko obaj ruszyli do klasy wraz z resztą nigdziarzy.

 

Gdy tylko się tam znaleźli, znów oboje okazywali zupełnie inne emocje. Thomas skrzywił się lekko, widząc wszystkie zebrane przez nauczyciela trofea. Wiedział, że ludzie czasem zbierali czaszki czy rogi, ale ten gość wydawał mu się jakimś fanatykiem. Nieprzyjemny zapach, który się tu roznosił oraz widok tego wszystkiego, sprawiał, że nabrał ochoty opuszczenia tej klasy zanim w ogóle zaczęła się lekcja. Sam nie mieszkał w czymś niesamowicie pięknym, a mimo to potrafił dbać o miejsce, które nazywał domem. Chyba szybko zacznie mi brakować klasy profesor Crystal i profesora Sadera, pomyślał. Zapachy odczynników u tej pierwszej były niczym perfumy przy tym, co czuł teraz. Christian natomiast nie mógł się napatrzeć na osobliwe trofea, zupełnie jakby trafił do domu ze swoich snów. Ręce aż go świerzbiły by dotknąć jakiejś skóry, czaszki czy innego wspaniałego trofeum. Chciał czuć śmierć oraz cierpienie każdego z tych stworzeń, bo nie było nic piękniejszego.

 

Thomas zajął jedną z wolnych ławek, siadając za jakimś nigdziarzem, zdaje się, że miał na imię Eudon. Christian, gdy w końcu się opanował, również usiadł w wolnej ławce, niedaleko Hadriona, choć z wyraźną niechęcią nadal będąc złym za to co powiedział o nim na lekcji talentów. Zaraz jednak zarówno on jak i Thomas spojrzeli w kierunku Scarlett, która zadała pytanie profesorowi, a chwilę później na niego, gdy ten udzielił jej odpowiedzi. Na widok trofeum, które pokazał, Thomas lekko się skrzywił. To nie tak, że sam nie polował, ale jego motywy były inne. Musiał jeść, nikt mu pokarmu nie dawał za piękne oczy. Nie potrafił mimo to zabić zwierzęcia z młodymi. Gdy był na polowaniu i widział jakąś samice z młodymi zawsze jej darował. Sama myśl o tym by ją zabić, sprawiała, że wracały mu wspomnienia jego mordowanej mamy, na co lekko się skrzywił. Christian w końcu nie wytrzymał i otworzył usta.

 

- Mam nadzieje, że bardzo się nacierpiała, zanim pan załatwił to bydle - powiedział oblizując lekko wargę, aż znów zwrócił uwagę na nauczyciela. - Pan jest prawdziwym nigdziarzem i to właśnie pan powinien być dziekanem Akademii Zła, a nie jakaś wiedźma, co sama nie wie czy jest, nigdziarką czy zawszanką - Thomas skrzywił się lekko słysząc to, ale nic nie powiedział.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Choć zarówno Magalene, jak i Stephanie zadbały, by Lisa w swojej nowej, jednogodzinnej wersji nosiła jak najwygodniejszą fryzurę i nikły makijaż, dziewczynie wciąż było z tym wszystkim odrobinę niewygodnie. Być może winę za to ponosiły te wszystkie napastliwie spojrzenia; wcześniej nie stwarzały one większego problemu, bo Lisa nie wstydziła się tego, kim jest, ale teraz nie wyglądała już jak dawniej i miała wrażenie, że niektóre księżniczki mogą zobaczyć w tej stylówce kogoś, kim nigdy nie chciałaby być. Wrażenie może i na tyle słabe, że nie poświęcała mu zbyt wielu myśli, ale i tak kotłujące się gdzieś z tyłu głowy, kiedy przechodząca obok Dayla uśmiechnęła się do nich z mieszaniną zaskoczenia i szczerej uprzejmości. 

Przede wszystkim jednak, Lisa czuła się dziwnie - wciąż przeszkadzała jej podejrzana pustka na plecach, a gładkie policzki prowokowały do tego, by co kilka sekund unosić dłoń i kontrolnie je poklepać. Jeszcze na domiar wszystkiego te komplementy; Aidana był nawet zabawny, ale Alan brał to wszystko chyba nieco zbyt na poważnie. Być może była to jakaś typowo książęca cecha - Lisa nie miała pojęcia. Mimo wszystko, uśmiechnęła się uspokajająco, szturchając go lekko w ramię.

- Spokojnie, nie powiedziałeś nic niemiłego. Fajnie, że ci się podoba, ale to tylko na tę jedną nieszczęsną lekcję. Potem wracam do bycia strachem na wróble... wiesz, kuzynka tak na mnie czasem mówiła... - urwała, bo serce ścisnęło jej się nieprzyjemnie na wspomnienie Nancy.

 

W tym samym czasie rozwijała się też rozmowa Stephanie i Aidana, do której Lisa nieszczególnie miała ochotę się mieszać, chociaż wyraźnie słyszała każde słowo. Nawet Hector przeszedł od obserwowania Alana z tajemniczym uśmiechem, do milczącego śledzenia dyskusji drugiego współlokatora. Stephanie bowiem zdołała w końcu wydusić z chłopca powód tego zdołowania i teraz strofowała go za samą myśl, że jakakolwiek część wydarzeń z Polany mogła być jego winą.

- Aidan, naprawdę zachowałeś się jak bohater! Oczywiście nie chowam urazy do księżniczki Magdy, czy Damiena, ale ty byłeś jedynym, który zareagował i w ogóle próbował mi pomóc, chociaż też byłeś ranny! I wiem... poza tym... - zająknęła się - ...ona naprawdę potrafi być wyjątkowo silna, gdy tego zechce.

Zrezygnowanie z użycia imienia kuzynki i ciężki ton, jakim zostało wypowiedziane ostatnie zdanie, wyraźnie wskazywały na to, że Stephanie wcale nie przyjęła tej bójki tak dobrze, jak mogłoby się wydawać po jej dzielnej postawie. Lisa przypomniała sobie jej zakrwawioną, zapłakaną twarz, przenikliwe krzyki - Nienawidzę cię! - i przeszedł ją mimowolny dreszcz.

- Aidan, przestań, proszę cię - dodała Stephanie po chwili przerwy, łapiąc go mocno za ramię.

Książę przez chwilę jeszcze próbował uciec wzrokiem, choć tym razem z innego powodu; Stephanie stała bowiem tak blisko, że ciężko było mu powstrzymać rumieniec. W końcu wzruszył niezręcznie ramieniem i wymamrotał coś, co brzmiało jak stłumione "okej". Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie, odgarnęła do tyłu długie włosy i pocałowała go lekko w policzek. 

 

Gdy chwilę później rozdzielili się przy schodach - Lisa zdołała jeszcze posłać Alanowi uśmiech, równocześnie uprzejmy i smutny, jakby uważała, że wciąż istnieją rzeczy za które powinna go przeprosić - Aidan nadal marszczył śmiesznie brwi i drapał się po piegowatym policzku. Dotarli już na drugie piętro, gdzie miała znajdować się sala Pielęgnacji Męskości, kiedy chłopak w końcu się otrząsnął i spojrzał na kolegów; z jego twarzy zniknęły wszelkie ślady wcześniejszego poczucia winy.

- To gdzie mamy te zajęcia? Chodźcie szybko znaleźć klasę, bo się spóźnimy!

Wyprzedził ich o kilka kroków, dzięki czemu Hector miał okazję szepnąć do Alana;

- Trochę smutne, że nas w ogóle nie słuchał, a wystarczyło kilka słów Stephanie i jest jak nowo narodzony, prawda? Ale tak chyba właśnie działają prawdziwe księżniczki. Uszczęśliwiają... albo oszałamiają - spojrzał na niego wymownie, poprawiając okrągłe okulary.

Na szczęście, Alan został uratowany od odpowiedzi, ponieważ gdy tylko skręcili za róg, wyłonił się przed nimi dziwaczny widok. Podłoga przekształciła się z białego marmuru w ciemne, lakierowane drewno, na gustownie malowanych ścianach wisiały w gablotach szable i herby krain, a okna zostały okratowane w sposób, który bez wątpienia miał przywodzić na myśl warowne twierdze. Podsumowując; korytarz stał się nagle znacznie bardziej poważny i męski. Pod drzwiami klasy przechadzało się już kilkoro książąt, którzy wcześniej ich wyprzedzili lub po prostu znali szybszą drogę na to piętro. Aidan natychmiast zainteresował się wiszącymi wszędzie herbami i bezskutecznie próbował odnaleźć ten, który by rozpoznawał.

- Nie ma herbu Nottingham. Dlaczego nie ma herbu Nottingham? Myślicie, że jest na innym piętrze?
Hector podrapał się po głowie, rozplątując drobne kołtuny swoich puszystych, kręconych włosów.

- Nie wiem... mi się wydaje, że wiszą tutaj tylko herby krain całkowicie zawszańskich. A nie takich... no wiesz... pół na pół.

Aidan, słysząc tę odpowiedź, zmarszczył nos i skrzyżował ramiona na piersi.

 

W tym samym czasie na zajęcia zmierzały trzy księżniczki, z idącą pośrodku Constantine na czele. Po przerwie, do jakiej zmusiła je Sophie, zatrzymując się pod obrazem Sereny ze Śnieżnych Wzgórz, dziewczyny wznowiły swój elegancki marsz. Przez kilka chwil milczały, aż w końcu Consantine spojrzała na koleżankę z niewielkim cieniem uśmiechu na pomalowanych fioletową szminką ustach.

- To była Królowa Śniegu, prawda? Legendarna założycielka twojej krainy? - po słodkim tonie księżniczki ciężko było od razu stwierdzić, czy kierowało nią prawdziwe zainteresowanie, czy może zwykła grzeczność, ale w wielkich oczach z pewnością nie dało się dojrzeć żadnej złośliwości.

Emeralda, przewyższająca wzrostem obie towarzyszki, odwróciła ostentacyjnie głowę i przeglądała się w mijanych przez nie lustrach o pozłacanych ramach. Być może jej obojętność miałaby większy efekt, gdyby nie to, że zaledwie parę sekund wcześniej sama nie mogła oderwać wzroku od portretu baśniowej królowej. Nigdy nie przyznałaby tego na głos przy Sophie, ale Pani Śniegu była jedną z tych zawszanek, które od dawna obierała sobie za wzór. Potężna władczyni, która potrafiła podporządkować sobie niebezpieczny teren i stworzyć poddanym wymarzony dom, a przy tym księżniczka o niewyobrażalnej urodzie i prawdziwie kobiecej delikatności. Emeralda również chciałaby osiągnąć pewnego dnia tak spektakularne baśniowe zwycięstwo. Oczywiście, potrzebowała do tego księcia, jakżeby inaczej, kiedy największą potęgą zawszan niezaprzeczalnie była miłość. Musiała go zdobyć, a jeżeli nawet będą nazywać jej metody nigdziarskimi, to co z tego? W dobroć Królowej Śniegu też wątpili, gdy porwała swojego Kaia, a ostatecznie okazało się, że byli w sobie szaleńczo zakochani.
Emeralda spojrzała kątem oka na drobną, delikatną Sophie. Ciężko było jej zrozumieć jak w rodzie niezłomnej królowej mogły pojawiać się dziś takie wybiedzone sierotki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Nadal czułem się głupio po tym, co powiedziałem do Elisabeth. Wyglądała teraz naprawdę pięknie, zapewne nawet w moim domu by mogli w pierwszej chwili pomyśleć, że dziewczyna pochodzi z jakiegoś szlachetnego rodu. Mimo to w moim uznaniu zawsze była piękna. Wiele razy już widziałem księżniczki, które stroiły się podobnie jak teraz ona, ale jeszcze żadna nie miała tak bogatego wnętrza jak właśnie ona. Wtedy, gdy pierwszy raz złapała moją różę i miałem okazje z nią porozmawiać byłem w stanie to dostrzec. Nigdy nie spotkałem jeszcze kogoś takiego jak ona. Na pewno ją lubiłem, ale czasem sam nie potrafiłem do końca zrozumieć swoich uczuć względem niej. Ponownie na nią spojrzałem z chwilą, gdy teraz ona się odezwała. Natychmiast dostrzegłem smutek w jej oczach w momencie, gdy wspomniała o swojej kuzynce, na co ja złapałem ją nagle lekko za dłonie

 

- To jeszcze nie koniec, Elisabeth - powiedziałem na tyle pokrzepiająco na ile byłem tylko w stanie to zrobić. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy byś znów mogła cieszyć się własną rodziną - Zaraz jednak zabrałem swoje ręce, nie będąc pewnym czy nie pozwoliłem sobie na zbyt wiele.

 

Przez poświęcenie swojej uwagi Elisabeth, nie do końca wiedziałem o czym rozmawiali Aidan i Stephanie. Uśmiechnąłem się mimo to, widząc efekt końcowy tych rozmów. Niestety chwile naszych wspólnych pogawędek znów minęły z chwilą, gdy musieliśmy wszyscy pójść we własne strony. Zauważyłem jak Elisabeth posłała mi ostatni uprzejmy uśmiech, w którym dostrzegłem coś jeszcze, a był to smutek. W odpowiedzi posłałem jej swój ciepły uśmiech, mając nadzieje, że to choć trochę zdoła poprawić jej humor.

 

Chwilę później nie było już zarówno Elisabeth jak i Stephanie. Spojrzałem kątem oka, na Aidana posyłając teraz mu uśmiech. Z chwilą gdy zaczął do nas mówić, byłem zadowolony, wiedząc, że znów powraca chłopak, którego poznałem na samym początku akademii. Wystarczył jeden niepozorny gest księżniczki by znów wróciła w nim radość życia. Właśnie wtedy też do moich uszu dotarł też szept Hectora. Nie wiedziałem jak zareagować, ale ostatecznie delikatnie uśmiechnąłem się do współlokatora, a przynajmniej tak było do czasu, aż nie dodał kolejnych słów. Otworzyłem szeroko oczy i lekko się zarumieniłem. To nie było do końca tak jak myślał... Czy może właściwie było? Dlaczego uczucia były tak skomplikowane? Czemu nie potrafiłem zrozumieć, co czuje? Nie mogłem się przecież zakochać w Elisabeth. Miałem jej pomóc, a nie utrudniać powrót. Nie miałem jednak obecnie okazji nad tym za bardzo rozmyślać, bo już doszliśmy na miejsce. Poza nami było tu już też kilka innych osób. Na miejscu zwróciłem uwagę na herby krain Puszczy jak i szable w gablotach, które robiły niesamowite wrażenie. Mimo wszystko nadal nie byłem pewny jak sobie poradzę na tym przedmiocie. Zacząłem rozglądać się za herbem swojej krainy, aż nie usłyszałem rozmowy Aidana i Hectora.

 

- Puszcza ma wiele krain - stwierdziłem patrząc teraz bezpośrednio na nich. - Nie bez powodu mówi się, że jest nieskończona. Wielu z nich zapewne nie zna żadne z nas. Nie ma możliwości aby starczyło miejsca na herb każdej z nich. Sądzę, że to jest właśnie powodem braku herbu Nottingham, nic ponad to - dodałem, uśmiechając się przy tym do Aidana.

 

Sophie

Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że udało jej się być pierwszą od pokoleń, członkinią rodu królewskiego, która mogła zobaczyć ich dawną przodkinię, tę samą, która rozpoczęła zarówno ich dynastie jak i całego królestwa. Była ciekawa czy jej wujek wiedział, że ten obraz w ogóle tu spoczywał. Nie sądziła by tak było, bo na pewno by coś napomknął o tym przed ich wyjazdem do Akademii. Gdy przywiezie ze sobą idealnie odwzorowany portret pierwszej władczyni, znów pokaże jak wiele może być warta. Wciąż stawiała sobie za zadanie by to pokazywać, że jest godna swojej królewskiej krwi, która płynęła w jej żyłach, a przy tym w niczym nie jest gorsza od swojego kuzyna. Mimo wszystko mu też chciała pokazać ten obraz, bo to było po prostu zbyt ważne by móc to zignorować. Rozmyślania nad tym skończyły się w chwili, gdy nagle usłyszała pytanie Constantine. Po jej tonie nie była w stanie stwierdzić czy na pewno ją to interesuje, ale zdecydowała się mimo to zaufać intuicji i delikatnie przytaknęła.

 

- Nawet w pałacu nie ma żadnego obrazu, który przedstawiał ją w młodości. Ponadto aż do dzisiaj jej imię pozostawało nawet dla nas jej rodziny tajemniczą. Zawsze była tajemnicza, tak przynajmniej wynikało z opowieści, które opowiadała mi mama, gdy byłam małą dziewczynką. Wraz z jej zniknięciem, nigdy nie urodziła się już druga taka jak ona w naszym rodzie. Kobiety naszego rodu zawsze posiadały zdolności i możliwości, by uczyć się magii, ale żadna z nich nie posiadła aż takiego związania z żywiołem jak właśnie ona. Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwszą osobą z naszego rodu, która zobaczyła ten portret - mówiła z nieukrywaną radością, cały czas się lekko się przy tym uśmiechając. Była jednak trochę zdziwiona, że Emeralda jej nie dogryzła, gdy się zatrzymały. Na niewielką chwilę niepostrzeżenie na nią spojrzała i zauważyła coś jakby zainteresowanie obrazem, na co szczerze zdziwiona lekko mrugnęła.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Napięta atmosfera w klasie, która panowała od momentu, w którym nigdziarze weszli do środka i zaczęli z ostrożnością przyglądać się obskurnemu profesorowi, po słowach Christiana wyraźnie się rozluźniła. Kilka osób otwarcie prychnęło, niektórzy zachichotali, a jeszcze inni pozwolili sobie na drobne komentarze. Choć wielu uczniów nadal miało żal do dziekan za jej pogardliwe traktowanie, słowa Christiana i tak wydały im się śmieszne oraz, przede wszystkim, żałosne. Kamienną twarz zachowało tylko kilka olbrzymów, Alaric, Judith, Labrenda i Prisma. Sava przewróciła oczami i odchyliła głowę do tyłu, sycząc głośno "o ludzie...". Elvira najpierw uśmiechnęła się do Kim, a potem odnalazła wzrokiem Thomasa i uniosła jasne brwi, jakby chciała zapytać "Czy da się to jakkolwiek wyjaśnić?". Nawet Raver oderwał chłodne spojrzenie od siedzącej przed nim blondynki i wychylił się w ławce do Gilberta, szepcząc mu coś z miną wyrażającą pogardliwe rozbawienie. Na końcu także profesor, który obojętnie zarzucił nogi na biurko i obserwował ich z fajką w zębach, wypuścił z ust obłok śmierdzącego dymu i w krzywym uśmiechu zaprezentował wszystkim swoje krzywe, zniszczone zęby.

- Głośniej, głośniej. Nie mruczymy pod nosem, prawdziwy nigdziarz umie powiedzieć drugiemu w twarz, co o nim myśli - zachichotał złośliwie, gdy Sava i Scarlett równocześnie uniosły dłonie do ust i krzyknęły teatralnie "Kretyn!" - Chłopcze, a ty się tak nie krzyw, jak księżniczka w poplamionej sukience. Rozwalisz im gęby potem, bo w klasach z jakiegoś powodu to zabronione - większość uczniów znów wybuchnęła śmiechem, podczas gdy Adelia przełknęła ślinę, przykładając drżąca dłoń do bladego policzka, a Elvira pokręciła głową, najwyraźniej powątpiewając w to, co właściwie robi w tej klasie.

 

Szum w klasie zaczął się wyciszać, gdy profesor wstał z fotela i w jednym podskoku wylądował na własnym biurku, zwalając z niego kilka papierów. Zapytał Christiana o imię, odgarniając dłonią tłuste włosy, a gdy otrzymał odpowiedź, wychylił się do przodu, opierając łokcie na brudnych kolanach.

- No to sobie, Christian, ładnie powiedziałeś. Racja, jestem prawdziwym nigdziarzem; byłem w baśni, chociaż nigdy nie skończyłem Akademii - Przewracał w palcach drewnianą fajkę, z zadowoleniem obserwując szok na twarzach kilkorga uczniów. - No co tak wywalacie gały? Czasem się tak zdarza, chociaż jeszcze nigdy tak nie było, żeby ktoś nie z Akademii zabawił w takiej baśni na dłużej niż strona, dwie. Ale to wcale nie znaczy, że jesteście jacyś wyjątkowi, bo tu trafiliście. Co, pewnie wam się wydaje, że wszyscy, jak tu siedzicie, będziecie wielkimi czarnymi charakterami? A guzik prawda. Wszyscy na pierwszy rok przychodzą pewni siebie, a potem ryczą po kątach. Osiem osób, tylko tyle tu będzie kimś. Następne osiem skończy jako przydupas, a jeszcze następne jako badyl lub to - machnął palcem w górę, pokazując na gnijącą głowę niedźwiedzia.

Wielu uczniów przełknęło głośno ślinę, chociaż wciąż byli tacy, jak Raver i Elvira, którzy jedynie wychylili się bardziej do przodu, najwyraźniej zbyt przekonani o własnym potencjale, by przejmować się ostrzeżeniami.

 

Profesor szybko kontynuował, rozkładając się wygodniej na biurku, które zatrzeszczało pod jego ciężarem. Po raz kolejny wypuścił z ust obłok dymu, mrugając do siedzącej na tyłach Adelii, która natychmiast odwróciła głowę, tym razem powstrzymując się jednak przed położeniem na ławce i pogrążeniem we łzach. Na uwadze wciąż miała przecież swoje dwa ostatnie miejsca i Lisę, która tego wieczora miała przyjść i spróbować ją uratować; miała tylko nadzieję, że bez jakiegoś durnego księcia, który wszystko psuje.

- No ale wracając... Christian. Nie jestem dziekanem, bo dziekanem to tu może zostać tylko ten, co się zna na magii. A ja osobiście preferuję bardziej... tradycyjne metody załatwiania swoich spraw - Mlasnął obrzydliwie i rozejrzał po leżących w każdym kącie częściach zwierząt, wyraźnie poodcinanych lub poodrąbywanych - I nawet lepiej, że nim nie jestem, przynajmniej nie muszę słuchać tego pieprzenia o tym, jacy to zawszanie są cudowni, bo ciągle wygrywają - Niektórzy uczniowie, w tym Margo, zmarszczyli gniewnie nosy. - Ale co do dziekan Crystal, to bym na twoim miejscu uważał, bo ta babeczka doskonale wie, po jakiej stronie stoi. Może wygląda niepozornie, ale uwierz mi, że krwi i łez jej nie szkoda, szczególnie tych wylewanych przez wkurzające ją dzieci. No i jest jeszcze Lady Lesso, ta wiedźma-kłamczuszka - zarechotał, ignorując zdezorientowane miny nigdziarzy i zaintrygowane spojrzenie Elviry. - Tyle, że ona też ma rozmach. To potężne nigdziarki, nawet z tymi swoimi mięciutkimi włoskami i bladymi twarzyczkami - znowu zachichotał, najwidoczniej sam do siebie, a potem uderzył mocno dłonią w blat.

 

Uczniowie drgnęli w swoich ławkach, gdy profesor nagle wstał i zaczął przechadzać się pomiędzy stołkami, stukając popękanymi paznokciami w ich puste kociołki. Adelia miała wrażenie, że czuje serce trzepoczące boleśnie o żebra, gdy na chwilę przystanął też przy niej i brudną ręką potarmosił jej krótkie, rozczochrane włosy. Niektórzy zaśmiali się złośliwie, lecz dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, tylko wbiła spojrzenie we własne dłonie, zauważając na nich dwie maleńkie kropelki. Czyżby to znów były... - przyłożyła palce do policzka - ...łzy? To prawda, po raz kolejny nie była w stanie ich powstrzymać, jednak tym razem nie były one spowodowane strachem lub samotnością, tylko czystym obrzydzeniem, które paląco ścisnęło ją za gardło. Nie umiała sobie nawet wyobrazić, jak wiele zarazków jeszcze złapie w tej koszmarnej szkole...

Profesor tymczasem zatrzymał się ostatecznie przy ławce Walburgi, Elviry i Kim, opierając na niej dłoń i rozglądając po pozostałych nigdziarzach. Wszystkie trzy dziewczyny spojrzały na niego z wyrazem, przypominającym niechęć, choć z twarzy dziwacznej Kim ciężko było do końca odczytać emocje.

- Zanim zaczniemy zajęcia, dobrze by było sobie coś wyjaśnić. Jesteście na Pielęgnacji Brzydoty, na której według programu macie nauczyć się odrzucać swoją słabą, zewnętrzną powłokę na rzecz rozwijania wewnętrznego zła. Pytanie: po co? Przecież, jak Christian nam wcześniej przypomniał, nawet sama dziekan nie daje w tej kwestii wzorowego przykładu. Już spieszę z wyjaśnieniem - Złapał Elvirę i Walburgę za ramiona i bezceremonialnie pociągnął je do pozycji stojącej, w wyniku czego Walburga zasyczała jak wściekła kobra, a Elvira przymknęła oczy, za wszelką cenę zmuszając się do pozostania spokojną. - Otóż... gdy jesteśmy ślicznymi dziewczynkami, wydaje nam się, że jesteśmy lepsi, niż wszyscy wokół - ciągnął fałszywie przyjemnym tonem. - Czujemy pychę, która blokuje nasze postrzeganie. Za wszelką cenę staramy się utrzymać swoją śliczną buźkę nienaruszoną, co jest dla przeciwnika idealną słabością i sygnałem do ataku - Przesunął wielkimi paluchami po policzkach obu dziewcząt; pierwsza z nich obnażyła wściekle zęby, a druga stężała, starając się nie poruszyć. - No więc, możecie zapytać, dlaczego nasza dziekan ma taką śliczną buźkę? A no dlatego, że ona może sobie pozwolić na śliczną buźkę, bo jest na tyle potężna i doświadczona, że już odkryła i rozwinęła swoje wewnętrzne zło, bez niczego, co by ją blokowało. A tutaj mamy przed sobą dwie dziewczynki, których charakterki dopiero kiełkują. Śliczne buźki będą w tym przeszkadzać, więc na tych zajęciach pokażemy im, oraz wam, kim jesteście naprawdę, żebyście potrafili zrozumieć, jak bardzo guzik warta jest wasza uroda. Siadajcie. A ty, panno szlachcianko, jeśli na następnych zajęciach też będziesz próbowała przebierać się za dziekan, to zapomnij o tym, że zaliczysz ten przedmiot - Szarpnął za zmodyfikowany na suknię mundurek Walburgi.

 

Po tych słowach puścił obydwie nigdziarki, zmierzając z powrotem w stronę biurka. Blada twarz wiedźmy z Krwawego Potoku stała się ze złości niemal tak czerwona, jak jej oczy, Elvira natomiast sprawiała wrażenie nieporuszonej, gdy przy akompaniamencie śmiechów siadała z powrotem na swoje miejsce. Jedynym śladem, że słowa profesora zrobiły na niej jakiekolwiek wrażenie, były nieznacznie drżące dłonie, choć trudno było stwierdzić, czy była to wina roztrzęsienia, czy zwykłej, choć doskonale skrywanej wściekłości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Do uszu nigdziarza, który niedawno uznał, że profesor powinien być dziekanem, nie dochodziły szepty innych nigdziarzy. Ciężko było stwierdzić czy było to spowodowane tym, że nigdziarz nie zwracał uwagi w tej chwili na innych, będąc niezwykle zainteresowanym spotkaniem prawdziwego nigdziarza, czy może naprawdę nic nie słyszał. Thomas natomiast, który jak zawsze milczał, dostrzegł na sobie na chwilę wzrok Elviry, w którym najwyraźniej zauważył też jej nieme pytanie. Można było tak przynajmniej uznać, gdy na chwilę komicznie wzruszył ramionami w jej kierunku. Mimo to, nie to było najciekawsze, a to, że na niewielką chwilę na twarzy nigdziarza pojawił się delikatny uśmiech, pierwszy odkąd trafił do akademii.

 

Chłopak najwyraźniej też to dostrzegł, bo szybko wrócił do swojego obojętnego wyrazu twarzy i znów patrzył na nauczyciela. Sam do końca nie potrafił zrozumieć, co się właśnie stało. W jego życiu nie było powodów do uśmiechów czy innej radości, więc był pewny, że nie potrafi już tego robić, tymczasem Elvira w jakiś sposób sprawiła, że ten mu powrócił, nawet jeśli tylko na chwilę, tylko nie rozumiał jak. Podczas gdy Thomasa męczyły własne emocje, Christian już przestał ignorować podszepty innych nigdziarzy. Zwłaszcza gdy usłyszał te dwie żałosne panienki. Profesor jednak miał racje i dlatego też przestał się krzywić. Wiedział już, że gdy nie będzie żadnego nauczyciela wytresuje już je sobie odpowiednio.

 

Zaraz przestał o tym rozmyślać, bo profesor zwrócił się teraz bezpośrednio do niego. Chłopak powiedział krótko, ale wystarczająco głośno by można go było usłyszeć, Christian. Gdy usłyszał, że nauczyciel nie skończył akademii, był pod jeszcze większym wrażeniem. Właściwie to, po co komu ta cholerna Akademia? Kiedyś marzył by tu trafić, ale teraz? Akademia ze stronniczym Dyrektorem i niemal samymi kiepskimi nauczycielami, co nic nie wiedzieli o byciu złym. Oczywistym było, że ostrzeżenie ze strony nauczyciela do niego nie dotarło. Sam uważał, że dziś może mu gorzej poszło, ale już wiedział, że wkrótce pokaże wszystkim, że to on jest prawdziwym czarnym charakterem i dostanie własną baśń.

 

Słysząc powód, dla którego nauczyciel nie jest dziekanem, chłopak prychnął. Magia? A na co to komu do cholery? Tylko słabiutkie zawszańskie królewny oraz nic niewarte wiedźmy się tym parały, bo były po prostu zbyt żałosne do innej formy walki. A jeśli chodzi o czarnoksiężników, zawsze uważał ich za żałosnych leszczy, których łatwo było załatwić, gdy się tylko odpowiednio do nich zbliżyło. Podobnie jak nauczyciel, wolał tradycje. Uwielbiał czuć strach i adrenalinę swojej przyszłej ofiary, gdy błaga go o litość. Nie mógł się również nie zgodzić z nauczycielem, że wysłuchiwanie o cudowności zawszan, każdego by wyprowadziło z równowagi. Niby tacy wspaniali, a potrzeba było trzech książąt by go zatrzymać, tacy z nich twardziele tylko w grupie. Gdyby walczył wtedy sam, jeden na jednego, wiedział, że załatwiłby tamtego księżulka i tą księżnisie bez najmniejszego problemu. Przez chwilę zaczął się nawet zastanawiać, czy to nie będzie właśnie jego przyszłe nemezis.

 

Oczywiście i nad tym nie miał okazji za bardzo skupić swoich myśli, bo nie chciał by którekolwiek słowo nauczyciela mu umknęło. Słysząc o obecnej dziekan, zmarszczył brwi. Trzykrotnie ta wiedźma mu podpadła i miał nadzieje, że i profesor przyzna, że jest ona żałosnym dziekanem nieznającym się na własnej robocie. Tymczasem tak nie było. Gdy mężczyzna wspomniał o krwi i łzach, które lubiła ich dziekan, przypomniał sobie o zastrzyku, który mu zafundowała. Na wspomnienie tego mocniej zacisnął pięść. Pewnego dnia, gdy już zabije swoje nemezis, wiedział, że wróci i poderżnie jej gardło i to tyle będzie z jej potęgi. Na razie uznał, że posłucha rady profesora i nie będzie denerwował tych dwóch wiedźm. Niespodziewanie zmarszczył lekko brwi, jakby coś do niego doszło... Co jeśli któreś z nigdziarzy powie dziekan o jego słowach na tej lekcji? Czy to byłby dla niej powód do zemsty? Lekko przełknął ślinę na samą myśl o tym.

 

Wtedy też profesor wstał od ławki, a gdy był pewny, że go nie widzi, spojrzał w kierunku Scarlet i Savy uśmiechając się wrednie do nich. Zbliżył do swojego gardła dłoń, a z rękawa wyjął nóż, przejeżdżając nim niby sobie po gardle. Chciał im dać do zrozumienia, co je czeka i lepiej by teraz się pilnowały. Obrócił wzrok w samą porę by zobaczyć, jak nauczyciel podnosi Elvire i Walburge, co jeszcze bardziej zwiększyło jego zadowolenie na tej lekcji. Kątem oka spojrzał na Thomasa, który co ciekawe pozostał obojętny na twarzy, co go zupełnie zbiło z tropu. Czyżby jednak się mylił?

 

Oczywiście to, co mówił profesor, nie było tak obojętne dla Thomasa. Po prostu chłopak wiedział jak zawsze ukazać obojętność, nawet gdy paliły się w nim inne emocje, nie licząc tego uśmiechu do Elviry, którego nie potrafił opanować. Słysząc o tym, co czeka część nigdziarzy po akademii, nie czuł się komfortowo. Chociażby właśnie dlatego, że sam nadal nie wiedział, jaka rola czeka go, gdy to wszystko się skończy. Słowa o potędze Dziekan Crystal oraz Lady Lesso go nie zdziwiły, bo od początku przeczuwał, że z tymi kobietami się nie igra.

 

Zachowanie samokontroli przez chłopaka dopiero jednak miało zostać poddane próbie. Nie reagował na przechadzanie się profesora po klasie, a przynajmniej do czasu aż ten nie zbliżył się do ławki Elviry. Gdy jego paskudne łapsko ją złapało, sprawiając, że dziewczyna posłusznie stała, Thomas aby dalej zachować samokontrolę musiał z całej siły chwycić swoją ławkę. Nadal jednak to nie było wszystko, bo fala wściekłości naszła go dopiero, gdy zobaczył jak ten parszywiec dotyka policzka Elviry. Dłonie nigdziarza zacisnęły się na ławce z taką siłą oraz furią, że nawet nie zauważył jak po jego dłoniach zaczyna spływać krew, zupełnie jakby nie czuł tego bólu, a nawet nie zwracał uwagi na ślady, jakie powstały na ławce. Mimo to, na jego twarzy, nie sposób było zobaczyć gniewu, a tylko typową obojętność. Nie zmieniało to faktu, że cały czas od tego "pokazu" wyobrażał sobie jak łapie mężczyznę za kark, a następnie agresywnie uderza jego głową o biurko. Dopiero gdy już odszedł od nigdziarek, chłopak puścił ławkę, a kiedy to zrobił kilka razy zacisnął dłonie, czując w końcu świeże rany na nich.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra, dziewczęta

Lisa i Stephanie były jednymi z pierwszych dziewcząt, które dotarły pod klasę Pielęgnacji Urody. Dały sobie chwilę czasu na rozejrzenie się po wspaniałym korytarzu, którego ściany porastały sztuczne, kryształowe kwiaty; zaledwie parę kroków dalej marmur zamieniał się w bladoróżowe i liliowe szkło, wyznaczające nie tylko tunel widokowy, ale także najprawdziwszy ogród, pełen pachnących róż, cicho podzwaniających konwalii i wielobarwnych chryzantem, wydających się szeptać do przechodzących tamtędy uczniów. Obydwie dziewczyny z ledwością powstrzymywały chęć, by wyruszyć tym tunelem i zobaczyć, co znajduje się poza nim - gdzie prowadzi dalej korytarz - na szczęście zewsząd zaczęły schodzić się już inne księżniczki, które wepchnęły się na ich miejsce. Choć cały wystrój zamku mógł nie być w stylu Lisy, dla której jego perfekcja nadal wydawała się złowieszcza, wciąż był on jednak niezwykle intrygujący. Podczas gdy inne zawszanki podziwiały widok na Zatokę Połowiczną i przykładały twarze do kwiatów, Stephanie pociągnęła Lisę z powrotem i obie stanęły przy drzwiach, pogrążając się w rozmowie na temat kary dziewczyny za bójkę na Polanie i tego, co czeka ich na nadchodzącej lekcji. Wyjątkowy wystrój korytarza miał jeszcze jeden plus; księżniczki nie zwracały już uwagi na nowy wygląd Lisy. Choćby Constantine pociągnęła tam swoje dwie towarzyszki i wyraźnie widać było, z jak wielkim trudem utrzymuje swoją poważną postawę, opowiadając o tym, że identyczne róże znajdują się w jej własnym ogrodzie. Zaledwie kilka sekund później dołączyła do nich również księżniczka Magda, która przyglądała się roślinom nie tyle z zachwytem, co ze szczerym zaintrygowaniem. To ona pierwszy wyłapała wzrokiem tabliczkę, na wpół przysłoniętą przez liczne pnącza.

- Tak, tak chyba właśnie jest, księżniczko. Napisano tu "Oranżeria imienia Amarindy i Gladioli" - powiedziała z cieniem uśmiechu na ustach.

- Och, to moja mama i jej przyjaciółka, Dobra Czarownica z Południa! - Constantine przyłożyła obie ciemne dłonie do ust, jakby jej szeroki uśmiech był rzeczą wstydliwą.

 

Dokładnie w tym momencie otworzyły się drzwi klasy i stanęła w nich jedna z najbardziej ekscentrycznych kobiet, jakie dziewczęta mogły jak do tej pory ujrzeć w Akademii Dobra. Choć ewidentnie miała już swoje lata, co pokazywały ledwie widoczne zmarszczki wokół oczu, promieniowała trudną do zdefiniowania elegancją i wytwornością. Jej długie włosy były czarne jak obsydian, lecz miękkie niczym delikatny obłok; staranne upięcie w kilka mniejszych warkoczy, pozostawiające jednak sporą ich część puszczoną wolno po ramionach, przywodziło na myśl mistyczną, leśną driadę. Kobieta miała na sobie nauczycielską szatę w barwie szmaragdowej zieleni (pasującej do jej oczu), przyozdobioną kilkoma dodatkowymi woalami i falbanami. Na jasnej szyi spoczywał naszyjnik z maleńkimi, bladozłotymi kryształkami, a po dokładniejszych oględzinach, dało się dostrzec takie same w uszach i ciemnych włosach nauczycielki. Długie rzęsy były ciężkie od starannie rozprowadzonego tuszu, a intensywnie czerwone usta rozjaśnił uśmiech, gdy tylko jej spojrzenie spoczęło na zestresowanych uczennicach, które natychmiast utworzyły elegancki rządek. Głos kobiety zabrzmiał przyjemnie melodyjnie, gdy zwróciła się do nich, zapraszając do środka.

Klasa na pierwszy rzut oka nie wydawała się zbytnio różnić od poprzednich; dopiero po kilku chwilach Lisa zrozumiała, że zamiast ławek rozłożone są wygodne pufy i niskie, filigranowe stoliczki, a wszystkie szafki i półki naokoło wypełniają wielobarwne tkaniny, puzderka, kosmetyki i flakoniki. Na środku klasy, dokładnie pod wielkim, połyskującym żyrandolem, znajdowała się pusta przestrzeń z podestem, na której widok oblały ją zimne poty.

- Czym ja sobie na to wszystko zasłużyłam... - mruknęła idąca obok Stephanie, brzmiąc na równocześnie przerażoną i rozbawioną. 

Lisa całkowicie się z nią zgadzała, a winę za brak natychmiastowego komentarza zrzuciła na to, że duszący zapach kwiatowych perfum i słodkich, owocowych mazideł na dłuższą chwilę całkowicie ją oszołomił. Dopiero, gdy obie zajęły miejsce na jednej z najbardziej oddalonych od środka kanap, zacisnęła oczy, pokręciła głową i schowała twarz w dłoniach.

- Lisa? - zapytała zaniepokojona Stephanie, tarmosząc w rękach jedną z satynowych poduszek - Co robisz?

Odpowiedź, która nadeszła, była przytłumiona i pełna rezygnacji.

- Zastanawiam się, w którym dokładnie momencie swojego życia uczyniłam coś, co sprawiło, że Dyrektor Akademii pomyślał "Tak, to właśnie jest miejsce dla niej".

Stephanie wybuchnęła gromkim śmiechem, co sprawiło, że przechodzące obok podekscytowane księżniczki spojrzały na nią z niesmakiem.

 

Minęło kilka chwil, zanim wszystkie dziewczęta zajęły wygodne miejsca. Lisa ze swojego miejsca była w stanie dostrzec księżniczkę Magdę, wyglądającą nagle na podejrzanie zmęczoną oraz Nerysę, ze śmiechem odrzucającą do tyłu długie, brązowe włosy i opowiadającą coś wyraźnie zestresowanej Monice. Emeralda zdążyła w międzyczasie odłączyć się od Constantine i Sophie, które zajęły dla siebie podwójną sofę. Wszystkie rozmowy ucichły, gdy profesor zaklaskała cichutko w dłonie i zaczęła przechadzać się pomiędzy księżniczkami.

- Ale z was wspaniałe dziewczynki. Oui, wyjątkowy rocznik, wyjątkowe typy urody. Magnifique - Uśmiechnęła się z zadowoleniem do Vivienne i Sophie, z obojętnością przechodząc obok miejsca Lisy i Stephanie, co dziewczyny przyjęły z ulgą.

Zaledwie kilka sekund później nauczycielka opadła z gracją na największą kanapę w pomieszczeniu, pozłacaną i obitą zielonym perkalem. To właśnie z tego miejsca, gdzie przyjęła prawdziwie portretową pozę, rozpoczęła swój wstęp do przedmiotu.

Bonjour, moje drogie księżniczki. Nazywam się Narcyza Sericia i będę waszą nauczycielką Pielęgnacji Urody, przedmiotu na którym nauczycie się nie tylko z królewską godnością dbać o zewnętrzne piękno, ale również oczarowywać i zachwycać głębią swojego...

Stephanie nachyliła się dyskretnie do Lisy i szepnęła:

- Ale żebyś miała stuprocentową pewność, że jedynym powodem, dla którego jeszcze tego słucham, zamiast zacząć wielką bitwę na poduszki, jest moje zmartwienie twoim stopniem.

Ramiona Lisy zatrzęsły się lekko od tłumionego chichotu. Chociaż wciąż dręczył ją strach o przetrwanie w tej szkole i o to, co może przeżywać Adelia... dobrze było mieć przy sobie Stephanie, która potrafiła w każdej sytuacji rozładować atmosferę.

 

W tym czasie nauczycielka kontynuowała wykład, elegancko przykładając dłoń do lekko zaróżowionego policzka.

- ... korzystać będziecie przede wszystkim z podręczników Jak zdobyć swojego księcia? oraz Księga recept na piękno, część 1, choć, naturellement, nie musicie zawsze nosić ich przy sobie, służą one przede wszystkim do nauki własnej i jako pomoc przy zleconych zadaniach. Na pierwszym roku w mojej klasie spodziewać się możecie tygodniowych testów, teoretycznych lub praktycznych, oraz końcoworocznego projektu na zaliczenie - Uśmiechnęła się łagodnie, widząc zainteresowanie na twarzach niektórych uczennic. - Wedle tradycji, każda księżniczka wylosuje wtedy imię koleżanki i będzie musiała w ciągu godziny przeprowadzić na niej widowiskową la transformation przy użyciu środków dostępnych w naszych Salach Urody. Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania...

Niektóre zawszanki wydały z siebie ciche westchnięcia ekscytacji i złapały za ręce siedzące obok towarzyszki, jednak dwie dziewczyny siedzące na końcu wyglądały, jakby całkiem zdębiały. Nawet Lisa, która wiedziała przecież, że prędzej ucieknie niż pozwoli zrobić z siebie baśniową księżniczkę, miała wrażenie, że przeszedł ją dreszcz niepewności.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Aidan wydawał się nieco uspokojony słowami Alana, choć na jego twarzy nadal wyraźnie widać było chwilową ponurość; chłopak od samego początku nie był zbyt dobry w ukrywaniu emocji, ba, nie wydawał się nawet chcieć ich ukrywać, co tak mocno wyróżniało go spośród wiecznie eleganckich książąt, od dziecka uczonych zachowywania odpowiedniej postawy.

- Szkoda. Chciałem wam pokazać, jak wygląda nasz herb, bo nie wiem, czy widzieliście... - Chłopak nagle przerwał i skulił się, jakby coś do niego dotarło. - Chociaż nie no, ty Alan pewnie wiesz, bo jesteś księciem i w ogóle. Książętom się pokazuje takie rzeczy - dodał szybko, jakby oczekiwał, że współlokatora urazi to, że wydawał się o tym zapominać. 
Zanim zdążyliby dłużej o tym porozmawiać, wśród nadchodzących zawszan wyłoniła się nagle wysoka sylwetka profesora Daramisa, który, sądząc po jego urywanym oddechu, najwyraźniej sam dopiero co tutaj przybiegł. 

- Ufff... prawie się spóźniłem. To co, chłopaki? Wchodźcie do środka, rozgośćcie się, dzisiaj będziemy głównie rozmawiać - Profesor uśmiechnął się olśniewająco, pomimo zmęczenia emanując tą samą energią i pogodą ducha, co na pierwszej lekcji.

 

Wchodząc do środka, wielu uczniów wymieniało rozbawione spojrzenia. Klasa nie była specjalnie wyjątkowa; poza gobelinami przedstawiającymi rycerzy, klęczących na jednym kolanie przed damą serca oraz dodatkowym, pustym miejscem przed ławkami, nie było tu niczego, co wskazywałoby na naturę przedmiotu. Dla części książąt, którzy spodziewali się pewnie ujrzeć specyfiki w szklanych fiolkach i wieszaki pełne wielobarwnych ubrań, musiało to być prawdziwą ulgą. Usiedli w dwójkach, wielu wciąż dyskutując o wydarzeniach z Polany i obrzucając Alana niechętnymi spojrzeniami. Dopiero Kato i Odion, którzy odłączyli się od tłumu, by podejść do ławki, którą zajął razem z Aidanem, wydawali się nie mieć do niego żadnego żalu o to, że wyszedł z pomocą wiedźmie (lub, jak niektórzy pewnie wciąż sądzili, wiedźmom).

Niższy z braci bliźniaków odezwał się głosem emanującym podziwem, a stojący za nim wyższy pokiwał przyjacielsko głową.

- Ja tylko chciałem powiedzieć, że uważam, że zachowałeś się bardzo dzielnie, Alan. No wiesz, z tym postawieniem się dziekanom i w ogóle. Księżniczka Lisa naprawdę na to nie zasługiwała, w końcu to nie ona była tą wiedźmą, która wywołała walki, nie? Tylko ta druga Czytelniczka. Szczerze, to nawet mi trochę wstyd, że sam niczego nie zrobiłem - ciemnooki książę wyciągnął do Alana opaloną dłoń; nieustający uśmiech stworzył w jego policzkach urocze dołeczki.

Przechodzący niedaleko nich Edward wydawał się usłyszeć słowa Kato. Co dziwne, z jakiegoś powodu nieco go one zażenowały; odwrócił głowę i odszedł na daleki kraniec klasy. Ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, że uznał słowa chłopca ze Szmaragdowej Zatoki za śmieszne, czy może raczej z powodu głęboko skrywanego poczucia winy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophie

Niedługi czas później, dziewczyna starała się już nie myśleć o obrazie, który zobaczyła. To nie tak, że chciała go wymazać z pamięci. W żadnym razie tak nie było. Chodziło o to, że musiała się skupić na lekcjach. Patrząc na obecne wyniki była co najwyżej przeciętna. Jakby ojciec ją teraz zobaczył najpewniej nie kryłby się z tym ile zawodu mu sprawiła. Nie raz w końcu słyszała, że jest z rodu królewskiego, a ponadto wpływowej rodziny. Nadal pamiętała to jak był nią rozczarowany, gdy okazało się, że dziewczyna nie ma predyspozycji by zarządzać rodzinnym majątkiem. Nie mogła więc zawieść w byciu księżniczką, inaczej nigdy nie będzie mogła się pokazać rodzinie na oczy.

 

Oczywiście starała się również skupiać uwagę na swoich towarzyszkach, a zwłaszcza na Constantine. Jak do tej pory chyba tę księżniczkę polubiła najbardziej. Emeraldy starała się unikać, tak jak i jej wzroku. Nie sądziła by kiedykolwiek zdołała znaleźć z tą księżniczką wspólny język. Nie trwało długo jak wszystkie dotarły pod klasę, a Constantine zaczęła wspominać im o kwiatach będących niedaleko klasy. Sophie zbliżyła lekko twarz, by powąchać owe kwiaty, były naprawdę piękne, a przy tym wydzielały przyjemny zapach. Podobnie jednak jak Alan zawsze najbardziej ceniła białe róże, przypominające jej dom. Odsunęła twarz od kwiatów, gdy usłyszała nagle głos księżniczki Magdalene, nie spodziewając się jej zupełnie w tym miejscu. Teraz przynajmniej już były świadome dlaczego kwiaty wydały się tak podobne Constantine do tych z jej rodzimych stron. Nim jednak dziewczyna zdążyła coś więcej dodać drzwi klasy otworzyły się.

 

Nauczycielka, która opuściła klasę zdecydowanie była inna niż wszyscy nauczyciele, których do tej pory widziała. Mimo, że widać było, że ma już kilka lat na karku przez charakterystyczne zmarszczki, których sama Sophie zawsze się bała ujrzeć kiedyś na swojej twarzy. Nie mogła zaprzeczyć, że nauczycielka znała się na elegancji i poczuciu stylu. Liczne dodatki jak i niesamowita pielęgnacja ciała, zapewniły jej urok pomimo wieku. Zaraz jednak dziewczyna stanęła wraz z innymi zawszankami w równym rzędzie tuż obok Constantine, a chwilę później wraz z resztą zawszanek ruszyła. Oczywiście, gdy tylko jej stopa przekroczyła próg klasy, zaczęła się zaciekawiona rozglądać po pomieszczeniu.

 

Klasa może i wydawała się podobna do każdej innej, ale tylko dla niewprawnego oka, Sophie zaraz dostrzegła liczne akcesoria do poprawy urody, wygodne pufy czy stoliki. Zajęła miejsce na jednej z nich, wspólnie z Constantine, ciesząc się w duchu, że w końcu uwolniła się od wrogiej Emeraldy. Zapach, który unosił się w klasie był niesamowicie przyjemny i trochę jej przypominał perfumy, których sama używała. Szybko skupiła swoją uwagę na nauczycielce, pamiętając jaki ma cel. Nie mogła tym razem wypaść przeciętnie, musiała się postarać by zająć jak najlepsze miejsce podczas tej lekcji.

 

Kiedy dostrzegła uśmiech nauczycielki skierowany w jej stronę, dziewczyna poczuła się trochę lepiej, bo to świadczyło, że musiała zwrócić na siebie choć w niewielkim stopniu uwagę kobiety. Testy jakoś niespecjalnie martwiły Sophie. W końcu zawsze sobie dawała radę w kwestiach wyglądu, więc i tu powinna sobie poradzić. Mimo to, podręczniki ją trochę zaintrygowały. Zwłaszcza ten o zdobyciu księcia, bo znów pomyślała o Edwardzie. O tym jak był dla niej rycerski podczas obiadu, a nawet jak po lekcji dobrych uczynków czekał specjalnie na nią. Czuła jak znów wracały do niej obrazy jego niesamowitego wyglądu, gładkiej skóry, niesamowicie ciemnych oczu oraz wspaniałych zadbanych włosów. Dziewczyna szybko pokręciła głową, starając się oddalić te obrazy. Nie mogła teraz znów wypaść źle przez roztargnienie. Wtedy na pewno by już nie zwrócił na nią uwagi. Znów szybko mrugnęła, zdając sobie sprawę, że przecież priorytetem zawsze musiała być rodzina.

 

Jej szerokie, a zarazem głębokie rozmyślania skończyły się w chwili, gdy usłyszała jak nauczycielka mówi o końcowym egzaminie i po raz pierwszy podczas tej lekcji lekko zdębiała. Były co najmniej trzy osoby, z którymi nie chciała być w grupie. Co ciekawe, nie Czytelniczka czy ta Stephanie stała na szczycie tej listy, a Emeralda. Nadal nie była pewna jak daleko może się posunąć ta dziewczyna, ale wcale by się nie zdziwiła gdyby celowo zniszczyła jej urodę byle tylko Edward przestał na nią zwracać uwagę. Nie mówiąc o kolejnej sprawie. Sophie nikomu, ale to zupełnie nikomu nie pozwalała poprawiać swojego wyglądu, chyba, że znającej się na tym służbie pałacowej. W końcu uroda dziewczyny była niezwykle delikatna, co sama nieraz zaznaczała. Tylko ona mogła się poszczycić aż tak delikatną cerą w całym królestwie.

 

Alan

- W tej Akademii, Aidanie wszyscy jesteśmy książętami - odpowiedziałem z lekkim śmiechem w jego stronę, widząc jego reakcje na swoje niedawne słowa.

Niestety tylko tyle wyszło z moich ust, bo zaraz pojawił się zmachany profesor, Daramis. Mimo, że nie uczył raczej przedmiotów w moim guście, to wciąż wydawał się jak do tej pory bardzo sympatyczny. Poczułem ulgę słysząc, że mamy dziś tylko rozmawiać, z tego chyba nie dało się aż tak słabo wypaść. Powoli wykonałem polecenie i wraz z innymi wszedłem do klasy,

 

Ponowna niespodzianka czekała mnie w klasie. Byłem pewny, że klasa będzie przesadnie urządzona, a niemal wszędzie będą jakieś flakony czy inne mazidła, które miały nam pomóc w naszej urodzie. Nic takiego nie znalazłem. Widok obrazów rycerza klękającego przed damą serca mi nie przeszkadzał, a nawet wyglądał odpowiednio na tym przedmiocie. Przez krótką chwilę, gdy na niego patrzyłem, ujrzałem zamiast rycerza siebie, a za księżniczkę, przed którą się kłaniam, Elisabeth i szybko pokręciłem głową, starając się pozbyć tego obrazu. Nie potrafiłem pojąć, co się ze mną działo. Szybko zająłem miejsce obok Aidana, starając się o tym nie myśleć, tak jak o książętach, którzy byli do mnie wrogo nastawieni. Nie żałowałem tego co zrobiłem, co więcej byłem gotowy zrobić to ponownie, jeśli byłaby taka potrzeba.

 

Zdziwiłem się jednak, gdy ktoś podszedł do naszej ławki, a nie był to Hector. Uniosłem wzrok na nieoczekiwanych gości, którym okazali się Kato i Odion. Mówiąc szczerze już od czasu wczorajszego śniadania wydawali się wyjątkowo w porządku i nic specjalnie do nich nie miałem. Mimo to, nie spodziewałem się ich obecności teraz. Słysząc słowa Kato, byłem w niemałym szoku, ale nie tylko z powodu słów o moim zachowaniu podczas obiadu. Kato był już kolejną osobą, która potwierdzała, że wina leżała po stronie Adelii. Co jeśli ona naprawdę była wiedźmą? Elisabeth nigdy w to nie uwierzy, ale bałem się, że jeśli to prawda, to któregoś dnia może jej się stać coś strasznego przez to zaślepienie. Przestałem o tym myśleć, widząc wyciągniętą rękę, na co lekko się uśmiechnąłem się, a następnie ją uścisnąłem.

 

- Dziękuje w imieniu swoim jak i Elisabeth, bo sądzę, że i ona by się ucieszyła. Poza tym najważniejsze, że dostrzegasz prawdę i nie winisz za to wszystko właśnie jej. Nie musisz się zadręczać tym co było. Ważna jest obecna chwila i każdy nawet najmniejszy drobny gest, który daje więcej niż się wydaje - mówiłem nadal się uśmiechając.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Po teatrzyku, jaki profesor Angle odstawił z Elvirą i Walburgą, klasa podzieliła się na dwa obozy. Tych, którzy byli zachwyceni, że pięknym dziewczynom ktoś nareszcie utarł nosa oraz tych, dla których te zajęcia nie przynosiły sobą żadnej wartości i najchętniej w ogóle by na nie nie uczęszczali. Oczywiście, na końcu sali siedziała także Adelia; przecierająca szorstkim rękawem twarz i kuląca się tak, by nie zwrócić na siebie przypadkiem uwagi nauczyciela. Tak jak wszyscy, czekała w napięciu, by dowiedzieć się, jakie będzie ich dzisiejsze zadanie, choć dla niej miało to o tyle większe znacznie, że wynik mógł zaważyć na całej jej przyszłości. Co ciekawe, nie czuła jedynie przerażenia, ale także pewne kapryśne poczucie, mówiące wyraźnie, że to nie powinna być ona. Była chorym, delikatnym dzieckiem; dlaczego niby miała sama walczyć o własne dobro? Słabszym zawsze trzeba pomagać - Adelia wiedziała o tym doskonale i tym bardziej nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Dyrektor zrzucił ją tutaj, a nie w Akademii dla wrażliwych i łagodnych. Z drugiej strony, po poznaniu "Stephanie" ciężko było już mówić o dobrych, grzecznych księżniczkach.

Zarówno Adelia, jak i Lisa nie pasowały do żadnej ze szkół i powinny jak najszybciej stąd uciec; do bezpiecznego Gawaldonu, tam, gdzie żadne wiedźmy i żadni książęta nie próbowali zniszczyć ich przyjaźni.

 

Żeby jednak móc uciec, musiała zaliczyć te zajęcia, więc ostatni raz pociągnęła nosem i skupiła się na tym, o czym mówił profesor. Obleśny mężczyzna znów usiadł na ławce i wypuszczał z ust obłoki duszącego dymu, które niemalże przysłoniły im jego blade, przekrwione oczy. Opowiadał o tym, jak miały wyglądać zajęcia, choć jego ton był przy tym na tyle szybki i lekceważący, jakby chciał przez to przemknąć jak najszybciej.

- ...podręczniki macie, więc je noście, bo tam będą różne receptury. Na pierwszym roku skupimy się przede wszystkim na ogólnej pielęgnacji brzydoty, nauczę was, jak definitywnie zrzucać te słabe, zewnętrzne powłoki. Na drugim przejdziemy do bardziej skomplikowanych rzeczy, takich jak mutacje i deformacje, które sprawią, że słabi zawszanie zaczną robić pod siebie na sam wasz widok. Choć nie przeczę, że kilku wspaniałych brzydali już tutaj mamy - uśmiechnął się złowieszczo, patrząc na De i Labrendę. - Więcej na razie nie musicie wiedzieć. No, oczywiście zadania w klasie są oceniane, ale to żeście pewno zauważyli już wcześniej. A co do dzisiejszego tematu... - Mężczyzna zatarł z zadowoleniem brudne ręce, pozwalając, by kilka tłustych kosmyków opadło mu mrocznie na twarz. - Często nigdziarze mają na pierwszych godzinach problem ze słuchaniem moich poleceń; specjalnie robią wszystko gorzej, bo boją się o swoje delikatne, młode buźki - Niektórzy zmarszczyli brwi, jakby mieli ochotę temu zaprzeczyć. - Ale ja mam na to idealne rozwiązanie; zanim przejdziemy do transformacji osobistych, które są najważniejsze i z których na końcu będę was rozliczał, zrobimy sobie kilka lekcji wstępnych - Z ust profesora wyrwał się chichot, zanim rozkazał niskim, surowym tonem: - Macie piętnaście sekund na dobranie się w pary.

 

W tym właśnie momencie drzwi klasy otworzyły się z hukiem i do środka wleciał zdyszany, szczupły chłopak, natychmiast podbiegając do profesora, zanim pozostali uczniowie zdążyliby poodwracać głowy i w jakikolwiek sposób skomentować jego spóźnienie.

- Prze...przepraszam, panie... profesorze - wyrzucił chłopak na wydechu, rozglądając się z zaniepokojeniem po wystroju klasy; Elvira uniosła lekko jedną brew, gdy zdała sobie sprawę, że to Navin. Obrzydliwe zachowanie nauczyciela sprawiło, że do tej pory nieszczególnie zastanawiała się nad tym, dlaczego jeszcze go nie ma. - Nauczycielka mnie zatrzymała. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy - dodał nigdziarz, gdy już zdołał nieco się uspokoić. Choć nie była to całkowita prawda, w końcu Navin sam zainicjował rozmowę z Lady Lesso, Angle wydawał się być bardziej rozbawiony niż rozeźlony.

- Chodź tu, chłopcze - powiedział do niego przymilnym tonem, a kiedy Navin, drżąc od stóp do głów, zbliżył się do biurka, profesor bezceremonialnie wepchnął mu swoją fajkę między zęby - No dalej, zaciągnij się - głos profesora przybrał nagle bardziej surową barwę, więc drobny nigdziarz nie miał wyjścia, jak tylko spełnić to dziwaczne polecenie.

Wystarczyło parę sekund, by, zupełnie niezaskakująco, zakrztusił się dymem. Przez chwilę ze łzami w oczach walczył o oddech, aż w końcu nauczyciel wybuchnął śmiechem i z całej siły klepnął go w plecy.

- Dobra, dobra. Siadaj, chłopcze, ale jeszcze jedno takie spóźnienie i pójdziesz odwiedzić Bestię w Sali Udręki - Kiedy Navin, wciąż ściskając się za nos (tytoń w fajce Angle'a musiał być niewyobrażalnie ohydny), usiadł na najbliższym wolnym miejscu, nauczyciel zmierzył klasę wzburzonym spojrzeniem i warknął: - Pięć sekund.

 

Uczniowie otrząsnęli się, przypominając o tym, co powinni zrobić. Chociaż większość nigdziarzy powątpiewała w to, by profesor mógł ich ciężko ukarać za niedobranie się w pary, nie zamierzali wystawiać na próbę jego cierpliwości. Jako, że nie wszystkie ławki były dwuosobowe, część zmuszona była wstać i przejść się po klasie, w poszukiwaniu osoby do kompletu. Elvira spojrzała na Walburgę, a potem na Kim, ostatecznie przysuwając się do tej pierwszej; wizja pozwolenia komukolwiek na manipulowanie ze swoim wyglądem była niewygodna, ale jeżeli już miała wybierać, w rękach surowej i eleganckiej Walburgi czuła się zdecydowanie bezpieczniej. Kim, widocznie nieporuszona, przeniosła się więc ze swoją torbą do niezbyt zadowolonej z tego faktu Prismy. Niektórzy, tak jak Judith i Margo lub Sava i Scarlett, w ogóle nie wstali ze swoich miejsc, będąc w parze od samego początku, lecz choćby fioletowoskóry Vin przemknął się szybko na drugi koniec klasy do wampira Eudona, a Labrenda rzuciła torbę na ławkę przed sobą i opadła na krzesło obok Alarica. Alisa, pozostawiona sama sobie wśród współlokatorek, przeniosła się na najbliższe puste miejsce, zaraz obok Christiana. Jej trupioblada twarz pozostawała jednak bez wyrazu i nie zaszczyciła nigdziarza ani jednym słowem, czy spojrzeniem. Do Thomasa z niechęcią przeniósł się Lavalle. Chłopak, z jakiegoś powodu roztaczający wokół siebie atmosferę chłodu, przywodzącego na myśl lodową klasę Lady Lesso, miał w sobie chociaż tyle uprzejmości, by przedstawić się i rzucić krótką, choć niepokojącą uwagę.

- Lavalle z Lodowych Pól. Postaraj się jak najrzadziej mnie dotykać - głos chłopaka był ochrypły, lecz nie złośliwy; można by wręcz pomyśleć, że jego rada miała przyjazne intencje.

Na końcu sali, samotna w potrójnej ławce, pozostawała jeszcze tylko Adelia. Dziewczyna na początku odetchnęła z ulgą na myśl o tym, że nie będzie musiała zmuszać się do wyniszczania własnego zdrowia i wyglądu, byle tylko zdobyć odpowiednio wysoką ocenę. Równocześnie dotarło do niej jednak, że w takim razie będzie musiał zrobić to ktoś inny, zapewne o wiele brutalniej i bezlitośnie. Nie zdążyła jeszcze nawet dobrze spanikować, a na miejsce obok opadł chłopak, który zdecydował się odłączyć od swoich dwóch współlokatorów. Roztrzęsionej Adelii serce przyspieszyło do tego stopnia, że czuła jego pulsowanie całą sobą, nie tylko w klatce, lecz również w gardle i opuszkach palców. Jej twarz przybrała niezdrową barwę brudnego różu, po tym jak równocześnie zbladła z przerażenia i pokryła się czerwonymi plamami wstydu, na wspomnienie tego, co pomyślała zaledwie chwilę wcześniej w korytarzu; jak mogła sobie wyobrażać, że brak uwagi tego chłopca jest w jakikolwiek sposób uwłaczający?

Idź sobie - syknęła przez zaciśnięte, postukujące o siebie cicho zęby.

Raver jedynie uniósł subtelnie brwi; w tym samym momencie, w którym profesor klasnął w dłonie, sygnalizując koniec czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Słysząc o zawszanach, którzy będą trzęśli się ze strachu na sam ich widok, Christian już nie mógł się doczekać, aż przejdą do lekcji o deformacjach i mutacjach. Niestety na to przyjdzie mu czekać jeszcze rok. Nigdy nie dbał o higienę i własny wygląd, wiedząc po prostu od początku, że tak zachowuje się prawdziwy nigdziarz. Spojrzał kątem oka po klasie i na chwilę zatrzymał wzrok na ławce, w której siedziała Elvira i jej współlokatorki. Nie do końca sądził, by im pomogła jakakolwiek transformacja. Kto mógł się ich bać? Tak jak zwykle to miało miejsce, Thomas miał zupełnie odmienne zdanie od swojego współlokatora. Mówiąc szczerze jego ciało mu jakoś specjalnie nie przeszkadzało i nie bardzo miał ochotę je na siłę zmieniać w coś obrzydliwego, tylko po to żeby kogoś straszyć. Nigdy nie potrzebował do tego wyglądu w miasteczku, z którego pochodził. Tam opowieści, plotki oraz jego styl życia załatwiły całą sprawę, wygląd był do tego zbędny. Oboje mimo to mieli takie same odczucia, gdy nauczyciel kazał im się dobrać w pary.

 

Thomas był samotnikiem, nie potrafił współpracować. Poza Elvirą, Navinem i Christianem właściwie nie bardzo choćby rozmawiał z jakimś nigdziarzem w klasie. No dobra był jeszcze Raver, ale ci dwaj ostatni, raczej nie byli na liście osób, z którymi chciałby podjąć jakąkolwiek współprace. Christian też chciał działać sam, uważając, że inny nigdziarz zniszczy mu radość płynącą z tej lekcji. Ostatecznie jednak nie przeszkadzała mu myśl by pomóc trochę Elvirze przy jej wyglądzie, tak w ramach rekompensaty za wszystko co go spotkało ze strony Thomasa. Zaraz każdy z nich zwrócił wzrok na Navina, który właśnie wszedł do klasy.

 

Nawet trochę zastanawiało Christiana gdzie ten szczurek się podział, potem pomyślał, że coś go zjadło i to tyle było z jego kariery bycia nigdziarzem. Thomas też zauważył brak Navina, ale przez to co się działo na lekcji raczej nie skupiał się na jego nieobecności. Teraz go zastanawiało, co właściwie ten robił kiedy go nie było. Zwrot, że nauczycielka go zatrzymała najbardziej go zainteresował. Nie sądził by chodziło o dziekan Crystal, ale czego on mógł chcieć od Lady Lesso lub ona od niego chwilę przed lekcją? Zmarszczył lekko brwi, widząc karę jaką zafundował mu profesor. To nie tak, że zaczął nagle komuś współczuć, ale nawet dla niego było to odrażające. Christian za to, widząc karę współlokatora, nie mógł przestać chichotać, pamiętając jak ostatnio Navin go zirytował.

 

Chwilę śmiechu minęły, gdy nadszedł czas by spełnić polecenie profesora. Żaden z obu nigdziarzy nie wyszedł ze swojej ławki, by szukać sobie pary. Thomas spojrzał na chwilę w kierunku Elviry, patrząc z ciekawości z kim jest w parze. Mówiąc szczerze cieszyło go to, że nie wybrała jego. Nie był pewny czy gdyby była z nim w parze, to czy by nie zawaliła tego przedmiotu. Nie mówiąc o tym, że jej obecny wygląd mu odpowiadał, nie tak żeby mu się podobała czy coś. Po prostu jakoś tak było. Spojrzał krzywo w kierunku samotnego Christiana i się lekko skrzywił. Najwyraźniej współpraca z tym błaznem była mu pisana. Zdziwił się jednak, widząc jak koło jego współlokatora siada jedna z nigdziarek. Ta sama, która przeraziła niemal wszystkich na lekcji talentów, swoją straszną przemianą. Miał przeczucie, że to się źle skończy dla Christiana. Zaraz odwrócił głowę, słysząc głos nigdziarza, który się najwyraźniej do niego dosiadł. Jego talent również zapamiętał i miał przeczucie, że był on związany z jego ostrzeżeniem. Może nie do końca nad nim panował.

- Thomas z Mruczących Gór - odparł krótko w kierunku nigdziarza. Jak zawsze po Thomasie nie sposób było wyczuć żadnych emocji w głosie, dlatego ciężko było stwierdzić, co dokładnie czuje. Mimo wszystko, raczej w chłopaku nie było wrogości. - Nie musisz się martwić - Dodał równie krótko, ale na tym nie poprzestał. - Staram się ograniczać fizyczny kontakt do minimum - odparł bez emocji i lekko wzruszył ramieniem.

 

Christian nie był zadowolony, widząc jak nigdziarka się do niego dosiada. Miał nadzieje, że żadne z nich tu nie przyjdzie, a musiała mu się trafić jakaś kula u nogi. Ponadto, nie tylko to go irytowało. Pamiętał jeszcze rano jak opuścił komnatę i ujrzał ten jej głodny wzrok, skierowany na niego. Panienka, która myślała, że może sobie na wszystko pozwolić wymagała nauczki. Nie mówiąc już o tym, że przyszła tu na jego teren i zupełnie go zignorowała. Musiał chyba ktoś brutalnie sprowadzić ją na ziemię, a ta rola przypadła jemu.

- Słuchaj no - warknął w jej stronę z krzywym uśmieszkiem. - Żeby było jasne, ja tu mówię, co robimy. Nie pozwolę byś spieprzyła mi tę lekcje - dodał niezwykle pewnie. - To, że imponujesz dziekan zmieniając się w jakieś tam coś nic tu nie znaczy. Zdenerwuj mnie, a szybko pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś i nie myśl, że łatwo mnie pokonać - Spojrzał na Thomasa kątem oka. - On miał tylko szczęście, a oboje wiemy, że jest na pewno silniejszy niż ty

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Akademia Dobra, dziewczęta

Choć Lisa zdawała sobie sprawę, jak wiele zależało od tych zajęć, i tak nie była w stanie skierować na nauczycielkę pełni swojej uwagi. Najnowsze trendy w modzie i urodowe triki ani trochę jej interesowały; dopóki kobieta rozwodziła się wstępnie o tym, czego mogą spodziewać się w tym roku, nic dziwnego, że dziewczynie z trudem przychodziło słuchanie ze zrozumieniem. Nawet nie zauważyła, kiedy opadła na miękkie poduszki i, otoczona duszącą wonią dziesiątek różnych perfum i specyfików, zaczęła rozglądać po błyszczących, zwiewnych bądź koronkowych tkaninach i puzderkach z wyeksponowaną biżuterią. Nie czuła wielkich wyrzutów sumienia, bo szybko zrozumiała, że nie jest jedyna. Co ciekawe, nie chodziło tylko o Stephanie; po klasie rozglądały się także Aria, Dayla i Emeralda. To samo w sobie było idealnym podsumowaniem nudnej gadaniny profesor Sericii; nie ważne, czy księżniczki robiły to ze znużenia, czy szczerej ciekawości.

Lisa ocknęła się, szturchnięta przez Stephanie, dopiero wtedy, gdy nauczycielka w końcu przeszła do tego, co mieli ścierpieć dzisiaj. To znaczy robić... taaak, robić.

Piękna kobieta po raz kolejny wstała z wygodnej kanapy i zaczęła przechadzać tam i z powrotem obok podestu. Machała przy tym entuzjastycznie dłońmi, podzwaniając bransoletami, a jej miękkie, czarne włosy falowały gustownie za każdym razem, gdy się odwracała. Energiczny blask w zielonych oczach i pełen pasji ton wyraźnie wskazywały na to, że pomimo swojego wieku i powtarzalności tej pracy, Narcyza wciąż wkładała w nią całe serce i naprawdę interesowała tematami, które z nimi poruszała.

 

A dzisiejsza lekcja, jak większość, miała mieć najwyraźniej charakter wstępu i wzajemnego zapoznania, z niewielkim turniejem na koniec. Tym razem Lisa postarała się nie uronić ani jednego słowa.

- Chciałabym, abyście pierwsze zajęcia Pielęgnacji Urody wspominały z radością, więc zaczniemy od przyjemnego, choć niezwykle użytecznego tematu. Mowa o types de beauté; typach urody. Rzecz w teorii powszechnie znana i niewiele znacząca, a tak naprawdę mająca ogromny wpływ na dobór odpowiednich dla siebie stylów i barw. To, że w Akademii obowiązuje was mundurek, nie oznacza, że nie będziecie wypróbowywać innych kreacji, bien sûr, lecz, żeby dopasować idealny strój, fryzurę i makijaż, trzeba obowiązkowo znać swój typ urody - Nauczycielka uśmiechnęła się i przemknęła między ławkami, niosąc za sobą intensywny zapach jabłek i bzu - Składają się na niego trzy elementy: karnacja, kolor oczu i odcień włosów. Trzy elementy, mon cher - Zatrzymała się przy pufie Monici i delikatnie postukała paznokciami w oparcie; dziewczyna pokiwała szybko głową, a potem drżącymi dłońmi sięgnęła do torby, najwyraźniej mając zamiar to zanotować.

Lisa i jej współlokatorka, choć nadzwyczaj czujne jak na tego typu zajęcia, nie zamierzały nic zapisywać. Stephanie mruknęła tylko cicho, gdy nauczycielka kontynuowała; Trzy elementy, bobrze.

- Na podstawie tej oto analizy kolorystycznej, dzielimy urodę na dwanaście typów, za wzór biorąc pory roku. Zanim jednak przejdziemy do wyznaczania typu przez pryzmat jesieni lub lata, musimy... - Profesor Sericia urwała i z ostrożnością rozejrzała się po klasie. - Czuję potrzebę podkreślenia, że wszystko, co teraz mówię, jest niezwykle istotne. Wykonujcie moje polecenia i uważajcie, gdyż pod koniec zajęć ocenię was nie tylko za pracę na lekcji, ale również za staranne omówienie własnego typu urody, który to w parach będziecie musiały opracować - niektóre księżniczki, nawet te, które przez cały czas uważnie słuchały, wyprostowały się z napięciem. - Parfait! Tak jak mówiłam, zanim przejdziemy do szczegółowej analizy, musimy ustalić, czy zostałyśmy obdarzone urodą chłodną, czy ciepłą.

 

Profesor Sericia po raz kolejny zbliżyła się do Sophie, bardzo delikatnie chwytając ją za ramię.

- Czasami wydaje nam się to proste; w końcu na niektórych wystarczy tylko spojrzeć, by natychmiast rozpoznać tonację ich urody. Na przykład princesse Sophie, o ile dobrze zapamiętałam imię... - posłała dziewczynie szybkie spojrzenie na potwierdzenie swoich słów - ...to oczywisty przykład urody chłodnej. Ta zadziwiająco blada cera... pochodzisz ze Śnieżnych Wzgórz, prawda? - Gdy dziewczyna odpowiedziała, kobieta ruszyła nieco dalej, powłócząc szmaragdową suknią. - Tutaj natomiast excellent przykład urody ciepłej. Księżniczka...

- Nerysa - odpowiedziała natychmiast dziewczyna, uśmiechając się uroczo i unosząc głowę.

- Tak, princesse Nerysa. Piaszczyste Wydmy, mam rację?
Oczy dziewczyny rozszerzyły się niewinnie; pokręciła głową, wprawiając w ruch swoje gęste, falujące włosy.

- Nie. Nibylandia, pani profesor.

- Och, pardonne moi. Oczywiście, Nibylandia. Czyżby syrena? - Gdy Nerysa przytaknęła entuzjastycznie, nauczycielka wyglądała na rozpromienioną. - Nie mogę się doczekać, by zobaczyć twoje nogi, mon cher. 

Z tą tajemniczą uwagą oddaliła się od ławki dziewczyny, znów wychodząc na środek. Z wieszaka stojącego najbliżej podestu zdjęła dwa spore kawałki materiału - jeden intensywnie złoty, drugi połyskująco srebrny - i przełożyła je przez swoją kanapę. Zaraz potem machnęła palcem, który na chwilę zabłysnął miękkim, jasnozielonym światłem, sprawiając tym samym, że ze ściany naprzeciwko puf i stolików zsunęła się ciężka zasłona, za którą kryło się najwyraźniej ogromne lustro. Lisa odgarnęła nerwowym ruchem samotne kosmyki włosów i szepnęła do oniemiałej Stephanie:

- Ściana mojego domu jest chyba mniejsza od tego lustra.

 

Żadna inna księżniczka nie zwróciła jednak większej uwagi na imponujące rozmiary przedmiotu; niektóre wychylały się do przodu, zaciekawione tym, co nauczycielka dla nich szykuje.

- Jednak nie w każdej sytuacji określenie tonacji urody jest tak banalnie proste. Czasami dopadają nas wątpliwości; wszak jasna karnacja nie musi od razu oznaczać urody chłodnej, a brązowe oczy: ciepłej. Jak więc to sprawdzić? Ustaliłyśmy już przecież, że jest to istotne dla dalszej, bardziej dogłębnej analizy - Profesor Sericia skończyła odsłaniać lustro i usiadła na kanapie obok wcześniej przygotowanych kawałków materiału. - Najprostszym sposobem jest wykorzystanie or et argent; złota i srebra. Pierwsze współgra z osobami o urodzie ciepłej, drugie z osobami o urodzie zimnej. Przyrównanie takich materiałów lub biżuterii do samego siebie zazwyczaj wystarcza, ale ciekawym rozwiązaniem jest także przyjrzenie się żyłkom, które prześwitują nam na nadgarstkach - większość księżniczek uniosła dłonie i spojrzała we wskazane miejsce - u osób naturalnie ciepłych przybierają one odcienie delikatnej zieleni, w innym przypadku: błękitu. Jeżeli któraś chciałaby skorzystać z tych materiałów, serdecznie zapraszam, sentez-vous libre.

Zanim Lisa zdążyłaby choćby pomyśleć o tym, co dalej, Stephanie już trzymała ją za rękę.

- Pokaż żyły... mamy urodę ciepłą, nie?

Obydwie przez kilka sekund obserwowały ledwie widoczne, zielonkawe linie przemykające pod cienką skórą nadgarstka.

- Chyba tak... ale może lepiej sprawdzimy, co? Bo one wszystkie idą - odpowiedziała szeptem, widząc, jak inne dziewczęta zrywają się z miejsc.

Stephanie przewróciła oczami; Lisa widziała na jej twarzy walkę między pragnieniem dobrego zaliczenia zajęć, a lenistwem i niechęcią do wbiegania w tłum podekscytowanych zawszanek. Doskonale ją w tym rozumiała.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Atmosfera w klasie profesora Daramisa była całkowicie inna niż ta, która panowała na zajęciach Pielęgnacji Urody. Chłopcy, idąc śladem profesora, siedzieli w ławkach rozluźnieni i cicho dyskutowali; nawet rodzeni książęta pozwolili sobie na nieco mniej dystyngowane pozy i słowa. Oczywiście, dla niektórych uczniów, takich jak chociażby bliźniacy ze Szmaragdowej Zatoki, taki styl bycia był codziennością i pewnie dlatego wydawali się nieco zakłopotani uroczystym tonem Alana, przypominającymi bardziej przemowę niż luźną pogawędkę między kolegami z klasy.

- Tak, pewnie masz rację, książę - odpowiedział Kato, wciąż uśmiechnięty, uroczo wzruszając ramionami. Uwadze Alana z pewnością nie umknęło, że tym razem zrezygnował z mniej oficjalnego zwrotu po imieniu. - Każda księżniczka... każda dziewczyna... zasługuje na nasz szacunek. Chociaż nie jestem pewny, co do wiedźm... - wydął śmiesznie usta i odgarnął z czoła niesforny loczek.

Chwilę później już go nie było; razem z bratem odszedł szukać wolnej ławki. Mniej więcej w tym samym momencie Aidan skrzyżował ramiona na piersi i wbił spojrzenie w najbliższe okno.

- Wiedźmy po prostu nie chcą naszego szacunku - mruknął, choć nie na tyle cicho, by Alan nie był w stanie go usłyszeć. - Wiesz, że jej tam nie było? Elviry. Chociaż mogłem jej w sumie nie zauważyć w tym całym zamęcie... Stephanie była ważniejsza - dodał nieco dziwnym tonem i w tym samym momencie profesor Daramis, który od dłużej chwili szperał coś przy biurku, wydał z siebie krótki, triumfalny okrzyk.

 

Chłopcy obserwowali z zaciekawieniem, jak mężczyzna siada na potężnym, drewnianym biurku, przyozdobionym różnymi płaskorzeźbami, a potem rozczesuje palcami nieco rozwichrzone włosy. Widząc ich miny, uśmiechnął się lekko i pomachał przyjaźnie ściskanymi w dłoni papierami.

- Wasz program na najbliższe trzy lata. Już myślałem, że go zgubiłem i będę musiał pisać od nowa - Przewrócił wymownie oczami. - Na szczęście się znalazł. Ale to w tej chwili nie ważne, przejdźmy lepiej do zajęć, bo widzę, że się rozgadujecie - zaznaczył nieco figlarnym tonem; niektórzy książęta, szczególnie ci wychowywani na dworach, mieli na tyle przyzwoitości, by wyglądać na zawstydzonych - Dzisiejsza lekcja będzie raczej spokojna, potem zorganizujemy sobie jakiś mały konkursik na ocenę, ale najpierw... chciałbym dodać coś od siebie na temat wydarzeń z obiadu.

 

Wielu uczniów spuściło głowę, niektórzy zbledli, ale znaleźli się również tacy, którzy z uporem zacisnęli zęby. Co ciekawe, to na nich profesor spojrzał z największym spokojem, jakby bardzo zależało mu, by coś im wyjaśnić.

- Słuchajcie... po pierwsze, kompletnie się tego po was nie spodziewałem i jak zobaczyłem z balkonu, co się tam na dole wyrabia, to prawie zadławiłem się kurczakiem - Niektórym na ten komentarz wyrwały się krótkie, wymuszone parsknięcia. - Po drugie... to może zabrzmieć dziwnie i jestem pewnie jedynym nauczycielem, który tak uważa, więc może lepiej nie powtarzajcie tego potem przy dziekan, ale... chciałbym wam pogratulować - Ci, którzy opuścili ze wstydem głowy, szybko je unieśli; na wielu twarzach odmalował się szok. - Oczywiście, gdybyście nie odpowiedzieli na atak, zarówno wilkom, jak i nimfom, byłoby o wiele łatwiej wyłapać i ukarać nigdziarzy, pewnie zrobiliby to szybciej, ale też nie do końca rozumiem, co miała na myśli dziekan Dovey, gdy was za to tak surowo karciła. Nigdziarze nie grają fair play, wszyscy o tym wiemy i nie ma wątpliwości, na kogo by się rzucili, gdyby tylko mieli okazję; na delikatne i bezbronne księżniczki - Niektórzy, tak jak Abraxas, wydali z siebie ciche, gniewne sapnięcia. - A patrząc na to, co się wydarzyło, naprawdę powątpiewam, by przy takim zmasowanym ataku strażnicy zdążyli ich powstrzymać, zanim zrobiliby którejś krzywdę. Należą wam się te gratulacje, bo w ostateczności zachowaliście się bohatersko, tak, jak to jest zapisane w Kodeksie Rycerskim. Nawet jeśli, jak zauważył profesor Fence, w ferworze walki dochodziło do małych niegodziwości - Spojrzał wymownie na księcia Abraxasa. - Ale przecież nikt nie oczekuje, że będziecie już znali perfekcyjnie zasady honorowej walki, do których nigdziarze i tak zazwyczaj się nie stosują. Eh... - Westchnął i odłożył papiery na biurko. - ... w każdym razie, walczyliście, jak tylko umieliście w obronie swoich. Tak, jak zrobiliby to prawdziwi zawszanie. Jestem przekonany, że mimo tych wszystkich zasad szkolnego regulaminu, które zostały dzisiaj złamane, Dyrektor Akademii jest z was bardzo dumny. 

 

Wielu chłopców uśmiechało się porozumiewawczo do profesora, choć wciąż byli tacy, jak Damien, dla których tamta sytuacja była powodem zbyt wielu przemyśleń, by mogli sobie w tej sytuacji pozwolić na równie beztroski uśmiech. Także Aidan nie wyglądał zbyt pewnie; pobladł pod piegami i nachylił się do Alana z szeptem;

- Myślisz, że Dyrektor Akademii nas tam widział? W sensie, ja wiem, że on teraz, jak jesteśmy w Akademii, może nas niby zobaczyć wszędzie, ale jakoś tak... - urwał, lecz nie trzeba było wiele, by domyśleć się, co chciał powiedzieć.

Jakoś tak nigdy wcześniej nie wydawało się to tak rzeczywiste.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophie

Przykładała pełną uwagę temu, co mówiła nauczycielka. Nie dlatego, że nic wokół jej nie interesowało, tylko chodziło o to, co sobie obiecała jeszcze przed lekcją. Starała się już nawet, nie błądzić myślami wokół Edwarda, by znów przypadkiem się nie rozproszyć. Nie odrywała więc wzroku od chodzącej wokół kobiety, czekając na kolejne instrukcje dotyczące obecnej lekcji. Księżniczce nie były obce zasady pielęgnowania urody, ale to nic nie zmieniało. Potrafiła się przecież pięknie przywitać, a mimo to nie była pierwsza. Jeśli natomiast chodziło o lekcje dobrych uczynków czy komunikacji ze zwierzętami, to aż szkoda było o tym myśleć. Wypadła w końcu beznadziejnie na obu tych przedmiotach, jak zupełnie nie ona. Teraz nie mogło tak być.

 

Mrugnęła delikatnie, słysząc temat dzisiejszej lekcji. Mówiąc szczerze, w królestwie Śnieżnych Wzgórz występował jeden typowy rodzaj urody. Mieszkańcy, którzy nawet gdzieś wyjeżdżali unikali długiego przebywania na słońcu. Po prostu już zbyt bardzo przywykli do jego słabszego blasku i zbyt długie przebywanie na mocnym słońcu, bywało dla nich szkodliwe, choćby dlatego dziewczyna też osłaniała się swoją parasolką. Z tych też powodów, nie miała okazji poznać wielu typów urody, a właściwie głównie dlatego, że teraz pierwszy raz opuściła królestwo.

 

Gdy nauczycielka wspomniała o wypróbowaniu różnych kreacji, dziewczyna się delikatnie uśmiechnęła. Wiedziała od początku, że nie będą tylko w mundurkach. Na całe szczęście, sama wiedziała jakie stroje do niej zwykle pasowały. Żółte sukienki były dla niej typowe i zawsze lubiła barwę ciepłej żółci. Jednak prawdziwie elegancko wyglądała zawsze w białych sukniach lub błękitnych, które zwykle wkładała na bardzo ważne okazje. Mało kto ją w takich widywał. Była pewna, że nie miałaby problemu z wybraniem odpowiedniej kreacji dla siebie. Jeśli chodzi o pracę w parach, też powinna sobie poradzić. W końcu już kiedyś pomagała szlachciankom dobierać ubiór. Natomiast w kwestii o fryzury, to ona niemal zawsze miała rozpuszczone włosy. Tylko podczas ważnych okazji, upinała je w kok. Nie była mimo to pewna tutejszych specyfików. W końcu zawsze używała tylko najlepszych, które mogły jednocześnie zadbać o jej delikatną cerę.

 

Z chwilą gdy nauczycielka przeszła teraz do omawiania typów urody i chwilę później podkreśliła jak ważne jest wszystko co mówi, Sophie jeszcze bardzie się przyłożyła by słuchać wszystkiego co w tej chwili było powiedziane. Sama zresztą była niemal od samego początku pewna, jaką była obdarzona urodą. W końcu pochodzenie jej długiego rodu mówiło samo za siebie, więc nie była to żadna tajemnica. Zauważyła jak nagle kobieta podeszła teraz do niej, na co dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła z myślą, że ponownie zdołała zwrócić na siebie jej uwagę, w klasie pełnej innych księżniczek.

 

Lekko przytaknęła nauczycielce, gdy ta wspomniała jej imię. Ponadto kobieta tylko potwierdziła, co było oczywiste. Uroda z jaką się urodziła, nie była tajemniczą. Gdy padło pytanie o jej pochodzenie, dziewczyna potwierdziła skąd pochodzi i znów się lekko uśmiechnęła, skupiając się na lekcji gdy tylko nauczycielka od niej odeszła. Spoglądała jak teraz nauczycielka odezwała się w kierunku Nerysy, a przy tym popełnia błąd, mówiąc o miejscu jej pochodzenia. Mówiąc szczerze rozumiała jej pomyłkę. To nie tak, że uważała by Nerysa miała pospolity typ urody. Po prostu ona sama po cerze nie potrafiłaby poznać czyjegoś pochodzenia. No chyba, że ta osoba by była ze Śnieżnych Wzgórz.

 

Widok kryjącego się za zasłoną lustra, nie zrobił na Sophie jakiegoś piorunującego wrażenia. Było imponujące i piękne, ale sama przecież na zamku widziała wiele równie imponujących pięknych luster. Zainteresował ją za to fakt oceny urody na podstawie żyłek, występujących na nadgarstkach. Nigdy nie słyszała o tej metodzie. Chociaż znała swój typ urody, sama uniosła nadgarstek z ciekawości, by ujrzeć własne niebieskie żyłki. Chciała spojrzeć jeszcze, jakie miała Constantine, chociaż już podejrzewała, że była przykładem urody ciepłej, ale nim zdołała prosić o to siedzącą obok niej księżniczkę, ta już powoli szła do nauczycielki po materiały, więc sama również do niej dołączyła.

 

Alan

Słysząc jak Kato nazwał mnie księciem, lekko się nadąsałem. Co było ze mną nie tak? Przecież nie chciałem brzmieć wyniośle, czy jak następca tronu, tylko miałem zamiar mu okazać wdzięczność za jego wsparcie. Położyłem lekko brodę na biurku, czując się zakłopotany. Zawsze chciałem mieć jakiś przyjaciół, a tymczasem wszystkich od siebie odtrącałem. Nawet Aidan na początku lekcji nadal widział we mnie następce tronu. Kątem oka spojrzałem na Abraxasa, Edwarda, Eryka i Ambrosiusa. Może się tylko oszukiwałem i w niczym nie byłem inny niż oni. Czy to właśnie naprawdę wśród nich było moje miejsce? Zaraz jednak kątem oka spojrzałem na Aidana.

 

- Widziałem jej obraz - odparłem smętnie, nie kryjąc ponurego tonu. - Piękna blondynka, zupełnie nieprzypominająca nigdziarki o niezwykle bladej urodzie, niczym mieszkanka mojej rodzinnej krainy - mówiłem jakby maksymę wyuczoną na pamięć, nie podnosząc przy tym brody z biurka. - Też nie widziałem jej w czasie ataku. Być może nie wszyscy nigdziarze zjawili się na polanie albo nie każdy miał ochotę walczyć, ciężko ocenić - lekko wzruszyłem ramionami i szybko zamilkłem by nie przeszkadzać już profesorowi.

 

Słysząc jak profesor wspomina o rozgadujących się uczniach, znów lekko się zakłopotałem, w końcu sam niedawno to robiłem. Zastanawiało mnie jaki konkurs będzie chciał zrobić i jak w nim wypadnę. Przynajmniej tak było, aż nie wspomniał o wydarzeniach podczas obiadu. Nadal trochę dziwnie się czułem po ataku dziekan Akademii Zła. Mimo wszystko, wydawało mi się, że zrobiłem słusznie. Chciałem pomóc Elisabeth, zwłaszcza gdy widziałem jak wszyscy ją tak bezpodstawnie oskarżyli. Zdziwił mnie jednak fakt, że profesor nie udzielał nam nagany za nasze zachowanie, a nawet je popierał, chyba jako jedyny. Zmarszczyłem lekko brwi, gdy wspomniał o nigdziarzach, atakujących zawszanki i przypomniałem sobie o tym jak ten drań bez powodu zaatakował Sophie, a potem kolejny Elisabeth. Profesor miał racje, oni by to na pewno zrobili.

 

Spojrzałem kątem oka na Aidana i zmarszczyłem lekko brwi, przypominając sobie o wszystkim co czytałem, na temat Dyrektora Akademii. Nikt nie widział go od czasu wojny. Dyrektor, choć był w wieży, miał wiedzieć o wszystkim, co działo się w Akademii. Czy więc widział też moje wspólne włamanie do Akademii Zła? A jeśli tak było, to czemu nic z tym nie robił? Sam przecież chyba wymyślił te zasady, dlaczego więc nie dba by ich przestrzegano?

- Nie mam pojęcia - powiedziałem w końcu, patrząc na Aidana. - Nawet jeśli tak jest, to chyba niewiele go to interesuje, bo nic z tym nie robi, więc najwyraźniej nie ma powodu by się martwić - Uśmiechnąłem się pokrzepiająco w jego kierunku.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Napisano (edytowany)

Akademia Zła

Dla Adelii obrzydliwa lekcja Pielęgnacji Brzydoty zamieniła się właśnie w absolutny koszmar. Jak niby miała się skupić i zawalczyć o przynajmniej przedostatnie miejsce, gdy do współpracy przydzielono jej tego chłopca? Już samo patrzenie na niego wystarczyło, by serce podeszło dziewczynie do gardła; chociaż - mimo wyraźnego zaniedbania - nigdziarz nie wyglądał tak tragicznie, jak niektóre z tych potwornych dzieci, to biło od niego takie zło, z jakim Adelia w Gawaldonie nigdy nie miała do czynienia. Skupione na niej oczy były nienaturalnie ciemne, tak, że nie dało się w nich rozpoznać źrenicy i przez to przypominały bezdenną, przerażającą studnię. Siedzieli na tyle blisko, że czuła również ciągnący od chłopca chłód. Dziwaczne, bo czy ktoś, kogo talentem były płomienie, nie powinien raczej emanować żarliwym gorącem? Nie miała pojęcia, nawet nie chciała wiedzieć. Drżała na całym ciele, odgradzając się od niego niezdarnie drobną dłonią. Co oczywiste, na nic się to jednak nie zdało.

- Znowu cię zostawili, co? Twoja przyjaciółka... Lisa? - nadeszło ciche pytanie, zadane chytrym, niebezpiecznym tonem.

- Zostawiła mnie, bo nie miała wyjścia - pisnęła w odpowiedzi, niczym spłoszone zwierzę odsuwając się powoli w ławce.

Powinna pewnie poczuć wściekłość, że jej przyjaciółka jest oskarżana przez kogoś, kto zaledwie pół godziny wcześniej przyduszał ją do ziemi. Brak głębszych emocji, poza dobrze zapamiętanym strachem i oburzeniem, wywołanym przez stronniczego księcia, zrzuciła na swoją własną bojaźliwość; bo to chyba dobrze, że nie umiała nienawidzić, prawda? To znaczyło, że jest z natury dobra, jak zawsze twierdziła mama.

Z pewnością - szepnął Raver, przeciągając sycząco sylaby; odważyła się w końcu podnieść głowę, ale, na całe szczęście, chłopiec nie patrzył na nią, tylko na nauczyciela, sprawdzającego uformowane pary - Czy nie uważasz, że to nieco niesprawiedliwe? Dyrektor wybrał was dwie i jedną zrzucił do bajkowego pałacu, a drugą... do nas - sine kąciki ust Raver drgnęły lekko w tłumionym uśmieszku, jednak wciąż nie patrzył, skupiony na ruchach profesora.

Adelia nic nie odpowiedziała, otarła tylko rękawem policzki i wyciągnęła nogi na najdalej wysunięty kraniec ławki. Oczywiście, że to było niesprawiedliwe, jednak winę ponosił wyłącznie Dyrektor. Żadna z nich nie zaakceptuje tej sytuacji, do skutku będą próbować wspólnej ucieczki; nie istniał nawet cień szansy, by to się kiedykolwiek zmieniło.

 

W tym czasie, na przodzie klasy, gdy profesor przechadzał się między ławkami i uśmiechał złowieszczo do co bardziej niepewnych uczniów, Alisa siedziała i w milczeniu patrzyła przed siebie. Od samego początku nie zwracała uwagi na Christiana; jej długie, czarne i lejące się jak smoła włosy skutecznie zasłoniły większość papierowobiałej twarzy. Na początku nie zareagowała nawet, gdy chłopiec werbalnie zakłócił spokój w ich ławce. Można by już było uznać, że nie da się sprowokować jego bezmyślnym zagrywkom, jednak, po kilku sekundach przedłużającego się milczenia, obróciła nieznacznie głowę i spojrzała na niego. Nic nie powiedziała, lecz jej jaskrawo żółte tęczówki nagle zaczęły zanikać; wyglądało to wręcz tak, jakby rozlały się źrenice, pokrywając białko nienaturalną czernią. Przy tym zacisnęła chude palce na ławce, którą przez cały czas trzymała, a na drewnie niemalże od razu pojawiły się pęknięcia i głębokie rysy. Przekaz był prosty i nie potrzebował żadnych słów; Christian ją zirytował.

W tym samym momencie obok nich pojawił się jednak profesor Angle. Obrzucił dziewczynę zaintrygowanym spojrzeniem, a potem zmarszczył brwi, gdy jego wzrok spoczął na uszkodzonej ławce.

- Uważaj, meble w tej szkole i tak wyglądają jak graty - Alisa nie wydawała się poruszona tą naganą, choć jej oczy wracały powoli do zwyczajnej barwy. - Kim właściwie jesteś, laleczko? Wampir? Strzyga? Harpia?

Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie, pokazując tym samym nienaturalnie ostre zęby. Jedyną odpowiedzią, jaką uzyskali, było wzruszenie ramieniem i odgarnięcie do tyłu włosów, które zafalowały za nią niczym czarna peleryna.

 

Zaledwie dwie ławki dalej siedzieli razem Thomas i Lavalle. Obydwoje wydawali się być w podobnym stopniu ponurzy i z niechęcią oczekujący pierwszego polecenia. Chłopak o białej skórze, pełnej prześwitujących, błękitnych żyłek oraz zimnych, stalowoszarych oczach wydawał się być niemalże zgorzkniały; sposób, w jaki obserwował wszystkich wokół wiele mówił o jego dystansie, tak samo lodowatym, jak aura, którą wokół siebie roztaczał. Po cichej odpowiedzi ("To świetnie"), wypowiedzianej tak samo ochrypłym głosem, nie odezwał się już więcej, postukując tylko palcami o zakurzony blat. Wystarczyły sekundy, by pod jego palcami pojawiły się drobinki lodu, choć, po dokładniejszych oględzinach, można było zauważyć, że to nie ławka, ale pokrywający ją brud. 

Na zadanie od profesora nie musieli czekać zbyt długo. Zaledwie wrócił na środek klasy, już uśmiechał się do nich nieprzyjemnie, oblizując zniszczone zęby. 

- Jak to często bywa w Akademii, zanim przejdziemy do skomplikowanych technik i receptur na urozmaicenie swoich dziecięcych twarzyczek, musicie oswoić się z myślą o wyższości mocy nad urodą. Oczywiście poza tymi, którzy ewidentnie  już z nią oswojeni - dodał, ponownie sięgając po fajkę i mrugając do Christiana. - Zrobimy sobie dzisiaj taki mały turniej. Na ławkach przed sobą macie już kilka przydatnych specyfików; żaden z nich nie jest jednak na tyle niebezpieczny, żeby ci bardziej idiotyczni z was mogli za jego pomocą wypalić koledze oczy. Nie, te fiolki służą tylko i wyłącznie do powierzchownych modyfikacji, w które dziś zabawicie się z... włosami. No co tak wywalacie gały? Myślicie, że tego nie zauważyłem, jakie większość z was ma delikatne fryzurki? - zachichotał chrapliwie. - No jazda, po kolei. Najpierw jedno, potem drugie. I nie oszczędzać się po znajomości, bo będę to potem oceniał!

Niektórzy uczniowie uśmiechnęli się złośliwie, inni wyglądali na zaniepokojonych. Lavalle z irytacją wzniósł oczy do niknącego w cieniu sufitu, a potem skrzyżował ręce na piersi, pokazując tym samym, by to Thomas zaczął durne zadanie. Nieco inaczej wyglądało to w przypadku Alisy; dziewczyna spojrzała z góry na Christiana (była przecież znacznie wyższa) i z nieco obłąkańczym uśmieszkiem strzeliła obrzydliwie kostkami długich palców.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Widząc brak reakcji u nigdziarki, Christian uznał, że te tak sparaliżował ją strach, że nie miała odwagi mu odpowiedzieć. Zauważył kątem oka, że ta nagle na niego spojrzała i krzywo się uśmiechnął. Czy ona naprawdę sądziła, że się jej przestraszy? Pomyślał, nadal się uśmiechając. Zaraz jednak lekko mrugnął w wyraźnym szoku, widząc, a raczej nie widząc źrenic dziewczyny. Patrzył jak ta kładzie łapska na ławce i zaczyna ją niszczyć, na widok czego zmarszczył brwi. Jego dłoń zaczęła się kierować do ukrytego noża. Nie bał się, co prawda tej dziewczyny, ale wolał nie ryzykować otwartej walki z tym czymś. Nic nie zdążył zrobić, bo nagle pojawił się obok nich profesor. Nie czuł ulgi z powodu jego obecności, a bardziej irytacje, gdy zwrócił uwagę na tę wiedźmę drugiej kategorii zamiast na niego, podczas gdy on był lepszy. W końcu kogo to obchodziło, w co się zmienia? Już wiedział jak on jej upiększy buźkę na tej lekcji.

 

Thomas nie próbował nawiązać żadnego kontaktu z nigdziarzem ze swojej grupy. To nie tak, że coś do niego miał. On po prostu z reguły nie był zbyt kontaktowy z innymi. Życie na odludziu i niechęć ludzi do niego zrobiła swoje. Kątem oka zauważył drobinki lodu na ławce, powstające pod dłońmi nigdziarza. Zmarszczył lekko brwi, aż dostrzegł, że to nie ławka, a brud na niej zamarzał. Zainteresował go ten fakt. Czyżby moc tego nigdziarza, nie działa na pewne rzeczy? Wyglądało to tak jakby materiał, z którego była ławka nie reagował. Wiedział jednak, że działa na ludzi i to dlatego go ostrzegł przed dotykiem, teraz już był co do tego pewny. Nie zamrażał przecież tego syfu na pokaz, to tylko był dowód jak nie panuje nad mocą. Zupełnie inna sprawa niż z Raverem, który w pełni kontrolował swój żywioł.

 

Przestał się skupiać na sąsiedzie z ławki, słysząc ponownie głos nauczyciela i teraz skupił uwagę na nim. Nie bardzo miał ochotę na siłę szpecić nigdziarza obok. Z drugiej strony jeśli oleje polecenie nauczyciela, to najpewniej oboje obleją, a to nie było żadne wyjście. A więc mieli zająć się włosami? Spojrzał na sztywne białe włosy nigdziarza obok i lekko się skrzywił. Naprawdę nie chciał tego robić i nie miał ochoty by ten później robił to z jego włosami. Mimo wszystko zawsze starał się dbać o higienę głowy, a teraz pójdzie to na marne. Widząc jak Lavalle daje mu znak by on zaczął, Thomas kiwnął głową, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że rozumie i powoli wstał.

 

Nie miał problemu by sięgnąć włosów nigdziarza, w końcu był wysoki, musiał się nawet nachylić by dobrze się przyjrzeć. Chwilę patrzył na nigdziarza, a zaraz potem na środki, które miały go oszpecić, zastanawiał się, co powinien z nim zrobić by całkiem nie zniszczyć mu włosów, a jednocześnie żeby zaliczyli tę błazenadę. Zdecydował się w końcu sięgnąć po słoiczek z jakimś tłuszczem i wylał jego zawartość na dłoń. Skrzywił się, czując ohydny smród jaki wydzielał płyn, położył dłoń na włosach nigdziarza i zaczął mu wcierać tłuszcz, krzywiąc się przy tym jednocześnie. Nie mówiąc o tym, że czuł się strasznie głupio, zajmując się czyimiś włosami. Gdy już skończył wcierać tłustą substancje, zastanawiał się, co dalej. Nie bardzo miał ochotę go farbować, zdecydował się więc teraz posypać go popiołem, a następnie użył czegoś kleistego. Planował tym lekko poskręcać przetłuszczone kudły nigdziarza. Wszystko starał się robić na tyle ulgowo by ten mógł potem doszorować głowę, no chyba, że będzie chciał zachować styl z tej lekcji, co jak dla niego byłoby dziwne. Skrzywił się ponownie, czując zapach dochodzący teraz z głowy nigdziarza. Obserwował jego przetłuszczone, brudne, śmierdzące, a przy tym poskręcane włosy, uznając, że to już chyba wystarczy.

 

Widząc jak nauczyciel do niego mruga, Christian wyszczerzył zęby. Ponownie został zauważony, niezaprzeczalnie to on był obecnie najlepszy w klasie. Tym bardziej spodobała mu się wieść, że może zająć się włosami tego mutanta. Spojrzał na wszystkie środki i myślał od czego zacząć. Na początek szukał czegoś na łysienie, sama myśl o tym go bawiła. Sięgał właśnie po jeden z środków, gdy nagle usłyszał strzelenie palcami u dziewczyny obok i lekko zmarszczył brwi.

- Ja zacznę - warknął lekko się przy tym uśmiechając. - Gdy z tobą skończę, nawet matka cię nie pozna i możesz mi potem za to podziękować, bo na pewno zaliczysz. Więc siedź spokojnie jak na babę przystało i na razie mi nie przeszkadzaj - Znów się lekko uśmiechnął, szukając odpowiedniego środka.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra, dziewczęta

Minęło trochę czasu, nim rozszczebiotana gromada dziewcząt, która otoczyła kanapę i raz po raz sięgała po nowe kawałki materiału, uspokoiła się i wróciła na swoje miejsca. W ostateczności Lisa i Stephanie zadecydowały, by nie wychodzić na środek klasy i przyciągać tym samym uwagi nauczycielki - kobieta bowiem przez cały czas krążyła między uczennicami i dyskretnie poprawiała ich pomyłki - zamiast tego obie wykorzystały blisko rozwieszone zasłony, za którymi kryły się stojaki pełne wielobarwnych sukni. Owijanie się w zasłony mogło wyglądać nieco śmiesznie i chyba nie było do końca eleganckie, ale na całe szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi. Przez kilka sekund oglądały się wzajemnie, ostatecznie dochodząc do wspólnego, wiele wyjaśniającego wniosku; "W tej srebrzystej wyglądasz trochę jak kurczak w folii do pieczenia... A ty w tym złocie jak pani Marianna, moja dawna nauczycielka algebry"

Lisa z ledwością powstrzymywała uśmiech, gdy ponownie usiadły na pufach, przekonane o tym, że ich wygląd zalicza się do ciepłych. Choć tak naprawdę gryzły ją niewielkie wyrzuty sumienia, że w ogóle ma czelność się śmiać, gdy Adelia i jej rodzina cierpią, nie potrafiła stłamsić własnej natury. Oczywiście, że się martwiła i troszczyła, ale nie należała do ludzi, którzy w trudnych chwilach opuszczają głowę i ocierają łzy. Lisa działała i bezustannie analizowała różne możliwości ucieczki, lecz nie zamierzała równocześnie ranić Stephanie lub Alana, którzy niczym sobie nie zasłużyli na jej zgorzkniałą złośliwość, czy nieufność. Ostatecznie i oni od początku starali się pomóc.

 

W tym samym czasie księżniczki na polecenie profesor Sericii usiadły ponownie na miękkich kanapach. Nauczycielka obserwowała je z uprzejmym uśmiechem na dojrzale pięknej twarzy, po kilku sekundach sygnalizując łagodnie, by znów zwróciły na nią uwagę. Kolejne zadanie również wydawało się proste; po krótkim scharakteryzowaniu znaczenia każdej pory roku w określaniu własnego stylu, poleciła im, by otworzyły podręcznik "Księga recept na piękno, część 1" na stronie jedenastej i przyjrzały się uważnie dokładniejszym opisom każdego z dwunastu typów. Pod koniec zajęć dziewczęta miały po kolei przedstawić własną analizę kolorystyczną. Constantine wyciągnęła książkę ze swojej jasnoróżowej torby, zdobionej różanymi wzorami, a potem położyła ją na środku stolika, zaraz obok podręcznika Sophie.

- Sama już nie wiem, którym typem mogę być - powiedziała księżniczka cichym, słodkim głosem, dyskretnie poprawiając bujne loki. - Myślałam na początku, że moja uroda jest ciepła, ale kiedy wypróbowałam złoto, pani profesor podeszła do mnie i powiedziała "Non! To nie jest twoja kolorystyka, unikaj jasnego złota!". Hmm... - Nachyliła się bliżej książki i uroczo przyłożyła drobną dłoń do policzka; jej skóra była ciemna, jednak po dokładniejszych oględzinach rzeczywiście dało się zauważyć, że jej odcień nie był ciepły, lecz przygaszony i mglisty. - Wiosna jest jasna, ciepła i czysta, Lato; jasne, chłodne i przygaszone - Uniosła wzrok i spojrzała na Sophie wielkimi oczami. - To troszkę zabawne, że lato jest chłodne, prawda? Spróbuję je przejrzeć, może to właśnie to - Złapała swój podręcznik w dłonie i przekartkowała na strony zatytułowane "Pani Lato".

Także przed Sophie stało zadanie określenia rodzaju własnej urody. Podrozdział dotyczący zimy opisywał, tak jak w przypadku każdej pory roku, trzy dokładniejsze typy. Niewielkie obrazki opatrzone były następującymi tekstami:

Czysta zima charakteryzuje się cerą nadzwyczaj porcelanową i włosami w ciemnych odcieniach czerni, brązu lub ich mieszanki. Poza wyraźnym kontrastem między skórą, a włosem, typ ten odznaczają również błyszczące, szkliste oczy w barwach błękitu, zieleni, rzadziej jasnych brązów.

Głęboka zima to "ciepła zima". Charakteryzują ją ciemniejsze tony karnacji oraz oczu. Włosy nadal pozostają w barwach czerni i brązów, jednak w odróżnieniu od czystej zimy, typ ten nie jest już tak kontrastowy.

Chłodna zima jest najdelikatniejszą ze wszystkich w tej części wymienionych. Jej cera jest jasna, niezaprzeczalnie chłodna; o wiele prościej doszukać się w niej różowych tonów niż jakiegokolwiek ciepła. Włosy najczęściej czarne, chociaż nie tylko, zawsze jednak utrzymane w chłodnych tonacjach. Nie istnieje zasada dla oczu; mogą one rozciągać się od jasnych błękitów po najciemniejszy z brązów.

Każdemu opisowi towarzyszyły wskazówkami modowe i kolorystyczne. Najpierw trzeba było jednak wybrać ten właściwy.

 

Z podobnymi problemami zmagały się na końcu sali Lisa i Stephanie. Obydwie zrezygnowały ze stolika i usiadły na pufach po turecku, przerzucając na kolanach kartki nowych, pachnących świeżością podręczników. 

- Wiosna, lato, jesień... - mamrotała Lisa, próbując ocenić, do którego rozdziału powinna tak właściwie zajrzeć.

- Koszmar - dokończyła za nią Stephanie, obserwując ze znudzeniem dyskutujące cicho dziewczęta i przyglądającą się im pogodnie nauczycielkę. - Przynajmniej wiemy, kim nie jesteśmy. Na pewno nie patrz na zimę... na lato chyba też nie, skoro mówią, że jest chłodne. Dlaczego tak właściwie lato jest chłodne? - zapytała, przewracając oczami.

Lisa zmarszczyła brwi i spojrzała na okno, za którym rozpościerało się błękitne niebo oraz jedna z wież, prawdopodobnie "Dobroć" lub "Czystość", biorąc pod uwagę jej różowo-fioletowe zdobienia.

- Wydaje mi się, że chodzi o to, że w lecie wszystko jest takie... no wiesz, zmatowiałe. Od słońca. Słońce opala, ale też... zabiera kolor - Machnęła mimowolnie ręką. - Rozumiesz, tylko skóra ciemnieje od słońca, a wszystko inne jaśnieje... włosy na przykład. Albo jak zostawić na zbyt długo ubrania, to one... - urwała, bo zauważyła, że Stephanie patrzy na nią, jak na wariatkę. - Co?

- Czy ty się czasem za bardzo nie wczuwasz? - wydusiła dziewczyna, zagryzając kciuka, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Spadaj - mruknęła Lisa, uderzając ją zaczepnie książką w ramię - Lepiej zobacz wiosnę, a ja zobaczę jesień. Spróbujemy coś znaleźć dla siebie nawzajem.

Z każdą chwilą spędzaną w tej szkole Lisa coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że tłumiony chichot Stephanie będzie dźwiękiem, którego nigdy nie zapomni. I za którym pewnego dnia jeszcze chyba zatęskni.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Aidan nie wyglądał na do końca uspokojonego odpowiedzią Alana; wciąż kręcił się niepewnie na krześle i raz po raz wyciągał głowę, jakby chciał wypatrzyć z okna wieżę Dyrektora, której jednak z tej strony zamku nie można było dostrzec. Mimo wszystko skinął głowę i uśmiechnął się lekko, najwyraźniej doceniając to, że Alan potrafi przejść z tym faktem do porządku dziennego. Na dłuższe rozmowy nie było jednak czasu; trwała lekcja, a profesor Daramis, choć znacznie luźniejszy od Dovey, czy Fence'a, nie zamierzał pozwolić im na zrobienie z niej szumowiska. Gdy już wszyscy uczniowie wyrazili skinięciem głowy lub wątłym uśmiechem swoją wdzięczność za słowa pochwały, nauczyciel uśmiechnął się i zajrzał do wcześniej odnalezionych notatek.

- No dobra, tak jak mówiłem, dzisiaj sobie raczej pogadamy. Przede wszystkim chciałbym was poinformować o tym, co was czeka w tym roku na moich zajęciach. Jak pewnie zauważyliście, ta klasa nie jest jakoś imponująco wyposażona, w każdym razie w porównaniu do pozostałych - Machnął znacząco ręką, wskazując na zwyczajne ławki i półki z książkami. - To wszystko dlatego, że większość lekcji odbywać się będzie poza tą salą. Mam nadzieję, że nie myśleliście sobie, że będę was tutaj uczył jakich perfum używać, czym szorować włosy i która marynarka lepiej pasuje do niebieskiej koszuli - Uniósł figlarnie brwi i rozejrzał się po klasie. Niektórzy, w tym Abraxas i Ambrosius, sprawiali wrażenie nieco zmieszanych. - Rozumiem, rozumiem. Nazwa może być nieco myląca, ale nie; Pielęgnacja Męskości tak naprawdę zawiera w programie przede wszystkim ćwiczenia mięśniowe i wytrzymałościowe. Czyli siłownia, bieganie, tory przeszkód i od czasu do czasu jakaś sauna, czy gorące źródła, dla zdrowia i relaksu. Mój przedmiot bezpośrednio wiąże się z waszymi treningami z profesorem Fence'em, przekazujemy sobie wzajemnie informacje, żeby lepiej dopasować wam ćwiczenia. Wiadomo; łucznik nie będzie potrzebował rozwoju tych samych mięśni, co choćby taki specjalista w machaniu dwuręcznym mieczem - widząc zachwyt na twarzach chłopców, którzy najwyraźniej nie spodziewali się takiej istoty tego przedmiotu, profesor Daramis otwarcie zachichotał. - Zaskoczeni, co? Ale to jeszcze nie wszystko. Poza tym, choć to już raczej moja własna inicjatywa, wyciągnięcie stąd... subtelną sztukę oczarowywania dam - Mrugnął do nich, błyskając w uśmiechu białymi zębami - Tą prawdziwą; nie Etykietę Rycerską, która pokazuje tylko, jak wzorowo odnosić się do przedstawicielek płci pięknej. Sam savoir-vivre nie wystarcza, czasem potrzeba nieco większej kreatywności. Planuję nawet taki mały projekcik...

 

Profesor urwał i spojrzał z zainteresowaniem na Eryka, który co prawda uniósł pewnie rękę, lecz z twarzy wydawał się być nieco zdezorientowany. Gdy dostał pozwolenie na zabranie głosu, uśmiechnął się z zażenowaniem i zapytał;

- Czy po tej siłowni lub biegach... będzie szansa na szybki prysznic? Rozumie profesor, nie chcemy wchodzić między damy... - urwał wymownie, ale profesor wciąż patrzył na niego wyczekująco - ...no cóż, śmierdząc potem - dokończył Eryk, wzruszając ostrożnie ramieniem.

Profesor zagryzł wargę i pokręcił głową, wyraźnie tłumiąc śmiech.

- Okej, okej... nie macie się czym martwić, powinniście zdążyć na przerwie. Może nie są one bardzo długie, ale na waszym miejscu zacząłbym się już z tym oswajać. Nie będziecie śmierdzieć tylko po Pielęgnacji Męskości. Profesor Fence mógł was dzisiaj jedynie sprawdzać, ale zaręczam, że jeszcze parę dni, a będzie wyciskał z was siódme poty. To twardy nauczyciel, ale bardzo skuteczny i sympatyczny, jeśli tylko się wie, jak do niego podejść - niektórzy skrzywili się, najwyraźniej nadal mając w pamięci kary, jakie niedawno od niego otrzymali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophie

Dziewczyna, wróciła wraz z Constantine na miejsce, wybierając przy okazji trochę srebrnych dodatków, które miały podkreślić jej urodę. Niedługo po tym, jak nauczycielka kazała otworzyć książki, Sophie jakiś czas obserwowała różne typy urody, szukając tego właściwego dla siebie. Wiedziała już, że ma zimny typ, tylko jaki dokładnie? Tego nadal nie była do końca pewna. Zaczęła więc czytać o każdym typie urody, zbliżonym do swojego by siebie dopasować do odpowiedniego. Czysta zima? Zapowiadała się ciekawie, zwłaszcza w kwestii czerni włosów. Nie miała jednak niebieskich czy zielonych oczu, te pierwsze odziedziczył Alan, nie ona. Głęboka zima? Nie musiała nawet długo myśleć, w końcu nie miała ciemnej karnacji. Wykluczając te dwie opcje została ostatnia, chłodna zima i to właśnie ta wydawała się do niej najbardziej pasować. Miała delikatną chłodną cerę, włosy też wydawały się dopasowywać w ten typ i tutaj, co prawda nic nie pisano o czarnych oczach, ale w jako jedynym tego typie urody napisano, że występuje ciemny typ, więc kolejna wskazówka pasująca do niej tylko wszystko potwierdzała. Zaczęła przeglądać dział z dodatkami, aż nagle usłyszała Constantine.

 

- Jestem chłodną zimą - powiedziała na głos z niekrytym entuzjazmem, a kiedy zrozumiała jak wyglądała jej reakcja, na jej twarzy pojawił się rumieniec. - Wybacz, księżniczko Constantine, ale nigdy nie znałam tak dokładnie swojego typu urody. Wiedziałam, że jest zimny, ale nic ponadto - Gdy skończyła mówić, zaczęła przyglądać się koleżance. - Mówiąc szczerze, zdziwiłaś mnie, również byłam pewna, że masz ciepły typ urody - Przyłożyła lekko palec wskazujący pod brodę. - Nie wiem czy ci pomogę, bo uważam, że masz wspaniałą urodę, ale w królestwie z którego pochodzę takiego typu nie widziałam - znów zaczęła się zastanawiać, patrząc przy tym zarówno na dziewczynę i do książki. - Nie jestem pewna, ale mam wrażenie, że trochę przypominasz mi typ zgaszonego lata - powiedziała z wyraźną zadumą patrząc teraz bezpośrednio na księżniczkę.

 

Alan

Z chwilą gdy profesor zaczął mówić o swoim przedmiocie, starałem się skupić teraz na nim. Słysząc, że lekcje nie będą polegały na doborze dezodorantów, środków do włosów czy ubrań, poczułem jak spada mi kamień z serca. Na wieść, że lekcje będą bardziej polegały na utrzymaniu formy fizycznej, uśmiechnąłem się. Tego typu ćwiczenia nie były dla mnie tajemniczą, bo sam musiałem odbywać liczne treningi by unieść ciężar swego miecza, a potem jeszcze nim walczyć. Jedynie te gorące źródła oraz sauna nie należały do rzeczy, za którymi przepadałem. Pochodziłem z zimnych rejonów Puszczy i po dziesięciu minutach zwykle miałem dość takich rozrywek. Lekko się zarumieniłem, słysząc kolejną część naszego przedmiotu. Oczarowywanie dam? Nie wiedziałem dlaczego, ale z jakiegoś powodu znów pomyślałem o Elisabeth i lekko przełknąłem ślinę. Skup się, powtarzałem sobie. Ona chciała wrócić do domu, nie interesowała się mną bardziej niż Aidanem i tak powinno zostać, musiałem to zapamiętać. Spojrzałem na Eryka, słysząc jego pytanie i poczułem się zakłopotany, na samą myśl, że Elisabeth widziała mnie niedawno w takim stanie czyli lepkiego i śmierdzącego. Zaraz potem uświadomiłem sobie, że mnie też coś męczyło i uniosłem rękę, a gdy profesor na mnie spojrzał otworzyłem usta.

- Chciałem się dowiedzieć, profesorze. Czy Etykieta Rycerska i Pielęgnacja Męskości, będą nas obowiązywały przez cały okres Akademii? Czy może tylko w tym roku i powinniśmy z tego powodu, wziąć się ciężko do pracy, wiedząc, że to nie żarty - Miałem tylko nadzieje, że nie zabrzmiałem niegrzecznie, ale naprawdę mnie to ciekawiło i dlatego chciałem wiedzieć.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Akademia Zła

Gdy uczniowie przystąpili do niewdzięcznego zadania, profesor po raz kolejny zajął miejsce za masywnym biurkiem, zarzucił nogi na blat i przymknął z ukontentowaniem oczy, popalając długą fajkę. Nie sposób było stwierdzić, o czym tak właściwie myślał; ci siedzący najbliżej, którzy mieliby na to największą szansę, zostali już częściowo otumanieni przez śmierdzący zawilgoconą piwnicą dym. Nikt jednak nie wątpił, że w sobie tylko znanym czasie nauczyciel wstanie i obwieści koniec ćwiczenia, więc każdy, z mniejszym lub większym entuzjazmem, sięgnął po otaczające go fiolki i preparaty. Dla niektórych ewidentnie była to świetna zabawa - zielone włosy Savy już tworzyły lepki szpikulec na czubku głowy, a Judith, z nieznacznie uniesionymi brwiami, roztrzepywała siano Margo, mrucząc o tym, jak to nie musi robić absolutnie nic. Nieco inaczej podchodziły do tego ponure Elvira i Walburga; wiedźmy z wieży Szkoda wydawały się zawrzeć milczący układ o pełnej i skutecznej odwracalności swoich poczynań, ostatecznie skupiając jedynie na umiarkowanym brudzie i układaniu dziwacznych fryzur. Z uwagi na skupienie uczniów, klasa była wyjątkowo cicha; raz na jakiś czas rozlegał się tylko cichy jęk odrazy lub wysoki chichot.

Lavalle nie stawiał oporu, gdy Thomas zabrał się za jego śnieżnobiałe włosy, lecz ta na wpół rozeźlona, na wpół oburzona mina wyraźnie mówiła, co o tym wszystkim myśli. Po wszystkim chłopak z Lodowych Pól uniósł dłoń i musnął palcami obrzydliwe dzieło, obnażając przy tym szarobiałe zęby. Nic jednak nie powiedział - zdawał sobie przecież sprawę, że Thomas nie był niczemu winien. On również, chociaż gdy nadeszła jego kolej, zawahał się. Stanął nad Thomasem i przez kilka chwil ważył w dłoni fiolkę ze śmierdzącym olejem zwierzęcym. 

- Będzie ci bardzo zimno - powiedział w końcu głosem podszytym irytacją. Na profesora, czy na samego siebie; tego Thomas nie mógł być pewien. 

Nie zmieniało to faktu, że Lavalle miał rację; sam wylany olej był już nieprzyjemnie wilgotny, jednak gdy dołączyły do niego jasne, wyczuwalnie drżące dłonie nigdziarza, wszystko mogło wydać się nie do zniesienia. Chłód był bolesny i przypominał nagłe zanurzenie się pod lód w czasie srogiej zimy. Pomimo starań chłopaka, włosy Thomasa w kilka sekund pokryły się szronem, więc pod wpływem chwili zadecydował o wykorzystaniu tego do uformowania kilku białych szpikulców, by jak najszybciej uznać zadanie za wykonane. Zanim całkiem odsunął się od towarzysza, mając zamiar znów usiąść na odległym krańcu ławki, z jego ust wyrwało się ciche burknięcie, krótkie i podejrzanie brzmiące na przeprosiny. Chociaż to nie było raczej możliwe.

Nigdziarze nie przepraszali.

 

Podobnej współpracy nie dało się zauważyć w ławce Christiana i Alisy. Jeżeli chłopak myślał, że jego puste groźby w jakikolwiek sposób wpłyną na młodą dziewczynę-potwora, to bardzo szybko musiał uświadomił sobie własną pomyłkę. Być może była to wina rosnącej irytacji Alisy, która nie mogła już słuchać bezustannej paplaniny nigdziarza, a może po prostu ten powiedział w końcu o kilka słów za dużo. W ułamku sekundy wiedźma zarzuciła mu rękę na ramiona i z całej siły przygniotła do ławki. Wykorzystując element zaskoczenia, opróżniła na niechlujną głowę całą butelkę czegoś, przypominającego wydzielinę skunksa lub innego, równie śmierdzącego stworzenia. Po tym wciąż nie dała się chłopakowi wyrwać; bezlitośnie wtarła mu wszystko w skórę, drapiąc i szarpiąc długimi pazurami, które na końcach lekko poczerniały. Środka było mnóstwo - tyle, że po niedługim czasie włosy Christiana straciły całą nikłą objętość i przybrały obraz przylegającej do czaszki serwety. Całość zabiegu Alisa skwitowała białym proszkiem, podpisanym "starte odchody", za pomocą którego stworzyła sztuczny łupież. Nie zamierzała długo się z nim użerać, więc szybko załatwiła zadanie i przestała miażdżyć jego klatkę piersiową. Odsunęła się, choć dopiero po tym, jak wytarła blade palce w mundurek Christiana, równocześnie szepcząc mu do ucha.

- Poszanuj babę, która wypchnęła cię na ten świat, marna istoto. I poszanuj baby, które pewnego dnia rozszarpią ciebie, Angle'a i każdego innego faceta w tej upodlonej Puszczy... może z Dyrektorem włącznie - nie uśmiechnęła się; jej nienaturalnie ostre zęby obnażyły się w wyrazie głębokiej pogardy.

Nie dała mu czasu na odpowiedź; obojętnym ruchem odgarnęła na bok wszystkie włosy, wyzywająco wystawiając je w stronę Christiana. Nie wyglądała na ani trochę przejętą tym, że za kilka chwil zostaną zniszczone.

 

Pomimo kilku nieprzyjemnych incydentów, nie dało się zaprzeczyć, że największe katusze przeżywała na tych zajęciach Adelia - z dala od oczu wszystkich, skulona w ostatniej ławce i boleśnie osamotniona, choć przecież zaraz obok siedział chłopiec (nie, potwór), któremu cała ta sytuacja wyraźnie sprawiała przyjemność. Przez pierwsze kilka chwil Adelia próbowała jakoś od tego uciec, unikała jego dotyku i syczała za każdym razem, gdy tylko unosił dłoń. Wiedziała, że nie będzie mogła wiecznie zwlekać, ale paskudny nigdziarz ani trochę nie ułatwiał im tego zadania. Wiedziała, że robi to wszystko specjalnie, że doskonale zna jej sytuację i bawi go widok drobnej, zasmarkanej dziewczyny przeżywającej wewnętrzną rozterkę. Bo przecież najgorsze było w tym wszystkim to, co Raver robił. Czyli nic. Absolutnie nic. Nic, nic, nic.

Siedział z założonymi rękoma i obserwował ją obojętnie, zupełnie jakby w ogóle nie zależało mu na ocenie i zachowaniu wysokiego poziomu. Ale ona widziała ten okropny, zimny uśmieszek na jego ustach i pomarańczowe ogniki w ciemnych jak wąwóz oczach. Och tak, z pewnością świetnie się bawił, czekając aż Adelia sama się do niego zbliży, dobrowolnie odda w jego pająkowate dłonie i odbierze sobie szansę na usprawiedliwianie, jakoby nic tutaj nie było jej winą i wszyscy zmuszali ją siłą do uległości. Nie martwił się o własny stopień, bo w ostateczności był przecież przekonany, że Adelia podda się i zrobi to wszystko. Nie miała wyjścia; w innym wypadku nie zdałaby i zniknęła na zawsze. Straciłaby każdą szansę na powrót do domu, na zobaczenie znów domu i rodziców. I Lisy.

Czując mdłości i taką odrazę do samej siebie, jakiej nie czuła od lat, przesunęła się powoli na ławce i pozwoliła złapać w sidła Ravera. Nigdziarz nie wahał się, wykorzystał pierwszą okazję i oplótł ją ramionami, przekręcając tak, by zyskać wygodny dostęp do jej włosów. Jego ręce były kościste, ale kruchej dziewczynie i tak wydały się na tyle silne, by na kilka chwil straciła dech, który wrócił w przyspieszonej formie, gdy tylko poczuła na głowie szczupłe palce. Zimne, a jednak pozostawiające po sobie smugi ciepła; wzdrygnęła się, gdy w wyobraźni zobaczyła, jak chłopak podpala jej włosy i porzuca na tragiczną, bolesną śmierć.

- Miałaś kiedyś pająki we włosach, Adelio? - szept był niespodziewany, a słowa niepokojące i w pierwszej chwili bezskutecznie próbowała się wyrwać - Przestań. Adelio, one są martwe. Martwe rzeczy nie krzywdzą. W przeciwieństwie do żywych - Adelia przełknęła ślinę i zacisnęła oczy, próbując dla uspokojenia przypomnieć sobie o mamie i tacie, zawsze tak troskliwych... ale z jakiegoś powodu pod powiekami widziała jedynie stary grób ciotki Adelajdy - Twoje włosy są cienkie i krótkie - ciągnął Raver; żółć podeszła dziewczynie do gardła, gdy poczuła na głowie coś mokrego - Pomyśl o tym, ile pająków, robaków i myszy zmieściłbym we włosach Lisy... Wolałabyś, żeby to ona tu ze mną siedziała?

Adelia błyskawicznie pomyślała, że tak, jak najbardziej, bo przecież Lisa nigdy nie bała się ani pająków ani myszy. Potem jednak uświadomiła sobie, co dokładnie oznaczałaby ta deklaracja i zamiast tego z jej ust wyrwało się rozdygotane, niezbyt przekonujące "Nie!". Jeżeli jednak parsknięcie Ravera było jakąkolwiek podpowiedzią - chłopak doskonale wiedział, co zamierzała odpowiedzieć na początku.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Po zakończonym zabiegu z włosami nigdziarza, Thomas spojrzał na swoje śmierdzące wciąż dłonie. Mimo, że niewiele go obchodził wygląd innych, sam nie czuł się dobrze z tym jak zmienił włosy sąsiada z ławki. Lavalle nie był jego kolegą ani nawet znajomym, mimo to psucie czyjegoś wyglądu bez powodu mu się nie uśmiechało. Nie kupował tego co mówił profesor, bo co miał niby wygląd do potęgi? To było głupie. Nic już jednak nie powiedział, czekając teraz na to aż nigdziarz mu się odwdzięczy i zajmie się jego włosami. Zauważył jak ten się waha, nie rozumiał jednak dlaczego. Żaden z nich nie miał wyjścia, musieli w końcu wykonać tę błazenadę, w innym wypadku mogli mieć spore problemy. Wtedy też dotarły do niego słowa jakie wypowiedział Lavalle. Ponownie chodziło o jego moc? Nie był pewny czy zdoła nad nią zapanować? Dziekan powinna z nim o tym porozmawiać i dać mu wskazówki. Z drugiej strony nic jej o tym nie powiedział, a on tego za niego nie zrobi. Nie była to jego sprawa, więc nie miał zamiaru się mieszać

 

- Przeżyłem nie jedną ostrą zimę - powiedział bez emocji nim ten zaczął, co nie było kłamstwem.

 

Pamiętał jak panowały ostre mrozy, a on otulał się starym obrzydliwym kocem, siedząc przy słabym ogniu, rozpalonym na resztkach drewna, które znalazł. Przestał o tym myśleć, czując olej wylany na głowę. Myśl o tym jak teraz wyglądał, sprawiła, że mimowolnie się skrzywił i pierwszy raz tego dnia marzył aby jakaś lekcja już dobiegła końca. Zaraz też poczuł inne uczucie niż odrazę, a był to ból. Mimo, że tego nie okazywał, zupełnie jak teraz. Chociaż nic po sobie nie dał poznać oczywistym było, że Thomas czuł teraz ból. Mimo to, jeśli ktoś poczuje go tyle samo co on w ciągu niemal całego życia zaczyna po prostu uważać go za naturalną część życia. W końcu ból kojarzył się też ludziom z rzeczami pięknymi. Kobiety czuły ból, gdy rodziły, a nadal chciały to robić, a ten ból dawał im potem radość. Gdy człowiek podejmuje się wysiłku, czując ból, wie, że podjął się go właściwie. Wszystko to było częścią życia, co Thomas już dawno zrozumiał. Nie trwało długo, gdy przestał go czuć podobnie jak i dłonie Lavalle'a. Spojrzał na swoje odbicie w jednej z buteleczek, marszcząc przy tym brwi, widząc swoje włosy, które przypominały teraz niemal sople. Spojrzał niewielką chwilę później na nigdziarza, nie będąc pewnym czy mu się przesłyszało, ale w odpowiedzi wzruszył lekko ramionami.

 

- Zawsze mogło być gorzej - odparł niedługą chwilę później, opierając się przy tym twardo o oparcie krzesła, a następnie kierując niepostrzeżenie wzrok na Elvire, nie wiedział dlaczego, ale zastanawiało go czy nie zacznie się nim teraz brzydzić.

 

- Co ty odwalasz?! - warknął Christian nim wiedźma zdążyła go przycisnąć do ławki.

 

Zupełnie nie spodziewał się tego ataku od tej wariatki, przez co nawet nie był w stanie się bronić. Czuł jak wylewa mu coś na głowę i to cholernie śmierdziało, zupełnie jak gnijący trup lub coś w tym guście. Nie to jednak było najgorsze, a to, co wyrabiała dalej. Wcierała wszystko mu to tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz jego skóra mu zejdzie z czaszki. Próbował się uwolnić od wiedźmy, ale ta starannie go skrępowała. W końcu go uwolniła, a on mógł zobaczyć jej obrzydliwe dzieło w odbiciu. Chłopak nigdy nie dbał o higienę i niewiele go obchodziło jak wygląda, ale mimo to był wściekły na to jak go potraktowała, ale nie na to najbardziej. Słysząc jak to coś wspomina o jego matce, przez chwilę wyglądało jakby miał ochotę ukręcić jej łeb. Zaraz jednak się uspokoił przy okazji podciągając rękawy. Naprawdę chciał się zemścić, ale nie teraz, gdyż miał ochotę zaliczyć tę lekcje.

 

- Mam w głowie setki pomysłów - warknął, chwytając, co dziwne delikatnie włosy wiedźmy. - Mam teraz pewną myśl - powiedział wyraźnie zamyślony, sięgając po jedną z butelek i wylewając na włosy wiedźmy coś kleistego, co było podpisane, jako szlam. - Jakiś czas temu koło mojej wioski mieszkała ciekawa babka - mówił, skręcając przy tym włosy wiedźmy, sprawiając, że te zaczynały przypominać jakby plemienną fryzurę, a szlam je odpowiednio sklejał. - Wszyscy się jej bali, nawet my, ale dobrze się z nią handlowało, kupowała wszelkie śmieci, bo bawiła się w jakieś voodoo - Zaczął się lekko śmiać, na samo wspomnienie o tym i zarzucił skręcone włosy, sprawiając, że te opadły lekko na twarz wiedźmy. - Jeden z naszych, kiedyś chciał pokazać jak to się jej nie boi, poszedł do niej, a potem go już nie widzieliśmy - Znów zaczął rechotać. - Znaczy znaleźliśmy go jakiś czas później, a właściwie jego skurczoną głowę do rozmiaru szpilki wiszącą na jej drzwiach, wysuszoną ze zszytymi ustami oraz oczami - Teraz na dłoń wylał sobie czymś czerwonym, co było podpisane jako krew jelenia. Chlapnął tym z dłoni we splątane przypominające bardziej teraz dredy włosy Alisy, na tyle obficie, że ta krew zaczęła z nich skapywać, wyglądała teraz zupełnie jakby kogoś zabiła. - Przypominasz ją trochę - Uśmiechnął się drapieżnie. - Cóż mi ona nie przeszkadzała, ale chłopaki się wkurzyli, więc gdy spała wdarli się do niej i poderżnęli gardło, a chatę spalili - mówił dalej, umieszczając w jakimś ciemnym oleju niewielkie kości zwierząt, które po zabarwieniu na czarno wplątywał jej we włosy, a gdy już to zrobił, chwycił jeszcze stare pajęczyny, które również jej wplątał, Alisa przypominała teraz, dziką plemienną wiedźmę. - Lepiej się pilnuj, bo w życiu różnie bywa - Zmarszczył lekko brwi jakby mu czegoś jeszcze brakowało i chwilę później postawił na szczycie jej głowy jakąś czaszkę, prawdopodobnie psa lub czegoś o podobnej wielkości i kształcie. Najciekawszą jednak sprawą było to, że nie zniszczył włosów wiedźmy, a sprawił, że ta wyglądała upiornie, zupełnie jakby mogła zabić wyglądem. - Sądzę, że skończyłem, chociaż wsadziłbym ci jeszcze kość w nos, ale mowa była tylko o włosach, szkoda - Chytrze się uśmiechnął i usiadł, nadal się gotując wewnątrz i planując swoją zemstę. Mógł już teraz to zrobić na tej lekcji, ale nie bardzo miał ochotę na niską ocenę przez tą wiedźmę, a zniszczenie włosów to była zdecydowanie za słaba zemsta za to upokorzenie, które mu zapewniła. Kolejna sprawa była taka, że nie dokończył tej historii, bo nim wiedźma zginęła przeklęła jego kumpli, sprawiając, że stali się bezmózgimi zombie, które teraz błąkają się bez celu po lesie, ale tego wiedzieć nie musiała.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Akademia Dobra, dziewczęta

Constantine rzeczywiście była nieco zaskoczona nagłym wybuchem Sophie - wiecznie przecież spokojnej, opanowanej i nieśmiałej. Chłodnej jak jej uroda; wyniosłej jak Constantine. Jeżeli jednak głośny entuzjazm księżniczki sprawił, że córka czarownicy z trudem utrzymała kamienną twarz, to nadchodzące po nim niezbyt spójne wyjaśnienia definitywnie rozłupały surową skorupę. Uniosła ciemną dłoń do starannie obrysowanych wiśniową szminką ust i zachichotała, niczym dziewczynka przyłapana na figlu. Nie trwało to długo - szybko wróciła do wertowania podręcznika - ale miało bardzo widoczny efekt. Constantine wyglądała z uśmiechem znacznie lepiej, pięknej; wielka szkoda, że zazwyczaj zastępowała go wyrazem obojętnego znudzenia.

- Tak, to prawda, moja kolorystyka jest dość specyficzna. Ale wiesz, księżniczko, to wszystko wina magii - Jej cienki głos na powrót stał się suchy i nieco snobistyczny, choć bez wątpienia pozostawał też przyjazny. - To oczywiście nie tak, że ja próbowałam wpływać magią na swój wygląd - Constantine lekko zadrżała, lecz ciężko byłoby domyśleć się powodu. - Po prostu dzieci aktywnych czarownic często rodzą się z nienaturalną barwą tęczówki. Katherine, moja siostra, też ma fioletowe. Różnimy się jedynie włosami, jej są... - urwała nagle, przypominając sobie o zadaniu; starannie przypudrowane policzki wydały się różowsze niż zazwyczaj. - Mi również wydaje się, że należę do typu zgaszonego lata. Sprawdźmy teraz zalecane i odradzane kompozycje - przewróciła o kilka stron do przodu i uniosła nieświadomie rękę, skubiąc dolną wargę pomalowanymi paznokciami.

 

Constantine w swoim pośpiechu miała trochę racji. Lekcja powoli zbliżała się do końca i wiele księżniczek dyskutowało teraz między sobą, rozglądając po klasie w poszukiwaniu tkanin o różnych kolorach i fakturze, jakby próbowały oczami wyobraźni ujrzeć się w takiej kreacji. Gdzieniegdzie dało się słyszeć dyskusje na temat "głębokiej jesieni" lub "jasnego lata". Podręcznik, który miała przed sobą Sophie z przykładami zaznaczał, że do typu chłodnej zimy najlepiej pasowały suknie w odcieniach tradycyjnej czerni i bieli, a także szarości, morskiej zieleni, granatu, fioletu i różu. Wykrzyknikiem zaznaczono barwy odradzane, czyli wszystkie zaliczane do ciepłych i kontrastowych, poczynając od żółci i pomarańczu, a kończąc na jabłkowej zieleni. Mogłoby to poddawać w wątpliwość zamiłowanie Sophie do słonecznych sukni, lecz na marginesie zaznaczono, że chłodna zima mogła wyglądać dobrze w bladych kolorach cytrynowych. Do oczu wybierać powinna kolory zimne, takie jak srebro, lodowy błękit, granat, czy śliwka, natomiast na usta polecano barwy intensywnej czerwieni lub fioletu. Ciekawostką było to, że na samym dole podano także przykład znanej postaci baśniowej o tym typie urody, a była to, jakżeby inaczej, Królewna Śnieżka.

- Według tego, co tu napisano, wiśniowa czerwień i róż są dla mnie doskonałymi barwami - Choć księżniczka Constantine wciąż wyglądała poważnie, jej oczy lśniły zadowoleniem; były to wszak jej ulubione kolory sukni. - Ale powinnam unikać odcieni jaskrawych i intensywnych, w tym czerni i bieli - Nic więcej nie dodała, skupiając się na przeglądaniu obrazków.

 

Odnalezienie swoich typów urody zajęło Stephanie i Lisie nieco więcej czasu niż pozostałym. Po kilku dyskusjach, wątpliwościach i uwagach o tym, jak to podręcznik nie przewidział kogoś tak fajnego, jak one, dziewczyny podjęły decyzję, nazywając Stephanie ciepłą wiosną, a Lisę głęboką jesienią. Nie mniej dziwaczne okazało się dla nich czytanie o ubraniach, które z jakiegoś powodu powinny nosić.

- Od dziś unikam karminowej czerwieni - mruczała Stephanie, podwijając nogi na pufę i przesuwając palcami po podręczniku.

- Czym jest karminowa czerwień? - zapytała Lisa niezbyt przytomnym tonem; sama analizowała właśnie swoją kolorystyczną paletę. Chociaż bardzo spodobało jej się zalecenie noszenia ubrań w odcieniach szarości, brązu lub różnego rodzaju zieleni (w końcu takie rzeczy nosiła na co dzień, bo idealnie nadawały się na boisko), to ten niewielki obrazek kremowego różu odebrała jako nieśmieszny żart.

- Nie wiem, ale będę jej unikać - westchnęła sennie współlokatorka - i malować usta na brzoskwiniowo. 

- Świetnie - Lisa parsknęła cicho, z rezygnacją poszukując własnych porad makijażowych, lecz zanim zdążyłaby wyłowić je wzrokiem, Stephanie usiadła prościej i sapnęła z zaskoczenia. - Co jest?

- Podali moją mamę jako przykład tego typu urody. Popatrz! Anne z Lisiego Gaju.

Lisa zamrugała i spojrzała na podetkniętą jej pod nos książkę, gdzie rzeczywiście figurowało to imię. Widząc podekscytowanie Stephanie, kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się. Tak naprawdę wcale jednak nie czuła tej radości; nagle, spośród wszystkich zmartwień i absurdów ostatnich dni, wychynęła na wierzch śliczna - pomimo zmarszczek - twarz ukochanej matki. Leanne z Gawaldonu. Niewielka różnica, prawda? Chyba tylko taka, że to Lisie nieustannie kotłowała się z tyłu głowy świadomość, że jeżeli nie zdołają uciec, to nigdy więcej już jej nie zobaczy, nie przytuli, nie rozśmieszy ani nie zdenerwuje.

Do podręcznika wróciła w wymownej ciszy, którą, sądząc po wyrazie wstydu na twarzy, zrozumiała też i Stephanie.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Po pytaniu Alana klasa podzieliła się na dwa obozy - tych, którzy byli równie zainteresowani odpowiedzią i rzucali Alanowi krótkie spojrzenie pełne uznania oraz tych zawstydzonych (z Erykiem na czele), najwyraźniej po tym, gdy zdali sobie sprawę, że bardziej interesowała ich możliwość wzięcia prysznica. Nauczyciel nie wydawał się jednak zwracać uwagi ani na jednych ani na drugich. Na początku wpatrywał się w Alana ze szczerym zaciekawieniem, a potem zmarszczył brwi, oparł teatralnie brodę na ręce i zwrócił w twarz w stronę okna, przez które do klasy wpadały smugi bladego światła. Przez dłuższą chwilę w klasie panowała niezręczna cisza, podczas której Aidan szturchnął Alana łokciem i wzruszył ostrożnie ramionami. Po pojedynczym chrząknięciu, pochodzącym najwyraźniej od Ambrosiusa, nauczyciel szybko się otrząsnął i z powrotem zwrócił do klasy.

- Wybaczcie mi tę małą przerwę. Nie zdawałem sobie sprawy, że opowieści krążące o Akademii poza jej murami są tak pogmatwane - Uśmiechnął się z typową dla siebie nonszalancją i skrzyżował ramiona na piersi, najwyraźniej szykując dłuższą pogadankę. - Tylko nie pomyślcie sobie nic złego, pytanie Alana było bardzo trafne, nawet, jeżeli jestem nieco zdziwiony, że nikt nie poinformował was o tym wcześniej. Zacznijmy od tego, że musicie zrozumieć, że wasze stopnie ze sprawdzianów, miejsca, wyniki, czy jakby to tam kto nazywał... - znów zamilkł, jednak tym razem tylko na ułamek sekundy - Inaczej. Chociaż Akademia jest oczywiście podzielona na roczniki i semestry, nie występuje tutaj nic takiego, jak świadectwo, certyfikat, czy dzienniczek ucznia, jak to zawsze bywa w normalnych szkołach. Punkty, jakie uzyskacie na pisemnych pracach, kolejności w praktycznych ćwiczeniach; to wszystko wpływa tak naprawdę tylko i wyłącznie na wasze miejsce w rankingu. Oczywiście, jest dokumentowane i przechowywane, ale jedynie jako dowód waszych postępów. Doskonale wiecie, że z Akademii nie można się wypisać - profesor mówił tak, jakby nie było to nic niezwykłego. - Żeby móc opuścić szkołę na zawsze trzeba dostać bezpośrednie pozwolenie Dyrektora, a wierzcie mi na słowo, że nie jest on zbyt skłonny do wydawania ich. Najpewniej chodzi o Baśniarza i inne ważne sprawy, ale o tym to wam więcej opowie profesor Sader, jeśli zechce - Machnął lekko ręką, nie zwracając uwagi na zawód w oczach Damiena. - No, w każdym razie, możecie tylko nie zdać, jeżeli trzy razy jednego dnia pójdzie wam tragicznie. Ale niezdanie nie oznacza powrotu do domu - jego głos przybrał nagle nieco surowszą barwę. - Pamiętajcie o tym. Chodzi mi o to, że Akademia ma was przede wszystkim przygotować do życia w baśni, jako wzór dla wszystkich mieszkańców Puszczy. Po ukończeniu jej nie dostaniecie żadnego dokumentu potwierdzającego waszą edukację, a te książęce tytuły, które otrzymaliście - wydął usta i wzruszył ramionami. - Nadal nie będą mieć politycznego znaczenia, jeżeli nie pochodzicie z królewskiej rodziny. Poza nowymi doświadczeniami i umiejętnościami, będziecie żyć tak, jakbyście nigdy tu nie trafili - parsknął cichym śmiechem. - Oczywiście do pewnego momentu, Baśniarz na pewno zadba o to, żebyście się nie nudzili. Jest to odpowiedź na to, czy Kodeks Rycerski, jako przedmiot jednoroczny...

 

Uczniowie wychylali się teraz z zainteresowaniem do przodu, uważnie łowiąc każde słowo profesora Daramisa. Mężczyzna wydawał się mówić im nawet więcej istotnych informacji niż nauczyciele na Ceremonii Powitalnej. Eryk, który chciał sobie chyba w ten niezbyt przemyślany sposób nadrobić wcześniejszą ignorancję, ośmielił się nawet wtrącić z własnym pytaniem.

- A więc Kodeks Rycerki to jest przedmiot jednoroczny?

Nauczyciel urwał i spojrzał na niego karcąco, na co chłopak zarumienił się jeszcze bardziej, szybko wyłapując swój błąd.

- Tak, jest to przedmiot jednoroczny, Eryku. Miałem jednak zamiar powiedzieć, że chociaż Akademia nie kończy się żadnym podsumowującym dokumentem, to i tak powinniście traktować poważnie każde zajęcia, bo, co wszyscy nauczyciele będą ciągle podkreślali, nie każdy z was opuści to miejsce w takiej postaci, w jakiej do niego przybył - Wielu uczniów drgnęło niespokojnie w swoich ławkach - Ale nie ma co się też zbytnio stresować, uwierzcie mi, że bycie mogryfem nie zawsze... - urwał i pokręcił głową - No, w każdym razie może być o wiele gorzej i pamiętajcie, że jest sporo znanych, a nawet przebojowych mogryfów... choćby taki Kot w Butach. A co do twojego pytania, Alanie - Uśmiechnął się lekko do księcia. - To co ja bym miał z wami do omawiania, gdyby Kodeks ciągnął się przez trzy lata? Nie, na drugim roku przedmiot ten zmieni się w Politykę i Zarządzanie Królestwem, ale wciąż trwać będą lekcje podtrzymujące kondycję, chociaż pewnie w nieco innej formie. Potem, na roku trzecim, większość zajęć wybierzecie sobie sami i z chęcią opowiedziałbym wam o tym więcej, ale niestety, czas nam ucieka, a ja jestem zobowiązany do ocenienia waszych wstępnych umiejętności - przesunął palcami po włosach i mrugnął zawadiacko - Cobyście powiedzieli na mały wyścig?

W klasie rozległo się kilka zrezygnowanych pojękiwań.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophie

Natychmiast spostrzegła jak niedawny chichot Constantine, sprawił, że księżniczka była jeszcze bardziej urocza niż zwykle. Rozumiała jednak dlaczego starała się tego nie okazywać. W końcu sama starała się na co dzień zachować spokój i opanowanie, bo tak była uczona. Zaraz jej uwagę zwróciło co innego, a były to słowa, które zawszanka mówiła. Nic dziwnego, że nigdy nie widziała nikogo o podobnej urodzie do niej. Nigdy nie poznała do tej pory córki czarownicy. Pomimo, że jej mama jak każda kobieta w rodzie, miała zdolności magiczne, to nigdy nie kierowała się tą drogą, więc zapewne dlatego ona urodziła się z naturalnymi barwami. Nie ukrywała również lekkiego zawodu, gdy Constantine nie dokończyła historii o swojej siostrze. Sophie zanim zaczęła również ponownie zaglądać do książki, spojrzała jeszcze kątem oka na zawszankę.

 

- Chciałabym kiedyś poznać resztę tej historii, tak jak zobaczyć twoją krainę - powiedziała cicho, zanurzając chwilę później nos w książce.

 

Nie kłamała w tej sprawie, albowiem nigdy nie widziała nic poza swoją krainą. Zawsze uważała Śnieżne Wzgórza za klejnot całej Puszczy, teraz jednak rozumiała jak bardzo nie miała racji. Tak wiele krain, których nigdy nie pozwolono jej oglądać, a przy tym tyle inspiracji. Naprawdę chciała pewnego dnia to wszystko zobaczyć, a przynajmniej do czasu, aż sobie coś uświadomiła, a przy tym lekko skrzywiła. Wiedziała albowiem, że z Akademią czy bez jej życie było niemal zawsze częścią czyjegoś planu. Jeśli Alan nie wróci z Akademii, ona zajmie tron jako przyszła władczyni, przeciągając tym samym wieczną tradycje czego zresztą od początku pragnął jej ojciec. Natomiast jeśli tego nie zrobi będzie nikim, a jej przyszłość pozostanie niepewna. Prawda była oczywista, jej jedyna nadzieja była w tronie. Alan mógł być dobrym kuzynem, ale gdy założy rodzinę ona stanie się dla niego zapomniana.

 

Starała się skupić ponownie na lekcji, nie chcąc o tym myśleć. Mówiąc szczerze, nie spodziewała się takich kolorów, pasujących do siebie. Biel zdarzało jej się czasem nosić, zwykle na wykwintnych kolacjach wujostwa ubierała się w śnieżno białe suknie. Czerni nie znosiła, kojarzyła się jej z chorobą, smutkiem czy nawet śmiercią. W jej garderobie próżno było znaleźć tego typu suknie. Natomiast jeśli chodziło o szary... to miała kilka sukni w tej barwie, ale raczej niewiele, ten kolor wydawał jej się po prostu nudny. Morska zieleń? Zdecydowanie koszmar, nawet wolała sobie nie wyobrażać siebie w czymś takim. Granat był ciekawą perspektywą na jakieś wyjątkowo ważne okazje, które nie miały być szalonymi przyjęciami, więc i takich sukni kilka miała. Fiolet był dla niej bardzo sporadyczny. To nie tak, że go nie lubiła, po prostu jakoś nie czuła tej barwy. No i róż... wydawał jej się zbyt prosty i przewidywalny. Wychodziło więc, że biel najbardziej jej odpowiadała z tych barw, które tu proponowano. Zaniepokoiło ją, że nic nie widziała o swojej ukochanej żółci. Nagle zdębiała, bo odnalazła swoją barwę, ale wśród tych, które jej odradzano. Sukienki żółte do niej nie pasowały, co było bolesnym ciosem, który mówił przy okazji jakim bezguściem musiała być. Na szczęście szybko znalazła coś, co natychmiast ją uspokoiło. Cytrynowa żółć nadal do niej pasowała, na co odetchnęła z ulgą.

 

Teraz jej wzrok skierował się na tekst o podkreślaniu urody. Srebro wydawało się ciekawe do podkreślania oczu, mogłaby w nim wyglądać pięknie na balu. Niesamowity błękit też kusił. Granat i śliwka... nie bardzo jej pasowały. Mogła zrozumieć granat jako suknie, ale na pewno nie do podkreślenia oczu. Jeśli chodziło o usta... to zdecydowanie wybrałaby czerwień, zupełnie sobie siebie nie wyobrażała w fiolecie na ustach, aż ją ciarki przeszły na samą myśl. Spojrzała na postać, która była przykładem jej urody i lekko zmarszczyła brwi. Emeralda nie miała racji, nie była Śnieżką, tylko Sophie ze Śnieżnych Wzgórz teraz i zawsze tak będzie.

 

- Ciekawe - uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na Constantine. - Masz unikać barw, które mi są dane - lekko wzruszyła ramionami, znów spoglądając do książki. - Nie lubię jednak czerni, więc raczej nie będę jej nosić, a nad bielą pomyślę. Mimo wszystko zawsze kochałam żółć - powiedziała, rozglądając się po sali i zauważając piękny cytrynowo żółty materiał. Wyobrażając sobie siebie w sukni o takiej barwie na balu z upiętymi w kok włosami podkreślonymi lekko czarną kredką oczami oraz niesamowicie czerwonymi ustami. Zaraz też oczami wyobraźni ujrzała jego, czekającego na nią księcia, który chwyta delikatnie ją za dłoń. Tajemniczy książę z jej wyobraźni, znów okazał się Edwardem, na co szybko pokręciła głową i wbiła twarz w książkę by ukryć rumieniec, który pojawił się na jej twarzy.

 

Alan

Widząc zupełnie inne niż do tej pory spojrzenia skierowane ku mnie, lekko mnie zatkało. Nie spodziewałem się zupełnie takiej reakcji. Najbardziej mimo to zaskoczyło mnie zachowanie profesora, po którym właściwie nic nie byłem w stanie określić. Zaczynałem się nawet zastanawiać czy jakoś go nie uraziłem, zwłaszcza gdy zaczął patrzeć w okno. Poczułem jak Aidan mnie lekko szturcha i domyślałem się, co ma na myśli, ale nie mogłem już cofnąć tego co powiedziałem i chciałem jednocześnie wiedzieć.

 

Wtedy też profesor się odwrócił i powiedział to czego powinienem się spodziewać. Akademia nie miała ocen, o nie, ona zaważała na naszym życiu, dosłownie. Każdy kto ją ukończy będzie miał z góry ustalone życie, gdy tylko Baśniarz sobie o nim przypomni. Nie mówiąc o mogryfach czy tych, którzy nie zdali, a ich los pozostawał nieznany. Moi rodzice może mogliby się postarać by zabrać z Akademii mnie oraz Sophie, ale tego nie zrobią, wierząc, że oboje sprowadzimy im baśnie, a nasze królestwo dzięki nam stanie się sławne. Mówiąc szczerze, o ile na początku chciałem stąd odejść, tak teraz tego nie chciałem. Poznałem prawdziwych przyjaciół, których nigdy nie miałem i nie chciałem ich zostawiać. Ponadto miałem misje ważniejszą teraz niż ukończenie Akademii, musiałem pomóc Elisabeth wrócić do domu, a słysząc, że gdy to wszystko się skończy znów wszystko wróci do normy, poczułem lekki smutek. Nie chciałem zapominać o swoich przyjaciołach, a nie byłem pewny jak na nich zareagowaliby moi rodzice. Szybko wyrwałem się ze swojego potoku myśli, słysząc o wyścigu. Znowu? Pomyślałem zrezygnowany, pamiętając ostatni bieg.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Akademia Zła

Alisa nie miała ochoty słuchać niczego, co mógłby chcieć przekazać jej Christian, lecz ostatecznie - ze zwykłej obojętności - pozwoliła mu gadać ile tylko będzie chciał, wiedząc, że po tych zajęciach prawdopodobnie i tak nie zapamięta ani słowa. Co ciekawe, żałosny wyrostek z próchniejącymi zasadami miał jednak w zanadrzu interesujące historie. Ta podobała się Alisie w całości; od chłopca zaklętego w maleńką główkę, po wiedźmę z poderżniętym gardłem. Co oczywiste, nie wystraszyła się. Znała podobne opowieści z rodzinnego domu - po przekroczeniu granicy samodzielności rzadko rozmawiała z matką, ale czasem warto było rozruszać zastałe struny głosowe i wymienić się nabytymi informacjami. Także fryzurę uznała za znośną, przeglądając się krótko w starym, popękanym kawałku lusterka. Spodziewała się, że chłopiec całkiem zniszczy jej włosy, być może nawet zetnie do łysej głowy, ale w ostateczności musiała przyznać, że i on walczył o ocenę. Sama nie czuła żadnej presji, by zwyciężyć; była przekonana, że jeśli tylko zechce, wbije się do ósemki głównych złych bohaterów. Na początku drogi nie potrzebowała niczyjego zachwytu, aprobaty ani wątłego podziwu. Nie dbała także o to, co Christian uczynił na jej głowie; wystarczyło przecież jedno zdjęcie matki, by wróciła do swej codziennej formy.

Nie zdarzało się to zbyt często, lecz akurat w tej chwili naszła ją ochota na rozmowę. Brzmiała ochryple, nisko, z niewielką tylko nutą kobiecości. Normalnie.

- Dobra rada, Christianie. W życiu różnie bywa. Na szczęście ja nie jestem tą wiedźmą; nie jestem nawet człowiekiem i nikt w tej Akademii nie domyśla się kim albo czym jestem. Nie myślę, byś chciał dowiedzieć się pierwszy - Sklejała słowa nieco dziwacznie, ale to nie to było najbardziej zastanawiające. Przez kilka chwil, gdy spoglądała Christianowi prosto w oczy, chłopak mógł być przekonany, że zobaczył w niej swoje własne odbicie. Oczy nigdziarki wydały się zmienić barwę z jaskrawożółtej na brązową, a twarz zaokrąglić rysy. Trwało to jednak zaledwie sekundę; Alisa odwróciła głowę i spojrzała z zastanowieniem do tyłu. Spokój i przytłumione rozmowy w klasie zostały bowiem przerwane przez histeryczne krzyki.

 

Kilka minut wcześniej, w ostatniej ławce, Raver kończył sprawnie fryzurę Adelii, nawijając na kościste palce cienkie kosmyki i dodając do nich coraz to nowsze, wilgotne i lepkie elementy. Dziewczyna drżała, nie tylko z powodu niewygodnego ciężaru na głowie, ale również bliskości nigdziarza, który umyślnie napierał na jej drobną postać, wzmacniając poczucie osaczenia. Czuła nad sobą jego nieznacznie chrobotliwy oddech; nozdrza drażniła subtelna woń dymu. Jedynym pozytywem było chyba to, że chłopiec nie mówił już nic więcej, pozwalając Adelii zatopić się we własnym przerażeniu i poczuciu winy. Bo przecież ona nigdy, przenigdy nie chciałaby, żeby Lisa trafiła do tej strasznej szkoły. Jej opiekuńcza przyjaciółka była dobra, po prostu nie w baśniowym sensie - nie pasowała na księżniczkę, tak samo jak na wiedźmę. Lisa z Gawaldonu była po prostu Lisą z Gawaldonu, a Dyrektor Akademii popełnił okropny błąd porywając je z domu.

- Skończyłem - Cichy, chłodny głos wyrwał ją z zamyślenia; natychmiast wyrwała się do przodu, chcąc jak najbardziej odizolować od nigdziarza. - Pamiętasz chyba o tym, że ty również masz zadanie do wykonania - Raver skomentował jej zachowanie z nutą złośliwego rozbawienia.

No tak, oczywiście. Jeżeli chciała zaliczyć ten przedmiot, musiała zmusić się do sięgnięcia po obrzydliwe fiolki i użycia ich na głowie tego chłopca. Koszmarna wizja, chyba nawet bardziej, niż to, co przeżywała dotychczas. Adelia nigdy jeszcze nie dotykała chłopca z własnej woli; to było niestosowne, grzeczne dziewczynki nie zachowywały się w ten sposób. Jeżeli jednak chciała wrócić do domu...

Przełknęła ślinę i wstała, ostrożnie obchodząc młodego czarnoksiężnika, który z obojętnością siedział przy ławce, opierając na niej jedną rękę. Wydawało się, że jego twarz wyraża jedynie pogardliwe znudzenie, lecz ona była przekonana, że tak naprawdę jej strach sprawia mu przyjemność.

 

Z sercem w gardle i zimnymi ze stresu dłońmi stanęła za plecami nigdziarza i sięgnęła po pierwszą lepszą fiolkę, którą natychmiast odłożyła, gdy tylko mignął jej odręczny zapis "żabie oczy". Zwlekała jeszcze przez kilka chwil, dopóki chłopak nie zastukał cicho palcem w blat ławki; wtedy otworzyła niewielki słoik z czerwonym mazidłem, tym razem unikając spoglądania na etykietę. Nie miała żadnego pomysłu na to, jak właściwie miałaby zniszczyć jego włosy. Do tej pory mama uczyła ją tylko, jak dbać o siebie - o swoje zdrowie - a włosy tego chłopca i tak były na tyle suche i łamliwe, że ciężko było przyczyniać się do jeszcze poważniejszego pogorszenia ich stanu. Spróbowała przeczesać je palcami; bardzo ostrożnie muskając brązowe, jakby przyprószone czymś szarym kosmyki. Uczucie było na tyle dziwne, że natychmiast nabrała ochoty, by je wyciągnąć. Adelia naprawdę nigdy dotąd nie dotykała chłopca.

- Za niedługo minie lekcja, Adelio - szepnął Raver bezbarwnym tonem. - Powiedziałbym, że z pewnością bawiłaś się już w fryzjera, ale z twoją przyjaciółką byłoby to bez wątpienia wyjątkowo trudne - zadrżała, słysząc jak jego głos nabiera okrutnej barwy. Wspominał Lisę wciąż i wciąż, jakby nadal nie mógł zapomnieć jej tego, co zrobiła na Polanie. Adelię powinno to zdenerwować, przestraszyć... lecz zamiast tego poczuła przypływ odwagi i w końcu zamoczyła rękę w śmierdzącej mazi.

Szybko okazało się, że miała ona właściwości koloryzujące; gdyby nałożyć jej mniej, pewnie tylko zafarbowałaby włosy na brudną czerwień, lecz w takiej ilości całkowicie je zlepiła, zamieniając w brzydkie strąki. W pierwszej chwili ją to zestresowało, ale przypomniała sobie, że właśnie na tym polegają te zajęcia. Na obrzydzaniu... więc to, że z głowy Ravera skapywała teraz dziwna, kleista substancja nie mogło być niczym złym... nawet jeśli dziewczynie wydawało się, że sama czuje, jak z jej włosów... 

 

Machinalnie sięgnęła dłonią do tyłu i na kilka sekund straciła dech. Przy jej karku coś naprawdę się poruszało. Szybko złapała lusterko i wydała z siebie stłumione jęknięcie. Straszny nigdziarz zamienił cienkie włosy w najprawdziwszą pajęczą norę, tworząc na głowie Czytelniczki coś w rodzaju dziupli podtrzymywanej przez liczne pajęczyny i prawdziwe, żywe pająki.

- Mówiłeś, że są martwe - wydusiła z niedowierzaniem, raz po raz unosząc dłoń i natychmiast ją opuszczając, jakby w strachu przed zbliżeniem do nich palców. - Mówiłeś...

Cichy śmiech, jaki uzyskała w odpowiedzi, wydawał się przenikać ją do kości. Odwróciła głowę - cała rozdygotana i poszarzała z odrazy - tylko po to, by zobaczyć jak Raver odchyla się obojętnie do tyłu, niewzruszony spływającą po czole czerwoną mazią.

- Nic takiego nie mówiłem - wyszeptał z pogardliwą delikatnością - Powiedziałem; one są martwe. Nie; pająki są martwe - Przyspieszony oddech potęgował ból i gorąco w klatce piersiowej Adelii. Wiedziała, że ten okropny chłopiec z niej kpił, że chciał wyprowadzić ją z równowagi, ale... oczy zapiekły ją od świeżych łez, a blade, pogryzione do krwi usta zadrżały. - Nie przesadzaj - dodał wtedy Raver sycząco, mrużąc chłodno oczy. - Nie są jadowite, nic ci nie zrobią. Czy to naprawdę wszystko, co potrafisz? Płakać i użalać się nad sobą? Nic dziwnego, że wszyscy mają cię dość - uśmiechnął się pokrętnie. - Bo tak przecież jest. Wszyscy wolą Lisę. Książę, Dyrektor Akademii, pewnie nawet twoi właśni rodzice. Ale tobie to odpowiada, prawda? Rola odrzuconej dziewczynki, wzbudzającej fałszywą litość...

- NIC NIE WIESZ! - wrzasnęła nagle Adelia, wyrywając z pracy wszystkich pozostałych uczniów. - Zamknij się! Nie jestem taka! Jestem delikatna i... i dobra i... - ale krzyki wcale nie pomagały w załagodzeniu ognistego zranienia i wstydu, który zapłonął w jej sercu zupełnie tak, jakby Raver ścisnął je swoimi przerażającymi, bladymi palcami. - Nie jestem taka jak ty! 

 

Słyszała coraz głośniejsze dyskusje za plecami, ale jej wzrok skupiony był tylko na tym przeklętym, przerażającym nigdziarzu, który nadal uśmiechał się z wyższością i skrzyżował ramiona na piersi i... nie mogła tego znieść. Po raz drugi w życiu poczuła porywające mrowienie w dłoniach, świadczące tylko o jednym. Musiała zmyć mu ten cholerny uśmiech z twarzy, inaczej sama umrze, uduszona własną wściekłością. W rękach ściskała jednak tylko niewielki słoik z czerwoną mazią, ale to nic, bo zaledwie sekundę później cała ta maź znalazła się nie tylko na głowie Ravera, ale też na jego twarzy, a w ślad za nią poszły kolejne, całkiem przypadkowe substancje, porywane z ławki. Oddychała z trudem, wciąż krzyczała; gwałtowne ruchy strącały pająki z jej zrujnowanej fryzury.

Chwilę później wszystko się skończyło; nie miała już niczego pod ręką, więc tylko pociągnęła go mocno za włosy i nie bacząc na śmierdzące oleje i połyskliwe proszki, syknęła w ostatnim wybuchu złości, z ledwością utrzymując się na prostych nogach.

- Jesteś złym chłopcem. Złym! A wiesz, co w Gawaldonie robią ze złymi chłopcami? Wieszają ich na pręgierzu, tam, gdzie ich miejsce!

To oczywiście nie było prawdą. W Gawaldonie nie było żadnego pręgierza ani systemu kar, który mógłby sprawić, że ci wszyscy straszni chłopcy, którzy naśmiewali się z niej w szkole, skończyliby z posiniaczonymi plecami. Tak wyglądały tylko jej marzenia - dobre marzenia, bo przecież sprawiedliwość była zawsze najważniejsza.

 

Powoli wracała do rzeczywistości. W klasie panowała nienaturalna cisza, jakby wszyscy uczniowie porzucili swoją pracę na rzecz obserwowania interesującego teatrzyku. Nagle zdała sobie sprawę z łez, które spływały w olbrzymich ilościach po jej zimnych, bladych policzkach. Wstrzymała oddech i spojrzała na Ravera; na strasznego, niebezpiecznego czarnoksiężnika, którego właśnie skrzyczała i obrzuciła najobrzydliwszymi substancjami, jakie tylko można sobie wyobrazić. Zaszlochała cicho - tym razem ze strachu - lecz nigdziarz wcale nie wyglądał na wściekłego, choć jego poklejone, czerwone włosy pełne były żabich oczu i postrzępionych piórek. Przeciwnie; gdy minął pierwszy szok, coś w jego oczach zabłyszczało złowieszczo, a usta wygięły się w ostry, nieprzyjazny uśmiech. Adelia opuściła wzrok i z przerażeniem odkryła, że całe jej dłonie są umazane krwią. Czy mogła przypadkiem zrobić mu prawdziwą krzywdę? Ale nie, to musiała być krew zwierzęca; ta sama, która spływała teraz po jego cienkim nosie.

Za plecami usłyszała powolne, pogardliwe klaskanie, więc odwróciła się szybko; zapłakana, z pająkami we włosach i cała umorusana jelenią posoką. Parę kroków od niej stał profesor Angle, a za nim migotały twarze zszokowanych nigdziarzy. Eudon szeptał coś do ucha Vina, a Elvira, z włosami mokrymi od krwi (wyraźnej obsesji Walburgi), zmrużyła oczy i zacisnęła mocno palce na skraju ławki, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Do Adelii wciąż do końca nie docierało to, co przed chwilą zrobiła, lecz wiedziała jedno; oddałaby wszystko, by uciec teraz z tej śmierdzącej klasy.

- Proszę, proszę, proszę... nasza Czytelniczka pokazuje pazurki - profesor uśmiechnął się obrzydliwe, pokazując braki w uzębieniu. - Złych chłopców wiesza się na pręgierzu, tak? To co w takim razie robimy ze złymi dziewczynkami, hmmm? Wie ktoś? - rozejrzał się krótko po klasie.

- Palimy na stosie? - rzucił ochoczo Hadrion.

- Obdzieramy ze skóry? - dodała mściwie Sava.

Profesor zachichotał, a Adelia zachwiała się, w ostatniej chwili złapana przez Ravera. Jego uścisk na jej łokciu nie był jednak delikatny, taki jakim książę mógłby wspierać księżniczkę. O nie, jego palce miażdżyły chudą rękę dziewczyny i wypalały dziury w jej mundurku.

- Nie, moi mali okrutnicy - odpowiedział pieszczotliwie profesor - W tej szkole złym dziewczynkom przyznajemy pierwsze miejsca - skinął głową i nad Adelią znikąd pojawiła się płonąca, strzelająca iskrami jedynka.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Po tym jak zapewnił nigdziarce swoistą transformacje, Christian oparł się na ławce, czekając na koniec lekcji. Tym razem był właściwie pewny swojego pierwszego miejsca. W końcu zrobił coś naprawdę niesamowitego. Nie tylko sprawił, że włosy tej zołzy nadawały się dla prawdziwej wiedźmy, to na dodatek były tak straszne, że przeciętny zawszanin na jej widok nocą robiłby w gacie. Akademia była problemem, bo nie podobał mu się sposób w jaki nauczyciele uczyli zła. Niby w czym choćby te talenty miały pomagać w byciu złym? Czy gadanie tej Lesso jak powinien wyglądać złoczyńca. Właściwie chociaż to była pierwsza lekcja, która mu się podobała, to nadal nie było to czego oczekiwał odkąd tu trafił.

 

Zdziwił się jednak, słysząc głos tej małomównej wiedźmy. Tak na dobrą sprawę, nie spodziewał się, że zacznie mówić. Podejrzewał nieco, że nie jest człowiekiem, ale gdy to potwierdziła lekko zmarszczył brwi. Nie bardzo znał się na stworach zamieszkujących Puszczę, dlatego nie był w stanie stwierdzić czym ona właściwie jest. Poczuł mimo to niepewność, gdy wiedźma wpatrywała mu się w oczy, a w jej własnych dostrzegł swoje. Jedno pytanie teraz chodziło mu po głowie; czym ona do cholery była? Nawet chciał coś powiedzieć, zbierając w sobie resztki odwagi, ale nie zdążył tego zrobić, bo podobnie jak u innych nigdziarzy jego uwaga skupiła się na miejscu, z którego docierał krzyk.

 

Chwilę wcześniej Thomas rozglądał się po klasie, gdyż nie zostało mu już nic innego do roboty po tym jak on i Lavalle skończyli zadanie. Jego wzrok skupiał się głównie na Elvirze. Nie potrafił z jakiegoś powodu oderwać spojrzenia od jej gładkiej bladej skóry, niesamowitych błękitnych oczu jak i pięknych włosów. Zmrużył delikatnie oczy, widząc jak druga wiedźma wylewa na nie krew. Bardziej jednak martwił go fakt, że nie poczuł nawet obrzydzenia na ten widok, a chyba powinien, mimo, że w życiu widział mnóstwo krwi. Włosy, które się od niej kleiły do pięknych już raczej nie należały. W tym wypadku tak tego nie postrzegał i potrzebował sporo siły woli by odwrócić wzrok od nigdziarki.

 

Spojrzenie skierował na chwilę ku ławce Christiana. Musiał przyznać, że wiedźma, która się do niego dosiadła zapewniła mu ciekawą fryzurę. Pojawiło się jednak zaskoczenie, gdy spostrzegł jak teraz wygląda siedząca z nim nigdziarka. Mówiąc szczerze, nie spodziewał się, że jego współlokator potrafi zrobić coś dobrze, w tym jednak wypadku nie mógł zaprzeczyć, że to co zrobił wygląda prawdziwie nigdziarsko. Dłuższe skupienie nad tym dobiegło końca, gdy jego uwagę odwrócił krzyk z tyłu klasy.

 

Był kompletnie zaskoczony tym, co teraz widział. Nie był nawet pewny czy patrzy na tę samą osobę, którą widział zaledwie kilka chwil temu. Jak miał niby zresztą uwierzyć, że mała zasmarkana Czytelniczka pokazała taki temperament o jaki nikt jej nie podejrzewał? Z niedowierzaniem patrzył co wyczyniała z fryzurą i twarzą Ravera. Nigdy za nim nie przepadał, a mimo to nie sądził by ten był osobą, która pozwala każdemu na takie rzeczy. Włosy podobnie jak twarz tego nigdziarza z każdą chwilą przypominały coraz gorszy koszmar. Nagle zdał sobie sprawę, że już ktoś podejrzewał Czytelniczkę o złą naturę, ale dziekan za tę teorię została znieważona przez resztę klasy. Teraz zaczynał się zastanawiać czy ta kobieta mogła mieć racje. Nie zdziwił się nawet, gdy profesor przyznał jej pierwsze miejsce.

 

Podobnie zareagował Christian, który chyba pierwszy raz nic nawet nie komentował ani się krzywo nie uśmiechał. Po prostu patrzył jak skamieniały, nie mogąc uwierzyć w to co teraz widzi. Zapomniał nawet o tym jakie on zapewnił dzieło nigdziarce obok, bo to co widział teraz biło jego umiejętności na głowę. Mógłby wiele zrozumieć, ale jakim niby cudem zrobiła to ta Czytelniczka? Zaczął się nawet zastanawiać czy czymś się nie zatruł przez co oczy płatają mu teraz figla. Dopiero obwieszczenie profesora sprowadziło go na ziemie, na co lekko mrugnął.

- Coś tam słyszałem jak ludzie gadali, że dziekan za rozróbę na obiedzie wini te całą Adelie - Ciężko było powiedzieć czy mówi do Alisy, bo nawet na nią nie patrzył tylko dalej na Czytelniczkę. - Wtedy myślałem, że to takie pieprzenie z jej strony, a teraz nie wiem, co właściwie myśleć - mówił nadal wyraźnie zszokowany, co jak na niego było wyjątkowo nietypowe.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra, dziewczęta

Lekcja dobiegła końca w wyjątkowo szybkim tempie, nawet dla Lisy i Stephanie, które po paru sekundach milczenia znów wciągnęły się w cichą, okraszoną żartami dyskusję na temat kolorów i stylów. Kiedy profesor Sericia wstała i stanęła na podeście, niektóre dziewczęta wciąż przeglądały podręczniki w gorączkowej nadziei na znalezienie dodatkowych, cennych informacji. Patrząc na nauczycielkę, która właśnie wkroczyła w smugę wielobarwnego światła wpadającą przez wysokie okna, Lisa po raz kolejny musiała przyznać jak piękna i wytworna była, mimo wyraźnie starszego wieku. Prawdopodobnie to właśnie robiła z człowiekiem codzienna, hiperdokładna pielęgnacja i drogie specyfiki. Kobieta musiała mieć na to czas i warunki, ucząc takiego przedmiotu w tak idealnym pałacu. Ruda dziewczyna nie mogła się jednak powstrzymać przed myślą o tym, jak radziły sobie z tym królowe w zamkach, królowe będące jednocześnie matkami. Pamiętała własną mamę, zmęczoną i zaspaną, gdy o czwartej nad ranem karmiła i usypiała Nathana w salonie. Z drugiej strony, po tym co dziś usłyszała od Alana, nie zdziwiłaby się, gdyby królowe nie zajmowały się wcale opieką nad własnymi dziećmi, zamiast tego przesiadując w pozłacanych łaźniach. Sama myśl była koszmarna. Lisa nigdy dotąd nie myślała poważnie o byciu mamą, ale wiedziała, że na pewno nie chciałaby być kimś takim, jak te wyperfumowane, leniwe krowy w jej wyobraźni.

- Czas się kończy, moje drogie, a musicie jeszcze zdążyć z zaprezentowaniem efektów swojego małego badania - Lisa pokręciła lekko głową, gdy nauczycielka uśmiechnęła się, mrużąc długie rzęsy. - Może zaczniemy od naszej sirène, hmm? Uśmiechasz się tak ślicznie. Proszę, opowiedz nam o sobie.

 

Nerysa nie wyglądała wcale na zmieszaną uwagą, jaka skierowała się na nią z każdego kąta klasy, choć siedząca obok niej Monica opuściła wzrok i spłonęła ciemnym rumieńcem. 

- Dziękuję. To tak... - słodka dziewczyna zetknęła palce u rąk i dyskretnie spojrzała na podręcznik. - Na początku myślałam, że moim typem urody będzie ciepła wiosna, ale ostatecznie wybrałam głęboką jesień - Uniosła głowę, jakby chciała się upewnić, że ma rację; profesor Narcyza nic jednak nie powiedziała, wciąż uśmiechając się tajemniczo. - To są piwne oczy, ciepła cera oraz ciemne włosy. Według tego typu powinnam używać kolorów nasyconych, takich jak szmaragd, ciemny błękit, ciemny pomarańcz, brudne złoto lub żółć, a unikać pasteli, odcieni jasnych i neonowych. Zasady makijażu mówią natomiast, że powinnam nakładać na oczy ciepłe i przygaszone kolory, malować usta ciemniejszymi, mocnymi pomadkami i unikać czarnej kredki - znów spojrzała do góry, oczekując reakcji nauczycielki.

Profesor Sericia przez kilka chwil wpatrywała się z zamyśleniem w Nerysę, składając dłonie za plecami.

- Robisz to na co dzień, sirène? Stosujesz się do tych zasad?

Nerysa zamrugała szybko i wychyliła się niepewnie do przodu.

- Jeżeli chodzi o ubrania, to chyba... tak. Ale naprawdę rzadko używam makijażu - odpowiedziała z nieznacznym wzruszeniem ramion.

Nauczycielka pokiwała z uznaniem głową.

- Dobrze, dobrze. Rozumiem, że to nauka wpojona w domu? Właściwa, środowisko podwodne nie sprzyja większościom kosmetyków - Mrugnęła subtelnie, poprawiając chusty. - Twoja odpowiedź nie była incorrect, lecz brakowało mi w niej... czegoś konkretniejszego. Na przyszłość, polecam ci sięgać czasem i do typu ciepłej wiosny, gdyż tam również możesz znaleźć dla siebie cenne porady.

 

Kolejne wypowiedzi wyglądały mniej więcej podobnie. Księżniczki nie spodziewały się, że profesor Sericia będzie je dodatkowo wypytywać i wyciągać z nich przeróżne informacje. Okazało się, że pozornie proste zadanie wielu dziewczętom sprawiało trudności. Odpowiadająca po Nerysie Monica prawie zalała się łzami, gdy nauczycielka zwróciła jej uwagę na źle dobrany typ urody. Księżniczka Magdalene, która większość zajęć spędziła przeglądając podręcznik i obserwując niebo za oknem, wdała się podczas swojej wypowiedzi w dyskusję na temat konieczności wyboru stylu, w którym jeden element zgrzyta z rzeczywistym wyglądem osoby wybierającej, co Narcyza - z bardzo niezadowoloną miną - zbyła jako mędrkowatość w próbie zatuszowania własnej nieporadności. Dayli szło nawet dobrze, dopóki profesor zamaszystym ruchem nie sięgnęła po dwa kawałki materiału i nie rozkazała wybrać jej jednego z nich wraz z podaniem odpowiedniego uzasadnienia. Miła i sympatyczna nauczycielka szybko zmieniała się w surową egzaminatorkę, gdy na wierzch zaczęły wypływać problemy dziewcząt z ocenianiem samych siebie i niedociągnięcia w subtelnej sztuce dobierania stylów. Lisa i Stephanie łapały się za głowy, widząc jak nauczycielka kręci nosem na coraz bardziej bełkotliwe wypowiedzi księżniczek, pokazując tym samym, że lekcje z nią wcale nie będą tak proste, jak mogło się na początku wydawać. Zarówno Aria, plącząca się w próbie wyjaśnienia tego, dlaczego do jej urody najlepiej pasują matowe pomadki oraz Constantine, która wielkimi oczami obserwowała fruwające po klasie kawałki materiału, musiały przyznać, że Narcyza Sericia była perfekcjonistką. A Nerysa miała najwidoczniej wielkie szczęście, trafiając pod jej ocenę jako pierwsza, gdyż im dalej w las, tym profesor wydawała się być bardziej zirytowana.

 

Nic dziwnego, że gdy nauczycielka doszła w końcu do ławki Constantine i Sophie, drobna księżniczka zadrżała pod ostrzałem jej surowego spojrzenia. A jednak, pomimo bardzo cichutkiego i wygłuszonego tonu, córka czarownicy sprawnie poradziła sobie z przedstawieniem typu przygaszonego lata. Nie mogła oczywiście liczyć na zbyt szybką ulgę, gdyż nauczycielka natychmiast uniosła dumnie brodę i zadała jej jedno, dość istotne pytanie.

- Dobrze, mon cher - Pieszczotliwe określenie wcale nie brzmiało już tak przyjemnie. - Chcę teraz wiedzieć, dlaczego intensywne, jaskrawe kolory nie będą współgrać z twoją karnacją.

Constantine zagryzła pomalowane usta, ścierając z nich pomadkę. Zanim odpowiedziała, dyskretnie spojrzała na własne, matowo ciemne dłonie.

- Ponieważ... - Przełknęła ślinę. - Ponieważ jeszcze bardziej podkreślą mój przygaszony typ urody i sprawią... że będę wyglądać szaro? Mdło? - Głos Constantine zadrżał lekko przy ostatnim słowie, choć dziewczyna dzielnie utrzymała kamienną twarz. Chwilę później mogła już wypuścić wstrzymywane powietrze, gdyż profesor skinęła sztywno głową i skierowała swoją uwagę na Sophie.

- Sophie, flocon de neige - powiedziała cicho. - Opowiedz nam o sobie, a potem uzasadnij, dlaczego nie powinnaś używać jasnych szminek?

W klasie panowała cisza, gdy zestresowane uczennice na ostatnią chwilę przerzucały strony podręcznika.

 

Akademia Dobra, chłopcy

Pomimo krzywych min i utyskiwań pojedynczych uczniów, profesor Daramis z entuzjazmem zarządził "mały, rozgrzewający wyścig" w formie zaliczenia pierwszych zajęć Pielęgnacji Męskości. Pozwolił uczniom na zostawienie toreb i marynarek, które wróżki miały im potem dostarczyć na Polanę, będącą miejscem mety. Następna lekcja, Przetrwanie w Baśniach, miała odbywać się właśnie tam, więc w założeniu było to połączenie konieczności z użytecznością. Gdy wszyscy wstali i zaczęli zsuwać z siebie błękitne, misternie zdobione nakrycia, Aidan uśmiechnął się lekko do Alana.

- Myślę, że dość szybko biegam. Często wychodziłem z tatą do lasu i tam biegałem. Ale w porównaniu do prawdziwych książąt, to nie wiem. Wy pewnie mieliście jakieś treningi, nie? - zapytał szeptem, jednak zanim zdążyłby otrzymać odpowiedź, nauczyciel zaklaskał głośno w dłonie, zwracając na siebie ich pełną uwagę.

- Słuchajcie! Wpadłem na jeszcze jeden pomysł, który sprawi, że ten bieg stanie się bardziej integracyjny - Ambrosius za plecami Abraxasa przewrócił oczami, ale profesor nie zauważył tego, zajęty spinaniem włosów w krótką kitę. - Przydzielimy was w pary i będziemy liczyć wasze miejsca parami, okej? Dopiero jak dobiegnie dwójka chłopców z danej pary, przydzielimy im miejsca na podstawie wewnętrznej kolejności. Czyli, jeśli na przykład Abraxas będzie w parze z Edwardem i Edward dobiegnie pierwszy... - wspomniany książę szturchnął figlarnie przyjaciela, a ten odpowiedział mu tym samym - ...ale po Edwarcie przybiegną Eryk i Ambrosius, którzy są razem w parze, to właśnie oni zajmą pierwsze miejsca. To będzie nie tylko lekcja rywalizacji, ale także wzajemnej pomocy i solidarności. Tylko, że... hmm... - Profesor teatralnie złapał się za brodę. - Myślę, że tę solidną grupę prawdziwych dziedziców trzeba będzie porozdzielać, żebyście mieli okazję trochę lepiej zapoznać się z innymi - Abraxas zmarszczył brwi. - Co prawda nie będzie to aż takie proste, bo młodych paniczów przybyło nam w tym roku wyjątkowo dużo. Co też się porobiło, że tyle książąt w tym samym wieku... - profesor Daramis zachichotał i mrugnął. - To musiał być naprawdę owocny rok na zamkach.

Gdy do uczniów dotarło do czego nauczyciel nawiązywał, przez klasę przetoczył się szmer oburzenia, a na wielu twarzach wykwitły rumieńce i grymasy obrzydzenia.

 

Ostatecznie profesor samodzielnie przydzielił ich w pary, unikając łączenia tych, którzy siedzieli wspólnie w ławkach. Okazało się, że rodowitych książąt naprawdę było więcej, więc Alan trafił do pary z Damienem, chłopcem, jak wspomniał profesor, o rok młodszym. Brat księżniczki Magdalene przywitał się z nim uprzejmie, ale jego blada twarz pokazywała jedynie ponure znużenie.

- Nie wydaje mi się, żebym biegał szybko. Raczej nie biegam. Przepraszam - wymamrotał, pochylając się lekko do przodu w niemal obronnym geście.

Aidan stanął obok księcia Eryka, który co prawda nie wyglądał na zbyt zadowolonego z takiego układu, ale nie zachowywał się też otwarcie wrogo. Zdobył się nawet na wyciągnięcie dłoni do oficjalnego uścisku i rzucenie krótkiego żartu ("Jakby co, będziemy się nawzajem nieść na plecach"). Przy samych drzwiach Edward stał spokojnie oparty o framugę, wyglądając niemal groteskowo przy wesoło podskakującym Kato. Abraxas łypał niepewnie na wyższego Odiona, Julian klepał po ramieniu niepewnego Hectora, a Ambrosius cicho dyskutował z Leonem. Po chwili profesor wyprowadził wszystkich na korytarz i ustawił w jednej linii, informując o tym, że zna skrót, który pozwoli mu dotrzeć na miejsce przed nimi ("Już nie te lata, żeby biegnąć z nami, co?" - mruknął ktoś, ale profesor całkiem to zignorował). Książęta mieli ruszyć przez Główny Hol, a następnie Leśny Tunel i zlokalizować na Polanie profesora Daramisa, który przygotuje linię mety. Dystans nie był specjalny długi, lecz całość wymagała od nich nie tylko szybkości, ale również ostrożności, przede wszystkim na schodach i zakrętach, o czym mężczyzna przypominał im trzy razy. Uczniowie rozciągali się jeszcze przez kilka sekund, aby uniknąć nadwyrężeń, a potem, na krótkie gwizdnięcie nauczyciela, wyruszyli.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophie

Zagłębianie się w wyobraźni i poszukiwanie własnego rodzaju urody pochłaniały więcej czasu niż Sophie mogła przypuszczać. Z całego obecnego zamyślenia, wyrwała ją informacja o zbliżającym się końcu czasu. To wystarczyło, by Sophie znów całą swoją uwagę skupiła na książce. Nie mogła tym razem wypaść nisko, wiedziała to dobrze. Kim w końcu będzie jeśli wiecznie będzie zajmować miejsca poniżej swojego statusu? Kilkakrotnie wracała do informacji o urodzie chłodnej zimy, starając się wpoić sobie jak najwięcej informacji, a jej myśli krążyły wokół wyobrażeń swojego wyglądu w podanych barwach. Nim się jednak obejrzała padło pierwsze imię zawszanki, którą okazała się Nerysa. Uniosła wzrok znad książki, będąc ciekawą tego jak jej pójdzie.

 

Nie zauważyła w odpowiedzi zawszanki żadnych nieprawidłowości, była raczej normalna i zawierała chyba wszystkie informacje jakie były podane, ale nie była też do końca pewna, gdyż nie sprawdzała tego typu urody. Dostrzegła, że nauczycielka chyba nie do końca takiej odpowiedzi oczekiwała. Niestety obserwacja kolejnych wypytywanych zawszanek przynosiła dziewczynie coraz więcej niepewności. Nauczycielka była bardzo wymagająca, nawet bardziej niż ci, których poznała w zamku. Mimo, że Sophie starała się z całych sił przekonać samą siebie, że będzie dobrze i nie powinna się martwić, czuła jak jej dłonie się lekko trzęsą.

 

Ponownie poczuła również pewien rodzaj współczucia dla Monici. Widać było, że się starała na każdej dotychczasowej lekcji, a mimo to jej nie wychodziło. Wszystkie tu były swoimi rywalkami, w końcu wyniki wpływały na ich los. Mimo to, Sophie nie była, aż tak zimna i nieczuła, by nie zwrócić uwagi na zapłakane oczy dziewczyny, które widziała kolejny raz. Musiała naprawdę tym wszystkim się stresować. Zdziwiło ją również to, że księżniczka Magdalene sobie nie poradziła. Tajniki urody nie były jej w końcu obce, bo sama potrafiła niesamowicie zmienić wygląd Czytelniczki. Nie mówiąc o tym, że wychowała się na dworze królewskim, a mimo to nawet ona nie zachwyciła nauczycielki. Dayla trochę uspokoiła nerwy Sophie, przynajmniej do czasu, aż nauczycielka nie zadała jej pytania, które całkowicie zmieszało dziewczynę. Aria, która była zaraz po niej, również nie wyszła najlepiej z tego wszystkiego.

 

Zaczęła się coraz bardziej zastanawiać jak wiele uczennic zdoła zadowolić wymagającą nauczycielkę, aż nie spostrzegła, że ta teraz kieruje się w ich stronę. Spoglądała jak wybierała do odpowiedzi Constantine, miała nadzieje, że zawszanka zdoła sobie poradzić, przy okazji sama czuła nerwy świadomością, że zaraz będzie najpewniej jej kolej. Poczuła niespodziewaną ulgę, widząc jak dziewczyna obok radzi sobie całkiem dobrze z opisem swojego typu urody. Oczywiście na tym nie można było poprzestać, bo jeszcze nadeszło kolejne pytanie. Sophie zauważyła oczywiście nerwy, które prześladowały Constatntine, gdy udzielała odpowiedzi. Nie dziwiła się jej, zwłaszcza po tym, co do tej pory zobaczyły. Zbyt wiele czasu nie miała, by nad tym rozmyślać, bo nagle padło jej imię. Początkowo nie wiedziała jak zareagować, bo to jak określiła ją nauczycielka skojarzyło jej się z mamą, tak wiele czasu minęło odkąd słyszała to określenie. Nie mogła jednak nad tym długo rozmyślać, bo nauczycielka oczekiwała odpowiedzi, zacisnęła mocniej dłoń na swojej parasolce, jakby chciała, by ta dodała jej otuchy. Na niewielką chwilę zamknęła oczy, chcąc się skoncentrować, aż w końcu zaczęła mówić.

 

- Rozważałam różne zimne typy urody, które mogłyby do mnie pasować - powiedziała wyjątkowo spokojnie, nie ukazując wcześniejszych nerwów. - Czysta zima wydawała się na początku do mnie pasować, aż nie dostrzegłam problemu związanego ze swoją barwą oczu, więc musiałam wykluczyć ten typ - Na chwilę przerwała, by złapać oddech i zaraz kontynuowała dalej. - Głęboką zimę wykluczyłam natychmiast, to nie jest typ mojej karnacji. Została więc ostatnia opcja, którą była chłodna zima, wydająca się najbardziej do mnie pasować. Osoby o tym typie urody mają chłodną delikatną cerę, podobnie jak ja. Włosy czarnej barwy też utwierdziły mnie w przekonaniu do tego typu urody - przerzuciła je delikatnie jakby chciała to podkreślić. - Nie mówiąc o oczach, bo zostało wyraźnie zaznaczone, że ciemne oczy występują w tym typie urody. Pasującymi do mnie barwami powinna być biel, którą czasem nosze, zwykle na ważnych przyjęciach. Czerń jest kolejną barwą, która miałaby do mnie pasować, ale sama nie przepadam za tym kolorem na sukniach i staram się go unikać. Czasem zdarza mi się nosić suknie w szarej barwie, ale też raczej rzadko to robię - Ponownie na chwilę zamilkła aby złapać oddech. - Morska zieleń jest natomiast kolejnym kolorem, którego nie chciałabym na sobie ujrzeć. Pozostają ostatnie kolory. Granat jest moim zdaniem piękną barwą. Nie można jednak moim zdaniem nosić go zbyt często, bo z pięknego stanie się nudny. Jeśli chodzi o fiolet zdarza się, że pojawiam się w sukniach o tej barwie, ale raczej rzadko to robię i pozostaje już tylko róż. Moim zdaniem jest to typowa i nazbyt powszechna barwa u damy. Nie uważam by róż był brzydki, po prostu jest zbyt powszechny - Zamknęła na sekundę oczy, zastanawiając się nad czymś, aż nie zaczęła kontynuować nadal swoim wyniosłym i pewnym siebie tonem, jak przystało na prawdziwą księżniczkę. - Powiem szczerze, że przeżyłam szok, widząc, że moja ukochana barwa do mnie nie pasuje. Zawsze odkąd pamiętam nosiłam żółte suknie, które uwielbiałam, poczułam więc smutek, mając teraz świadomość, że to nie mój kolor, aż nie dostrzegłam, że cytrynowa żółć nadal pasuje do mojego typu urody i to w takich barwach zwykle się pokazuje - Lekko się uśmiechnęła, aż nie zaczęła mówić dalej. - Teraz napomnę o makijażu  - Potrzebowała chwili na zebranie myśli. - Powiem otwarcie, sama nie stosuje go wiele. Uważam, że mój typ urody nie potrzebuje przesadnych jego ilości, które mogłyby wszystko bardziej zepsuć niż poprawić. Mimo to według informacji, które przeczytałam, proponowane są mi barwy takie jak srebro, które miałoby podkreślić moje oczy, czy błękit, a nawet granat jak w przypadku sukni oraz fiolet.  Wyobrażałam sobie siebie w tych barwach, będąc na początku pozytywnie nastawioną do nich, zwłaszcza, jeśli chodzi o srebro i błękit do podkreślenia oczu. Ostatecznie  uznałam, że bez tego typu dodatków wyglądam lepiej. No i pozostały barwy na usta w postaci czerwieni i fioletu. Nie maluje ust na fioletowo. Nie chce tak ich podkreślać, wybieram zdecydowanie czerwień. Jeśli chodzi o pani pytanie, to moim zdaniem prawda jest taka, że wszelkie zbyt jasne i ciepłe kolory, nie pasują do chłodnej zimy. Mówiąc najprościej, chłodna zima łączy się lepiej z ciemnymi kolorami, dzięki nim wyglądając zdrowo i wyraziście w przeciwieństwie do chłodnego lata, które często jest mylone z chłodną zimą i to właśnie mu pasują jasne i zarazem ciepłe barwy - dodała niezwykle spokojnie, nadal nie ukazując przy tym nerwów, nie licząc mocno zaciskających się dłoni na parasolce.

 

Alan

Nadal nie byłem do końca zachwycony ponownym biegiem, starałem się mimo to o tym nie myśleć. Podobnie jak cała reszta zdjąłem marynarkę i położyłem torbę, by zaraz zacząć lekko rozciągać mięśnie. Nagle spostrzegłem uśmiechającego się Aidana i również odwzajemniłem uśmiech. Gdy wspomniał o tym, że szybko biega, przypomniałem sobie jak pierwszy raz ćwiczyliśmy razem walkę mieczem i faktycznie wykazał tam sporą szybkość oraz zwinność. Miał również racje, że prawdziwi książęta w tym ja mieli sporo tego typu ćwiczeń, gdyż musieliśmy dbać o formę. Przypomniało mi się nawet jak mój instruktor zabrał mnie na biegi po lesie. Ojciec nie był tym na początku zachwycony, chciał bym się trzymał wyznaczonego placu, dopiero po wielu próbach przekonania zgodził się na to. Wtedy czułem się naprawdę wolny, jakbym nie był księciem i nie miał żadnych obowiązków, a byłem tylko ja oraz droga przede mną i wolność. Chciałem nawet coś odpowiedzieć Aidanowi, nim jednak zdążyłem profesor zaczął mówić,

 

Słysząc o kolejnym pomyśle lekko zmarszczyłem brwi. Nie do końca byłem przekonany czy będzie on dla nas korzystny. Gdy w końcu nauczyciel podzielił się swoim pomysłem, nie byłem pewny jak zareagować. To nie tak, że miałem coś przeciw bieganiu w parze, bardziej obawiałem się na kogo w tych parach trafię. Chociażby nie uśmiechało mi się towarzystwo Ambrosiusa w czasie tego zadania. Szybko moja niepewność, co do tego pomysłu całkiem zanikła, gdy usłyszałem jak będą łączone pary. Zastanawiałem się, z kim do grupy trafię. Odpowiedź nadeszła szybciej niż sądziłem. Ujrzałem jak w moją stronę idzie książę Damien, w którego niedawno stanąłem obronie. Mówiąc szczerze nadal zbyt wiele o nim nie wiedziałem, bo tylko raz z nim rozmawiałem. Wydawał się bardzo miły. Uścisnąłem z nim dłoń na powitanie i lekko się uśmiechnąłem, słysząc go.

- Więc wspólnie będziemy biegli powoli - Lekko wzruszyłem ramieniem.

 

Zaraz potem zająłem miejsce z księciem, czekając na sygnał do startu. Zdziwił mnie fakt jak Eryk zachował się w stosunku do Aidana, do tej pory wydawał się uważać go za gorszego. Być może źle go oceniłem. Obserwowałem kolejne grupy, aż w końcu pojawił się sygnał do biegu i ruszyłem wspólnie z Damienem. Najpierw mieliśmy pobiec przez Główny Hol. Niestety problemy pojawiły się już na samym początku. Mimo, że starałem się biec jak najwolniej, Damien nie był w stanie dotrzymać mi tępa. Musiałem jeszcze bardziej zwolnić, by nie zostawić go z tyłu. W tym czasie wyminął nas już Ambrosius z Leonem a zaraz potem Aidan z Erykiem. Ten pierwszy z drugiej pary się na chwilę na nas obejrzał, rzucając nam smutne spojrzenie, ale pobiegł dalej poganiany przez Eryka. Widziałem po minie towarzyszącego mi księcia, że nie był z siebie zadowolony. Poklepałem go lekko po ramieniu, mówiąc by się nie przejmował i wróciliśmy dalej do biegu.

W końcu dotarliśmy do Głównego Holu gdzie czekała kolejna niemiła niespodzianka. Damien się potknął niemal upadając, w ostatniej chwili zdołałem go przed tym uchronić, a w tym czasie zdołał nas wyminąć Kato i Edward. Mój towarzysz mruknął coś jakby przepraszam, ja odparłem by się nie przejmował i biegliśmy dalej. Zdołaliśmy dotrzeć w końcu w okolice Leśnego Tunelu, wtedy Damien zaczął ciężko oddychać i trzymać się za żebro. Widziałem jak zaciska zęby starając się biec dalej, ale ja już widziałem, że męczyła go kolka. Zaraz potem dogonił nas Abraxas i Odion. Duży chłopak wyglądał na zmęczonego i strasznie się pocił, mimo to biegł dalej. Niedługo za nimi spostrzegłem Juliana i Hectora, którzy powoli nas doganiali. Książę pomagał wyraźnie wyczerpanemu Hectorowi, który opierał się na jego ramieniu, ale się nie poddawali. Widząc ich razem doznałem inspiracji i nagle sam złapałem za ramię Damiena, opierając je no swoim karku. Książę był tym wyraźnie zdziwiony, ale się nie opierał i znów zaczęliśmy biec wspólnie. W tym czasie linię mety przekroczył już Ambrosius i Leon jako pierwsi, a za nimi byli Aidan i Eryk, potem Edward i Kato, a czwarty dobiegł Abraxas i Odion. Teraz nasza czwórka walczyła o przedostatnie miejsce. Mimo tego, że żadne z nas nie było sobie wrogie, wszyscy dawaliśmy z siebie ile tylko mogliśmy. Pomimo, że byliśmy spoceni, a ubrania lepiły się do naszych ciał, nie zważaliśmy na to, chcąc dobiec do mety. W końcu się nam udało, ale nasze starcie zakończyło się wspólnym remisem. Cała nasza czwórka przebiegła linie mety w tym samym czasie. Uśmiechnąłem się lekko do Damiena, mówiąc mu, że to był dobry wyścig.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Akademia Zła

Atmosfera szoku i niepewnego rozbawienia, która zapanowała po ataku Adelii na Ravera, rozpłynęła się wraz z wysoką oceną, jaką Czytelniczka - zdaniem wielu niesłusznie - otrzymała. Choć wciąż pozostawali tacy, którzy obserwowali wszystko z ostrożnością i zastanowieniem, w klasie rozlegały się też pojedyncze, podirytowane szepty; Gdybym wiedział, że za obicie ci mordy dostanę pierwsze miejsce, to nawet bym się nie wahał. Ani profesor ani sama Adelia nie zwracali na to jednak uwagi. Dziewczyna była zbyt oszołomiona, zarówno przez iskrzącą się, falującą jedynkę, jak i bolesne ściskanie w piersiach - efekt poczucia winy wymieszanego ze strachem i pozostałościami gniewu. Drżące nogi powoli przestawały być dla niej oparciem, a kiedy w końcu opadła na ławkę, towarzyszył temu syk bólu. Raver wciąż mocno zaciskał palce, boleśnie wykręcając jej rękę. Jeżeli nawet profesor to zauważył, nie zareagował; podszedł tylko do ławki i zamiótł ręką pozostałości rozsypanych żabich oczu. 

- Ta pajęcza nora to też dobry pomysł, byle tylko się tam na stałe nie zalęgły, hehe - Adelia zakwiliła cicho, wciąż zbyt obrzydzona, by próbować własnoręcznie pozbyć nowej fryzury. - Wiedźma z mrocznego lasu i wioskowy morderca - machnął ręką, wskazując na krew spływającą po wychudzonej twarzy Ravera. - Do tego teatrzyk, który naprawdę zdołał mnie rozbawić, jestem pod wrażeniem.

Adelia poczuła, jak młody nigdziarz szarpie nią bezceremonialnie, zmuszając do uniesienia głowy.

- Dziękuję, profesorze. Uznaliśmy to za świetny sposób na zaliczenie pana zajęć - Oczy Czytelniczki rozszerzyły się z zaskoczenia na to wymowne stwierdzenie, ale nic nie powiedziała, raz na jakiś czas pociągając nosem. Dłonie bolały ją od odkorkowywania starych butelek i brutalnej szarpaniny. Nie chciała już na nie spoglądać, wiedząc, że są całe oblepione krwią. Czy ona naprawdę to zrobiła? Naprawdę utraciła kontrolę?

 

Dręczona wątpliwościami, nie od razu zauważyła, że Raver uśmiecha się chłodno do rozchichotanego profesora. Nauczyciel, najwidoczniej przekonany, że była to ich wspólna intryga, przydzielił nigdziarzowi dumną dwójkę i oddalił się z powrotem w głąb klasy, śledzony przez ponure spojrzenia pozostałych uczniów. Adelia zadrżała, wyczuwając, że chłopiec - potwór - znów skupił na niej swoją uwagę. Czuła jego spojrzenie, tak intensywne, że niemal parzące. Miała wrażenie, że jej policzek będzie za chwilę wyglądał tak, jak rękaw czarnego mundurka, na którym zostało teraz kilka niewielkich dziurek o zwęglonych brzegach. Obserwowała kątem załzawionego oka, jak Raver sięga po szorstką szmatkę i przeciera twarz z krwi i innych, mętnych płynów. Nad jego głową wisiała oblepiona pajęczynami dwójka, emitująca z siebie mgliste światło. Podkreślało ono siniaka nad lewą brwią, na którego sam widok dziewczynie zrobiło się niedobrze. Zanim jednak zdołałaby uciec lub chociaż się odsunąć, nigdziarz znów złapał ją za nadgarstek. Tym razem nie poczuła gorąca, tylko zimno; przenikliwe, lodowate zimno.

A wraz z nim szept, złośliwy, lecz szczery, którego wiedziała, że nigdy nie zapomni, nawet leżąc znów pod bezpieczną kołdrą w swoim rodzinnym domu.

- Wiedźma.

 

Profesor bardzo szybko załatwił sprawę reszty klasy, pokazując przy okazji, że nie wszyscy będą mieli u niego szansę na sprawiedliwy wynik. Gwidon Angle oceniał tak, jak mu się podobało; przede wszystkim zależało mu na dobrej rozrywce i czymś, co w każdej innej klasie nazwano by zapewne kreatywnością. Koścista trójka nie bez powodu przyznana została Christianowi. Profesor obejrzał z każdej strony milczącą, znudzoną Alisę i rzucił krótki komentarz, jak to chłopak "od początku mu się podobał". Alisie, ku oburzeniu części nigdziarzy, zaproponował czwarte miejsce w zamian za informację o swoim pochodzeniu. Dziewczyna jednak w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się złośliwie, więc ostatecznie trafiło ono do Judith. Profesor podobno "dawno nie widział tak zniszczonych włosów", co Margo skwitowała stłumionym śmiechem. Scarlett, za szpikulec na głowie Savy, została obdarowana kolczastą piątką, natomiast szóstka trafiła do zaskoczonej Bathildy, która z braku innych możliwości przylepiła do łysiny De jelenie rogi. Siódemkę otrzymał Eudon, za włosy Vina, które z ledwością było widać pod warstwą szarawego pyłu, a ósemkę Kim, za wpakowanie niezadowolonej Prismie całych garści martwych motyli. Kolejne stylizacje uczniów były już znacznie bardziej typowe. Zaskoczony Lavalle otrzymał od profesora lodową dziewiątkę. Elvira, za trupią czaszkę, wystylizowaną na czarnych włosach Walburgi, zdobyła dziesiątkę, z której ewidentnie nie była zadowolona. Zaraz za nią uplasowała się jej współlokatorka, a następnie Vin oraz Gilbert. Czternaste miejsce, ku zaskoczeniu wszystkich, otrzymał Navin, który podjął próbę przeobrażenia Hadriona w prawdziwego wilkołaka. Szlamista piętnastka przypadła Thomasowi, a migocząca szesnastka zobojętniałej Alisie. Za dziwaczny, śmierdzący splot na głowie współlokatorki, Sava otrzymała siedemnaste miejsce, osiemnastka natomiast zabłysła nad głową Prismy, która tak ułożyła włosy Kim, że osobliwa dziewczyna sprawiała wrażenie niemal łysej. Uczniowie na ostatnich miejscach nie wykazywali się już dodatkową kreatywnością. W kolejności; Margo, Pollux, Hadrion, Labrenda, Alaric oraz De, który krótkich włosów Bathildy wydawał się nawet nie ruszyć. Choć na wielu twarzach pojawiały się wyrazy determinacji i chęci poprawy przyszłych wyników, profesor nie zaoferował im żadnych słów rady lub otuchy, bezceremonialnie każąc się wynosić.

 

Mimo ostrzeżenia obleśnego profesora, uczniowie nie zbierali się w zbytnim pośpiechu. Elvira zdążyła jeszcze nawet spiąć czarną gumką swoje różowawe, lepiące się od krwi włosy. Zmarszczony nos i chłód w błękitnych oczach wskazywały na to, że dawno nie czuła się tak upodlona i minie sporo czasu, nim na dobre przyzwyczai się do tych bezsensownych zajęć. Kątem oka śledziła drobną, rozdygotaną Adelię, przynajmniej dopóki nie dotarło do niej ciche marudzenie Walburgi.

- Chodźmy to zmyć jeszcze przed następną lekcją. Nie mogę zdzierżyć tego lepkiego obrzydlistwa.

- Tak, to dobry pomysł - mruknęła w odpowiedzi Elvira, sięgając po torbę. - Obyśmy tylko zdążyły.

Walburga burknęła coś, a potem uśmiechnęła się złośliwie.

- Choć moim zdaniem ty mogłabyś sobie zostawić tę stylizację. Metaliczny smród do ciebie pasuje, w końcu pochodzisz z plebejskiej krainy.

Elvira uniosła wysoko jasne brwi i zacisnęła usta. Nie czuła się urażona - w końcu ta wydumana, arystokratyczna obelga nie miała w sobie żadnego potencjału krzywdzącego, będąc najzwyklejszą prawdą - ale wszechobecny zapach padliny i chłodna ciecz spływająca po karku utrzymywały ją w stanie bezustannej irytacji.

- Nikt cię nie pytał o zdanie - sarknęła więc, niezbyt błyskotliwie i niezbyt rozsądnie.

Walburga wzruszyła ramionami z kpiącym wyrazem rozbawienia na ustach. Elvira odpowiedziała jej tym samym, próbując odegnać bolesne i niedogodne wspomnienia dawno utraconej przyjaciółki, lata temu odesłanej z Nottingham.

 

Także przy stoliku Thomasa i Lavalle'a nie panowało milczenie. Choć chłopiec z Lodowych Pól nie należał do rozmownych, w pewnych momentach najwyraźniej nie mógł powstrzymać się przed rzuceniem uwagi na temat tego, co akurat go zastanawiało. Gdy obaj chowali podręczniki, szepnął więc, na tyle cicho, by nie usłyszał go nikt niepowołany:

- Podpalcie mnie, jeżeli to był ich wspólny pomysł. Widziałeś jej minę? W życiu nie uwierzę w to, że dała mu się namówić na coś takiego. To było od niej, całkiem od niej i to chyba jeszcze gorzej. Albo lepiej, nie wiem - Lavalle jak do tej pory ani razu nie rozgadał się tak przy Thomasie. Zrównoważył to jednak tym, że nie dał mu już szans na odpowiedź; zarzucił na ramię wyświechtaną torbę, odwrócił się i szybko przemknął między ławkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Widok pierwszego miejsca u Czytelniczki, na początku był szokiem, ale gdy widziało się, co zrobiła, nie można było zaprzeczyć, że na nie zasłużyła. Zupełnie inną sprawą było drugie miejsce, które zupełnie nie powinno trafić do tego leszcza, tak uważał Christian. Durna nora pełna robali? I co w tym obrzydliwego? Miał naprawdę wielką ochotę zgarnąć to robactwo i wrzucić je w gacie tego nigdziarza. Nadal pamiętał, co mówił Navin, a to tylko jeszcze bardziej wzmacniało irytacje. Byle frajer, który wylazł z lasu i puszył się jak nie wiadomo kto. Chłopak zacisnął dłoń w pięść, zauważając jak profesor kieruje się teraz do niego i nigdziarki obok.

 

Uśmiechnął się delikatnie, słysząc słowa skierowane do siebie ze strony nauczyciela, a potem widok trójki nad swoją głową jeszcze bardziej poprawił mu nastrój. Nie było to złe miejsce, najlepsze jakie zdobył tego dnia, ale nie był też zadowolony. Uważał, że był lepszy od Ravera pod każdym względem. Nadal mimo to był zdania, że obecny nauczyciel był najlepszy ze wszystkich, których do tej pory mieli. Jako jedyny potrafił zobaczyć kto jest prawdziwym nigdziarzem i nie potrzebował do tego durnej magii. Zmrużył oczy, słysząc, co profesor mówił do nigdziarki obok. Zdobycie informacji o tym czym była mogło być korzystne, istniał jednak problem. Zdobywanie tego typu informacji nigdy nie należało do jego specjalności. Musiał to jeszcze dokładnie przemyśleć.

 

Zaczął z zaciekawieniem rozglądać się po klasie, by zobaczyć miejsca innych. Spostrzegł jak udawana nigdziarka zajmuje dziesiąte miejsce i lekko się skrzywił. Miał naprawdę nadzieje, że zajmie ostatnie miejsce. Mimo wszystko i tak nie mógł się powstrzymać, by nie pokazać jej kilku nieprzyjemnych gestów. Chociażby za ich pomocą pokazał jak kiedyś zostanie bezużytecznym śmierdzącym kotem. Nic jednak nie mogło tak go uradować jak paskudna piętnastka nad głową Thomasa. Widok niemal idealny za wszystkie upokorzenia jakich doznał z jego strony. Nie ukrywał prób nabijania się z nigdziarza poprzez śmiech czy obraźliwe gesty.

 

Sam Thomas zdawał się nie bardzo zwracać uwagę na swoje miejsce. Najwyraźniej nie miał zdolności by pogarszać wygląd, czy mimo to miał się czym przejmować? Ta lekcja i tak w jego uznaniu nie miała żadnej wartości na przyszłe życie. Z drugiej strony już raz sprawił, że czyjś wygląd się znacznie pogorszył, a obserwując zachowanie Christiana miał wrażenie, że wkrótce się to powtórzy.

 

Wtedy też spojrzał Lavalle'a, który dość nietypowo się rozgadał. Przez całą lekcje nigdziarz miał niewiele do powiedzenia, ale teraz było inaczej. Słuchając go spoglądał na Adelie. Thomas czuł, że ten miał zdecydowaną racje. Gniew, który ukazała Czytelniczka był jak najbardziej prawdziwy. Nie raz w końcu sam to widział i mógł dzięki temu bez problemu zauważyć, kiedy ktoś tylko udaje to uczucie. Jeśli nauczyciel tego nie dostrzegał musiał być kompletnie ślepy. Pytanie brzmiało, czy niewinna zasmarkana dziewczynka była tylko udawana z jej strony, czy może naprawdę sama nie wiedziała jaka jest naprawdę. Chciał nawet coś odpowiedzieć nigdziarzowi, ale ten zdążył już odejść. W końcu sam chwycił własną torbę i również ruszył ku wyjściu z klasy, chcąc skorzystać z prysznica, by zmyć bajzel z głowy przed kolejną lekcją. Stanął w drzwiach, widząc dość nietypowy widok.

 

Po korytarzu poruszał się wąż dziekan, tylko jakby znacznie większy. Teraz miał ze cztery metry, a w paszczy trzymał jakąś paczuszkę. Strasznie się ślinił zostawiając resztki jadu na podłodze, co z pewnością było cenne dla alchemika. Nie to jednak było najciekawsze. Thomas gdy tak przypatrywał się oczom gada miał wrażenie, że widzi w nich gniew, który kierował na każdą mijającą klasę. Zaraz za Thomasem stanął Christian, który na początku chciał przepchnąć się przez nigdziarza, ale również stanął jak zamurowany. Dostrzegł jednak coś jeszcze poza wężem, poruszającego się za nim kruka dziekan. W dziobie również trzymał jakąś znacznie mniejszą paczkę i chyba miał złamane skrzydło, bo było nietypowo wygięte. Nagle pomyślał, że to idealna szansa na zemstę. Dziekan dwukrotnie go dziś upokorzyła. Zabranie paczki przerośniętemu gadowi było głupie, ale, co mógł mu zrobić ptak ze złamanym skrzydłem?

 

Przepchnął się nagle obok Thomasa i podbiegł w kierunku ptaka, wyrywając mu paczkę z dzioba i kopiąc go przy okazji, gdy ten próbował się bronić. Christian nie mógł nacieszyć się zdobyczą, bo Annabelle, która nawet na niego nie spoglądała grzmotnęła go z dużą siłą ogonem, sprawiając, że nigdziarz wylądował na ścianie zamroczony, strasznie przy tym jęcząc. Kruk znów przechwycił paczkę, zostawiając Christiana, podczas gdy Thomas kręcił głową, zastanawiając się przy tym ile głupot musi zrobić ten kretyn, by dostać w końcu nauczkę. Spostrzegł jak Christian sięga po nóż i lekko zmarszczył brwi, widząc jak ten celuje w węża.

- Przeklęte bydle - mówił słabo, wyraźnie zamroczonym głosem, próbując wycelować w tył gada.

 

Crystal

Siedziała spokojnie przy biurku, pijąc herbatę. Był to chyba jedyny spokojny moment tego dnia. Oczekiwała na powrót swojego ptaszka i Annabelle, bo te miały jej dostarczyć kilka składników alchemicznych. Akademia, choć bogata w wiele rzeczy, nie miała wszystkiego. Sama nie mogła opuszczać jej murów, chyba, że Dyrektor by pozwolił. Właśnie dlatego musiała w tym celu używać pomocników. Zamiast składników pojawiło się jednak coś innego. Dopiła spokojnie herbatę patrząc na ranking uczniów po pierwszym dniu.

 

https://docs.google.com/document/d/1gPIRgHkBfF5Z_iHinwUwtuHk-JUfpLxSSRE5pupUwfY/edit

 

Pierwsze miejsce, nie bardzo ją zadowalało. Raver nie był beztalenciem na pewno nie, ale wolałaby na pierwszym miejscu zobaczyć kogoś innego. Chociażby Elvire, która teraz zajmowała trzecie miejsce. Bardzo jej się podobała ta dziewczyna. Żałowała, że sama nie była tak zimna jak ona, gdy była w jej wieku. Z drugiej strony, pierwszego zabójstwa dokonała będąc niemal w jej wieku. Była wtedy taka głupia, uroki młodości. Judith, która też była jej faworytką i zajmowała aktualnie drugie miejsce, ponownie za Raverem. Znów spojrzała na pierwsze miejsce i zmarszczyła brwi. Niewiele mogła o nim powiedzieć, poza tym, że miał tupet, bo jako jedyny miał odwagę do niej przyjść po przedstawieniu, które zrobiła na korytarzu. Zwykle, gdy dawała taki pokaz, uczniowie nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Zastanawiała się w co próbował pogrywać ten chłopak i co właściwie chciał udowodnić. Wyniki innych uczniów nie były dla niej zaskoczeniem, ale i tak nie mogła sobie darować uśmiechu. Adelia z Lasu za Światem, nie tylko zdołała zaliczyć, ale pokonała jeszcze dwoje innych nigdziarzy. Nigdy nie powinna była wątpić w Dyrektora. W czasie obiadu to zrozumiała, ale pierwszy też raz widziała tak intrygującą Czytelniczkę. Obecna grupa nigdziarzy zapowiadała się naprawdę ciekawie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...