Skocz do zawartości

[Gra] Dies irae [Oksymoron] [może trochę Dark]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Jedną rzecz trzeba bylo sobie powiedzieć wprost i poważnie. Irielowi się ostatnio cholernie, ale to cholernie motzno nie układało. Nie tylko wkurwił niedawno paru swoich niebiańskich znajomych, oraz ogólnie nie był w Niebiosach popularny. Nie nie nie. Irielowi dzięki swojej ostatniej akcji udało się zajść o krok dalej, czy też może wyżej w tym wypadku. Tak metaforycznie. Irielowe dzieła i eksperymenty doszły, pewnie dzięki pomocy zazdrosnych aniołków, do samego Autorytetu, czyli innymi słowy Szefa Szefów, Króla Zastępów, Boga, jak zwał tak zwał. Wiadomo o kogo chodzi. To delikatne niedopowiedzenie, lecz mówiąc łagodnie, Autorytet nie był specjalnie zadowolony. A jako że Iriel uchodził za niesamowitego speca w sprawach Ziemi, i szanowali go za to nawet najzajadlejsi wrogowie, jego karze postanowiono nadać nieco smaku ironii.

 

Rezultat prezentował się następująco: Iriel, z nieźle obolałym nowym ludzkim ciałem i stygmatem w postaci śladu buta w miejscu gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, spadał niczym meteor z ogromnej wysokości. Jednak na całe szczęście skazanie wygnańca na niechybną śmierć na samym początku wyroku nie leżało w gestii Potęg Niebieskich. Więc kiedy Iriel znalazł się nad gęstym, ponuro wyglądającym lasem na którego krawędzi jak grzyb wisiała jakaś zawszona zabita dechami dziura, siły boże go brutalnie i bezceremonialnie wyhamowały. Kiedy znalazł się może z metr pięćdziesiąt nad wilgotnym puszczowym gruntem, zatrzymało go w miejscu, by po chwili upuścić jak śmiecia. Były cherubin spadł plackiem na pokrytą stęchłymi, mokrymi liśćmi ziemię z niewielkim tąpnięciem.

 

To chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o podróż. Iriel jest nagi i nie ma przy sobie absolutnie nic. Co teraz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzył w niebo.

No nieźle. Teraz wydawało się być całkiem odległe, a pewnie było jeszcze bardziej niż mu się wydawało. Cóż, nie do końca tak to miało być. Na wspomnienie tego jak dobrze bawił się na wyspach, aż łza mu się zakręciła w oku. 

Iriel podniósł się do pozycji siedzącej. Trochę kręciło mu się w głowie od upadku, ale hej, w końcu miał okazję przetestować działanie siły grawitacji i na nieszczęście dla niego działała całkiem bez zarzutu. 

Podniósł rękę i przyjrzał się palcom, potem dłoni, a potem sięgnął do pleców. Wyczuł zgrubienia, ale oczywiście skrzydeł nie było. Chociaż to mogli zostawić. Jedną parę. Wzrok też jakby się zmienił. Cóż, przynajmniej tu jedna para została. Przede wszystkim myśleć pozytywnie. Może i jeszcze nie miał nigdy okazji być człowiekiem, ale przecież nie mogło być aż tak źle. Wystarczy się poprawić, odkupić winy i będzie tego, tak to przynajmniej zazwyczaj wyglądało w teorii. 

Wstał chwiejnie na nogi, przeklinając swoją obecną słabość. Zastanowił się jeszcze nad tym, czy przekleństwa go pogrążają, ale myśl ta zdenerwowała go tak bardzo, że spasował. 

Rozejrzał się wokół. Przez twarz przemknął wyraz rozpaczy, potem próba przełknięcia smutku, a potem nie wytrzymał. 

- AAAAAAAAAAAA! - Eks-cherubin upadł z powrotem na ziemię, wyżywając się na niewinnym gruncie. Tłukł ile sił w pięściach, zostawiając w wilgotnej ziemi lekkie wgłębienia. W końcu przestał. Oddychał głęboko, próbując zebrać myśli i ułożyć plan działania. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otaczająca Iriela przyroda jakoś specjalnie nie doceniła niebiańskiej obecności, jaka raczyła rozświetlić anielską siłą to paskudne, mokre miejsce. Kilka ptaszydeł, chyba jakichś srok czy innych sójek zerwało się do lotu. Coś zaszeleściło w krzaczorach i chyżo spieprzyło. Bez dodatkowych boskich bonusów były anioł nie był w stanie stwierdzić, co dokładnie uciekło. Ziemia jest bogata w różne stworzenia, to moglo być cokolwiek żyjącego w tym klimacie. Było zimno, ślisko, zatęchło... krótko mówiąc wszystkie nowonabyte ludzkie zmysły zesłańca zaczynały się odzywać i okazywać działanie. O, teraz to nawet ręce go bolą. Jak się okazuje, nawet zwilgły grunt jest było nie było całkiem twardy i bicie w niego ludzkimi rękoma daje... cóż nie oszukujmy się łatwy do przewidzenia efekt.

 

Po niezadługiej chwili Iriel poczuł taki nie do końca określony, ale irytujący brak czegoś. A potem zaskoczyło mu trochę wiedzy z jeszcze tak niedawna. Był to głód. Dodatkowo klimat, roślinność i pogoda wskazują, że jest w jakimś umiarkowanym kraju. Takim, gdzie przynajmniej w ciągu dnia jego nowe, ograniczone ciało nie podda się wychłodzeniu bez odzienia. Ale ale, chwila moment. Jego wcześniejszy okrzyk dał jakiś rezultat. Coś przedziera się ku niemu przez gęstą, ponurą ale majestatyczną niby świątynia puszczę. Co anioł zrobi teraz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podsumowując, było zimno,  było mokro i był głód. Fantastycznie jak na początek, ale ostatecznie ktoś mógł sobie zakpić i dać mu ciało niemowlaka albo starca. A tak przynajmniej umiał... No właśnie, czas wypróbować nogi na wypadek gdyby trzeba było wziąć je szybko za pas. 

Najpierw klęknął na kolanach, uznając to drobne zwycięstwo za dobry start. Potem, nie spuszczając wzroku z drzew i zarośli podparł się rękami, żeby wstać. 

Z tym już nie poszło tak łatwo. 

Wymamrotał pod nosem parę obelg, próbując wstać z tyłka na który upadł. Obsługiwanie tego nie było tak łatwe na jakie wyglądało z góry. Podjął jeszcze jedną próbę, tym razem rozstawiając nogi nieco szerzej i pewniej. Udało się - wstał. Tyle, że ucieczka nie była raczej możliwa. Przy okazji odkrył, że raczono umieścić go w męskim ciele, co powinno przynajmniej w teorii zaoszczędzić paru problemów... A paru dodać. 

Wstał więc i postanowił poczekać na licho czające się w zaroślach, desperacko próbując utrzymać równowagę na tych dwóch bezużytecznych patykach obklejonych mięsem. O wiele przychylniej spojrzał oczami wyobraźni na psy i wszelkie czworonogi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iriel mógłby być wdzięczny Autorytetowi, gdyby nie fakt że i tak go wypieprzyli z nieba. Wyglądało na to, że nowe, ludzkie ciało anioła funkcjonuje tak jak powinno, z nogami, rękami i wszystkim na swoim miejscu i w dobrym stanie. Drobną niedogodnością był fakt, że wszystko było nówka sztuką nieśmiganą. Jednak wstał, a błędnik pozwolił mu wbrew obawom i złym przeczuciom stać dalej. To zawsze jakiś start, jak Iriel zdążył zauważyć. Wciąż by jednak nagi, przeraźliwie nagi i odkryty, bez żadnej osłony. Można by się nawet pokusić o żart że stoi tak jak go Pan Bóg stworzył.

 

Z tym, że zapewne takie coś nie należało do normalnych rzeczy wśród ludzi. Z reguły nosili oni jakiegoś rodzaju stroje, czasem ograniczone do przepasek biodrowych a czasem przeciwnie, przesadnie obfite i ociekające ozdobami. Kolejny podmuch nieco chłodniejszego powietrza pomógł wygnańcowi ogarnąć z jakiego powodu mogli wpaść na taki dość niedorzeczny pomysł jak ograniczanie sobie ruchów płótnem.

 

Właśnie, mówiąc o ludziach. Normalne zwierzęta na widok kolesia spadającego z nieba już dawno się ewakuowały, szelest oznaczać mógł więc tylko jedno. I prawidłowo, zza gęstych, olepionych pajęczynami krzaczorów powoli wychynął mężczyzna, zapewne zwabiony krzykiem. Jest niższy od Iriela, ubrany w jakieś futro włosiem na wierzch, parciane portki i prostą płócienną czapeczkę. Jest brudny i wygląda na... bardzo niemajętnego, mówiąc delikatnie. Jest ewidentnie zaskoczony, i trzyma w rękach... hmmm. No właśnie, co takiego? Nie jest to miecz, nie jest to włócznia... coś aniołowi świtało, ale nie był do końca pewien czym mogło być tajemnicze ustrojstwo. Wszak jakiś czas go na Ziemi nie było. Co teraz pocznie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, nagość na tej szerokości geograficznej mogła być nieco... Kłopotliwa. Wyglądało to wszystko na klimat umiarkowany, teraz pytanie tylko jakim językiem się posługiwali.

Iriel uniósł dłonie w geście, który wydawał się mu  być uspokajający. Kłopot w tym, że nie był specem od ludzi, a od nauk bardziej ścisłych i logicznych niż ta o dwunożnych łysolach przejmujących z wolna władzę nad światem. Iriel może i by się pomodlił, gdyby nie fakt, że nie pozwalała mu na to duma. 

- Salve! - odezwał się, decydując na rozpoczęcie potencjalnego dialogu łaciną. Machnął okrężny ruch nad głową, który - jeśli dobrze pamiętał - był przywitaniem w Europie i w Ameryce, w każdym razie w podobny sposób. Była największa szansa, że ów delikwent zrozumie i może nie postanowi go zabić. Ciekawe czym by to skutkowało... - Loquerisne Latine? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stojący naprzeciw Irielowi mężczyzna nie wygląda na specjalnie wykształconego. W sumie na nikogo nie wygląda. Szara twarz, chudy dość, lekki wąs. Jakiś lokalny chłopek-roztropek. Niestety anioł jak było wspomniane pomodlić się nie chciał, zresztą nawet nie wiadomo czy by mógł, więc urządzenie w rękach tego jegomościa pozostawało zagadką. Nietrudno jednak się było domyślić, że niebiański wygnaniec znajduje się po złej stronie tej niewątpliwie broni. Jednak zagrywka z łaciną wyglądała na dobry ruch, bowiem po chwili nieznajomy opuścił oręż.

- Eeee? - zaczął elokwentnie i podrapał się po czapce. Przestał stanowić większe zagrożenie. - Por latine... wy szlachcic? Skąd-eście są?

 

Jakieś tam lokalne Europejskie narzecze. Bardziej wschodnie. Co anioł zrobi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A więc to tak - stwierdził pod nosem. Łacina się tutaj nie przyda. - Może bardziej... Uczony! Powiedzmy w sztukach medycznych. Pomóżcie wędrowcowi w potrzebie, dobry człowieku! - rzucił, usilnie zastanawiając się nad tym, co też paskudnego mogło mu się stać... Poza tak znaczącym upadkiem. Porwanie? Nie, przecież by go nie zostawili. Porwanie i pomyłka? Mało prawdopodobne. Zaraz przypomniał sobie jednak o jednym z najbardziej popularnych ludzkich hobby, mianowicie... O bezprawiu. 

- Zbóje! Zbóje napadli, ograbili ze wszystkiego co żem miał, a wiele tego nie było. I teraz zostawili samego na śmierć tutaj, bezbożnicy, tfu - powiedział, mając nadzieję, że odgrywa rolę odpowiednio i obserwując mężczyznę z bronią bardzo, bardzo uważnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tajemniczy nispecjalnie bogato wyglądający jegomość spiął się na wzmiankę o zbójcach. Rozejrzał się, mocniej zaciskając dłonie na swojej broni. Zaraz potem znów skupił się na aniele i przeszył go badawczym, niepewnym acz dość chłodnym spojrzeniem. Dość szybko jednak rozluźnił się, nie omieszkając rozejrzeć się ponownie, po czym zaśmiał się w głos. Nie jest to do końca taki dobry śmiech. Rubaszny, zdecydowanie wesoły i pełen energii, lecz coś jest tutaj troszkę nie tak. Zaraz jednak zagadka się wyjaśniła.

- Hehehe - śmiech wygasł, acz wesołość nie zniknęła z wąsatej twarzy mężczyzny. - Zbójcy, powiadacie? Niezła krotochwila, bracie uczony, ale nie obrobiliśmy nikogo od bez mała dwóch dni. Musicie mieć strasznego pecha, albo rozsierdziliście niebiosa jeśli was ktoś tutaj ot tak zostawił. Zbójcy nie zbójcy, nie godzi się zostawiać kogoś nagiego w lesie. Głodniście?

 

Trafić na bandytów chcąc zwalić wszystko na, cóż, bandytę. Ktoś wyżej musi boki zrywać. Nad odpowiedzią Iriel chyba powinien się chociaż przez chwilę zastanowić. Głównie przez fakt, że domniemany zbójnik wciąż był uzbrojony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Setki tysięcy lat istnienia, nieograniczona wiedza i tak kretyńska wpadka podsumowująca to wszystko.  Iriel nie czuł się szczególnie dobrze i nawet sobie nie wyobrażał jaki wyraz musiała mieć jego twarz w tamtym momencie. 

- Nawet nie wiecie jak blisko prawdy jesteście z tymi niebiosami - stwierdził, uprzednio biorąc głęboki wdech. Zastanawiał się jak uspokoić to denerwujące kołatanie serca. Chwilowo ów narząd przesunął się na pierwsze miejsce tworzonej ciągle listy najbardziej znienawidzonych narządów w ciele ludzkim. Nie dało się zebrać myśli przy tym cholernym mięśniu, a Iriel z niepokojem czekał na to, aż we znak dadzą się kiszki. 

- Trochę... przyznam, tak - dodał, wciąż stojąc w miejscu. Nie był pewien jak wytłumaczyć mężczyźnie nieumiejętność chodzenia i ogólnie małą wprawę w posługiwaniu się ciałem i miał tylko złudną nadzieję, że nie zapyta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Domniemany rozbójnik wciąż się nieco głupawo uśmiechał, ale wygląda teraz na takiego w miarę zrelaksowanego. Podszedł bliżej do Iriela, ale nie tak by być w zasięgu jego rąk. Obszedł nagiego wygnańca, po czym zbliżył się znowu, od tyłu, tym razem z bronią w gotowości i delikatnie tryknął nią niebianina. To był znak, by ruszać w drogę.

- Idźcie przodem, poprowadzę - odezwał się, bez żadnej złości czy coś. Da się poznać, że to wymachiwanie bronią to głównie ostrożność - Ubierzemy, nakarmimy. Gdzieś pod lasem jest wieś, tam możecie potem pójść. Pieniędzy nie macie, a my darmo nie karmimy, ale w głowie um wasz działa pewnie niezgorzej. Pójdziem, podjem, a wy powiedzcie, co potraficie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niech i tak będzie - odparł, coraz bardziej niepokojąc się, że ostry przedmiot będący bronią może wylądować w jego plecach. Z jednej strony Iriel był niesamowicie ciekaw co stąłoby się, gdyby jego ludzkie ciało umarło, z drugiej wiedział, że szef nie jest bynajmniej durniem i to nie mogłoby być tak łatwe  z powrotem do góry przez śmierć na dole. To sprawiało, że nie był aż tak ciekaw. 

Teraz z kolei niepokoił się krokiem, który miał poczynić. Zepchnął dumę i chęć uzyskania szacunku od faceta za sobą wgłąb umysłu i wysilił się, aby zrobić szybki ruch nogą. Szybki żeby nie stracić równowagi przez brak oparcia. Jak postanowił tak zrobił. Podobno pierwszy krok zawsze miał być najtrudniejszy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Długie myśli. Absolutne skupienie. Całe sekundy przygotowań, poparte mentalną siłą anioła, to wszystko zostało włożone w jego pierwszy w miarę pewny, stabilny krok na tym padole łez, jak dość często ironicznie określali Ziemię aniołowie stróże. Po pierwszym kroku, pełnym napięcia jak skok w głębinę, następne przyszły już z większą łatwością. Wystarczy w miarę uczesać równowagę, i do tego jak coś można oprzeć się o drzewo, przynajmniej póki Iriel jest w lesie. Ale zanim z niego wyjdzie, powinien chodzenie spokojnie opanować. Może dzięki kontaktowi z ludźmi także i inne rzeczy przyjdą mu łatwiej.

 

Spacer potrwał jednak troszeczkę dłużej niż niebiański wygnaniec początkowo zakładał. Zapewne ten człeczyna przeszedł kawałek, zaciekawiony niecodziennym widowiskiem w atmosferze i niżej. Albo też prowadził go cholera wie jak. Tak czy inaczej, wkrótce on i jego towarzysz dotarli do leśnego obozowiska. Jest to półotwarta grota pod sporą skałą, dodatkowo obudowana prostymi ścianami z niezagrubych pni. Bandytów jest całkiem z pięciu, jeśli wszyscy są teraz naokoło groty. Po lesie rozchodzi się zabach czegoś smakowitego pieczonego nad ogniem, wódki, niemytych ludzi i płonących polan. Na widok anioła niektórzy zaczęli gwizdać albo się śmiać.

- Rozgośćcie się - rzucił przewodnik. - Znajdźcie coś do ubrania w jaskini, jak będziecie gotowi, zapraszam do ogniska!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic nie powiedział, starając się przejść przez obozowisko z godnością. To znaczy jej resztkami. Właściwie z nadgniłym trupem swojej godności. Nie było łatwo dopasować się do takich warunków, zwłaszcza jeśli jeszcze rano było się świetlistym duchem, a nie zwykłym duchem zamkniętym w kawałku mięsa. Najgorzej było z narządami rozrodczymi. Był niemal pewien, że to jest główne źródło braku godności. 

Jaskinię przywitał niemal z ulgą. Szukał ubrań w miarę ciemnych, wzorując się na tym, co zobaczył u ludzi przy ognisku. Kiedy już znalazł coś, co go zainteresowało (nie pamiętał czy idea odzienia spodniego, to jest bielizny, wciąż była w użyciu, ale wykorzystał dostępne elementy) i wyglądał jak człowiek, ruszył z powrotem do ogniska. Nigdy nie czuł się tak głupio. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W obudowanej wnęce anioł znalazł zdumiewająco dużo różnych sztuk odzieży. Niektóre, rzucone na kupy, były zapewne używane jako rodzaj posłania. Nie wyglądały zachęcająco, roiło się na nich od wszy, były raczej brudne, pachniały też niespecjalnie. Zmysły anioła, coś czego w sumie nie miał do tej pory, atakowały go rozmaitością zapachów i dźwięków. Na szczęście znalazły się też łachy złożone z takim jakby nieco większym zadbaniem w jednym miejscu, oraz kilka ciekawych rzeczy wiszących na sznurach rozwieszonych między ścianami. Irielowi udało się wypatrzeć całkiem w porządku kapotę, lnianą koszulę i coś w rodzaju bluzy, owijki na stopy, jakieś średniej jakości skórzane łapcie, szarawary i autentyczne jedwabne gacie. Wyglądał komicznie. Jednak był to w miarę dobry zestaw, a co najwaniejsze, czysty. Znaczy, tak czysty jak może być w tych warunkach.

 

Przy ognisku, takim większym, jednym z dwóch, niebianin mógł poczuć się zdecydowanie lepiej. Ludzie, choć bandyci i domyślnie złoczyńcy, nie wyglądali nieprzyjaźnie. Higienicznie też nie, ale to inna sprawa. Pokpiwali trochę z Iriela, ale wygląda na to, że nieufność i pierwsze lody przełamała właśnie niefortunność anioła. Ktoś poczęstował go kawałem pieczonego barana, ktoś inny wcisnął mu czerstwy chleb.

- No, to teraz będziemy mieli dobre czasy!

- Osobisty cyrulik, lepiej być chyba nie mogło.

- Ktokolwiek cię obrobił, musiał być strasznym chciwcem, nawet portek nie zostawił. Dobry z was lekarz, tam na dole wyglądacie na zdrowego!

Takie i inne głosy dobiegały nieczęśnika "z góry".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszędzie było brudno. Brudni ludzie, brudna ziemia, wszystko skalane organicznością. Z perspektywy niebiańskiej było to znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze do przetrawienia. Zwierzęta i ludzie (czyli poniekąd też zwierzęta) wyglądali znacznie lepiej, kiedy nie trzeba było ich wąchać. Z drugiej strony jedzenie było tym, co pachniało całkiem dobrze. A przynajmniej ciało tak to odbierało. Cóż, po wszystkich tych latach nauki i rozwijania wiedzy o świecie Iriel zrozumiał, dlaczego ludzie tak uciekali przed naturą i starali się od niej odgrodzić właściwie od początku dziejów. Natura cuchnęła. 

Ale w tym wszystkim znalazł się plus. Iriel widział i słyszał o brutalnych zbrodniach ludzi na ludziach, a ci tutaj mimo bycia bandytami... No cóż, właściwie nie mieli go z czego obrobić, ale potencjalnie mogli zabić. Nie żeby zaraz widział  w nich uosobienia dobroci, ale jednak poczęstowali jedzeniem, nawet jeśli w zamian za usługi. 

- Największym z największych. Bardziej chciwym być się nie da - odparł anioł na wspomnienie o chciwcu, który go obrobił. Fakt, czuł się nieco oszukany. Przecież wszystko co robił miało służyć celom wyższym, Ojcu. A tu taka niemiła niespodzianka i tylko dlatego, że zrobił coś więcej niż reszta. Zapchleni pierzaści... 

Wgryzł się w mięso, a potem poprawił kawałkiem chleba. Doznania były jeszcze lepsze niż te węchowe. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy posiłek na Ziemi jakiego zakosztował Iriel z pewnością przejdzie jako doznanie warte zapamiętania. Choć strawa jest prosta, to smakuje znakomicie, moliwe że dlatego iż najlepszą przyprawą jest głód. Baranina, choć twarda, da się przyjemnie żuć, zatopiona w jakimś sosiku z nutą grzybów, jałowca, czosnku, rozmarynu. Gęsty sos przyjemnie klei się do kubków smakowych. Pieczywo z kolei jest już takie sobie, ale zamoczone właśnie w sosiku, którego polano aniołowi chwilę później zdecydowanie uzupełnia pieczyste. Rozmowa przy ognisku jakoś tak potoczyła się swoim torem i przycichła, kiedy inni zbójcy zajęli się jedzeniem. A mogli zabić.

 

Po skończonym posiłku były przewodnik niebianina i jeszcze jakiś brodaty koleś zbliżyli się do anioła.

- No, panie cyrulik - zagadnął przyjaźnie wąsaty - Co do tego odwdzięczania się, mamy dwóch chorych, jednego połamanego, sraczkę i od cholery wszy. Pojedliście, popiliście, ubranie też daliśmy, jak przykazuje Wiszący Zbawiciel, więc teraz czas na was.

 

Poważnie, dać się kurwa powiesić. I to Syn. Żeby chociaż jakoś fajnie było. Jak już i tak chciał za nich wszystkich umrzeć, to już mógł znaleźć jakiś fajny symbol. Na przykład krzyż, krzyże są ładne. Albo krzesło. Ale nie, szubienica. Przecież to nawet głupio brzmi, Wiszący Zbawiciel.

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Prowadźcie. Zrobię co w mojej mocy - odparł Iriel, w głowie porządkując sobie nazwy i właściwości lecznicze ziół znajdujące się w tej strefie klimatycznej. Wiszący Zbawiciel... To już była jakaś podpowiedź. Teraz wypadało się dowiedzieć, gdzie konkretnie się znalazł. Sraczka zazwyczaj nie była trudna do wyleczenia, złamania wystarczyło odpowiednio nastawić, jeśli tylko nie były skomplikowane. Inaczej potrzeba było alkoholu, otwarcia rany i zabawy w puzzle. Na wszy też znał jakieś specyfiki, ale w tamtym momencie całkiem ciekawiło go, na co też chora była dwójka rozbójników. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie, sraczka wydawała się być rezultatem jedzenia podłej jakości. Zapewne naprawdę podłej. Iriel miał też rację w tym, że nie była to dolegliwość bardzo trudna do wyleczenia. Węgiel, lepsza strawa lub chociaż śladowa ostrożność w wyborze posiłku, jakieś zioła na poprawę trawienia. Oczywiście nie można było mieć stuprocentowej pewności czy anioł faktycznie by tutaj wszystkie znalazł. Jest na to szansa, ale należałoby doprecyzować położenie by mieć pełen obraz sytuacji. Co do ziół samych w sobie, Iriel był spokojnie w stanie przypomnieć sobie kilka różnych ciekawych, nawet prostrzych jak krwawnik, czy na przykład dziurawiec i tym podobne, które w tych klimatach raczej na pewno gdzieś sobie rosną. Co do rzeszty chorób, złamanie nogi źle się zrastało, chociaż szyny rozbójnika były zrobione nawet nieźle. Zapewne był jakoś transportowany i kość się przemieściła. Kolejny bandzior, pierwszy z pochorowanych był jakiś taki przygaszony, nieco żółty na twarzy. Ostatni leżał na barłogu, cały rozpalony, ledwo mamrotał. Szkarlatyna jak nic.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

- Przyda mi się babka zwyczajna. Znacie pewnie, takie zielsko z lśniącymi, dużymi liśćmi. Lekko owłosionymi. To z tego sporządzić napar, byle woda była porządnie przegotowana - stwierdził. Cóż, dwa pierwsze przypadki były do wyleczenia ziółkami, ale też Iriel był niemal pewny, że wszystkiego nimi nie załatwi. 

Doszedł do wniosku, że żółtego i w gorączce zostawi sobie na koniec, chcąc z ciekawości sprawdzić, czy może jakimś fuksem udałoby się zatrzymać chociażby lekkie leczenie ran. Już tyle by mu mógł ojciec zostawić, chociaż anioł szczerze wątpił. 

Kucnął nad facetem ze złamaną nogą i ostrożnie zdjął szyny. 

- To by trzeba było nastawić. Kość jest przekrzywiona, nie zrośnie się równo, a odłamki zostaną i będą ranić - powiedział. - Sprawności to ty chłopie za bardzo nie odzyskasz. Chyba że spróbuję otworzyć nogę i poskładać to, jeśli nie jest zbyt skomplikowane, ale nic nie gwarantuję. Nie zaszkodzę, ale nie wiem czy pomogę, a boleć będzie - wyjaśnił, delikatnie macając skórę i to co pod nią, chcąc mieć lepszy wzgląd w sytuację. - A powiedzcie mi jeszcze... Głupie pytanie, ale jaki to kraj? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie zakręcili się wokoło, stosując się do instrukcji domniemanego cyrulika. Skoro już dostali jakieś rzeczy do roboty, zatroszczyli się o to, by były one zrobione w miarę dobrze. Nie byli doświadczeni, ale z ładnym opisem jak ziele ma wyglądać i co dalej z nim zrobić wkrótce otrzymali właściwy napar. Praktycznie nie dało się spieprzyć tak prostego zadania jak ugotowanie wody, ale mimo to jeden z nich o mało nie podpalił sobie bujnej jak mech na głazie brody. Jak na rozbójników całkiem mocno przejmowali się swoimi powalonymi chorobą kompanami, choć dało się to dostrzec dopiero po pewnej chwili przebywania w tym nietuzinkowym towarzystwie. Byli też bardziej tacy... no nie zdawali się być specjalnie groźni mimo broni. Niespecjalnie rozgarnięci, bardziej weseli niż ponurzy. Wiadomo jednak, że pozory mogą mylić, a było nie było różnorakie bronie wciąż posiadali.

- Kurwa - zaklął bardzo pobożnie połamaniec. - Żeż by to zaraza... to jak ja będę łupić i uciekać przed pachołkami magistrackimi?

- Coś wymyślimy - ozwał się asystujący Irielowi wąsal, po czym parsknął niezłośliwym śmiechem. - Ktoś wam w łeb dał, panie cyrulik, że nie wiecie gdzie jesteście? Hy, hy hy, to nieźle was zaprawili. Do domu pewnikiem też nie wiecie jak trafić. Ale służę pomocą. Witamy w Wielecji!

 

Dwie kwestie interesujące upadłego anioła najbardziej prezentowały się następująco. Jeśli chodzi o tę bardziej fizyczną, to złamanie wyglądało w sumie tak jak się z początku wydawało, ani lepiej, ani gorzej. Złamany piszczel, ruch wywołał przemieszczenie, zrasta się krzywo. Najlepszym wyjściem jest oczywiście kość ponownie złamać, nastawić i porządnie usztywnić. Z kolei jeśli chodzi o kwestie eschatologiczne... Iriel mimo ludzkiej powłoki ze wszystkimi jej siłami, ale też i słabościami, posiadał wciąż pewną ilość mocy niebieskich. Jakby nie patrzeć Autorytet był zwolennikiem resocjalizacji, nie kary całkowitej. Nawet inni aniołowie, nieważne jak śliskimi, chytrymi chujkami byli, nie mogli przekonać Pana Zastępów by aż tak dokopał pechowcowi. Coś tam, coś tam niemrawo tliło się w Irielu. Miał też niejasne wrażenie, że może uzyskać większą moc z czasem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Trzeba was będzie znieczulić - odezwał się, patrząc na złamaną nogę. Najlepiej oczywiście byłoby porządnie dać delikwentowi w łeb, ale ze względu na raczej krótką znajomość z rozbójnikami, lepiej było z takimi działaniami poczekać na propozycję, niż samemu ją proponować. -... Najlepiej procentami. Macie może chłopaki jakiś mocniejszy trunek na zbyciu? Przyda się całkiem sporo. I paru  chętnych do potrzymania, żebyś mógł znowu łupić i uciekać przed pachołkami magistrackimi - dodał, czekając, aż zbiorą się chętni. 

Rozprostował palce ze złowieszczym chrzęstem, skupiony na pracy którą miał przed sobą. Ponowne złamanie kości nie było łatwym wyczynem, aczkolwiek jeśli ta konkretna krzywo się zrastała, powinno być nieco prościej niż z łamaniem zdrowej. Trzeba było też wywalić odłamki raniące tkanki i do tego zszyć gościa tak, żeby mu się nie wdało zakażenie. Reputacja w tamtym momencie zdawała się sprawą dosyć kluczową, a Iriel nie chciał się upewniać co się stanie w momencie, kiedy jego ciało zostanie mocno uszkodzone, albo też uszkodzone ostatecznie. 

Był ciekaw, naprawdę ciekaw, czy przeczucia związane ze szczątkami niebieskich mocy się sprawdzą. To pomogłoby z pewnością w przypadku gorączki i szkarlatyny, a więc i pomogłoby pośrednio też jemu. 

- Nie uwierzylibyście, jakbym wam powiedział. Niech starczy, że jest wysoko postawiony - odparł na pytanie podszyte żartem. No ale tu się wąsacz nie mylił, że nie miał pojęcia jak wrócić do domu. Całe szczęście, że póki co jako tako się Irielowi upiekło i przynajmniej miał w co ręce włożyć... Dosłownie i w przenośni. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taktyka anioła jeśli chodzi o znieczulenie okazała się całkiem w porządku. Zbójnicy oczywiście nie byli na tyle rozgarnięci, by wiedzieć co to jest procent, ale ton i szybka wzmianka o trunku wystarczyły.  A i jeden młodszy z nich, dotychczas pełniący rolę łapiducha w bandzie jak się okazało, słyszał kiedyś o czymś takim jak procenty. Wszyscy się ucieszyli, nawet połamany, bo nadarzyła się okazja do chlania. Znaczy wszycy z wyjątkiem żółtka oraz gorączkującego, bo ten akurat chyba zaczynał majaczyć, ale nastrój był ogólnie zdecydowanie lepszy niż chwilę temu. Wraz pojawiły się gąsiorki z okowitą, trochę miodu zrabowanego od kogoś bogatrzego, a nawet beczka wina uherskiego.

 

Oczywiście trzeba było poczekać pewną chwilę zanim znieczulenie zaczęło dobrze działać, ale za to miało mardzo szeroki zasięg oddziaływania, niczym obszaroe błogosławieństwo. Nieszczęśnikowi, którego czekała operacja, okazano specjalną troskę, pojąc go niemal bez przerwy. Ledwo miał czas zagryźć raz czy dwa. Podochoceni zbójcy zaczęli sobie żartować, śpiewać, a ktoś trochę głupszy niż średnia w pewnym momencie wypalił z samopału w jakąś pustą skrzynkę czy coś. Skrzynkę rozerwało, ogólna wesołość panowała wokół. Raczej nic nie wskazywało, by ktoś mógł zrobić teraz krzywdę Irielowi, przynajmniej nie z rozmysłem. Nawet więcej, jeśli anioł by chciał, może nadarzyć się okazja do ucieczki jak już wszyscy popadają.

 

W końcu Iriel mógł przystąpić do swojej brudnej roboty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ucieczka nawet by mu nie przyszła do głowy, bo nie miał pojęcia gdzie dokładnie jest, a teren nie wyglądał jakby mógł uciekać gdziekolwiek. Poza tym, póki nie byli wobec niego... dajmy na to, nieuprzejmi, póki karmili i dali ubranie (tak jak Pan przykazał, he, he), to nie było sensu nawiewać, a ze sprawnością Iriela złapanie go byłoby nazbyt łatwe. 

Kiedy już połamaniec odpłynął w słodki świat upojenia alkoholowego, anioł zabrał się do pracy. O ludzkim ciele wiedzę miał, więc wiedział gdzie przeciąć, żeby nie rozwalić tętnic ani co ważniejszych żył. Poprosił zresztą o nóż, który natychmiast polał obficie alkoholem i położył obok siebie, żeby ten był w pogotowiu. 

Zanim otwarł ranę, wymacał zgrubienie i chwycił po obu jego stronach, żeby ponownie je złamać. 

- Jakby się obudził, to go trzymajcie. Niech który będzie w pogotowiu, cały czas, bo go boleść może otrzeźwić - ostrzegł i jeśli już ktoś podszedł żeby trzymać delikwenta, Iriel szybkim ruchem postarał się złamać kość. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Zbójnik był zdecydowanie zbyt zajęty rzeczami o których może śnić kompletnie pijany, biedny leśny bandziorek by przejmować się czymś tak marnym jak na przykład przyszłe otwarcie rany potężnym, prawie rzeźnickim nożem - bo jak widać scyzoryków a co dopiero skalpeli jeszcze chyba nie wynaleźli. Delikatne ruchy lędźwiami jakie wykonywał zanim go przytrzymano oraz naprawdę durnowaty półuśmiech dawaly lekką wskazówkę dotyczącą tego, co mogła pokazywać mu wyobraźnia. Iriel jakoś tak podświadomie, delikatnie zdawał się bardziej czuć niż widzieć kość pośród całego tego w sumie kiepskiej jakości mięcha jakim była złamana noga nieprzytomnego rozbójnika, dlatego wymacanie jej nie było jakieś bardzo problematyczne. Złamanie też nie. W sumie niebianin zrobił to tak sprawnie i płynnie jakby miał naprawdę ogromną wprawę w łamaniu ludzi i sprawianiu im tym samym bólu.

 

Tym razem zbójnik nie mógł zignorować tego co się działo. Mimo zdumiewającej ilości alko... krwi w alkoholu, poderwał się drżąco z krótkim okrzykiem. Na szczęście jego kamraci zatroszczyli się o to, by nie uciekł z miejsca operacji. Gratulacje. Kość jest złamana. Teraz wystarczyło tylko, albo aż, spróbować ją nareperować i to tak by było w miarę dobrze. Iriel jakoś tak czuł, że może rozbójnicy nie będą specjalnie szczęśliwi, jeśli spierzy sprawę, jednak z drugiej strony, było coś jeszcze. Wygnaniec miał jakieś takie niejasne wrażenie, że chyba da radę i to nie tylko dzięki swoim umiejętnościom, które i tak nie były małe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...